let me prove to you that i've...

By shia542

11.5K 1.7K 272

druga część the truth always comes out || nomin || W chwili, w której Jaemin wynajął swoje własne mieszkanie... More

🔱 1 🔱
🔱 2 🔱
🔱 3 🔱
🔱 4 🔱
🔱 5 🔱
🔱 6 🔱
🔱 7 🔱
🔱 8 🔱
🔱 9 🔱
🔱 10 🔱
🔱 11 🔱
🔱 12 🔱
🔱 13 🔱
🔱 14 🔱
🔱 15 🔱
🔱 16 🔱
🔱 17 🔱
🔱 18 🔱
🔱 19 🔱
🔱 20 🔱
🔱 21 🔱
🔱 22 🔱
🔱 23 🔱
🔱 24 🔱
🔱 25 🔱
🔱 26 🔱
🔱 27 🔱
🔱 28 🔱
🔱 29 🔱
🔱 30 🔱
🔱 31 🔱
🔱 32 🔱
🔱 33 🔱
🔱 34 🔱
🔱 35 🔱
🔱 36 🔱
🔱 37 🔱
🔱 38 🔱
🔱 39 🔱
🔱 40 🔱
🔱 41 🔱
🔱 42 🔱
🔱 43 🔱
🔱 44 🔱
🔱 45 🔱
🔱 47 🔱
🔱 48 🔱
🔱 49 🔱
🔱 50 🔱
🔱 51 🔱
🔱 52 🔱
🔱 53 🔱
🔱 54 🔱
🔱 55 🔱
🔱 56 🔱
🔱 57 🔱
🔱 58 🔱
🔱 59 🔱
🔱 60 🔱
🔱 61 🔱
🔱 62 🔱
🔱 63 🔱
🔱 64 🔱
🔱 65 🔱
🔱 66 🔱
🔱 67 🔱
🔱 68 🔱
🔱 69 🔱
🔱 70 🔱
🔱 Epilog 🔱

🔱 46 🔱

179 25 3
By shia542

- Hej, mała, wiem, że się cieszysz na swoją misję... ale nie będziesz mogła jej wykonać, jeśli będziesz się tak wierciła - mówiąc to, Doyoung próbował przywiązać wodorost do ogonka rybki, jednak gdy po raz kolejny mu się to nie udało, wyrzucił w górę ręce z rezygnacją. - Mam dość. Poddaję się.

- Doyoung, spokojnie. - Sicheng odłożył na bok przygotowaną dla niego wcześniej kurtkę i podpłynął do przyjaciela, odbierając od niego list, zamknięty w szklanej butelce.

Ze względu na to, że bariera na Linii Inponentia nie przepuści niczego pokrytego zaklęciem, syreni musieli zrezygnować z używania zaklęcia nieprzemakalności i zamiast tego zainspirować się pomysłem Renjuna. Niestety, problem stanowił fakt, iż rybka, którą Doyoung przywołał dzisiaj przez okno i której następnie opowiedział wszystko związane z Jaeminem, aby ta uwierzyła w jego dobre intencje, była za mała, by pochwycić butelkę w pyszczek. Właśnie dlatego od blisko pięciu minut próbowali przywiązać ją wodorostem do jej ogonka. Sicheng odetchnął, chwytając kraniec wodorostu, po czym skinął głową na rybkę.

- Chodź do mnie. Spróbujemy jeszcze raz, dobrze? - powiedział łagodnym tonem Sicheng, nie chcąc wystraszyć rybki, którą przejął już wybuch frustracji Doyounga. Ten spojrzał spod uniesionych brwi na towarzysza.

- "Chodź"? Sicheng, musisz bardziej uważać. Posiadasz zbyt wiele ludzkich nawyków - upomniał go Doyoung, pamiętając, jak zawsze obawiał się, że właśnie one zdradzą Jaemina przed innymi.

- Tak, masz rację, wybacz - odpowiedział na wpół przytomnie Sicheng, wysuwając w skupieniu język. Po chwili uśmiechnął się zwycięsko, odsuwając dłonie od zwierzątka. - Gotowe! Widzisz? Udało nam się!

- Mówisz do mnie, czy do rybki? - zażartował Doyoung. Obaj zaśmiali się, po czym Sicheng spłynął odrobinę niżej, by znaleźć się na wysokości wzroku rybki.

