To moje (nie)ŻYCIE! [OPOWIADA...

By dark_horiko3

967 90 87

Umarłam... a po śmierci znalazłam się w tym miejscu. Jest ze mną piątka innych osób, takich jak ja. Martwych... More

Prolog - "Próżnia"
Rozdział II - "Bezsilność"
Rozdział III - "Nieposłuszna"

Rozdział I "Rina 108"

290 22 25
By dark_horiko3

Gdzie ja jestem?

Niepewnie wystawiłam rękę, jakby dzięki temu rozciągająca się przede mną ciemność miała nagle się rozświetlić. Moje serce biło tak szybko, że słyszałam je wyraźniej niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam, co dzieje się dookoła mnie, przez co... Bałam się. Tak cholernie się bałam. Chciałam krzyczeć, lecz moje usta były jakby zlepione (a może zszyte?). Zamknęłam oczy, czując jak przez moje ciało przechodzą niekontrolowane dreszcze. Każdy ruch - nawet taki, jak unoszenie się i opadanie klatki piersiowej przy oddychaniu - wywoływał ból. Co się ze mną stało?

...Po chwili rozległ się trzask. Upadłam plecami na twardą podłogę; wzdłuż kręgosłupa rozeszło się mrowienie, a głuche chrupnięcie kości odbiło się echem w moich uszach. Zachłysnęłam się powietrzem. Przestałam słyszeć własne serce. Od razu w głowie pojawiła się najgorsza z możliwych wizji – połamało mnie. Gula stanęła w gardle, a oczy zaszły mgłą. Okropne drgawki zaczęły wstrząsać mym ciałem, a z ust popłynęła krew. Myślałam, że to koniec.

Leżałam przez nie wiadomo jak długi czas, sparaliżowana – nie tylko z powodu nagłego uderzenia, ale i ze strachu. Coraz bardziej skandaliczne scenariusze przyszłych wydarzeń przelatywały przez mój umysł, mimo że starałam się ich unikać. Nie czułam nic. Bólu nie było, nie było też zimna czy ciepła. Nie było niczego. Czy ja... umarłam? Tak wygląda śmierć? Nie. Nie, to na pewno nie jest prawda... to...

Muszę coś zrobić.

- Haa... - Jakimś sposobem udało mi się otworzyć usta i nabrać łapczywie powietrza. Nic nie zabolało.

Oddychałam pośpiesznie, czasem krztusząc się, usiłowałam uspokoić zszarpane nerwy, dzięki czemu przestałam panikować... i poczułam się pewniej. Wszystkie czarne myśli zniknęły, a zastąpiła je jedna – „nieważne co, przeżyj".

Pierwszy krok był za mną, co dodało mi otuchy do dalszego działania. Mimo przerażenia, skupiłam siły, które mi pozostały, i delikatnie spróbowałam ruszyć palcem u prawej dłoni. Na początku niemrawo uniosłam jego koniec, zaś po dłuższej chwili potrafiłam już normalnie zginać nim i lekko kręcić. Odetchnęłam z ulgą. Byłam na dobrej drodze, aby stopniowo odzyskać władzę w całym ciele.

Przeniosłam wzrok z palca na nadgarstek. Wzięłam kilka głębszych wdechów, w myślach powtarzając wciąż łamiącym się głosem: „poradzę sobie". Parę sekund później kciukiem macałam zimną, śliską podłogę pode mną. Każdym palcem powoli dotykałam kafelek, żeby upewnić się, iż nie straciłam czucia, po czym ostrożnie pomachałam dłonią w górze. Po nastu próbach, dokładnie tak samo jak z prawą, postąpiłam z lewą dłonią. Wszystko było w porządku. Przynajmniej takie miałam wrażenie.

Nie wiem i za żadne skarby nie chcę wiedzieć ile czasu zabrało mi przywrócenie sprawności całemu ciału. Byłam odrętwiała, chyba nawet podpuchnięta, każdziutka kończyna dygotała. Ledwo udźwignęłam kolano, aby pozbyć się nieprzyjemnego kłucia, a coś spłynęło po udzie i kapnęło na podłoże. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie jak bardzo spociłam się przez te wszystkie próby. Do takiego wysiłku jeszcze nigdy w życiu nie zostałam zmuszona.

- Ż... yję... – wydukałam na tyle cicho i mizernie, że prawie nie zdołałam tego usłyszeć.

Oczy już dawno przyzwyczaiły się do panującej wokół mnie ciemności. Wcześniej nie skupiłam uwagi na swoim otoczeniu, ale teraz, gdy rozglądałam się z wahaniem dookoła, potrafiłam rozróżnić praktycznie wszystko. Sufit pomalowany na szaro z pojedynczą, maleńką żarówką zwisającą z naderwanego kabla. Odlepiające się od ścian kawałki granatowej tapety. Podłogę we wzór szachownicy. Całe niewielkie pomieszczenie, w którym byłam zamknięta niczym ptak w klatce. Nie wiadomo przez kogo, nie wiadomo od jak dawna. Na tę myśl momentalnie zagotowała się we mnie wściekłość.

