The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻY

By Victoria_Lb

1.4M 5.2K 5.6K

Wrócił, jednak go nie znali. Jego imię, pochodzenie, przeszłość. Nic nie było o nim wiadome. Więc, dlaczego s... More

1.''Bestia wróciła do swojej pieczary''
2.Powiedziałeś, że siedzimy w tym razem
3.Muszę cię zmartwić, jestem kompletnie nudna i przeciętna
2.2.On nie potrafi naprawdę kochać.
2.3.Ludzka ciekawość, rzecz zła, ale ludzka.
3.1. Czy możemy już być bezpieczni?
3.2.Niech da rozkaz.
3.3.Niesłusznie zostałam tym zastępcą.
Premiera The Beast - King Of Spades 7.12.2022
Nabór Patronacki/Recenzencki

2.1.Cześć, Vivi.

13.6K 540 380
By Victoria_Lb




Hej, witam! W mediach macie niespodziankę, o której bywa mowa przez dłuższy czas na mojej tablicy. Jest to oficjalny trailer do The Beast 2, w którym występują aktorzy z pierwszej i drugiej części.

Mam nadzieję, że Wam się spodoba, ponieważ trochę na to wydaliśmy, a na dodatek zwerbowałam do tego ludzików (Serdecznie pozdrawiam), montaż tego zajął nam parę dni, więc proszę, doceńcie nasze starania łapką w górę i subikiem, bo częściej mogą pojawiać się tego typu akcję

(jak się komuś nie wyświetla, to link będzie w mojej biografii na profilu)

DAJE WAM CZAS NA OBEJRZENIE TERAZ..


.

.

.

LECIMY !









_________________________________________________________________



Dłonie nigdy tak nie drżały, serce przez całą jego kadencje nie biło tak szybko. Mózg nie parował, siedział w miejscu, niczym stróż utrzymując moje ciało w naturalnej harmonii. Zęby nie obijały się o siebie, jak z zimna, lecz nie tym razem. Krew jakby nie była już w żyłach, tylko rozlała się po całym ciele. Rozlatywanie się na milion malutkich kawałeczków, co sekundę, jedno, po drugim, aż w końcu pozostawiały mnie w nicości. Bo to nie byłam ja, już nie. Niestety, utknęłam.  Szukałam mojej duszy po świecie, lecz po jakimś czasie zorientowałam się, że jej nie było. Po prostu już jej nie miałam. Wszystko zniknęło. Nie byłam sobą. Nie umiałam być Vivienne Logan.

Parapet przemakał od otwartego okna, za którym padał deszcz, albo może lał. Nie wiem jakie jest dobre określenie na to, ale ulewa końca nie miała. Ta pogoda zawsze pojawiała się na pograniczu lata i jesieni. Powodowała, że wszystko stawało się takie nieciekawe. Lecz w tym momencie nie było to dla mnie zupełnie niczym nowym. Chciałabym, lecz nie.  Oglądanie go chyba dawno przestało przywoływać u mnie uczucie przygnębienia, które nie potrafiło w sumie nawet już odejść. Chyba przywykłam, aby z nim żyć.

Być może ''żyć'' to nawet za wiele powiedziane.

Moja egzystencja po prostu tkwiła w świecie, pozostawiając za sobą szarość i sprawiając, że chyba każdy patrząc na mnie, od razu wiedział, aby nadal się nie zbliżać. Zagubiłam się. Nie miałam swojego miejsca, celu, marzeń, planów, chęci, przyszłości. Wszystko rozwaliło się w drobny mak, a ja nie potrafiłam już posklejać tego wszystkiego do kupy. Mój nastrój nawet nie był już melancholijny, gdyby ktoś mnie oglądał i stwierdzał, że tak inspirująco patrzę w to okno, milcząc i po prostu obserwując drzewa, które szumiały na wietrze, a krople deszczu moczyły je, dając ukojenie w pragnieniu, po dzikich suszach, które także miały swego czasu miejsce.

W głowie nie pojawiały się nawet myśli, ani wspomnienia. Zupełnie, jakby ktoś mi zrobił pranie mózgu i nic tam nie zostawił. Patrzyłam na rzeczy, jakbym widziała je po raz pierwszy. Czułam, że na nowo poznaje świat.