- Wiesz, gdzie popłynąć, prawda? - spytał, na co rybka pokiwała energicznie pyszczkiem. Dotychczas ona milczała, jednak w jej oczach można było ujrzeć zaufanie, jakim obdarzyła dwóch syrenów. - Wspaniale. Bądź ostrożna i nie daj się zauważyć strażnikom. Gdy znajdziesz się pod klifami, jestem pewien, że któryś z twoich przyjaciół pomoże ci rozwiązać wodorost. Ruszaj.

Sicheng poklepał na zachętę rybkę po łebku, a w tym samym momencie Doyoung otworzył okno, wypuszczając zwierzątko na zewnątrz. Po wypłynięciu pomachało ono do syrenów płetwą, po czym popłynęło przed siebie, będąc doskonale świadomą tego, jak ważne zadanie zostało jej zlecone. Wszystko, co dotyczyło Jaemina, było obecnie priorytetem dla każdego stworzenia morskiego, więc skoro rybka miała okazję, by wspomóc jego przyjaciół, nawet się przed tym nie wahała. Sicheng obserwował odpływającą rybkę, aż do momentu, w którym zniknęła ona w sąsiedniej uliczce, po czym podpłynął do sofy, na której położył swoją kurtkę.

- Szkoda, że rybki nie były do nas równie ufne, kiedy potrzebowaliśmy ich pomocy poza Perłowym - westchnął Doyoung, wspominając ich wysiłki związane z próbą nawiązania rozmowy z jakimkolwiek zwierzęciem.

- Może tamta rybka, która nam pomogła, powiedziała o nas innym i dlatego tak łatwo teraz nam poszło - zastanowił się na głos Sichenga. Doyoung popukał się po brodzie, po chwili kiwając głową.

- To możliwe - przytaknął, nie wiedząc, że obaj trafili w sedno. Wśród zwierząt nic na długo nie zostaje sekretem. - Najważniejsze, że dostarczą twoją wiadomość.

- Prawda - zgodził się Sicheng, uśmiechając się na myśl o tym, jak jego ukochanego cieszy się na widok wieści od niego, na które czekał od dnia, w którym zeskoczył z klifów do oceanu. Zarzuciwszy na siebie kurtkę, spojrzał na Doyounga. - Czy... czy płyniesz od razu do Jeno?

- Taki miałem plan i myślałem, że popłyniesz ze mną. - Doyoung uśmiechnął się do przyjaciela, jednak jego mina sprawiła, iż kąciki jego ust opadły, a on sam zmarszczył brwi. - Co się dzieje?

- Dołączę do was później - wydusił z siebie w końcu Sicheng. - Mam pewną rzecz do załatwienia, ale wydaje mi się, że muszę zrobić to w pojedynkę i...

- Hej, hej, hej. - Doyoung podpłynął szybko do syrena i położył mu ręce na ramionach. - Spokojnie. Przecież nikt cię nie trzyma na uwięzi, prawda? Możesz robić wszystko, co chcesz. Znaczy... wszystko, co nie będzie zagrażało tobie ani Jaeminowi - uściślił, śmiejąc się przy tym.

- To, co zrobię, jak już może tylko pomóc Jaeminowi - odparł Sicheng, uśmiechając się blado, a wtedy jego towarzysz poklepał go po plecach, następnie popychając delikatnie w stronę wyjścia.

- Więc tym bardziej cię nie zatrzymuję. Pamiętasz kod, w jakim musisz zapukać? - spytał Doyoung, w odpowiedzi otrzymując twierdząco skinięcie głowy Sichenga. - W takim razie widzimy się już u Jeno. A teraz płyń. Płyń, nie idź, pamiętaj. Jesteś syrenem.

- Nigdy nie zapomniałem.

Po tych słowach Sicheng chwycił za klamkę, otwierając drzwi wejściowe, by następnie jak najszybciej przepłynąć przez korytarz i wypłynąć na zewnątrz. Doyoung w międzyczasie wyjrzał przez okno, by zobaczyć, jak jego przyjaciel ukrywa się po gzymsami. Odetchnął. Za kilka chwil i on będzie musiał się ukrywać.

∵∵∵

Doradca króla przeczesał włosy, po czym ponownie zaczął przeglądać wszystkie dostarczone mu dokumenty, w których znajdowały się między innymi akty najbardziej podejrzanych osób obecnie przebywających w lochach, propozycje króla odnośnie nowych ustaw mających przyspieszyć znalezienie pół-syrena, a także pisma podpisane przez Taeyonga, odrzucające je. Syren westchnął przeciągle, segregując dokumenty. W ostatnim czasie konflikt pomiędzy królem i księciem nasilał się, co starano się tuszować. Najbliżsi doradcy i królewscy gwardziści nie byli jednak ani ślepi, ani głusi i byli świadom tego, co się dzieje - Taeyong powoli przejmował władzę w pałacu.

