Czuję się jak jesień - France...

By FrancescaLunaPalumbo

33 0 0

Chester jest dobrym chłopakiem, zmuszonym do zostania buntownikiem żeby pomóc swojej mamie z problemami finan... More

Czuję się jak jesień

33 0 0
By FrancescaLunaPalumbo


Erika - Jesień 2017, Grudzień

Otwieram drzwi szkolnej łazienki, w nadziei, że mój granatowy notatnik wciąż leży na zlewie, po tym jak zapomniałam o nim na poprzedniej przerwie. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek go dorwał i przeczytał o najskrytszym miejscu we mnie, o pokoju, w którym zamieszkała pustka po kimś, kogo kochałam. Kogo wciąż kocham, każdą cząstką swojej zranionej duszy.

Robię krok w tył i wydaję z siebie ciche westchnienie. Alan wciąga kreskę nad moim notatnikiem, po czym rozprostowuje się i głowa leci mu powoli w tył, jakby była zbyt wielkim ciężarem dla jego szyi.

Patrzę to na niego, to na mój notatnik, posypany białym proszkiem.

Alan uśmiecha się szeroko, a jego źrenice wydają się być nieskończenie duże. - Emily. - Wkłada ręce do szerokiej, żółtej bluzy.

Stoję skołowana w milczeniu.

- Dlaczego? - Pochyla się nad zlewem, trzymając ręce na jego brzegach.

- Alan, wszystko ok?

- Nie. - Kręci głową a po jego policzkach zaczynają ściekać łzy.

Podchodzę do niego i pochylam się w jego stronę. - Mogę coś dla Ciebie zrobić?

- NIE! - Rozprostowuje się i łapie mnie mocno za ramiona. W jego piwnych oczach nie widzę nic prócz gniewu i pustki.

- Proszę Cię, puść mnie... - Wyduszam z siebie łamliwym głosem.

Patrzy na mnie z gniewnym wyrazem twarzy.

Próbuję się uwolnić od uścisku, wyrywam się na boki.

Alan szarpie mną, trzyma mnie coraz mocniej i każdy ruch zaczyna mnie boleć. - Nienawidzę Cię.

- Alan... - Czuję, jak łzy napływają mi do oczu.

Pchnie mnie mocno do tyłu.

Słyszę huk, zderzając się z podłogą.



Erika - Teraźniejszość, Wrzesień 2017

Otwieram oczy. Jestem na szkolnym korytarzu. Stoję na nogach, jakby szarpanina z Alanem nie wydarzyła się nigdzie, poza moją głową. Biorę głęboki oddech i rozglądam się dookoła.

- Szukałam Cię wszędzie! - Oburza się Emily. - Miałaś mi pomóc wybrać sukienkę na bal rozpoczęcia roku.

Marszczę brwi. - Co? Przecież ten bal odbył się w połowie Września.

Przykłada mi rękę do czoła. - Czyli nie masz gorączki... - Wzdycha. - Erika, dzisiaj jest 3 Września, bal jest za 12 dni.

- Jak możesz mi to robić? - Łzy napływają mi do oczu.

Emily patrzy na mnie niepewnie. - Wszystko ok? Dziwnie się dzisiaj zachowujesz...

- 3 Września on jeszcze żył. - Łamie mi się głos.

Aiden zmarł w nocy z 3 Września na 4 Września. Z tego powodu Chester nie poszedł na bal rozpoczęcia roku.

- Nie wiem o czym mówisz...

Przyglądam jej się uważnie. - Ty naprawdę nie wiesz. - Biegnę przez korytarz do sali od muzyki.

- ERIKA! - Słyszę za sobą wołanie Emily.

Zatrzymuję się przed drzwiami z zadyszką. Biorę głęboki oddech i nadstawiam ucho, słyszę grę na keyboardzie. Po moich policzkach zaczynają spływać łzy.



