Remember, Candice || Shawn Me...

By wdcbji

315K 21.5K 23.3K

(...) był nauczką, a ja szybko uczyłam się na błędach, nie powtarzałam ich dwa razy. Pamiętałam o nich. Nawe... More

CZĘŚĆ PIERWSZA || 1. ,,Oni zawsze muszą coś zepsuć"
2. ,,Ale ty masz tupet"
3. ,,Nie jestem żadnym narcyzem"
4. ,,Nie przypominam ci nikogo?"
5. ,,Tyle, że ciebie trudniej podtopić"
6. ,,Candice, nie mogę cię rozgryźć"
7. ,,Mogłabym zostać w Rio na zawsze"
8. ,,Shawn, to moi rodzice"
9. ,,Po co miałbym cię okłamywać?"
10. ,,Czy pan wielka gwiazda mógłby się łaskawie przesunąć?"
11. ,,Jaki ty jesteś przystojny"
12. ,,Nie wierzę w takie brednie"
13. ,,Szukasz przyczyny?"
14. ,,Idiotka"
15. ,,Ja nie widzę żadnego problemu"
16. ,,Moje drugie imię to rozsądek"
17. ,,Musisz nauczyć się dzielić"
18. ,,Nigdzie się nie wybieram"
19. ,,Pamiętaj, powoli"
20. ,,Typowe romansidło"
21. ,,Pogrzebane żywcem uczucia"
22. ,,Ten wieczór to porażka"
23. ,,On cię wykorzystuje"
24. ,,My i alkohol?"
25. ,,Będę pamiętać"
26. ,,Candice Kimberley się rumieni"
27. ,,Twoi też się postarali"
28 ,,Nie mogę pamiętać, by cię zapomnieć"
29. ,,Kto pierwszy ten lepszy"
30. ,,Jestem tu dla ciebie"
32. ,,Typowa Candice"
33. ,,Może być dziwnie"
34. ,,Są rzeczy ważne i ważniejsze"
35. ,,Użytkownik @CCCCCCC"
36. ,,Znowu"
37. ,,Nieustępliwość we krwi"
38. ,,Zawsze sobie poradzisz"
39. ,,Tak rozwiązujesz problemy?"
,,Remember, Shawn" (Druga część RC)

31. ,,Zachowuj się"

10.3K 581 817
By wdcbji

Ścisnęłam jego dużo większą dłoń bardziej, próbując nacieszyć się ostatkami wspólnych chwil. Spędziliśmy na plaży jakieś pół godziny, ale wszystko co dobre w końcu się kończy, prawda? Ta noc była dla mnie najwspanialszą w życiu. Wiedziałam, że dla niego też się liczyła. Byłam pewna. Ja nie wyśmiałam go, a on nie wyśmiał mnie. Ja zrozumiałam go, a on mnie. Nie poruszyliśmy tematu nieudanych urodzin, ani historii sprzed roku. To wszystko wydawało mi się dziwnie lekkie, naturalne. Było mi lżej.

Zebraliśmy się z plaży, chcąc wrócić do hotelu. Te ostatnie godziny były dla mnie prawdziwym ukojeniem. Co do naszego powrotu, trochę zgłodnieliśmy. Nic dziwnego, w końcu miałam w sobie tylko alkohol, kawałek czekoladowego tortu, truskawkę w czekoladzie i okruszki obrzydliwej babeczki. On pewnie miał podobnie. Tak więc w ostatniej chwili wpadliśmy na genialny pomysł i odwiedziliśmy sklep nocny, po czym zaopatrzyliśmy się w opakowanie z trzema małymi goframi. Chichotaliśmy głupio, w końcu to co robiliśmy było totalnym absurdem. Jedzenie gofrów w Rio o czwartej rano, po całych godzinach imprezowania. W zasadzie cała ta noc była absurdem. Rozweseleni usiedliśmy na jakimś niewysokim murku, tuż pod hotelem, jedząc to wszystko i dalej prowadząc zażyłą konwersację.

- ... załatwię ci kiedyś wejściówkę do Halsey, skoro ją tak lubisz. - podstawiłam mu gofra pod nos, żeby wziął ustalone wcześniej dwa gryzy.

Tak, wciąż się do tego stosowaliśmy.

- Miej korzyści z tej znajomości. - oparł się o moją klatkę piersiową i położył głowę na ramieniu, przeżuwając powoli swoją część. - Chociaż twój gust muzyczny jest nieźle pochrzaniony, zdecydowanie za bardzo różnorodny.

- Okej, ale ja wolę Maroon 5. - westchnęłam z udawaną pretensją.

- Nikt nie pytał. - parsknęliśmy śmiechem.

- Ale...

- Nie.

- Czemu. - wyciągnęłam drugiego gofra z opakowania.

- Bo nie.

- Czemu.

- Na litość boską, facet ma jakieś czterdzieści lat!

- I co z tego? - roześmialiśmy się.

- Nie ma mowy.

- Czemu. - powtarzałam z udawaną obojętnością.

- Ponieważ Adam Levine jest ich pieprzonym wokalistą? Nie będziesz czcić żadnego męskiego piosenkarza bardziej niż mnie. - stwierdził, jakby to było oczywiste.

Wybuchliśmy śmiechem. Uwielbialiśmy razem żartować. Potem zawsze mięśnie brzucha mnie bolały. Nigdy nie śmiałam się tak dużo.

- Jesteś zazdrosny? - zakpiłam.

- Jestem przede wszystkim lepszym piosenkarzem. - mrugnął do mnie okiem z teatralną arogancją wypisaną na twarzy.

W rzeczywistości chłopak był bardzo skromy.

- Ach tak? - podniosłam brew do góry i również ugryzłam trochę z drugiej porcji gofra.

- Oczywiście że tak. Tyle razy ci śpiewałem.

- No nie wiem.

- Okej, sama się prosiłaś. - wstał z murku z cwaniackim uśmiechem przyklejonym do ust. - Chcesz Adama Levine? To go dostaniesz. Właśnie masz przed sobą jego lepszą wersję. Co najpierw? ,,Moves Like Jagger"? Proszę bardzo!

Odchyliłam głowę do tyłu, dusząc się własnym śmiechem.

Stanął tuż przy fontannie i rozłożył ręce jak jakiś artysta akrobatyczny. Wiedziałam już o co chodzi, gdy zaczął gwizdać, trochę nie w rytm, ale i tak imponująco. Prawie udławiłam się kawałkiem gofra, znowu wpadając w wir śmiechu. Myślałam, że umrę, kiedy zaczął śpiewać, a raczej wykrzykiwać pierwsze wersy hitu z dwa tysiące jedenastego.

- Just shoot for the stars, if it feels right / Po prostu sięgnij gwiazd, jeśli tylko chcesz. - wydarł się.

- Shawn! Zamknij się! - rozejrzałam się, żeby sprawdzić, czy aby na pewno nikt się nam nie przygląda. To było kłopotliwe, nawet jak dla mnie.

Nie myślałam, że poważnie to zrobi!

- Then aim for my heart, if you feel like / Potem wyceluj w moje serce, jeśli masz na to ochotę... - położył dłonie na klatce piersiowej, właśnie w okolicach serca, patrząc na mnie komicznym wzrokiem.

Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. On też się zaśmiał, ale szybko wrócił do robienia z siebie idioty. To wychodziło mu najlepiej.

- And take me away, make it okay, I swear I'll behave / Spraw, bym o wszystkim zapomniał, spraw, by wszystko było dobrze, obiecuję, że będę grzeczny...

Przykryłam twarz dłońmi z zażenowania, ciągle śmiejąc się jak głupia. Mimo rechotu, Shawn śpiewał naprawdę cudownie. Miał piękny głos, a przemieszany z chichotem był jeszcze lepszy.

- You wanted control, so we waited / Chciałaś kontroli, więc czekaliśmy...

Odwróciłam wzrok, kiedy chłopak kucnął przede mną. Gdybym tego nie zrobiła, najpewniej rozpłakałabym się ze śmiechu. Nasze twarze były teraz na jednej wysokości.

- I put on a show, now we're naked / Urządziłem show, jesteśmy nadzy... - przystawił swoje czoło do mojego, debilnie się szczerząc.

- Shawn! - wybuchłam śmiechem.

- You say I'm a kid, my ego is big, I don't give a shit / Mówisz, że jestem dzieciakiem, że mam duże ego, mam to gdzieś. - poruszył zabawnie brwiami.

Odepchnęłam jego ramiona, przez co stracił równowagę i poleciał trochę do tyłu, od razu szybko reagując.

- Nie przestanę póki nie przyznasz mi racji! - powiedział, a raczej zaśpiewał to dalej odpowiednio do grającej w naszych głowach melodii. - Jak to dalej leciało Candice?!

Wybuchłam śmiechem, gdy nieustępliwie wrócił do mnie i znowu klęknął przede mną.

- Take me by the tongue and I'll know you / Pociągnij mnie za język, poznajmy się lepiej... - stykał się z moimi wargami, które zaciekle walczyły z tym, żeby się nie roześmiać, prosto w jego usta.

Popatrzyłam do góry, żeby tylko nie wybuchnąć śmiechem.

- Tak, jesteś świetny, wspaniały! - skomplementowałam go, gwałtownie rozglądając się na boki. Chyba spłonęłabym żywcem, jeśli jakaś policja za chwilę by przyjechała i aresztowała nas za śpiewanie ,,Moves like Jagger" o czwartej nad ranem.

Ale on nie chciał przestawać.

- Kiss me till you're drunk and I'll show you all the moves like Jagger / Całuj mnie, póki się mną nie upijesz a pokażę ci wszystkie ruchy Jaggera... - wybuchłam śmiechem, ale szybko odchyliłam głowę, przez co jego wargi zamiast z moimi ustami spotkały się z szyją.

Śpiewał mi refren, najwyraźniej nacieszony samą szyją.

- Shawn! Już koniec no!

Darł się, a ja śmiałam się tak w nieskończoność. Przez myśl przemknęło mi, że może był pijany. Wtedy przypomniałam sobie jak mało dzisiaj wypiliśmy, no i jak wiele godzin upłynęło od tego czasu.

- I don't need try to control you, look into my eyes and I'll own you / Nie muszę cię kontrolować, spójrz mi w oczy a będziesz moja.

- Milion razy lepszy od Adama Levine! - parsknęliśmy śmiechem, a ja dodatkowo objęłam jego twarz dłońmi.

