ETERNITY • DOCTOR WHO [1]

By aniikka

1K 127 96

❝Wy ludzie jesteście tacy prości. Niby potrzebujecie podróżować w czasie i staracie się by owe zjawisko miało... More

ETERNITY 一 DOCTOR WHO
02. GORĄCE ŚWIĘTA
03. REALNE SNY CZĘŚĆ PIERWSZA
04. REALNE SNY CZĘŚĆ DRUGA

01. MALINY I ZACZAROWANA BUDKA

324 29 18
By aniikka


PENNY Stevens ostrożnie położyła niebieski kubek, gorącej malinowej herbaty, na drewnianym stoliku.

Dziewczyna od niespełna dwóch miesięcy powtarzała ten wieczorny rytuał, starając się nie obudzić pozostałych mieszkańców sierocińca.

Jej opiekunka-Heather Robinson-budziła się nawet za małym drgnięciem jakiegoś naczynia, przez co przygotowywanie sobie herbaty co wieczór było niesamowicie trudne, jednak kto nie lubi wyzwań? Dziewczyna westchnęła z ulgą gdy nie usłyszała za sobą, żadnych kroków i uśmiechnęła się zadowolona pod nosem.

Pani Heather, jakby to powiedzieć, była dosyć specyficzną kobietą a zasady jakie u niej panowały również nie były inne i trzeba było je traktować jak rzecz świętą, o czym Penny Stevens przekonała się niejednokrotnie. Na przykład gdy postanowiła, że wybierze się do parku nie powiadamiając o tym opiekunki, co skończyło się surową reprymendą o którą panienka Stevens na pewno nie raczyła się prosić.

Piętnastolatka oprócz tego nie lubiła swojego drugiego imienia, Juliet. Nikt nie wiedział z jakich powodów i podejrzewano nawet, że sama nastolatka nie jest do końca tego pewna, jednak jak zostało tak i było w skutek czego żaden z opiekunów nie raczył do niej mówić jej drugim imieniem.

Co do historii Stevens, była ona jedną z wielu dzieci z sierocińca i przypominała ona praktycznie każdą. I chociaż faktycznie było jej smutno i czasami miała ochotę pójść i rozpłakać się w kąt, to zawsze zbierała się w garść bo wiedziała, że musi być odpowiedzialna. A w jej mniemaniu dzieciństwo skończyło się już wieki temu, a bajeczki wciskane przez dorosłych nigdy nie staną się prawdziwe. Oczywiście Penny żyła w przekonaniu, że nie ma rzeczy niewyjaśnionych ani magii na tym świecie. Bo gdyby była, już dawna skakała by po magicznej łące u boku jednorożca.

Dziewczyna po odczekaniu krótkiej chwili wzięła łyk herbaty, lekko mrużąc oczy i zatapiając się w smaku jej rozkoszy. Świat mógłby płonąć i się walić, ale Penny wiedziałaby, że jedyną rzeczą którą musiała by wtedy zrobić to zabrać z sierocińca wszystkie zapasy malinowych herbat. Chociaż, może zostawiłaby parę dla dyrektora sierocińca, Roberta Owen'a.

