Słodka jak cytryna

By sztuki_brzydkie

66.8K 5K 1.1K

Blair Mitchell żyje dzięki plotkom, nienawidzi filozofii i czasami też swojego sąsiada. Skoro wszystko jest t... More

0. Blair Mitchell nigdy nie odmawia
1. Robię dużo głupich rzeczy
2. V wracają nieproszone
3. Dlaczego ludzie płaczą w szkole?
4. Gorąca czekolada potrafi zgubić człowieka
5. Moja pierwsza rozmowa z Aidenem
6. Blair, czasami cię nie znoszę
7. Jesteśmy podziurawieni
8. Blair Mitchell woli starszych
10. Skoki na główkę z czwartego piętra
11. Zamieniam się w patologicznego kłamcę
12. Serce zatrzymane na ganku
13. Opowiadam o tym, jak umarła Virginia
14. Dalej nie pamiętam nazwy tego miasta, ale było miło
15. Awantury w środku dnia i nocy
16. Hey, Mr. Robinson!
17. Prowadzę i nie wychodzi mi to najlepiej
18. Pijany Aiden mówi sekret równie pijanej Blair
19. Oficjalnie oszalałam
20. Rewelacje Raphaela Mitchella
21. Lexi, Jasper, Rosemary, ale mnie też tam wcisnęli
22. Mój największy koszmar
23. Najbardziej egoistyczna noc w moim życiu
24. Chłopcy na basenie zawsze wprowadzają zamęt
25. Aiden za często mi przerywa
26. Portland chce mnie zabić
27. Bajki i dramaty
28. Zmęczenie w męskiej łazience
29. Miłość płacze i ja też
30. To chyba tyle
list
odpowiedź
no cóż
ciekawostki

9. Kąpiel pod chmurami, bo gwiazd oczywiście nie ma

2.1K 150 18
By sztuki_brzydkie

        Zielone oczy Aidena świeciły i to same, nie tak jak moje, czy Axela. On po prostu miał coś w środku, coś, czego nam brakowało. Tylko co? Z czego to się bierze? Czego dokładnie mi brakuje?

        — Wiesz, to jest właśnie twój problem — mówi, ale nie odrywa wzroku od wody pod naszymi stopami.

        — Co? — dziwię się.

        — Cała ta sprawa z Isaaciem, ale też z Valentinem i twoimi rodzicami.

        Mam ochotę się zaśmiać, ale byłoby to tak smutne, że prawdopodobnie sama bym się rozpłakała. Aiden, nie odkryłeś Ameryki, to że moje toksyczne relacje są problemem, powinno być oczywiste.

        — Uważasz, że nie ma sensu się z nimi pogodzić, a tym bardziej jakkolwiek walczyć. Przecież pamiętam, jak wyglądałaś, kiedy cała sprawa z Isaaciem wyszła na jaw. To odbija piętno na psychice i ty to wiesz, ale dalej myślisz, że możesz powiedzieć „Nie, mnie to nie dotyczy. Wybieram bycie normalną". Zgadnij co, Blair? Nie jesteś i nie będziesz.

        — Dzięki, naprawdę poprawiasz mi tym humor.

        Wcale nie jestem bliższa utopienia się w tej rzece niż kiedykolwiek.

        — Nie chodzi mi o to, że coś jest z tobą nie tak — wzdycha. — Tylko o to, że zachowujesz się, jakby Blair Mitchell była inną osobą, a ludzie zwracali się tak do ciebie przez pomyłkę.

        — Rozumiem, że niemożliwe jest, żeby ktoś zwyczajnie pogodził się z przeszłością i jej skutkami? — pytam sarkastycznie.

        — Możliwe. — Uśmiecha się tak smutno, że przez chwilę nie mogę oddychać. — Jestem w stanie uwierzyć, że się z tym wszystkim pogodziłaś, ale nie wmówisz mi, że ruszyłaś z miejsca. Pozwalasz, żeby przeszłość cię wyniszczała i wiesz co? To nie jest takie złe, bo ona i tak będzie to robić. Tobie i wszystkim innym. Problem jest taki, że nie budujesz nic w zamian.

        Robi mi się gorąco i znowu bardzo głośno. Nie chcę myśleć o wszystkim, o czym mówi Aiden, niezależnie czy ma rację, czy nie. Może ją sobie mieć, jak dla mnie. Przeżyję. Ważne, żeby mi o tym nie mówił, bo wszystko zaczyna mnie boleć, jak cholera. Zdejmuję bluzę, chociaż wiem, że niewiele to pomoże, jeśli gorąc wychodzi z głowy.

