Układ

By aksaver

76.2K 2.5K 1.5K

Jako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od... More

Wstęp
Prolog
1. Świrnięta romantyczka
2. Para idealna
3. Trening rzecz święta
4. Za przeproszeniem
5. Mały wypadek
6. Parszywa suka
7. Fresa
8. Żarty
9. Plantacja truskawek
10. Umowa
11. Poderwać chuja
12. Atuty
13. Fanka oversize
14. Korepetycje z uwodzenia i flirtowania
15. Partnerzy w zbrodni
16. Nigdy
17. Pijany królik w okularach
18. Niczym anioł
19. Do kina czy na film?
21. Lubię Connora
22. Picasso
23. Sen nocy letniej
24. Uroczo-seksowna
25. Pierzony ranking
26. Moje gratulacje
27. Pierdolone truskawki
28. Oj Clare, Clare
29. Zakochana idiotka
30. Jak romantycznie
31. Korepetycje z życia
32. Twój KOLEGA
33. Mój chłopak
34. Mi Fresa
35. Rozumiemy się?
36. Jak domek z kart
Epilog
Dodatek
Podziękowania + info co dalej

20. Lwy z Leicester górą!

901 25 16
By aksaver

Wygraliśmy. Było dość ciężko, bo drużyna ze stolicy była dość dobra, ale no cóż... Byliśmy lepsi.

Lwy z Leicester górą!

Musieliśmy być najlepsi w tym sezonie. Musimy do cholery dojść do finału i go wygrać. Tytuł mistrza musiał być po prostu nasz. I tak – miałem w tym osobiste powódki. Po prostu musiałem grać jak najdłużej, będąc jednym z lepszych na boisku za każdym pieprzonym razem, by dać się zauważyć.

Teraz jedyną nadzieją było jak najlepsze zaprezentowanie się wszystkim skautom. Moja przyszłość w końcu była w moich rękach. Teraz to ja nią kierowałem i nic innego się nie liczyło. Mogłem w końcu zrealizować swój plan. Byłem niemal pewny, że mi się to uda i po wakacjach będę grał już w najlepszej lidze, dla klubu, który naprawdę liczy się w najważniejszych rozgrywkach.

Tak, ta liga też była... solidna. Mierzyły się w niej same najlepsze drużyny uniwersyteckie czy te reprezentujące szkoły średnie.

Ale do profesjonalnej ligi było jej daleko. Nie była najważniejszą w hierarchii, nie znajdowała się na najwyższym szczeblu rozgrywek piłkarskich, a ja chciałem grać właśnie w nich.

Plan był prosty. Skończyć osiemnaście lat i po uzyskaniu pełnej zdolności do czynności prawnych, zagrać najlepszy sezon w swoim życiu i otrzymać propozycje nie odrzucenia.

Plan był prosty, ponieważ takie były najlepsze. Jednak i tak pojawił się haczyk – by dać się zauważyć, musiałem grać. Nie udałoby mi się to, gdyby mnie wyrzucili za oceny.

Nie udałoby mi się, gdyby nie pomoc Agnes.

Szybko skarciłem się za tą myśl, ponieważ ostatnio zdarzało się to często.

Często myślałem o niej.

Zbyt często.

Gdy mój telefon się zaświecił, a na ekranie widniała wiadomość od nikogo innego, jak od właśnie owej dziewczyny, która od czasu do czasu gościła w mojej głowie, przez pierwszy moment myślałem, że zwariowałem i sobie to wymyśliłem przez euforię, która jeszcze mnie nie opuściła.

W końcu skończyłem mecz dopiero jakieś kilkadziesiąt minut temu.

Od Fresa:

Gratulacje!

Jedna, krótka wiadomość, jedno pierdolone zdanie, a wywołało uśmiech na mojej twarzy.

Do Fresa:

Skąd wiesz, że wygraliśmy?

Czy było trudno się o tym dowiedzieć? Pewnie nie. Na pewno już pojawiła się informacja na stronie szkoły, na drużynowych instagramie czy prywatnych zawodników i w sumie innych uczniów. Całe SODS zawsze żyło naszymi meczami. Były traktowane jak święta.

