Swoją drogą

By ellylilly1983

50.6K 4.8K 1.5K

Beata zakochała się w Tomku od pierwszego wejrzenia. Problemem na drodze do jego serca był jednak nie tylko f... More

Prolog
1. Punkt wyjścia
2.1 Pierwszy przystanek
2.2
2.4
3.1 Tam, gdzie rozdają szczęście
3.2
3.3
3.4
4.1 Nowy kierunek
4.2
4.3
4.4
5. Skrzyżowanie
6.1 Droga donikąd
6.2
6.3
6.4
7.1 Boczna ulica
7.2
8.1 Przystanek: Łódź Fabryczna
8.2
9.1 Dokąd?
9.2
9.3
10. Zagubiony szlak
11.1 Punkt dojścia
11.2
11.3
12.1 Pod górkę
12.2
12.3
13. Nierówna droga
14. Doły i dołki
15.1 Ruch okrężny
15.2
16. Wyboje
17.1 Strefa zamieszkania
17.2
18. Strefa ograniczonej prędkości
19.1 Poważna awaria
19.2
Inna "droga"
20.1 Tam, gdzie Ty
20.2
21. Dom
22. Meta?
Pytania i odpowiedzi

2.3

1K 103 58
By ellylilly1983

Wieczorem tego samego dnia dostała telefon od Julii z zaproszeniem na kameralne przyjęcie w gronie osób najbliższych młodej parze. Domyślała się, kogo jeszcze prawdopodobnie młodzi zaprosili, co po sekundzie zwerbalizowała jej przyjaciółka.

- Marcin też będzie. A wiesz, że pytał o ciebie? To znaczy, zastanawiał się, czy nie mielibyśmy ochoty gdzieś razem się wybrać. On ewidentnie jest tobą zainteresowany.

Ale nie tak, jak możesz sobie to wytłumaczyć – przypomniały się jej jego słowa z auta.

- Dlaczego tak bardzo nie chcesz dać mu szansy?

- Po co? On mieszka w Stanach i na pewno wkrótce tam powróci, więc nie widzę sensu w popadaniu w jakieś głębsze zażyłości.

Julia chciała coś dodać, ale najwidoczniej przypominając sobie przeszłość Kariny, ugryzła się w język i postanowiła więcej nie drążyć tego tematu.

- Szkoda – dodała jedynie. – Może z czasem tak byś go w sobie rozkochała, że zapomniałby o powrocie za ocean? A ty zostałabyś moją prawdziwą siostrą.

