Always in trouble

By Emily_Roxy

14.1K 399 53

Nicolas - bezczelny, wiecznie wpadający w kłopoty badboy. Jest postrachem szkoły, lecz chce zmienić swoje życ... More

rozdział 1
rozdział 2
rozdział 3
rozdział 4
rozdział 5
rozdział 6
rozdział 7
rozdział 8
rozdział 9
rozdział 11
rozdział 12
rozdział 13
rozdział 14

rozdział 10

707 20 0
By Emily_Roxy

Carmen

 Leżałam w łóżku, czując jak głową mi niemiłosiernie pulsuje. Zdawało mi się, że każdy najdrobniejszy dźwięk brzmi sto razy głośniej niż zwykle. Miałam okropnego kaca, nie wiem, ile wczoraj wypiłam. Straciłam rachubę gdzieś około dziesiątego szota. Nie pamiętałam za wiele. Przypominałam sobie ciepły język Nicolasa na moim ciele, na co moje ciało za każdym razem reagowało dziwnym uczuciem w okolicach żołądka. Zachowałam w pamięci, urywki z jakimś natarczywym chłopakiem oraz coś z samochodem. Nie miałam pojęcia, o co chodziło z tym pojazdem, ale miałam wrażenie, że zrobiłam coś idiotycznego.

Wstałam i skierowałam się do łazienki, by doprowadzić się jakoś do ładu. Kiedy już wyglądałam jako tako poszłam do kuchni, by zażyć jakieś tabletki i uzupełnić elektrolity. Nalałam sobie pełną szklankę wody, kiedy do domu wszedł Dean wraz ze swoimi kolegami. Nie przyszło mi do głowy sprawdzić, o której wstałam. Spojrzałam na zegar piekarnika. Dochodziła szesnasta! Spałam jakieś dwanaście godzin.

- O, księżniczka postanowiła jednak dzisiaj wstać - powiedział uszczypliwie Dean, przemierzając kuchnię.

- Mógłbyś mówić trochę ciszej? - Miałam wrażenie, że moja głowa zaraz pęknie.

- Carmen, umówiliśmy się wczoraj, że wrócimy do domu przed pierwszą. A ty włóczyłaś się z jakimś gościem do chyba piątej nad ranem! - podniósł głos.

- Ała. I do czwartej, nie piątej.

- On mógł zrobić ci krzywdę, on mógł, on mógł...

- Daj spokój, znam go. Chodzimy razem do szkoły.

- I to cię sprawiedliwa?!

- Przestań krzyczeć - powiedziałam, kiedy do pomieszczenia wszedł Seth, kumpel mojego brata.

- Czyżby nasza mała Carmen miała kaca? - zapytał złośliwym tonem.

- Kolejny - skwitowałam. - Nie jestem mała.

- Ale nieletnia - odpowiedział Seth, wsypując chipsy do miski.

- Bo niby wy nigdy nie robiliście nic nielegalnego, co? - założyłam ręce na klatce piersiowej.

- Nie zmieniaj tematu, Carmen - powiedział Dean. - Masz szlaban! Nigdzie nie wychodzisz przez następny miesiąc.

- Nie możesz dać mi szlabanu, jesteś moim bratem, nie ojcem.

- Właśnie to robię i masz się do tego stosować.

- Świetnie!  Cudownie! Zamknij się, Seth! - Spojrzałam groźnie na chłopaka, który dławił się ze śmiechu. - Ale niestety, braciszku. Dziś o siedemnastej muszę stawić się w szkolnej bibliotece na karze. Mam nadzieję, że mogę iść - powiedziałam, starając się mówić najbardziej jadowitym głosem, na jaki mnie stać. A tak w ogóle, to straszne, że karzą nam to odrabiać również w niektóre soboty. Mogę się założyć, że jest to niezgodne ze statusem szkoły.

- Możesz iść, tylko musisz się zjawić w domu zaraz po karze. I zjedz coś przed wyjściem.

- Kupię sobie coś w automacie, mamo - powiedziałam, wychodząc z kuchni. Zostawiając w niej poirytowanego moim zachowaniem Deana i umierającego ze śmiechu Setha.