Więc moje pytanie było głupie, ale chyba przez pewną chwilę po mojej głowie przeszła jedna myśl; chciałbym przeczytać, że po prostu tak w nas wierzyła.

Że wierzyła we mnie.

– Co się szczerzysz? – zapytał, siedzący obok mnie Rhys.

Zignorowałem go.

Przeważnie w autokarze siedziałem z Liamem, ale dziś wybrał nieco inne towarzystwo. I nie mogłem mieć mu to za złe.

Od Fresa:

Cure mi napisała.

Aha.

No tak. Cure jechała razem z nami wraz z resztą dziewczyn, które nam dzielnie dopingowały swoimi układami tanecznymi.

Nie odpisałem, ponieważ sam nie wiedziałem, co miałbym jej wysłać.

Od kiedy ja tak analizowałem głupie wiadomości?

– Teraz wyglądasz, jakbyś przestrzelił karnego.

Daj. Mi. Spokój.

Od Fresa:

Wracacie już?

Do Fresa:

Tak. Po 12 będę w domu.

Mecz skończył się koło dziesiątej, chwilę zajęło nam ogarnięcie się i inne sprawy logistyczne, ale zaraz po tym ruszyliśmy, by jak najszybciej być Leicester.

Zauważyłem ruszające się trzy kropeczki, które oznaczały, że Agnes coś pisała. Wyczekiwałem na jej treść, jak głupi.

Bo zachowujesz się jak kretyn, Connor.

Po chwili zniknęły i znów się pojawiły, a zaraz po nich wiadomość.

Od Fresa:

I jak ci poszło?

Do Fresa:

A jak myślisz?

Od Fresa:

Hmm... trudne pytanie.

Pisała coś jeszcze, ale zanim zdążyła wysłać, ja wystukałem:

Do Fresa:

Przypomnieć ci, kto powiedział ostatnio w bibliotece, że jestem bardzo dobry?

To były tylko dwa słowa, a jakoś tak wyryły mi się w pamięci. Lubiłem słyszeć komplementy, a w jej ustach brzmiały jeszcze lepiej.

Pewnie dlatego, że były nieoczywiste.

Niemal tak nie oczywiste jak nasza znajomość...

Nigdy nie przypuszczałbym, że po jednym z wygranych meczy będę pisać z Agnes Lee i że będzie to tak przyjemne. Będzie to czymś, co mi się podobało i czymś, co mógłbym robić przez resztę drogi.

Przeważnie próbowałem wyrzucić z siebie adrenalinę i próbowałem się przespać, by zregenerować siłę, choć z tymi idiotami, którzy zawsze darli ryja (tak jak zresztą teraz) było to naprawdę trudne.

Do Fresa:

Byłem najlepszy.

Rozejrzałem się po autokarze, czekając na wiadomość.

Panowała istna radość.

Ja też się cieszyłem. Za każdym pieprzonym razem wygrana smakowała tak samo dobrze. Nieważne z kim czy jak istotna ona była.

Grałem od dziecka, wygrywałem (tak samo jak przegrywałem) już setki razem, a uczucie nigdy się nie zmieniło. Czy to grając za dzieciaka w akademii Barcelony, gdzie się wychowałem, czy później w szkółce chrzestnego, w której teraz pomagałem czy wreszcie od trzech lat w Lwach. Wygrana była najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała.

Od Fresa:

Oficjalnie najlepszy czy tak sam stwierdziłeś?

To ogromna różnica.

Prychnąłem na te słowa.

Zołza.

Wredna zołza.

Do Fresa:

Oficjalnie

Twój brak wiary we mnie boli.

Od Fresa:

Wolałam się upewnić!

Zostałeś MVP?!

Wiedziała co to znaczy?

Do Fresa:

Tak, fresa. Mówiłem, ci że byłem najlepszy.

Szkoda, że tego nie widziałaś.

Szkoda, że cię nie było.

Od Fresa:

Szkoda

– I znów się szczerzysz. Jakieś zmiany nastrojów czy co? Okres?

Uśmiechałem się?

– Spadaj.

