Łowca z drwiącym uśmiechem przyglądał się swojemu "znamieniu" w kształcie księżyca, będącego jedynym i najbardziej obiecującym potwierdzeniem jego domniemanego pochodzenia. W najmniejszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że tak łatwo było oszukać Radę i gatunek zmiennokształtnych. Bawiło go jak szybko zniknęły wątpliwości Lucyfera. Po prostu rozpłynęły się w powietrzu, gdy pokazał bliznę. Zdobył ją, kiedy został zaatakowany przez skrytobójcę. Jego przeszłość nie była kolorowa, tylko naszpikowana mnóstwem nielegalnych uczynków, wyroków, od których jak do tej pory efektownie uciekał oraz mnóstwem nieprawdziwych imion, nazwisk i przezwisk Gdyby Łowca ponownie odwiedził wszystkie miejsca, w których do tej pory miał okazję być, nawet nie wiedziałby jak się tam przedstawiał. Zapewne też byłby martwy. Nie potrafił nawet zliczyć, ilu wrogów się dorobił, ale wiedział jakie miasta unikać, żeby ich nie spotkać.
- Witaj Łowco- powiedziała uprzejmie Jassmine, ale kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły, jej wyraz twarzy i ton uległy zmianie.- Przesadziłeś.
- Może nie tak ostro, skarbie?- zapytał spokojnie.- Też się cieszę, że cię widzę.
- Szantaż Cassandry był grubą przesadą, już nie mówiąc o zostaniu liderem zmiennokształtnych, ale bajka o rzekomym kazirodczym związku?! Postradałeś zmysły?!
- Jassmine, skarbie, wiesz że musiałem to zrobić. Inaczej zaczęliby coś podejrzewać i badać całą tę sprawę. Nie denerwuj się.
- Jak mam się nie denerwować? Przecież mój narzeczony właśnie pakuje się w straszne bagno, z którego już nie wyjdzie żywy. Unikałeś wyroków i konsekwencji przez długi czas, ale tym razem ci się to nie uda.
- Przecież Rada je mi z ręki. Wierzą we wszystko, co powiem.
- Mogą tylko udawać, a w rzeczywistości prowadzić własne śledztwo na twój temat. Rada nie składa się z głupców z jakimi do tej pory miałeś do czynienia. To są potężne, stare istoty, które zdobyły swoją pozycję głównie przez morderstwa i okropne czyny. Nie mówię, że ty jesteś lepszy. Masz na rękach krew i już jej nie wymarzesz.
- Wszyscy mają krew na rękach. Nikt nie jest święty- stwierdził Łowca.- Mam wszystko pod kontrolą. Nawet według nich nadaję się do zasiadania w Radzie lepiej niż alfa wilkołaków, Harron.
- Powiedzieli ci to wprost?- spytała ostro.
- Nie, ale przesłali myśl. Harron w ogóle tego nie słyszy i według nich również ja. Uznałem, że mogę dowiedzieć się ciekawych rzeczy, jeśli nie dołączę do tej rozmowy i miałem rację. Lyskian i Lucyfer wyrażają się pogardliwie o wilkołaku, a szczególnie ten drugi. Eliela broni Harrona i zachowuje się uprzejmie w stosunku do Lucyfera, ale w jej głosie brzmi sarkazm lub ukryta groźba. Nie sądzisz, że są to bardzo ciekawe informacje, skarbie?
- Nie powiem, że są one bezużyteczne, ale nie są warte ryzykowania własnego życia. Wiesz, że to kazirodztwo mogło rzucić cień dla twoich wrogów również na ciebie? W końcu podobno jesteście z Cassandrą rodziną. Co jeśli ktoś zacznie szukać o tobie informacji?
- Nie musisz się o to martwić, skarbie. Przygotowałem się na taką okazję, przedstawiając się jako Łowca. To był dobry i uczciwy człowiek, dopóki go nie zabiłem.
- A jeśli ktoś z jego przeszłości zjawi się u ciebie? Zapewne nie jesteś do niego ani odrobinę podobny. Trzeba było wymyślić coś innego niż kazirodztwo. W końcu niektórzy mogą nasz związek również tak nazwać.
