Droga smoka {ZAWIESZONA}

By kradziejka_pioruna

963 216 103

jest to drugie podejście do... tej książki. Jest to opowieść o przyjaźni i problemach z którymi boryka się d... More

wprowadzenie.
Prolog
Rozdział 1.
Rozdział 2.
Rozdział 3.
Rozdział 4.
Rozdział 5.
Rozdział 6.
Rozdział 7.
Rozdział 8.
Rozdział 9.
Rozdział 10.
Rozdział 11.
Rozdział 12.
Rozdział 13.
Rozdział 14.
Rozdział 15
Nominacja!!!
Rozdział 16.
Rozdział 17.
Rozdział 18.
gupi wattpad
Rozdział 20.
Rozdział 21.
Rozdział 22.
N O M I N A C J A
emm... kolejna N O M I N A C J A
Heterosapiens
Rozdział 23.
Rozdział 25.
Rozdział 24.
Rozdział 26.
Rozdział 27.
⚜️
Rozdział 28.
Rozdział 29.
Rozdział 30.

Rozdział 19.

19 5 5
By kradziejka_pioruna

Dwa tygodnie później, po ranie na piersi smoka, zostało jedynie wspomnienie. Co prawda, łuski nie odrosły jeszcze w miejscu przebicia, ale wszystko było na dobrej drodze do tego. Katra i Darkon zdążyli lepiej siebie poznać. No na tyle ile było to możliwe, zważając a smoczą formę chłopaka. Ale cóż... Dni minęły im spokojnie. Katra przesiadywała obok smoka, czytając lub, wyszywając coś na niewielkim białym płótnie. Darkon cieszył się, że wreszcie będzie mógł wstać, polecieć. Lecz mimo wszystko, im bliżej był pełnego zdrowia, tym ciężej przychodziła mu myśl, o rozstaniu z białowłosą. Zdążył się do niej przyzwyczaić. Do jej humorków, lub ich braku... do kamiennej twarzy i błękitnych oczu, spoglądających na niego z wyższością. Zapewne kiedyś by mu to przeszkadzało, ale teraz, wcale nie czół się gorszy. Wręcz przeciwnie. Dzięki codziennej opiece dziewczyny, poczuł się potrzebny. Wreszcie po tylu latach, nie czół się nikim. Bezwartościowym księciem. Synem wielkiego króla. Stał się chłopakiem, który wreszcie dostał tyle uwagi, ile potrzebował... Natomiast Katra, to zupełnie inna historia. Mimo tego, że jej twarzy nie wyrażała emocji, w środku cieszyła się na myśl, że będzie mogła przyjść do czarnego smoka. Czuła się przy nim swobodnie. Lekko. Każdego dnia, wybiegała rano z zamku, z uśmiechem w duszy, ciesząc się na myśl o oderwaniu się od szarej i nudnej rzeczywistości. Z każdym dniem, coraz mocniejsza więź tworzyła się między nimi. Rosła, tak samo, jak pierwsze kwiaty i strączki trawy wybijające się spod warstwy śniegu. Drzewa zgubiły śnieżne czapy, a na ich miejsce, zaczęły wyrastać drobne zielone listki. ptaki pojawiły się na drzewach, a zwierzęta powychodziły z nor, w których pochowane przed drapieżnikami, przeczekiwały zimę. Zupełnie jak Karta, bojąc się porażek, kłamstw i bólu, chowała się za maską obojętności, chcąc uciec od problemów dręczących ją za dnia. 

Przy Darkonie było to możliwe. Odsuwała na bok mroczne i dręczące ją myśli. Pozostawała ona i natura, którą pierwszy raz mogła podziwiać z tak bliska. W całym swoim życiu nie widziała czegoś takiego. Wszystko co znała, wsiąkało w ziemię, razem ze śniegiem. Zielone liście ukazywały jej błękitne niebo, a odsłonięta brunatna ziemia, życie. Roślin i zwierząt. Życie inne niż zamki, maniery i obowiązki. Prawdziwe życie. Życie które było tak blisko niej, przez siedemnaście lat, czaiła się w mroku i chłodzie, czekając aż wszystko przeminie. Lecz nic nigdy nie przemija... znika na jakiś czas, by powrócić. Cykl, jaki wyznacza nam natura, nie powinien być zaburzany. Tego Katra była pewna. 

