Plaga

Door oxygen6

106K 6K 578

Kiedy Plaga spustoszyła Ziemię, każdy musiał zadbać o siebie. Rodzina, przyjaciele, szkoła - To wszystko, co... Meer

Drogą wstępu
Przedstawienie postaci
I
KSIĘGA PIERWSZA
II
III
IV
V
VI
VII
VIII
IX
X
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVIII
KSIĘGA DRUGA
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
XXXIII
XXXIV
Epilog

XXVII

1K 91 5
Door oxygen6

Nikomu bym nie życzyła tego, co przeszedł nasz świat. Nikomu bym nie życzyła rozpadu rodzin, śmierci najbliższych, winy, jaka teraz na mnie ciążyła.

Ostatnie co pamiętam to grupka ludzi łapiących mnie i niepozwalających złapać oddech. Próbowałam walczyć. Potem nastał spokój. Zamknęłam oczy i tak naprawdę po raz pierwszy od dość dawna poczułam, że jestem wolna.

Wolna od uciążliwej codzienności, wolna od strachu, winy, czy nieufności.

Ten świat nie pozostawił nam nic innego jak obawę o każdy następny dzień.

Miałam szczęście, by spotkać grupkę osób w tej samej sytuacji co ja. Którzy dobrze rozumieli, czym jest utrata wszystkiego, co drogie. Z jednej strony jednak nawet po dziś dzień byłam pewna, że nie jestem w stanie zaufać im w pełni. To nie leżało w mojej naturze.

♤♤♤

Oślepiło mnie światło, które pojawiło się tuż przede mną. Chciałam zakryć je rękoma, ale nie mogłam nimi ruszyć. Zamiast tego mrużyłam oczy, próbując pozbyć się nieprzyjemnego uczucia.

Usłyszałam dźwięk odsuwanego ciężkiego przedmiotu i światło się zmniejszyło, by po chwili kompletnie zniknąć.Ponownie zapanowała ciemność. Poczułam ulgę.
Powoli zaczynałam się orientować w aktualnej sytuacji. Siedziałam na fotelu. Dość niewygodnym. Jednak miało ono oparcie, poczułam je, gdy z ostrożnością odchyliłam głowę do tyłu.Moje nogi dotykały podłoża, jednak były ciężkie, nie byłam w stanie ich unieść. Zupełnie jakby ktoś przybił je do podłoża.
To, co jednak zastanawiało mnie najbardziej to moje ręce. Nie czułam ich. Wiedziałam, że tam są, zdawałam sobie z tego sprawę. Jednak miałam wrażenie, jakby zmieniły się w jakiś rodzaj gazu, którego nie dało się dotknąć, za żadne skarby.Nic poza tym nie wiedziałam, a to doprowadzało mnie do szału.Powoli przypominałam sobie wszystko, co ostatnio się wydarzyło. Ci ludzie, złapali mnie, i Layla... o, nie. Layla nie żyje.Na samo wspomnienie jej martwego ciała obudziła się we mnie nieznana siła, która kazała mi walczyć o swoją wolność.
— Zostawcie mnie w spokoju! Kimkolwiek jesteście!

Chwilę potem usłyszałam kroki. Potem poczułam, jak ktoś odchyla moje krzesło do tyłu, inna ręka natomiast zasłania mi twarz w momencie, gdy ktoś inny wbił mi coś ostrego w ramię.

♤♤♤

Gdy ponownie otworzyłam oczy, poczułam okropny ból głowy. Jakby ktoś mnie zdzielił cegłą, nie żebym wiedziała, jak to jest.

Wzrok powoli przyzwyczajał się do światła wokół mnie. Na szczęście tym razem nie było za mocne jak poprzednio. Kiedy w końcu mogłam dostrzec, gdzie się znajdowałam, odskoczyłam do tyłu nadal, nie wstając przy tym na równe. 

Byłam w jakiejś klatce. Za mną znajdowało się małe łóżko i nic poza tym.
Przede mną jednak majaczył długi korytarz.

Gdzie ja byłam?

Spojrzałam na siebie.

I co ja miałam na sobie?

Brakowało kurtki mojego ojca. Zamiast tego miałam na sobie szarą koszulkę na długi rękaw, która mocno do mnie przylegała, a do tego dopasowane spodnie, którym chyba bliżej było do legginsów. Do tego żadnych butów, skarpet — widać, że mnie nie rozpieszczali.

Podeszłam bliżej krat, próbując się lepiej rozejrzeć.

— Halo? Ktoś tu jest?

Usiadłam ponownie zrezygnowana. W co ja się znowu wpakowałam?

Jonathan

Pokój, w którym aktualnie się znajdowałem nawet nie był zły, potrafiłem przyznać to bez bicia. Na pewno przebijał poziomem standardu miejsca, w których przyszło mi przebywać w przeciągu ostatnich dwóch lat.

Było to nie wielkie pomieszczenie w kształcie prostokąta, za małe na pokój typowego nastolatka, ale idealne, by pomieścić jedno nieduże piętrowe łóżko i dwóch uciekających siedemnastolatków.

