london callιng | тoм нιddleѕт...

By _Choupette

75.8K 4.7K 1.7K

Kiedy Tom kończy swój kolejny nieudany związek w wieku 35 lat, zaczyna wątpić w to, czy kiedykolwiek uda mu s... More

• Bohaterowie •
1. La vie en rose
2. Start of something new?
3. What should I do?
4. Loving you is a losing game
5. Don't stop until you're proud of yourself girl.
6. You need to calm down
7. My mama always told me that I'd make it, so I made it
8. Let your heart hold fast
9. I'm filled with fears
10. My life is a failure
11. Wool coats, English tea
12. Now I have to prepare my own grave
13. Please don't fuck it up
14. It's a pleasure to meet you Mr.H
15. Tom's just polite
16. You're an idiot
17. He's coming there Lou...
18. Cold November rain
19. Maybe you want to go out with me?
20. I get so lost inside your eyes. Would you believe it?
21. Lonely days
22. Tom there's no turning back...
23. Well, you two really fucked up
24. I am truly sorry about last night
25. Date night
26. I can't sleep until I feel your touch
27. She was my woman, I loved her so, but it's too late now, I've let her go
29. Sometimes I wake up in a different bedroom
30. But I've got high hopes, it takes me back to when we started
31. Every moment led to this one
32. Have I known you 20 seconds, or 20 years?
33. Our time is right
34. Somewhere in the Southern Italy
35. In the heat of the morning
36. If that ain't love then I don't know what love is

28. And there's no one to blame but the drink and my wandering hands

1.9K 112 93
By _Choupette

Wybaczcie, że tak długo mi to zajęło, ale sesja w czasie wirusa jest strasznie czasochłonna. 

Mam nadzieję, że ten wyjątkowo długi rozdział umili wam dzień!
Yup +18, więc kto chce niech pominie ostatni wątek. Miłej soboty ❤️

Czasem przychodzą dni, w których człowiek ma wrażenie, że czas zwolnił, a życie się zatrzymało. Lauren ostatnie tygodnie spędziła na bezczynnym dryfowaniu w swojej własnej przestrzeni. Praca, rachunki, krótkie rozmowy z rodziną tylko po to by nikt przypadkiem nie uznał, że coś złego się z nią stało, a nijakie, nudne dni spędzone w ciepłym pomieszczeniu przerodziły się w smutną powinność. W dodatku zima w tym roku wcale nie zamierzała odpuścić i kompletnie różniła się od ostatniej spędzonej w Nowym Jorku.

Strasznie dziwne czasy.

Blondynka spojrzała na zegarek w swoim telefonie, który jednoznacznie wskazywał, że za niedługo będzie musiała się zbierać z domu. Impreza firmowa to ten typ spotkań, na których jako świeżak musisz być, żeby sprawić dobre wrażenie na reszcie managerów i ich szefów, ale niekoniecznie jest to twoje największe marzenie. Zupełnie jak w przypadku Lauren, te wszystkie sztuczne uśmiechy i pijane spoufalanie się kompletnie nie pasują do jej charakteru. Oczywiście lubiła ludzi, nie miała też nic do imprez samych w sobie, ale cholera dobrze wiedziała, że przez następne tygodnie po takim wydarzeniu, nikt się do siebie w biurze nie chce odzywać, a na światło dzienne wychodzą istne dramaty jak w hiszpańskich telenowelach.

Po chwili wyrwała się w końcu z tych myśli i spróbowała skupić swoje ostatki uwagi na pracy, którą koniecznie musiała wykonać. Laptop może i nie umarł, tylko wymagał konkretniejszej naprawy, jednak większość rzeczy zapisanych w nim przepadła, a w tym ten jeden najgorszy projekt, który przysporzył więcej kłopotów niż to warte.

Nagle dzwonek do drzwi przeszył jej myśli, nie dając skończyć aktualnej czynności projektowania na nowo łazienki. Przez niedopatrzenie i rozkojarzenie blondynki na ekranie pojawił się jakiś niezgrabny bohomaz, który jednoznacznie zniszczył aktualny zapis. Z lekkim zdenerwowaniem zamknęła klapę laptopa i z ciężkim westchnieniem wstała sprzed biurka. Na śmierć zapomniała, że to razem z Esther miały jechać do klubu. Szatynka za drzwiami jednoznacznie się niecierpliwiła, przez co dzwonek w mieszkaniu rozbrzmiewał jak w jakimś kościele. Kobieta szybko pobiegła, aby otworzyć jej drzwi i pierwsze co napotkała to wielka butelka wina.

- No co tak się patrzysz? Ja tam trzeźwa nogi nie postawię - Esther wkroczyła do mieszkania zupełnie tak jakby była u siebie, po czym ruszyła w stronę kuchni po dwa duże kieliszki - co ty taka zmieszana dzisiaj? - Mruknęła w stronę lekko zdziwionej Lauren - spodziewałaś się kogoś innego?

- Co? - Spytała zaskoczona - nie. Przynajmniej nie dzisiaj.