Od przeszło dwóch tygodni każda propozycja zmian wychodząca od króla musiałaby być następnie rozpatrzona przez Taeyonga, jedyną osobę, którą jednocześnie zachowywała zdrowy rozsądek i mogła postawić się królowi Taronnowi. To on był tym, który pozwolił na otworzenie szkoły, podczas gdy król głośno protestował przeciw temu, mówiąc, że przecież wśród nauczycieli i uczniów mogą się znajdować kolaboranci. To on zadecydował, że od dzisiaj przesłuchania podejrzanych mogą odbywać się jedynie w godzinach dziennych, a wszyscy więźniowie mają mieć zagwarantowane godne warunki snu. To on był tym, dzięki któremu życie mieszkańców nie zamienił się jeszcze w istny koszmar, a jedynie jego namiastkę.

Jednak części zmian nawet on nie mógł powstrzymać, jak na przykład najnowszego rozporządzenia o tym, iż strażnicy od dzisiaj raz dziennie muszą dokładnie sprawdzać wszelkie działające miejsca publiczne, takie jak kawiarnie, restauracje i bary. Przeczytawszy o tym, że ustawa, o której wczoraj rozmawiali, wejdzie w życie następnego dnia, doradca schował twarz w dłoniach.

Jaki był z niego doradca, skoro nie potrafił uratować obywateli Perłowego przed tak strasznym losem i nie potrafił wyperswadować złych decyzji z głowy władcy? Czasami wątpił, by król Taronn jeszcze liczył się z czyimś zdaniem. Gdy rozpoczynał swoją pracę, był pewien, że jego władca jest dobrym syrenem, lepszym niż ten, który osiemnaście lat temu wydawał wyrok śmierci na pół-syrena. Lecz najwyraźniej przesiąknięta ciemnością część niego jedynie chowała w jego sercu, czekając na odpowiedni czas, by ponownie dać o sobie znać. Ich jedyną nadzieją był Taeyong.

Taeyong, jako książę, nie miał osobistego doradcy, jednak wszyscy radcy króla wspomagali go, jak mogli. Organizowali tajne spotkania, o których król nie miał pojęcia, jak to było w przypadku omawiania ponownego otwarcia szkół i wydania przepustek dla nauczycieli, szeptali mu rady podczas zgromadzeń, w których uczestniczył władca, a przede wszystkim jasno pokazywali, że go wspierają.

Doradca podziwiał księcia. Taeyong był takim władcą, jakiego pragnęli wszyscy i jakim niegdyś był król Taronn - słuchał innych, ale zarazem miał odwagę wyrażać swoje poglądy, będąc gotowym na krytykę. Ostatnie słowo należało do niego, lecz zawsze starał się zgodzić z większością. Taeyong powinien objąć tron najszybciej, jak to możliwe, jednak tego procesu niestety nie można było w żaden sposób przyspieszyć. Monarchii dziedzicznej nie dało się obejść.

Gdy w jego gabinecie rozległo się pukanie do drzwi, doradca pospiesznie podniósł się ze swojego miejsca i uporządkowawszy ostatnie papiery, podpłynął do wejście. Otworzywszy je, ujrzał przed sobą dobrze mu znanego strażnika. Był on widywany codziennie w obecności księcia i choć po pałacu krążyły żarty o tym, jakoby był on osobistym strażnikiem księcia, wszyscy wiedzieli, że był on dla niego kimś o wiele ważniejszym.

- W sali audiencyjnej gość oczekuje na spotkanie - oznajmił gwardzista, prostując się. Doradca westchnął, po czym pokiwał głową.

- Dobrze, za moment powiadomię o tym króla - powiedział i już miał zamknąć za sobą drzwi, chcąc przygotować się na rozmowę z władcą, kiedy to strażnik wsunął włócznię pomiędzy je a framugę, uniemożliwiając mu to.

- To nie z królem chce się spotkać. Chce się spotkać z tobą - oznajmił gwardzista. Zaśmiał się cicho na widok wytrzeszczonych oczu doradcy. - Tak, ja też byłem zdumiony. Ale chyba nie będziesz kazał mu czekać dłużej, prawda?