Chociaż w sumie nie chciałam mieć z nim nic do czynienia.

Wszystko się zaczęło, od kiedy wyszłam z tej przeklętej dzielnicy w Starym Mieście. Płacz? Rozgoryczenie? Nie pamiętam. Głowę mam teraz pustą jak balon. Moje jedyne wspomnienie z tamtego dnia, to jak wróciłam pod szkołę i jak gdyby nigdy nic pojechałam do domu. I potem chyba był już tylko ten pusty wzrok. Ludzie, z którymi mieszkałam jakby dla mnie obcy. Gadali do mnie, krzyczeli, a ja milczałam, słuchając ich podniesionego tonu.

To już nie byłam ja.

Wewnątrz duszy doskonale zdawałam sobie sprawę, że powinnam im odszczeknąć, bo zawsze tak robiłam. Jednak w tamtym momencie czułam, jakby ktoś mi odebrał głos. Potrafiłam tylko gapić się pustym wzrokiem na otoczenie, rodziców, brata. Nic już nie miało tych samych barw, co kiedyś, posiłki nie smakowały tak samo, mocna woda kolońska brata straciła na zapachu, o dziwo jego pokój też.

A ja tkwiłam w nicości, ignorując zmieniający się świat.

Czułam, że dopiero w tamtym momencie obudziłam w moich rodzicach serce. Gdy ich krzyk nie pomagał, pojawiła się rozpacz i niemoc. Do tej pory pamiętam sytuację, gdy podstawili mnie pod drzwiami, informując, że znieśli mi wszystkie kary i mogę sobie wyjść. Jednak ja po prostu odwróciłam się i wróciłam do siebie, nie wychodząc już.

Bo gdzie miałam pójść?

Nie czułam się wolna w tamtym momencie. Nie osiągnęłam celu, nie dowiodłam, że warto było się na nich mścić. Ja już wtedy nie istniałam.

Rodzice obserwowali jak każdego dnia siedzę i gapię się w okno, pomimo, że mój laptop i telefon od dawna leżały na biurku, nawet nie tknięte. Przyszli do mnie na poważną rozmowę, abym w końcu zaczęła coś zrobić, że zaraz mnie wyślą do psychologa i nawet nie mieli już siły krzyczeć.

Siłą znaleźli mi pracę na wakacje w supermarkecie. Ostatnie czego chciałam, to obsługiwać klientów, bo szlak jasny mnie trafiał, gdy tylko ktoś coś do mnie mówił i nawet szept był dla mnie krzykiem. Przywykłam do ciszy.

Zatkałam uszy, wchodząc na rozmowę kwalifikacyjną. Szefowa bardzo potrzebowała pracownika, więc przyjęła mnie. Przez pierwsze dwa tygodnie oklejałam ceny na produktach, ustawiałam je i mówiłam jakimś starym babom co, gdzie leży. Zmuszałam się, aby wydać z siebie chociaż najcichszy dźwięk w ich stronę. Unikałam znajomych twarzy, gdy wchodzili do sklepu, aby przypadkiem nie chcieli ze mną rozmawiać. Uciekałam na zaplecze i jakoś udawało mi się to przetrwać. Po tym czasie zwolniła się kasjerka i ja musiałam wejść na jej miejsce. To było już znacznie gorsze, ponieważ co sekundę musiałam obchodzić się z ludźmi.

Trochę do tego z czasem przywykłam. Will każdego dnia przywoził mnie do pracy, a ja dopiero tam zaczynałam mówić. Moje zachowanie tylko w tamtym miejscu zaczęło przypominać normalne. Stwierdziłam, że skoro w moim życiu i tak nie ma na nic miejsca, to warto by zrobić cokolwiek, aby zapchać sobie czas, by rodzice przestali patrzyć się na mnie jak na debila.

I w ten sposób zrobiłam coś, co było dla mnie nierealne, bo w ostatnim tygodniu przed rozpoczęciem roku szkolnego poszłam na egzamin, aby zdać prawo jazdy. A potem znów, a potem jeszcze raz. Za trzecim w końcu mi się udało. Rodzice pękali z dumy, brat czuł uraz, że będzie musiał dzielić się ze mną samochodem, a ja po prostu nadal nie mogłam uwierzyć, że kawałek plastiku w mojej dłoni, to coś, na co chyba w życiu nie zasługiwałam.