Na dolnym łóżku leżał chłopak o niezwykle szarych włosach i lekkich ciemnych odrostach. Na jego twarzy widoczny był spokój — Michael. Chłopak o, którym myślałem, że zginął z mojej winy, ale jak można było dostrzec, był dość mocno żywy.
Ja zajmowałem górne łóżko. Kiedy byłem dzieckiem, zawsze chciałem spać na takim, teraz jednak nie potrafiłem przyjąć tego jako dobrą wiadomość.
Zostałem zamknięty w nieznanym mi miejscu, a co gorsza nie potrafiłem określić, gdzie znajdowała się Taia i Lucy.
Jak Michael mógł w takim momencie być taki spokojny?

Podniosłem się do pozycji siedzącej, prawie uderzając głową o niski sufit. Ten pokój naprawdę zaczynał mi działać na nerwy. Musiałem się stąd wydostać.

Po cichu zszedłem na ziemię, starając się przy tym nie obudzić mojego kolegi. Poczułem chłód podłogi na stopach. Okazało się, że po moich starych ubraniach nie było śladu, teraz paradowałem w jakimś szarym kostiumie. Czułem się jak jakiś mały żołnierzyk.
Jednak ten fakt jedynie zmotywował mnie do zorientowania się do tego, co się tutaj właściwie dzieje.

Podszedłem do drzwi, a one automatycznie się przede mną rozsunęły, okazując długi korytarz. Wychyliłem głowę zaskoczony, z jaką łatwością tego dokonałem. Mimo poczucia, że to może być pułapka, musiałem się stąd wydostać, więc wyszedłem z pokoju, a drzwi zasunęły się za mną.

Przede mną pojawił się ciąg drzwi wyglądających identycznie jak moje. Nie miałem żadnego planu, ale nie chciałem siedzieć bezczynnie. Ruszyłem przed siebie, licząc, że w końcu wpadnę na coś znaczącego.
Ostatecznie jednak przypadło mi wpaść na kogoś znaczącego.

Po długim krążeniu po korytarzach wpadłem na kogoś, a gdy podniosłem głowę do góry, dostrzegłem taki sam kombinezon co mój i burzę czarnych włosów.

— Młody? — odezwała się zdziwiona Taia.
— Naprawdę? Nawet w takim momencie? Dobra, nieważne. Wiesz, gdzie jesteśmy?
— Próbowałam się właśnie tego dowiedzieć. Byłam w jakimś pokoju, potem wyszłam i po jakimś czasie spotkałam cię. Mam jednak jakieś wrażenie, że to jest...
— Pułapka? Też tak myślę. Lucy jest z tobą w pokoju?
— Nie widziałam jej, od kiedy na nas napadli — jej głos trochę posmutniał, jakby jej maska opadła na małą chwilę. Jednak, po dłuższej ciszy wróciła stara Taia.

— Ta laska kiedyś wpędzi mnie do grobu — burknęła.
— Dziwne, że jeszcze tego nie zrobiła — zaśmiałem się. — Musimy ją znaleźć. Wiesz o tym?
— Wiem, że nie odpuścisz, dopóki nie upewnisz się, że wszystko z nią w porządku. Więc chodźmy. — Minęła mnie, by po chwili odwrócić się do mnie i z wielką powagą powiedzieć:
— Ale jeśli oni znajdą nas pierwsi, kopnę cię w kostkę i będę dbać o siebie. Jasne?

Dobrze wiedziałem, że jest to jedynie jej przykrywka. Nie chciała wyjść na kogoś, kto przejmuje się emocjami innych, więc dla świętego spokoju potaknąłem głową i pozwoliłem jej siebie prowadzić.

*

Korytarz, którym szliśmy, zdawał się nie kończyć. A to, co nas otaczało to te same drzwi dające wrażenie, jakbyśmy już szli tą drogą.
Taia zaproponowała, że powinniśmy zacząć zaglądać do każdego z pokoi, ale ja zgasiłem jej zapał, informując, że w środku mogą być osoby, których spotkać nie chcemy. Dlatego musieliśmy sobie poradzić tak, by nie zwrócić niczyjej uwagi.

— Jonathan... — Usłyszałem głos dziewczyny.
— Daj spokój, mówiłem ci, że... — Nagle spostrzegłem o, co jej chodziło. Kilkanaście kroków od nas stało czterech mężczyzn. Każdy z nich ubrany w ten sam sposób jak żołnierze, którzy nas porwali.

W mojej głowie ponownie zagościł obraz tego, co się tego dnia wydarzyło. Lucy schwytanej przez nich, a potem jej ciało niesione gdzieś daleko stąd. Potem straciłem przytomność.
Pociągnąłem Taię za nadgarstek, ale zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, okazało się, że za nami również czają się żołnierze. Kilka chwil później zostaliśmy otoczeni, a wszelka droga ucieczki została stracona.
Spodziewałem się wielu rzeczy, ale ostatecznie schwytali nas i poprowadzili w jakieś rozwidlenie, gdzie znajdowały się wielkie szklane drzwi. Otworzyli je i wepchnęli nas do środka.