Złapał duży oddech, jakby ta serenada go wyczerpała. I się nie dziwię.

- Miliard.

- No proszę. Czy to było takie trudne? - zmrużył oczy.

- Nie. - pokręciłam głową, wszystko, żeby tylko nie narobił nam kłopotów.

Chłopak delikatnie musnął swoje usta moimi, uśmiechając się pod nosem.

- Totalny idiota. - zaczesałam jego roztrzepane włosy za ucho, przynajmniej próbując doprowadzić je do normalnego stanu.

- Powtarzasz się. - zaczął mnie całować po kącikach warg, aż w końcu udało mu się przerodzić zwykłe buziaki w coś odrobinę bardziej namiętnego.

Parsknęliśmy sobie śmiechem w usta, nie odsuwając się od siebie. Musnął mój nos swoim, i zadowolony przymknął oczy.

- Proszę. Gofr. - zachichotałam. - Został ostatni.

Zamiast podziękowań doczekałam się tylko kolejnych pocałunków. Potem wskoczył gdzieś za mnie i pozwolił mi się opierać o swój tors plecami. Oczywiście nie byłoby to zgodne z tradycją, gdyby to on teraz nie trzymał jedzenia.

Znowu zachichotałam. Shawn był głupkiem ale wyjątkowym głupkiem. Zawsze mnie rozśmieszał.

- Wiesz co Candice. To najlepsza randka na jakiej byłem. - chłopak spojrzał na powoli rozjaśniające się niebo. - Kolacja też dobra. Tyko świec brakuje. - zabrał mi gofra sprzed nosa, żeby wziąć swoje porcje.

- Masz urodziny. Trzeba to świętować należycie.

Wybuchliśmy cichym śmiechem, a ja dodatkowo przekręciłam nieco głowę, żeby móc na niego spojrzeć.

- Wypiliśmy już szampana, whiskey, wódkę na jachcie, potem wódkę w klubie... - zaczął wyliczać.

- Potem zjadłeś trochę babeczki... - wtrąciłam się.

- Zjedliśmy. - poprawił mnie, po czym mrugnął do mnie okiem.

- Masz rację.

- ...a teraz jemy gofry, od których czuć chemię na kilometr. - stwierdził z obrzydzeniem, ale dalej przeżuwał nieduży kawałek.

Roześmiałam się, odchylając głowę do tyłu.

- Mówię zupełnie poważnie, przeczytaj sobie skład. - wskazał na opakowanie.

- Zawsze dbasz o to co jesz.

- Chcę być zdrowy. - parsknął śmiechem.

- W głowę się puknij. - pokręciłam lekceważąco głową i przełknęłam kęs udostępnionego mi łaskawie gofra.

Z minutę potem już go nie było.

Brunet przeciągnął się ospale, i ziewnął na dokładkę.

- To były dobre urodziny. Chyba najlepsze w całym moim życiu. Trochę szalone, ale i tak najlepsze.

Wyszczerzyłam się sama do siebie.

- To chyba oczywiste. W końcu masz do czynienia ze mną - wzruszyłam luzacko ramionami.

- Nie zaprzeczę, aczkolwiek przydałoby ci się trochę skromności. - pokiwał palcem przed moim nosem.

- Powiedział chodzący ideał. - powiedziałam z sarkazmem.

- Zawsze wiedziałem, że właśnie tym dla ciebie jestem.

- Bądź cicho i wywal to do śmietnika. - podałam mu opakowanie po gofrach.

Wywrócił oczami i zabrał ode mnie folię. Podszedł do zielonego śmietnika i wrzucił ją do środka.

Z powrotem do mnie wrócił, przysiadając się tuż obok. I znowu, jak gdybyśmy mieli zdolność czytania sobie w myślach, zaczęliśmy się całować. Nie wiem co sprawiało, że robił to tak dobrze, nie wiem co było ze mną nie tak, że tylko o tym myślałam przez ostatnie tygodnie.

Wziął moją rękę i podciągnął mnie do góry. Objął mnie całą, wciąż nie ustając w pocałunkach. Teraz mogliśmy to robić do woli. W końcu niedużo osób kręci się o czwartej nad ranem przed hotelem. Zarzuciłam mu ręce za szyję i zachichotałam, kiedy zostałam zmuszona do poruszania się tyłem, bo mu wciąż było mało tych wszystkich czułości. Parsknął śmiechem, muskając swoim nosem mój.

Kiedy przekraczaliśmy próg drzwi wejściowych, Shawn dziwnie popatrzył do przodu, a potem wyszczerzył się jeszcze bardziej. Za chwilę przekonałam się, że obserwuje nas jedna z recepcjonistek. Kąciki naszych ust powędrowały do góry, jak gdyby nigdy nic, a potem ruszyliśmy w stronę wind, gdzie już nikt się nam nie przyglądał.

Mendes nacisnął powoli guzik, a potem, zmuszony przez moje dłonie, znowu do mnie wrócił, zajmując nas o wiele ciekawszym zajęciem niż czekanie. Oparłam się o ścianę, czując jak chłopak pogłębia pocałunek. Nie mogłam się nim nacieszyć.

Wyczułam jak szeroko się wyszczerzył, kiedy winda wreszcie (a może niestety) dotarła na dół.

Kiedy i tam zaczęliśmy się obściskiwać, uznałam ten dopiero rozpoczynający się dzień za wyjątkowo przyjemny. Miejsce nie robiło mi większej różnicy. Z chichotem odepchnęłam go łobuzersko, przy okazji ściskając mocniej biały kołnierzyk koszuli. Przyłożył plecami o ścianę, godząc się na moją chwilową dominację. Wplótł mi ręce we włosy, które po całym wieczorze i nocy zdążyły na nowo się naprostować i stracić efekt jaki udało mi się uzyskać przed wyjściem.

- Tu są kamery, zachowuj się. - wymruczał mi na ucho, przy okazji je przygryzając.

Uśmiechnęłam się zadziornie, czując jak prowokuje mnie do innych działań. Bez wahania przeniosłam się na jego szyję, w okolice dwóch, położonych koło siebie pieprzyków, a moment potem poczułam jak jego mięśnie się napinają. Zachęcona, zsunęłam swoje dłonie na jego tors, a potem ramiona, jeżdżąc po nich na oślep.

Parsknęłam śmiechem, kiedy winda się zatrzymała, a my powolnym krokiem (wciąż się całując) z niej wysiedliśmy. Przytrzymałam jego policzki, ciągle ciągnąc je na dół. Jak już wspominałam, chociaż byłam wysoka, to wciąż nie na tyle, żeby nie musiał się schylać.

Czułam ciepło bijące od niego, chociaż kto wie, może to mi robiło się gorąco? Nie miałam do tego głowy. Wyszczerzyłam się z przyjemności, gdy zawędrował swoimi ustami na moją szyję, solidnie się odwdzięczając. Próbowaliśmy iść do przodu, ale nie potrafiliśmy. Musieliśmy mieć kontakt, ja musiałam. Nie mogłam go od tak puścić, nie wyobrażałam sobie tego. To przerażające, w końcu przez pół roku nie potrzebowałam czegoś takiego, ale kiedy całował mnie z taką intensywnością, dotykał z taką łagodnością, wszystkie moje uczucia, emocje, wychodziły na światło dzienne.

Nie były już tylko przeszłością i zamazanym wspomnieniem.

Stały się teraźniejszością, obecną chwilą, czymś wyczuwalnym na odległość.

Oparłam się o drzwi wejściowe swojego pokoju i westchnęłam mu prosto w usta, chcąc zaznaczyć, że podoba mi się każda rzecz, którą robi. Położył ręce po bokach mojej głowy, a ja przyciskałam jego potylicę do siebie, chcąc pogłębić pocałunek.

Bałam się go zapytać, czy nie chciałby nocować ze mną. Bardzo tego chciałam. W końcu mogłam przyznać sama przed sobą, że tylko on potrafi jednym uśmiechem, pocałunkiem, uśmierzyć rany wewnątrz mnie, chociaż ja sama próbowałam już tak długo. Był jedyną osobą, której pozwalałam do siebie podejść i dotrzeć. Jedyną osobą, której ufałam, która nie była mi obojętna. Przy nim zapominałam o tym, że świat jest pełen podłości. Poczułam jak powoli się uspakajamy. I nie podobało mi się to. Nie chciałam się rozstawać. Nie potrafiłam.

- Ja... - wymamlał, muskając swoim nosem mój.

Chciał się odsunąć, ale pociągnęłam go za koszulę, żeby odtworzył każdy oddany mi przed chwilą pocałunek, który miał zostać ze mną na resztę nocy i przypominać, że rozdział z dawnymi przyjaciółmi jest już dawno zamknięty. Że teraz mam kogoś o wiele cenniejszego.

- Ja... - jego oddech palił mnie całą.

Liczyłam na to, że to zaproponuje, zapyta się, czy nie może zostać na noc. Ja nie byłam w stanie wyjść z tą inicjatywą. Czułam jak płonę, jak wokół mnie za chwilę wybuchnie niekontrolowany pożar, który mógł pochłonąć naszą dwójkę. Utopiłam się jego spojrzeniem, które powodowało, że płonęłam w ten dobry, wspaniały sposób. On też miał tę świadomość. Patrzył na mnie inaczej, niż każdy inny.

Czułam mrowienie na całej sobie, gdy przyłożył swoje czoło do mojego, jednocześnie splatając nasze palce razem.

On wiedział o wszystkim i dalej mi wierzył. Był tu, stał tu. Lustrował mnie swoimi miodowymi tęczówkami, które błyszczały z zachwytu. Oddech drżał mi na samą myśl o jego ustach, o jego dotyku. Spojrzał na drzwi za mną i przez chwilę wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć. Prosiłam, żeby się na to zdobył, podświadomie o to błagałam. Rozdziawił delikatnie buzię, ale po chwili ją zamknął. Pogładził swoim kciukiem moją dłoń, która wciąż tkwiła w jego. Przełknął ciężko ślinę, a ja miałam wrażenie, że czuje się identycznie jak ja.

- Dobranoc Candice. - spuścił wzrok na podłogę, wypuszczając cichy oddech. - Śpij dobrze złotko. - ponownie ucałował moje czoło.

