Kiedy rano się obudziła, pierwsze co chciała zrobić to pójść na pocztę i odesłać list. Tak, więc przed wejściem do szkoły, zahaczyła o pocztę i wrzuciła kopertę do czerwonej skrzynki. Kiedy zerknęła na zegarek, wiedziała, że jej dzień będzie nieudany. Popędziła do budynku szkoły i nie zdziwiła się nawet, kiedy nie zauważyła nikogo na korytarzach. Było już grubo po ósmej. Brookie westchnęła i popchnęła drzwi do klasy matematyczki. Uśmiechnęła się niemrawo do nauczycielki, pani Clive i przeszła przez klasę, by ciężko usiąść na krześle i wyładować potrzebne książki. Towarzyszył jej przy tym cichy i zduszony śmiech. Nie musiała podnosić głowy, bo wiedziała kto się z niej naśmiewał. Brooklyn uważała, że Nate to najbardziej irytujący facet, jaki kiedykolwiek chodził po świecie. Zawsze szukał okazji by zrobić z niej, kompletną kretynkę, i niestety mu się to udawało. Przewróciła oczami i wystawiła w kierunku blondyna środkowy palec. Chłopak zrobił to samo i zaśmiał się, a zanim połowa dziewczyn siedzących w klasie. Brooklyn nie miała zielonego pojęcia, co te wszystkie dziewczyny widzą w kimś taki jak on. Był okropny.
Otworzyła zeszyt i szybko zapisała temat. Przez całą godzinę lekcyjną, nie obyło się bez obraźliwych liścików i kpiących śmiechów.
Brooklyn znosiła to wszytko z zaciśniętymi pięściami. Odetchnęła dopiero kiedy na korytarzach zabrzmiał dzwonek na przerwę. Pozostała część dnia upłynęła jej tak samo. Kiedy zdyszana wróciła do mieszkania opadła od razu na kanapę w małym salonie i przetarła twarz dłońmi. Ponieważ miała wolne, chciała spakować się na wyjazd. Momentalnie jej wzrok spoczął na łuku, opartym o ścianę. Od tak dawna nie próbowała strzelać, a potem jeszcze ten nieszczęśliwy wypadek. Pokręciła głową i ruszyła do pokoju, zostawiając za sobą łuk. Kiedy wkładał do ciemno - brązowej torby podróżnej, kolejną koszule w kratę, przerwało jej pukanie do drzwi.
- Wejdź! - krzyknęła.
Do pokoju weszła Summer w swojej obcisłej czarnej sukience. Jej długie blond włosy zostały wysoko upięte, a ciemny makijaż sprawił, że jej twarz stała się chudsza. Uśmiechnęła się do Brooklyn i rzuciła jej jedną ze swoich kwiecistych sukienek.
- Masz - oznajmiła Summer - pomyślałam, że może ci się przyda.
- Na co - pisnęła Brookie, obracając w ręku, na pewno za krótką niż w jej stylu sukienkę.
- No wiesz... może będą jakieś imprezy na tych wyborach. Więc, w tej kiecce będziesz kusić męskie oko.
- A ty tylko o jednym - zaśmiała się Brookie, dokańczając pakowanie.
Summer oparła się ramieniem o framugę drzwi i przyglądała się przyjaciółce. Naglę ogarnął ją smutek, kiedy zdała sobie sprawę, że Brooklyn wyjeżdża i być może na długo.
- Kiedy wyjeżdżasz? - wydusiła w końcu Summer.
Brooklyn spojrzała na nią i uśmiechnęła się niemrawo. Ona też czuła się smutna.
- Jutro wieczorem - odpowiedziała. - Muszę jeszcze załatwić wszytko z dyrektorem.
Summer pokiwała głową i odwróciła się by wyjść. Jeszcze zanim zniknęła, Brookie usłyszała jej głos:
- Wychodzę. Nie czekaj na mnie, bo pewnie wrócę rano.
- Okej! - odkrzyknęła jej kasztanowłosa.
Dopiero trzaśnięcie drzwiami, sprawiło, że oddech Brooklyn wreszcie opuścił jej ciało.
- Pewnie pobiegła na kolejną imprezkę - ostatnie słowo wypiszczała tak samo jak Summer.