– Poza tym nie próbujesz zasnąć, na nikogo się nie drzesz, by przymknął mordę. Dobrze się czujesz?

Znów go zignorowałem, ponieważ nie miałem ochoty na rozmowę.

Na tę głupią rozmowę z Rhysem.

Do Fresa:

Ale się nie martw, fresa. Nic straconego.

Jeszcze nie raz zobaczysz mnie w akcji.

Następny gramy u siebie, więc liczę na doping.

Od Fresa:

Na pewno ktoś będzie ci kibicował. Masz wielu fanów.

Fanek*

Do Fresa:

Wybacz, mój błąd. Nie doprecyzowałem.

Liczę na twój doping, fresa

Znów na ekranie pojawiły się trzy kropki, ale bardzo szybko znikły, więc po chwili dopisałem:

Jeśli będziesz mnie tak motywować, jak do nauki, to coś czuję, że zostanę zawodnikiem sezonu.

Musisz przyjść.

Czy ja próbowałem z nią flirtować?

Czemu do cholery?

Od Fresa:

No nie wiem...

Do Fresa:

Zadedykuje ci gola

Kropki, a następnie wiadomość:

Od Fresa:

Muszę kończyć. Do zobaczenia jutro, Connor.

Nie mogłem się powstrzymać i westchnąłem.

Uciekała.

Do Fresa.

Już nie mogę się doczekać.

Dobranoc, fresa.

Przez chwilę tak siedziałem, gapiąc się w telefon mimo, że dziewczyna nawet nie odczytała ostatnich wiadomości. Po chwili odwróciłem się do jej przyjaciółki, która siedziała za mną wraz z Liamem.

To dla niej mnie zostawił...

No cóż...

Trudno.

– Cure – zacząłem, na co ona pokiwała głową, dając mi znać, bym kontynuował.

– Nie śpisz? – wtrącił się Liam.

– Przez drących ryja idiotów się nie da – burknąłem szybko.

– Nie są głośniejszy niż zwykle.

– Nieistotne, Dziewiątka – mruknąłem, przesuwając wzrok na jego... dziewczynę? Przyjaciółkę? Sam nie wiedziałem kim dla siebie byli. – Przekonaj ją do dołączenia do cheerleaderek.

Nie dało się jej do tego namówić, a to był naprawdę doskonały pomysł. Idealny do realizacji naszego planu, dzięki temu byłaby bliżej tego chuja, więcej czasu razem...

Więcej by ich łączyło.

A może po prostu chciałem, by tu teraz była.

Ogarnij się, Connor.

To, że przynosi ci szczęście na egzaminach, nie oznacza, że...

– Jakbym wstanie ją do czegoś namówić. Jeśli ci się nie udało, to mi tym bardziej.

*

– Nie nauczyłeś się już niczego, nie? – zapytała Agnes, kiedy to tylko zobaczyła mnie obok Rhysa. – Niech zgadnę, ty też nic nie umiesz – odezwała się w stronę mojego przyjaciela, pokazując na niego palcem.

Wróciliśmy późno. W sumie to jakieś osiem godzin temu. Pewnie, że żaden z nas nic nie umiał. Byliśmy wykończeni, ale szkoła nigdy nie uznawała taryfy ulgowej po meczach wyjazdowych, które odbywały się w normalne dni robocze.

– Nawet nie musicie odpowiadać, bo znam odpowiedź – mruknęła.

Nie wiedziałem, czy była bardziej zła czy zmartwiona.

– Powinnaś zacząć coś od czegoś w stylu "Gratulacje wygranej"... – zacząłem, ale szybko mi przerwała.

Nie była dziś w nastroju.

– Gratulowałam już – oburzyła się mrużąc oczy.

Tak, mnie. Nie Rhysowi, który o niczym nie wiedział... Jednak nie zamierzał się wtrącać, po prostu oparł się o parapet i nam się przyglądał, jakbyśmy byli bohaterami jakieś marnej telenoweli.

– Ale nie osobiście – wyszeptałem wprost w jej usta, przybliżając się.

Dziewczyna błyskawicznie się odsunęła, zakładając ręce na piersi.

Bojowo.

