Always in trouble

By Emily_Roxy

14.5K 399 65

Nicolas - bezczelny, wiecznie wpadający w kłopoty badboy. Jest postrachem szkoły, lecz chce zmienić swoje życ... More

rozdział 1
rozdział 3
rozdział 4
rozdział 5
rozdział 6
rozdział 7
rozdział 8
rozdział 9
rozdział 10
rozdział 11
rozdział 12
rozdział 13
rozdział 14

rozdział 2

1.4K 37 6
By Emily_Roxy

Carmen

Dźwięk budzika wyrwał mnie z błogiego snu. Nienawidziłam poranków, a szczególnie tych wczesnych, kiedy trzeba było wstawać do szkoły. Ile bym dała, żeby szkoła zaczynała się o dziesiątej... Ale, ale... Przyrzekłam sobie nowy start. A właściwie to moim rodzicom. I dyrektorowi. I z reszcie całego grona pedagogicznego oraz nowo poznanemu kuratorowi.
Mam się zmienić, czyli - nie spóźniać się, poprawić oceny i zachowanie. Z tym ostatnim to może być mały problem, ale jak ja coś postanowię, to tak się dzieje.

Westchnęłam głęboko i wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi  mojego pokoju i od razu dobiegł mnie zapach porannej kawy mojego brata. Jednak ja miałam ochotę na coś innego. Pewnych nałogów niestety nie da się tak szybko zmienić. Szybko naciągnęłam na siebie szlafrok i otworzyłam drzwi balonowe. Wyciągnęłam ze schowka moja paczkę papierosów i zapalniczkę i odpaliłam nikotynową słodycz. Nic nie pobudza mnie bardziej niż poranny papieros. Ale o tym, wiem tylko ja. Gdyby mój brat się dowiedział, szybko zwątpiłby o moim postanowieniu zmiany. A tego bym nie chciała.

Po spaleniu porannego papierosa, szybko się ogarnęłam i wyszłam z domu, uprzednio go dokładnie zamykając. Spojrzałam na mój samochód stojący na podjeździe. Prezent od rodziców.
Nie myślałam, że kiedykolwiek ktoś będzie chciał mi go ukraść, a jednak. Nadal nie rozumiałam czegoś, co powinnam wczorajszej nocy zrobić, a nie zrobiłam, mianowicie zadzwonić na policję. Niby ten chłopak znalazł moją marihuanę, ale to można było szybko załatwić. To nie ona była przeszkodą, przez którą nie zadzwoniłam wczoraj po pomoc. To było coś... W tym chłopaku. Coś mnie w nim zaintrygowało. Może jego głos, może zachowanie. Nie byłam pewna. Żałowałam jedynie, że nie udało mi się zobaczyć jego twarzy.

Wiedziałam, że to nienormalne, ale chciałabym go jeszcze raz spotkać. Zaraz, co ja mówię?!
To totalnie pokręcone zważywszy na to, że ten koleś próbował ukraść mi auto. Mógł być niebezpieczny, lecz wczoraj wcale nie czułam strachu. Było to bardzo dziwne...

Wsiadłam do samochodu i odpaliłam silnik. Mój wzrok padł na woreczek z marihuaną, który tamten chłopak trzymał uprzedniej nocy. To co wczoraj mówiłam, o tym, że z tym skończyłam, było stuprocentową prawdą, lecz nie potrafiłam się z tym woreczkiem rozstać. Westchnęłam i nie myśląc już dużo wrzuciłam go do schowka, upewniając się, ze jest szczelnie zamknięty. Może kiedyś się przyda.


Zatrzymałam się pod domem mojego przyjaciela Adriena. Poznaliśmy się niedawno, a że chodzimy do tej samej szkoły, zgodziłam się go zabierać do niej razem ze mną.
Po chwili zobaczyłam jak blond loczki Adriena wesoło zmierzają w moim kierunku. Był naprawdę przystojny, i, gdyby był tylko w moim typie, na pewno bym się za niego zabrała. Lecz bycie przyjaciółmi również zupełnie mi nie przeszkało.

- Cześć, Carmen. Co za piękny dzień mamy dzi...

- Dobra wsiadaj i nie mów do mnie nic więcej. Wiesz, że nienawidzę poranków. A ty to bardzo dobrze wiesz, więc przestań mnie denerwować - powiedziałam poważnym tonem i popatrzyłam jak mój przyjaciel zwija się że śmiechu. I tak codziennie...

- Boże, Carmen, uwielbiam ciebie z rana - powiedział Adrien, zapinając pas i nadal chichocząc pod nosem.

- Ja za to uwielbiam ciebie o każdej porze dnia - powiedziałam, uśmiechając się ironicznie do kierownicy.