Uśmiechnęliśmy się do siebie smutno, jakbyśmy już tęsknili, jakbyśmy oboje nie chcieli się rozstawać, ale jednak musieli, bo... właśnie, dlaczego?

Dlaczego musiał iść?

Dlaczego musiałam iść?

Kto miał prawo żeby nas rozdzielać?

Kto mógłby nas powstrzymać?

Chłopak odwrócił się do mnie plecami i powoli powędrował w stronę swojego pokoju, zostawiając mnie samą, płonącą we własnym pożarze. Zaczesałam włosy do tyłu i odetchnęłam cicho, niemal niesłyszalnie. Schyliłam się po kartę, którą potem przesunęłam po czytniku, przy okazji zauważając, że ręce mi się trzęsą. Tak samo jak nogi, jak kołaczące serce, które bębniło, nie godziło się na taki koniec, rwało się do Mendesa, kazało mi za nim biec, a potem całować przez resztę nocy.

Zamknęłam drzwi, i przywarłam do nich plecami. Otarłam twarz, jakbym próbowała pozbyć się emocji, pozbyć się tego wszystkiego, niestety bezskutecznie. Oddech mi drżał, nogi telepały. Czułam wszystko tak wyraźnie pierwszy raz od pół roku, jeżeli nie od zawsze, nie byłam w stanie w to uwierzyć. Czy to możliwe, że mogłabym żywić do niego właśnie te uczucia? W takim razie dlaczego je ukrywałam? Dlaczego nie powiedzieć mu o nich? Dlaczego nie pokazać mu ich wszystkich? Nie odsłonić się zupełnie?

Podeszłam do lustra, uważnie śledząc wzrokiem swoje odbicie. Cóż, kiedy wychodziłam, wyglądałam znacznie lepiej. Miałam rumieńce na twarzy, a oczy błyszczały mi nieznanymi do tej pory iskrami. Włosy były trochę w nieładzie, zapewne przez to, że Shawn wplatał w nie swoje dłonie co chwilę. Żołądek zaciskał mi się na samą myśl o chłopaku, powiadamiając o podekscytowaniu, wręcz nadmiernej radości. Zupełnie, jakbym nie panowała nad własnym ciałem. Oblizałam spierzchnięte wargi, starając się uspokoić. Ale nie potrafiłam. Byłam rozerwana. Chodziłam po pokoju - w kierunku drzwi, a kiedy już przy nich byłam, wracałam się do okien, bijąc się z samą sobą.

Czy nie potrafiłam określić czego chcę, czego potrzebuję?

Przystanęłam, oddychając ciężej. Dałam sobie dosłownie pięć sekund na przemyślenie wszystkiego. Chciałam zaryzykować, już najbardziej jak mogłam, chciałam tego, pragnęłam go, błagałabym, żeby okazał bliskość, której tak bardzo mi brakowało, żeby pomógł, a potem pozwolił okazać moją, ukrytą gdzieś głęboko we mnie przez ponad pół roku. Być świadkiem tego że ja też czuję.

Nie mogłam już dłużej czekać, nie potrafiłam, i nie chciałam. Nie obchodziło mnie to, co pomyśli, kiedy zobaczy mnie pod drzwiami swojego pokoju, z wypiekami na twarzy i przyspieszonym oddechem. Nie obchodziło mnie, że dowie się, że mi zależy, że pozna moją inną stronę. Nie obchodziło mnie nic poza tym, żeby dalej czuć jego obecność. Chciałam spróbować, chociaż bałam się odrzucenia. Musiałam to zrobić. Inaczej nigdy bym sobie nie wybaczyła.

Szarpnęłam za klamkę, chcąc wybiec z pokoju, iść pod jego drzwi i dobijać się tam, dopóki mi ich nie otworzy. Rozchyliłam drżące z emocji wargi, kiedy najpierw zobaczyłam, a potem wpadłam na stojącego przed sobą z piąstką w górze, Shawna.

Patrzyliśmy na siebie z przerażeniem. Zdrętwiałam, a jego mięśnie się napięły. Oddychaliśmy ciężko, lustrując swoje twarze. W jego oczach czaiło się coś nieziemsko podobnego do tego, co siedziało w moich. Był zdesperowany, a jeszcze bardziej zdeterminowany. Tak jak ja. Nawet wyglądał jak ja. Czerwone, delikatnie rozchylone usta, zarumienione policzki, a oczy ciemniejsze z pożądania. Lustrował mnie i powoli uświadamiał sobie, że ja również chciałam wyjść, specjalnie żeby wrócić po niego.

Przełknął ciężko ślinę. Obserwowaliśmy się nawzajem, próbując wychwycić, czy aby na pewno chodzi nam o to samo. W końcu żadne z nas nie chciało wyciągnąć błędnych wniosków, oboje się baliśmy. Kto miał zrobić pierwszy krok? Jak zrobić pierwszy krok? Patrzyliśmy w swoje oczy, chcąc może z nich wyczytać cokolwiek. Wargi nam drżały, nie były w stanie wydusić jakiegokolwiek słowa. Myślałam tylko o tym, żeby to cierpienie się już skończyło, żeby przestał być tak blisko, a jednocześnie daleko.

Rzuciliśmy się na siebie, jedno całując łapczywiej od drugiego. Powietrze wylatujące z jego ust było rozpalone, gorące. Dłonie Shawna wylądowały na moich policzkach, podprowadzając moją twarz bliżej swojej. Przechyliliśmy się w jego stronę, wychodząc nieco z pokoju, ale szybko to naprawiłam i wplątałam rękę we włosy bruneta, ciągnąc z powrotem do środka. Chciałam pokazać, że mi też o to chodziło, że jesteśmy zgodni, że czujemy to samo.

Błagałam w myślach, żeby pogłębił pocałunek, żeby okazał mi jeszcze więcej bliskości. Chłopak zamknął drzwi ręką, a po chwili usłyszeliśmy głośny trzask. Byliśmy wreszcie sami, pozostawieni na własnych zasadach, ukryci przed całym światem. Tutaj mogliśmy mówić, robić, czuć to, co rzeczywiście tkwiło nam w głowach. Chciałam żeby moje serce biło w ten sposób tylko dla niego. Zachłanne całowanie nas nie męczyło. Shawn przywarł mną o ścianę, jednocześnie przyczyniając się do tego, że chciałam go jeszcze bardziej. Jego dłonie powędrowały z policzków na moje uda, uprzednio trochę je ściskając. Byłam wniebowzięta, kiedy widziałam, jak nie boi się dotykać mnie w ten sposób. Moje nogi oplotły się wokół jego bioder, które śmiało dociskał do mojej miednicy. Chciałam, żeby to robił, żeby zabrał dotyk Ethana, zostawił tylko swój, o wiele łagodniejszy, o wiele bardziej pożądany.

- Tak bardzo cię chcę Candice. - wymamlał.

Nie byłam w stanie wykrztusić słowa, więc zaczęłam niezdarnie, pospiesznie całować kąciki jego warg, błagając, żeby mnie wpuściły, żeby przestały być dla mnie niedostępne przez te parę sekund, przez które wypowiadał to jedno zdanie. Miałam wrażenie, że temperatura mojego ciała jest porównywalna do tej, która panuje na słońcu.

Ukorzyłam się przed nim, widział już wszystko.

Jak na życzenie przeniósł mnie na łóżko, na którym razem wylądowaliśmy. Całował szyję, policzki, skronie. Próbowałam za nim nadążać, przerażona, że za moment rozpłynie się w powietrzu, że zabierze mi najcudowniejszą chwilę od pół roku, że ze mnie zrezygnuje. Powoli wspinaliśmy się do góry, w stronę ramy łóżka. Korzystając z tego, że musiałam usiąść, oplotłam jego kark rękoma, a potem odnalazłam usta, całując je najdoskonalej jak potrafiłam. Pociągnęłam go za sobą, wygodnie kładąc głowę na którejś z wielu poduszek. Przejechał wolną dłonią po moim udzie, żeby potem usadowić ją na mojej szyi. Gładził delikatnie skroń kciukiem, nie przestając oddawać mi pieszczot. Zabrakło nam powietrza, ale brunet nie przejmował się tym specjalnie. Zjechał na moją szyję, obojczyki, a potem ramię. Wykorzystując to, że ramiączko sukienki i stanika były zsunięte, zatrzymał się tam na dłużej, obdarzając mnie czułymi, długimi pocałunkami. Oblizałam wargi, które pragnęły, żeby spotkać się z jego. Byłam zachwycona obecnością Shawna, wszystkim, co ze mną robił.

Wrócił do nich, jakby mu też zaczynało brakować właśnie tego kontaktu. Jako jedyny widział mnie zdesperowaną, jako pierwszy widział mnie zupełnie oddaną, rozbrojoną z własnej woli.

Pogładził mój policzek, jakby znowu chciał zapewnić, że nie ma złych zamiarów. Uśmiechnęliśmy się przez pocałunek, a ja przyspieszyłam, pragnąc, żeby wszystko nabrało wcześniejszego, gwałtownego tempa. Zaczęłam jeździć po jego klatce piersiowej rękoma, jakbym chciała go poczuć jeszcze doskonalej niż teraz. Czułam jak emocje w nim narastają, kiedy zatrzymałam się palcami na pierwszym guziku koszuli, którą wczoraj rano sama wybrałam.

Zjechał na szyję, jakby chciał sprawdzić, czy aby na pewno wycałował każdy skrawek. Nie potrafiłam trzymać swoich uczuć na wodzy, kiedy delikatnie przygryzł moją skórę. Może chciał sprawdzić, czy jestem świadoma? A może chodziło o to, żebym pożądała go jeszcze bardziej? Nie zastanawiałam się nad tym, kiedy pierwszy, drugi, a potem trzeci guzik przestawał pełnić swoją funkcję. Doszłabym do czwartego, gdyby Shawn nie odsunął się ode mnie, żeby ustać na kolanach i przeciągnąć przez głowę niepotrzebny materiał. Oczywiście jako zawodowa idiotka nie potrafiłam tego zrozumieć, a kiedy on się podnosił, ja również usiadłam, chcąc być jak najdłużej przy jego ustach. Opadł na mnie, teraz już pewny, że naprawdę go pragnę, że nie może mnie tak zostawić. Wspiął się wyżej, swobodnie opuszczając swoje biodra na moje, co spowodowało niewytłumaczalnie przyjemne uczucie gdzieś w środku brzucha. Przez ten cały czas moje wargi wiernie współpracowały z jego, a ręce badały nieznane tereny nagiej klatki piersiowej chłopaka.

