london callιng | тoм нιddleѕт...

By _Choupette

76K 4.7K 1.7K

Kiedy Tom kończy swój kolejny nieudany związek w wieku 35 lat, zaczyna wątpić w to, czy kiedykolwiek uda mu s... More

• Bohaterowie •
1. La vie en rose
2. Start of something new?
3. What should I do?
4. Loving you is a losing game
5. Don't stop until you're proud of yourself girl.
6. You need to calm down
7. My mama always told me that I'd make it, so I made it
8. Let your heart hold fast
9. I'm filled with fears
10. My life is a failure
11. Wool coats, English tea
12. Now I have to prepare my own grave
13. Please don't fuck it up
14. It's a pleasure to meet you Mr.H
15. Tom's just polite
17. He's coming there Lou...
18. Cold November rain
19. Maybe you want to go out with me?
20. I get so lost inside your eyes. Would you believe it?
21. Lonely days
22. Tom there's no turning back...
23. Well, you two really fucked up
24. I am truly sorry about last night
25. Date night
26. I can't sleep until I feel your touch
27. She was my woman, I loved her so, but it's too late now, I've let her go
28. And there's no one to blame but the drink and my wandering hands
29. Sometimes I wake up in a different bedroom
30. But I've got high hopes, it takes me back to when we started
31. Every moment led to this one
32. Have I known you 20 seconds, or 20 years?
33. Our time is right
34. Somewhere in the Southern Italy
35. In the heat of the morning
36. If that ain't love then I don't know what love is

16. You're an idiot

1.7K 124 22
By _Choupette

Lauren bardzo rzadko się spóźniała i jeżeli znalazłaby się w sytuacji, która wymagałaby od niej podania jednej zalety, to bez zawahania wybrałaby swoją punktualność. Jednak dzisiejszy dzień nie należał do tych najlepszych, gdyż całą noc spędziła na samotnym projektowaniu z lampką wina... A raczej butelką. Papierosy i alkohol stały się teraz dla niej coraz częstszym nawykiem i zaczęła sobie z tego zdawać sprawę. Chociaż nie, żeby jej to jakoś strasznie przeszkadzało, bo niestety palenie sprawiało przyjemność, a wino smakowało aż za dobrze.

Za oknem szalała burza, a deszcz nie zamierzał odpuścić nawet na moment. Lauren pogrążona w dwugodzinnym śnie, nawet nie zamierzała dzisiaj opuszczać swojego mieszkania, które zapewniało jej dziś wszystko, czego potrzebowała - ciepła, kawy i głupiego filmu na Netflixie. W końcu sobota to zbawienny wolny dzień. Niestety nie dla każdego. Ze snu wyrwał ją najgorszy dźwięk na świecie - jej własny telefon. Z przerażeniem zerwała się z łóżka, myśląc, że właśnie zaspała do pracy, jednak natychmiast uzmysłowiła sobie, iż to nie ten dzień. Telefon niestety nie zamierza jej odpuścić, dlatego odebrała ten nieznany, męczący numer.

- Tak? - spytała zmęczonym głosem.

- Hej wiem, że jest sobota, jednak mój klient ma często dosyć... - mężczyzna po drugiej stronie zawahał się, szukając odpowiedniego określenia. - Niestałe plany... Dlatego, gdybyś miała dziś czas, podrzucić te nieszczęsne plany i wszystko, byłbym wdzięczny.

- Znaczy... - Lauren, próbując przetworzyć wszystkie słowa w swojej głowie, zmrużyła oczy i z wielkim wysiłkiem starała się sobie przypomnieć, z kim rozmawia.

- Przepraszam, czy rozmawiam z Lauren Ha...

- Tak! - kobieta momentalnie rozbudziła się, zdając sobie sprawę z tego co się dzieje. - Znaczy, jasne nie ma żadnego problemu, oddam w swoim biurze i będą dziś do odbioru.

- O, och...- Luke w tym momencie sam poczuł lekkie zakłopotanie. - Nie miałem na myśli biura, ale jeżeli to problem, to jasne odbiorę je jakoś w międzyczasie.

- Nie, nie ja myślałam, że mam... - Wow, myślałaś Lauren? - Dostarczę je, nie ma żadnego problemu i tak nie skończyłam jednej rzeczy, którą muszę wyjaśnić z...

- Cudownie! - przerwał jej z wyczuwalną ulgą. - Jakbyś dała radę być za dwie godziny, to byłbym wdzięczny.

- Nie ma żadnego problemu, ale czy mam zabrać wszy... - Luke niestety nie dał jej dokończyć i momentalnie się rozłączył.