Karina jedynie westchnęła na myśl o tak dziwacznych spekulacjach i pozwoliła, by temat sam wygasł.

~~~~

Mieszkanie nowożeńców znajdowało się blisko centrum, w okolicy parku miejskiego. Doskonałe połączenie komunikacyjne z tą częścią miasta ułatwiło jej stawienie się na miejsce. Zresztą z powrotem i tak miała zamiar wracać taksówką.

Przekraczając próg budynku, przypomniała sobie, jak pół roku wcześniej była tu po raz pierwszy z Julią. Jej przyjaciółka może i wzięła ślub wczoraj, ale razem z obecnym mężem nie mieszkała tutaj od dziś. W sumie zawsze czuła się w tym miejscu dobrze i skrycie zazdrościła im tego adresu. Przestronny apartamentowiec z własnym basenem i siłownią, widokiem na park oraz niedużą liczbą mieszkańców, musiał budzić podobne odczucia. Nie była to zawiść z jej strony, a bardziej coś na kształt marzenia, które spełniło się bliskiej jej osobie.

W drzwiach przywitał ją Leszek, a po chwili w przedpokoju pojawiła się również Julia.

- Cieszę się, że dotarłaś – uściskała Karinę, jakby co najmniej miesiąc się nie widziały. – Wejdź dalej i rozgość się. Masz jeszcze może ochotę na kawałek tortu?

Dziewczyna skinęła głową i razem z mężem przyjaciółki weszła do salonu. Przywitała się ogólnie ze zgromadzonymi już gośćmi, których twarze były jej znajome. Leszek zaraz też podał jej kieliszek z ulubionym winem i odszedł, by przygotować pokaz zdjęć z wczorajszej imprezy.

Jego przyrodni brat także był już na miejscu i Karina zdążyła poczuć na sobie jego wzrok. Mimo to trzymała się dzielnie, tradycyjnie odrzucając jego atencje.

Julia podała jej talerzyk z ciastem i dotrzymując towarzystwa, wesoło szczebiotała o błahostkach z ostatnich godzin jej życia, kiedy to się nie widziały. Gdyby znalazły się teraz sam na sam, dziewczyna z pewnością nie zarzuciłaby jej tak pustą rozmową. Jednak nie były, a inne osoby chętnie przysłuchiwały się i włączały w ich konwersacje.

Dopiero gdy Leszek włączył ogromną plazmę zawieszoną na jednej ze ścian, a ktoś inny zgasił część głównego oświetlenia pokoju, rozmowy ucichły i większość skupiła wzrok na telewizorze.

Karina wyszła do toalety, a gdy powróciła, przycupnęła pod jedną ze ścian, również podziwiając kolejne zdjęcia z zaślubin.

- Cześć – usłyszała za sobą cichy głos.

Najwyraźniej nie było jej dane zaznać spokoju ze strony świadka pana młodego.

- Co słychać?

- Od wczorajszego popołudnia nic się u mnie nie zmieniło – odparła dość chłodno, odnotowując, iż Marcin stanął blisko niej.

Prawdopodobnie po to, by rozmową nie przeszkadzać bratu w omawianiu, a gościom w oglądaniu, zdjęć. Niby jej to nie przeszkadzało, ale koleś dałby już sobie spokój z tym marnym podrywem. Przecież dała mu na wszystkie możliwe sposoby do zrozumienia, że nie jest zainteresowana. A może trzeba było to powiedzieć po angielsku?

Mimo to resztę slajdów oglądali w milczeniu i dopiero ponownie zapalone lampy, sprawiły, że odezwał się do niej. Czuła się trochę skołowana, gdyż nie wiedziała, do czego miała służyć ta niezobowiązująca gadka?

- Długo mieszkasz w Stanach? – odezwała się w końcu, by nie wyjść na ostatniego gbura.

- Przeszło dziesięć lat – zamyślił się Marcin, przeczesując dłonią włosy. – Chyba będzie już z piętnaście – sprostował.

- Hm, pytam, bo w twojej wymowie nie wychwyciłam amerykańskiego akcentu – wytłumaczyła.

- Gdy mieszkałem z dziadkami, w domu zawsze używaliśmy języka polskiego. W sumie to w obu krajach spędziłem podobną liczbę lat – dodał, uśmiechając się do niej.

Spuściła wzrok i upiła łyk wina ze swojego kieliszka. Ten facet sprawiał, że nie czuła się komfortowo. Nieumyślnie przykuwał uwagę innych do niej, gdyż w jej mniemaniu tak właśnie musiało być. Skoro taki przystojny mężczyzna tak bezceremonialnie okazywał jej zainteresowanie, to musiało to budzić ciekawość wśród innych. Miała wrażenie, że wszyscy zerkali w ich stronę, szepcząc coś między sobą. To odczucie zaczynało wkraczać w fazę paranoi i Karina miała ochotę wyjść z tego przyjęcia już teraz. Na całe szczęście nim doszło w niej do punktu wrzenia, do ich dwójki dołączyła śliczna, szczupła blondynka, jedna z kuzynek Julii i zaczęła wesołą konwersację, odwracając, choć na moment uwagę Marcina od jej osoby.

Karina poczuła ulgę. Zaraz też przeprosiła ich i odeszła gdzieś na bok. Dopiła wino ze swojego kieliszka, kątem oka rejestrując, jak piękną parę tworzyłaby owa kuzynka z Marcinem.

I chociaż było to irracjonalne odczucie, to w jej sercu zagościła zazdrość. Nie o tego konkretnego mężczyznę, ale sam fakt tworzenia tak zgrabnej pary. Ona przy boku każdego faceta stanowiła groteskę. Niska i brzydka. Zresztą, jakie to mogło mieć znaczenie. Z żadnym nigdy się nie zawiąże. Nigdy!

Przestraszona drgnęła, gdy zbliżyła się do niej Julia, pytając o to, jak podobały się jej zdjęcia.

- Piękne, cudowne – bąknęła. – W albumie będą prezentować się jeszcze ładniej.

- Wszystko w porządku? – zapytała przyjaciółka, podejrzliwie się jej przyglądając.

- Tak, oczywiście. Ale chyba jestem zmęczona tym weekendowym maratonem – Karina postarała się wykrzesać z siebie trochę więcej naturalnego entuzjazmu. – Umówimy się w tygodniu i wtedy porozmawiamy na spokojnie i może bardziej otwarcie – mrugnęła do niej.

- Tak, jasne – przytaknęła Julia, jakby nieco uspokojona. – Zamówić dla ciebie taksówkę?