- Czy jest okej? - wymamrotał, nie przerywając pieszczot.

Uśmiechnęłam się, jednoczenie powstrzymując się przed westchnięciem. Jego dotyk sprawiał, że płonęłam, a jednocześnie napawał mnie spokojem, którego nie miałam od czasu ostatniego dnia tamtego roku. Wiedziałam, że chce mi pomóc, że zrobi wszystko, by ulżyć mi choć trochę.

- Nie przestawaj, proszę cię. - chciałam, żeby to nie brzmiało desperacko, ale wyszło jak zawsze.

Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje.

Myślałam, że oszaleję, kiedy jego dłonie znalazły się pode mną, a dokładniej w okolicach łopatek. Najwidoczniej szukał zapięcia sukienki. Wygięłam się, chcąc ułatwić mu zadanie. Tym samym niechcący zderzyłam się z jego miednicą, a Shawn w odpowiedzi wypuścił ciężko powietrze, razem z niewyraźnym westchnięciem. Wyszczerzyłam się, od razu ponawiając łapczywy pocałunek, podczas gdy on radził sobie z zamkiem, który pewnie się zaciął.

- Przysięgam, że za chwilę to rozerwę. - radośnie się zaśmiał, chociaż to bardziej przypominało zaskomlenie.

Zawtórowałam mu i również parsknęłam śmiechem, prosto w jego rozpalone usta.

Jeszcze raz wplątałam palce w jego włosy. Opuszkami zjechałam na szyję, tors, żebra, a na końcu pasek od spodni. Poczułam żarzące pocałunki na szyi, zaraz po tym, gdy w pokoju rozległ się charakterystyczny dźwięk rozpinanego zamka. Chociaż sukienka nic jeszcze nie odsłaniała, bo wciąż leżałam na plecach, Shawn wydawał się coraz to bardziej rozgorączkowany. Odpięłam jego pasek ze sprzączki i już miałam go odpleść, ale niestety ktoś musiał to przerwać.

- Candice... - odetchnął z trudem.

Zastygłam w miejscu, przestraszona, że chce to przerwać, że chce zostawić mnie w tym stanie samą. Wyciągnął głowę z zagłębienia mojej szyi, którą akurat całował, cały zziajany, wyraźnie zadowolony z tego, co robimy.

- Candice, gumki. - dyszał, oderwany od przyjemności.

Przełknęłam ciężko ślinę, nie kryjąc się z tym, że mój oddech był równie przyspieszony co jego. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Patrzył na mnie tępo, a ja zaczynałam się obawiać, że może myśli, że to ja mam je przy sobie. Ulżyło mi, gdy zorientowałam się, że chłopak przeczesuje swoją pamięć, chcąc przypomnieć sobie, czy przypadkiem żadnych nie ma.

- Powinienem mieć u siebie. - wzorkiem wskazał na drzwi, a mi spadł kamień z serca.

Wisiał nade mną i patrzył na mnie porozumiewawczym wzrokiem. Jakbyśmy nie potrzebowali słów, żeby się komunikować. Wzrok Shawna jawnie mówił ,,pragnę to z tobą zrobić, i zrobię, jeśli tylko nie masz nic przeciwko". Mój pewnie mówił coś w stylu ,,pragnę to z tobą zrobić, i błagam, przestań się tak guzdrać".

Zerwaliśmy się z łóżka, jakby śpieszyło się nam na pociąg do co najmniej raju. Sukienka prawie się ze mnie zsunęła, ale przytrzymałam ją na piersiach. On przełożył przez siebie koszulę, na odwrotną stronę. Nie zważając na to, że jestem bez butów, schyliłam się po rzuconą na podłogę kartę od pokoju, a potem pociągnięta przez dłoń Shawna, ruszyłam za nim.

Wyjrzał na zewnątrz, i zlustrował pusty korytarz. Ciągle całując się w biegu i chichocząc sobie w usta ruszyliśmy do przodu. W którymś momencie ustawiliśmy się tak, że to ja przycisnęłam go do ściany (lub raczej mi na to pozwolił), nie ustając w pocałunkach. To było jak przerwa, bo kilka sekund później znowu pędziliśmy w stronę drzwi jego apartamentu, na wpół rozebrani. Szybko otworzył je kartą, a ręce trzęsły mu się tak jak mi, jeszcze gdy zastanawiałam się nad tym czego tak naprawdę chcę. Chwilę potem wpadliśmy do niego, razem z hukiem i gorącem, które przytargaliśmy. Tym razem wspólnie rzuciliśmy karty gdzieś na bok, a potem dorwaliśmy się do siebie, znowu całując się, jakby to miał być ostatni raz, jakbyśmy jutro mieli się już nie zobaczyć.

Zdjął koszulę, a moja sukienka opadła w tym samym momencie, tylko dlatego, bo wolałam ułożyć swoje dłonie na jego policzkach, niż na letniej kreacji. Nie wstydziłam się. Wciąż byłam pewna siebie, a to był tylko, lub aż Shawn, który nie mógł mnie nigdy wyśmiać, czy skrzywdzić. Pragnęłam, żeby dotykał mnie inaczej, żeby mnie całował, żeby zabrał obecność Ethana i zostawił swoją, której oboje tak bardzo chcieliśmy.

PERSPEKTYWA SHAWNA

Jej sukienka opadła, odsłaniając przede mną szczupłe ciało, które widziałem prawie za każdym razem na basenie, plaży, jednak nie działało na mnie w ten sposób jak teraz. Nie było mi dane obejrzeć wiele, bo z powrotem dorwaliśmy się do swoich ust, całując się tak, jakby któreś z nas miało za chwilę zniknąć. Zdałem sobie sprawę, że przez emocje mogę ściskać za bardzo dłońmi jej talię, biodra, wszystko to, gdzie wędrowały moje ręce. Musiałem się uspokoić i zwolnić. Nie chciałem, żeby poczuła jakiś napór z mojej strony, chociaż jak na razie wyglądała, jakby właśnie tego ode mnie oczekiwała.

Wdrapaliśmy się na łóżko, nie przestając oddawać sobie pieszczot. Było mi jak w niebie, ale nie o tym myślałem. Chciałem, żeby to Candice było cudownie, marzyłem, żeby pokazać jej jak wspaniale może być, jeśli robisz to z odpowiednią osobą. Wkrótce potem moje spodnie wylądowały na podłodze, a my zostaliśmy w samej bieliźnie, która, tak jak reszta ciuchów, nagle zaczęła nas irytować. Znowu zdałem sobie sprawę jak zachłannie to robimy, jak łapczywie wszystko się dzieje. Zwolniłem, tym razem konsekwentnie, żeby postarać się dać jej czas do namysłu. Nigdy bym jej nie skrzywdził, nigdy nie zrobiłbym czegoś, czego by nie chciała. Czułem, że o tym wie, ale nie chciałem, żeby przez jeden fałszywy ruch zobaczyła we mnie Ethana, którego stać było jedynie na sprawienie jej zawodu.

Całowałem ją łagodnie, zastanawiając się, dlaczego on tego nie robił. Dlaczego potraktował ją tak brutalnie, kiedy prawdziwym grzechem było ominięcie pocałunkami jednego centymetra jej perfekcyjnej, rozpalonej skóry. Musiał być niezrównoważony psychicznie, skoro oparł się czemuś tak cudownemu.

Miałem wrażenie, że mój najłagodniejszy dotyk zostawiał na jej skórze zaczerwienione ślady, które znikały po chwili. Serce biło mi szybciej na myśl, że chcemy się tak zachłannie. Że wszystko tu jest szczere, prawdziwe.

Zjechałem pocałunkami na dół, na jej obojczyki, rozleniwiając się trochę. Spędziłem tam sporo czasu, a jej palce wciąż krążyły po moich włosach, zupełnie jakby chciała zapytać, dlaczego się tak guzdram. Uśmiechnąłem się pod nosem, stwierdzając, że niecierpliwa Candice zawsze pozostanie niecierpliwą. Przeniosłem się na mostek, nosem schodząc nim do brzucha. Całowałem każdy milimetr kwadratowy. Zadrżała, na dodatek dostając gęsiej skórki.

Na pewno nie traktował jej w ten sposób. Ethan nie pozwolił jej przyzwyczaić się do nowego dotyku, nie dał szansy na to, żeby oswoiła się ze wszystkim co nieznane. Postawił pod podjętą już przez niego decyzją, bestialsko nie obchodząc się tym, co przeżywała. Na dodatek obwiniała się sama. Bo w końcu się ,,zgodziła", prawda? Tyle że pod presją, przyciśnięta do łóżka, pewnie nie mogąc go nawet odepchnąć. Wiedziałem, że kwestia tego, czy zrobiła to z własnej woli jest sporna, ale na pewno nie spodziewała się, że zostanie potraktowana w ten sposób, i to jeszcze przez człowieka, którego kochała.

Musiała w końcu odpocząć, przestać taszczyć za sobą cały ten ciężar. Pragnąłem pokazać jej, że można inaczej, a na Ethanie świat się nie kończy. Że to wcale, a wcale nie wygląda w ten sposób. Że mogę zabrać jego dotyk, pocałunki, jeśli by tylko zechciała. Nie czułem się wykorzystany. W końcu ja też pragnąłem jej najbardziej na świecie. Miałem zamiar zwrócić całą jej uwagę na siebie. Wydawało mi się, że tylko tak pomogę blondynce stanąć z powrotem na nogi.

We wszystkim byłem pewien tylko jednego. Jeśli spotkałbym kiedyś Ethana, rozszarpałbym go bez żadnego zbędnego wyjaśniania dlaczego.