        — Przepraszam — wzdycha Aiden. — Nie powinienem mówić takich rzeczy teraz, szczególnie jeśli wszystko mi się rozpływa przed oczami.

        — Wiem, że kochasz psychologiczne rozmowy z ludźmi, ale ze mną mógłbyś sobie odpuścić. Pani Song uważa mnie za swojego najgorszego pacjenta.

        — Właśnie w tym jest mój problem — śmieje się — że rozmowy z tobą są jakieś takie inne. Przyjemnie inne.

        Gdzieś nad naszymi głowami przelatuje samolot, huk nie do wytrzymania. Nie myślę szczególnie dużo. Odkładam bluzę na bok, rzucam krótkie, zaledwie sekundowe spojrzenie na oczy Aidena (czemu one tak świecą?), potem kolejne, jeszcze krótsze, na czarny nurt Chamomile. Chwytam się poręczy mostka, spinam wszystkie mięśnie i wysuwam się w przód. Wiatr smaga moją skórę, jednak dalej czuję ogień pod skórą. Jest tak gorąco.

        Ważna sprawa — niezależnie jak gorąco nam na duszy, kiedy wpadamy do lodowatej rzeki, w środku nocy i jesieni, robi się zimno. Zawsze chciało mi się śmiać z tych wszystkich tekstów, że słowa bolą mocniej niż noże. Osoba, która to wymyślała, pewnie nigdy nawet nie zadrapała kolana. Tylko idiota myśli, że ból fizyczny i psychiczny są jakkolwiek porównywalne. Całe szczęście, zanim staliśmy się wrażliwymi nastolatkami z depresją, byliśmy zwykłym organizmem, który tylko reaguje na bodźce.

        Nawet najnieszczęśliwszy artysta, po tak niebezpiecznym zbliżeniu do szoku termicznego, będzie myślał tylko: kurwa, ale zimno. Za to kocham świat. (Tylko za to.)

        Chamomile normalnie sięgałoby mi do pasa, ale ja chcę się zanurzyć cała, chociaż moje ciało (i prawdopodobnie Aiden, gdyby nie był zjarany) protestuje. Biorę głęboki oddech, który i tak na nic się zdaje, kiedy lodowata woda wypycha go z mojej piersi. Zanurzam też głowę i dopiero wtedy jestem w stanie szczerze się uśmiechnąć.

        Cisza.

        Wszystkie dźwięki są zagłuszone, tak idealnie, że mam ochotę zostać pod wodą już do końca życia. Przecieram twarz dłońmi, przecieram szyję, ramiona, piersi, top. Wszystko, czego dotykał on. Biorę trochę wody do ust, część połykam, z nadzieją, że oczyści mnie też od środka. Chyba w końcu rozumiem ideę chrztu.

        Wychylam się na powietrze i od razu mam ochotę wrócić pod wodę. Znowu to okropne, oceniające spojrzenie, znowu ten okropny, ogłuszający hałas. Włosy przykleiły mi się do twarzy, staram się jakoś je ujarzmić.

        — Jak zachorujesz na zapalenie płuc, będę musiał odwiedzać cię w szpitalu — narzeka Aiden.

        — Nic nie musisz.

        — Nawet ty w to nie wierzysz.

        To prawda, gdybym zachorowała (nie tylko ja, ktokolwiek na tej ziemi) podczas spędzania czasu z Aidenem, prawdopodobnie spędziłby resztę życia, starając się jakoś to wynagrodzić. Tyle pytań ciśnie mi się na usta. Dlaczego on zawsze musi pomagać ludziom? Dlaczego jego oczy tak świecą? Dlaczego mam wrażenie, że potrafią prześwietlić duszę? Dlaczego nigdy nie widziałam, żeby Aiden uśmiechał się do siebie?

        — Skąd bierzesz Black Devile?

        Nawet jeśli zdziwiło go to pytanie, to nie daje po sobie tego poznać.

        — Z domu. — Z wyrazu jego twarzy łatwo mi się domyślić, że nie chodzi mu o Breezy Point. — Odwiedzam go raz w miesiącu. Przyjaźniłem się tam z takim holenderskim rodzeństwem, a oni zawsze mieli ich pełno. Nie wiem, pewnie ciągle latają do Europy i zwożą je stamtąd w ilościach hurtowych. Ja tylko je odkupuję. Wziąć ci kiedyś?