- To już ten etap? Kochana nie sądziłam, że... - Przerwała, by zająć się odkorkowaniem wysokoprocentowego napoju - ... Mogłaś chociaż mnie ostrzec.

- Daj spokój - odparła z lekkim zdenerwowaniem - nie zaczynajmy tego tematu.

- Wystarczy jedno wino i Aperol, żebyś w końcu zaczęła gadać - rzuciła jej - no co?

- To nic ważnego, zresztą mówiłam ci, że to było... - Przerwała, by pokazać, ile wina ma jej nalać i wzięła łyka - nic takiego, poza tym cholera muszę ograniczyć wino, to smakuje jak sok.

- Niestety uodporniłaś się na winko ze średniej półki cenowej. Mogłam wziąć dwa skoro już była promocja.

- Esther - mruknęła - bo zaraz zacznę podejrzewać, że mnie sprzedajesz prasie.

- Ej powiem ci, że to naprawdę mądry pomysł - powiedziała, szczerząc do niej zęby w nadziei, że się chociaż uśmiechnie - w sensie cholera byłabym tym zaufanym źródłem obu stron, sprzedałabym was jakiemuś szmatławcowi i kupiła za to nowe auto.

- W sumie dobra cena jak za moją przyjaźń - zaśmiała się - zobaczysz znajdę sobie dziś nową koleżankę. Zostaniesz tylko ty i...

- Jezus daj mi spokój, jak znowu będę musiała patrzeć na te wyprute twarze z piętra wyżej, to przysięgam, że będziesz za tydzień mi składać kwiaty na grobie.

- Nie dziwię ci się - wymamrotała.

- Jestem pewna, że ta... Cholera jak jej było? Christie? - Zaczęła się zastanawiać - znowu zdradzi swojego męża z tym... jak mu tam...? Jamie?

- Masz wyjątkowo słabą pamięć jak na taką plotkarę. Plus Jamie w sumie nie jest taki zły - wzruszyła ramionami.

- Ty się lepiej zajmij tym swoim - powiedziała cicho, nachylając się bliżej blondynki.

- Daj mi spokój kobieto - 

- To byłoby zbyt proste - odparła i po chwili poczuła, jak okrutnie zaburczało jej w brzuchu - zjemy coś na mieście, co?

- Możemy zjeść makaron, zostało mi jeszcze z wcz... - nim skończyła zdanie, szatynka czym prędzej popędziła w stronę lodówki.

Droga do klubu nie była nawet tak strasznie długa. Alkohol we krwi znacznie przyspieszył im czas i umilił pierwsze chwile w towarzystwie współpracowników. Po prawie dwu godzinnym spóźnieniu poświęconym przede wszystkim na odpowiedni makijaż i strój, towarzystwo raczej było już w stanie tańczenia na stole, więc klimat stał się w miarę luźny. Jeżeli tak można go nazwać.

Lauren zostawiła przy stoliku swoje koleżanki i podeszła do baru zamówić cztery Aperole, które bez wątpienia otworzą im języki na jeszcze bardziej pikantne plotki o reszcie ich kolegów oraz koleżanek zza biurek.

- Proszę pięć Aperoli do tamtego stolika, pod ścianą - uśmiechnęła się mimowolnie do zapracowanej baristki, która przez natłok pracy i głośność muzyki ledwo dosłyszała odpowiednią nazwę drinka. Blondynka po chwili poczuła, jak ktoś delikatnie stuknął ją w lewe ramię. Obróciła się, by skonfrontować się z tą osobą i zobaczyła niezbyt znaną jej twarz. Był to mężczyzna, brunet z dość gęstym zarostem, którego kompletnie nie potrafiła skojarzyć z nikim znajomym.

- Cześć - odparł po chwili dziwnego zawieszenia - Jestem Joe - podał jej dłoń i usiadł przy barze, tuż obok niej.

-Lauren - odwzajemniła uścisk - chyba się nie znamy?

- No cóż, do tej pory niestety nie mieliśmy tej przyjemności.

- Tak? - Spuściła wzrok, czując, jak policzki zaczynają ją palić. 

- Słyszałem o tobie, w firmie naprawdę robisz wrażenie.

- Czyżby? W takim razie mi miło.

- No tak. Ktoś tak młody na twoim stanowisku musiał wiele zrobić, żeby dojść do takiego szczebla w karierze.

- Ciężka praca na studiach, masa niepłatnych staży i dużo godzin pracy, polecam.

- Masz może ochotę na drinka? - spytał z zadziornym uśmieszkiem i nie czekając na jej odpowiedź, zamówił dwie whiskey z colą - mam nadzieję, że lubisz whiskey?

- Jestem w stanie to strawić.

- Cudownie - odparł, kręcąc w dłoni szklanką z alkoholem - Widzisz imprezy tak dużych firm, mają to do siebie, że łatwo jest na nich stracić swoją pracę - spojrzał na jej zaciekawioną dalszym rozwojem jego myśli minę - w dobrym tego słowa znaczeniu oraz złym.