Lauren z wielkim bólem głowy oraz całego ciała, dosłownie zsunęła się z łóżka i jakimś cudem doczołgała do kuchni. Stwierdziła, że ciepła, zielona herbata będzie lepszym wyjściem, niż mocna kawa. Jej żołądek raczej by tego nie wybaczył, a woli dziś z nim nie wdawać się w dyskusję. Stwierdziła, że zamiast śniadania woli się umyć, pomalować i w miarę ładnie ubrać. Wiedziała, że ten zły nawyk w końcu się na niej odbije, ale w tym momencie miała to głęboko w poważaniu. Świeże włosy, lekko różowa pomadka i beżowa marynarka dawały złudne przekonanie o jej w miarę dobrym samopoczuciu, gdy tak naprawdę miała wrażenie, że przed chwilą została przejechana przez ciężarówkę. Dodatkowo w taką pogodę niestety zamówienie taksówki graniczyło z cudem, dlatego z bólem ruszyła w stronę najbliższej stacji metra. Wcisnęła się do środka pojazdu, próbując z całych sił nikogo nie dotykać i przede wszystkim - przetrwać. Kątem oka widziała wracających imprezowiczów oraz zaspanych ludzi jadących do pracy. Czuła się dokładnie tak samo jak te dwie grupy, tylko że połączone w jedno. Westchnęła, widząc swój przystanek i z trudem przecisnęła się do wyjścia. Teraz czekał ją tylko spacer, w tym bezdusznym deszczu. Rozłożyła parasol i ruszyła w mniej więcej znanym jej kierunku.

Godzina ósma rano nie była najprzyjemniejszą, a zwłaszcza w sobotę. Nawet już nie mogę zarwać nocy i spać do piętnastej? - Rzuciła z przekąsem w swoich myślach. Przemoczony płaszcz sprawiał, że miała coraz większą ochotę rozpłakać się na środku chodnika i gdy w końcu zauważyła odpowiedni dom, wspięła się na schody z bolesnym westchnięciem. Tym razem nie zrób z siebie jeszcze większej idiotki - pomyślała i zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzył jej Tom, który z lekkim poczuciem winy, wpuścił Lauren do środka.

- Naprawdę przepraszam, że tak z samego rana cię tu ściągam, ale...

- Praca rozumiem. - znowu mu przerwała, za co dała sobie mentalnego kopniaka w kolano.

- Tak... - uśmiechnął się zmieszany i momentalnie sięgnął po jej zmoczony parasol.

- Wezmę to do... - na moment się zawahał. - W sumie nie wiem gdzie, tutaj praktycznie nic nie ma.

- Jeszcze. - blondynka uśmiechnęła się ciepło i wskazała na wiadro stojące w miejscu przyszłej wyspy kuchennej. - Nie dokończyłam wszystkiego, potrzebuje dokładniejszych...

- Hmm?

- Nie za bardzo wiem czego tak, naprawdę chcesz. - odparła i wyciągnęła swojego laptopa z torby. Tom zaprowadził ją na kanapę i usiadł obok. - Zrobiłam sypialnię, zaczęłam kuchnię i trochę salonu, ale...

- Wow, to jest... - szatyn z podziwem spojrzał na jej twarz. - Jesteś naprawdę pracowita, kiedy zdążyłaś to wszystko zrobić?

- Och, ja... W sumie... - Lauren z zawahaniem uruchomiła odpowiedni program i pokazała mu pierwszy projekt.

- Wybacz, to głupie pytanie. - uniósł jedną brew, dokładnie badając swoja przyszłą sypialnię. - Te drzwi są chyba w trochę dziwnym miejscu?

- Spokojnie to okna. - wskazała palcem na miejsce, w którym drzwi faktycznie się znajdują. - O tutaj są.

- Jasne...- Tom zdawał się dokładnie wszystko analizować, co wydawało się wyjątkowo urocze. Zazwyczaj nikt nie rozumiał jej projektowych bazgrołów, a on jednak bardzo się przykładał, aby pojąć jak najwięcej.

- Okej, tutaj jest kuchnia i z nią mam najmniejszy problem, jednak salon do mnie kompletnie nie przemawia.

- Dlaczego?

- Nie czuję tego pomieszczenia.

- To znaczy?- Tom z lekkim zakłopotaniem rozglądnął się wokół siebie.

- Ten róg mi kompletnie nie pasuje, ale... - Lauren wskazała na winowajcę. - Ale to tylko kwestia czasu i będzie idealnie.

- W to nie wątpię. - posłał jej kolejny uśmiech. Dziewczyna odparła tym samym i momentalnie pomyślała o swoich przyszłych zmarszczkach w tym miejscu.

- Czy jest coś konkretnego, co chciałbyś mieć w tym rogu? - spojrzała w to nieszczęsne miejsce. - Może coś tu przenieść?

- Hmm... - zamyślił się na moment. - A gdyby to był twój dom?

- Mój? - uniosła brwi i dała sobie moment na zastanowienie. - Chyba postawiłabym tu choinkę.

- Choinkę? - Tom parsknął delikatnie i spojrzał na jej zakłopotaną minę.

- To głupie wybacz, ja nawet nie wiem, czy ty w ogóle...

- Nie, nie!- przerwał jej natychmiast. - Choinka to całkiem... Może jak kiedyś będę miał rodzinę, to będzie idealne miejsce na nią. Zostawmy ten róg wolny.

- Jasne. - kiwnęła głową i wyjęła natychmiast mały notesik. - Meble w kuchni mają być białe? Podoba Ci się taki projekt?