Kwadrans potem spakowała wszystko oprócz szczoteczki do zębów i grzebienia. Pobiegła do łazienki, po drodze jak to ona o mało nie zabijając się o dywan i sięgnęła po potrzebne rzeczy. Postanowiła jeszcze wyjąć z szafki płyn do płukania zębów, żel pod prysznic, bo pewnie będzie jej potrzebny. W momencie, w którym się schylała, usłyszała dźwięk tłuczonego szkła. Wyprostowała się i spojrzała na lustro. Szklana powłoka pękła, a jej czerwona szczotka do włosów znalazła się w zlewie. A przecież chwilę temu widziała ją na pralce. Po drugiej stronie. Jakim cudem uderzyła w lustro? Brooklyn zdziwiła się, wyjęła szczotkę i pośpiesznie wyszła z łazienki. Postanowiła posprzątać jutro z samego rana, a żel i szampon weźmie kiedy indziej. Zamknęła drzwi wejściowe na klucz i pobiegła do swojego pokoju. Przebrała się i położyła do łóżka.
Przez dłuższy czas nie mogła zasnąć, ponieważ cały czas czuła na plecach dreszcz strachu. Przytuliła się do poduszki i zmusiła powieki do zamknięcia się. I choć ciągle czuła czyjąś obecność, tuż za plecami, udało jej się zasnąć. A sen okazał się najlepszym odpoczynkiem i zapomnieniem.
~~*~~
Brooklyn z samego rana posprzątała odłamki szkła, jeszcze zanim Summer zdążyła wejść do mieszkania. Pijana blondynka zatoczyła się do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Dla Brookie nie było w tym nic dziwnego , dlatego poszła do kuchni, a po chwili wparowała do pokoju przyjaciółki ze szklanką wody i tabletką przeciwbólową. Summer leżała rozciągnięta na łóżku, lecz kiedy zobaczyła Brooklyn pochylająca się nad nią, otworzyła oczy i z ociąganiem wstała. Odebrała szklankę i zażyła tabletkę. Mruknęła do kasztanowłosej słowa podziękowania i ponownie poleciała do tyłu na jasnoróżowe poduszki. Brooklyn uśmiechnęła się do przyjaciółki i wycofała się z pokoju. Na korytarzu spojrzała na zegarek i momentalnie jej twarz stała się kredowo blada i z ust wyrwało się przekleństwo. Spóźni się kolejny raz. Nie mogła sobie pozwolić spóźnić się do szkoły drugi raz z rzędu. Wzięła torbę i krzyknęła na cały głos:
- Wychodzę!
A potem zza drzwi usłyszała głośne jęknięcie Summer, z którego nie mogła się nie zaśmiać.
~~*~~
Po południ kiedy wchodziła do "Kolibra", kolejny raz przywitał ją skrzeczący głos papugi Sidney. Po chwili w zasięgu jej wzroku pojawił się Sherman. Uśmiechnął się do Brooklyn tak jak tylko on potrafi i podszedł do niej.
- Cześć rudzielcu.
Brookie skrzywiła się słysząc swoje przezwisko, które Sherman dla niej wymyślił.
- Ile razy mam ci mówić, żebyś nie mówił do mnie rudzielcu - burknęła - Ja nawet w ogóle nie jestem ruda.
- Dla mnie jesteś - zaśmiał się Sherman. - I nie podważaj mojego zdania.
Brooklyn obserwowała jego wyciągnięty palec tuż przed jej nosem i uśmiechnęła się lekko. Pan Sherman był jej najlepszym przyjacielem, zaraz po Summer i był oparciem w trudnych chwilach.
Siwiejący mężczyzna podszedł do lady i zaczął coś zapisywać na kartce. Brookie wyciągnęła rękę do czarnego kotka, którego znalazła niedawno i pogłaskała go po główce. Zwierzątko miauknęło i przesunęło łepek do dłoni dziewczyny, domagając się pieszczoty.
- Jak ci minął dzień? - zapytał Sherman nie odrywając wzroku od papierów.
Brookie odwróciła się do niego i uśmiechnęła się szeroko.
- Nawet dobrze - przyznała - chociaż była niezapowiedziana kartkówka z chemii - zaśmiała się rozbawiona - i pierwszy raz nie nie wiedziałam!