Oparłem swoje czoło o jej skórę w okolicach pępka, jakbym chciał zapewnić, że ze mną nie będzie tak samo jak z nim, że będzie wspaniale, a ona nie musi się niczym martwić. Wątpię, żeby to wyczuła. Zatrzymałem się przy koronce majtek, oddychając znacznie ciężej, niż zawsze. Moje ręce powędrowały pod jej uda, uspokajająco je gładząc. Zareagowała ciarkami i odruchem zaciśnięcia ich, ale szybko przestała panikować. Zacząłem całować ją w okolicach kolców biodrowych, najdelikatniej jak tylko potrafiłem. W pewnej chwili rozchyliłem jej uda nieco bardziej, a zanim zdążyła zareagować ja już dawno całowałem ich wewnętrzną stronę. Wiedziałem jak bardzo wrażliwe na dotyk są te miejsca u kobiet. Uśmiechnąłem się pod nosem znowu słysząc ciche, szybko stłumione westchnięcie dziewczyny. Chciałem robić wszystko po kolei, powoli, bez pośpiechu, tak, żeby zdążyła się przyzwyczaić, przywyknąć do sposobu w jaki moje palce, usta wędrują po jej ciele. Wróciłem do góry, po drodze zahaczając jeszcze pocałunkami o biodra, żebra.

Musnąłem swoim nosem o jej, chcąc oddać dziewczynie otuchę. Pocałowaliśmy się łagodnie, a ona ułożyła swoje dłonie na moich policzkach. Patrzyła na mnie z niewinnością wypisaną na twarzy. Do tej pory myślałem, że niewinność i Kimberley to dwie różne rzeczy. Teraz wiedziałem, jak bardzo się myliłem, jak wiele jeszcze skrywała. Dzięki Bogu nie widziałem strachu, którego się obawiałem.

- Chciałbym, żebyś wiedziała, że w każdej sekundzie możesz powiedzieć ,,nie", Candice. - znowu zahaczyłem swoją wargą o jej. - Jedno słowo i przestajemy, okej? Nie stanie się nic złego. - pokręciłem przecząco głową.

Patrzyła na mnie swoimi pięknymi, brązowymi tęczówkami, które sprawiały, że już teraz czułem się jak zahipnotyzowany, zanurzony w najpiękniejszym śnie. Na początku wakacji te z pozoru zwyczajne oczęta zrobiły ze mnie zwykłą ofiarę, złapaną na jak się okazało, doskonałą przynętę.

Byłem wdzięczny, że ją poznałem.

- Wiem Shawn. - odpowiedziała cicho, najpewniej przez gulę w gardle, którą musiała przełknąć, a potem pogładziła mój policzek.

Widziałem w jej oczach rzadką wdzięczność, jak i wzruszenie, a to wszystko poprzeplatane z pożądaniem.

Wmawiałem sobie, że to dzięki mojej silnej osobowości jest ze mną okej. Nie miałem depresji ani żadnych objawów psychicznego osłabienia. Kiedy wisiałem tak nad nią, zdałem sobie sprawę, że to przy niej odetchnąłem, zacząłem żyć na nowo. Ona pomogła mi znaleźć spokój, równowagę, a ja miałem zamiar się odwdzięczyć i zrobić to samo dla niej. W lipcu czułem, jakbym wreszcie nie miał żadnych zmartwień, jakbym nie musiał przejmować się już niczym. Każda moja troska zniknęła.

Wplotła palce w moje włosy i przyciągnęła mnie do siebie. Zaczęliśmy się całować, tym razem powoli i starannie. Objęła mój kark ramionami, przez co mogłem ją nieco podnieść, wszystko po to, żeby odpiąć biały, zwykły stanik, który nijak chodził w parze z czarnymi, koronkowymi majtkami. Nie przeszkadzało mi to. Komu by przeszkadzało, gdyby miał ją przed sobą? Absolutnie nikomu.

Podniosłem brwi do góry, kiedy jakimś cudem to ona znalazła się na górze. Nie powiem, nie spodziewałem się tego. Parsknęliśmy śmiechem w swoje usta, a kiedy jej dłoń powędrowała na środek mojej klatki piersiowej, a potem mocno popchnęła ją do tyłu, na materac. Myślałem, że oszaleję z pożądania. Posłusznie opadłem plecami na łóżko, obserwując jak Candice gwałtownie dorwała się do mojej szyi, robiąc tam takie rzeczy, o których nawet mi się nie śniło. Całowała tak nieziemsko, tak cudownie. Na pewno nie była w tym amatorką. Miałem wrażenie, że już teraz drżę. Moje ręce powędrowały na jej pośladki, desperacko je ściskając. Nie mogłem pozwolić dziewczynie na zupełną kontrolę, bo odbiło mi na jej punkcie, a ona narzuciła zdecydowanie za szybkie tempo.

Odważnie, ale może innym razem.

Przeturlaliśmy się z powrotem do pozycji, w której to ona grzecznie leży i dalej pozwala mi się dotykać. To nie o moje wrażenia chodziło. Wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby i westchnęła, kiedy ,,zupełnie przypadkowo" przejechałem po jej piersi opuszkami palców. Wyczułem jak się wzdrygnęła, momentalnie dostając gęsiej skórki.

- Masz lodowate ręce. - zachichotała mi prosto w usta.

Pokręciłem głową, rozpływając się w uśmiechach. To wszystko było dla nas takie niesamowite, a jednocześnie wychodziło zupełnie naturalnie. Pamiętam, jak kiedyś powiedziała, że są za małe. I albo byłem nią tak zachwycony, że miałem to naprawdę gdzieś, albo przesadzała. Nie traciłem zainteresowania jej cudownymi wargami. Ścisnąłem pierś mocniej, a ona jęknęła mi w usta. Tej nocy marzyłem o tym dźwięku. Schyliłem się nieco, pragnąc i tam zostawić cały arsenał pocałunków. A Candice mi pozwalała. Szczerzyłem się jak głupi, gdy jej klatka piersiowa zaczęła się unosić znacznie bardziej, przez te pełne drżenia i pożądania oddechy.

Czułem jej palce na mojej potylicy, które leniwie mnie drapały. Było mi przy niej tak wspaniale, czułem się tak inaczej. Nigdy nie okazywałem nikomu tyle czułości, nigdy nie miałem ochoty mruczeć tylko dlatego, bo ktoś trzyma mi rękę we włosach.

Wróciłem do niej, łagodnie muskając wargi Kimberley swoimi. Uśmiechnęła się do mnie słabo, niechętnie otwierając jedno oko. Musiało się jej podobać. I bardzo dobrze. Byłem tu głównie po to, żeby się odprężyła, zapomniała o wszystkim, co ją dręczyło. Wciąż gładziła moje zapewne rozpalone przez okoliczności poliki. Patrzyłem prosto na nią, kiedy moja dłoń powoli zjeżdżała niżej i niżej. Chciałem wykryć po jej minie niepokój, wątpliwości, ale takowych nie znalazłem. Założyła kosmyk moich roztrzepanych włosów za ucho, równie odważnie nie spuszczając ze mnie wzroku. Musnąłem swoim nosem o jej, pragnąc zapewnić, że nic złego się nie stanie. Może przesadzałem, może nie, ale nie wiem co bym zrobił, gdybym zobaczył w jej oczach panikę, albo strach w tak intymnym dla nas momencie. Wolałem mieć pewność, że Candice nie ma nic przeciwko.

Zahaczyłem palcem o jej majtki, ciągnąc delikatnie na dół, tuż po udzie. Bardzo wolno i ostrożnie. Blondynka przygryzła tylko wargę, kiedy odsunąłem się od niej, żeby móc zdjąć bieliznę zupełnie. Widziałem po brzuchu, że oddychała znacznie szybciej. Modliłem się, żeby nie wyglądać jak pozbawione kontroli nad sobą zwierzę. Nigdy nie czułem takiego pożądania, które teraz rozrywało mnie od środka. Pragnąłem jej ciała bardziej, niż czegokolwiek innego, bardziej niż tlenu. Kontrastem było, że w tym samym momencie chciałem się zachowywać bardzo dżentelmeńsko i delikatnie. To wszystko się wymieszało, i miejmy nadzieję, że wyszło na korzyść tego drugiego.

Pierwszy raz czułem coś takiego, coś tak innego i różniącego się od reszty.

Leżała przede mną, całkowicie naga, pewnie nie mając pojęcia co ze sobą zrobić - co jest najgorsze - więc uwinąłem się szybko i do niej wróciłem, zajmując ją kolejnymi, coraz to bardziej czułymi pocałunkami. Mimo tak intymnej bliskości, wcale nie wyczułem, jakby się wstydziła. Potem przyznałem, że to przecież Candice, która jest nieugięta pod tym względem.

Tak naprawdę ,,Lights On" napisał Geoff wraz ze Scottem. W niewielkim stopniu przyłożyłem się do napisanie utworu, chociaż wszyscy myśleli zupełnie na odwrót. Gdybym spotkał Candice wcześniej, już dawno miałbym Grammy. Już dawno wiedziałbym, o co im chodziło, kiedy podali mi koncepcję tekstu.

Najwyraźniej wcześniej nie spotkałem nikogo, przy kim czułbym się właśnie w ten sposób, o kim mógłbym mówić tak idealne rzeczy.

Jej skóra tak cudowna, wyglądała idealnie przy mojej. Jej wspaniałe usta mówiły do mnie, chociaż wciąż były tylko lekko rozchylone. Chciałem robić to powoli, zapewniając o swojej uległości. Chciałem poznać jej inne tajemnice, otoczony dopiero co wypraną pościelą. Chciałem zobaczyć każdy centymetr dziewczyny, trzymać ją w ramionach dopóki noc zupełnie by nie odeszła, gubić się w jej ruchach, wpadać przez nie w obłęd, mówić jej, że jest cudownie. Jak mogłem przeczyć, że nie pragnę jej ciała? Czy to nie powinno być karalne?

Uśmiechnąłem się łobuzersko pod nosem, kiedy poczułem jak jej palce zahaczają o bokserki. Cieszyłem się, że pragnie tego tam samo jak ja, że ona też już nie wytrzymuje, a na dodatek jest odważna, pewna tego, czego chce.

Oderwałem się od niej, żeby ściągnąć jedyną dzielącą nas rzecz. Myślałem, że rozpadnę się przez sam jej wzrok, który wyrażał takie samo pragnienie, jak u mnie. Oczy jej błyszczały, a rozszerzone źrenice nie gubiły mnie chociaż na sekundę. Przypominaliśmy zatracone w sobie zwierzęta, które nie umieją inaczej. A mi się to podobało. Cholernie. To było takie nowe. Nigdy się tak nie czułem. Patrzyła na mnie pełnym pożądania wzrokiem, a ja pewnie nie byłem lepszy. Nie czułem presji. Jedynie potrzebę wrócenia i całowania jej dalej.

