↷ ꒰🍶꒱
(❁)
kihyun's part
Czas przestał się dla niego liczyć.
Każdy dzień, każda noc - wszystko wyglądało tak samo.
Czuł się, jakby żył cały czas tym samym dniem, który ciągnął się w nieskończoność.
Monotonność zawładnęła jego umysłem, zaślepiając jego rozsądne podejmowanie decyzji.
Całymi dniami potrafił patrzeć na plakat 'siedmiu wspaniałych', analizując każdy, najmniejszy element, który mógłby coś mu podpowiedzieć.
Karty Changkyuna zawsze leżały blisko niego, pozwalając mu rozmyślać o swoim przyjacielu.
Kochał go całym swoim sercem, mimo i zrobił by dla niego wszystko, o co ten tylko by go poprosił.
Im był dla niego jak młodszy brat, którym obiecał się opiekować jego mamie, gdy ta była ciężko chora.
To zawsze w trosce o niego, Kihyun i Shownu chodzili do szkoły chłopaka, by rozmawiać z nauczycielami, bądź rozmawiać z dzieciakami, które mu dokuczały.
Mimo, iż zapewniał ich o tym, że sobie radzi doskonale sam, oni wiedzieli, że nie była to prawda.
Changkyun momentami był zbyt agresywny i nie sposób było go opanować.
Tylko tej dwójce zawsze się udawało.
Był ich oczkiem w głowie, którego musieli pilnować.
Hyungwon momentami tego nie rozumiał.
Twierdził, że w ten sposób pozwalają mu dalej robić, co tylko chce, nie widząc przy okazji zniszczeń, które dokonuje po drodze.
Wieczne kłótnie z ich strony były normą, która ciągnęła się przez dłuższy okres czasu.
Chae nie omieszkał przeoczyć okazji, podczas której nie mógłby mu ubliżyć, bądź wyśmiać.
Byli przyjaciółmi, a zachowywali się jak dzieci.
Jeden zazdrosny o drugiego.
Otworzył oczy, podnosząc się do siadu, by po raz kolejny nakręcić pozytywkę.
Słuchał jej, nucąc pod nosem tak dobrze znaną mu melodię.
Rozejrzał się wokół pomieszczenia.
Przeniósł wzrok na podłogę, chcąc zaobserwować na niej to samo, co zawsze - kurz i brud.
Zdziwił się lekko, gdy na środku pokoju leżało na wpół ugryzione, zielone jabłko.
Szybko wstał z łóżka i podniósł je, uważnie oglądając.
Jego mózg płatał mu głupie figle, ponieważ skojarzyło mu się to z jego chłopakiem - Minhyukiem, który kochał jeść jabłka, zwłaszcza te koloru zielonego.
Nie były one zbyt słodkie, ani cierpkie.
Były według niego idealne, co pozwalało mu jeść ich naprawdę dużo w ciągu dnia.
Podskoczył w miejscu, puszczając jabłko trzymane w dłoni, gdy tylko usłyszał głośny trzask dochodzący zza drugiej strony zabitego deskami okna.
(☁️)
shownu's part
— Zamknij się w końcu
Chodzili po tym lesie już dobrą godzinę, nie mogąc nic znaleźć.
Przyjechali jak najszybciej tylko mogli, nie chcąc tracić czasu.
Zostawił Minhyuka i Jooheona razem w szpitalu, po czym pakując niemal Ima siłą do auta, udali się do nibylandii, by odnaleźć w niej przyjaciela.
— Tu są robaki, ja chcę stąd wyjść — Burczał pod nosem niezadowolony chłopak, z obrzydzeniem odsuwając gałęzie drzew sprzed swojej twarzy.
Nie podobał mu się ten pomysł z chodzeniem po lesie pełnym obrzydliwych owadów i to w środku nocy.
Był zdania, by najlepiej było udać się tam za dnia, gdzie łatwiej będzie znaleźć odpowiednią drogę.
Niestety Shownu go nie słuchał i jak to on, parł do przodu nie zważając na przyjaciela, który wewnętrznie umierał już po raz piętnasty, idąc powoli tuż za nim.
— Sam jesteś jak ten robak i to taki wyjątkowo natrętny. Zamknij się i idź do przodu, jak ci mówię
— Powtarzasz to już któryś raz i nadal nie możemy wyjść z tej zabitej dechami, dziury — Wytknął mu chłopak, na co usłyszał tylko głośno prychnięcie
— Jesteś w lesie, więc zrób to, co powinno się w nim robić - pozbieraj trochę grzybów i utkaj ten swój pyskaty dziób, gówniarzu
Changkyun był tym typem człowieka, którego się albo kocha albo nienawidzi.
Na jego nieszczęście, Hyunwoo stał gdzieś między tym, a tym.