Czy byłem mocno stuknięty, twierdząc, że podobał mi się ten widok?

– Poważnie Connor. Przecież musisz to zdać.

Tak, byłem w dupie.

Niczego już nie pamiętałem z naszych zajęć. Niepotrzebne informacje bardzo szybko wylatywały z mojej głowy. Dlatego zawsze musiałem sobie przypomnieć wszystko dzień wcześniej, a tego nie zrobiłem.

A to nie zwiastowało, niczego dobrego.

– Nie martw się. – Chciałem ją trochę uspokoić. – Jakoś to ogarnę.

Sam próbowałem w to uwierzyć.

Nie mogłem zawalić, bo jedna zła ocena znów stawiała mnie w nieciekawej sytuacji. Nie mogłem sobie pozwolić na zagrożenie...

Najwyżej jakoś odrobię czy coś.

Bardziej to coś.

Sam trochę panikowałem, ponieważ wiele poświęciłem, by grać i utrzymać się na jak najwyższym poziomie przez wiele lat. A gdy mój kontrakt, inaczej przepustka do zawodowej kariery, był już na wyciągnięcie ręki, pojawiła się ta beznadziejna przeszkoda.

– Po prostu nie chce żebyś... – zaczęła spokojnie.

– Będzie dobrze – powiedziałem, łapiąc ją za rękę i smyrając jej wierzch knykciem.

Brzmiała tak jakby się martwiła o moje oceny, tak jak robiłem to ja, a to było w chuj urocze.

– Po coś są poprawki – stwierdził Rhys, kładąc rękę na moim ramieniu.

– Connor, nie może sobie na nią pozwolić.

– Nie będzie mi potrzebna, fresa – obiecałem.

Pierwszy raz od dawna coś komuś obiecałem, nie mając pewności czy na pewno uda mi się to zrealizować. Po prostu wyleciało to szybciej z moich ust niż zdołałem pomyśleć.

Coś musiałem jeszcze pamiętać, prawda?

Po chwili weszliśmy do środka. Udałem się do ostatniej ławki, które najczęściej okupywałem. Tak właściwie to one należały do mnie na wszystkich przedmiotach oprócz chemii, na której siedziałem z Agnes. Dziewczyna mnie zaskoczyła, udając się za mną, choć zawsze do niej należała, któraś z pierwszych. Usiadła przede mną.

Nauczycielka bez większych ceregieli przywitała się krótko i zaczęła rozdawać kartki.

– Nic trudnego. Wszystko było na zajęciach albo było zadaniem domowym. Pytanie są głównie zamknięte, ale jak zobaczycie znajduję się kilka półzamkniętych, gdzie trzeba dopisaić jedno słowo lub coś wyjaśnić. Ostatnie zadanie jest waszą opinią. Oczywiście jak zawsze będę oceniać prawidłową argumentację.

Brzmiało... beznadziejnie.

Próbowałem sobie wszystko przypomnieć. Każde korki z Agnes, szczególnie te ostatnie, ale jak już mi się udawało to widziałem przed oczami tylko uśmiechniętą dziewczynę, która darła się na mnie, że ją nie słucham.

Skup się, Connor.

Buszujący w zbożu.

Pani Bovary

I inne.

Nie było tak źle. Chociaż wiedziałem, czego dotyczył sprawdzian. To już jakiś sukces, prawda?

Przeczytałem pierwsze pytanie, potem następne. Ominąłem kilka pierwszych, potem kolejne aż doszedłem do ostatniego.

Zajebiście. Po prostu wyśmienicie.

Myśl do cholery. Musisz coś pamiętać. Przecież naprawdę uczyłeś się z Agnes.

Zacząłem coś w skrobać w zadaniu dziesiątym, które było opinią własną. Jakąś posiadałem przecież. Zajęcia z Agnes nauczyły mnie jakiekolwiek udzielania się, wyciągania wniosków, analizowania czy interpretowania.

Nie bałem się rzucić jakąś tezą.

Po jakimś czasie zobaczyłem, jak dziewczyna siedząca przede mną odsuwa kartkę bardziej na środek, w tym samym czasie odsuwając się na bok.

Daje mi ściągnąć?

