Łobuz Łobuzem Zostanie

By chikanikcia

501K 13.9K 4.8K

Zostawiłam, zepsułam, zniszczyłam, ale mimo wszystko wróciłeś. Żyłam tęsknotą, powoli zapominając, o tym wsz... More

Prolog
1.Nie mam chłopaka
2.O ciasto dzięki
3. Miałaś mnie kochać
4.Twoje Włosy Są Cudowne
5. Witaj ponownie Evans
6. Tak znamy się.
7. Zgoda?
8. Zostań ze mną
9. Wyglądasz Uroczo
10. Wiem czego pragniesz
11. Jak mnie opuśiłaś
12. Zapoczątkuję coś, co było zapomniane
13. Byliśmy parą
14. Pocałowałem cię
15. Mógłbym cię mieć
16. Pozwoliłem Ci odejść
17.Jesteś tym czego chcę.
18. Nic Nas Już Nie Łączy
19. Potrzebuję Ciebie
20. Nienawidzę Cię
21.Pierwsza miłość.
22.Skarbie
23.Ona należy do mnie.
24.Coś się działo i podziało.
25. Jestem w ciąży.
26.Po prostu Amber Roberts.
27. To już koniec.
29. Przepraszam cię za wszystko.
30. Kiedyś zostaniemy rodziną.
Epilog
Podziękowania

28. On nie żyje.

11.2K 333 130
By chikanikcia

Głodna jestem. Może zostawisz po sobie jakiś pyszny komentarz? 

Czasem marnujemy czas, zastanawiając się, czemu ktoś jakoś postąpił. Próbujemy postawić się w sytuacji tej osoby, ale mimo wszystko my wszystko zrobilibyśmy inaczej. Każda zła, jak i smutna sytuacja wywołuje w nas łzy. Ta każda sytuacja może być spowodowana przez rodzinę, przyjaciół lub mężczyznę naszego życia. Płaczemy aż do ostatniej łzy. Niby w czym ma to nam pomóc? Ma to nas ukoić, zaspokoić psychiczny ból. Tylko co jak mijają dni, a to wszystko nie mija. Problemy w naszym sercu tylko się nasilają.

Nigdy nie zapomnimy o tej osobie, która wywoływała na naszej twarzy uśmiech. Zostaje ona już w naszej pamięci na zawsze. Miłe słowa, uwodzenie. Zabieranie w niezwykłe miejsca. Obietnice. A najważniejsze to, że ktoś, poświęcając na to wszystko czas, tracił chwile swojego życia. Można by było to rozumieć, że ktoś po prostu na samym końcu relacji, dostaje jakby swój przysłowiowy puchar z łez i bólu wymalowanego na naszej twarzy. Przecież człowiek, poświęcając temu czas, sam powinien się cieszyć razem z wami, nie powinien robić tego, aby złamać komuś serce. Lecz każdy myśli inaczej, każdy ma swój rozum i trzyma się swoich obietnic. Tych szczerych obietnic.

Łzy spływające po moich polikach zaczynały już się powoli kończyć z bezsilności mego organizmu. Spojrzałam na telefon, aby określić się, która właśnie jest godzina. Mimo tego, że było już późno, zadzwoniłam pod jeden numer, myśląc w duszy, że odbierze. Mijał pierwszy sygnał, a zanim drugi, aż po chwili osoba, do której dzwoniłam, odebrała.

- Am co się stało?- zapytał. Słysząc zadane pytanie, z moich oczu zaczęły kolejny raz lecieć łzy.

- Dante czy mógłbyś po mnie przyjechać.- zapytałam ledwo słyszalnym łamiącym się głosem.

- Jezu co się stało? Już się ubieram i jadę. Tylko powiedz mi, gdzie jesteś.- powiedział zaniepokojony. Po chwili z jego słuchawki można było usłyszeć szmery.

- Sama nawet nie wiem, gdzie jestem.- odpowiedziałam płaczliwie.

- Zaraz cię namierzę, nie ruszaj się z tego miejsca, w którym aktualnie jesteś. Am już zaraz się zobaczymy.- no i się rozłączył, zostawiając mnie kolejny raz z myślami.
Nienawidziłam się za to, że mu zaufałam. Za to, że wpuściłam go kolejny raz do mojego życia. Jeszcze pamiętam te nasze pierwsze spotkanie po dwóch latach.