- Nie, oczywiście, że nie. - Doradca odchrząknął, po czym ostatni raz zajrzawszy do swojego gabinetu, aby sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu, wypłynął na korytarz. - A... ten gość się przedstawił?

- Nie, ale powiedział, że to pilne - oznajmił strażnik. Gdy doradca zakluczył drzwi, razem z nim skierował się w stronę sali audiencyjnej. - Nie martw się. Strażnicy będą czuwali pod drzwiami i wystarczy jeden krzyk, a ci pomożemy. Chyba że chcesz, abyśmy towarzyszyli ci w środku.

- A czy gość poprosił o rozmowę prywatną? - spytał doradca. Strażnik kiwnął głową. - W takim razie będzie rozmowa prywatna.

- Jak sobie życzysz.

Dwaj syreni przemierzali w ciszy korytarze pałacowe, niekiedy jedynie skinięciem głowy witali się z przepływającą obok nich służba lub gwardzistami. Pomimo iż widywali się codziennie, dla siebie nawzajem byli jedynie strażnikiem i doradcą; nie używali wobec siebie nawet swoich imion, mimo iż doskonale je znali. Niestety właśnie tak wyglądało życie w pałacu. Wszyscy znali swoje funkcje, nie zastanawiając się, kto je pełni i właśnie przez to podobne wyprawy były tak bardzo niezręczne. Doradca niemalże westchnął z ulgą, gdy znalazł się po drzwiami sali audiencyjnej.

- Pamiętaj, jesteśmy jakby co na zewnątrz - powiedział strażnik, po czym zajął miejsce po lewej stronie wejścia, w ułamku sekundy zmieniając się w nieruchomą statuę.

Doradca pokiwał głową, po czym chwycił za klamkę i, odetchnąwszy z ulgą, wpłynął do środka, od razu zamykając za sobą jedno ze skrzydeł dwudrzwiowego wejścia. Opustoszała sala audiencyjna wydawała się być większa niż zazwyczaj, zaś tron bez siedzącego na nim władcy mimo wszystko wzbudzał szacunek. Doradca rozejrzał się, a gdy tylko jego wzrok padł na gościa, zamienił się w słup soli. Blondwłosy syren podniósł się z siedziska i uśmiechnął się niepewnie, splatając ze sobą swoje palce. Jego zielony ogon poruszał się miarowo, gdy zbliżał się do doradcy, który po chwili potrząsnął głową, próbując otrząsnąć się z szoku. Czy to się działo naprawdę? Czy to na pewno nie był sen?

- Sicheng? - wydukał doradca, ruszając powoli w jego stronę. Uśmiech syrena rozszerzył się, kiedy pokiwał głową, jednocześnie rozkładając na bok ramiona.

- Witaj, Kun. Dawno się nie widzieliśmy. - Były to jedyne słowa, jakie zdołał wypowiedzieć, nim jego przyjaciel uwięził go w swoim uścisku, nie mogąc uwierzyć, że odzyskał go po czterech latach rozłąki. Natłok pytań w jego głowie jednak nie pozwolił mu na długie pozostanie w takiej pozycji.

- Sicheng, ale co ty tu robisz? Co z Yutą? Jak...? - mówił na jednym wdechu Kun, póki jego przyjaciel położył mu ręce na ramionach.

- Zaraz ci wszystko opowiem. Ale... czy możemy tu bezpiecznie rozmawiać? - spytal Sicheng, w odpowiedzi otrzymując twierdzące skinięcie głową Kuna. - Dobrze więc. Chodź...znaczy, popłyńmy usiąść. I przygotuj się na usłyszenie kolejnego sekretu, od którego zależeć będzie czyjeś życie.

∵∵∵

W chwili, w której Jeno kończył swoją opowieść, właśnie dochodziło południe, najpiękniejsza pora w Perłowym, ponieważ właśnie wtedy białe majestatyczne budynki zdawały się być piękniejsze niż w zwykle. Tego dnia jednak nie miał ich kto podziwiać. Obywatele Perłowego chowali się w swoich domach lub w zaułkach, aby nie zostać pojmanym, więźniowie zaciskali powieki, wierząc w to, że jeśli nie będą nawiązywali kontaktu wzrokowego ze strażnikami, ci nie wezmą ich na przesłuchania, królewska służba spuszczała głowy, bojąc się stanąć na drodze swemu władcy, a strażnicy polerowali swe włócznie i przypinali do pasów kajdanki z nadzieją, że nie będą musieli ich użyć.