Robert Owen, dyrektor sierocińca, niski chudy mężczyzna o którym wiele dzieci z sierocińca wypowiada się życzliwie. A w szczególności tym dzieckiem był właśnie nastolatka, która zawsze lubiła z nim rozmawiać. I choć fakt faktem te rozmowy odbywały się dość rzadko, dziewczyna zawsze czerpała całą przyjemność z tych chwil bo wiedziała, że potem mogą one już nie nadejść.
Bo otóż dobroduszny pan Owen, chorował na złośliwy nowotwór, którego ciężko było wyleczyć. Stevens nie robiła mu złudnych nadziei. Zawsze prosto z mostu mówiła to co chciała powiedzieć, czasami wychodziło to zbyt złośliwie ale lepsza czasem prawda od najgorszego kłamstwa. Wracając jednak, pan Robert Owen zawsze starał się myśleć optymistycznie co często zadziwiało Penny. Bo w końcu jak człowiek który za niedługo umrze mógłby się z czegokolwiek cieszyć? Sama Stevens miała babcie która zachorowała na podobną chorobę i zmarła po niespełna roku. Więc jak człowiek który zaraz umrze miałby być szczęśliwy i jeszcze tym szczęściem zarażać innych? To było coś czego Penny Stevens najzwyczajniej w świecie nie pojmowała. I chociaż próbowała to usprawiedliwiać różnymi zaburzeniami bądź odreagowaniem, nigdy przez głowę nie przeszła jej jedna myśl. Robert Owen był najzwyczajniej w świecie dorosłym dzieckiem. Żył w nadziei, że uda mu się zwalczyć chorobę, a gdy nawet by się tak nie stało, zawsze wyobrażał on sobie raj i spokój jaki panował w niebie. I może właśnie tego nastolatka nie pojmowała. Dziecięcej naiwności i wiary, którą straciła już dawno temu. Może była ona zbyt dorosła na ten świat? Była zbyt wielką realistką? Jednak co może osiągnąć człowiek bujając tylko i wyłącznie w obłokach? To pytanie dziewczyna zadawała sobie zawsze gdy sama gubiła się w swoich myślach i czynach, bądź gdy widziała tą beztroskość i radość w oczach mężczyzny.

Młoda kobieta tak zatapiała się w tych myślach, popijając malinową herbatę, dopóki na zewnątrz nie usłyszała głośnego huku, a potem dymu. Przerażona dziewczyna odskoczyła na bok wylewając krople herbaty na podłogę.

-Kto jest w kuchni?!-dało się usłyszeć krzyk z drugiego piętra na co Penny zmarszczyła brwi. Przeklęty hałas. Przeklęty ktoś kto tego hałasu narobił.-Halo?!

-To tylko ja, pani Robinson. Penny.-odezwała się po chwili nastolatka, znów gwałtownie odwracając się w miejsce hałasu. Przeklęte drzewa. Czemu muszą wszystko zasłaniać?-Upadł mi hm... garnek.-dokończyła, sama do końca nie dając wiary w swe słowa.

-Jasne Penny.-odparła, wpół przytomna kobieta, a jej głos ucichł już po chwili co lekko zdezorientowało Stevens. Może po prostu miała szczęście, że wychowawczyni nie zwróciła na nią większej uwagi? Nie, przecież Stevens nie wieży w szczęście.

Dziewczyna westchnęła teatralnie i odstawiła kubek z herbatą na rogu drewnianego stolika i szybkim, ale cichym krokiem wybiegła z sierocińca w kierunku miejsca hałasu.

Cokolwiek to było Penny na pewno nie biegła tam z powodu liczenia na coś magicznego. Stevens liczyła raczej na to, że ktoś może potrzebować jej pomocy, niż to co naprawdę tam zastała.

Było to wielkie zagłębienie w ziemi spowodowane najpewniej spadnęciem z dużej wysokości, tej niebieskiej butki telefonicznej która znajdowała się parę metrów od niej, również w zagłębieniu. Ale musiało istnieć jakieś racjonalne wyjaśnienie tego zjawiska. Nawet najdziwniejsze.

-Jest tam ktoś?!-krzyknęła po chwili dziewczyna, tym samym zbliżając się do zagłębienia.

-Tak!-usłyszała krzyk z dołu, przez co automatycznie odskoczyła na bok, o mało nie przyprawiając się o atak serca.-Tak, tak. Czy mogłabyś mi pomóc?-dokończył nieznany jej głos, na co dziewczyna podeszła bliżej by uważniej rozpoznać jego barwę.

Był to mężczyzna, na pewno starszy od niej. Jego głos wskazywał na to, że nie dostał raczej jakiś ciężkich urazów, a po prostu stara się wydobyć z uszkodzonej budki telefonicznej i tego dużego zagłębienia w ziemi, jakie spowodował.

-J-Jak to się stało.-wyjąkała dziewczyna, starając zejść w dół, nie narażając się na siniaki i gruz znajdujący się nieopodal.-Wszystko dobrze? Proszę Pana?