- Nie jesteś nawet moją przyrodnią siostrą. Nie mamy też wspólnego rodzica- zaoponował Łowca. Jassmine poznał, kiedy jego matka przedstawiła mu swojego nowego faceta. Od razu mu się spodobała i myślał tylko o jednym, ale powstrzymał się.Niedługo potem ich rodzice się rozstali. Wtedy już przestał się hamować, a z krótkiej, bardzo przyjemnej przygody na kilka nocy zrodziła się miłość. Nie łączyły ich żadne więzy krwi.
- Przez chwilę byłam, ale nie odpowiedziałeś na moje pytania. Co zrobisz, jeśli ktoś cię rozpozna? Masz wielu wrogów.
Więcej niż myślisz, pomyślał, ale nie powiedział tego głośno. Nie chciał jej martwić.
- Każdy człowiek ma swoją cenę.
- Ty również i to przeraźliwie wysoką na liście gończym, a masz ich trzy, prawda?- zapytała Jassmine, a Łowca przytaknął, chociaż wiedział, iż ma cztery.- Za twoją głowę można byłoby żyć spokojnie do końca życia, nie martwiąc się o pieniądze.
- Zamiast mi o tym przypominać mogłabyś mi pomóc, moja słodka. Jutro obrady, a ja muszę wybrać kandydatów do specjalnej grupy, która zajmie się znalezieniem władcy Dzieci Światła.
- Pytałeś się kogoś stąd? Nie znam tu zbyt wielu osób i nie wiem, kto mógłby się nadać.
- Nie. Jestem liderem i to ja powinienem znać zaufanych ludzi. Liderowi nie przystoi pytać o takie rzeczy podwładnych. Pojawiłem się znikąd i przejąłem władzę. Nie ufają mi z wzajemnością.
- Zaufanie w takiej sytuacji byłoby głupotą. Proponuję Sorena, mojego dalekiego kuzyna, ale kontakt mam z nim bardzo dobry. Jest dyskretny, co cenię w nim chyba najbardziej. Na pewno słyszał o Dzieciach Światła, bo fascynuje go historia. Do tego jest dobrym wojownikiem oraz ma bardzo interesującą broń, którą zobaczysz, jak go poznasz. Masz szczęście, bo akurat jest w mieście.
- Myślę, że się do tego nada- zgodził się Łowca.- Masz jeszcze jakieś propozycje?
- Znam tu tylko garstkę osób. Poza tym myślę, że Rada zdziwiłaby się, gdybyś przyprowadził tylko ludzi z zewnątrz. Przy okazji zmiennokształtni będą ci bardziej ufać, jeśli wybierzesz lokalnych wielkich wojowników i bohaterów.
Problem był w tym, że o żadnym lokalnym wielkim bohaterze i wojowniku nie słyszał, jak do tej pory. Musiał poprosić kogoś o radę, chociaż wolał tego uniknąć, ale Jassmine miała rację. Po południu zaprosił do swojej komnaty Berosa Riversa, który pełnił funkcję stratega, chociaż w ostatnim czasie nie był potrzebny. Łowca chciał go bliżej poznać. Może go wybierze, a może kogoś, kogo poleci. Mężczyzna zjawił się punktualnie i skłonił się lekko na powitanie. Wyglądał na czterdzieści, może niewiele mniej lat. Miał twarde spojrzenie i krótkie, gęste rude włosy. Jego oczy miały barwę zwykłego, szarego kamienia.
- Witaj liderze. Wzywałeś mnie- odparł Beros, który od razu przeszedł do sedna.
- Witaj Berosie. Czy zechcesz napić się ze mną trochę wina?
Mężczyznę wyraźnie zdziwiła ta propozycja. Pewnie spodziewał się, że lider chce rady lub po prostu wyda mu jakiś rozkaz.
- Jeśli tego sobie życzysz, liderze.
- Mów mi Łowca- poprosił i wezwał służącego, który napełnił wcześniej przygotowane szklane puchary. Łowca specjalnie dobrał sobie służących, a z tego był najbardziej zadowolony. Mężczyzna nie posiadał języka. Był po prostu sługą idealnym. Chociaż mógł usłyszeć różne strzępki rozmów i połączyć je w całość, nie mógł o tym opowiedzieć.- Długo już pełnisz funkcję stratega?
- Od piętnastu lat, Łowco.
- Czy dowodziłeś kiedyś w bitwie?