- Okej... chyba to już czas.- powiedziała i westchnęła cicho, przyglądając się pozostałościom rany. Spuściła wzrok. Czekała na ten dzień, ale myśl o rozstaniu z czarnym smokiem, napawała ją smutkiem. Wizją powrotu do poprzedniego życia. Nie chciała tego. Darkon parsknął niespokojnie, po czym podniósł łeb i spojrzał na nią ciekawsko. Katra uśmiechnęła się niemrawo, podchodząc do łba smoka. Odetchnęła głęboko. Ręce i nogi drżały jej od emocji, gdy wyciągała przed siebie rękę. Gdzieś z zachodu zawiał ciepły wiatr, wyrzucając jej włosy w powietrze. Jej blada delikatna dłoń, zetknąwszy się ze smoczą łuską zadrżała mocno. Dziewczyna zaśmiała się cicho, gdy smok otarł się o jej rękę. Łuski w dotyku były twarde. Przypominały trochę wyszlifowany przez może, gorący kamień. Dłoń dziewczyny przejechała w górę ogromnego pyska, zatrzymując się na czole stworzenia. Zamknęła na chwilę oczy, wczuwając się w równomierny oddech drugiej istoty, po czym otworzyła oczy, cofając się na skraj lasu. Oparła się dłonią o drzewo i kiwnąwszy głową na znak, wstrzymała oddech. Bała się, że może się nie udać. 

Darkon nabrał głęboki oddech. Wielkie czarne skrzydło ześlizgnęło się z połamanych drzew i upadło na ziemię, wprawiając drobne kamyki w drgania. Szpony na końcu potężnego skrzydła zaryły w ziemi, chcąc znaleźć podparcie, dla tak wielkiego ciężaru. Darkon parsknął cicho. Wszystkie mięśnie w jego ciele były zesztywniałe, od tak długiej bezczynności. Po chwili i drugie skrzydło znalazło się na ziemi, zaciskając na brunatnej glebie. Przez ciało smoka przeszedł dreszcze ekscytacji. Zamarł na chwilę, po czym bardzo ostrożnie zaczął podnosić się na nogi. Wielkie pazury tylnych łap, wbiły się w ziemię, łamiąc przy tym kawał drzewa, leżącego po ostatnim upadku smoka. Czarne łuski zamigotały w świetle słońca, gdy gad uniósł łeb, osadzony na długiej szyi. Kolce znajdujące się na całej linii grzbietu wyprostowały się a następnie znów złożyły, gdy całe ciało poderwało się do góry. Smok odetchnął ciężko, spoglądając na Katrę, z widoczną radością w oczach. Dziewczyna zaśmiała się, niedowierzając własnym oczom. Nigdy nie sądziła, że zobaczy coś takiego. Niesamowite było dla niej, jak tak wielka istota jest w stanie normalnie funkcjonować. Nie mogąc się powstrzymać pobiegła do czarnego smoka, i rzuciła mu się na szyję, ściskając go mocno, mimo iż wiedziała, że on nawet by tego nie poczuł. Wieli łeb objął dziewczynę przyciskając ją delikatnie w rozgrzanej szyi. Czekali zbyt długo. Odsunęli się od siebie, a Darkon lekko zniżył się na nogach. Czas polecieć... 

~*~

Sherin i Will, podróżowali razem, już dwa tygodnie. Z Meregonu mieli zamiar udać się do Tanami, niewielkiego zamku, położonego gdzieś na południowy-zachód, od miasteczka. Dla Sherin było to o tyle dobre, że nie dokładnie, ale zmierzali w kierunku Ceprum. Nie chciała mówić Willowi wprost, gdzie chce iść. Nie ufała mu na tyle aby udzielać mu, tak poufnych informacji. Nie odzywali się do siebie za wiele. Jedynie gdy coś omawiali, lub nie mieli wyboru. Jechali konno, co prawda jeden koń, musiał dźwigać ich obojga, ale przynajmniej mogli się zamieniać. Nie było to wygodne, ani komfortowe, dla nich obojga było to wręcz zawstydzające, lecz stwierdzili, że prywatne sprawy chwilowo odłożą na bok. Były ważniejsze sprawy. Will wiedział, że Tanami znajduje się niedaleko od Ceprum. Czyli niedaleko od miasta, które zostało zaatakowane. Założyli więc, że skoro przez całe dwa tygodnie, duchy burzy, były jak uśpione, mogli spodziewać się ataku w każdej chwili. Sherin niczego z tego nie rozumiała. Dlaczego zaatakowali Ceprum? I dlaczego najmłodszy książę Mereden zamordował swojego ojca i brata?... To nie miało żadnego sensu. Przecież nie mógł być jednym z nich... Dziewczyna westchnęła i pokręciła głową, po raz kolejny tego dnia wiercąc się w siodle. Will westchnął, po czym obrócił się w jej stronę i parsknął. 