- Chyba wolę brązowe.

- Brązowe, jasne...- zanotowała. - Mahoń, czy...- przerwała, widząc jak Tom, nieporadnie odpisuje na wiadomość w telefonie.

- Tak, tak mahoń - odparł zmieszany.

- Tom, jeżeli nie masz na to teraz czasu, to naprawdę możesz mi dać znać później. I tak miałam przyjść w innym dniu.

- Kurczę, teraz mi głupio, że tak cię tu ściągnąłem z samego rana, a nie potrafię dać Ci większych szczegółów... - przeczesał swoje włosy palcami i spojrzał się na nią. - A gdybym wysłał Ci zdjęcia na maila? Jakieś inspiracje?

- Tak! To świetny pomysł! - pokiwała głową z entuzjazmem i od razu napisała mu na wyrwanej karteczce swój adres.

- Naprawdę cię przepraszam, za ten dzień. - zaczął całkowicie poważnie. - Moja praca jest... Nieprzystosowana do innych osób.

- Spokojnie, rozumiem to całkowicie. Dla mnie praca jest najważniejsza. - Posłała mu słaby uśmiech i ugryzła się w język, by nie dogryźć sobie samej na głos. No tak praca przez którą nie masz już narzeczonego.

- Zrobiłaś dla mnie naprawdę już dużo, jestem w szoku.

- Znaczy, wiesz... - posłała mu zawadiacki uśmieszek. - W końcu to moja praca, za to mi płacą.

- Nie da się ukryć. - mruknął.- Nie będę cię dłużej zatrzymywać. - zerknął na swój zegarek i pomógł Lauren zebrać jej rzeczy. Blondynka pośpiesznie udała się do wyjścia, a on wraz z nią. Pożegnał ją i zamknął drzwi, na których oparł się i zjechał w dół. Usiadł, wzdychając głęboko, gdyż czuł się jak największy idiota na całej planecie. Było mu cholernie wstydu, a gdy zobaczył, że Luke próbuje już tym razem się do niego dodzwonić, wiedział że doleje jedynie oliwy do ognia.

- Halo?

- Tom! Piszę do ciebie od godziny! Co z tobą jest nie tak? - zaczął z wyrzutem.

- Przepraszam, ale była u mnie... - westchnął, trzymając swój ton w ryzach.

- Wiem, że była! Kazałeś mi w końcu do niej zadzwonić!

- To była ważna sprawa, płacę za to niemałe pieniądze, sam o tym wiesz. - odparł z lekkim wyrzutem.

- I nie mogło, poczekać do czekaj... - Luke przerwał na moment. - Czterech dni nie mogłeś poczekać?

- Mogło mnie nie być wtedy, wiesz, że z dnia na dzień coś się dzieje.

- Ale pierdolisz.

- Słucham? - Zdziwił się na jego słowa, zupełnie tak jakby to była jakaś nowość.

- Pierdolisz głupoty, a zaraz będziesz coś więcej.

- Nie coś, tylko... - Tom oburzył się i momentalnie zrozumiał jego insynuacje. - Luke! Jesteś zwykłym chamem.

- A ty piętnastolatkiem, czy to coś zmienia w naszej relacji?

- Jestem dorosły, a ty wciąż jesteś niekulturalnym człowiekiem.

- Mhm, gdybym był kulturalny, to zarabiałbyś mniej. - Luke tym razem wygrał tę potyczkę słowną i poczuł się dobrze ze swoim zwycięstwem, natomiast Tom zamilkł.

- Po co tak właściwie dzwonisz?

- Wyjeżdżasz za miesiąc, wiec szykuj się i przestań odpierdalać jak nastolatek.

- Luke jesteś idiotą.

- Ty też, cześć. - rozłączył się, pozostawiając Toma w głupiej rozterce. Może i zachowywał się jak nastolatek, ale czy jego życie nie było wtedy łatwiejsze? Jedyne czym się przejmował to, co zjeść na obiad ugotowany przez jego mamę lub kiedy pójść pograć w głupią piłkę nożną. Jak mógł doprowadzić do tak beznadziejnego punktu w jego życiu?

Wesołych Świąt! Mam nadzieję, że spędzacie ten czas w miarę spokojnie. Ja się spięłam na coś małego, czyli taki rozdzialik. Znów mam nadzieję, że się podobał! Dobra, a teraz nie przeszkadzajcie sobie i wracajcie do jedzenia pierogów od babci i serniczka.

Continue Reading

You'll Also Like

46.8K 3.4K 146
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
5K 654 68
Harry zostaje porwany i otruty przez Lorda Voldemorta. Jedynym.ratunkiem jest zdjecie zaklecia adopcyjnego. Ktore ujawnia, że jest synem Severusa Sna...
920K 101K 124
Wiele było pięknych kobiet. Miał je wszystkie. Miał, władał, posiadał. Złoto, jedwab, diament, stal. Śpiew słowika. Wiele oczu go widziało. Wszystk...
111K 10.9K 70
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...