***

Dzisiejsze lekcje były przeraźliwie nudne. Na matmie niemal zasnęłam i Adrien, który siedział za mną, był zmuszony co jakiś czas dźgać mnie ołówkiem, żebym nie rąbnęła głową o ławkę, bo przysięgam, że to, co dziś robiliśmy, było najnudniejszym tematem na świecie.
Najciekawszą rzeczą w szkole zwykle był lunch. Pełna stołówka, czasem zdarzyła się jakaś drama. Najbardziej lubiłam te pomiędzy cheerleaderkami, zwykle były najzabawniejsze.

A skoro mowa o lunchu, gdy tylko zadzonil dzwonek na przerwę ruszyłam ku stołówce, ciągnąć za sobą Adriena.

- Wziąłem ci pizzę i jabłko, niestety nie było tych obrzydliwych jogurtów, które zwykle bierzesz - orzekł krzywiąc się. - Nie wiem, jak możesz to w ogóle jeść, wygląda obrzydliwie.

- Całe jedzenie na tej stołówce jest koszmarne. Te jogurty są nawet okej - wytłumaczyłam.

- Nieprawda. Frytki są dobre.

- Daj spokój. Wyglądają, jakby te kucharki w życiu nie zmieniały oleju! A jeżeli ją takie dobre, to dlaczego ich sobie nie wziąłeś do tego jednego jabłka?

- Nie jestem głodny. Nie czuję się dziś najlepiej.

- Może po frytkach wróciłyby ci siły...

- Jedno wiem, jak patrzę na te twoje jogurty, to mam odruch wymiotny. Dobrze, że ich zabrakło - powiedział, ucinając rozmowę. Trochę się zmartwiłam, widząc go jedzącego to jedno jabłko. Ale skoro zapewnił mnie, że wszystko w porządku, musiałam mu uwierzyć.

Prowadziliśmy zażartą dyskusję o stołówkowym jedzeniu, kiedy do naszego stolika podszedł jakiś chłopak. Wyglądał na starszego. Chyba ostatnia klasa. Nie powiem, był bardzo przystojny, mimo tego, że wyglądał na zmęczonego, jakby nie spał kilka dni. Był wysoki, a  ciemnobrązowe włosy lekko opadały mu na czoło. A jego intensywnie niebieskie oczy wpatrywały się... we mnie.

Szybko posłałam pytające spojrzenie Adrienowi, ale ten wyglądał na równie zaskoczonego co ja.

- Chcesz czegoś? - rzuciłam dość pretensjonalnym tonem, podnosząc do góry brwi.

- Widzę, że należysz do pokroju miłych lasek - odparł chłopak, ironicznym tonem. Skądś znałam ten głos, tylko skąd?

- Przepraszam?

- Od razu lepiej - uśmiechnął się, pokazując swoje białe i równe zęby.

- Typie, czego chcesz? - odpowiedziałam lekko już zirytowana.

- Spokojnie, Alicjo. Tylko bez rękoczynów - zadrwił, rzucając na stolik jakąś książkę, której wcześniej nie zauważyłam w jego rękach. Nie zdążyłam nawet mu powiedzieć, że mam na imię Carmen, nie Alicja, ale on zniknął w tłumie.

- Co jest? Czego on od ciebie chciał? Wiesz coś? - spytał Adrien, patrząc na mnie pytającym wzrokiem. Pokręciłam przecząco głową, chwytając za książeczkę. - Zaraz, to jest moja książka!

- Co? Skąd on miałby mieć twoją książkę? I powiedz mi, dlaczego czytasz Alicję w Krainie Czarów? Przecież to jest bajka dla dzieci - spytał Adrien, lekko chichocząc.

- Ach, jako świadomy czytelnik znam kontekst i potrafię wyczytać z niej to, co trzeba. Znając biografię Lewisa Carrolla, wiedziałbyś, że...

- Carmen. Nuda. 

- Wal się, Adrien - powiedziałam i pokazałam mu język.

- Ale z ciebie dzieciuch.

- Chyba z ciebie.

- Jesteś niemożliwa. - Pokręcił głową.

- Może i jestem, ale odbiegliśmy od tematu. Znasz tego dziwaka?

- No, tak, jak każdy - odparł chłopak lekko tajemniczym tonem.

- Chyba powinnam ci przypomnieć, że chodzę do tej szkoły dopiero od początku tego roku szkolnego i nie znam jeszcze wszystkich, w tej jakże niewielkiej szkole liczącej jedynie około tysiąca uczniów - powiedziałam cynicznie, podnosząc teatralnie ręce do góry

- Dobra, dobra. Spokojnie. To był Nicolas Kincaid. Nie znam go, ale kojarzę jakieś plotki. Sprzedaż narkotyków, zawieszenia, bójki, kradzieże i takie tam. Carmen, ty naprawdę potrafisz wybrać doborowe towarzystwo.

- Och, zamknij się - powiedziałam do Adriena i jeszcze raz zerknęłam na książkę. Musiałam gdzieś ja zgubić, a ten chłopak ja znalazł, nie było innego racjonalnego wytłumaczenia.