Był dla niego, niczym młodszy brat, by za chwilę zmienić się w jego oczach w psychicznego bachora, którego z chęcią by udusił.
Był jak wysypka na tyłku, bądź dolegliwy ból głowy.
— Kihyun jakby tu był, to dostał byś od niego w łeb
— Ale go tu nie ma i szczęście boskie, bo pewnie sam zszedł bym na zawał i to z pewnością przez ciebie
— Tylko nie zejdź na zawał, jak zobaczysz, gdzie jesteśmy — Po tylu cennych minutach zmarnowanych na błądzenie po lesie, udało im się wyjść na polane, gdzie stały malutkie, zniszczone domki kempingowe.
Właśnie odnaleźli miejsce, które ukształtowało ich młode charaktery i stworzyło piękną, długoletnią przyjaźń.
Nibylandia stała przed nimi w całej okazałości, wyglądając trochę inaczej, niż ją sobie zapamiętał.
— Jesteśmy na miejscu — Szepnął, patrząc na każdy domek z lekko uchylonymi ustami.
Nie był tu już wieki i dopóki tu nie wrócił, nie rozumiał, jak bardzo tęsknił za tym miejscem.
— Znajdźmy go i sprowadźmy do domu — Zadecydował Changkyun, wymijając Shownu i kierując się do najbliższego domku.
Kolejna godzina minęła im na szukaniu przyjaciela, którego do tej pory nigdzie nie było.
Przeszukali każdy kąt bardzo dokładnie, zaglądając w tak absurdalne miejsca, jak muszla klozetowa, czy pęknięty kosz na śmieci.
Po Yoo nie było ani śladu.
Zupełnie tak, jakby zapadł się pod ziemię.
— Jak go nie znajdziemy w tym ostatnim domku, to ja się poddaje — Zrezygnowany, pokręcił tylko głową, idąc w stronę dużych, zabitych deskami drzwi, na których wisiała jeszcze przybita '7'.
— Musi tam być. W wiadomościach było napisane, że to właśnie tutaj go znajdziemy, więc powinien tam gdzieś siedzieć i czekać, aż uratujemy mu dupę — Skomentował zaistniałą sytuację Changkyun, który jakby nigdy nic szedł obok niego z rękoma włożonymi w kieszenie swoich granatowych dżinsów.
— No ja myślę, że tak będzie. Nie po to cały czas robię za darmową taksówkę, by ten debil poszedł się bawić w więźnia gdzie indziej
Problemem nie było to, że było to ostatnie pomieszczenie, które zostało im do sprawdzenia, tylko, iż drzwi zupełnie się nie otwierały.
Były zamknięte na amen.
— I co teraz zrobimy do cholery? — Zapytał zdziwiony Hyunwoo, łapiąc się za głową
— Nic się nie bój, mam plan — Odpowiedział chłopak, puszczając mu oko.
W duchu modlił się o to, by ten nie wymyślił nic niebezpiecznego, bądź czegoś, co mogło by się skończyć wizytą w szpitalu dla jednego z nich.
Myślał, że Im wpadnie na pomysł w stylu 'rzucenie kamieniem w okno, które posłużyło by im jako alternatywne wejście do środka'.
Jednak zszokował się okropnie, gdy ten jak gdyby nigdy nic wyciągnął z kieszeni klucze i otworzył drzwi, który zaskrzypiały lekko, gdy je uchylił.
Widząc minę Sona, podniósł ręce do góry, uśmiechając się słabo.
— Ukradłem je kiedyś, gdy byliśmy tutaj na wakacjach i zatrzymałem, myśląc, że kiedyś może mi się przydać
I najwidoczniej miał rację, skoro przewidział, że mały Yoo może tak po prostu sobie zaginąć.
Będąc trochę niezbyt ufnym, wszedł do środka, włączając lampkę w telefonie.
Smród, który było czuć w powietrzu, przyprawiał go o wymioty.
Pierwsza sypialnia i kuchnia były czyste.
Zera śladu obecności nawiedzonego chomika.
Dopiero przy sypialni, w której za dzieciaka spali Hyungwon z Jooheonem postanowili, że jak im się nie uda, to zawrócą, by udać się na najbliższy komisariat policji, chcąc zgłosić sprawę lokalnemu dzielnicowemu.
— Jak tam go nie będzie.... — Zaczął powoli Im, ale widząc surowe spojrzenie Shownu, rozmyślił się co do dalszego prowadzenia monologu.
Biorąc dwa głębokie oddechy, weszli do środka, gdzie na samym progu zobaczyli leżącego Kihyuna, który najprawdopodobniej był nieprzytomny.
— Chyba go znaleźliśmy — Odpowiedzieli zgodnie jednym głosem, czując jak momentalnie robi im się słabo na widok przyjaciela.