        — Możesz jedną paczkę. — Wzruszam ramionami. — Jedyny minus pływania to, że nie mogę za bardzo palić.

        — Całkiem zdrowy ten minus.

        — Chyba miałeś na myśli „cholernie nudny".

        Aiden się śmieje i sięga do kieszeni spodni.

        — Będziesz bardzo zła, jeśli zapalę na twoich oczach?

        — Potwornie — prycham. — Wyrwę ci tego szluga i zgaszę na oku. Nie ma litości dla takich zbrodniarzy.

        Uśmiecha się lekko, ale i tak odpala papierosa. Czy to nie liczy się jako skłonność do masochizmu? Chyba powinnam to gdzieś zgłosić. Zostawiam tę decyzję na inny dzień, dzisiaj moja głowa nie przyjmie ani jednego zmartwienia więcej.

        Zaczynam się trząść z zimna, więc z powrotem zanurzam się pod wodę. Kładę się na niej płasko, żeby unosić się bez wysiłku. Uwielbiam tak robić, kiedy mamy chwilę odpoczynku na treningu, a teraz jest jeszcze lepiej. Widzę niebo — bez gwiazd, oczywiście, zakrywają je chmury — za to nie słyszę najmniejszego dźwięku, uszy zalewa woda. Czuję absolutną pustkę w głowie, a żadna myśl, ani dobra, ani zła, nie zakłóca mi tego boskiego stanu.

        Chciałabym zostać tak już na zawsze, w lodowatej wodzie z widokiem na niebo. Jeśli poczekam wystarczająco długo, chmury się usuną i pokażą gwiazdy, a wtedy wszystko będzie już idealne.

        Ewentualnie, mogę do tego czasu zamarznąć.

        — Blair.

        Głos Aidena jest mocno zniekształcony przez wodę, jestem zaskoczona, że go w ogóle słyszę. Podnoszę się do góry.

        — Nie chcę ci psuć nastroju, ale dochodzi pierwsza. — Patrzy na wyświetlacz telefonu. — Miałaś okropną noc, może lepiej, żebyś się położyła?

        — Aż tak nie chcesz ze mną spędzać czasu?

        — Dawno tu nie byłem.

        Subtelna zmiana tematu, nie ma co, w ogóle nie czuję się, jakby ktoś mnie uderzył w twarz. Aiden wyciąga dłoń w moją stronę, ale nie przyjmuję jej i sama wdrapuję się na mostek.

        — Ja też.

        — Załóż bluzę, bo już całkiem się rozchorujesz — wzdycha. — Nie dokończyłem. Tęskniłem za Rumianostkiem. Dlaczego tutaj nie przychodzimy?

        Żołądek zaciska mi się w supeł. Właśnie, dlaczego tu nie przychodzimy?

        — Bo żadne z nas nie chce obudzić się w środku nocy i zobaczyć Topaz z siekierą? — rzucam beztrosko. — Wiesz, zgaduje, że lubisz być z nią w związku, a zrobiłoby się jej przykro, gdybyś dalej tutaj przychodził.

        Nie żeby mnie interesowało, czy Topaz zrobi się przykro z jakiegoś powodu, ale Aiden dba o takie rzeczy. Gasi jednego papierosa i od razu odpala drugiego, chociaż nie odpowiada. Nawet na mnie nie patrzy, tylko śledzi nurt rzeczki.

        — To nie jest zdrowy związek, jeśli nie mogę czegoś przez nią robić — mamrocze, jakby do siebie. — Zresztą, Topaz nie jest taka zaborcza, jak twierdzisz.

        — Żartujesz, prawda?

        — Nie. — Uśmiecha się nagle. — Nie przychodzimy na Rumianostek przez ciebie.

        Czuję się trochę urażona i jeszcze bardziej zirytowana. Przez myśl przechodzi mi błyskotliwy pomysł wepchnięcia Aidena do Chamomile, ale istnieje prawdopodobieństwo, że nie miałabym potem jak wracać.

        — Słucham? Jak to przeze mnie, panie Wszyscy-w-szkole-mnie-kochają?

        Marszczy brwi na ostatnie słowa.

        — Co? — W końcu przenosi na mnie wzrok. — To ty przestałaś rozmawiać ze mną, jak tylko zaczął się rok szkolny.

        Ma rację i to absolutną, co nie znaczy, że przestaję chcieć wrzucić go do rzeki.