~~~~

Nie żegnając się z nikim, została odprowadzona do drzwi jedynie przez gospodynię. Julia ponownie, jak przy powitaniu, wyściskała ją i pożegnała, życząc spokojnego powrotu do domu.

Czy jednak ów spokój był możliwy?

Czekając na windę, usłyszała zbliżające się w jej stronę kroki, tak by po chwili ujrzeć postać dręczyciela. Już nawet wcale się nie zdziwiła, a jedynie jęknęła w duchu.

- Wracasz sama? – zagadnął Marcin. – W takim razie pozwól, że cię odwiozę.

- Przecież piłeś – zauważyła od razu.

- Tak, ale nie moim samochodem. Pojadę z tobą taksówką – oboje wsiedli do windy. – Jest późno i lepiej, żebyś sama nie wracała.

- Nie przesadzajmy. Jest wpół do dziesiątej. To nie środek nocy – odparła.

Zawsze nie tam, gdzie trzeba – dodała w myślach. – Gdzie byłeś bohaterze tamtej nocy, kiedy naprawdę potrzebowałam pomocy?!

Och, miała go tak serdecznie dość.

Kiedyś na jednym z blogów czytała artykuł pod tytułem „Jacy są amerykanie" i było tam napisane, iż w dzieciństwie nie są oni poddawani tak surowej krytyce i ocenie przez rodziców, co wpływa na ich późniejszą niesamowitą wręcz pewność siebie. Że potrafią się śmiać z siebie, a słowo „nie wypada" właściwie nie funkcjonuje w ich języku. Cóż, ona dodałaby jeszcze, że przez te cechy potrafią być bardzo uciążliwi i męczący. Tak, ten facet ponownie ją męczył. Budził w niej złość! Budził wspomnienia! I miała tego powyżej uszu!

Wysiadła pewnie z windy, by po kilku krokach gwałtownie się zatrzymać i odwrócić w jego stronę.

- Powiem to tylko jeden raz i zrobię to wprost. Odczep się, okej?

Zauważyła, jak zaskoczony jej nagłym zwrotem i słowami, zamrugał i choć na moment zapomniał języka w gębie.

- Nie życzę sobie, byś za mną chodził, podchodził, zagadywał i odprowadzał. Nie jestem tobą zainteresowana i nigdy nie będę.

- Dlaczego? – padło z jego ust najgłupsze pytanie pod słońcem. – W czym widzisz problem? Przecież się nie oświadczam, a jedynie chcę cię lepiej poznać? Może być miło ...

- Nie – życzę – sobie – tego! – wycedziła wściekła przez zęby.

- Chodzi o orientację? – Marcin nadal nie dawał za wygraną, zastanawiając się na jej problemem.

Jej problemem! Tak jakby cała ta sprawa sprowadzała się jedynie do jej osoby! Dlatego doprowadzona na krawędź gniewu, postanowiła podać mu niczym na tacy, jego sedno.

- Chodzi o gwałt – odpowiedziała pewnie. – Gwałt, który miał miejsce na mnie.

A wypowiadając te słowa, poczuła wzbierające w oczach łzy i od razu pożałowała swojej decyzji. Odwróciła się i wybiegła z budynku, wpadając jak burza do taksówki. Podała kierowcy zdławionym głosem adres i wyjęła z torebki chusteczki.

~~~~

W poniedziałek zjawiła się w pracy niczym cień samej siebie. Niewyspana, rozbita emocjonalnie i roztrzęsiona niecierpliwie wyczekiwała powrotu do domu. Do swoich czterech ścian, które pozornie zapewniały jej bezpieczeństwo przed okropnościami tego świata, z którymi ona nie chciała się już więcej mierzyć. Nie chciała nawet o nich słuchać ani znać.

Ogół personelu w przychodni wiedział o ślubie córki szefa oraz tym, że Karina była jej bliską koleżanką, dlatego też przez cały dzień mogła bezkarnie chodzić jak struta, by większość jednie uśmiechała się, wspominając coś o „niezłej" imprezie, którą z pewnością zaliczyła.

Każdy, kto znałby ją chociaż trochę bliżej, uznałby to za absurd, gdyż Karina piła małe ilości alkoholu jedynie dla towarzystwa. Więc niby jakim cudem miałaby teraz snuć się skacowana po recepcji? Nikt jednak w to nie wnikał, bo i z nikim dziewczyna nie wchodziła w  bliższe relacje.

Kiedy późnym popołudniem udało jej się dotrzeć do domu, odetchnęła z ulgą. Przeżyła jakoś ten dzień, a Marcin nie pojawił się na horyzoncie, czego po części także się obawiała. Kolejna konfrontacja z tym mężczyzną ... To nie wchodziło w ogóle w grę. Zwłaszcza po tym, co mu powiedziała.

Oby facet miał jednak trochę oleju w głowie i szczyptę przyzwoitości, zostawiając ją definitywnie w spokoju, myślała.

Jeszcze będąc w hotelu, wygooglowała sobie na telefonie tę jego uczelnię w Berkeley i musiała stwierdzić, że się zdziwiła. Ten kalifornijski uniwersytet znajdował się w rankingu dziesięciu najlepszych uczelni na świecie. W jednym z nich był na dziesiątym miejscu, a w innym na siódmym.

Nieźle – pomyślała i od razu utwierdziła się w przekonaniu, że pasuje do niego jak świni dzwoneczek. Tego typu mężczyźni nie szukali kobiet takich jak ona.

A szkoda – westchnęła, lecz zaraz otrząsnęła się z tej głupiej myśli. Już dawno temu wyleczyła się z sentymentalnych bzdur i mrzonek o pięknym życiu.

Nie, życie nie było piękne, zwłaszcza takich osób jak ona. Jej pochodzenie, rodzina i to, co zgotował jej los, jedynie to potwierdzało.

Od urodzenia nie miała w życiu szczęścia, a jej przekonanie o swojej szpetocie i inności miało o wiele głębsze korzenie, niż można było przypuszczać.

Już jako dziecko była wyśmiewana przez inne dzieci, czy to na podwórku, czy w przedszkolu. Nie raz wracała do domu zapłakana, gdy inni nazywali ją murówką, ze względu na niski wzrost.

- Rozdepczemy cię jak robaka, więc lepiej uciekaj! – wołali za nią.

Dzieci potrafiły być równie okrutne, co dorośli, a ona naiwnie wierzyła w ich słowa.

W końcu matka zdenerwowana tą sytuacją zabrała ją do miasta, do dostępnego w przychodni publicznej specjalisty. Tam pani doktor zbadała ją, zleciła badania i na tym się skończyło. Wspólnie odwiedziły ową przychodnię jeszcze trzy razy, jednak medyk nie dał im jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: czy dziewczynce coś dolega?

Dlatego też matka postanowiła zadziałać innym sposobem. Kupiła czekoladki, a do koperty włożyła dwieście złotych i ponownie odwiedzała z córką ową lekarkę. Kobieta chętnie przyjęła prezent, po czym pochylając się nad jej kartą, powiedziała:

- O rany, a my tu Karince jeszcze nie zrobiliśmy jednego badania.

Kobieta wypisała zlecenie na ultrasonografię. Jednak kiedy po tygodniu zgłosiły się na USG, łapówkara została zastąpiona inną lekarką. Nowa pani doktor od razu zauważyła na ekranie monitora coś niepokojącego.

- Ile lat ma córka? – zapytała.

- Prawie osiem – odparła rodzicielka.

- Proszę spojrzeć tutaj – wskazała palcem na jakieś szare plamki. – To jajniki Karinki. Wyglądają jak u rocznego dziecka. W ogóle się nie rozwijają – stwierdziła.

- C ... co to oznacza? – wydukała skołowana matka.

- Jeszcze nie wiem, ale mam pewne przypuszczenia. Zlecę córce jeszcze jedno badanie na cito i proszę zjawić się u mnie jutro. Pielęgniarka w rejestracji wpisze panie jako dodatkowe pacjentki, zgoda?

Niskorosłość – tak brzmiała pierwsza diagnoza nowej pani doktor, czyli niedobór wzrostu dla określonego wieku i płci.

- Powoduje ją głównie brak apetytu, rzadziej zaburzenia hormonalne takie, jak niedobór hormonu wzrostu, niedoczynność tarczycy czy nadczynność kory nadnerczy – mówiła lekarka. – Niestety w przypadku pani córki, musiałam wziąć także pod uwagę nieprawidłowości związane z rozwojem narządów płciowych, a bardzo często związane jest to z wadą genetyczną. Choroba nazywa się zespołem Turnera i wywołana jest brakiem jednego z chromosomów płciowych. Badanie, które wczoraj zleciłam, potwierdziło moje przypuszczenia.

Mniej więcej tak to brzmiało. Wtedy, jako dziecko, rozumiała tylko tyle, że czegoś w jej ciele brakuje i przez to nie rośnie. Pani doktor zleciła podawanie zastrzyków z substancją, która nie występowała w jej organizmie. Dziś wiedziała, że była to somatotropina, dzięki której udało jej się osiągnąć wzrost metr pięćdziesiąt osiem. Późniejsze przyjmowanie zastrzyków nie przynosiło dalszych efektów, dlatego zrezygnowano z terapii.

Zespół Turnera wiązał się z wieloma innymi następstwami dla zdrowia, jednak jej na szczęście nie dotknęły problemy z sercem i krążeniem, niedosłuchem, cukrzycą czy wadami układu moczowego. W jej przypadku sprowadzał się głównie do braku wzrostu oraz nieprawidłowego ukształtowania narządów rozrodczych. W chorobie tej dochodziło do zjawiska, w którym menopauza wyprzedzała proces dojrzewania. Dlatego też na zastrzykach z hormonu wzrostu jej leczenie się nie skończyło.

