Pamiętaj o śmierci

By Riisny

57.7K 7K 4.7K

Demony są wśród nas, chowają się w naszych cieniach, czerpią siłę z naszego strachu. Lecz są też ludzie, k... More

Prolog
Rozdział 1 | Kac, złamane serca i demony - po prostu liceum
Rozdział 2 | To ty pojawiłeś się na tym świecie przez przypadek, nie demon
Rozdział 3 | Koniec świata? Już nie mogę się doczekać
Rozdział 4 | Wolałabym szukać mordercy niż kraść zwłoki
Rozdział 5 | Alea iacta est*
Rozdział 6 | Dobry wygląd jest bardzo ważny, gdy się kogoś zabija
Rozdział 7 | To kawiarnia, nie pub
Rozdział 8 | Szykuje nam się wojna
Rozdział 9 |Jeśli chce kogoś zabić niech zrobi to na własną rękę
Rozdział 10 | W piekle jest o wiele goręcej
Rozdział 11 | Czyżby ktoś próbował mnie zabić?
Rozdział 12 | Nie. Jestem. Gejem
Rozdział 13 | Pięć trupów i mroczne zaklęcie
Rozdział 14 | Ktoś musi pilnować naszego demonicznego gościa
Rozdział 15 | Jedna śmierć to tragedia, milion - to statystyka
Rozdział 16 | Zatańczymy?
Rozdział 17 | Złego diabli nie biorą
Rozdział 18 | Poznaj imię diabła, a ci się pokłoni
Rozdział 19 | Napić się?! O dziesiątej rano?!
Rozdział 20 | Nie będziesz diabłem palącym zielsko
Rozdział 21 | Elfy z Wall Street
Rozdział 22 | Sit tibi terra levis***
Rozdział 23 | Kawy, herbaty? Czy może wolisz trochę mojej krwi?
dodatek
Rozdział 24 | Oko za oko, ząb za ząb... potęga za śmierć*
Rozdział 25 | Wiosna jest królową samobójców*
Rozdział 26 | Kocham ludzi!
Rozdział 27 | Tak w środku rozmowy próbować pozbawić głowy swojego rozmówcę?
Rozdział 28 | Umówisz się ze mną, panie Matthew?
Rozdział 30 | Fiat iustitia, et pereat mundus**
Rozdział 31 | Najpierw alkohol, potem demony
Rozdział 32 | Że ty nie wstydzisz się oddychać
Rozdział 33 | Pytasz mnie, kto mnie zabił?
Świąteczny maraton!
Rozdział 34 | To będzie śmierć idealna
Rozdział 35 | Piekło nie różni się za bardzo od Ziemi
Rozdział 36 | Wróć żywy
Q&A
Rozdział 37 | Ktoś nasłał na mnie demona
Rozdział 38 | Wiem kto jest mordercą
Rozdział 39 | Wszystko będzie dobrze
Rozdział 40 | Elfy nigdy nie niszczą świata, to zadanie ludzi
!!!
Rozdział 41 | Memento mori!

Rozdział 29 | Masz jakiś problem?

808 111 76
By Riisny

Shiki, gdy wybiła godzina dwunasta, gdzieś zniknął. Natalie nie przejmowała się tym zbytnio, ale ostatnio, kiedy tak demon wyparował, to ta wylądowała w szpitalu. Oczywiście wszyscy uznali, że to przez zatrucie pokarmowe, w końcu nastolatka zaczęła wymiotować podczas przerwy na lunch, po zjedzeniu podejrzanie wyglądającego hamburgera, jednak Nat swoje wiedziała. W końcu już nie raz przeżyła eksperymenty kucharek. Jednak gdy w końcu zapytała Shikiego o to, co się wtedy stało, ten tylko wzruszył ramionami.

„Tak wyszło" – odpowiedział.

Natalie miała nadzieję, że tym razem „tak nie wyjdzie" i ta znowu nie wyląduje w szpitalu. To nie tak, że nie podobała jej się dwutygodniowa przerwa od szkoły, bardziej denerwowało ją niemożliwość grania w ukochaną grę.

A wiecie, co mówią o kobiecej intuicji?

Że jest zabójczo precyzyjna.

Aktualnie Shiki aż prosił się o kłopoty.

– Co ty tutaj robisz? – wysyczał, przecinając drogę pewnej elegancko ubranej kobiecie, która właśnie wracała z zakupów.

– Mogłabym zapytać o to samo ciebie, Shikuś – mruknęła, uśmiechając się promiennie. Miała wyjątkowo dobry humor i najwyraźniej nie chciała go sobie zepsuć rozmową z ciemnowłosym demonem, dlatego od razu spróbowała go wyminąć, a ten zagrodził jej drogę.