Sherman złapał się za serce i wybałuszył na nią oczy.
- Nie spodziewałem się, że taki dzień nadejdzie.
Oboje zaśmiali się, ale przerwali słysząc im dzwoneczek sygnalizując o przybyciu nowego klienta. Sherman i Brooklyn odwrócili się w stronę drzwi i zauważyli wysoką brunetkę, która wpatrzona w zeszyt podeszła do kasy i czekała oż Sherman stanie przed nią. Kiedy tak się stało, dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na mężczyznę. Wyglądało na to, że nawet nie zauważyła Brooklyn. Kasztanowłosa stanęła za regałem z artykułami dla rybek i obserwowała.
- Dzień Dobry - przywitała się brunetka - Przysłano mnie z organizacji "Wyborów Strażników" i szukam Brooklyn Eaton. - oznajmiła - Wie pan gdzie mogę ją znaleźć?
Sherman podrapał się po brodzie i zrobił myślicielską minę. Brooklyn powstrzymała się siłą woli od przewrócenia oczami. A potem uderzyła w nią ważna informacja. Zapomniała powiedzieć o tym, że jednak zgłosiła się do tych wyborów. A Sherman tego nie wiedział.
- Pewnie gdzieś się tu kręci - oznajmił rozglądając się za nią, a za nim poszła w ślad tajemnicza dziewczyna - Brookie! Chodź tu!
Kasztanowłosa z ociąganiem wyszła zza regału i uśmiechnęła się. Włożyła pośpiesznie drżące dłonie do kieszeni dżinsów i podeszła do lady.
- O co chodzi?
Kątem oka zauważyła, że brunetka cały czas jej się przygląda. Wyciągnęła do Brooklyn dłoń i uśmiechnęła się nieśmiało.
- Cześć jest Angie i przyjechałam, żeby zatwierdzić regulamin.
Kasztanowłosa zmarszczyła brwi.
- Regulamin?
-Tak, regulamin - powtórzyła Angie - Czym mogłybyśmy gdzieś usiąść?
-Tak - odezwał się Sherman - na końcu, przy chomikach jest ławka.
Brooklyn zaprowadziła tam Angie i razem usiadły na drewnianej ławce. Brunetka wyjęła z torebki plik papieru i podała go Brookie.
Dziewczyna szybko przeczytała regulamin, a kiedy nic nie rzuciło się jej w oczy, wzięła długopis i złożyła podpis na dole kartki. Następnie podała dokument Angie, a ta schowała go z uśmiechem do torebki.
- To do zobaczenia na wyborach - oznajmiła Angie i wstała z ławki. Przyłożyła do czoła dłoń i otworzyła usta - Zapomniałabym!
Szybko poszukała w kieszeniach i wyjęła zgiętą pomarańczową kartkę. Podała ją Brooklyn, a ta przyjrzała się jej.
- Tu masz wszystkie informacje, które mogą ci się przydać.
I wyszła ze sklepu, żegnając się przy okazji z Shermanem. Po chwili mężczyzna podszedł do dalej siedzącej Brooklyn i spojrzał na nią ze zmarszczonymi brwiami. Założył ręce i odezwał się:
- Masz mi coś do powiedzenia?
Brookie uśmiechnęła się nieśmiało i wstała.
- Miałam ci powiedzieć później, że jednak pojadę na te wybory.
Kasztanowłosa zdziwiła się, że tak szybko przeszło jej to przez usta.
- Już nie myślisz, że to żart?
- Summer mnie przekonała - odpowiedziała Brooklyn.
Sherman pokręcił głową, a dziewczynie zrobiło się smutno.
- Nie chciałam zostawiać "Kolibra", ani ciebie - przyznała.
- O to się nie martw - oznajmił szybko Sherman - Sam mogę się zająć sklepem, ale boję się o ciebie.
Brooklyn uśmiechnęła się d niego i położyła dłoń na ramieniu mężczyzny.
- O mnie też się nie martw, Jestem dużą dziewczynką.
Sherman uniósł wysoko brew i spojrzał na nią rozbawiony.
- Cały czas żyłem w niewiedzy.
Wybuch śmiechy złagodził sytuację.