-Tardis miała lekkie zderzenie.-odparł i już po chwili Stevens mogła ujrzeć jego twarz wyłaniającą się znad butki telefonicznej.-I tak znalazłem się tutaj. Możliwe, że panel sterowania przestał działać lub źródło zasilania padło. Macie tu może jakiegoś speca od naprawy wehikułów czasoprzestrzennych? Przepraszam, który mamy rok?-dziewczyna zmarszczyła brwi speszona zachowaniem mężczyzny.

Na pewno nie zachowywał się jak normalny dorosły jakiego znała. Może z charakteru był lekko zbliżony do Pana Owen'a, choć i tak dla Penny ten mężczyzna wydawał się szalenie nienormalny. I o czym on mówił? Jaka Tardis? Czy wraz z nim była jakaś inna osoba?

-Który mamy rok?

-Dwa tysiące czternasty.-odpowiedziała zakłopotana nastolatka, nie wiedząc na jaki temat rozmawiać z nieznajomym. W końcu podała mu rękę i pomogła wstać, na co mężczyzna tylko kiwnął głową i poprawił muszkę.

-Mhm.-mruknął i otrzepał się z kurzu.-Umiesz naprawiać wehikuł czasu?

-Że co?

-Tardis. Czyli zaawansowana maszyna do podróży w czasie i przestrzeni. Ludzie. Cóż za prosta cywilizacja, choć przyznam, że po dzieciach spodziewałem się większej wiary.

-Budka telefoniczna jako wehikuł czasu? Nie dziękuję nie wierzę w bajeczki szalonego dorosłego z głupią muszką.-wypaliła w końcu nastolatka co przykuło uwagę mężczyzny, który w tym samym czasie zmrużył oczy, uważniej jej się przyglądając.

-Jesteś zbyt wielką realistką jak na dziecko.-stwierdził i wyciągnął z kieszeni coś co na pierwszy rzut oka przypominało śrubokręt.-O ile naprawdę nim jesteś...

-Co to jest?!-krzyknęła na dorosłego, brunetka i odsunęła nieznany jej przedmiot od siebie.

-Raczej kim ty jesteś!-odrzekł tym samym tonem brunet i zlustrował ją wzrokiem.

-To ja powinnam zadać to pytanie! Kim pan jest i co to wszystko ma znaczyć?! Spadł pan z nieba i ma pan jeszcze czelność oskarżać mnie że nie jestem człowiekiem?!

-Jesteś zbyt pyskata.

-A pan zbyt bezczelny.

-A ty nie miła!-krzyknął na tyle głośno, by na górnym piętrze sierocińca zapaliło się światło.

-Cholera.-wydukała w końcu Penny, kiedy dotarło do jej wiadomości, że Heather Robinson-jej opiekunka-obudziła się już na dobre.

I na pewno nie pocieszał ją fakt, że stoi ona w środku nocy z obcym szalonym mężczyzną, koło dziwnej budki telefonicznej, a jak to w zwyczaju miała powiadać pani Robinson: "Wszyscy ludzie na tym świecie mają swoją ciemną stronę. Nikomu nie ufaj, a szczególnie mężczyzną." Może to właśnie dlatego Stevens zawsze przechodziła koło nich obojętnie?

-Nie bluźnij.-odrzekł poważnie brunet, na co młoda kobieta obróciła się w jego stronę.

-Musi pan stąd uciekać. Jeśli pana zobaczą to zabiją nie tylko mnie, ale i pana.-wypaliła stanowczo dziewczyna, lekko przy tym panikując.

-Ktoś ci grozi?-pytanie dorosłego, zabrzmiało aż zbyt poważnie na co brunetka się wzdrygnęła.

-Można tak powiedzieć...-westchnęła ironicznie, przypominając sobie wszystkie surowe reprymendy pani Heather Robinson.

-Nie pozwolę by ktoś krzywdził drugiego człowieka. Tak robią tylko obrzydliwi Dalecy.

-Co...?-nie zdąrzyła sobie tego zdania uświadomić dziewczyna, gdyż już po chwili została pociągnięta w kierunku budki telefonicznej, a po chwili stała już przy jej drzwiach, póki to mężczyzna nie otworzył ich i nie wpuścił dziewczyny do środka.