Jeżdżenie samochodem to była dla mnie zmora, o wiele bardziej lubiłam, gdy robił co ktoś inny. Skupianie się na drodze było dla mnie stresujące. Jeszcze gorzej, gdy dostałam Volvo, aby się przejechać. Było dla mnie za długie i zbyt szerokie. Już po pierwszej jeździe ojciec musiał malować tył samochodu, bo przywaliłam w kontener na śmieci. Kompletnie nie rozumiałam po co mam jeździć, po zdaniu prawka, skoro i tak nigdzie nie wychodziłam, a na całe szczęście otwarto u mnie na osiedlu jedną, jedyną linię autobusów, która prowadziła do centrum. Mi to już wystarczyło, ale rodzice upierali się, abym nadal ćwiczyła jazdę, przez co dostawałam białej gorączki, jednak nie większej, niż Will, który płakał, gdy widział, co wyprawiam z jego ukochanym autem.

Swoją drogą, jadąc któregoś dnia sama do pracy, zauważyłam w schowku paczkę prezerwatyw, której wcześniej tam nie było. To było obrzydliwe, z racji tego, że nie sądziłam, że mój brat znalazł sobie kogoś, a najgorszym uczuciem było to, że to miejsce stało się teraz dla mnie polem minowym, w którym straciłam ochotę siedzieć. Dziwił mnie fakt, że Will szuka kogokolwiek przed wyjazdem na studia. Jednak cóż, może po prostu potrzebował nieco rozrywki.

Zaparkowałam prawie prosto pod sklepem i weszłam do środka na drugą zmianę. Nie lubiłam ich, bo wracając, musiałam kierować po ciemku. Po za tym męczyły mnie o wiele bardziej. Z drugiej strony i tak nie miałam nic lepszego do roboty, więc ignorowałam to.

Drzwi otworzyły się, a ja spojrzałam na lewo, na kasy, gdzie siedziała kasjerka z rana. Machnęłam jej, na co widziałam w jej oczach ulgę, że będzie mogła już iść do domu. Kochałam ten moment, gdy wchodziłam bez uniformu do swojej pracy. Wtedy jeszcze nikt nie zdawał sobie sprawy, że jestem pracownicą i spokojnie dawali mi przechodzić między alejkami, nie wypytując mnie o co drugą rzecz, na którą i tak w dziewięćdziesięciu procentach przypadków nie potrafiłam odpowiedzieć.

Weszłam do środka na zaplecze, a potem do szatni, gdzie przebrałam się w znienawidzoną przeze mnie firmową koszulkę sklepu, z moim imieniem na plakietce, który zawierał błąd.

Chyba jako jedyna na świecie miałam na imię Vivienne, a nie Vivianne. Często mnie zastanawiało, skąd ta chora decyzja u moich rodziców, ale mówili, że tak właśnie sobie wymyślili. Na moich dokumentach często widniały błędy, które musiałam potem wyjaśniać, co denerwowało mnie niezmiernie. Jednak plakietka sklepu obchodziła mnie naprawdę niewiele i po prostu ignorowałam jej obecność. Podpisałam się na liście obecności i opuściłam zaplecze, kierując się do kasy, lecz zanim to nastąpiło, oczywiście musiałam pomóc jakieś pani, która nie wzięła okularów i nie potrafiła przeczytać, co jest napisane, na instrukcji supermocnego kleju. Najgorszym był fakt, że żaden jej nie odpowiadał i musiałam przeczytać cztery różne opisy, zanim na jakiś się zdecydowała. Widziałam kątem oka, jak kasjerka z rana pogania mnie, abym w końcu ją zmieniła i czułam, że zapowiada się fatalny dzień.

Po jakiś dwóch minutach w końcu usiadłam przy kasie, logując się i kasując tą dziwną panią, a potem milion następnych ludzi. Przychodzili czasem z takimi problemami, że aż mi się chciało ryczeć, że muszę tego słuchać. O dziwo, przez to zachciało mi się iść do szkoły, bo tam czułam się bardziej niezależnie, niżeli właśnie w tym miejscu.