Agnes, która nie znosi oszustwa? Agnes, która brzydzi się kłamstwem i twierdzi, że jesteśmy kowalami swojego losu? Ta dziewczyna, która twierdzi, że wszystko trzeba osiągnąć ciężką pracą, a nie drogą na skróty?

Wymieniliśmy się z Rhysem spojrzeniem. Chłopak się uśmiechnął.

W końcu spisałem.

Ledwo skończyłem, kiedy nauczycielka ogłosiła koniec czasu i kazała podać kartki do przodu. Gdy kobieta skończyła porządkować nasze kartkówki, a następnie odwróciła się do tablicy, by coś zapisać, wyciągnęłem telefon, by napisać tę jedną ważną wiadomość.

Do Fresa:

Dziękuję, fresa.

– Podziękuj też ode mnie.

Tak.

Nie pomogła tylko mi, bo Rhysowi też. Położyła ją tak, bym ja i on mogli przepisać odpowiedzi.

Od Fresa:

Nie ma za co.

Jesteśmy w końcu partnerami w zbrodni, prawda?

*

Uczyłem się od dwóch godzin (poraz już sam nie wiem który) w bibliotece z Agnes. W tym miesiącu byłem w niej więcej razy niż przez całe swoje życie. To było chyba już nie zdrowe czy coś.

– Naprawdę ci dziękuję za ten angielski dziś. Uratowałaś mnie. – Ruszyłem za dziewczyną, która poszła poszukać odpowiedniej książki.

– Po to mnie masz – mruknęła szybko, a potem dodała: – To znaczy no wiesz, miałam ci pomóc i... – Spojrzała na mnie przez dosłownie sekundę, a następnie wróciła wzrokiem na buty, patrząc pod nogi.

– Tak, tak. Wiem. Po to cię mam – zaśmiałem się i w końcu ją dogoniłem, gdy zatrzymała się przy regale. Przybliżyłem się do niej, by spojrzeć w jej oczy. – Tylko nie sądziłem, że też po to by umożliwiać mi ściąganie. Dobrze wiedzieć.

– Nie przyzwyczajaj się. Ostatni raz ratuję ci dupę w ten sposób. – Pogroziła mi palcem, czym wywołała uśmiech na mojej twarzy.

Domyślałem się.

Odwróciła wzrok, by spojrzeć na książki, ponieważ szukała tej konkretnej.

– Chciałaś chyba powiedzieć, seksowny tyłek – powiedziałem, na co dziewczyna się skrzywiła. – Ostatni raz ratuje twój seksowny tyłek w ten sposób – poprawiłem. – No przyznaj, fresa.

Lubiłem ją prowokować. Wyglądała wtedy tak słodko i niewinnie. Zagubiona i zmieszana, ale z błyskiem w oku, który podpowiadał, jaki tak naprawdę miała charakterek.

– Marz dalej.

Będę.

Milczałem, uśmiechając się pod nosem. Lubiłem te nasze wymiany zdań. Sprawiały mi one jakąś dziwną przyjemność.

– Następnym razem ci skopie tyłek, a nie... – przerwała, na co cicho się zaśmiałem, stając za nią, a gdy spotkaliśmy się twarzą w twarz, zapytała: – A tobie co? Z czego się śmiejesz?

– Lubię ty taka jesteś – wyszeptałem w jej usta.

Stając w ten sposób miałem doskonały widok na jej twarz. Na oczy, usta, od których dzieliły mnie dosłownie centymetry...

Oparłem rękę o półkę obok, "zamykając ją" z jednej strony. Miałem ochotę zrobić to samo z drugą, ale się powstrzymałem. Nie chciałem, by poczuła się przytłoczona...

– Czyli jaka? – zaśmiała się.

Lubiłem też, gdy się uśmiechała. Była wtedy taka promienna i... Nigdy bym tego nie połączył i nie sądził, że kiedyś tak pomyślę o Agnes, ale była seksownie urocza.

Tak, seksownie urocza.

Uroczo seksowna. Jak kto woli.