- Cóż domyślam się, że połowa moich znajomych będzie błagać o płatny urlop.

- A druga może powiedzieć komuś jedno słowo za dużo i już nigdy się w tej pracy nie pojawić - uśmiechnął się, a po plecach Lauren przeszedł dreszcz. Miała wrażenie, że mężczyzna przeszył ją wzrokiem - Niestety niektórzy szefowie, menadżerowie i kierownicy mają bardzo kruche ego. Nie wiem, jak duży reaserch robiłaś przed twoim transferem, ale szefowa tego nadmuchanego korpo naprawdę...

- Okej do rzeczy, bo trochę nie rozumiem, co masz na myśli i do czego chcesz...

- Proponuję ci drobny transfer - mężczyzna wysunął ze swojej kieszonki w marynarce zgrabną wizytówkę - parę osób szepnęło mi na ucho o twojej pracy, dlatego, gdyby znudziło ci się życie w tym globalnym korpo, zapraszam do mnie.

Lauren spojrzała na wizytówkę i nazwę firmy, której kompletnie nie znała. Nie rozumiała, dlaczego miałaby rezygnować z tego oddziału, skoro płacą jej krocie, a za prywatnego klienta dostanie na tyle sporą sumę, że jeśli będzie chciała pomyśleć o kupnie własnego apartamentu, to na pewno za niedługi czas będzie w stanie sobie pozwolić.

Nie chcąc okłamywać samej siebie, poczuła, jak jej ego zostało lekko podbudowane tym, że ktoś na głupiej imprezie oferuje jej pracę, gdzie te parę lat temu wcale tak łatwo to nie wyglądało. Większość pracowników w oddziale w Australii myślała, że swój sukces zawdzięcza intymnym stosunkom z szefem, kiedy było to oczywiście jedno wielkie kłamstwo. Harowanie na stażach za doświadczenie, przyniosło jej oczekiwany rezultat.

- Gdybyś jednak nie zdecydowała się wybrać mój numer w celach zarobkowych - przerwał na moment - to chętnie napiłabym się z tobą jeszcze jednego drinka - Brunet z przyjemnym uśmiechem dopił ostatni łyk ze swojej szklanki i spojrzał na Lauren jeszcze raz, po czym odszedł w rozbawiony tłum. Kobieta kompletnie zapomniała o swoich koleżankach i szybko udała się w ich stronę. Kurwa jeszcze tego mi brakowało, żeby znowu zmieniać pracę.

- Z kim rozmawiałaś? - zagaiła Esther, na co Lauren posłała jej krzywe spojrzenie, gdy tylko zdążyła się przysiąść.

- Nikt ważny - mruknęła.

- No przecież widziałam, że siedziałaś tam z dziesięć minut - uśmiechnęła się znacząco.

- Rany Esther mogłabyś czasem przestać węszyć i zadawać pytania?

- À propos węszenia - zaczęła, na co Lauren odparła jękiem - jak tam z...

- Z byłym, czy?

- O kurwa jak to byłym - poderwała głowę i spojrzała pytająco na blondynkę. Jej mina natychmiast stała się poważna. Kobieta wstała i spojrzała na resztę koleżanek - ja i Lou idziemy zapalić przed klub - rzuciła sugestywne spojrzenie na swoją koleżankę, która prawie natychmiast spełniła jej niemą prośbę i wstała z miejsca.

- A nie możecie iść do palarni tam obok? - spytała jedna ze wścibskim tonem.

- Nie dzięki, nie mam zamiaru dusić się w oparach najtańszych Rothmansów - odparła z przekąsem i poprowadziła je do wyjścia.

Esther wyjęła z torebki paczkę papierosów i podała jednego swojej koleżance. Spojrzała na nią ze zmieszanym wyrazem, a następnie odpaliła każdego zapalniczką.

- Co się odpierdoliło? - zbyła jej ciszę i zapytała o coś, co od dawna ją nurtowało.

- Dobre pytanie - stwierdziła obojętnym głosem - nie wiem czy jest sens o tym nawet rozmawiać.

- Lauren nie kłam, bo ci to nie wychodzi... - mruknęła, gdy oparły się o mur budynku - zresztą wystarczy na ciebie spojrzeć, zachowujesz się jak zakochana nastolatka.

- A co jak on się mną tylko bawi?

- No dobra, ale czego ty tak właściwie teraz chcesz, że cię to tak martwi? - odpowiedziała pytaniem na pytanie - ciągle się kurwa przejmujesz, że spojrzał na ciebie w taki, a nie inny sposób, a później narzekasz, że ci się nie oświadczył?

- Kurwa nie wiem Esther! Pierwszy raz robię coś co kurwa, w stu procentach jest moją pierdoloną decyzją i gubię się w tym.

- Nie skończyło się tylko na drinkach, hmm?

- Nie oczywiście, że nie - Lauren poczuła lekkie ukłucie w okolicy serca i zaciągnęła się papierosem ze złością.