- Nie. Ale byłem kiedyś przy stłumieniu buntu, którym dowodził mój ojciec. Byłem wtedy małym chłopcem, ale ojciec mówił, że już wtedy dawałem mu dobre rady. Od tamtej pory szkolił mnie na stratega- powiedział ze zdenerwowaniem, które można było bez trudu wyczytać z jego głosu. On się nie nadawał. Był tylko prostym człowiekiem, ale wydawało się, że również uczciwym.
Ojcowie mówią różne rzeczy, żeby zadowolić synów i wydać się w ich oczach kimś wielkim, pomyślał lider.
- Nie bój się Berosie. Nie zamierzam pozbawić cię tej zaszczytnej funkcji- zapewnił Łowca, a wyraźna ulga odmalowała się na twarzy mężczyzny. Nowy lider nie zamierzał tracić czasu na wyznaczanie stratega do bitw, których nie było w ostatnim tysiącleciu.- Chcę cię o coś zapytać. Nie znam tu zbyt wielu osób. Jestem liderem od niedawna, a o moim pochodzeniu dowiedziałem się zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Potrzebuję zaufanych ludzi. Najlepiej lokalnych wielkich wojowników lub bohaterowie. Z pewnością są tu tacy prawda, Berosie?
- Oczywiście, Łowco. A mogę wiedzieć dlaczego ich szukasz?
- Pragnę poznać bohaterów mojego ludu. Czyż to nie jest normalne postępowanie, Berosie?
- Tak, wybacz. To normalne- rzekł lekko speszony odpowiedzią Beros.- Jeśli chodzi o bohaterów, ciężko będzie ci ich znaleźć, liderze. Zmiennokształtni żyją tak samo długo jak ludzie, dlatego bohaterów już nie ma. Wszyscy nie żyją, ale jeśli pragniesz posłuchać o nich historii...
- Innym razem. Teraz pragnę poznać żywych. Na martwych przyjdzie czas później- przerwał mu Łowca.
- Zatem powinieneś porozmawiać z Harysem Stricklandem. To dwudziestoparoletni mężczyzna. Jego przeszłość była dość burzliwa, ale się zmienił. Stał się bardzo porządnym, silnym wojownikiem. W mieście o nazwie Hallow doszło około dziesięciu lat temu do okrutnych morderstw. Kilkunastoletni Harys, wtedy jeszcze chłopak śledził mordercę. Dowiedział się, że to ktoś z miasta, ale mężczyzna zniknął w tłumie. Harys przeprowadził własne śledztwo i go odnalazł, chociaż nie potrafiło tego dokonać wielu zdolnych dorosłych mężczyzn.
Łowca wysłuchał jeszcze kilku historii o rzekomych bohaterach, ale były one zbyt wyidealizowane i brzmiały jakby Beros usłyszał je dopiero po tym, jak opowiedziało je sobie przynajmniej pół setki osób. Każda z tych osób, jak to bywało z legendami, dodawała swoje szczegóły i przekazywała ją dalej. Historia Harysa brzmiałaby nieprawdobnie, gdyby nie fakt o jego burzliwej przyszłości. To brzmiało najbardziej autentycznie.
Łowca nabył w swoim życiu niezwykle ciekawą umiejętność, która nadzwyczaj często mu się przydawała. Było to słuchanie, ale nie słyszenie tego, co mówił rozmówca. Podczas tego niezwykle długiego spotkania z Berosem, w znacznej ilości ją wykorzystywał. Ku znudzeniu Łowcy, później przeszedł do martwych bohaterów, a mówił o nich więcej niż o żywych, których poznał osobiście. Gdy mężczyzna był już bardziej podpity, zaczął mówić również od rzeczy. Wspomniał o kobiecie z długimi włosami w kolorze płynnego karmelu. Oprócz Sorena i Harysa musiał wyznaczyć jeszcze jedną osobę. Kto był błyskotliwy, inteligentny i dyskretny? Łowcy przyszła na myśl jedna, idealnie pasująca do tego opisu osoba i była nią Jassmine. Nie wątpił, że jego narzeczona miała dobre intencje.
