Rozdział 19.

19 5 5
                                    

Dwa tygodnie później, po ranie na piersi smoka, zostało jedynie wspomnienie. Co prawda, łuski nie odrosły jeszcze w miejscu przebicia, ale wszystko było na dobrej drodze do tego. Katra i Darkon zdążyli lepiej siebie poznać. No na tyle ile było to możliwe, zważając a smoczą formę chłopaka. Ale cóż... Dni minęły im spokojnie. Katra przesiadywała obok smoka, czytając lub, wyszywając coś na niewielkim białym płótnie. Darkon cieszył się, że wreszcie będzie mógł wstać, polecieć. Lecz mimo wszystko, im bliżej był pełnego zdrowia, tym ciężej przychodziła mu myśl, o rozstaniu z białowłosą. Zdążył się do niej przyzwyczaić. Do jej humorków, lub ich braku... do kamiennej twarzy i błękitnych oczu, spoglądających na niego z wyższością. Zapewne kiedyś by mu to przeszkadzało, ale teraz, wcale nie czół się gorszy. Wręcz przeciwnie. Dzięki codziennej opiece dziewczyny, poczuł się potrzebny. Wreszcie po tylu latach, nie czół się nikim. Bezwartościowym księciem. Synem wielkiego króla. Stał się chłopakiem, który wreszcie dostał tyle uwagi, ile potrzebował... Natomiast Katra, to zupełnie inna historia. Mimo tego, że jej twarzy nie wyrażała emocji, w środku cieszyła się na myśl, że będzie mogła przyjść do czarnego smoka. Czuła się przy nim swobodnie. Lekko. Każdego dnia, wybiegała rano z zamku, z uśmiechem w duszy, ciesząc się na myśl o oderwaniu się od szarej i nudnej rzeczywistości. Z każdym dniem, coraz mocniejsza więź tworzyła się między nimi. Rosła, tak samo, jak pierwsze kwiaty i strączki trawy wybijające się spod warstwy śniegu. Drzewa zgubiły śnieżne czapy, a na ich miejsce, zaczęły wyrastać drobne zielone listki. ptaki pojawiły się na drzewach, a zwierzęta powychodziły z nor, w których pochowane przed drapieżnikami, przeczekiwały zimę. Zupełnie jak Karta, bojąc się porażek, kłamstw i bólu, chowała się za maską obojętności, chcąc uciec od problemów dręczących ją za dnia. 

Przy Darkonie było to możliwe. Odsuwała na bok mroczne i dręczące ją myśli. Pozostawała ona i natura, którą pierwszy raz mogła podziwiać z tak bliska. W całym swoim życiu nie widziała czegoś takiego. Wszystko co znała, wsiąkało w ziemię, razem ze śniegiem. Zielone liście ukazywały jej błękitne niebo, a odsłonięta brunatna ziemia, życie. Roślin i zwierząt. Życie inne niż zamki, maniery i obowiązki. Prawdziwe życie. Życie które było tak blisko niej, przez siedemnaście lat, czaiła się w mroku i chłodzie, czekając aż wszystko przeminie. Lecz nic nigdy nie przemija... znika na jakiś czas, by powrócić. Cykl, jaki wyznacza nam natura, nie powinien być zaburzany. Tego Katra była pewna. 

- Okej... chyba to już czas.- powiedziała i westchnęła cicho, przyglądając się pozostałościom rany. Spuściła wzrok. Czekała na ten dzień, ale myśl o rozstaniu z czarnym smokiem, napawała ją smutkiem. Wizją powrotu do poprzedniego życia. Nie chciała tego. Darkon parsknął niespokojnie, po czym podniósł łeb i spojrzał na nią ciekawsko. Katra uśmiechnęła się niemrawo, podchodząc do łba smoka. Odetchnęła głęboko. Ręce i nogi drżały jej od emocji, gdy wyciągała przed siebie rękę. Gdzieś z zachodu zawiał ciepły wiatr, wyrzucając jej włosy w powietrze. Jej blada delikatna dłoń, zetknąwszy się ze smoczą łuską zadrżała mocno. Dziewczyna zaśmiała się cicho, gdy smok otarł się o jej rękę. Łuski w dotyku były twarde. Przypominały trochę wyszlifowany przez może, gorący kamień. Dłoń dziewczyny przejechała w górę ogromnego pyska, zatrzymując się na czole stworzenia. Zamknęła na chwilę oczy, wczuwając się w równomierny oddech drugiej istoty, po czym otworzyła oczy, cofając się na skraj lasu. Oparła się dłonią o drzewo i kiwnąwszy głową na znak, wstrzymała oddech. Bała się, że może się nie udać. 

Darkon nabrał głęboki oddech. Wielkie czarne skrzydło ześlizgnęło się z połamanych drzew i upadło na ziemię, wprawiając drobne kamyki w drgania. Szpony na końcu potężnego skrzydła zaryły w ziemi, chcąc znaleźć podparcie, dla tak wielkiego ciężaru. Darkon parsknął cicho. Wszystkie mięśnie w jego ciele były zesztywniałe, od tak długiej bezczynności. Po chwili i drugie skrzydło znalazło się na ziemi, zaciskając na brunatnej glebie. Przez ciało smoka przeszedł dreszcze ekscytacji. Zamarł na chwilę, po czym bardzo ostrożnie zaczął podnosić się na nogi. Wielkie pazury tylnych łap, wbiły się w ziemię, łamiąc przy tym kawał drzewa, leżącego po ostatnim upadku smoka. Czarne łuski zamigotały w świetle słońca, gdy gad uniósł łeb, osadzony na długiej szyi. Kolce znajdujące się na całej linii grzbietu wyprostowały się a następnie znów złożyły, gdy całe ciało poderwało się do góry. Smok odetchnął ciężko, spoglądając na Katrę, z widoczną radością w oczach. Dziewczyna zaśmiała się, niedowierzając własnym oczom. Nigdy nie sądziła, że zobaczy coś takiego. Niesamowite było dla niej, jak tak wielka istota jest w stanie normalnie funkcjonować. Nie mogąc się powstrzymać pobiegła do czarnego smoka, i rzuciła mu się na szyję, ściskając go mocno, mimo iż wiedziała, że on nawet by tego nie poczuł. Wieli łeb objął dziewczynę przyciskając ją delikatnie w rozgrzanej szyi. Czekali zbyt długo. Odsunęli się od siebie, a Darkon lekko zniżył się na nogach. Czas polecieć... 

Droga smoka {ZAWIESZONA}Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu