Podróż mogła otrzymać miano
"najlepsza w marnym życiu Carless",
otóż dlaczego?
Przyjemna melodia piosenki Dobiego Greya „Drift Away",obijała się o uszy.
Po samochodzie unosił się zapach ciepłych gofrów, które dała Nam na drogę mama Jacka, prócz tego pogoda była równie piękna jak mój nastrój.
Co zbyt często się nie zdarza.
Z myśli wyrwał mnie zapach,
zapach, za który mogłabym zabić.
— Jesteśmy w kfc?— zapytał szczęśliwy Jack, widząc jak stajemy na parkingu.
Chłopak kiwnął głową, niewzruszony przejęciem Jacka.
Pozostałam obojętna, by nie ukazywać emocji, które mną kierowały.
Nigdy nie pozwalam by ludzie, wiedzieli o mnie zbyt dużo.
Nie jetem warta uwagi, a co najlepsze, lepiej trzymać się ode mnie z daleka.
Cała Carless.
Jednak Caroline nie wiedziała, co robi, przystawiając swój nos do łazienkowych drzwi.
Jej złamanie zaprowadziło Nas do grupy szaro-komórkowców i boje się, co z tego wyjdzie.
— Kupa, sprowadziła Cię do przemyśleń?— zapytał Jack, klepiąc mnie po plecach.
Z tymi słowami wybudziłam się z amoku myśli i przyjrzałam sie punktowi, na którym skupiłam wcześniej całą uwagę.
Dość kształtny odchód.
Otworzyłam buzie, mając w głowie kąśliwą uwagę.
— Zanim powiesz mi swoją złotą myśl. pierw zjedzmy, proszę— zaśmiał się i otworzył drzwi, wskazując na nie ręką.
Zaraz po tym weszłam, a do moich nozdrzy, dostał się piękny zapach.
Czy tak pachnie wolność?
We trójkę wzięliśmy frytki z colą i ruszyliśmy do auta.
Z samochodu dobiegała piosenka Michela Jacksona, kojąc moje uszy, błogimi dźwiękami.
Otwierając ketchup, wiedziałam, że lepiej być nie może.
A przynajmniej tak myślałam.
Trevor gwałtownie zahamował, powodując oblanie ketchupem moje ubranie i twarz i wylewając cole na moje krocze.
— Cholerna sarna!— wrzasnął Trevor.
— Przejechałeś ją?—zapytał przerażony Jack, próbując się wychylić.
— Nie, ale zepsuje mi hamulec!— szybko wysiadł z auta.
Przewróciłam oczami i wyszłam z pojazdu, wodząc wzrokiem za uciekającą sarną.
Zaraz po chwili usłyszałam głośne parsknięcie.
Odwróciłam się do Jacka, który nadal nie przestawał się śmiać.
Wyciągnął telefon, a mnie ogarniało coraz większe zirytowanie.
— I z czego się śmiejesz— warknęłam, gdy ten zrobił zdjęcie.
Nawet Trevorowi zdążył się poprawić humor.
Zirytowana podeszłam do bagażnika.
— A ty dokąd?— zapytał chłopak, opierając się o auto.
— Po ubrania? Nie widzisz krwi na mojej twarzy? O patrz nawet posikałam się ze strachu!
Parsknął śmiechem, na co przewróciłam oczami.
— Idę się odlać!— krzyczy Jack i rusza w stronę głębi lasu.
— Nie wracaj!— krzyczę i wyciągam z torby przypadkowe jeansy i koszulkę, a włosy zawijam w koka.
Staje tyłem do Trevora.
— Tylko nie podglądaj— mówię stanowczo— bo przyrzekam, że stracisz zęby.
— Spokojnie. Nie interesujesz mnie— wzruszył ramionami— swoją drogą fajny makijaż, pierwszy raz jeżdżę z klaunem.
— A spojrzałeś w lustro?— zapytałam ściągając bluzkę.
I niech to szlag, bo właśnie dziś nie założyłam stanika.
Przy lekkim stresie, szybko włożyłam niebieską koszulkę.
— Niezły tyłek— słyszę z tyłu z charakterystycznym gwizdnięciem.
— Jack!— wrzasnęłam.
— No co?— wzruszył ramionami— on widział wszystko, nie zostawisz też czegoś dla mnie?
Gwałtownie odwróciłam się w stronę Trevora przyłapując jego wzrok w bocznym lusterku.
Jęknęłam, zakrywając twarz i weszłam do auta w tle słysząc śmiechy chłopaków.
Cyckowy pokaz Carless przed słynnym Trevorem.
———————————————————
Nie wiem, co mam Wam powiedzieć.
Nic nie idzie po mojej myśli,
próbuje ująć słowami moją wyobraźnie, a jednak cieżko mi to idzie, ponieważ słowa robią mi figle-migle.
Ostatnio mam pełno obowiązków i stres idzie w górę.
Planuje książkę skończyć do grudnia,
poprawki rozdziałów będą w wakacje.