Miasto bez ciebie / Taco Hemi...

By NeverDollars

12.2K 861 413

[smak gorzkiego szluga w ustach astmatyka] More

1. Szlugi i kalafiory
2. Wszystko jedno
3. Następna stacja
4. KrWawa Jesień
5. Głupi byt
7. +4822
8. Abonent jest czasowo nie dostępny
i'm so sorry
9. Cafe Belga
10. Tlen
[przerywnik]
11. Żywot
12. Szczerze
13. Tsunami blond
.
14. Adieu

6. Mięso

575 52 6
By NeverDollars




    Patrzę w tłum ludzi, ciasno upchanych w klubie, uderza mnie smród potu, alkoholu i dymu papierosowego. Jest piątek, więc cała Warszawa świętuje, bawi się i tańczy.

    Danse Macabre. Taniec aż do zgonu, tylko z tą różnicą, że rano się budzisz - obolały - ale żywy. A nawet tego nie chcesz. Przynajmniej ja. Ale dobrze mi tak w tym tłumie, nie obchodzi mnie to, że tak tu śmierdzi, że zapewne poniosę konsekwencję dzisiejszej zabawy, że... znowu uciekam w miasto, bo tak mnie nudzi i rozczarowuje ten świat.

  Muzyka dudni mi w uszach i chociaż na co dzień nie słucham "klubówki" nawet jestem w stanie znieść beznadziejny refren, a jak wypije kilka piw, to i zwrotki nie wydają mi się takie złe.

  Szukam Piotra i moją ex, nawet nie wiem dlaczego. Chyba po po prostu nie chce pić sam. W końcu dostrzegam nażelowaną czuprynę blondyna, a już za chwilę, kiedy przepycham się przez klubowiczów, Natalkę - w całej okazałości. Królowa parkietu, długonoga ślicznotka, która wprawia swoje ciało w taki ruch, że mam wrażenie jakby całe towarzystwo było wpatrzone tylko w nią. Kobiety patrzą zazdrośnie, a mężczyźni pożądliwie. Ale Natalka nie odwzajemnia ich spojrzeń, tylko wpatruje się we mnie, a w jej oczach pojawia się zaskoczenie z domieszką fascynacji.

   Knuje coś, przychodzi mi na myśl, cholerna dziwka. Mdli mnie i żałuję, że tu przyszedłem, w szczególności, że do Natalki podchodzi Piotr, który ślini jej szyję, a ona nie spuszcza ze mnie wzroku, jakby rzucała mi jakieś wyzwanie. Posyłam w jej stronę posępny uśmiech i unoszę butelkę z piwem w jej stronę, co oznacza nic innego jak przyjęcie ryzyka. Przychylam butelkę do ust i upijam spory łyk. Twoje zdrowie, panno Nikt.

   Podchodzę do nich, panie i panowie co za scena!, rzucam głośne "cześć" i wymijam ich. Odwracają się w moją stronę - Piotr wybity z tropu, moja ex lekko rozzłoszczona. Po drodze nawija mi się jakaś blondynka, muzyka zwalnia, więc obejmuję ją w pasie, a ona wtula się we mnie. Patrzę się na królową parkietu, ale ona nie zaszczyca mnie teraz spojrzeniem - to część jej gierki, ale ja ją znam i wiem, że w środku pieni się ze złości.

   To przed nią powinienem paść na kolana, ucałować dłoń, ukoronować gwiazdami, przyodziać płaszczem z konstelacji. Lecz dobrze wiem, że choćbym przyniósłbym jej całe niebo w garści, poprosiłaby o wszechświat. A ja bym to zrobił, ja bym jej wszystko dał. Dlatego całuję nieznajomą blondynkę, by poczuć smak ust i móc wyobrazić sobie, że to jej wargi.