Poszukiwany zaś pół-syrenem przebywał zamknięty w swoim pokoju, próbując skupić się na treści księgi o mechanizmach zaklęciowych, nie będąc świadomym tego, jaka rozmowa toczy się na dole. Adelaide powoli opadła na kanapę obok Taeila, który odruchowo otoczył ją ramieniem, z kolei Jisung przeczesał włosy, dusząc w sobie przekleństwo, czego jednak nie podarował sobie Doyoung. Jeno wcale im się nie dziwił. On również, usłyszawszy historię Jaemina z dnia wybuchu Drugiego Roku Udręki i Ucieczki, ledwo powstrzymał się przed uderzeniem pięścią w materac oraz wypłynięciem z domu w celu znalezienia tego przeklętego Hendery'ego.

Musiał być spokojny, ponieważ Jaemin właśnie tego chciał - by w ciszy wysłuchał jego wyznania. I to też zrobił. Jednak kiedy już powrócił do swojego pokoju, uspokoiwszy Jisunga i ułożywszy go do snu w salonie, nie potrafił opanować swojej złości, co przypłacił porwanymi książkami i mocno podniszczonymi drzwiami szafy, które lada dzień przestaną się zamykać. Nie wiedział, co bardziej go zbulwersowało - wieści o Chenle, czy też to, w jaki sposób Jaemin ledwo uniknął śmierci. Prawdopodobnie obie te informacje miały wpływ na jego stan emocjonalny, który tej nocy nie pozwolił mu zasnąć.

Poprzedni dzień był przepełniony tyloma wieściami, że Jeno miał wrażenie, iż wszystko to wydarzyło się nie w dwadzieścia cztery godziny, a w co najmniej miesiąc - poczynając od ryzykownej misji w wykonaniu Youngjae, dzięki której do Perłowego powrócili Doyoung, Jisung i Sicheng, pierwsi syreni, który pokonali barierę na Linii Inponentia zaraz po Jeno, przez możliwość rozmowy z Jaeminem i dostanie od niego drugiej szansy, kończąc na wieściach o tym, jak dokładnie odkryto obecność pół-syrena oraz gdzie obecnie przebywa Chenle. Euforia, smutek, żal i strach mieszały się w jedno w sercu Jeno, sprawiając, że przez całą noc przewracał się z boku na bok, na przemian uśmiechając się i powstrzymując się od krzyku.

Dlatego właśnie pierwszą rzeczą, o jaką poprosił Doyounga, kiedy ten przybył wraz z Taeilem godzinę temu, było rzucenie zaklęcia rozbudzającego. O dziwo, kuzyn o nic nie pytał, a jedynie spełnił jego prośbę. Jeno w zamian odwdzięczył się streszczeniem tego, co usłyszał od Jisunga. Zarówno Doyoung, jak i Taeil, pokręcili wówczas głowami, podczas gdy unoszący się za Jeno Jisung kiwał nią.

- Nie, nie, nie. To niemożliwe - wydukał Taeil, potrząsając dłońmi, odrzucając od siebie rzeczywistość. - Przecież... przecież on popłynął do domu! On tam był bezpieczny! Nie mógł zostać złapany. To... niemożliwe.

- Taeil, granica między "niemożliwym", a "mało prawdopodobnym", jest teraz tak cienka, że najlepiej od razu zakładajmy, że wszystko jest możliwe - odparł Jisung. Po wczorajszej rozpaczy nie było już śladu i przed syrenami ponownie znajdował się twardy niczym skała zawodnik, którego nic nie mogło wzruszyć. - Chenle jest w lochach. To jest fakt. Zaakceptujcie go.

Jisung popłynął po tych słowach do salonu, skąd nie wypłynął od tamtej pory ani razu, siedząc na podłodze i zajadając się przekąsami regularnie donoszonymi przez Adelaide. Wiedziała, że w obecnej sytuacji powinna być wdzięczna losowi, że Jisung ma apetyt. Jednocześnie był to jego sposób, aby nie myśleć o tym, gdzie znajdował się jego przyjaciel, dopóki Jeno nie zebrał ich czwórki w salonie, by następnie opowiedzieć o tym, co przydarzyło się Jaeminowi. On sam zniknął w swoim pokoju, przywitawszy się z przybyłymi. Właśnie w tamtym momencie wszyscy zamarzyli o tym, by powrócić do wczorajszego dnia, w którym świętowali ponowne bycie razem.