– C... co mn... ie nie... z... a... abije...! - Zakasłałam i dzięki niewyobrażalnemu pokładowi determinacji szarpnęłam cały tułów do pozycji siedzącej.

Znów oczy zaszły mgłą, kości chrupnęły, a ja wrzasnęłam tak głośno, że poczułam pulsowanie w krtani. Gdybym w ostatnim momencie nie podparła się rękoma o ziemię, ponownie wylądowałabym na podłodze. Dyszałam jak po przebiegniętym maratonie, jednocześnie bojąc się wykonywać jakiekolwiek inne ruchy. Kiwałam się bezwładnie z lewa na prawo, powoli doprowadzając mój organizm i myśli do spokoju. Znowu zajęło to o wiele za dużo czasu niż powinno. Ale w miarę zapanowałam nad kotłującymi się we mnie emocjami. 

Kiedy obraz przed moimi ślepiami odzyskał swoją ostrość, zamrugałam naście razy i z obawą zaczęłam przyglądać się swoim dolnym kończynom. Moje stopy były bose, brudne od kurzu, w niektórych miejscach posiniaczone i pokaleczone. Podudzia i kolana tak samo. Mozolnie dźwignęłam dłonie i palcami zmacałam całą swoją twarz. Niczego niepożądanego, jak otarcia czy otwarte rany, nie wyczułam. Mój strach i frustrację na moment przegnał spokój, dopóki nie zobaczyłam na swoim nadgarstku czegoś, co nie miało prawa bytu.


Co to jest?!

Nie chcę tego!

Jęknęłam żałośnie i z całej siły zaczęłam trzeć napis, w nadziei, że jakimś cudem usunięcie go powiedzie się. W kącikach oczu zebrały się łzy, im mocniej pocierałam tym bardziej czułam, że nie ma to sensu. Przestałam, gdy ręka zapiekła jakby ktoś przyłożył do niej ogień. Pojedyncze łzy skapnęły na moje nogi. Napis nie zniknął, nawet nie poblakł. Był jak tatuaż. Tatuaż, którego znaczenia nie znałam.

Rina? 108? O co chodzi?! Przecież ja...

...

Nie mam na imię Rina!

Siedziałam, łkając i gapiąc się na swój nadgarstek z nienawiścią. Nie wiedziałam skąd u mnie takie emocje, ale w tamtej chwili zwyczajnie się im poddałam. W końcu jednak zacisnęłam dłoń w pięść, drugą ocierając słone krople z policzków z zaschniętym szkarłatem, i podparłam się o podłogę, całą siłę przenosząc na rękę.

Nabrałam powietrza dla opanowania, przyciągnęłam kolana do klatki, po czym możliwie jak najszybciej odepchnęłam się, ledwo stając na równe nogi. Przechylałam się w każdą stronę, rękoma próbując utrzymać balans ciała. Widok przed oczami raz po raz rozpływał się, bałam się, że jeszcze sekunda a zemdleję.

Po tym, jak udało mi się skontrolować swoje ruchy, nieśpiesznie, z niezwykłą uwagą i ostrożnością, postawiłam krok w przód. Znów cała się zatrzęsłam, ciało samo z siebie szarpnęło mnie w tył. Wzięłam głębsze wdechy; ponowiłam próbę. Teraz się udało i stałam w lekkim rozkroku, bacznie obserwując nawet najmniejsze drgania mięśni na nogach. Czułam się tak, jakbym od nowa musiała nauczyć się chodzić.

Nadgarstek z feralnym napisem co rusz wchodził w moje pole widzenia, kiedy chcąc nie chcąc musiałam wystawiać ręce, gotowa do przyjęcia nowego upadku. Nie potrafiłam go zignorować. Moje myśli krążyły tylko wokół tego, aby wydostać się z tego koszmarnego miejsca i pozbyć się znaku, którym zostałam oznaczona. Ten cel dodał mi odrobinę determinacji. Chociaż... Dlaczego tak bardzo nienawidziłam coś, czego znaczenie było mi obce? 

- Kto to jest?

Usłyszałam gdzieś za sobą niski głos, przez co odwróciłam się gwałtownie, ledwo utrzymując równowagę. Niewiele brakowało, a uderzyłabym w ścianę.

- Wygląda na wystraszoną.

Do wcześniejszego głosu dołączył kolejny, cichy i zaniepokojony.

- Nigdy jej tu nie widziałem.

- Ja też nie.

I kolejne dwa.

- Może jej pomożemy?

- Co ty, nie ma szans! Jeszcze trochę i padnie.

- Stop... - To ciche słowo wbrew woli wyrwało się z moich ust.

- Chyba jest ranna!

- Jaki jest jej numer?

Jeszcze więcej.

- Co to za jedna?

- Nie wiem, nie znam jej.

- Ale wydaje się miła.

- Stop – powtórzyłam, pociągając nosem, gdy poczułam, że znowu zbiera mi się na płacz.