        Nie odpowiadam, tylko się podnoszę. Moje ubrania są przemoczone, ale bluza, którą całe szczęście zdjęłam przed kąpielą, daje wystarczająco ciepła, żeby jakoś funkcjonować. Po wyrazie twarzy Aidena widać, że chciałby dokończyć tę rozmowę, jednak też wstaje. Pewnie pozwoliłby mi dzisiaj na wszystko. Do samochodu przechodzimy w zaskakująco głośnej ciszy i pierwszy raz w życiu nie wiem, czy byłoby lepiej, czy gorzej, gdybyśmy jednak o czymś rozmawiali.

        — Jesteś pewna, że nie chcesz pojechać na policję? — pyta, kiedy wsiadamy do samochodu. — Albo do szpitala?

        — Chcę tylko do domu, Aiden — wzdycham. Wizyta na policji sprawiłaby, że przeżywałabym ten sam dramat kolejny raz, w szpitalu byłoby pewnie jeszcze gorzej.

        — W porządku. — Kiwa głową i odpala silnik. — Zaraz się umyjesz, założysz ciepłą piżamę i zaśniesz. Jakby dzisiaj się nie wydarzyło.

        — Nie sądzę, żebym dała radę zasnąć.

        Mam ochotę uderzyć się w głowę, no bo nawet moja głupota powinna mieć jakieś granice. Przecież dobrze wiem, że przez takie zdanie Aiden nie da mi spokoju. Dlaczego w ogóle je powiedziałam?

        Patrzy na mnie z tą samą mieszanką współczucia i troski, której nienawidzę najbardziej na świecie. Wciskam się w fotel i spuszczam wzrok na swoje dłonie, jakby to miało w czymś pomóc. Skórę mam wyschniętą, miejscami popękaną i niezdrowo czerwoną. Wszystkie herbatki (zioła) szlag trafił.

        W radiu zaczyna się piosenka Will You Still Love Me Tomorrow, którą rozpoznaję już po pierwszej nucie. Uśmiech sam wpływa na moją twarz. Za każdym razem, kiedy słucham The Shirelles mam wrażenie, że świat jest zwyczajnie prosty, ludzie śmieją się na ulicach, a problemy same się rozwiązują. Wargi układają się w odpowiednie słowa, ale za nic w świecie nie zacznę śpiewać. Nie chciałabym spowodować wypadku.

        Czuję, jak Aiden patrzy na mnie kątem oka.

        — Nie spodziewałem się, że lubisz taką muzykę.

        — Lata sześćdziesiąte to najlepsze lata. — Wzruszam ramionami. — Co w tym dziwnego?

        — Nic, nic — zapewnia, a uśmiech błąka się po jego twarzy. — Pasują do ciebie

        Muszę wyglądać na nieźle zdziwioną, bo od razu po tym zdaniu zaczyna się śmiać. Co jak co, ale nikt nie wmówi mi, że lata sześćdziesiąte do mnie pasują. Są zbyt szczęśliwe, spokojne, jakby wiecznie uśmiechnięte — innymi słowy, są wszystkim, czego mnie brakuje. Może właśnie dlatego tak mi się podobają?

        Dojeżdżamy na miejsce, a Aiden oczywiście idzie za mną pod same drzwi. Proszę niebiosa, żeby tylko przybił mi tego głupiego żółwika i wrócił spać do siebie. Będę mogła wtedy spokojnie zaparzyć sobie największą porcję ziół w życiu i zwinąć się w kłębek na kanapie z jakąś książką, której i tak nie będę w stanie czytać. Pójdę wyszorować swoje ciało tak dokładnie, aż zejdzie mi z niego cały naskórek. Popłaczę sobie, jak to zazwyczaj robię — w samotności, schowana pod kołdrą, jakby ktoś jednak mnie podsłuchiwał.

        — To cześć! — mówię, kiedy tylko udaje mi się otworzyć drzwi.

        — Blair... — zaczyna niepewnie, a ja już wiem, co się za chwilę stanie. — Może wejdę na chwilę, dotrzymać ci towarzystwa? Chyba że jesteś pewna, że potrzebujesz być sama.

        Dlaczego powiedziałam Aidenowi, że i tak nie zasnę? Bo dobrze wiedziałam, że zaproponuje ze mną posiedzieć. Bo jestem w pełni świadoma, że gdybym została teraz sama, nie myślałabym o niczym innym, tylko dłoniach Joey'a na mojej skórze i jego ustach na mojej twarzy. Chociaż z całego serca nie chcę tego przyznać, nawet ja potrzebuję czasami drugiego człowieka obok siebie.