- Nic dziwnego, że Jaemin nie chciał o tym opowiadać - stwierdził Doyoung po kilku minutach przytłaczającej ciszy, podczas której każdy próbował przyswoić do siebie to, co właśnie usłyszał. - Zdradziła go osoba, którą uważał za przyjaciela.

- Nie po raz pierwszy zresztą - wymruczał Jisung, jednak na szczęście jego słowa dosłyszał jedynie Jeno, który zmierzył go spojrzeniem. Postanowił tego nie komentować. W końcu niestety była to prawda.

- Ale przynajmniej wiemy, jak to wyglądało - odparł Taeil, ciesząc, że Jaemin nareszcie zebrał się na odwagę, by o tym opowiedzieć. I musiał przyznać, że nie dziwił się, że to właśnie Jeno był tą osobą, przed którą się otworzył.

Jeno uparcie milczał na temat tego, jak obecnie wygląda jego relacja z Jaeminem i jedyne, co wiedzieli Doyoung i Taeil to to, co przekazał im Jisung - została mu dana druga szansa. Czy Taeila zdziwił taki obrót spraw? Nie. Lecz czy mu się podobał? Na to odpowiedź nie była już taka prosta, bowiem zależała głównie od tego, jak w najbliższym czasie będzie się zachowywał Jeno. Skoro jednak Jaemin odważył mu się wyznać, co przydarzyło się w dniu, w którym odmienił życie wszystkich mieszkańców Perłowego, wszystko było w porządku. Taką przynajmniej miał nadzieję Taeil, lecz podejrzenia potwierdzą się dopiero wtedy, gdy znajdzie czas na rozmowę z Jaeminem.

- Wiemy również, kto za tym stoi - dodał Doyoung, po czym spojrzał pytająco na kuzyna. - Hendery i Xiaojun, tak?

- Hendery i Xiaojun - potwierdził Jeno, kiwając głową. Odchylił się do tyłu, opierając się wygodniej o poduszki. Spojrzał po pozostałych. - Nie słyszałem wcześniej ich imion. Najwyraźniej chcą zostać anonimowi.

- Xiaojun raczej nie miał za wiele do mówienia - wtrąciła Adelaide. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Przez chwilę w salonie słychać było jedynie chrupanie Jisunga. - Skoro Xiaojun został w mieszkaniu, to właśnie go zastali strażnicy. Uratowawszy Jaemina, został zdrajcą, więc... więc pewnie obecnie przebywa w lochach.

- Tak, to jest bardzo możliwe - zgodził się z nią Taeil, podczas gdy pozostali skinęli głowami. Chwilę ciszy Jeno wykorzystał do zerknięcia na przejście na piętro, a następnie nachylenia się w stronę przyjaciół i mamy.

- Teraz, jak już wiecie, nie wspominajcie o tym. Nie wiem, czy Jaemin nie będzie chciał przypadkiem opowiedzieć wam o tym samemu, więc...

- Spokojnie, damy mu szansę, jeśli tylko dojdzie do takiej sytuacji - zapewnił go Doyoung, uśmiechając się do swojego kuzyna. - I tak niewiele możemy zrobić z wiedzą o tym, co się stało Ważniejsze jest samo to, że już to wiemy.

- Prawda. I skoro najwyraźniej właśnie skończyliśmy rozmawiać o... - Jisung przerwał w połowie zdania, gdy nagle usłyszał trzask zamykanych drzwi dochodzący z piętra. Obecni w salonie syreni poruszyli się niepewnie, prócz Jisunga, który zamiast tego sięgnął po kolejne ciastko.

- O czym? - zapytał Jaemin, wpływając do salonu. Jeno od razu przesunął się, by zrobić dla niego miejsce na kanapie, jednak pół-syren zdawał się tego nie zauważyć i zajął miejsce na podłodze obok Jisunga.

Nawet jeśli Jaemin zwrócił uwagę na posyłane w jego stronę spojrzenia, nie pokazał tego po sobie. Adelaide całą swoja wolą walczyła z odruchem podpłynięcia do niego i przytulenia go tak mocno, że wycisnęłaby z niego wszystkie zmartwienia, zaś Doyoung chciał jedynie powiedzieć i po raz kolejny zaznaczyć, że teraz już jest z powrotem z nimi. Jeno nie marzył o niczym innym, jak o powrocie do czasów, w których pół-syren mógł schować się w jego ramionach, ukrywając się przed całym światem, lecz obecnie i on jedynie mógł spoglądać na niego, próbując odrzucić od siebie wyraz twarzy Jaemina ze wczoraj, gdy ten opowiedział o tym, co mu się przytrafiło.