- Alan?- to, co teraz widzę, jest dla mnie neutralnym szokiem. W głowie pojawiały się różne sytuacje, które są związane z nim. Miałam go już nie spotkać, a jednak los lubi płatać nam figle.

Był ubrany w strój piłkarski. Z czego wnioskuje, że jego marzenie się spełniło. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy. Bałam się tego. Sama w sobie czułam ból, który mu zadałam, odchodząc. Mimowolnie moje oczy chciały zeskanować jego twarz.

Jego kości policzkowe, były teraz bardziej widoczne. Najbardziej co mnie zdziwiło to, to że na jego głowie nie było już żadnego śladu po jego blond włosach. Można by, było go teraz nazwać brunetem. Zmiany w nim były widoczne. Jak bym go ujrzała z daleka, nawet nie pomyślałabym, że to on.

Trzymał mnie za rękę, przez co przechodziły mnie nieznane dreszcze. Spojrzałam na jego dłonie, na prawej ręce widniał tatuaż wilka.
Czas dla mnie się strasznie dłużył, a tak naprawdę to była tylko chwila czasu, gdy przemówił:

- Witaj ponownie Evans.- wystarczyły tylko te trzy słowa, żeby mój dotychczasowy świat znów się przewrócił. W jego głosie wyczuwałam arogancje i lekką złość. Mój wzrok padł na jego oczy.
Te czarne oczy, były pustką, w którą właśnie wchodziłam. Zatapiałam się w niej powoli, tracąc kontrole nad własnymi mięśniami. Jedyne co udało mi się dostrzec, to satysfakcje, ale jeszcze nie widziałem, przez jakie piekło przejdę.

Pokręciłam głową na boki, chcąc zapomnieć o tej sytuacji. Przecież wszystko było tak piękne, jak z bajki. Wtedy byłam pewna, że nigdy nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić. Byłam pewna tego w stu procentach, nawet o tym wtedy bym nie pomyślała. Nagłe jego zainteresowanie mną wzrastało z dnia na dzień. Wszystko się kiedyś kończy, nawet to miłe i piękne dla naszego serca.

Nagle znajome mi auto, podjechało i stanęło obok mnie. Wsiadłam na miejsce pasażera i zapięłam pasy. Westchnęłam i starłam łzy, które nie przestawiały lecieć. Chłopak nawet nie ruszył z miejsca, w którym staliśmy. Spoglądał na mnie tym współczującym wzrokiem.

- Czy tu chodzi o..- nie dałam mu nawet dokończyć.

- Tak chodzi o niego. I wiesz co, muszę cię z całego serca przeprosić. Zawsze masz racje. Mogłam się ciebie posłuchać. Mogłam nie postawić na swoim.- powiedziałam.- Przepraszam cię Dante.- chłopak jedynie odpiął swój pas i mnie przytulił.

- Przez te kilka dni przemyślałem sobie wiele spraw.- zaczął.- Nigdy nie miałem racji Ami.- w tej chwili wziął moją twarz w swoje ręce tak, abym mogła spojrzeć mu w oczy.- Nie masz za co mnie przepraszać. Nie masz za co nikogo przepraszać. Nie zrobiłaś nic złego. To ja zawiniłem. Zamiast być przy tobie jako przyjaciel, zacząłem tobą dyrygować, jakbyś była jakimś robotem.

- Jest mi bardzo źle Dante.- powiedziałam, a brunet wytarł swoją dłonią moje poliki.

- Jak to mówią, gdyby był ciebie wart, nie pozwoliłby, żebyś teraz przez niego płakała. Będąc jeszcze w liceum, obserwowałem waszą relację. Czułem, że to może być coś wiecznego. Potem ty mi powiedziałaś, o tym, co chciałaś robić w przyszłości. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że najwyższy czas dorosnąć. Od tamtego czasu zacząłem podążać za tobą krok w krok. Nie chciałem nigdy cię stracić tak jak Clare.- powiedział.

- To, czego zmierzasz?- spytałam się łamiącym się głosem.

- Zmierzam do tego, że czasem trzeba iść dalej bez niektórych ludzi. Jeśli mają być w twoim życiu, dogonią cię.- przeanalizowanie jego słów w tej chwili sprawiało mi problem, lecz wiedziałam, o co mu chodziło. Ból po utracie bliskiej nam osoby może minąć za miesiąc, za pół roku, a może i dopiero za rok. Bo przecież ból też nie może trwać wiecznie.