Tak też zrobiłem, próbując ze wszystkich sił narzucić wolne, mniej zachłanne tempo, które uznałem za klucz do sukcesu w owej sytuacji. To wymagało wielkiej samokontroli, bo nie pragnąłem tak zachłannie jeszcze nikogo. Chciwie chełpiłem się tym, że mam ją tylko dla siebie, że to na mnie zwróciła uwagę, że to ja przedarłem się przez kurtynę, którą zasłoniła się przed całym światem, zburzyłem mury. A teraz byliśmy naprzeciwko siebie, zupełnie odkryci, nadzy, upojeni swoją bliskością. Moje ręce jeździły wzdłuż jej rozżarzonego ciała, a najmniejszy mój dotyk powodował zaczerwienienie się delikatnej skóry dziewczyny, którą całowałem bez opamiętania.

W pewnym momencie, będąc na skraju wytrzymania, stwierdziłem, że nie dam rady tego dłużej przeciągać. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, żeby dać jej jak najwięcej chwil do ewentualnego namysłu, ale byłem na dobrej drodze, żeby nie wytrwać nawet pięciu minut i pokazać tyle, co nic. Ona też się niecierpliwiła, ale ufała mi na tyle, żeby nie zareagować.

- Wystarczy jedno słowo skarbie. - ucałowałem jej czoło, a ona przytaknęła.

Odsunąłem się od niej, a jedną ręką zanurkowałem pod łóżko. Usiadłem na krawędzi, po czym pociągnąłem za torbę. Wyciągnąłem z niej inny portfel, z kolei z niego małą saszetkę. Chyba bym się zastrzelił, gdyby okazało się, że nie miałem nic przy sobie. Ona też nie byłaby w najlepszym humorze, biorąc pod uwagę to, co zrobiliśmy ze sobą nawzajem i do jakiego szaleństwa się doprowadziliśmy.

Znów nad nią zawisłem, całując jeszcze trochę. Zacząłem mieć poważne obawy co do tego, że nawiedzą ją wspomnienia, cokolwiek i nie będzie czuła się bezpieczna mimo moich zapewnień. Nie wiedziałem nawet jak to zminimalizować. Nie chciałem, żeby znowu poczuła się przyszpilona, bez drogi ucieczki. Jak mówiłem, mogłem przesadzać. Ale nie obchodziło mnie to. Obchodził mnie jedynie jej komfort fizyczny, a przede wszystkim psychiczny. Objęła mój kark, ale bez drapania ani żadnych takich. Po prostu się przytuliła, a ja oddałem jej to samo, jednocześnie odgarniając kilka kosmyków z jej czoła.

Objąłem Candice i usiadłem razem z nią w moich ramionach. Była nieco wyżej, nos był mniej więcej na wysokości grzbietu mojego. Złapałem za jej brodę, nakierowując na swoje usta. Sięgałem po nie jak po jakiś zakazany owoc, którym nie mogłem w pełni się nacieszyć. Moje ręce zjechały na dół, jedna na jej biodro, druga nieco pod udo. To wszystko było dla mnie tak wspaniałe, że aż nierealne. Byłem nią zachwycony. Naprowadziłem ją na mnie, a swoje dłonie położyłem teraz nisko na plecach blondynki, utrzymując całkowitą kontrolę, nad tym co robimy. Pocałowałem ją jeszcze raz, muskając swoim nosem jej. Popatrzyła na mnie inaczej, ufnie, a przede wszystkim z błyskiem, świadczącym o tym, jak bardzo mnie chce. Ja też jej chciałem. Oparła swoje czoło o moje, co było dość łatwe, bo byliśmy bardzo blisko, nasze klatki piersiowe się stykały, czuliśmy jak ciężko oddychamy, jak nasze płuca nie wyrabiają. Przymknąłem oczy, zafascynowany nią całą. W pewnej chwili blondynka znowu zaczęła mnie całować, oplatając moją szyję rękoma. Jednocześnie poczułem jak powoli schodzi na dół, przez co każda część mnie świrowała. Odetchnęliśmy sobie w usta, jakbyśmy nie wierzyli w to, co przed chwilą się stało. Ścisnąłem bardziej jej biodra, błagając, żeby zrobiła to jeszcze raz, a potem jeszcze raz i jeszcze raz.

Zrobiła to, a ja oficjalnie mogłem już powiedzieć, że zwiedziłem niebo. Czułem jej drżący oddech tuż przy moim uchu, dłonie blondynki bezradnie zaciskały się na moich barkach, jakby próbowały poradzić sobie ze wszystkim, co w tamtym momencie czuła. Chciałem, żeby to ona decydowała, ale w pewnej chwili dużo bardziej chciałem, żeby skupiła się tylko na emocjach. Przeniosłem ręce na pośladki i uda dziewczyny, sam zajmując się wszystkim. Objęła mnie mocniej, pozwalając pilnować tempa. Czułem jak serce jej wali, jak ciężko oddycha. Jęknęła cicho, co szybko zginęło gdzieś w pocałunku, który akurat przyszła ochota mi zainicjować. Objęła moją szyję swoimi ramionami, trzymając kciuki na tyle mojej głowy, gładząc ją łagodnie. Przymrużyłem oczy, w międzyczasie znowu ciężko wypuszczając powietrze. Ustałem w całowaniu chcąc przynajmniej chwilę poświęcić na podziwianiu jej pięknych oczu, delikatnych piegów, nosa, ust, brwi. Lustrowała mnie identycznym wzrokiem jak ja ją. Z tęczówek dziewczyny błyszczało, jakbym obserwował gwiazdy w środku nocy, a nie zwykłe, człowiecze oczy. Rozchyliła wargi, wypuszczając z siebie pełne desperacji, choć dalej niewinne westchnięcie.

Gotowałem się na samą myśl o tym, że mogę być powodem jej szczęścia, że nie sprawiam jej bólu, ale przyjemność, że pomagam jej zapomnieć i uwolnić się z ciągłego myślenia o wszystkim co ją spotkało. Byłem tu dla niej, a ona dla mnie. Oboje dla siebie, oboje uchwytni, oboje zatrzymani w czasie.

- Jesteś taka piękna. - oparłem dłoń o jej szyję.

Przymknęła powieki, muskając swoim policzkiem o dotykającą jej skóry rękę.

Objęła mnie mocno, znowu przeplatając swoje ręce za moją szyją, a potem schowała głowę lekko za moim ramieniem. Nie przeszkadzało mi to. Każdy jej oddech, każdy niewyraźny jęk trafiał mi prosto do ucha, mieszając w głowie jeszcze bardziej. Była pogrążona w przyjemności i chociaż ledwie pamiętała o tym, żeby poruszać płynnie biodrami, to ciągle tam byłem, pomagając jej się dostosować. Pracowaliśmy razem, byłem z nią zgrany jak z nikim. Liczyła się tylko ona.

Wierzyłem dziewczynie na słowo, ale teraz przekonałem się sam, że raczej nie miała z tym wszystkim styczności. Było wspaniale i cudownie, lecz po zachowaniu dało się wywnioskować wiele rzeczy. Candice czasem nie miała pojęcia co i w jaki sposób robić, a nawet jak reagować. Widać było, że ten rodzaj przyjemności jest dla niej zupełnie obcy, że tak naprawdę spotyka się z nim dopiero pierwszy raz. I to napawało mnie dumą. To ja pierwszy pokazałem jej jak wszystko działa, rozwiałem wątpliwości, pokazałem, że można inaczej. Wplotłem swoje palce w jej włosy, dociskając potylicę do mojego ramienia. Wciąż próbowałem mieć ją bliżej, chociaż nie byłem pewien, czy to jeszcze możliwe. Westchnąłem ciężko, ściskając jej talię i biodra z błogości.

Zacząłem całować ją po szyi, po ramionach, zostawiając za sobą ciepłe ślady. Kiedy poczułem coś podobnego u siebie, uśmiechnąłem się pod nosem.

Wytrzeszczyłem oczy, kiedy gwałtownie rozplotła ręce i wbiła mi paznokcie w kark. Przyznaję, że serce na chwilę mi stanęło. Już się bałem, że coś jest nie tak, ale było chyba jak najwłaściwiej. Może poczuła mnie bardziej, może trafiłem w punkt który powodował u niej dodatkowe ciarki.

Popatrzyłem na nią. Dolna warga jej dygotała, jakby nie mogła się wysłowić, za bardzo odciągnięta przez to co dzieje się z jej ciałem. Oparła czoło o moje ramię, nie mając pojęcia jak się ułożyć, żeby jakimś cudem spróbować zatrzymać błogość na dłużej.

- Shawn... - w końcu wydusiła, przymykając przy tym oczy, na które tak bardzo pragnąłem patrzeć.

Jak na zawołanie objąłem ją mocniej i przybliżyłem się bardziej. Uniosłem trochę jej brodę, żeby mieć z nią kontakt wzrokowy.

- Czy jest dobrze? - z trudem skleiłem to jedno zdanie, po którym od razu musnąłem swoim nosem jej.

Pokiwała szybko głową, oddając mi kilka drżących oddechów.

Chciałem być najbliżej jak się dało, dać jej już tyle przyjemności, ile byłem w stanie, ale ta pozycja, chociaż zapewniała nam niezapomnianą więź, bliskość, nie gwarantowała mi pełnej kontroli. Może warto było spróbować?

- Czy... - wypuściłem powietrze z trudem. - Czy mogę... - nie dokończyłem, jakbym nie potrafił. Nie byłem w stanie.

Zamiast tego ułożyłem ją na poduszkach, zwisając tuż nad nią. Jak tylko pokiwała głową, doskonale wiedząc o co chciałem zapytać, zupełnie odpłynąłem. Teraz jęki, choć ciche, wydobywały się z jej ust co chwilę. Dyszałem, próbując chociaż w małym stopniu być jeszcze bliżej. Podparłem się na łokciach, kładąc je po bokach jej głowy. Całowałem ją, ale teraz, gdy osiągałem cały limit, wiła się, nieświadomie się wymykała, żeby zaczerpnąć powietrza. Wyszczerzyłem się, próbując na ślepo wytropić jej usta z powrotem. Kiedy to zrobiłem, zdałem sobie sprawę, że ona też się uśmiecha, chociaż to nie trwało długo, bo znowu ją wygięło. A może to mnie tak skręcało? Nie zdziwiłbym się. Zaczynałem być powoli gdzieś indziej, dlatego głowę wsadziłem w zagłębienie jej szyi, tuż przy poduszce.