– Lubię gdy jesteś taka swobodna, odważna. Taka bojowa. – I lubię kiedy mi dogryzasz, uśmiechając się pod nosem. – Czemu częściej nie jesteś taka waleczna, co? – Prawą rękę zgarnęłem z jej twarzy parę niesfornych kosmyków.

Lubiłem gdy miała je spięte. Wtedy mogłem doskonale skanować każdy cal jej twarzy.

Sama mogłaby postawić się Anne. Dałaby radę. Potrzebowała tylko motywacji.

– Nie jestem tak wyszczekana jak na przykład Clare czy Isla.

Oj tak Isla potrafiła się odezwać i nie była się powiedzieć, co myśli. I lekko mówiąc nie przepadała za mną.

– Uwierz mi, że nie wiele ci brakuje. Widać, że uczysz się od mistrzyni – zaśmiałem się. – Musisz po prostu przestać bać się opinii innych.

Agnes była tak skomplikowaną osobą... Nie schematyczną. Naprawdę było ją ciężko rozszyfrować. Gdy chodziła o naukę, była pierwsza do wyrażenia swojego zdania. Była pewna i przekonana swoich racji, a jeśli chodziło już o inne, takie życiowe tematy, nabierała wody w usta. Bała się własnego cienia i chowała jak mysz pod miotłą.

Czemu?

Byłem ciekaw, jak ona zamierzała poradzić sobie z tym na prawie.

To nie było dla niej i byłem pewny, że gdzieś podświadomie sama o tym wiedziała, tylko nie potrafiła postawić się rodzicom.

– Możemy wrócić do pracy? – zapytała, odsuwając się i ściągając moją rękę, która ograniczała jej ruchy.

Odeszła.

– Nie – mruknąłem.

– Muszę znaleźć tę książkę i...

– Musimy umówić temat tego zjeba.

"Zjeb", "chuj", łagodniej czasami mówiłem "kretyn" czy "idiota", a Agnes od razu wiedziała, o kogo chodziło. Nie trzeba było być geniuszem by się domyślić, a dziewczynie nie można było zarzucić braku inteligencji. Była niezmiernie mądra, bystra i w cholerę sprytna.

– Uwierz, że to jest ostatnia rzecz, którą chcę z tobą robić, ale musimy omówić trzy sprawy – powiedziałem całkowicie szczerze.

Sam walczyłem ze sobą, ponieważ tak bardzo odwlekałem ten temat. Nie chciałem o nim gadać, nie chciałem jej pchać w jego ramiona.

Była za dobra dla niego. Nie chciałem, żeby...

Przychodziło mi to z wielkim trudem, ale taki był plan. Trzeba było więc go realizować.

– Musisz mu pokazać, że mnie nie lubisz – powiedziałem wbrew sobie. – W ten sposób zyskasz w jego oczach – powiedziałem, będąc złym na samego siebie, a następnie dodałem, za nim dziewczyna zdążyła się odezwać: – A i musisz przyjść na następny mecz. Wiesz życzyć mu powodzenia.

Chyba nigdy tak ciężko nie było mi czegoś powiedzieć. Czułem jak coś mnie wyżerało od środka.

– Potem po meczu go skomplementować. Choć nie ukrywam, że to ja wolałbym usłyszeć wszystkie te miłe słowa padające z twoich ust – mruknęłam, na co dziewczyna zareagowała bardzo gwałtownie, znów odwracając się do mnie. – W sumie... to mnie też możesz skomplementować. – Mrugnąłem do niej, na co ona przewróciła oczami. – Najlepiej, żebyś coś sobie poczytała o piłce nożnej, byś ogarniała i miała wspólny temat rozmów.

– Tak jest.

Pierwszy raz nie cieszyłem się, z tego że dziewczyna od razu mnie posłuchała.

– Na pewno? Nic nie masz do powiedzenia? Żadnych 'ale'?

Przez chwilę tak stałem, będąc w szoku i obserwując dziewczynę. Czemu do cholery zależało mi na jakimś jej proteście.

– Jaka jest ta trzecia sprawa? – Wróciła do poprzedniego zajęcia, ruszając dalej i przeglądając pozycje wystawione na regale.

– Musisz... – zacząłem, próbując pozbierać myśli – ubierać to, co ci kupiliśmy.