Jechaliśmy już do mojego domu w ciszy, nie była to aż taka cisza, bo było można usłyszeć moje szlochanie. Gdy się pożegnałam z zamyślonym brunetem, ruszyłam w stronę mojego domu. Ledwo co zdążyłam odtworzyć drzwi, tak mi się dłonie trzęsły. Gdy już udało mi się otworzyć i z powrotem zamknąć, osunęłam się po ścianie w korytarzu. Złapałam za włosy i pociągnęłam za nie. Już nie hamowałam się z płakaniem. Nie bałam się, że ktoś może to usłyszeć. Zakryłam dłońmi twarz i rozpaczałam.

Jeden chłopak, jedna osoba, a tak wiele znaczyła. Największymi potworami dla ludzi, są oni sami. Każdy przecież może kogoś skrzywdzić.

Wstałam z miejsca i spojrzałam na ramkę, która składało się z kilku zdjęć. W prawym górnym rogu było zdjęcie z moją mamą i tatą. Drugie zdjęcie obok tego przedstawiało natomiast mnie z Dante podczas pierwszej trasy koncertowej. Miałam także wspólne zdjęcie z Fabio i Clarą. I te ostatnie zdjęcie z liceum, byli na nim moi wszyscy przyjaciele. Fabio, przytulał od tyłu roześmianą Clarę. Zoe była na baranach Dante, a mnie w stylu panny młodej trzymał uśmiechnięty Alan, którego całowałam w policzek. Wszystko było wtedy takie proste.

Nie ścierałam już lecących łez. Poszłam jedynie do sypialni, przebrać się w wygodne rzeczy. Po czym położyłam się na chwilę spać. Po przebudzeniu się, gdy podnosiłam skarpetkę z podłogi, która leżała obok łóżka, ujrzałam wtedy pod nim moją fioletową walizkę. Wyjęłam ją spod łóżka i siedząc na ziemi, otworzyłam ją. Nie było w niej nic. Właśnie dlatego w tej jednej chwili wstałam z wcześniej za siadanego miejsca i ruszyłam w stronę garderoby. Zaczęłam brać z tam tond rzeczy. Po kilku minutach moja walizka była spakowana we wszystko, co jest najpotrzebniejsze. Tylko po co to zrobiłam?

Usiadłam znowu na ziemi, opierając się plecami o łóżko. Zaczęłam się zastanawiać, co ma z tym zrobić. Tylko że co tu było do zastanawiania się? Wyglądając jak gówno, chwyciłam walizkę i zaczęłam podążać w stronę opuszczenia mojego apartamentu. Ubrałam jedynie jakąś szarą bluzę, która wisiała na wieszaku. Włożyłam także jakieś buty i wzięłam wszystkie potrzebne mi papiery. Uprzednio zamykając apartament, udałam się do mojego samochodu. No i ruszyłam w drogę.

Opuściłam w końcu te przeklęte miasto. Nie chciałam już tu przez najbliższe dni wracać. Prowadzenie w moim stanie nie było zbytnio mądrym pomysłem, lecz w tym momencie się tym nie przejmowałam. Nawet nie wiedziałam, która była to godzina, ale było chyba jakoś nad ranem. Słysząc dzwoniący telefon, zjechałam na chwilę na pobocze, aby zobaczyć kto dzwoni, była to Clara. Nawet się nie zastanawiając, odebrałam.

- Hej.- powiedziałyśmy w tym samym czasie. Mój, jak i dziewczyny głos był łamliwy. Obie płakałyśmy.

- Clara co się stało?- zapytałam, niepokojąc się.

- Ami co tobie się stało?- powtórzyła pytanie po mnie.

- Nie ważne co mi się stało. Jest późno. Czemu nie śpicie?- zapytałam.

- Najwyższy czas, abyś się o czymś dowiedziała. Tylko że pierw powiedz, co się stało.

- Clara nieważne co się stało, mów.- powiedziałam, tracąc już siły.

- Od ponad sześciu miesięcy, dzieje się coś, o czym nie wiesz.- powiedziała. Zrobiła przerwę, jakby oczekując mojej reakcji, ale ja siedziałam nadal w ciszy w tym samochodzie, trzymając telefon przy uchu.- Twój dziadek Amber.- zrobiła przerwę, a moje serce zabiło trzy krotnie razy szybciej.- On nie żyje Amber. Zmarł dzisiaj.- zapadła pomiędzy nami cisza, w której było tylko słychać szlochanie dziewczyny. Moje łzy nagle się zatrzymały. Patrzałam prosto w przestrzeń, nadal niedowierzając. Od kilku tygodni miałam jakieś złe przeczucie, że w końcu stanie się coś złego. Tylko że to nie mogła być prawda.