***

- Jak usłyszę jeszcze jedno słowo o moim kacu, to przysięgam, że wydrapię ci oczy - ostrzegłam Nicolasa, kiedy weszłam do biblioteki. Na jego widok mój żołądek zrobił dzikiego fikołka. Myśli o jego języku zaczęły wychodzić przed szereg. Starałam schować je gdzieś daleko, a najlepiej wyrzucić, ale nie zbyt potrafiłam.

Że też musieliśmy tu przychodzić także w soboty, gdyby to był poniedziałek, może bym trochę ochłonęła i nabrała dystansu.

- Przecież nic nie mówiłem. Nawet nie zdążyłem się przywitać - powiedział i spojrzał na mnie z rozbawieniem.

- Wim, że chciałeś - mruknęłam.

Przeszłam bez słowa obok bibliotekarki, która chyba nie wyglądała na zadowoloną, że jednak się zjawiłam. Chyba liczyła na godzinę sam na sam z Nicolasem.
Nie miałam siły się z nią dzisiaj użerać.

Dziś musieliśmy ściągać kurz z najwyższych półek, używając do tego drabiny. Bezsensowna praca, ale nic nie mogłam na to poradzić.

  - Czyli dobrze się wczoraj bawiłaś? - zagadnął niby mimochodem. Lecz ja już czułam, jak moje policzki pokrywają się ciemnym różem. Odwróciłam twarz, by nie zobaczył mojej reakcji.

- Myślę, że tak - odpowiedziałam po chwili.

- Myślisz?

- Yhm.

Zapadła cisza, którą przerwał dzwonek mojego telefonu. Odruchowo odrzuciłam połączenie, ale kiedy komórka zadzwoniła po raz drugi, zdałam sobie sprawę, że dzwonił Adrien. Szybko odebrałam, lecz nie usłyszałam głosu przyjaciela, tylko kogoś innego. Mężczyzna, którego nie znałam, zadzwonił do mnie, bo Adrien zasłabł na ulicy, ale chłopak najwidoczniej nie chciał wzywać pogotowia, tylko kazał zadzwonić do mnie. Podał mi adres i rozłączył się.

- Wszystko okej?

- Nie. Muszę stąd iść - powiedziałam i ruszyłam do wyjścia. Mijając bibliotekarkę, powiedziałam coś o niecierpiącej zwłoki sprawie rodzinnej i opuściłam pomieszczenie, cała drżąc z niepokoju.

- Carmen, czekaj, co się stało? - usłyszałam za sobą krzyk Nicolasa, który wybiegł za mną nawet nie informując o tym bibliotekarki.

- Nie twoja sprawa. A, nie czekaj... Potrzebuję podwózki.

- Ale gdzie? - spytał chłopak ciągle biegnąc za mną. Po chwili znaleźliśmy się na szkolnym parkingu. Stanęłam i zaczęłam rozglądać się za samochodem Nicolasa, lecz nigdzie go nie znalazłam.

- Czekaj... Gdzie jest twój samochód? Zaparkowałeś gdzie indziej, czy...

- Musiałem go zwrócić, nie był przecież mój - odpowiedział chłopak, wcale się nie zatrzymując. - Chodź za mną i się pośpiesz, ponoć to pilna sprawa.
 
Ruszyłam za nim, nie wiedząc dokąd mnie prowadzi. Mimo tego ufałam mu, przynajmniej do czasu.

- Chyba sobie żartujesz, że na to z tobą wsiądę - odpowiedziałam, wskazując na granatowy motocykl. Nicolas, który stał obok, uśmiechnął się dziko i rzucił mi swój kask.

- A co, wymiękasz?

- Chciałbyś - odpowiedziałam zdecydowanie, choć w myślach już przeklinałam siebie, że się na to zgodziłam. Odgarnęłam włosy z czoła, założyłam kask i wsiadłam na motocykl, mocno chwytając się za boki koszulki Nicolasa.

- Gotowa, Alicjo?

- Jak nigdy.

***

Gdy podałam adres Nicolasowi, ten przyśpieszył i na miejscu byliśmy już po kilku minutach. Gdy dotarliśmy, szybko zsiadłam z motocykla i podbiegłam do Adriena siedzącego obok mężczyzny, który prawdopodobnie do mnie zadzwonił.

- Matko, Adrien, co się stało? - powiedziałam siadając obok niego na ławce, nie zważając nawet na Nicolasa, który postanowił zostać przy swoim motocyklu i obserwować nas z daleka.