Ubierała co prawda już dopasowany mundurek, który w końcu był o właściwym rozmiarze, ale nadal poza szkołą chodziła w swoim ukochanym oversize. Nawet teraz miała na sobie długi, gruby i o parę rozmiarów za duży, szary sweter.

Wyglądała w nim dobrze, ale...

– Oczywiście – mruknęła sarkastycznie. – Jak pan sobie życzy.

Tego wymagał plan, a może tylko sobie to tak tłumaczyłem? Może to już nie chodziło o Trzynastkę. Tylko sam chciałbym ją również widzieć w takich ciuchach...

Przecież już złapałem się na kilkukrotnym rozmyślaniu nad tym, jak bardzo byłaby zła, gdybym pomógł ściągnąć jej ten sweter. Gdybym złączył ponownie jej usta.

Czy to było dziwne? Nie.

Czy nieodpowiednie? Tak.

– Pomóc ci z zasadami? Wytłumaczę ci parę rzeczy, co? – zmieniłem temat, ponieważ to, co działo się w mojej głowie robiło się niebezpieczne.

Nie powinienem o niej tak myśleć, ale ciężko było się powstrzymać. Tak nagle zmieniło się moje postrzeganie jej osoby. Jeszcze jakiś czas nie patrzyłem na nią w ten sposób... Wiedziałem, że była ładna, ponieważ nie dało się z tym kłócić, ale bez trudu to ignorowałem.

Nie zwracałem uwagę na jej ciało, usta, włosy, oczy... Na nic.

Czemu ja tak bardzo to drążyłem?

– Nie trzeba. Dam sobie radę. Przecież... – przerwałem jej.

– Wystarczą postawy. Zawodników na boisku jest...

– Jedenastu w każdej drużynie. Connor, wiem. – Ominęła mnie, zaglądając na regał obok.

– Mecz trwa dzie...

– Dziewięćdziesiąt minut, dwie połowy po czterdzieści pięć minut. Plus czas doliczony. Czasami jeszcze dogrywka.

– Występują kary za różne wykroczenia. Dwie kartki...

– Tak, żółta, która jest ostrzeżeniem i czerwona, która nakazuje opuszczenie boiska. Dwie żółte też wykluczają z gry.

Czyli znała postawy? Dobrze.

Będzie łatwiej

– Jest jeszcze rzut karny...

– Tak, również forma jak to ująłeś kary. Przysługę drużynie, której zawodnik został sfaulowany. Albo na przykład gdy jakiś gracz dotknie ręką piłki w polu karnym.

– Dobrze, fresa – mruknęłam, znów ją doganiając.

To przypominało jakąś głupią zabawę. Ja zaczynałem zdanie, ona je kończyła, następnie odchodząc nieopodal, by uwolnić się spod mojego wzroku, a ja i tak szedłem za nią, zatrzymując się za nią, a gdy tylko ona się odwracała, spoglądając w oczy i zaczynając kolejne zdanie. I tak w kółko.

– Jest on wykonywany... – Teraz sam zwolniłem, by dać możliwość dziewczynie odpowiedzieć.

Ona znała zasady.

– Z jedenastu metrów, jeden na jednego. Chyba, że po oddaniu strzału piłka dalej będzie na boisku wtedy mogą dobijać inni – zaśmiałem się.

– Doskonale – wyszeptałem. – Ze spalonym mamy do czynienia wtedy, gdy...

– Connor – westchnęła, wywołując uśmiech na mojej twarzy.

Znów staliśmy tak blisko siebie, że nasze buty się stykały, a usta dzieliły milimetry.

– Wiesz?

– A co jeśli wiem? – odpowiedziała, podnosząc głowę i patrząc prosto w moje oczy. Przełknęła głośno ślinę.

– Będę pod wrażeniem. – Nachyliłem się i znów wyszeptałem: – Wiesz?

– Następuję wtedy, gdy podczas podania piłkarz znajduję się bliżej linii bramkowej drużyny przeciwnej niż jej zawodnicy. I co jesteś pod wrażeniem? – mruknęła zaczępnie.