Zacisnęła nogi, spotykając przeszkodę w postaci moich bioder. Ułożyłem głowę tuż koło niej i przytrzymując jej uda starałem się zafundować nam więcej, i więcej.

- Shawn... - jej głos dudnił mi w uszach, sprawiał, że chciałem jej więcej i więcej. Jedną rękę oparłem o ramę łóżka, zrobiłem to silniej, niż zamierzałem. Po moim ciele rozchodziła się niewytłumaczalna chęć wyładowania całego pożądania, a spokojne, narzucone tempo mnie wykańczało, jednocześnie doprowadzając do błogiego szaleństwa. Nigdy się tym tak nie rozkoszowałem, nigdy nie skosztowałem pożądania połączonego z prawdziwymi uczuciami, z troską. Zachłysnąłem się jej ciałem, ale przede wszystkim wnętrzem.

Jęknąłem, czując ją doskonale. Objęła mnie w pasie nogami, pewnie nawet nieświadomie, pragnąc być tak blisko mnie, jak ja pragnąłem być przy niej.

Ruchy były wolne, ale tak intensywne, że wszystko mi drżało. Oddech mi drżał, serce mi drżało, nawet ręce powoli zaczynały mi drżeć. Spojrzałem na jej palce, które bezradnie wbijały się w pościel. Nie pamiętałem, kiedy ostatni raz byłem tak naładowany namiętnością, podnieceniem. Stwierdziłem, że nie mogę przepuścić takiej okazji, że muszę patrzeć, jak cudownie, wspaniale wygląda. Nie mógłbym już więcej zasnąć, wiedząc, że nie zapamiętałem tego widoku. Oparłem swoje ręce o ramę łóżka, pojękując jak ona. Zacisnąłem palce na ciemnym drewnie, lustrując osobę, którą mam pod sobą. Jak wygina się, pragnąc ode mnie więcej, jak odchyla głowę do tyłu, błagając o pocałunki, jak próbuje wymówić moje imię, ale przez rozkosz nie potrafi. Była teraz taka inna. Pragnęła czułości, pragnęła, żebym dawał nie połowę, ale całego siebie. Nigdy tego nie robiłem. Nigdy nie dawałem od siebie tak wiele.

A teraz?

Teraz nie mogłem wytrwać w tej pozycji dziesięciu sekund, bo już schylałem się do niej, żeby być blisko, żeby móc ją całować, spełniać każdą zachciankę. Byłem na jej zawołanie, ale wcale nie czułem się z tym gorzej. Wręcz przeciwnie, odczuwałem coś znacznie silniejszego, to ja powinienem błagać ją o to, żeby nie przestawała mnie dotykać. Wplotłem swoje palce w jej ściskające pościel dłonie, chcąc nawet pod tym względem być bliżej. Nigdy nie czułem się w ten sposób.

- Candice... - oparłem czoło o jej, wydając z siebie pełne desperacji dźwięki. Chciałem żeby wiedziała jak rozhisteryzowany jestem.

Wyrwała swoje dłonie z moich i objęła moją szyję. Byliśmy tak blisko, a jednak dalej chcieliśmy być bliżej. Trzymałem głowę gdzieś w okolicach jej ucha, podczas gdy ona chowała się przed całym światem w moich ramionach. Nie mogłem już tak dłużej. Moje ręce wpełzły pod drobne ciało, głównie plecy, jedną zdołałem dosięgnąć głowy, przytrzymać ją, a dłoń zanurzyć w jej włosach. Tułów Candice nieznacznie uniósł się do góry, był jeszcze bliżej mnie, stopień w jakim mogliśmy się przytulić był już chyba maksymalny. Wtedy porzuciłem wolny rytm i przyspieszyłem. Czułem, jak zaciska nogi wokół moich bioder, jak przeplata ręce za moim karkiem, chce mnie bliżej. Nie potrafiłem się opanować, a moja cała dłoń ułożona na jej głowie, tuż przy skórze po prostu się zacisnęła, tym samym szarpiąc za jasne włosy. Dziewczyna odchyliła głowę, zupełnie zdominowana, całkowicie pod moją kontrolą. Wbiłem palce w jej plecy, krztusząc się napływającą w zawrotnym tempie rozkoszą. Całowałem niezdarnie szyję, która w tamtym momencie pokazywała chyba wszystkie składające się na nią mięśnie. Pokój wypełniła sterta ciężkich oddechów, pojękiwań. Wsłuchiwałem się w rytm, w jakim czerpała powietrze, jak przyspiesza, zgodnie z tempem, jakie narzucałem. Robiłem to szybko tylko przez moment. Wiedziałem, że bardziej oczekuje ode mnie spokoju, niż gwałtownych, pozbawionych przerw ruchów. Chciałem jej tylko pokazać, że to też może być przyjemne. Że nie musi kojarzyć porywczości tylko i wyłącznie z bólem i byłym, który schrzanił sprawę. Że w łóżku nie musi się bać niczego, jeśli tylko wybierze odpowiednią osobę. Nosem zabłądziłem aż w okolice jej ucha. Brakowało mi jej głosu, chciałem usłyszeć to, jak z trudem do mnie mówi. Triumfowałem, widząc pod sobą nieuchwytną dla mnie od zawsze Candice, która teraz była jak najbardziej dostępna, zatrzymana. Mogłem z niej czerpać. A ona ze mnie. Chciałem widzieć, jak rozchyla dla mnie usta, jak stara się stawić czoła temu co czuje i wypowiedzieć chociaż jedno słowo.

- Powiedz... Powiedz mi jak ci jest - szepnąłem do jej ucha, sam ledwo dając radę cokolwiek wykrztusić. W tym samym momencie wbiłem się w nią mocniej, ale nie brutalnie. Wciąż pamiętałem, że robi to dopiero drugi raz, że wszystko jest dla niej nowe. Nie chciałem sprawić jej bólu. Na szczęście dziewczynie zabrakło tchu, a sposób w jaki to zasygnalizowała zdecydowanie opływał w rozchodzącą się przyjemność.

- Shawn... Ja... - nie otwierała nawet oczu. Sposób w jaki wymawiała moje imię był dla mnie nową religią, fałszywym bóstwem. Gdyby nie to, że moje ręce wciąż pod nią tkwiły, najpewniej z przyjemności wiłaby się w każdą stronę.

- Powiedz...

- Proszę cię... J-ja... - westchnęła. - N-nie przestawaj...

- Nie przestanę - wyszeptałem. Kąciki moich ust na chwilę znalazły się w górze.

Czułem jak jej płuca nie dają rady, jak szybkie tempo ją wykańcza, a jednocześnie uzależnia od siebie. Tym samym postanowiłem uczynić to, co wtedy, zmienić rytm, tylko że z powrotem na wolniejszy, za to intensywniejszy. Widziałem ulgę na jej twarzy, ale i rozkosz związaną z powolnym porządkowaniem każdego najmniejszego impulsu. Przestałem ściskać dłoń na tylnej części głowy Kimberley, puściłem jej włosy, uważając, żeby przypadkiem niczego nie wyrwać. Wynurzyłem się z zagłebienia szyi blondynki, przenosząc się znów na usta. Zainicjowałem pocałunek, oddając Candice wszystko, co we mnie pozostało.

- Tak mi z... - przymknęła oczy, znów nie będąc w stanie nawet się wysłowić. Wyciągnąłem spod niej ręce i podciągnąłem się wyżej chcąc mieć rozkojarzone, brązowe oczy dokładnie przed sobą. Oparłem czoło o jej. - Tak mi z tobą dobrze... - dokończyła. Słowa rozpalały mnie jeszcze bardziej, sprawiały, że ciągle zastanawiałem się, czy na pewno daję jej wszystko co mogłem, potrafiłem.

- Mi z tobą też - wysapałem pomiędzy zmęczonymi całusami.

Pocałowałem jej skroń, niezdarnie, i jakbym był rozkojarzony. Nie dziwiło mnie to. Odlatywałem do własnego nieba. Dziewczyna przekręciła głowę w tę samą stronę, gdzie aktualnie całowałem jej szyję, a ja bez zastanowienia znowu zacząłem zaszczycać jej usta swoją obecnością, okazywać uczucia, które jak się okazało dalej we mnie były.

Może potrafiłbym z nią być?

Może potrafiłbym ją kochać?

Może to mogło się udać?

Może udałoby mi się nauczyć tego wszystkiego od nowa, nawet jeśli nie miałem nikogo stałego przez trzy lata?

Objęła moje policzki dłońmi, dodatkowo zaczesując trzęsącymi się rękoma kosmyki włosów z czoła. Patrzyliśmy tak na siebie, z bliska, rozkoszując się własnym widokiem, patrząc na to, do jakiego stanu jesteśmy w stanie się doprowadzić. Jej źrenice były rozszerzone, moje pewnie nie prezentowały się lepiej. Byłem przekonany, że wszystko idzie wspaniale, że zarówno dla niej jaki i dla mnie każda sekunda jest bezcenna.

Przyspieszyłem trochę, nie mogąc już dłużej wytrzymywać. Stałem na krawędzi. Modliłem się o to, żeby to ona szczytowała pierwsza, bo nie wiedziałem, czy będę w stanie dokończyć cokolwiek po upragnionej końcowej fazie. Patrzyłem, jak rozchyla te piękne, malinowe usta, nie mając pojęcia co takiego się z nią dzieje. Wariowała pod wpływem mojego dotyku, a ja reagowałem dokładnie tak samo. W pewnym momencie wygięła się w łuk, robiąc pod sobą niemałą przestrzeń. Oddychała szybko, ciężko, nie dając mi wątpliwości, że spisałem się dobrze. Odchyliła głowę do tyłu, a jej ręce ledwo co utrzymywały się na mojej szyi. Czułem, jak cała ona pulsuje, jak wrażliwa na każdy bodziec jest. Moje ego rosło, gdy widziałem jak traci przeze mnie kontrolę, jak pręży się pode mną, ma problem z tym, żeby złapać normalny oddech. Szczytowałem dosłownie kilkanaście sekund potem, każdy mój mięsień się napiął. Przyspieszony oddech rozrywał mnie z przyjemności. Ręce mi drżały, ale powstrzymałem się przed gwałtownym runięciem i resztkami sił powoli się pochyliłem, a dopiero potem opadłem twarzą w poduszkę, tuż koło jej ucha. Wzdrygnęła się, a ja w odpowiedzi ucałowałem jej ramię. Leżałem tak przez krótką chwilę, zupełnie zapominając o tym, że mogę być odrobinę ciężki. Nie miałem siły się podnieść, każda komórka we mnie była odprężona, zmysły dopiero wracały do poprzedniego, przyzwoitego stanu. Raz jeszcze, na ślepo odnalazłem leżącą bezwładnie na poduszce rękę dziewczyny. Uśmiechnąłem się słabo, gdy poczułem, że ona też tego chciała, że nawet nie protestowała, gdy moje palce przeplotły się z jej. Pogładziłem kciukiem zewnętrzną stronę dłoni Kimberley, jakbym próbował ją uspokoić, zapewnić, że wszystko gra, utrzymać wyjątkową więź pomiędzy naszą dwójką. Oddawałem Candie każdy z pozostałych, skatowanych oddechów, które miały nam poświadczyć, jak cudownie było.