- O Chenle - odezwał się jako pierwszy Taeil. Inni pospiesznie pokiwali głowami. - Jisung, naprawdę chciałbym powiedzieć, że coś możemy odnośnie Chenle, ale sam powiedziałeś, że jego ojciec został pojmany, ponieważ próbował go wyciągnąć z lochów.

- Nie wiemy nawet, czy Chenle pojmali z powodu podejrzeń odnośnie pół-syrena, czy może podczas zwykłych chwytanek - dodał Doyoung, na co najmłodszy przewrócił oczami.

- Nie musimy znać powodu, aby go odwiedzić, prawda? - spytał Jisung. Pozostali spojrzeli na siebie niepewnie, prócz Jaemina, który położył rękę na ramieniu syrena, chcąc go wesprzeć przynajmniej w taki sposób. Żadne słowa bowiem nie wydawały się odpowiednie. Przedłużająca się cisza sprawiła jednak, że nawet on podniósł wzrok na pozostałych.

- Odwiedziny Chenle nie powinny być problemem - powiedział niepewnie Jaemin, chcąc sprawdzić, jak zareagują na to inni.

- Niekoniecznie. To wszystko zależy od tego, jak wygląda... - zaczął Doyoung, jednak w tym samym momencie przerwało mu pukanie do drzwi, w którym od razu rozpoznał ich wyjątkowo szybko wystukiwany kod. Poderwał się ze swojego miejsca. - To Sicheng, otworzę mu.

- Wydaje mi się, że Doyoung miał na myśli to, że nie wiemy, jak będą przebiegały odwiedziny - dokończył myśl przyjaciela Taeil, gdy ten zniknął w przedpokoju. - Czy będziemy musieli podać swoje dane, czy musimy mieć dowód na bycie osobą bliską Chenle. Jest tak dużo niewiadomych i...

- Jeśli powiesz, że nie warto zaryzykować, to przyrzekam, że nie ręczę za siebie - wysyczał Jisung, celując palcem w syrena, który od razu uniósł ręce do góry w obrończym geście

- Jisung, nie to miałem na myśli. Chodziło mi to, że najpierw musimy ustalić, co takiego wydarzy się w lochach, gdy popłyniemy tam jako odwiedzający i dopiero wtedy zadecydujemy. Koniec z pochopnymi decyzjami. - Taeil posłał znaczące spojrzenie Jeno, który wzruszył jedynie ramionami. - Musimy wszystko zaplanować.

- Dobrze, ale jak, skoro nie wiemy niczego o odwiedzinach? - spytał Jeno. Jego zaciśnięte w pięści dłonie jasno pokazywały jego gotowość do działania i, podobnie jak Jisung, on również wolałby pójść na żywioł. W końcu dotychczas wychodziło im to na dobre.

Przeniósł wzrok na Jaemina, który gładził delikatnie po plecach Jisunga. Najmłodszy zdawał się nie zwracać na to uwagi, jednak Jeno znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że ten gest w istocie znaczy dla niego wiele, tak samo jak donoszenie przez Adelaide przekąsek. Równie dobrze Jeno znał Jaemina i teraz, jeśli rzeczywiście chciał udowodnić mu, że zasługuje na wybaczenie i że nie popełnił on błędu, dając mu drugą szansę, musiał się pilnować. Jeśli Taeil i Doyoung uważali, że wszystko powinno być zaplanowane, to prawdopodobnie mieli rację, a on sam powinien zdusić w sobie wszelkie odruchy, przez które zniszczył swą relację z Jaeminem. Nowy początek. Tym razem nie może tego popsuć.

- Może zapytalibyśmy... Jaehyuna, tak? - zaproponował Taeil po chwili zastanowienia. - Jest strażnikiem. Powinien wiedzieć wszystko o odwiedzinach.

- Jest strażnikiem, ale nie więźniarzem - zauważył trzeźwo Jeno. Odruchowo spojrzał na Jaemina, sprawdzając, czy on jest zaznajomiony z tym terminem. Gdy pół-syren pokiwał głową na znak, że słucha, dodał: - Znamy za to kogoś innego, kto nim jest.

- Youngjae? - zdziwił się Jisung, nie spodziewając się, że jeszcze kiedykolwiek nawiążą w rozmowie do tego syrena. - Myślałem, że to była wyjątkowa sytuacja.