Dlatego wieczorem zaprosił do siebie ją, Harysa Stricklanda i Sorena. Jassmine nie była z tego powodu zbyt zadowolona, ale przybyła ostatnia, co było zasługą lidera. Podanie jej godziny różniącej się o tylko dziesięć minut wystarczyło. W skutek jego działań, Jassmine musiała się odpowiednio zachowywać, aby łącząca ich relacja pozostała w tajemnicy.
Harys okazał się urodziwym, dość muskularnym, wysokim mężczyzną o uczciwym spojrzeniu.
Natomiast Soren był byłym skrytobójcą o cichym, kocim ruchu. Był średniego wzrostu, dzięki czemu w tłumie nie rzucał się w oczy. Miał rękawice, z których wysuwały się ostrza. Łowca nie wątpił, że ta broń niejedną osobę pozbawiła życia. Jego oczy nie zdradzały absolutnie niczego.
- Witajcie moi goście. Zajmijcie miejsca- poprosił lider, wskazując stół z kolacją, składającą się z pieczonej baraniny i sałatki warzywnej.
- Dziękuję za zaproszenie, Łowco- mruknął Soren.
- To zaszczyt- stwierdził Harys.
- I to jaki wielki- dodała Jassmine z sarkazmem, ale tylko Łowca go dostrzegł. Najwyraźniej zrozumiała już powód, dla którego ją zaproszono.
- Wiele o tobie słyszałem, Harysie- odezwał się Łowca.- Czy to prawda, że wytropiłeś mordercę w Hallow?
- Tak, liderze. Zabił on dziesięć osób i gdyby nie moja interwencja, zabiłby więcej. Uratowałem też przed nim moją sąsiadkę.
- W takim razie pewnie była ci bardzo wdzięczna. Czas, żebym przeszedł do powodu, dla którego was tutaj zaprosiłem. Uważam, że nikt inny nie nada się do tego przedsięwzięcia lepiej, niż wasza trójka- powiedział, a jego narzeczona obrzuciła go morderczym spojrzeniem, ale tylko na ułamek sekundy, by nikt tego nie dostrzegł. Poza Łowcą zauważył to tylko Soren, który uśmiechnął się ledwie zauważalnie. Dobrze znał swoją kuzynkę.- Pewnie słyszeliście o ataku Dzieci Światła na Keranne?
- To okropna historia- przyznał Soren.- Ale takie roznoszą się najszybciej. Można by powiedzieć, że za szybko.
Jassmine posłała mu ostrzegawcze spojrzenie, ale Łowca nie zamierzał się teraz wycofać.
- Śmierć w płomieniach jest straszna- zauważył Harys.- To potwory.
- Prawda- zgodził się z nim Łowca.
- Dlatego ktoś musi je powstrzymać. Wprowadzenie patroli nic nie da, jeśli nie potrafimy walczyć z ich magią. Mówią, że przed bitwą trzeba poznać swojego wroga, ale niecały tysiąc lat temu też nie umieliśmy z tą magią walczyć. Osiągnęliśmy zwycięstwo, ale bardzo krwawe. Teraz Rada chce nieco zmienić metodę działania. Czy chcecie ich pokonać?- zapytał, a wszyscy zgodnie przytaknęli, chociaż Jassmine nadal posyłała mu mordercze lub ostrzegawcze spojrzenia, a Soren tylko uśmiechał się lekko pod nosem, dostrzegając nieme groźby.- W takim razie to was jutro wezmę ze sobą na obrady. Będziecie moimi kandydatami do specjalnej jednostki, której zadaniem będzie znalezienie przywódcy Dzieci Światła i zabicie go. Czy macie coś przeciwko?
- To zaszczyt służyć całemu społeczeństwu nadnaturalnych- zaprzeczył Harys zapewne, mając w głowie sławę, jaką zdobędzie, kiedy to osiągnie. Nie zdawał sobie sprawy, że może umrzeć.
- Nie, liderze. Przyniosę ci jego głowę- zapewnił Soren.
- Ja również nie mam nic przeciwko- odpowiedziała Jassmine i dopiero teraz Łowca poczuł ulgę. Będzie miał kandydatów i skutecznie odciągnie na jakiś czas swoją narzeczoną. Rozwiązał problem i jednocześnie pozbył się osoby, która mogła go przywieźć ku zgubie, bez pozostawienia jej wyboru. Czy mogło się zdarzyć coś lepszego?