        Kiwam lekko głową i wpuszczam go do domu. Mam wrażenie, że jest w nim chłodniej niż na zewnątrz.

        — Rozgość się — mamroczę, unikając jego wzroku. — Ja pójdę się szybko wykąpać, w porządku? Kuchnia na lewo, książki u mnie w pokoju, na piętrze, pierwsze drzwi koło schodów.

        Jak najszybciej znikam w łazience. Czuję, że zaraz nie wytrzymam, oczy pieką mnie jak piekło. Łzy gromadzą się w nich już od rozmowy z Axelem. Wydaje się tak odległa, a przecież to siedzieliśmy na tej ławce jeszcze trzy godziny temu. Odlepiam mokry materiał od skóry ze świadomością, że już nigdy w życiu nie założę tych ubrań.

        Odkręcam wodę i przestaję mieć kontrolę nad swoim ciałem. Opieram się ciężko o ścianę prysznica, łzy wypływają powoli z moich oczu. Przyciskam dłonie do ust, żeby zdusić szloch. Świadomość, że Aiden jest gdzieś w moim domu, nie pozwala mi się w pełni rozkleić. To chyba dobrze, w końcu po to głównie go wpuściłam.

        Nie wiem, ile czasu spędzam w łazience, ale moja skóra robi się jeszcze bardziej czerwona od gorącej wody i tarcia jej mydłem. Całe szczęście zostawiłam ubrania, które miałam na sobie przed imprezą, w łazience, bo inaczej paradowałabym po domu nago. Normalnie nieszczególnie mnie to krępowało, teraz wolałabym już nigdy stąd nie wyjść. Szczególnie, że obecność Aidena nie dawała o sobie zapomnieć.

        Siedzi na kanapie z jakąś cienką książką w ręku, na stoliku naprzeciwko stoją dwa kubki. Muszę usiąść w fotelu naprzeciwko, żeby zauważył moją obecność.

        — Zrobiłem ci herbatę — wskazuje głową na dalej postawione naczynie — z miodem, sokiem i cytryną. Może się po niej nie rozchorujesz.

        Kubek przyjemnie ogrzewa mi ręce, a zapach napoju wywołuje poczucie błogości. Od czterech lat piłam zwykłej, czarnej herbaty, a już na pewno nie takiej z cukrem. Tylko zioła i tanie ekspresówki u pani Song. Przechylam ją delikatnie, żeby na język wpłynęło mi tylko kilka kropel. Smakują idealnie, tak słodko i miło, że chcę wypić wszystko za jednym łykiem.

        — Co czytasz? — Przekrzywiam głowę, żeby zobaczyć okładkę książki w rękach Aidena. Z lekkim uśmiechem, podnosi ją wyżej, a ja od razu wybucham śmiechem. — Żartujesz? Charlie i fabryka czekolady? Zawsze zakładałam, że skończyłeś podstawówkę, zanim tu przyjechałeś.

        — Bardzo śmieszne — prycha. — Charlie to była moja ulubiona książka w dzieciństwie, ale zgubiłem ją przy przeprowadzce.

        — Możesz sobie wziąć. — Wzruszam ramionami. — I tak nigdy jej nie przeczytałam. Była okropnie smutna.

        To jedno zdanie wystarczy, żeby Aiden pogrążył się całkiem w swoich myślach. Patrzy tępo na okładkę książki, jakby zapomniał, że ja też jestem w pomieszczeniu. Nie wygląda na szczęśliwego, co jeszcze bardziej mnie ciekawi.

        Właściwie, jak na tak miłą osobę, Aiden jest wyjątkowo mało szczęśliwy. Zawsze wydawało mi się, że te dwie cechy idą razem w parze, że jak ktoś już decyduje się robić coś dobrego dla innych, jednocześnie sam tego nie potrzebuje. Jak można być tak naiwnym? Moje rozeznanie życiowe jest czasami na poziomie dziecka z przedszkola z tą różnicą, że nie cieszy mnie pluszowa małpka.

        — To... — zaczynam niezręcznie — jak minęła ci impreza, zanim ją popsułam?

        — Nic nie popsułaś — zaprzecza stanowczo. — Nie zapominaj, że cała ta sytuacja to wina tego cholernego Joey'a.

        — Chwila, chwila, przecież nie mówiłam ci, kto to był.