- Już mi lepiej, zemdlałem na chwilę podczas biegania, to chyba od tego słońca... Ten miły pan mi pomógł, chciał dzwonić na pogotowie, ale na prawdę, już nic mi nie jest - powiedział chłopak, żywo się tłumacząc. Coś z tyłu głowy podpowiadało mi, że to co on mówił, jednak było nieprawdą. Słońce wcale dzisiaj nie grzało mocno, a chłopak wyglądał na jeszcze mizerniej, jeśli to możliwe, niż wczoraj.

Podziękowaliśmy mężczyźnie, który do mnie zadzwonił i poczekał z Adrienem, aż przyjadę i posiedzieliśmy jeszcze chwilę na ławce, by chłopak nabrał trochę sił. Nicolas usiadł na trawie obok swojego motocykla, jakby nie pewnie co powinien robić. Chciałam podejść do niego i mu powiedzieć, że może już jechać, lecz nie chciałam opuszczać Adriena, który wydawał mi się taki kruchy, że samo moje przesunięcie się o milimetr mogłoby go uszkodzić.

- Hej, chcesz kanapkę? Mam jedną w torbie, może będzie Ci lepiej...

- Nie. Carmen, dzięki. Jadłem. Nie jestem głody - powiedział chłopak, gwałtownie wstając z ławki. Całkowicie nie spodziewałam się takiego ruchu więc się zachwiałam, omal nie spadając z ławki.

- Okej... To może odprowadzę cię do domu? Dobrze, że mieszkasz niedaleko.

- Zgoda, ale chyba musisz iść coś powiedzieć temu gościowi co z nim przyjechałaś, bo czeka tam już od dwudziestu minut, aż dziwne, że nie odjechał. Zaraz, zaraz, czy to ten Nicolas?

- Ta... Okej, nie ruszaj się, zaraz wrócę.

- Możesz już jechać, ja odprowadzę Adriena do domu - powiedziałam, siadając na trawie obok chłopaka.

- Co mu się stało? Zemdlał?

- Tak, podczas biegania. Czuje się już dobrze, tak przynajmniej twierdzi.

-  Aha... Okej, to ja spadam - powiedział chłopak, otrzepując się z trawy. Podniosłam z ziemi kask i podałam mu go.

- Nicolas?- Chłopak wsiadł na motocykl i założył kask. Zauważyłam, że nie zapiął go od spodu, więc podeszłam bliżej i zrobiłam to za niego.

- Tak, Alicjo? - wymruczał chłopak, kiedy moje dłonie dotknęły jego ciepłej skóry przy podbródku, podczas zapinania kasku.

- Dziękuję.

***

- Wiesz co, Carmen? - spytał mnie Adrien, kiedy staliśmy już przed jego domem.

- Co? Chciałbyś jednak tę kanapkę? Czekaj, tylko...

- Nie, nie o to mi chodzi. Może poszlibyśmy na tą imprezę dzisiaj wieczorem, co? - spojrzała na mnie podekscytowany. Westchnęłam głęboko. Nie miałam najmniejszej ochoty tam iść, ponieważ kac nadal mnie męczył i czułam, że mam dość imprez na najbliższe sto lat, lecz chciałam żeby coś go w końcu uszczęśliwiło. Nawet jeżeli miała być to druga moja impreza z rzędu. Mimo tego, że jestem uziemiona. I męczy mnie potworny kac. Byle tylko go to uszczęśliwiło.

- Oczywiście, czemu nie?

Continue Reading

You'll Also Like

369K 33.3K 18
Historia Molly McCann i Aresa Hogana - spin-off dwóch dylogii: "Reguł pożądania" i "Związanych układem". Ostrzeżenie: Książka zawiera treści skierowa...
91.3K 1.9K 44
Ona - 25 letnia, seryjna zabójczyni należąca do grupy przestępczej lotos. On - 30 letni szef mafii, który wygrał ją, zastawioną przez ojca w pokerze...
88.7K 6.3K 9
Po aresztowaniu Remo wszystko, w co wierzyła Lucy Graves, okazało się paskudnym kłamstwem. Za rozkazem matki wyjeżdża z Filadelfii, aby plotki na jej...
274K 10.5K 7
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...