  Odrywam się od dziewczyny i patrzę w jej żywe oczy, nachylam się do niej i szepczę do ucha. Wokół nas plączą się ludzie,  przepychają i potrącają. Klub pulsuje, głośna muzyka nadaje rytm sercom imprezowiczów, razem tworzących jeden narząd. Chociaż raczej nierząd - bo nie można nazwać tego miłością. To tylko para oczu, para rąk i złączone wargi, dwa ciała - połączone i dopasowane, ale co tak naprawdę je łączy, prócz chwilowej przyjemności? Może to wystarczy, może musi wystarczyć.

  Pragnę miłości, tej prawdziwej, ale ona nie chce mnie przyjąć. Ściga tych szczęśliwców, a oni wpadają  w jej szerokie  ramiona. A mnie ściga chyba tylko śmierć, już rozkłada ręce, by przytulić mnie do swojej piersi - a ja hop - skaczę w bok. Zupełnie jak w miłości. Jednak obiecuję, to nie ja rozpocząłem tą grę, tylko Natalka. Skoczyła w bok i tak wydarzył się Piotr. I tak wydarzyła się moja samotność.

  Walić to. Jest piątek. Nie ma czasu myśleć o bólu, kiedy rozkręca się zabawa, kiedy każdy jest taki szczęśliwy, upojony i kiedy nikt już nie jest oddzielnym członkiem - natomiast jednym ciałem i jednym sercem z klubem.

Słodka blondynka i jej słodkie wargi... Chyba nawet mi się podoba, chyba nawet podoba mi się to co robi. Oddaję się temu uczuciu, zupełnie zapominając gdzie jestem i to, że jeszcze dzisiaj  zostawiłem swoja matkę i brata. Jakie to ma teraz znaczenie?

  Taniec trwa, ludzie jak w transie poruszają się w rytm muzyki. Dziewczyny przeważnie skupiają się  w grupkach, a wokół nich krążą faceci, jak sępy szukają zakąski. Padlina, nieświeże mięso.

  W pomieszczeniu jest gorąco, duszno, aż zaczyna mi się kręcić w głowie. A może to od trunków, nie wiem. Nie wiem co się ze mną dzieje. Tak zahipnotyzowała mnie ta muzyka, że i ja ulegam i wtapiam się w tłum. Odchodzę od blondynki, idę do baru.

    Kątem oka dostrzegam (mięso!) śliczną dziewczynę w bordowej sukience, a wokół niej trzech mężczyzn. Dziewczę jest z koleżankami, ale grupka pijanych chłopaków oddzieliła je. Patrzę jak próbują wyminąć ich, jak chcą znów tańczyć obok siebie, ale mężczyźni nie reagują, rozdzielają je niczym mur. Napastliwie wgapiają się w koleżankę, posyłają zalotne uśmieszki, a co odważniejsi proszą do tańca. Dziewczyna kręci głową, jej twarz wyraża smutek, jakby chciała przeprosić za odmowę, jednak widzę w jej oczach jednocześnie strach i obrzydzenie. Ona nie chce, przechodzi mi przez głowę, nie chce tu być.

  Do grupki dziewczyn podchodzi kolejny amant - starszy, na oko trzydziestoparoletni grubas z nażelowanymi na jeża włosami i koszulką polo. Nie trzeba zgadywać, że w jego głowie huczy disco. Z każdym wersem zagranicznej piosenki jest bliżej przestraszonej dziewczyny, ta cofa się, ale tłum nie pozwala jej uciec. Jak bezbronna łania, rozgląda się, bo wie, że nie uniknie zagrożenia, jest po prostu za późno.

   Disco-polowiec wyciąga spoconą dłoń i prosi (mięso!) niewiastę do tańca. Ta odmawia, ale tłuścioch nie daje za wygraną. Łapie ją za nadgarstek i pociąga do siebie. Nie ma wyboru - ona musi z nim zatańczyć. Mężczyzna kładzie swoje ogromne łapy na jej talii, wzrok ma utkwiony w jej wyeksponowany biust, oblizuje wargi.

  Zabawa wrze! Z klubowych głośników dudni jakaś biesiadna piosenka, którą każdy zna, nawet kiedy nie chce znać. Młodzi i starsi bawią się, śpiewają, piją.