- Clara powiedz, proszę, że to, co mówisz to tylko jakiś nieśmieszny żart.- powiedziałam, a wraz z wypowiedzeniem tego moje łzy znów zaczęły lecieć jak nieposkromiony strumień.

- Amber przepraszam, że ci wcześniej nie powiedziałam, ale twój dziadek mi powiedział, abym to zrobiła dopiero po śmierci. Chciał, aby była to jego ostatnia wola.- teraz już nic nie było dla mnie ważne. Czułam jakby moja dusza, z każdym słowem brunetki, uciekała ze mnie. Mój dziadek. Mój bohater, mój idol.

- Clara to nie jest prawda.- powiedziałam, płacząc razem z brunetką.

- Proszę, przyleć tutaj jak najszybciej.- i nie musiała mi nawet nic mówić. Bo właśnie w tej chwili zawracałam auto w stronę lotniska.

- Powinnam być za kilkanaście godzin pa.- rozłączyłam się. Nie patrząc już nawet na przepisy, jechałam szybko. W czasie sprawdzałam loty do Włoch. I miałam nadzieje, że zdążę na ten, który odlatuje za półtora godziny.

Kupno biletu nie okazało się takie trudne, jak myślałam. Miejsc było jeszcze chyba kilka wolnych, więc nie miałam się czym przejmować. Ludzie, widząc mnie zapłakana w głównej hali, nie wszyscy pytali. Pani stewardesa, jedynie się spytała przy pokazywaniu biletu. Nic jej nawet nie odpowiadając, ruszyłam w stronę mojego miejsca.

Czułam, że jest to jeden z cięższych etapów mojego życia. Pierw Alan, którego kochałam. I mój jedyny dziadek, moja jedyna gwiazda, jedyna osoba, która zawsze we mnie wierzyła. Dawał m zawsze rady.

- Kiedyś to ty tak będziesz grała i śpiewała.- powiedział do mnie. Byliśmy na wielkim długim moście, na którym mój dziadek zawsze pogrywał. Był to już późny wieczór. Gwiazdy na niebie już zaczynały być powoli widoczne.- Kiedyś to ty Ami, zwiedzisz cały świat. Poznasz wielu ludzi i wielu ludziom pomożesz.

- A co jeśli nic mi się tak naprawdę nie uda?- zapytała mała dziewczynka, w dwóch blond warkoczykach.

- Kochanie ty się urodziłaś po to, aby podbijać świat. Urodziłaś się po to, aby dawać szczęście innym. Tylko zawsze musisz w to wierzyć Ami.- odpowiedział.- Świecisz teraz i na zawsze będziesz świecić jeszcze bardziej niż te gwiazdy.

Otarłam moje policzki z łez. Nie mogłam popaść w sen, przez co wpatrując się w szybę lecącego samolotu, przypominały mi się wszystkie chwile.

Naprawdę zgłodniałam.

Spodziewaliście się tego, że dziadek umrze? Jest mi z tego powodu naprawdę smutno. Co sądzicie o wspomnieniu Alana? Wybaczylibyście takie coś chłopakowi? 
A

tam ogólnie to jak sie macie?


Zostawiam was z tym rozdziałem i widzimy się jutro.

Continue Reading

You'll Also Like

10.4K 168 34
15-letnia Naomi Wilson przeprowadza się z rodzicami do innego miasta gdzie mieszka jej 16-letni brat. Ich rodzice zamieszkują bliżej swojej pracy a N...
1.5M 60.7K 62
"- Dlaczego mnie pocałowałeś? - Dlaczego oddałaś pocałunek? - To nie odpowiedź. - To też nie. - Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś? - Kocham cię, naprawd...
2.2K 104 22
Raz na dziesięć lat odbywa się Turniej Cudów. Magiczne Konklawe wybiera dziesięcioro utalentowanych adeptów magii, którzy stają do rywalizacji o tyt...
1.1M 31.1K 50
Kelly Wilson powróciła z Włoch do Ameryki, w której się urodziła i spędziła pierwsze lata swojego dzieciństwa. Szybko zyskuje popularność w nowej szk...