- Okej, jesteście dorośli. Ja i Max skończyliśmy w łóżku praktycznie na trzeciej randce i co?

- Rany, ale mi o to nie chodzi, po prostu... - Popatrzyła przed siebie, zupełnie tak jakby szukała gdzieś wśród oddalonego tłumu odpowiedniej myśli - to między mną a byłym narzeczonym chyba jeszcze się nie skończyło.

- Niby kurwa dlaczego? - Zapytała, nie wiedząc, o co jej właściwie chodzi.

- Spokojnie - zaśmiała się - rozmawialiśmy ostatnio trochę, było nawet miło i...

- Dlaczego ty się pakujesz znów w coś, co parę razy nie zadziałało? Jasne, nie znam go ani waszej relacji lepiej, ale cholera, dlaczego chcesz być z kimś, kto jest zazdrosny o każdy twój jebany sukces?

- A Tom niby lepszy? Pieprzony gwiazdor, który szuka sobie na chwilę romansu?

- No dobra, ale co w tym złego, bo naprawdę cię kobieto nie rozumiem - ze złości postanowiła odpalić sobie i blondynce po kolejnym papierosie - słuchaj jeżeli nie masz ochoty pakować się w romans, to no nie wiem... Może z nim najzwyczajniej w świecie porozmawiaj? A jak nie to daj sobie spokój i jak najszybciej skończ dla niego pracować?

- Ugh, no jasne. Dobij mnie - jęknęła bezsilnie - on jest jebanym ideałem z wierzchu.

- Wiem... i milion innych kobiet też to wie.

- Jestem pewna, że ten milion dałby się pokroić za to, a ja. Jeszcze narzekam.

- Ja pierdole dziewczyno ja bym się dała pokroić, dosłownie jeden telefon i biorę rozwód.

- Nie powtórzę tego twojemu mężowi - poklepała ją po ramieniu.

- Spokojnie on wie, zresztą pewnie sam by mi wbił nóż, gdyby był na twoim miejscu.

- W ogóle to chciał, żebym do niego dziś przyjechała porozmawiać - powiedziała, ale widząc jej pytający wzrok, dodała - odmówiłam, ze względu na tę imprezę i nie chciałam cię zostawiać samej...

- Pierdolisz głupoty, po prostu nie chciałaś się z nim spotkać, hm?- Mruknęła w odpowiedzi. 

- No może... - wywróciła oczami i wyciągnęła telefon z torebki - co mam zrobić? Napisać, że jednak przyjadę? - Przerwała i spojrzała na nią niechętnie - jest prawie północ.

- No to co? Ostatnio północ chyba w niczym wam nie przeszko...

- Ej! - przerwała jej ostro - Dobra napiszę... - kobieta wstukała odpowiednią wiadomość i wygasiła ekran swojego telefonu, żeby na niego nie patrzeć. Po jakichś dwudziestu minutach stania na mrozie, poczuła, jak telefon zawibrował w jej dłoni. Oznaczało to albo wiadomość od Toma, albo jej mamy, jednak bardziej stawiała na to pierwsze. Niezbyt chciała zabrać się za odblokowanie telefonu, dlatego Esther wyrwała jej go z ręki i sama w końcu postanowiła na głos odczytać dość skąpą w szczegóły odpowiedź.

- „Jeżeli dalej masz na to ochotę, to zapraszam. Adres chyba znasz." - blondynka wywróciła oczami na lekką pretensję, która dźwięczała jeszcze w jej uszach - Nieźle.

- Co mam robić?

- Jeszcze się pytasz? Jedź tam! - odparła, nie kryjąc swojego zniecierpliwienia - ubrałaś ładną bieliznę? - Postanowiła się upewnić.

- Esther! Jesteś kurwa okropna! - zbulwersowała się, jednak dodała - no tak...

Brunetka spojrzała na makijaż Lauren, który trzymał się wyjątkowo dobrze. Wyjęła ze swojej torebki perfumy i spryskała ją, nie szczędząc ilości.

- Nie przesadzasz? - wybełkotała kompletnie zaskoczona i prawie udusiła się zapachem, który podrażnił jej gardło.

- Śmierdzisz papierochami, zrób dobre wrażenie chociaż przez chwilę - powiedziała i uśmiechnęła się.

- Dzięki za szczerość - spróbowała wymusić jakiś entuzjazm na twarzy, ale jedyne, co osiągnęła, to nieciekawy grymas. Pozostało jej już właściwie tylko złapać taksówkę i pojechać do domu Toma. Czuła się jak kompletna nastolatka, która w nocy wymyka się do swojego chłopaka, który akurat ma wolny dom. Zastanawiała się, kiedy to się stało i czy w sumie tak to powinno wyglądać?