***

- Jestem! - krzyknęłam, wchodząc do domu. Mieszkałam z bratem od września. Musiałam się przeprowadzić, bo w okolicy, gdzie wcześniej żyłam, nie było już szkoły, w której byłabym mile widziana. A wiecie, nowy start itp...

- Hej, Carmen! Mamy pizzę.

- Znowu? Była wczoraj!

- Przykro mi. Nie miałem czasu nic gotować. Praktycznie mieszkam już na tej uczelni! - odkrzyknął mój brat z salonu.

- Cześć, wszystkim! - powiedziałam, wchodząc do pokoju, gdzie mój brat i jego koledzy grali w jakąś grę na play station.

Odpowiedzieli chórem na moje przywitanie. Koledzy mojego brata w moim domu to już norma, zdziwiłabym się jak kiedyś bym ich nie zastała.

- Dean, gdzie to jedzenie? - zapytałam mojego brata.

- Odłożyłem dla ciebie dwa kawałki z pepperoni, są w kuchni - powiedział, nie odrywają  wzroku od ekranu.

- Dzięki.

Weszłam do kuchni, podgrzałam pizzę w mikrofalówce i zrobiłam sobie czarną kawę. Nie zbyt dobre połączanie, ale cóż, padałam na twarz.

 - Takie małe dziewczynki jak ty nie powinny pić tyle kawy - skomentował Seth, przyjaciel Deana.

- Niestety, szkoła wykańcza - powiedziałam wzruszając ramionami i robiąc minę, jakby było mi przykro. - A co, według ciebie, powinny pić takie małe dziewczynki jak ja? - Przechyliłam głowę w lewo.

- Nie wiem, ale myślę, że za duża dawka kofeiny szkodzi.

- Jak dam ci część mojej kawy, to dawka będzie mniejsza. Chcesz?

- Pewnie, mała. - Już miałam podać kubek Sethowi, kiedy do kuchni wszedł Dean.

- Co to za wymiany z moją nieletnią siostrą? - powiedział pretensjonalnym tonem, specjalnie podkreślając przedostanie słowo.

- Dean, spokojnie -powiedziałam, chichocząc.

- Nie ma spoufalania się z moją małą siostrzyczką - powiedział ostrzegawczo do Setha, który patrzył się na niego z lekko przestraszoną miną, jak dziecko, które złapano na podkradaniu ciasteczek.

- Okej, to ja spadam. - Chciałam się wycofać, zanim totalnie wkopałabym Setha. Sprawnie odebrałam swój kubek z kawą Seth'owi, wzięłam talerz z pizzą i poszłam do swojego pokoju.

Położyłam napój na na biurku i opadłam na łóżko z talerzem. Byłam cholernie wykończona i głodna, więc zajęłam się jedzeniem.

Niestety przez cały czas coś nie dawało mi spokoju. W mojej świadomości ciągle pojawiała ta książka. Skąd ten chłopak ją miał? Kiedy ją zgubiłam? Gdyby plotki o tym chłopaku okazały się prawdą, wątpiłabym, żeby takiemu komuś chciałoby się latać po całej szkole i szukać właścicielki książki dla dzieci. I skąd on wiedział, że ja to ja?

Wyciągnęłam książkę z plecaka i zaczęłam ją wertować. Zauważyłam, że wiele stron zostało pokryte notatkami, które zdecydowanie nie należało do mnie. Ten cały Nicolas musiał je napisać. Przeczytałam kilka notek, które były całkiem trafne, ale i tak nic nie dawało mu prawa pisać po cudzej własności. Ale on pewnie się i tak tym nie przejmował.

Po co więc je zrobił? Książki niezbyt pasowały mi do jego osobowości. Ale byłam ostrożna, bazowałam przecież jedynie na plotkach. W mojej starej szkole również krążyło o mnie kilka niezbyt działających na moją korzyść plotek, które były zupełną nieprawdą. No może połowa.

Spokoju nie dawało jednak mi jedno pytanie. Skąd on miał tę cholerną książkę? Westchnęłam głęboko i wstałam, żeby odnieść talerz po pizzy na biurko, gdy nagle mój wzrok padł na kluczyki do auta. Poczułam, jakby nagle mnie oświeciło.
Czy to mógł być ten chłopak od auta?!

Continue Reading

You'll Also Like

37.4K 2.5K 37
„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się co...
192K 34.3K 63
Josephine „Josie" Maxwell-Spencer to prawdziwe słoneczko: dziewczyna, który patrzy na świat przez różowe okulary, chce we wszystkich widzieć dobro i...
621K 18.6K 38
"Każdy z nas potrzebuje sekretnego życia." Osiemnastoletnia Madeline West uchodzi za dziewczynę, która nie boi się wyrazić swojego zdania, a tym b...
40.2K 980 36
Eleanor Brown to cicha nastolatka, która dostała życiową szansę. Od dziecka marzyła o wyjeździe za granicę, ale nie było jej na to stać. Była tylko b...