- Założę się, że nie wytrzyma psychicznie.

- Sugerujesz, że będzie chciała popełnić samobójstwo?

- On nie sugeruje, on to wie. Już jej dane ja załamały, widziałeś jak obdrapała sobie rękę?

- I dobrze, niech kona w męczarniach.

- STOP! – wrzasnęłam jeszcze głośniej niż poprzednim razem, wszystkie szepty natychmiastowo ucichły.

Upadłam boleśnie na kolana i dałam upust emocjom. Biłam pięściami w ziemię, wykrzykując słowa, których nie umiałam zrozumieć. Mój lament zagłuszał moje własne myśli. To, co zostało o mnie wypowiedziane, tak bardzo mnie dotknęło. Wyssało całą energię i nadzieję, że uda mi się uciec.

Spojrzałam na napis na swoim nadgarstku, a kolejna fala łez skapywała na podłogę. Chciałam zniknąć. Poddać się. Nie cierpieć.

Zabić.

...

Ale wtedy, mocne światło trafiło wprost w moje oczy. Przede mną jakby magicznie otworzyły się drzwi, a w nich pojawiła się wysoka sylwetka. Nim zdążyłam się zorientować, postać zbliżyła się o krok, a ja, odruchowo, zaczęłam cofać.

- Mój Boże – powiedziała osoba, patrząc na mnie wielkimi oczami. Był to chłopak, z białymi włosami i czarnymi paskami namalowanymi na policzkach. – Nic ci nie jest? – Cofnęłam się jeszcze bardziej, kiedy w wolnym tempie, jakby bał się, że mnie spłoszy, przykucnął na ziemi. – Nie zrobię ci krzywdy... Chcę pomóc.

Odsunęłam się po raz kolejny, lecz nagle moje plecy uderzyły o ścianę. Syknęłam z bólu, usiłując nie tracić nieznajomego z pola widzenia. W dalszym ciągu kucał w tym samym miejscu, lustrując mnie od góry do dołu. Warknęłam cicho na niego, po czym złapałam za nadgarstek ze znakiem i przycisnęłam go do piersi. Zdawało mi się, że to właśnie to, co chciał u mnie zobaczyć. A ja nie miałam zamiaru pokazywać mu tej okropnej "ozdoby". 

- Naprawdę nie mam zamiaru cię skrzywdzić – rzekł spokojnie i ciepło, czekając na moją odpowiedź. Zacisnęłam usta. – Jesteś ranna. Te skaleczenia trzeba natychmiast odkazić, aby nie wdarło się zakażenie. – Usiadł na podłodze po turecku, z każdym jego ruchem przyciskałam się mocniej do kąta, jakby miał mnie ochronić.

Chłopak nie wyglądał na złego. Jego zmartwione oczy i zaniepokojony wyraz twarzy delikatnie mnie ugięły. Ciągle jednak błądził po mnie wzrokiem, szukając tego, co znajdowało się na moim nadgarstku. Nie podobało mi się to ani trochę.

- Chcesz... - odezwałam się prawie niesłyszalnie, jednak on na moje słowa wyprostował się i wbił palce we własne kolana. - ...zobaczyć... napis... - dokończyłam zachrypniętym głosem, po czym zaczęłam kaszleć. Miałam bardzo suche gardło, jakbym od tygodni niczego nie piła. Czułam metaliczny smak krwi.

Zamrugał oczami i westchnął, po czym nabrał dość głośno powietrze w nozdrza.

- Tak. Chcę go zobaczyć. Aby móc ci pomóc... - jego głos brzmiał smutno, ale i pewnie. – Proszę, zaufaj mi. 

~~~~~~~~~~~~~~~~~

No i jest! Teraz Wasza kolej na poprowadzenie historii. 

Bardzo proszę o szczerą opinię odnośnie tego rozdziału oraz tego, jak zapowiada się książka :)

Przez kolejną część klimat będzie jeszcze trochę duszny, ale potem stopniowo atmosfera się rozluźni, gdyby ktoś się zastanawiał :')

See ya in next chapter

~hori3

Continue Reading

You'll Also Like

33.6K 2K 45
Twenty-year-old Claire must deceive a vampire prince to infiltrate the monarchy and discover their secrets while resisting her desire for him. --- No...
3.3K 743 11
چی دەربارەی کچێک کە لە تەمەنێکی زۆر منداڵ دایکی لەدەستدەدا و باوکی دووبارە هاوسەرگیری دەکاتەوە ~ ئایا زڕ دایکەکە لەگەڵی باش دەبێت؟؟ چی دەربارەی ئەوە...
387K 18.7K 63
[BOOK ONE OF THE VAMPIRE AND THE GHOST SERIES] She's dead, he's undead. An unusual duo make their way through the modern world, and its modern chall...
Bite Me By alicia

Paranormal

10.3M 413K 36
Werewolves and vampires don't mix, or that's what Kieran Callisto, a seventeen-year-old vampire, has believed all his life - until he falls for the A...