Za chwilę były dla mnie tylko pamiątką po tym co się tu stało.

Leżeliśmy tak, wtulając się w siebie, próbując pojąć to, co przed chwilą miało miejsce. W pewnym momencie nasze zamglone spojrzenia się spotkały. Uśmiechnąłem się słabo, po czym pogładziłem jej policzek kciukiem. Czułem, że normalne tętno powoli wraca, a częstotliwość oddechów zaczyna być w miarę przyzwoita. Jeszcze niedawno rozmazany dla mnie świat nagle nabierał dawnej ostrości. Zaczęły docierać do mnie pewne sygnały, które wcześniej były niedostrzegalne. Słyszałem szum fal za otwartym oknem, widziałem jak na dworze, a zarazem w pokoju, robi się coraz jaśniej przez wschodzące słońce. Wyszczerzyłem się zadowolony. Dawno nie zachowywałem się tak, jakbym miał klapki na oczach.

Nie widziałem świata poza Candice.

Kątem oka zauważyłem, jak wszystko na łóżku trafił szlag. Jakby przeszła tędy burza, prawdziwy armagedon. Pościel prawie ściągnięta, wygnieciona, trzymała się jedynie w miejscu, gdzie leżeliśmy. Jedna poduszka spadła z materaca, a na pozostałej reszcie widniały odciski zaciskających się, moich dłoni. Kołdra rozkopana, połowicznie na podłodze i łóżku. Może skończyliśmy, ale to co nas otaczało dalej płonęło. Pusty materac wyraźnie sugerował, co stało się tu tej nocy. Pierwszy raz uprawiałem tak namiętny seks.

Czując się już w miarę na siłach podniosłem się z niej, a ona znowu zadrżała, zapewne przez zimno, które poczuła. Wstałem szybko z łóżka i podszedłem do kosza, żeby wywalić zużytą prezerwatywę. Spieszyłem się, nie chciałem, żeby myślała, że mam zamiar teraz odejść, żeby nie zadręczała się choć przez sekundę, że mógłbym ją porzucić. Sam pragnąłem wrócić, mieć kontakt z nią, z jej aksamitną skórą, patrzeć w te brązowe oczy, które tej nocy błyszczały jaśniej niż kiedykolwiek wcześniej. Wróciłem do łóżka, od razu się w nią wtulając. Wiedziałem i czułem, jak ważny jest dla niej ten etap, w którym zwyczajnie jest już po wszystkim, a wybór, czy chcę zostać, czy nie, należy tylko do mnie. Nie wahałem się nawet przez moment. Jeśli w tym pokoju była osoba, która miała zadbać o poczucie jej bezpieczeństwa, to tylko ja. Nie mówiliśmy nic. Czasem słowa po prostu nie wystarczały. Schowała głowę w mojej klatce piersiowej, a ja, zaraz po tym, jak utuliłem nas białą kołdrą, również ją objąłem. Byłem pozytywnie wykończony. Zastanawiałem się, o czym myśli. Czy było jej ze mną dobrze, czy jest jej dobrze teraz, czy chce ze mną zostać, wiedząc, że nic złego jej tu nie spotka? 

Ułożyłem swoją dłoń na jej zarumienionym policzku, gładząc go kciukiem. Przyznałem w duchu, że moja ręka jest wielkości całej twarzy dziewczyny. Uśmiechnąłem się sennie, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Nie wyglądała na specjalnie zawstydzoną, czy onieśmieloną. Wydawała się być po prostu odprężona. Miałem wrażenie, że w jej oczach maluje się wyraźne poczucie lekkości, jakby ciężar który nosiła na barkach był teraz jedynie piórkiem. A wszystko dzięki mnie. To ja to zabrałem, ja jej pomogłem, ja chciałem być przy niej w tak trudnym, a jednocześnie przełomowym momencie. Może nie robiła tego pierwszy raz, może ja też nie robiłem tego pierwszy raz, ale co za różnica, gdy nie czułem się tak nigdy, gdy robiłem wszystko w ten specyficzny, delikatny, niemal romantyczny sposób, gdy wiedziałem, że ta noc będzie różnić się od pozostałych, spychać je na pobocze tak skrajnie, że nie będę mógł znaleźć pomiędzy nimi nici porównania.

- Było cudownie Candice. - założyłem kosmyk jej jasnych włosów za ucho.

Chciałem, żeby wiedziała, że jej były chłopak był po prostu draniem, kiedy powiedział jej te wszystkie okropne rzeczy, że nie jest dobra, że wyglądała na lepszą, że ,,wyobrażał to sobie inaczej". Takie słowa, w dodatku, gdy dopiero zaczynasz coś robić, mogą doprawdy zaboleć, zostawić niezdolne do wyleczenia rany. Uśmiechnęła się słabo, jakby wiedziała, że mówię czystą prawdę. Zresztą, sama widziała co się ze mną działo. Niczego nie ukrywaliśmy.

- Wspaniale. - cmoknąłem jej czoło raz, a potem jeszcze raz, przy okazji łagodnie gładząc jej kark swoją dłonią.

- Mi też się podobało. - wyszeptała.

Zachichotała mi w szyję, a ja przymknąłem oczy, oczarowany dźwiękiem jej śmiechu. Jednym szybkim ruchem przekręciłem nas na bok, w ten sposób, że teraz swobodnie mogła leżeć na mojej klatce piersiowej.

- Doszły mnie słuchy, że lubi pani to miejsce. - objąłem jej talię i przykryłem kołdrą nagie, wystające ramiona razem z plecami, którym pewnie przez różnicę temperatur zrobiło się zimno.

Kąciki jej ust nieśmiało powędrowały do góry. Czy była zdziwiona, że chcę ją tak blisko? Że nawet gdy śpimy, chciałem czuć jej bijące serce przy swoim, równomierne oddechy, które utwierdzałyby mnie w tym, że śpi jej się dobrze, bez zbędnych zmartwień? W duchu dodałem, że przy mnie nie powinna martwić się niczym. 

Podciągnąłem ją wyżej, tak żeby swoją głowę miała gdzieś pod moją brodą. W ten sposób mogłem przykryć nas kołdrą już całkowicie. Opuszkami palców jeździłem po jej skórze na plecach, licząc na to, że w ten sposób poczuje się bardziej komfortowo. Jak się okazało, chyba faktycznie tak było, bo chwilę potem poczułem małego buziaka gdzieś w okolicy swoich obojczyków. Wyszczerzyłem się durnowato. Objąłem jej talię, a potem splotłem nasze nogi.

Candice była zmarzluchem, co było najwspanialszym, co mi się przydarzyło. Wtulała się w moją klatkę piersiową, biorąc tyle przyjemnego ciepła, ile chciała. Topiła się w nim, i wcale a wcale nie zamierzała prosić o pomoc.

Było nam idealnie.

Myślałem, że wiedziałem wszystko, że nic mnie już nie zaskoczy. Nie mogłem uwierzyć w jak wielkim zakłamaniu żyłem. Nie miałem pojęcia, że kiedykolwiek mogło mi być tak wspaniale. To było takie szczególne, niesamowite.

Czułem jej spokojny oddech, podczas gdy ja oddawałem jej swój. Wszystko tu było takie wspólne, takie piękne, perfekcyjne. W tym co zrobiliśmy nie było krzty wulgaryzmu, panowała jedynie niepohamowana chęć bliskości.

Odgarnąłem jej włosy na jedną stronę, żeby móc nacieszyć nią oczy jeszcze przez moment. Ona swoje zamknęła, już dawno zanurzając się w błogim śnie. Ja też miałem ochotę, ale nie potrafiłem. Co jeżeli okazałoby się, że teraz śnię, że tak naprawdę nigdy jej nie spotkałem? Westchnąłem niespokojnie na samą myśl. Oblizałem wargi i przekręciłem nieco głowę, w stronę okien. Słońce powoli wschodziło, przebijając się przez osłonę nocy, pod którą zatraciliśmy się w sobie, zapominając o wszystkim, co nas otaczało. Wyciągnąłem swoją dłoń, delikatnie głaszcząc jej włosy opuszkami palców.

Wciąż nie mogłem tego przyswoić, uwierzyć. To było takie nierealne, a jednak naprawdę się działo. Candice i ja przespaliśmy się ze sobą. Ona i ja. Razem, w jednym hotelu, pokoju, łóżku.

Nie żałowałem absolutnie niczego, ale jedno nie dawało mi spokoju.

Jak właściwie do tego doszło?

---

Witamy w fabule, wielkie otwarcie. :)

Posunelam sie do opisania calej sceny, no bo to jeden z wazniejszych momentow w ksiazce takze no mam nadzieje ze jakos mi to wyszlo

Dobra dawajcie swoje przemyslenia, cholera no, po czyms takim na pewno macie. Raz, raz, raz

Zakladam ze sie tego nie spodziewaliscie, mam nadzieje, ze jeszcze nie raz, nie dwa was zaskocze!

Continue Reading

You'll Also Like

587K 36.6K 26
•The First Time List• w życiu zdarza się wiele „pierwszych razów" zaczynając od pierwszego kroku, pierwszego słowa przez tak banalne jak choćby pier...
11.2K 1K 21
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...
891K 36.9K 48
23-letni nauczyciel języka angielskiego - Harry Styles zakochuje się w swojej uczennicy 18-letniej Rose Gilbert. Jak potoczą się ich losy? Czy będą r...
48.5K 1.8K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...