Bałam się tego jednak jeszcze bardziej. Nie odzywałam się do Alice od chyba dwóch miesięcy, tak samo do reszty. Czułam, że dzwoniła, pisała, chociaż nie odpalałam telefonu. Nie raz miałam z resztą ochotę to zrobić. Jednak wiedziałam, że nie ma co się łudzić. Szczerze, to chciałam zobaczyć tam przeprosiny, jednak to było bardziej śmieszne, niż, żeby był na to chociaż jeden procent szansy, że takie coś miałoby miejsce.

Jutro miał się zacząć pierwszy dzień roku szkolnego. Przy okazji był to mój ostatni dzień w pracy.  Cieszyłam się, że zarobiłam trochę własnych pieniędzy, których i tak w sumie nie miałam na co wydawać. Zwykle wywaliłabym wszystko razem z Alice w centrum handlowym, na ciuchy i na jedzenie, bo to właśnie najbardziej kochałyśmy. Resztę pewnie bym przepiła na imprezach, razem ze znajomymi, gdybym w tym momencie takowych posiadała. Jednakże teraz tylko marzyłam o tym, aby siedzieć w domu i gapić się w padający deszcz, który pięknie ilustrował mój styl życia w tym momencie. Czułam, że pogoda zaczęła się ze mną utożsamiać. Co za piękno.

Klienci ustawiali się w długie kolejki. Wszyscy na sam koniec przypomnieli sobie, że jutro zaczyna się szkoła i praktycznie za każdym razem kasowałam jakiś piórnik, plecak czy zeszyty. Dzieci z zawiedzionymi minami krzyczały, że nie chcą iść do szkoły. W dłoni trzymały nowiuśkie podręczniki z księgarni, których i ja kiedyś używałam. Z sentymentem patrzyłam na nie, wiedząc, co mniej więcej w nich się znajdowało. I dopiero w sumie wtedy zorientowałam się, że sama nic nie mam na jutro przygotowanego. Przez całe wakacje tylko gapiłam się w ścianę, więc jak w ogóle mogłam pomyśleć, aby kupić nowe przybory, książki i wyprasować sobie jakieś eleganckie ubrania na te rozpoczęcie. No zaświeciłam głupotą w tym momencie.

Często siedząc przy kasie przypominałam sobie co robiłam przez ten cały rok. W głowie miałam różne sytuację, które wydarzyły się przez te szalone, minione czasy. To nie było nic dziwnego, czasami potrafiłam się zawiesić na długi czas i wspominać o tym, co nigdy więcej nie wróci.

-Bierzemy piwo? - usłyszałam szmer za ścianką, gdzie znajdował się alkohol.

-Tylko dla nas. Ja im nic nie kupuje.

Poczułam ucisk w gardle i sercu, a oni zrobiły się jak z waty. To ten chwilowy zawał zdenerwowania za każdym razem, gdy dzieje się coś, czego byś się nie spodziewał. Te ciche głosy biły na kilometr i usłyszałabym je dosłownie wszędzie, tak dobrze były mi znane.
Nie, nie chce. Proszę. Nie chce, żeby widzieli mnie w takim stanie.

Nawet nie miałam gdzie się ukryć, bo reszta pracowników była na sklepie, albo w biurze, a ja musiałam siedzieć na kasie. Poczułam się dwadzieścia razy gorzej niż wcześniej. Bałam się. Tak cholernie się kurwa bałam. Ten moment, gdy wiesz, że zaraz ktoś nie zareaguje na ciebie obojętnie, ale nie chcesz, aby w ogóle reagował. Jednakże chyba, gdy zostaniesz olany, będzie jeszcze gorzej, z racji tego, że te osoby kiedyś tak wiele znaczyły.

Głosy były coraz głośniejsze, a mi było coraz słabiej. Serce mi waliło i nagle w sklepie zrobiło się według mnie dziwnie gorąco. Czułam krople potu na moim czole, które starałam się lekko wycierać.

Błagam, nie.