Sekundy spędzone w taksówce mijały jak godziny i gdy Lauren znalazła się w końcu w wąskim korytarzu przed drzwiami Toma, poczuła swój nieco niespokojny oddech. Jedyne co dało się słyszeć to jej dudniące serce i cichy szum muzyki dobiegający gdzieś z głębi jego apartamentu. Kobieta oznajmiła dzwonkiem swoje przybycie i gdy zauważyła, że drzwi powoli się otwierają, oddech uwiązł jej gdzieś w płucach. Nim zdążyła mrugnąć, w progu pojawiła się jego szczupła sylwetka.

- Naprawdę nie sądziłem, że przyjdziesz - mruknął - czemu zawdzięczam twoją wizytę tak późną porą? - spytał, gdy jego uśmiech stał się jeszcze szerszy. Swobodnie oparł swoje ciało o framugę drzwi, kompletnie eksponując mięśnie zza ciasnej koszuli.

Czy on zawsze musi mieć na sobie o dwa rozmiary za małą koszulę? Wszyscy wiemy, że masz kaloryfer, naprawdę... - mruknęła do siebie w myślach, gdy mężczyzna zaprosił ją do środka.

Po chwili jej obcasy uderzały w gładką i błyszczącą drewnianą podłogę w mieszkaniu Toma, a dudniący gdzieś w tle rytm muzyki R&B natychmiast wypełniał jej uszy. Zapach mocnej whiskey zmieszany z czymś słodkim kompletnie opanował zmysły, które i tak teraz są podatne na alkohol. Atmosfera wydawała się dzisiaj być zupełnie inna, niż ostatnio - bardziej intensywna i śmiała. Bo dziś nikt nie musiał już ukrywać swoich dziwnych, kompletnie niepoprawnych uczuć. Lauren powoli odcinając głos swojej logiki, usiadła obok niego na oszklonym balkonie. Zauważyła, że spędzał tutaj co najmniej większość tego wieczoru, gdyż nieznany jej skrypt leżał na stoliku, a obok niego butelka alkoholu i teraz już dwie puste szklanki. Zresztą nie dziwiła mu się, że wolał tutaj siedzieć, bo widok z niego był nieziemski, wręcz porażający. Prawie tak samo, jak dotyk dłoni Toma na jej udzie. Każdy mądry głos w niej krzyczał, by dla bezpieczeństwa własnej moralności zrzuciła jego rękę ze swojego ciała i najlepiej wróciła do siebie, jednak poczuła, że te wszystkie emocje, które próbowała tak desperacko zdusić przez ostatni czas, zaczęły wirować nieodwracalnie w jej głowie. Nie miała już siły wysłuchać choć jednego racjonalnego głosu, pragnienie bycia tu i teraz, było zbyt silne, by móc dalej z nim walczyć.

- Mam nadzieję, że to nie jakiś wielki problem?

- Nie, nie i tak nie robiłem nic pożytecznego - spojrzał na papiery - teoretycznie nic ważnego - odparł - mam nadzieję, że to ja nie pokrzyżowałem twoich planów?

- Nie, spokojnie. Impreza właściwie umierała, a... - zamyśliła się - cholera ta rozmowa chyba jest jednak potrzebna - powiedziała praktycznie na jednym wdechu, czując, jak jej stres na nowo ożywa. Wypuściła nerwowy oddech spomiędzy warg, które nagle stały się wyjątkowo suche.

- Miałem właśnie zacząć pracować nad tym scenariuszem, ale to może poczekać - odparł i przełożył papiery gdzieś kompletnie dalej, by nie wadziły nikomu swoją obecnością na stoliku.

- Rany nie chciałam ci przeszkadzać, jeśli pracujesz... po prostu... - zaczęła, ale Tom szybko jej przerwał i lekko pokręcił głową.

- Nigdy mi nie przeszkadzasz Lauren, wręcz przeciwnie. Zaufaj mi wolę spędzać tę noc raczej z tobą, niż podkreślać denne dialogi.

Lauren zarumieniła się, słysząc z ust mężczyzny takie słowa i zupełnie nie wiedziała, co zrobić, by ukryć własne zmieszanie. Zastanawiała się przez moment, czy tak samo, jak ona znajduje się w niechybnym stanie nietrzeźwości, który na pewno dodawał w tym momencie iskierki śmiałości.

- Masz może ochotę na... - urwał, kiedy zdał sobie sprawę, że za moment każde ich nocne spotkanie będzie obfitować w napoje wysokoprocentowe. Ale tak chyba wygląda życie, kiedy jesteś dorosły, smutny i uzależniony od nikotyny? - Na drinka.

- W sumie... może jeden nie zaszkodzi - odparła bez większego zastanowienia. Z jednej strony podobało się jej to i w jakiś sposób nawet kręciło. Jej relacja z Tony'm była taka pozornie idealna, pozbawiona tego smutnego szaleństwa, właściwie nie pamiętała już, kiedy spędzili wieczór w taki sposób. Po prostu siedząc obok siebie, pijąc wspólnie dobre wino, czy whiskey, paląc papierosy i rozmawiając na temat który interesował ich obojga. Może i nie było to najzdrowsze, ale życie jest na tyle krótkie, że naprawdę nie chciała się tym teraz przejmować.