– Tak – odpowiedziałem, głaszcząc skrawek jej skóry. – Pod ogromnym.

Nigdy nie przypuszczałem, że jakakolwiek rozmowa o piłce może być tak intrygująca i seksowna. Tak pobudzająca.

Nie mogłem zaprzeczyć – poruszyła mnie. Każdy milimetr mojego ciała. I to tak bardzo, że chyba miałem problem.

– Czemu nie powiedziałaś, że ogarniasz zasady? – mruknąłem.

– Ponieważ nie pytałeś. Od razu założyłeś, że się nie znam.

– Byłem w cholernym błędzie.

Czemu uważałem to za seksowne?

Bo takie kurwa było.

Nie było chyba nigdy niczego, co bardziej by mnie nakręciło.

Dziewczyna, znająca się na sporcie, który był moim całym życiem była w chuj pociągająca.

Connor ogarnij się! Zachowujesz się jak pieprzony dzieciak, który pierwszy raz zauważył cycki.

Ze mną jednak było gorzej – ja nawet ich nie widziałem.

Czy to moment mojej zguby? Chyba tak, ponieważ nawet nie zorientowałem się kiedy, moje palce dotknęły jej podbródka, delikatnie podnosząc go do góry i przybliżając się do dziewczyny.

Czy jej usta nadal smakowały truskawkami?

Prawdopodobnie tak.

Dziewczyna zastygła w bezruchu, nie zrobiła nic. Nie odepchnęła mnie ani nie uciekła, ale gdy moje usta już odnalazły drogę do jej, usłyszeliśmy:

– Agnes, dziecko. Ja wiem, że dziś mi nie pomagasz – odezwała się bibliotekarka, co obudziło dziewczynę. Ocknęła się chwilowego letargu. – Ale wiesz może gdzie jest...

Agnes wyminęła mnie i bez słowa ruszyła do Adeline.

Biegiem.

Uciekała, ponieważ chciałem posunąć się za daleko.

Kurwa.

*

– Weź się w końcu w garść, bo nie wytrzymam z tobą dłużej – powiedziała, a raczej wykrzyczała w moją stronę Agnes. – Czy tak naprawdę ciężko jest się przyłożyć?

– Daj spokój.

– Pewnie, daj spokój – sarknęła. – Powiedz mi, czemu ja się zgodziłam ci pomóc? – zapytała z wyrzutem. – Drugi raz bym tego błędu nie popełniła.

– Fresa.

– Przestań tak do mnie mówić. – Od dawna jej to nie przeszkadzało, ale tak właśnie miało być. – I przestać marnować mój czas.

– Wybacz, że musisz się użerać z takim idiotą, kochanie.

– ak ty mnie czasami wkurzasz – mruknęła.

– Tylko czasami? To już postępy.

– Nie sądze.

– A ja tak. Wybacz, ale muszę lecieć na trening. Chyba, że chcesz zostać i popatrzeć?

Trenerowi raczej ten pomysł by się nie spodobał, ponieważ wolał "zamknięte treningi", ale tylko tak o to palnąłem.

– Żeby jeszcze było na co? Ale ciesz się tym Connor, bo jak dalej będziesz tak olewał nasze zajęcia, to będą twoje ostatnie treningi.

– Nie olewam – zaprzeczyłem. – Jakbym mógł cię olewać?

– Idź już lepiej.

I tak zrobiłem, wymijając w drzwiach Trzynastkę, posyłającego mi bezczelny uśmiech, ciesząc się z tego, co usłyszał i nie mając pojęcia, co tak naprawdę się działo.

To wszystko było cholerną grą.

Od dawna nie tylko to. 

Continue Reading

You'll Also Like

64.1K 1.8K 24
Tom I trylogii Mafia Vivian Scott mając siedemnaście lat ucieka od rodziców, którzy zostali mafią. Po trzech latach dziewczyna jedzie na nielegalny w...
62.8K 3.2K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
150K 4.6K 35
17-letnia Grace w słonecznej Florydzie, zostawiła swoich przyjaciół, chłopaka i życie, jakie prowadziła do czasu, gdy rodzice oznajmili, że przenosz...
281K 10.1K 23
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...