I wtedy wszystko we mnie wróciło. Po tych dwóch miesiącach pieprzonego spokoju. Zza rogu nagle przede mną pojawił się Foster z Felixem. Zaczęli iść w stronę kasy i wtedy mnie zobaczyli. Oboje stanęli jak wryci z czterema piwami pod pachami i patrzyli, jakby nie mogli uwierzyć, że wciąż tutaj mieszkam.

Nie widziałam ich dwa pierdzielone miesiące. I chociaż cieszyłam się, że przez ten cały czas na nich nie trafiłam, to jednak ostatniego dnia wszystko musiało się spierdolić. Dlaczego? Czemu ja kurwa byłam winna?

W głowie zaczęłam sobie zadawać te pytania, przy okazji obserwując ich, a oni mnie z wyraźnie zmieszanymi minami. Chyba również nie chcieli mnie spotkać. Nadał pałałam do nich sympatią tak ogromną, że to się w głowie nie mieściło, ale niestety - zapomnieli o mnie.

Więcej nie widziałam ich pod moim domem, może pisali, nie wiem. W końcu nie włączałam telefonu, ale to nie zmienia faktu, że w tamtym momencie nie wstawili się za mną tylko pozwolili Bestii mnie wywalić.

Bestia - już zapomniałam w ogóle tego słowa.

Nie używałam go od dłuższego czasu, a w mojej głowie figurował jako ''ten skurwiel''. Aczkolwiek miałam do nich żal. Nie sądziłam, że po tym wszystkim tak po prostu mnie odpuszczą. W końcu znaliśmy się prawie rok. Jednak okazało się, że nie byłam dla nich tak ważna, jak myślałam. Dlatego nie umiałam im teraz spojrzeć w oczy. Nadal ich uwielbiałam  i to było najgorsze...że ja nie potrafiłam zapominać.

Po chwili dopiero ruszyli do kasy i położyli swoje piwa na taśmę, która zaczęła podjeżdżać w moją stronę, a ja nadal nie zdejmowałam z nich mojego wzroku. To było za wiele na moje nerwy, które w tym momencie wariowały w całym moim ciele, a na czole po raz kolejny pojawił się pot.

-Cześć, Vivi. - usłyszałam ciepły głos Felixa, który rozlał się po moim ciele z wielką melancholią, bo naprawdę cholernie za tym tęskniłam. O matko, jak ja za nimi tęskniłam.

-Hej Felix, Matthew. - ledwo odpowiedziałam, czując chrypkę w gardle, a słowa nie potrafiły się wypowiadać tak, jakbym co najmniej miała problemy z językiem.

-Ten...no, co tam? - dołączył się Foster. Chyba również czuł to samo zażenowanie co i ja.

-Wszystko gra. - tylko na tyle się zdobyłam, a potem zaczęłam bardzo powoli kasować ich piwa.

-Dlaczego nie odpowiadasz na wiadomości? - wystrzelił nagle Felix, czego bym się nie spodziewała.

Więc naprawdę do mnie pisali...

-Zepsuł mi się telefon. - chrypnęłam. - Wychodzi czternaście dolarów.

-O kurwa, Foster nie wziąłem portfela. - Felix zaczął się macać po kieszeniach.

-Nic nowego, z tobą od początku wakacji jest ta sama akcja. - Matthew wywrócił oczami i podał mi dwudziestodolarowy banknot.

-Przyjacielu. - zrobił maślane oczka, na co się nawet uśmiechnęłam.

Tak bardzo mi tego brakowało.

-Vivi, przyjdziesz na naszą imprezę w lesie? - Felix uśmiechnął się, a Matthew walnął go z barku w ramię, wytrzeszczając oczy.

-Nie, sorki. - zagryzłam wargę, widząc, że mina Fostera zmienia się w lekką ulgę. - Mam pracę do dwudziestej, a jutro szkoła.

-Weź ty ze szkołą jakąś. - prychnął. - Dennis i Ben też chodzą, a będą.

I Bestia pewnie kurwa też...

-Naprawdę nie mam ochoty. - powiedziałam bez ogródek.

-Będzie fajnie. Mamy nowe dziewczyny w ekipie. - zaśmiał się, na co Foster znów walnął go w ramię.