Jedyną reakcją jaką mogła wydobyć z siebie Penny to stanie i podziwianie tego dziwnego zjawiska. Ten szalony dorosły nie kłamał. To naprawdę był statek kosmiczny i to o wiele większy niż wskazywała na to budka. Po za tym Stevens po raz pierwszy nie umiała znaleźć logicznego wyjaśnienia dla tej sprawy.

-Tak, wiem. Wygląda na mniejszą niż jest w rzeczywistości. Każdy mi to mówi.-wypalił po chwili mężczyzna, podchodząc do paneli sterowania.

-Moment.-odrzekła stanowczo Penny, zwracając na siebie uwagę tajemniczego bruneta.-Nie zostanę tu z panem jeśli nie wyjaśni mi pan wszystkiego po kolei. Jestem oszołomiona i żądam sensownego wyjaśnienia tej sytuacji. Wszystkiego. Inaczej zacznę krzyczeć.

Mężczyzna westchnął głęboko i wcisnął jeden z przycisków na maszynie, by po chwili usiąść na schodach, znajdujących się nieopodal i założyć nogę na nogę, podtrzymując podbródek swoją prawą dłonią.

-Co chcesz wiedzieć?-dopytał i skierował wzrok na dziewczynę.

-Właściwie to wszystko.-zaczęła brunetka i usiadła powoli obok mężczyzny.-Może zacznijmy od tego gdzie właściwie się znajdujemy?

-Jesteśmy w zaawansowanym, najlepszym i zresztą jedynym, wehikule czasoprzestrzennym w całej galaktyce o imieniu Tardis.

-Tardis?

-Tak.-potwierdził i uniósł jedną brew do góry.

-To kobieta?

-A co w tym dziwnego?-zapytał nie rozumiejąc sensu pytania.

-Bo to przecież maszyna.-stwierdziła brunetka i położyła obie ręce na kolana.

-To oznacza, że nie może mieć płci?

-Dobrze, nie było pytania.-przerwała rozmowę Penny, kręcąc znacząco głową.-A ten dziwny śrubokręt?

-Masz na myśli urządzenie soniczne?-dopytał i wyciągnął z kieszeni wyżej wymieniony przedmiot.-Pomaga mi... Właściwie we wszystkim.

-Do czego służy?

-No przecież powiedziałem, że do wszystkiego.

-Jasne...-odparła Stevens i rozejrzała się dookoła.-Kim pan jest?

Po tym pytaniu maszyna zaczęła trząść się na wszystkie strony, co spowodowało upadek Penny i mężczyzny. Wehikuł zaczął wydawać z siebie wysokie dźwięki, wcale nie przestając się trząść.

-Co się dzieje?!-krzyknęła przerażona Stevens, starając się przekrzyczeć dźwięk.

-Obawiam się, że Tardis obrała nowy kurs!-odrzekł brunet i wyciągnął z kieszeni urządzenie soniczne, wstając z ziemi i kierując się w kierunku panelu sterowania.

-To my gdzieś lecieliśmy?!-zapytała zdziwiona dziewczyna, próbując wstać z ziemi.

-A nie mówiłem?!

Gdy dziewczyna starała się odzyskać równowagę, mężczyzna zaczął biegać w tą i z powrotem, starając się najpewniej wyłączyć te wysokie dźwięki i zatrzymać maszynę, gdyż już po chwili mu się to udało.

Brunet westchnął zadowolony, a Stevens wstała oszołomiona z ziemi, kierując się w jego stronę.

-Gdzie jesteśmy?-zapytała, łapiąc się bramki i odwróciła wzrok w kierunku mężczyzny.

-Może się rozejrzymy?-zapytał i skierował się w stronę wyjścia z budki, co po chwili również uczyniła dziewczyna.

-Nawet nie wiem jak ma pan na imię...-odparła ledwo słyszalnie i ruszyła za mężczyzną.