- Czego się tak wiercisz? Non stop tylko szur, szur szurr... serio?- chłopak uniósł brwi. Dziewczyna zmierzyła go morderczym spojrzeniem, po czym odparła udając zamyśloną. 

- Hymm... może dlatego, że jedziemy już cały cholerny dzień, kłusem, albo stępem?... Twój koń, chodzi jak kaczka i zaraz mi odpadnie tyłek?!- powiedziała również unosząc brwi. Chłopak parsknął śmiechem, a następnie ściągnął wodze. Sherin nie wiedziała dokładnie gdzie byli i szczerze w tej chwili niezbyt ją to obchodziło. Wszystko ją bolało, a oczy piekły od nieustającego słońca. Tak, im bliżej Ceprum byli, tym robiło się goręcej. Zamek, a raczej twierdza w której szkolono wojowników Mereden, znajdowała się na skraju pustyni. Miejsca, gdzie przetrwają tylko najsilniejsi. Nie ma tam roślinności, zwierząt, ani łatwego dostępu do wody. Ludzie pracują jak woły. Tyrają całymi dniami, mimo iż kosztem ich pracy, często jest śmierć. Przeżywają tylko najsilniejsi. Will zatrzymał się, po czym poklepał karego ogiera po szyi i rozejrzał się dookoła, mimo iż wiedział, że nic spektakularnego tu nie ujrzy. Jałowe pustkowie, pełne suchych gałęzi i krzewów akacji. Wszędzie kolce, owady i jadowite węże. Milusio... pomyślała Sherin zsiadając z konia. - Rozpalę ognisko...- mruknęła cicho, a następnie zabrała się za zbieranie suchych patyków. 

Chłopak również zsiadł i przywiązawszy karego konia do drzewka akacjowego, zaczął grzebać w jukach. Sherin nie zwracała na niego większej uwagi. Nie przepadała za nim. Szczerze, po prostu go nie lubiła. Był sarkastyczny, cyniczny, prześmiewczy i twardszy od niej. Nie lubiła kiedy ktoś był w czymś lepszy od niej. Oj... bardzo tego nie lubiła. A uporczywość, determinacja i charakter chłopaka dawały mu przewagę nad dziewczyną. Nie licząc wzrostu i siły, ale no cóż. Sherin zazgrzytała zębami. Wzięła ostatni suchy patyk jaki zmieścił jej się w rękach i zaczęła układać je w stosik, tak aby łatwo dopływało do niego powietrze. Itay... imię brata pojawiło się w jej myślach. Ręce jej zadrżały, a oddech nieco przyśpieszył. Brakowało jej go. Wciąż nie mogła pogodzić się z myślą, że jej brat jest zdrajcą. Że uciekł na jej oczach, zabijając całą straż, nie podejmując walki. Wiedział, że by przegrał... Sherin zadygotały ręce. Zakryła usta dłonią i z kucek, usiadła na ziemi, zagryzając dolną wargę. Coś w jej sercu, pękło. Czuła dziwną pustkę. Był jej bratem. Najbliższą osobą... Jak mógł?!? Sherin miała ochotę krzyczeć z bezsilności. Nie znosiła tego uczucia. Wszystko w niej krzyczało: Walcz ze mną! Dlaczego się poddajesz!... Miała ochotę wykrzyczeć mu to w twarz, lecz gdy pierwsza łza, pociekła jej po policzku, wściekłość odeszła, zostawiając po sobie tylko żal i smutek. 

- Nie mamy wiele jedzenia, ale niedługo dotrzemy do Tanami...- zaczął Will obracając się w jej stronę. - Musimy ogranicz wo... oh.- wymsnęło się chłopakowi gdy zobaczył srebrne łzy, znaczące policzki Sherin. Opuścił ręce, w których trzymał niepełny bukłak z wodą, a następnie nawet nie patrząc odłożył go do juk. Odwrócił wzrok, przestępując z nogi na nogę, po czym bardzo niepewnie ruszył w stronę Sherin. Nie ukrywała swoich łez, nie obchodziło ja to czy chłopak to zobaczy, szczerze, w tamtej chwili już nic jej nie obchodziło. Marzyła jedynie o tym, by znów znaleźć się w domu, razem z bratem i żyć równie beztrosko, jak dawniej. 