- Jak zatem oceniasz angielskie kluby? - zagaił ją, przy okazji nalewając każdemu po nieśmiałym drinku z whiskey - jest źle skoro, tak szybko uciekłaś tu do mnie?

- Hmm... - Zaczęła - cieżko mi to ocenić, zwłaszcza biorąc pod uwagę pijanych współpracowników. Mam wrażenie, że ludzie tutaj czasem kompletnie nie mają wstydu.

- Tak? - Zaśmiał się szczerze - ciekawe spostrzeżenie, dość trafne nie powiem, że nie.

- Nie jestem fanką imprez w klubach, ale tutaj chyba czeka mnie to często - mruknęła, zatapiając swoje usta w alkoholu.

- Cóż nie mogę ci nic polecić z czystym sumieniem, bo sam dawno żadnego nie odwiedziłem.

- Dalej nie masz czasu na bycie kurą domową?

- Niestety nie, choć mam niezmierną nadzieję, że to się zmieni, gdy skończysz mój nowy dom - Lauren uśmiechnęła się krzywo na jego słowa. No tak. Wciąż jestem jego pracownicą. Czasem o tym zapominała, jednak dobrze wiedziała, jaka jest prawda i jak bardzo źle to wszystko wygląda. - Mam nadzieję, że teraz kiedy kończę największy kontrakt, będę mógł dać sobie spokój z wielkobudżetowymi produkcjami i... to znaczy...

- Spokojnie Tom, nie sprzedam cię w mediach. Mało mnie to tak naprawdę obchodzi - zdała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to najmilej - znaczy nie, że nie obchodzi mnie twoje życie, bo... znaczy, nie obchodzi, ale... cholera może lepiej się już zamknę.

- Tak mówisz? - Spytał z lekkim sarkazmem, a jego twarz walczyła z drobnym uśmiechem. Wziął ostrożnego łyka whiskey i bez większego namysłu odpalił swojego papierosa, który leżał samotnie na stoliku. Nawet mu się to podobało, że nie musiał na siłę udawać ogromnego dżentelmena, który nie spojrzy w jej twarz, bo tak przecież nie wypada, czy nie upije się, bo jak tak w ogóle można? Siedzieli tak w ciszy przez kolejne parę minut, jednak dobrze wiedzieli, że prędzej czy później trzeba będzie na nowo zmierzyć się z rzeczywistością, która jednoznacznie kazała im odbyć szczerą, dorosłą rozmowę. Blondynka włożyła smukłego papierosa między wargi, od razu podpalając jego końcówkę i spojrzała na mężczyznę, który próbował ignorować swojego rozszczekanego szczeniaka zamkniętego po drugiej stronie pokoju.

- Chyba bardzo chciałby się przysiąść? - Zauważyła.

- Nienawidzi być sam, zresztą mu się nie dziwię - odparł, jednak zrezygnował z opcji wpuszczania go na balkon, w końcu dym raczej nie będzie dla niego zbyt zdrowy, bo skoro już psuje własne płuca, to nie zamierza marnować jego.

- Więc... - Zaczęła, korzystając z lekkiego rozkojarzenia Toma.

- Okej - przez długi moment zastanawiałem się, czy ta rozmowa jest w ogóle potrzeba, bo... - odparł i stwierdził, że początek jego wypowiedzi nie zaczął się najlepiej ze względu na zmieszany wyraz twarzy Lauren - Cholera chodzi mi o to, że... Poczekaj, nie chcę powiedzieć niczego bezsensownego.

- To może ja - przejęła pałeczkę, na co mężczyzna odpowiedział lekkim uśmiechem, wpatrując się w nią swoimi niebieskimi oczami - może po prostu zostawmy sytuację taką, jaką jest?

- Wiesz Lauren w mojej sytuacji, wolałbym wszystko uzgodnić.

- Chyba nie muszę niczego podpisywać? - Postanowiła zażartować.

- Nie, po prostu... Nie chcę wychodzić teraz na jakiegoś wielkiego snoba, ale naprawdę nie potrzebuję kolejnych sensacji jak romans z moją architektą, zwłaszcza że po ostatniej sytuacji jestem na językach, a...

- Okej, chyba rozumiem - urwała jego wypowiedź. 

- Cieszę się w takim razie.

- Ja... - zaczęła, wcześniej spoglądając na zegarek i stwierdzając, że wcale nie jest tak późno, a przynajmniej nie spodziewała się tak wcześnie wrócić do domu - muszę już raczej wracać.

- Mam nadzieję, że cię nie uraziłem?

- Nie, nie wcale - odparła, zbierając swoją torebkę z siedzenia - chyba nawet tak jest lepiej.

- To znaczy jak? - Spytał, gdyż nie był pewny, czy dobrze zrozumiała jego słowa - otworzył przed nią drzwi balkonowe i podążył jej dość szybkim krokiem.