Znajdowali się na jakiejś planecie, która w żadnym stopniu nie przypominała Ziemi. Była ona praktycznie pusta i znajdowały się na niej parę wypustek. Była ona zbyt pusta, zbyt spokojna co chyba zauważył dorosły który zmrużył oczy i wyciągnął wcześniej już wspomniane, urządzenie soniczne.

-Co to za planeta?-spytała Penny, wypatrując czegoś ciekawego co mogło skupić na niej swoją uwagę.

-Też chciałbym wiedzieć, a bardzo nie lubię nie wiedzieć.-stwierdził i skierował wzrok na Stevens.-Ale na pewno nie powinna być pusta.-brunet podszedł trochę dalej, ostrożnie stawiając pojedyncze kroki i co chwilę odwracając się za siebie w kierunku Penny.-Nie ruszaj się. Pójdę się rozejrzeć.

Dziewczyna stała w bezruchu, czekając aż jej nowo poznany kolega, da jakikolwiek znak, by choć mogła się poruszyć czy odezwać. Za to brunet tylko szedł dopóki to nie zatrzymał się i nie rozejrzał dookoła.

-Penny na ziemię!-krzyknął, na co brunetka zareagowała niemal natychmiast, kucając i wymijając pociski które zostały wymierzone w stronę jej i bruneta.

-Jesteście żołnierzami czy tchórzami!-krzyknął dorosły i obrócił się dookoła gdy pociski przestały lecieć w ich kierunku.-Strzelać do dziecka, to największe tchórzostwo. Pokażcie się!

Rozległa się głucha cisza, którą przerywał jedynie oddech dziewczyny. Jednak została ona całkowicie przerwana, gdy to spod ziemi jak drzewa, zaczęli wyłaniać się ludzie, a raczej rasa podobna do nich z bronią w ręku. Wszyscy wyglądali identycznie, trochę jak klony i jedyne co ich odróżniało to różne kolory mundurów.

-Nie spodziewaliśmy się ciebie tutaj, Doktorze.-odparł jeden z kosmitów i podszedł do mężczyzny.

-Tak samo jak ja ciebie na tym stanowisku.-stwierdził i odwrócił głowę.-Czemu się chowacie?

-To raczej nie powinno cię interesować.

-Mam bliskie kontakty z waszym generałem, podyskutowałbym.

-Lenii'ego już nie ma.

-...jak to go "nie ma"?-dopytał zdziwiony brunet i podszedł w stronę kosmitów co poskutkowało wymierzeniem broni w jego kierunku.

-Lenii nie żyje. Mamy nowego przywódcę.

-Kogo?

-Jeśli ci powiemy, nie będziesz pamiętać.

---------

-Kim jest Lenii?-zapytała Penny mężczyzny, gdy oboje siedzieli już w podziemiach które do złudzenia przypominały więzienie.

-Lenii był moim dobrym przyjacielem. Skłamałem, że nie znam tej planety. Znam ją doskonale. Ale teraz nie jest ona tą samą planetą jaką była wcześniej.-brunet westchnął i osunął się po ścianie.-Słyszałaś o ciszy?

-O czym?-dopytała na co mężczyzna tylko machnął ręką.

-No właśnie. Gdybym tylko miał śrubokręt...-już nawet jemu udzieliła się ta nazwa na co zwrócił uwagę dopiero po chwili, wzdychając.

-To co wtedy?

-Otworzyłbym zamek. I bylibyśmy wolni.

-W takim razie, proszę.-odrzekła Stevens i wyjęła spod kieszeni niebieskiego swetra, śrubokręt na co brunet zareagował gwałtownym podskokiem w górę i podbiegł do niej.

-Jednak nie jesteś taką realistką jak myślałem!-rzucił i wziął śrubokręt z uśmiechem.-Dziękuję.-dokończył i pocałował brunetkę w czoło, co zdezorientowało dziewczynę.-A teraz chodź, musimy się stąd wydostać.

Oboje zbliżyli się w kierunku wyjścia kiedy to dorosły zaczął majsterkować coś urządzeniem sonicznym przy wyjściu z celi co po krótkiej chwili poskutkowało uwolnieniem się z pomieszczenia.

Dorosły uśmiechnął się pewnie i pobiegł przez długi korytarz co również uczyniła Penny, starając się nadążyć za mężczyzną.