Przełknęłam głośno ślinę. Poczułam lekki ból, bo w końcu do tej pory byłam tam tylko ja, Lotta i po części Alice. Z tego tylko ja kiedyś miałam tatuaż. I nie to, żeby to nie było coś dobrego, bo od zawsze uważałam, że w ekipie brakowało dziewczyn, ale... czułam się zamieniona.

-Ben znalazł sobie dziewczynę i teraz siedzi z nami. Nazywa się Lucy. A po  za tym jeszcze... - Felix gadał jak najęty, aż dostał naprawdę mocnego strzała od Fostera, który zatkał mu dłonią usta.

-Ten już najebany. -uśmiechnął się do mnie sztucznie, ale nie poprawił niestety sytuacji.

-Kurwa, przecież ja kieruje. - zaprotestował. - Po prostu chcę, aby Vivi przyszła na imprezę.

-Ty pierdolony imbecylu, wiesz przecież, że są z Bestią pokłóceni. - Foster w końcu wybuchnął, a ja poczułam, jakie zażenowanie właśnie mnie dosięgnęło.

-A kiedy to było...ja pierdziele. - zbulwersował się Felix. - Przecież nie ma do niej żadnego urazu i doskonale o tym wiesz. Nie rozumiem problemu. Było, minęło. Może być jak dawniej.

-Szlaban do końca życia PRZEZ NAS, mówi ci to coś? - Foster wywrócił oczami. - Przepraszam, Logan.

-Spoko, nie mam już kary. Nie musicie się obwiniać. Zdjęli mi ją dwa tygodnie po rozpoczęciu wakacji. - wyprostowałam sytuację.

-Dzięki Bogu. - Felix odetchnął. - W każdym razie jeśli uda ci się jakoś okłamać rodziców, że robisz coś innego, to przyjedź do lasu. Naprawdę wszystkim się zrobi miło. - zgarnął swoje piwa, a potem z Fosterem wyszli ze sklepu.

Ulgę poczułam dopiero, gdy wyszli. Wszystkie emocje, które w sobie gromadziłam właśnie we mnie wybuchnęły. Żałowałam, że ich spotkałam. Wolałam żyć w niewiedzy. Nie chciałam wiedzieć, że do mnie pisali, ani że  mają nowych członków i Bóg wie co jeszcze. Czułam się zastąpiona. W tym momencie zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro niż wcześniej. Oni żyli dalej własnym życiem, spotykali się w wakacje, bawili się razem, śmiali, pili, poznawali nowe osoby, a ja co? Jedyne co zrobiłam, to poszłam do pracy, a potem siedziałam w swoim pokoju. Oni byli szczęśliwi, opaleni, rozbawieni. Ja jedyne świeże powietrze, jakie czułam, to te, w momencie przechodzenia z domu na podjazd i z parkingu do sklepu. Żałowałam.

Straciłam całe swoje wolne, gdy oni mieli mnie gdzieś.

Przez cały dzień kasowałam klientów kompletnie nie będąc obecna. Po czym po prostu na sam koniec dnia podpisałam się, oddałam robocze ciuchy, klucz do szafki i identyfikator. A potem wyszłam, czując ulgę, że to już koniec.

Widziałam, jak pięknie zachodzi słońce za drzewami. Westchnęłam głośno i podeszłam do swojego Volvo. Dziwnie to brzmiało. Ja i samochód...to nie było coś, czego się spodziewałam, że kiedykolwiek doświadczę.

Zapięłam pas i odpaliłam auto, a potem wycofałam z parkingu i ruszyłam w stronę domu, odpalając radio, w którym zamiast muzyki, to coś pierdolili.

~Dziś właśnie kończy się ostatni dzień wakacji, drodzy słuchacze. Także korzystajcie z niego na sto procent do samego końca. Może rower ze znajomymi, grill, impreza nad jeziorem? Cóż, bez względu na wszystko nie upijcie się za bardzo, bo jutro wracamy do szarej rzeczywistości. Powodzenia!

Wyłączyłam je w pizdu.