         Widzę, że Aiden odrobine się zmieszał, jego spojrzenie ucieka gdzieś na bok. Krzyżuję ręce pod biustem i marszczę brwi. Posyłam mu ponaglające spojrzenie.

        — No... zadzwoniłem do Rydera. Przepraszam, że nie zapytałem, czy dla ciebie to jest w porządku, ale sama rozumiesz. Podobno razem z Axelem wypieprzyli go za drzwi, mało delikatnie.

        Mówi to tonem, jakby sam żałował, że nie mógł tego z nimi zrobić, ale ja tylko się krzywię. Nienawidzę przemocy w każdej postaci. Wiem, moja ostatnia przygoda z Topaz trochę temu przeczy, ale taka jest prawda. Przemoc kojarzy mi się tylko z wieczorami sprzed czterech lat, kiedy zakrywałam sobie uszy poduszkami, żeby tylko nie słyszeć kłótni rodziców. Zawsze okropnie bałam się, że kiedyś tata uderzy mamę albo odwrotnie. Nie mogłam przez to spać.

        Aiden chyba widzi, że nie mam ochoty na ten temat rozmawiać, bo zmienia uśmiech na bardziej beztroski, chociaż nie taki szczery.

        — Bawiłem się w sumie średnio — wraca do mojego pierwszego pytania. — Lexi jęczała mi nad uchem, że jakaś dziewczyna, chyba Rosemary, klei się do Jaspera. Potem znowu on jęczał, że jego rodzice chcę zaprosić Lexi na obiad, a to jest problem, bo... — Przygryza lekko język. — Cholera, zapomniałem. Ale on pewnie też, byliśmy już wtedy zjarani.

        Uwielbiam spalonego Jaspera i jestem szczerze zdziwiona, że w ogóle zaczął narzekać. Normalnie jedyne co robi po ziole to śmianie się, kręcenie w kółko, ewentualnie szeptanie bardzo sprośnych rzeczy do ucha Lexi. „Szeptanie" jest tak właściwie umowne, bo albo moje zjarane ja ma wyostrzone zmysły, albo on traci umiejętność mówienia. Ważne, że słyszę każde słowo, a bardzo bym tego nie chciała.

        — Zastanawiam się, jak ty możesz z tym wytrzymać.

        — To znaczy? — dziwi się.

        — No wiesz, każdy bez przerwy przychodzi do ciebie z problemami. Ja chyba bym ich wszystkich rozstrzelała, albo powiedziała coś błyskotliwego, w stylu „znajdź sobie hobby".

        Czuję się trochę niekonsekwentnie w swoich poglądach, ale chyba każdy ma takie momenty.

        Aiden parska śmiechem.

        — Miło jest być kimś, na kim ludzie mogą polegać, prawda? — Jego uśmiech lekko topnieje. — Czuję się wtedy prawie, jakbym był przydatny.

        I znowu to widzę, przebłysk smutku w oczach Aidena. Nie zmienił się nic od czasów Rumianostka — pojawia się nagle i równie nagle znika. Znowu korci mnie, żeby zapytać go, czy wszystko w porządku. Tak, mnie korci do zrobienia czegoś dobrego, a przynajmniej uważanego za takie przez większość społeczeństwa. Spycham tę chęć jak najdalej, w tył głowy. Jestem egoistyczną świnią, co tu dużo mówić. Za nic nie chcę, żeby mój porządek świata runął.

        A runie, jeśli upewnię się, że Aiden tak naprawdę nie jest szczęśliwy.

Continue Reading

You'll Also Like

8.5K 600 32
"...jestem pewny, że jeszcze nie wszystko stracone. Jeśli te wszystkie lata cokolwiek dla ciebie znaczą, to daj mi ostatnią szansę. Proszę tylko o mi...
581 65 10
Zapraszam na AU o Wiewiórczym Locie Okładka wykonana przez white_fog.
Trybryda ✔ By Verin_

Science Fiction

134K 5.7K 22
UWAGA! SPOJLERY Z 5 SEZONU THE ORIGINALS! Alfa dwóch ras. Do tego demon. Czy warto się poświęcać? Czy warto kochać? Czy warto być sobą? Czy warto być...
1.2K 478 16
Okładka od: @Jikkia_ DZIĘKI BARDZO! ❤❤ Wiersze pisanie specjalnie dla TEJ JEDNEJ osoby, którą niedawno straciłam..💔 Nie wiem, czy coś tu wyjdzie z t...