-Tak właściwie to czego szukamy?!-krzyknęła rozglądają się wzdłuż i wszerz za potencjalnym wyjściem.

-Niebieskiej budki telefonicznej i jak najmniej straży!-odparł doniośle i skręcił w prawo, ślizgając się po powierzchni.-Aha!

Nastolatka dobiegła do mężczyzny i przypatrzyła się miejscu w które wskazał swoim śrubokrętem i jak się okazało była to niebieska budka telefoniczna, stojąca w rogu korytarza.

-Wskakuj!-krzyknął i ponaglił ją w kierunku Tardis, po czym sam wbiegł do jej środka, zamykając szczelnie drzwi.

Po chwili dało się usłyszeć strzały, a następnie całą maszyną zatrzęsło, trochę z mniejszą mocą niż było to wcześniej.

-Co się dzieje?-spytała Stevens, na co dorosły uniósł wzrok znad panelu sterowania.

-Obawiam się, że do nas strzelają.-odrzekł i przegryzł dolną wargę.-Szykuj się na solidny start.

Brunetka wstrzymała oddech i lekko zmrużyła oczy w nadziei, że wyjdzie z tej całej sytuacji bez szwanku. Gdyby tylko jej matka miała okazję to zobaczyć...

Nagle maszyna znów wydała z siebie wysoki dźwięk i ponownie, gwałtownie się poruszyła tak, że dziewczyna omal to nie wylądowała na podłodze, po czym poczuła jak kręci jej się w głowię.

-I...-zaczął po chwili ciszy mężczyzna.-Już jesteśmy!-dokończył na co dziewczyna zmrużyła brwi. Aż, chciałoby się zadać pytanie: "tak szybko?"-Tylko nie myśl, że to koniec. Obawiam się, że namierzą nas z powrotem w niecały miesiąc.

-Już jesteśmy?-dopytała zdziwiona na co brunet wysłał w jej kierunku zadziornym uśmiech.

-Niektóre podróże trwają krócej niż mogłoby się to wydawać.-stwierdził z przekonaniem w swe słowa, na co Stevens lekko się uśmiechnęła.-Możesz już wyjść, jesteśmy na miejscu.

-Tak, jasne.-wypaliła w końcu dziewczyna, wyrywając się z zamyślenia i podeszła do drzwi wyjściowych-jak i zarazem wejściowych- otwierając je na oścież i wychodząc, co uczynił również dorosły.-Ale... Jest dzień.-stwierdziła na co brunet zmrużył oczy i machnął ręką.

-Tak, możliwe że trochę nam to zleciało...-odrzekł i zbliżył się do nastolatki, która poprawiała wiązadło z kokardy na włosach.-Raczej cię nie szukali.

-Dlaczego?

-Pierwsza zasada: zaufaj Doktorowi.

-A więc jest pan Doktorem?-dopytała Penny i założyła ręce na piersi.

-Tak, jestem Doktorem. Specem od podróży w czasie i wszechświecie, jedyny żywy władca czasu. Tak jak mówiłem, mów mi Doktor.

-Jaki Doktor?





Here you are!

Przyznam, że te wprowadzenie nawet mi się podoba i to może z tego powodu, że strasznie podjarałam się wspólnymi podróżami Penny i Doktora, zobaczyliście go tak wcześnie.

Po prostu traktuje ich jak takie dwa małe dzieciątka, wspólnie latające po wszechświecie.No i jeśli mi się uda, rozdział powstanie już za parę dni, ale niczego nie obiecuję.

Gif by: luckyvirgo

Continue Reading

You'll Also Like

15.9K 602 46
Theodora Harrington to postać głęboko związana z dzieciństwem Płotek z Outer Banks, która opuściła grono swoich przyjaciół bardzo dawno temu w pogoni...
5.9K 610 49
"Do cholery obudź się bo cię walne", prawie że krzyknął potrząsając chłopakiem. Młodszy zaczął kaszleć po czym otworzył lekko oczy na co starszy odet...
58K 1.2K 56
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
61.4K 2.1K 122
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...