Wysiadłam z samochodu pod domem, podrzucając kluczyki w dłoni, a potem weszłam do środka. Pachniało już kolacją. Ojciec jak zwykle robił coś przy komputerze, mama gotowała, a Will cieszył się przed telewizorem. Dzień jak co dzień. Zwykle od razu szłam do siebie, ale tym razem spojrzałam na nich. Nic w naszym domu nie zmieniło się przez te wakacje. Cały czas ta sama rutyna, ale ja czułam, że nie było mnie tu od tak bardzo dawna. Dla mnie zmieniło się tak wiele.

-Jesteś już. - mama się uśmiechnęła i spojrzała w moją stronę. - Gratuluje ukończenia swojej pierwszej pracy.

-Dzięki. - podrapałam się po głowie.

-Wiedziałam, że wrócisz późno, dlatego kupiłam ci nowe podręczniki, przybory szkolne i wyprasowałam ubrania na jutro.

Matka...osoba, która potrafi czytać ci w myślach, jak czarownica.

-Dziękuje. - odparłam, kiwając głową.

-Coś nie tak? - spytała, pewnie dlatego, że nigdy tak długo nie stałam w tym pomieszczeniu ostatnimi czasy.

-Wpadłam dzisiaj w sklepie na Alice i spytała, czy przyjadę do niej na chwilę po pracy. - zagryzłam wargę,  na co wszyscy odwrócili się w moją stronę.

-Tak, pewnie, jedź. - Mama od razu zaczęła kiwać głową po mojej wypowiedzi. - Nie wróć tylko zbyt późno, bo jutro szkoła, ale jasne.

-No dobra. To idę zabrać swoje rzeczy. - westchnęłam, idąc na górę.

Kłamstwa, kłamstewka. Wstyd. Głupia ja, naiwna ja. Dlaczego to robiłam? Nie wiem, ale zadawałam sobie te pytania, poprawiając makijaż i zmieniając ciuchy. Nigdy, przenigdy nie czułam takiego strachu przed odrzuceniem, jaki w tym momencie we mnie siedział. Więc dlaczego zdecydowałam się okłamać po raz kolejny własną rodzinę i pojechać tam? Nie wiem. To było zbyt ciężkie na moją głowę, aby w tym momencie się na tym skupić. Jednak czułam w głębi serca, że mogę to zrobić chociaż raz. Wiedziałam, że nie wrócę do ekipy, że nie będę się z nimi spotykać, imprezować, pić, bawić się, brać udziału w akcjach i pomagać im. Lecz ten ostatni raz chciałam. Chociażbym się miała poczuć jak najgorsza frajerka, która zostanie wyśmiana, po przyjeździe tam. Czułam, że są ludzie, którym być może tam na mnie zależało tak samo, jak i mi na nich. I wiedziałam, że tam jest Bestia i nie uniknę tego niestety, nigdy. Jednak miałam nadzieję w głębi duszy, że po tym wszystkim, co przeżyliśmy, da mi te parę godzin, aby porozmawiać z dawnymi przyjaciółmi. Nic więcej nie mogłam stracić. W końcu nie miałam niczego. Dlatego co mi szkodziło?

Wsiadłam do swojego Volvo, odpalając silnik i ruszając w znajomą mi stronę. Głupia, naiwna.
Bo być może ten jeden, jedyny, pieprzony raz, usłyszę ''przepraszam'' prosto w twarz.


Kocham was :D <3 rozdziały dwa razy w tygodniu jak wtedy. Poniedziałki i czwartki, lub piątki, zobaczę jak będę się wyrabiać!

Ciesze się, że wróciłam hehe.

KTO NIE OGLĄDAŁ FILMIKU MA BANA NA DRUGĄ CZĘŚĆ ! :d


Vicky

Continue Reading

You'll Also Like

110K 6.1K 29
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
714K 25K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...
16.2K 1.4K 37
Skye - w dzień zwyczajna, pewna siebie nastolatka z ciętym językiem i uwielbieniem gry na gitarze. Za to w nocy dziewczyna, która zabija ludzi na zle...
28.9K 936 20
Madison Reily~18-letnia dziewczyna, która właśnie skończyła liceum, postanawia się wyprowadzić od swoich nadopiekuńczych rodziców, do swojego starsze...