– Wiesz doskonale, że...

– Zostałeś przyzwany? – dokończyła za niego zdanie. Chciała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę. – Ależ oczywiście. Jednak zapominasz, że nikt nam nie każe podpisywać paktu z osobą, która nas przyzwie ani tym bardziej pozostawania na ziemi.

Shiki wywrócił oczami, a następnie syknął:

– Co tutaj robisz, Agatho? – On nie zamierzał pozwolić jej odejść. Chciał usłyszeć konkretną odpowiedź. Tu i teraz.

Kobieta zaśmiała się.

– Nie uważasz, że jesteś zbyt wścibski, Shikuś? – Zmrużyła oczy, gdyby nie to, że w obu rękach trzymała kilkanaście toreb z zakupami, pewnie by je skrzyżowała. – Izzy, ty i ja. Żadnego z nas nie powinno tutaj być.

– Nie zmieniaj tematu... Czego, kurwa, szukasz na ziemi?

Agatha wypuściła torby z zakupami, które z hukiem upadły na podłogę, a następnie wysunęła nóż, niewiadomo skąd i przyłożyła go do krtani Shikiego.

– Nieładnie tak zwracać się do swojej starszej siostry.

***

Peter czuł, jak osuwa mu się grunt spod nóg. Nie tak to sobie zaplanował, nie tak to wszystko miało być. Alexander nie miał się nigdy dowiedzieć, nigdy nie poznać prawdy. Czyżby Caitlyn mu powiedziała? Nie... nawet jeśli kobieta się domyśliła, że nie rozmawia z duchem, a pełnoprawnym demonem z krwi i kości, to i tak nie szepnęłaby słowem do Alexandra. Siostra Petera nigdy nie wtrącała się do ich związku. Może wtedy była za młoda, może za bardzo się bała, ale, nawet gdy się kłócili, nigdy się do tego nie mieszała.

Zostawiała ich samych sobie, a ci zawsze po jakimś czasie się godzili.

Peter pamiętał, jak raz zapytał Cait, co ona o nich myśli, a ta wywracając oczami, odpowiedziała, że ma ważniejsze rzeczy na głowie niż zastanawianie się nad tym, co jest dobre i właściwe.

Dopiero po śmierci Peter zrozumiał, że to nie tak, że Caitlyn czuła obrzydzenie do ich relacji i nic nie mówiła, by ich nie zranić. Ona czuła obrzydzenie do jakichkolwiek związków romantycznych. Blondynka była piękną kobietą, ale każdego mężczyznę czy każdą kobietę, która próbowała do niej startować, od razu zbywała. Robiła to samo już w czasach liceum, gdy Peter jeszcze żył. Po prostu tego nie zauważył.

Obecnie mężczyzna czuł się z tego powodu winny, uważał, że przez to, że wychowała się bez rodziców, rozwinęły się w niej skłonności socjopatyczne. Ale to nie była prawda.

Caitlyn nienawidziła ograniczeń. A miłość równała się dla niej z jednym wielkim ograniczeniem.

W końcu o wiele łatwiej jest zabijać, gdy nie ma się nic do stracenia.

– Cholera – bluzgnął mężczyzna, przystając przy skręcie w jedną z bocznych uliczek, jakich na Wall street było pełno. Obecnie kierował się w stronę domu Madeline. – Muszę z nią porozmawiać.

Peter raz, po pijaku, dwa lata zanim poznał Alexandra, przespał się z Madeline. Po tym wydarzeniu ta dwójka stała się bardzo bliskimi przyjaciółmi. Żadne z nich nie wracało pamięcią do tamtej imprezy, na której doszło do tego feralnego zdarzenia. Chociaż w sumie to nie wiedzieli w ogóle, czy do czegokolwiek wtedy doszło, bo chociaż obudzili się razem w łóżku, oboje mieli na sobie ubrania. Mimo tego i tak woleli o tym zbyt często nie wspominać. W końcu dla Madeline Peter był zdecydowanie zbyt młody (ale wówczas legalny).

Niestety Peter Sprenger nie wiedział jeszcze, że Madeline Rossa od paru godzin była martwa.