W czasie, w jakim powinien rozpocząć się okres dojrzewania, dostawała odpowiednie tabletki hormonalne, tak by wywołać fizjologiczne krwawienie. W związku z tym jej zewnętrze dojrzewanie płciowe także nie przebiegało normalnie i w wieku trzynastu – czternastu lat nadal pozostawała płaska jak deska, bez oznak pokwitania. Garbiła się przez to niemiłosiernie, aż w końcu matka kupiła jej stanik, który kazała wypychać sukcesywnie większą ilością waty. Ten prosty fortel uratował jej kręgosłup i samopoczucie. W późniejszym czasie klatka piersiowa zaokrągliła się, a ona przestała obrastać w kompleksy, zwłaszcza w dniu, w którym dostała pierwszą miesiączkę. Tego dnia uwierzyła, że może być normalna, czyli taka sama jak wszystkie inne dziewczyny. A mimo tego, że dojrzała jako ostatnia w klasie, to i tak czuła się z tego powodu bardzo dumna, gdyż od teraz mogła na równi z innymi koleżankami, korzystać z przywileju „tych dni" i na przykład nie robić cięższych ćwiczeń na lekcjach wychowania fizycznego.

Karina wiedziała, że większość kobiet z tą jednostką chorobową pozostawało bezpłodnych, choć podobno nie stanowiło to reguły. Ona sama nie wiedziała, czy będzie mogła mieć dzieci. Choć może i wiedziała. Wątpiła w to, by była w stanie związać się z jakimś mężczyzną, więc i problem posiadaniem dzieci niejako sam się rozwiązywał.

Oczywiście o tych wszystkich zawiłościach jej choroby wiedziała jedynie ona sama i matka. W rodzinie wszyscy byli przekonani, iż miała problemy z hormonem wzrostu, który podawany w zastrzykach pomógł jej urosnąć i na tym problem się kończył. W domu nigdy nie padło słowo zespół Turnera, gdyż dla rodzeństwa, jak i innych ignorantów brzmiałby zapewne na równi z zespołem Downa. Jej przypadłość nie wiązała się z obniżonym rozwojem psychicznym, który u przeważającej większości był prawidłowy. Dzięki temu Karina żyła w miarę spokojnie, do czasu tamtego felernego wieczoru.

Gdybym wtedy zaszła w ciążę, byłaby to prawdziwa ironia losu – wzdrygnęła się z zadumy na samą myśl o tamtej nocy w szopie ich sąsiada.

Przetarła dłonią zaparowane w łazience lustro i przyjrzała się rysom swojej twarzy. W sposób nieznaczny i jedynie dla znawcy tematu jej wygląd mógł sugerować chorobę, z którą była związana.

W zespole Turnera często stwierdzało się szeroką, płetwiastą szyję, nisko schodzącą linię owłosienia na karku, czasami trójkątny kształt twarzy, szerokie rozstawienie oczu czy fałd skórny zakrywający wewnętrzny kącik oka plus zmiany barwnikowe.

Jeśli nawet była czymś takim dotknięta, to w bardzo niewielkim stopniu. Niewysoka, krępa i przy kości – tak głównie określała siebie w myślach. I zdecydowanie bardziej wolała określenie brzydka czy nijaka od dziwaczna. I tego się trzymała.

Continue Reading

You'll Also Like

74.8K 2.5K 27
Dziewczyna, której życie zmienia się przez przypadek o sto osiemdziesiąt stopni. Chłopak, który w zasadzie ma wszystko oprócz niej. Historia, która...
91.9K 4.9K 26
#𝟏 𝐃𝐘𝐋𝐎𝐆𝐈𝐀 𝐄𝐃𝐄𝐍 Emmanuel Cartier wraca do Rockville i dołącza do grona uczniów tamtejszego liceum, by zniszczyć tych, co przed laty naraz...
25.9K 1K 22
Trzecia część Trylogii Destiny!! Zemsta ma moc niszczycielską, tak samo jak ogień. Jeśli obu za bardzo dasz się pochłonąć, przepadniesz na wieki. Ks...
Bodyguard By A

Teen Fiction

874K 41.5K 50
Następczyni tronu Anglii i śmiertelne niebezpieczeństwo. Evelyn miała w życiu wiele z pozoru zwykłych zmartwień, ale nigdy nie przypuszczała, że tak...