Oboje upadliśmy na podłogę. Gdy w końcu się podnieśliśmy, dostrzegliśmy wielki pokój, coś na kształt gabinetu. Z wielkim drewnianym biurkiem i ścianą pełną medali. A to zajmowało jedynie jedną trzecią całego pomieszczenia. Po prawej stronie byłem w stanie dostrzec skórzaną kanapę i dwa krzesła, a wszystko to znajdujące się wokół małego stoliczka kawowego.

Po lewej stronie natomiast było więcej wolnej przestrzeni, stał tam jedynie wielki teleskop skierowany prosto w otwarte okno.

To na czym jednak mój wzrok powinien skupić uwagę na pierwszym miejscu, to mężczyzna stojący przy biurku z dwoma szklankami przezroczystego płynu w ozdobnych szklankach.
— Jonathan! Taia! Miło mi was wreszcie poznać — przywitał się z niezwykle podkreślonym entuzjazmem w głosie.— Dzień dobry — odezwałem się niepewnie.
Mężczyzna uśmiechnął się jedynie i podał nam szklanki.
— Przepraszam, ale mam dopiero siedemnaście lat — powiedziałem, zdając sobie sprawę, że właściwie to nie pożałowałbym czegoś mocnego, ale nie chcę dawać pretekstu, by ktoś mnie za coś zamknął.— Spokojnie, to tylko woda. — Przybliżył szklankę do mnie z zachęcającym spojrzeniem, a ja z pewnym oporem chwyciłem ją.

Potem nasz rozmówca spojrzał na Taię z pytającym wzrokiem, który mówił "A dlaczego ty nie jesteś chętna?".

— A ja nie przyjmuję łapówek od ludzi, którzy mnie porywają. — Skrzyżowała ręce na ramionach i spojrzała na niego z pewnością siebie odmalowaną na twarzy.
— Dobrze. — Postawił drugą szklankę na biurku i skierował się do swojego fotela. Przeczesał swoje brązowe, lekko posiwiałe włosy i zamyślił na chwilę, opierając rękę o podbródek.

Właściwie ciężko się było po nim domyślić, czy był dobry, czy zły. Wydawał się raczej osobą dobrze wyszkoloną w udawaniu. Odnosiłem wrażenie, jakby każdy jego ruch został perfekcyjnie wyreżyserowany.

— Usiądźcie, proszę. Od razu mówię — to nie jest łapówka — z mojej strony to tylko dobra kultura.

Spojrzeliśmy z Taią po sobie, po czym oboje zdecydowaliśmy, że nie mamy na razie zbytniego powodu, by przywdziewać kostium nastoletniego buntownika. Warto było dowiedzieć się, czego ten mężczyzna od nas chciał.

— Powiedzcie mi, jak się czujecie.
— Skołowany, wściekły, zmartwiony... mam wymieniać dalej? — odezwałem się.
— Nie, ale dziękuję za szczerość. Podejrzewam, że chcecie wiedzieć, gdzie właściwie się znajdujecie.
— No, byłoby miło — parsknęła Taia.
— Właściwie — wtrąciłem się — na początek chciałbym się dowiedzieć, gdzie jest nasza koleżanka, była z nami, kiedy wasi żołnierze nas porywali.

Taia wyglądała, jakby moje słowa ją zdenerwowały. Najwidoczniej nie uważała, żeby odnalezienie Lucy było rzeczą ważniejszą od prawdy.

— Ach, chodzi wam o tę blondynkę. Jak ona ma na imię...?
— Lucy.
— Ach, tak. Wasza przyjaciółka, Lucy, jest przetrzymywana w innym miejscu, niż wy.
— To znaczy?
— To znaczy, że jest w miejscu, gdzie znajdują się inni tacy jak ona.
— Czekaj, tacy jak ona, czyli?
— Zarażeni.

♧♧♧

W końcu dostaliście potwierdzenie tego co już pewnie większość z was podejrzewała. Przed nami jeszcze kilka rozdziałów, ale jak już wspominałam, są to moje ulubione fragmenty

Ga verder met lezen

Dit interesseert je vast

2.7M 160K 200
Leen @AlienAileen: Czy istnieje coś gorszego od seksu bez orgazmu? Otóż tak - fandomy. A jeśli twoja siostra jest w jakimkolwiek wiedz, że prościej j...
126K 11.3K 43
Co łączy wyprawę Krzysztofa Kolumba, złoża planetoidy z okresu permskiego oraz wykształcenie się u ludzi ujemnego układu krwi? Zaskakująco wiele. De...
27.4K 1.2K 34
Straciła swój tytuł i dobrobyt w którym żyła, a sytuacja zmusiła ją bycia służącą. Gdy wysłano ją na służbę do człowieka który za nic miał ludzkie ży...
6.2K 611 44
Siedemdziesiąt lat po Wojnie Nuklearnej, która omal nie spowodowała zagłady gatunku ludzkiego, władzę na kontynencie sprawują Humanoidy. Syntetyczne...