Will podszedł do Sherin, kucając tuż obok niej. Przełknął głośno ślinę, po czym położył drżącą dłoń na plecach dziewczyny. Spojrzał na chwilę w niebo, które zdążyło przybrać odcień ciemnego fioletu, po czym znów spojrzał na dziewczynę. Coś w jego spojrzeniu złagodniało. Odetchnął głęboko, głaszcząc dziewczynę po plecach, a następnie powiedział cicho. 

- Dlaczego płaczesz?...-. Jego głos, kojarzył się trochę z głosem pytającego dziecka. Niepewnego i nieśmiałego, nie będącego obeznanym w delikatnych sprawach. Sherin zwiesiła głowę. 

- Nie twoja sprawa...- mruknęła cicho, pociągając nosem. Will wywrócił oczami. 

- Może nie moja, ale czasami potrzeba wyrzucić z siebie smutki.- stwierdził chłopak ściskając ramie dziewczyny. 

- Czasami...- powtórzyła dziewczyna, patrząc hardo przed siebie. - Zostaw mnie w spokoju Will...- powiedziała. Chłopak prychnął, po czym wstał, szybko zabierając rękę z ramienia dziewczyny. 

- Chciałem tylko pomóc, ale jak widać księżniczka jest zbyt dumna by przyznać, że ma problemy.- parsknął odsuwając się od niej. Sherin obejrzała się w jego stronę marszcząc ze złości brwi. 

- Nie potrzebuję twojej pomocy!- krzyknęła wstając gwałtownie. Chłopak zrobił szybki krok w jej stronę, po czym krzyknął. 

- Oczywiście, że potrzebujesz!- kręcone włosy opadły mu na czoło. - Tylko jak zwykle niczego nie widzisz Sherin!- wykrzyczał. Pomarańczowooka nabrała głośno powietrza. 

- Ja niczego nie widzę!?- parsknęła. - Czy ty wiesz, jak to jest?! Stracić wszystko co się znało i kochała w tak krótkim czasie?!- wydarła się machając rękoma. Willowi zadrżały ręce. - Czy wiesz co ja teraz czu...- dziewczyna nie dokończyła bo chłopak przerwał jej krzycząc głośniej niż by się po nim spodziewała. 

- Tak się składa, że wiem!!!- wydarł się zbliżając się do niej o krok. - Tak się składa, że straciłem wszystko już dawno temu!- Krzyczał dalej patrząc jej prosto w oczy. - Tyle, że kiedy potrzebowałem pomocy, NIKT! NIE WYCIĄGNĄŁ DO MNIE POMOCNEJ RĘKI!- krzyknął a w jego oczach zebrały się łzy. - Nikt, nie chciał mi pomóc Sheirn... nikt nie widział, że umieram od środka, że cierpię. Nikt mnie nie ratował... gdyby nie...- chłopak urwał gryząc się w język. Zacisnął mocno pięści, po czym obrócił się na pięcie idąc w stronę konia. Sherin krzyknęła. 

- Nie możesz odjechać!-. Mimo to, chłopak już wsiadał na karego ogiera. Spojrzał na nią z nienawiścią, ale i żalem, po czym zbił pięty w boki konia i ruszył, zostawiając dziewczynę, jedynie ze stosem suchych patyków, totalnym mętlikiem w głowie, oraz ogromnym poczuciem winy... 


Continue Reading

You'll Also Like

Mate By GS

Fantasy

237K 9.9K 42
- Skąd wiesz? - Wykrztusiła wreszcie, po pięciu minutach pustego wgapiania się we mnie. Miała duże orzechowe oczy poplamione jasną zielenią. Były hip...
1M 36K 49
- Ty.. ty.. - nie skończyłam, zaczęłam jak najszybciej potrafię biec do drzwi. Chciałam uciec, najdalej jak tylko się da. Gdy już trzymałam zimną kla...
4K 422 31
Kiedy jej mama znika, trzyletnia Lotilucia natrafia na magiczny herb, który przenosi ją do posiadłości rodu Frodium, jednej z najpotężniejszych rodzi...
755K 50.1K 200
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...