- Wracamy do swoich dawnych ról, tak? Ja do bycia twoją architektką, a ty do bycia... - spojrzała na niego - niesamowicie popularnym aktorem, który nie chce kolejnego zadrapania na wizerunku?

- Co? - spytał jakby sam siebie i zacisnął swoją dłoń na jej ramieniu - o czym ty mówisz?

- Powtarzam tylko twoje słowa Tom - mruknęła lekko zdenerwowana - nie ma żadnego problemu serio, ja wracam do siebie, ty tu zostajesz i o wszystkim zapo...

- Co kurwa? - Uniósł brew, po czym ożywił się - skąd ten pomysł? - Atmosfera w pokoju kompletnie zgęstniała.

- Słuchaj Tom, jeżeli stanowię problem dla twojego wizerunku, to...

- Lauren, ja naprawdę nie to miałem na myśli! - uspokoił swój ton po chwili, widząc, że to nie jest najlepszy pomysł, by teraz na nią krzyczeć - okej, ja wiem, chyba mam problem z dobrym doborem słów, ale uwierz mi, cokolwiek zrozumiałaś, nie to miałem na myśli.

- To, co w takim razie miałeś? - spytała, lekko rozluźniając swoje ciało. Może i go nie znała, a psychologii nigdy nie studiowała, ale miała drobne wrażenie, że stoi przed nią mężczyzna, który właściwie ledwo potrafi dogadać się sam ze sobą, a co dopiero z kimkolwiek innym. W dodatku alkohol, który nieubłaganie krążył w ich żyłach, na pewno zdziałał swoje i poplątał im dość mocno języki.

- Usiądźmy - Tom wskazał na elegancko zaścielone wielkie łóżko, przy kominku w jego sypialni i postanowił zacząć tym razem na spokojnie od nowa. Lauren, nie! Nie siadaj na jego łóżku! Nawet się do niego nie zbliżaj! Kobieta zaczęła krzyczeć na samą siebie w myślach, jednak nawet własnego głosu nie zamierzała posłuchać.

- Naprawdę cię lubię Lauren, jesteś cudowną osobą i chciałbym wiedzieć o tobie więcej... Po prostu wiem, że moje życie może przytłaczać nie tylko mnie, ale i ciebie. Nie chcę, żeby za chwilę rozpętały się artykuły na portalach plotkarskich o tobie.

- Okej - kiwnęła głową - rozumiem to, ale czego tak właściwie ode mnie teraz oczekujesz?

- A czego ty oczekujesz? - spytał. 

- Nie wiem nigdy, nie byłam w takiej sytuacji? - powiedziała trochę szybko i po chwili dodała - mój były nawet nie posiadał instagrama... Po prostu chodzi mi po głowie, to że chyba lepiej by było, gdybyśmy...

- Dla kogo lepiej? - Spytał, muskając jej dłoń niemal bezmyślnie, a potem uśmiechnął się delikatnie, kiedy w końcu skończył - i dlaczego myślisz, że dla mnie?

- Wcale tego nie powiedziałam.

- Ale to miałaś na myśli, prawda? - spytał, gdy jego palec, który bardzo delikatnie pieścił bok jej dłoni, w końcu wtulił się w wnętrze nadgarstka, a następnie bardzo powoli gładził po najbardziej odsłoniętej zimnej żyle. Lauren z trudem przełknęła ślinę, gdy poczuła, że jej oddech staje się zbyt niespokojny. - Może i nie powinniśmy, ale... co nam szkodzi? Bo chyba nie jesteś z nikim w związku? - gdy zobaczył jej zaprzeczenie, kontynuował - sam zapewne nie jestem najlepszą osobą do związków - jego umysł niemal od razu przywołał ostatnie wydarzenia, które niestety nie wspominał najmilej. Cisza znowu zawiązała się pomiędzy nimi, jednak teraz nikomu nie stanowiła przeszkody. Tom delikatnie położył się na łóżku i westchnął głęboko. Pociągnął za sobą Lauren, która ułożyła się tuż obok niego, kompletnie nie wiedząc, co teraz wypadałoby powiedzieć. Może nic? Może tak to wszystko powinno wyglądać? Z jednej strony czuła się głupio w jego towarzystwie i nawet po tej lekko nieudolnej rozmowie i wyjaśnieniu paru spraw między nimi, nie potrafiła udawać przed samą sobą, że jest to dla niej obojętne. Uzmysłowiła sobie to jeszcze mocniej, kiedy w klatce piersiowej niemal od razu poczuła dziwne łaskotanie, gdy jego dłoń, zaczęła muskać okolicę jej uda.

- Powiedz coś o sobie - szepnęła, a pytanie jakie zadała, wywołało u niego szczery uśmiech.

- Co takiego chciałabyś wiedzieć, hm? - mruknął niskim tonem i przeniósł swoją dłoń na jej zarumieniony od alkoholu policzek. Cholera może i nie powinnam, ale jak mam przestać? Spytała swoje sumienie, które już od dobrej godziny milczało, samo padając ofiarą jego urokowi.