***

Lawrence powrócił na swój posterunek, gdzie z nudy zaczął odbijać gumową piłkę o ścianę. Dzisiaj nie miał kompletnie nic do roboty. Na ich posterunek przyszły zwyczajne, nudne zgłoszenia, do których zostali przydzieloni najmłodsi funkcjonariusze policji. Mężczyzna wiedział, że nikt z jego wydziału nie został poinformowany o zabójstwie na Manhattanie, w końcu byli w Nowym Jorku, tutaj jak ktoś jakiegoś dnia nie został zamordowany, okradziony czy pobity, to można ze spokojem mówić o jakimś święcie. Chociaż nie, nawet w święta początkujący terroryści lubili sobie wysadzić jakiś sklep.

To miasto ani trochę nie było bezpieczne.

– Ja naprawdę kocham ludzi... – wymamrotał sam do siebie Lawrence, przymykając powieki.

– Co jaki humor? Usłyszałeś jakiś dowcip?* – Jego partnerka podeszła do biurka, za którym zasiadał mężczyzna. Niosła w rękach wypchany po brzegi kartkami karton.

– Nie... ja. – Lawrence doskonale wiedział, jak to się zaraz skończy.

– Jak ci się nudzi, to mi z tym pomóż. – Kobieta z hukiem postawiła karton na blacie, a następnie uśmiechnęła się triumfalnie. Wyglądała na kogoś, kto za nic w świecie nie przyjmie odmowy.

– Ugh.

***

Matthew złapał przeziębienie, dlatego wcześniej zwolnił się z pracy. Chciał udać się jeszcze do pewnej małej kawiarni na Brooklynie, sam nie wiedział, czy to przez to, jaką kawę w niej serwują, czy może dlatego, że chciał jeszcze chwilę porozmawiać z Anthonym, który był jej właścicielem.

Niestety, gdy wszedł do środka, zastał tylko Izzy.

Ta widząc go, zaśmiała się tylko i wskazała palcem piętro.

– Jak chcesz zaczekać, to on zaraz wróci – prychnęła, odstawiając szklankę na półkę. – Tylko przestanie się kłócić.

– Kłócić? – zdziwił się Matt, lecz Izzy w odpowiedzi machnęła tylko ręką.

– Za długo by wyjaśniać. – Westchnęła. – Usiądź. Zaparzę ci herbaty na koszt firmy – dodała, uśmiechając się.

– Nie, naprawdę nie trzeba.

– Ależ trzeba, patrząc, jak wygląda twój nos. – Zaśmiała się. – Poza tym, czego się nie robi dla stałego klienta.

Mężczyzna uległ.

– Skoro tak. – Usiadł przy barku.

Izzy już miała szykować herbatę dla lekko schorowanego Roosevelta, gdy niespodziewanie drzwi do kawiarni otwarły się z impetem.

Spojrzenia wszystkich skierowały się w stronę mężczyzny w garniturze, który nagle wszedł do kawiarni.

– Co do... – zaczęła Izzy, ale gdy zobaczyła nerwowego klienta, zamarła jak i cała reszta.

Shiki. Do kawiarni wszedł Shiki.

– Gdzie jest ten gówniarz, Widower? – syknął, mrużąc wściekle oczy. – Muszę z nim porozmawiać. Teraz.

– Co tutaj robisz, Shiki – warknęła w odpowiedzi Izzy, której niespodziewana wizyta jej starszego brata zdecydowanie nie przypadła do gustu. – Chyba mówiłam coś o tym, żebyś trzymał się z daleka od tego miejsca.

Matthew, wyczuwający unoszący się w powietrzu konflikt, wstał z krzesła i odsłonił odznakę, tak jakby ona miała powstrzymać Shikiego od robienia jakichkolwiek głupstw. Jednak demon nic sobie nie robił z ludzkiego policjanta, w końcu on w starciu z nim nie miał najmniejszych szans.

– Agatha jest w mieście – syknął, ignorując schorowanego detektywa. – Muszę natychmiast porozmawiać z tym dzieciakiem.

– Agatha? To niemożliwe... – Na dźwięk jej imienia kobieta upuściła szklankę, która roztrzaskała się w drobny mak. – Ona powinna być w... – Nie wypowiedziała ostatniego słowa, ale Shiki doskonale wiedział, co chciała powiedzieć.

Agatha powinna być w piekle.

– Co to za hałasy? – krzyknął Anthony, który zbiegł właśnie z góry wraz z podejrzanie rozbawioną Caitlyn. – O kurwa – dodał, widząc stojącego w drzwiach demona.

– O, urosłeś. – Shiki zamrugał, widząc Anthony'ego, który był niższy od niego tylko o parę centymetrów.

– Siema, Shiki. – Zamiast czarodzieja odpowiedziała mu Caitlyn. – Masz jakiś problem?