- I on nie wie o Jaeminie - wtrąciła Adelaide. - Inni obywatele Perłowego nie muszą się martwić tym, co tam na nich czeka. My musimy, jako osoby, które pomagają, Jaeminowi. I dlatego musimy uważać. Jak wytłumaczylibyśmy Youngjae nasze pytania?

- To samo mnie zastanawiało - zgodził się z syreną Taeil. Oderwał od niej wzrok i przeniósł na jej syna. - Uważam, że zaangażowanie Youngjae w ratowanie Doyounga, Jisunga i Sichenga było konieczne, ale nie ryzykowałbym ponownego nawiązywania z nim kontaktu. Przynajmniej nie teraz i nie w sprawie, która ma związek z Jaeminem.

- Więc kogo zaufanego możesz zapytać o to, jak wyglądają odwiedziny? - odezwał się Jisung, celując chrupkiem w przyjaciela, chwilą później wkładając go do buzi. - Olśnij mnie.

- Ja mogę to zrobić.

Przebywający w salonie odwrócili się w stronę wyjścia, gdzie ujrzeli pływających właśnie Doyounga i Sichenga. Pierwszy z uśmiechem wyrażającym pewność siebie obejmował ramieniem Szmaragda, który z kolei niepewnie zaciskał dłonie na brzegu pożyczonej kurtki, zastanawiając się, czy dobrze postąpił, wtrącając się do rozmowy. Jako pierwszy powstał Jisung, który założywszy ręce na piersi, kiwnął zachęcająco głową.

- Słucham. Znasz kogoś? - spytał. Jego głos stał się łagodniejszy.

- Tak, znam. To mój najlepszy przyjaciel, który przez cztery lata utrzymał mój sekret w tajemnicy. Możemy mu zaufać - powiedział Sicheng, unosząc lekko podbródek, aby wydawać się pewniejszym siebie. Spojrzał na Jaemina. - O tobie też już wie. I obiecał, że nikomu nie powie.

- Powiedziałeś jakiemuś przypadkowemu syrenowi o Jaeminie?! - wykrzyczał Jeno, gwałtownie podrywając się z kanapy. Wszyscy spojrzeli na niego. Ten zamrugał parokrotnie i starając się zignorować wzrok Jaemina, odchrząknął. - Znaczy...

- Spokojnie, twoja reakcja jest uzasadniona i też dlatego nie przyprowadziłem tu dziś mojego przyjaciela - zapewnił go Sicheng, uśmiechając się lekko. - Ale uwierz, że nie powiedziałbym nikomu nieodpowiedniemu o Jaeminie. Jest w końcu bratem mojego chłopaka. Nie zrobiłbym niczego, co mogłoby mu zaszkodzić.

- Wierzymy ci - odparł Doyoung, po czym spojrzał na resztę. - Jaehyun i ja również znaliśmy przyjaciela Sichenga, chodziliśmy razem do szkoły. I zapewniam was, że będzie on naszym bardzo cennym sojusznikiem.

- A z jakiej to racji? - Jisung położył ręce na biodrach, spoglądając na niego sceptycznie. Dwóch syrenów spojrzało się siebie, uśmiechając się porozumiewawczo.

- Czyń honory - powiedział Doyoung, cofając się kawałek.

- Tak więc... moim przyjacielem, który ukrywał prawdę o mnie przez cztery lata, jest Qian Kun - zaczął Sicheng. Jego uśmiech z chwilę na chwilę poszerzał się coraz bardziej. - I jest on doradcą króla Taronna. A to...

- A to znaczy, że wie o wszystkim, co się dzieje w pałacu - wyszeptał Jeno, po chwili bezwiednie przeczesując ręką włosy. Wymienił spojrzenia z mamą i Jisungiem. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę uciekających przez prawem.

Continue Reading

You'll Also Like

12.8K 1.1K 22
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...
17.7K 2.3K 45
Książę Hyunjin wiedział, że zakochanie się w swoim osobistym strażniku nie może skończyć się dobrze. A mimo to był gotów zaryzykować wszystko - swój...
8.9K 1K 16
Cztery nacje, które żyją ukryte w cieniu ludzi od wieków: Wampiry, Wilkołaki, Syreny i Czarodzieje. Wszyscy kryją się za woalem normalności. Ale jest...
3.3K 324 5
bo ich miłość była niczym tanie show, a za razem jedyna w swoim rodzaju, zapisana przy pomocy szkarłatu na ich ciałach - ateez; angst; short; - woosa...