- Twój ulubiony film? Taki bez którego nie dałbyś rady istnieć? - Tom westchnął, obserwując ją uważnie i przez krótką chwilę zatracił się w skupieniu, szukając w głowie odpowiedniej myśli, zanim w końcu cokolwiek odpowiedział.

- Hmm... nie mówiłem już tego wcześniej? - W końcu po paru minutach zdecydował się na odpowiedź, a następnie rozchylił ostrożnie usta, aby znów coś powiedzieć - chyba francuski "'Motyl i skafander", a twój? - Mruknął i odgarnął jej włosy z twarzy.

- "Powiększenie" albo "Persona". 

- Wstyd mi przyznać, ale nie widziałem "Powiększenia" - przyciągnął ją bliżej siebie i oplótł mocniej ręką - obejrzyjmy razem - brzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.

- Dzisiaj?

- Nie, nie dzisiaj - odgarnął włosy z okolicy jej szyi i przejechał delikatnie nosem po letniej skórze dziewczyny - może...Jutro... Albo pojutrze.

- Mhm... - mruknęła, nie potrafiąc teraz skupić się na niczym innym, niż na jego ustach, które jednoznacznie pieściły ten słodki punkt gdzieś przy jej obojczyku. Nie mogła się już właściwie oszukiwać, że niepoprawny wydźwięk tej sytuacji napędzał ich obojga i żadne z nich nie zamierzało przestać. Mężczyzna przejechał drugą dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. - To takie... niepoprawne - wyznanie cicho opuściło usta blondynki.

- Dlaczego tak uważasz? - zapytał głębokim i niskim tonem, gdy przesunął ją jeszcze bliżej siebie.

- Bo wiem... - Próbowała skleić cokolwiek spójnego - mogę mieć przez ciebie problemy w pracy - wypuściła z płuc kolejny niespokojny oddech. Tom zaczął delikatnie muskać jej usta, kompletnie ignorując jej słowa.

- Nikt nie musi wiedzieć - wyszeptał i spojrzał na nią ciemnymi pełnymi pożądania oczami.

- Wiem... Ale... - Przełknęła ślinę, czując, jak własne pragnienie zaczyna wirować w jej głowie, a ciepło rozprowadza się po całym ciele.

- Coś jeszcze? - Przerwał na moment pocałunki, by popatrzeć na nią.

- Jesteś... - Urwała, szukając jakiejkolwiek wymówki - jesteś... Ode mnie starszy - powiedziała drżąco, chociaż dobrze wiedziała, że dla niej to kompletnie nie stanowiło problemu, a wręcz przeciwnie.

- Dobrze wiesz, że to ciebie nie obchodzi - mruknął - myślę, że ci to imponuje - dotknął jej nosa swoim, tuż przed tym, jak zamierzał na nowo muskać jej usta - jeszcze coś?

- Ja... - Zaczęła, ale dobrze wiedziała, że dotarli już do tego momentu, który kompletnie nie wymagał żadnych słów, a czysta logika odpuściła sobie już dawno.

Atmosfera w pokoju stała się dla niej wręcz nieznośna, miała ochotę dać ujść swoim emocjom już teraz, w tym momencie, jednak wizja Toma co do aktualnej sytuacji znacznie się różniła.

- Smakujesz absolutnie bosko - wyszeptał praktycznie na jednym wdechu i kiedy tylko się od niej odsunął, zaczął łapczywie pozbawiać ją ubrań. Tom w swoim zachowaniu zaczął być coraz bardziej śmiały i głodny, zwłaszcza gdy poczuł dłonie blondynki pod swoją rozpiętą już koszulą. - Moi sąsiedzi znienawidzą mnie po tej nocy.

Dziewczyna po raz kolejny straciła orientację i zupełnie zapomniała, gdzie się znajduje. Dalej nie mogła uwierzyć w to, że jeszcze niedawno przyjechała do Londynu kompletnie nieśmiała i niechętna wszystkiego, co przyjemne i nowe, a teraz leżała naga w łóżku osoby, o której nawet przez nanosekundę nie pomyślałaby w taki sposób. Blondynka zsunęła z niego ostatnią kompletnie niepotrzebną część garderoby. Szybko odczytał jej intencję i bez dłuższego oczekiwania wsunął się w nią ze słodkim jękiem. Tym razem nie miało to trwać długo, czy romantycznie. Miało być szybko i mocno, zupełnie tak jakby jutra miało nie być. Uczucia, jakie się w nich obudziły, były już nieodwracalne.

Continue Reading

You'll Also Like

3.8K 202 28
Lina to córka Tony'ego Starka (Iron Mana), która wprowadza się do Avengers Tower. W tym samym czasie do Avengers ma dołączyć Bucky, który staje się j...
71.1K 2.2K 132
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
45.2K 1.9K 38
Szybko możemy kogoś znielubić, ale ... równie szybko możemy kogoś polubić, prawda?
24.5K 1.6K 40
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...