Na jej widok mężczyznę przeszedł dreszcz, ale nic nie powiedział, co jak co za nic w świecie nie chciał wyjść na tchórza.

– Agatha jest w mieście – powtórzył, ściskając dłonie w pięści.

Zapanowała cisza, niezrozumiana jednak przez Matthewa ani Caitlyn.

– Apsik! – przerwało jej jednak głośne kichnięcie detektywa. Który zaraz się speszył, gdy zrozumiał, że właśnie doszczętnie zniszczył powagę sytuacji. – Przepraszam. APSIK!

***

Agatha nie zamierzała się bić z Shikim, chociaż to ona pierwsza go zaatakowała. Wykorzystała chwilę, którą uzyskała, gdy Shiki robił unik, na ucieczkę, czy może raczej zniknięcie z pola walki.

Wyparowała tuż przed nosem swojego brata.

Mężczyzna nie wiedział, gdzie ona zniknęła, więc uznał, że uda się do jedynego czarodzieja, którego zna.

Tymczasem ona musiała znaleźć Petera.

Musiała jak najszybciej zakończyć, to po co przybyła do tego zepsutego, ludzkiego miasta.

Zanim jeszcze bardziej namiesza.

– Gdzie wywiało tego idiotę? – mruknęła do siebie, przystając na skrzyżowaniu przed Wall street. Tutaj było ostatnie miejsce, gdzie wyczuwała jego duszę. Peter Sprenger zniknął. – Cholera, zbyt długie przebywanie na ziemi szkodzi mojej cerze. Chcę go już tylko zabić i wrócić do domu.

Wzięła głęboki oddech. Tego wszystkiego było dla niej po prostu za dużo. Powoli zaczynała mieć dość. Błądziła po ulicach Nowego Jorku już od paru godzin, słońce chyliło się ku zachodowi, a były łowca demonów przepadł jak kamień w wodę.

– Chcę do domu.

Agatha może i była najstarszym cerberem, jednym z najpotężniejszych demonów, który mógł samodzielnie otworzyć piekielne bramy, jednak i ona się bała. W końcu Samael bardzo dbał, by potężniejsze, niezależne demony, które nie podpisały z nikim paktu, nie przebywały na Ziemi zbyt długo.

– Nienawidzę go...

– Kogo?

Agatha wzdrygnęła się. Doskonale znała ten głos. Jego irracjonalną nutę, lekką drwinę i nieskrywaną pewność siebie.

Należał on do mężczyzny, przez którego zdecydowała się przybyć do świata śmiertelników.

Mordercy.

///

*Angielska gra słów. Przypominam, że akcja dzieje się w Ameryce. Lawrence mówił coś w stylu "I love humans", jego koleżanka z pracy źle usłyszała ostatnie słowo i wzięła je za "humor". Oba wyrazy brzmią podobnie.

///

Przyznam szczerze, że nie mogłam się powstrzymać przed daniem tego tytułu. No ale co może być lepsze, od sebusiowatego "masz jakiś problem"? W końcu to tekst legenda! sike!  

Ogólnie sorry, że po 2 tygodniach dopiero coś wrzucam, ale maturalna klasa, to killer sam w sobie. BTW kto jeszcze się przeziębił? Czy to tylko ja i Matthew?XDD
wrrr przeziębiłam się,  gdy na jazdach mój instruktor okno otworzył, ughhh przeciągi >:|
ale no ogólnie jazda samochodem nie jest taka zła, myślałam, że będzie gorzej, huh

a i na koniec mam złego niusa ... ... ... zbliżamy się do końca! yup, jesteśmy bliżej epilogu tej części, niż wam się wydaje, ale spokojnie... planuję jeszcze napisać 3 następne xD
i guess that's will be funny

see ya

Riisny

Continue Reading

You'll Also Like

179K 15K 123
~Manga nie jest moja, tylko tłumaczę! ~ Zreinkarnowano mnie w ciele fałszywej świętej, które pięć lat później umrze, gdy pojawi się kolejna święta. J...
456K 16.7K 43
Cassandra dorastała mając świadomość, że jako Omega resztę swojego życia spędzi w kuchni. Tylko dlaczego tak bardzo pragnie czegoś innego? Kiedy los...
174K 10.7K 102
Chłopak kulił się w swojej celi, nie miał imienia, przynajmniej już nie. Kiedyś jego ojciec wołał go nim, jednak minęły lata od kiedy ostatni raz je...
2.7K 331 14
Powieść jest w trakcie tworzenia, publikowana jest na brudno. Kiedy napisze całość do końca, każdy rozdział będzie poprawiony i z pewnością poszerzon...