  I tylko ja to widzę - a przecież nie chcę!

  I tylko ja reaguję - a może nie powinienem? Może on nie ma złych intencji, jest pijany i nie wie co robi? To dlatego jego ręce lądują co raz niżej i niżej... A ona cofa się, a raczej próbuje to zrobić, a jej oczy wrzeszczą: zabierz te ręce, zabierz ten wzrok, kurwa, zabierz!

  I tylko ja to słyszę. Klub świętuje - to jutro rano śmierć zbierze żniwo, to dzisiaj się bawią, a jutro będą martwi. To jutro będą zgonować, rzygać i z bólem głowy bełkotać, że to ostatni raz. Jakie jutro? Jest teraz, jest ta chwila, ta impreza, ta dziewczyna, ta zabawa. Nie ma jutra, nie ma, moi drodzy, moi kochani, przyszłości - nie dla młodego pokolenia.

A może dziś jest jutro? Która godzina? Może jest już po północy i nadeszła śmierć?

Dla dziewczyny na pewno.

  Piję drinka dla odwagi i zmierzam w ich stronę. Tłum utrudnia mi zadanie, ciągle wpadam na rozszalałą młodzież, na samotnych samców alfa, którzy obserwują piękne i niedostępne dziewczyny - laski, wyuzdane, zgrabne, seksowne. Nie ta liga, panowie.

(Dziewczyny? A może mięso? Laski? A może jednak zrobią laskę? Mają nadzieję, pierdoleni optymiści, mają ją i nie rezygnują.)

  Dokładnie jak nasz bohater, disco-polowiec. Coś mówi do nieznajomej, stara się przekrzyczeć słowa "Despacito" i imprezowiczów, ogarniętych szałem piosenki. Dziewczyna niechętnie odpowiada, wciąż się stara zakończyć taniec, wyrwać się, ale on jest silniejszy. Kładzie jej dłoń na swoim torsie i przyciska ją.

  Materializuję się obok i potrącam ramieniem. Na twarzy mężczyzny pojawia się grymas, jego świński wzrok świdruje mnie, a jego mięśnie prężą się. Jeszcze raz się przepycham, a kiedy udaje mi się stanąć miedzy nimi, uderzam kolesia w szczękę.

Ej, ej, ej! Słyszę za sobą tubalny głos. O, proszę, ludzie jednak reagują na przemoc, kto by pomyślał?

  Moja pięść ponownie ląduję na twarzy, a konkretnie nosie klubowicza. Ktoś mnie odciąga od niego, ktoś krzyczy, ktoś piszczy, w głośnikach kończy się refren "Despacito", ktoś mnie uspokaja, a ja ma w głowie jedną myśl.

  Zabiję go, niech i on poczuje się martwy, mięsem, padliną. Może wtedy zabierze ten wzrok, zabierze te ręce, może wtedy...

  Ochroniarz wyrzuca mnie na zewnątrz, Piotr i moja ex zostają, chyba nawet nie zauważyli całej tej sytuacji. Wstaję na nogi, otrzepuję się z piachu, chociaż tyle pozostało mi z godności. Zamawiam taxi, zapalam papierosa.

  Ktoś do mnie podchodzi. Mrużę oczy. Sukienka w kolorze czerwonego wina, włosy ciemne - potargane, rozmazany makijaż.

Dziękuję mówi Aga, ta z pod dwudziestkipiątki.

  Dociera do mnie kogo dzisiaj uratowałem. (Uratowałem?!)







Continue Reading

You'll Also Like

18K 1.4K 23
"(...)Czuję dłoń na ramieniu, więc się obracam. Joost wrócił z białym tulipanem w ręku. Patrzę na niego zdziwiona. - Dla mnie? - dopytuję. - Możesz...
133K 9.8K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
5.7K 617 34
"Nie jestem już dzieckiem do cholery zrozum to wreszcie jestem prawie pełnoletni i mam prawo umawiać się z kim chce, to jest moje życie więc się odpi...
3.8K 306 16
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...