Chester - Jesień 2017, Listopad

Krople deszczu spadają z rozgłosem na przednią szybę auta. Nic mi po wycieraczkach, zbyt mocno pada.

Po lewej stronie ulicy prowadzącej przez las, dostrzegam dziewczynę, z ciemnymi włosami. Ma na sobie czarne spodnie i białą koszulkę i fioletowy plecak. Idzie szybkim krokiem, trzymając nad głową notes.

Podjeżdżam do niej i otwieram szybę. - Mogę Cię podwieźć.

Dziewczyna staje w miejscu i patrzy na mnie z wahaniem swoimi zielonymi ślipiami.

- Wsiadaj!

Podbiega do prawych drzwiczek i wchodzi do środka. - Dzięki. - Uśmiecha się, odgarniając krótkie fale mokrych włosów z czoła.

- Podziękujesz mi jak dojedziemy, jeśli powiesz mi gdzie tak pędziłaś.

- Na imprezę przy cynamonowej.

- Tylko nie próbuj mnie upić, dzisiaj jestem kierowcą.

Parska śmiechem. Ten uśmiech jest tak szczery i beztroski, że sam uśmiecham się w środku. Nie robiłem tego od dawna. Zbyt połamany, by się szczere uśmiechnąć. Unosiłem tylko kąciki ust, żeby maska była wiarygodna. Żeby nikt nie pytał, nie szukał, nie widział tej czarnej dziury.

Patrzę na nią kątem oka.

Krzyżuje ręce i siedzi skulona od zimna, trzęsąc się.

Trzymam kierownicę lewą dłonią, a prawą sięgam na tył samochodu, pochylając się lekko w tamtą stronę, po czym podaję jej swoją czarną bluzę, nie odrywając oczu od drogi.

- Nie musiałeś...

- W takim razie możesz zamarznąć.

Śmieje się.

Mam wrażenie, jakby w jej obecności świat przestał być mi taki obcy, jakbym miał swoje miejsce, jakbym mógł wreszcie oddychać, po takim czasie bez tlenu. Zapytałbym ją, czy zostanie przy mnie aż skończy się ta noc, aż skończy się to życierunie niebo i cały ten świat wybuchnie po zderzeniu z gwiazdą. Ale niech sama zdecyduje, czy chce zostać. Niech jej serce samo o tym zamarzy. Moje już zdążyło.

- Jestem Erika.

- Chester.

- Domyślam się, że jechałeś na tą samą imprezę.

- Alan to mój dobry kolega.

- Czasem lubi zbyt mocno zabalować, ale jest w porządku.

- Pracuję nad tym, żeby go odciągnąć od tego gówna.

- Czyli jesteś inny?

- Zgubiłem się, ale postanowiłem nie podążać dalej tą drogą.

- Co Cię przekonało?

Spoglądam na nią. - Straciłem kogoś...

- I odnalazłeś siebie...

- I straciłem siebie.

- ...

Czuję na sobie jej wzrok. - A teraz szukasz?...

- Staram się nie rozpaść bardziej niż już to zrobiłem.

Spuszcza wzrok. - Wiem coś o rozpadaniu się.

- To cecha najpiękniejszych ludzi. - Mówię, patrząc na nią.

- Nie czuję się taka piękna. - Odpowiada, wciąż ze spuszczonym wzrokiem. - Czuję się raczej rozczłonkowana. Zagubiona. Krucha jak wróble, które biegają po małym ogrodzie przy bloku. Spragniona życia i uczuć. Czuję się jak jesień, która nie chce stawać się za wszelką cenę latem. Czuję się jak jesień, która chce być jesienią. I czuję się też jak niebo, które nie boi się łez, ani zachodów słońca.

- Ja nie mam pojęcia jaką jestem porą roku... - Wyduszam z siebie.

- Ty jesteś wiosną, choć o tym jeszcze nie wiesz. - Kieruje na mnie swoje zielone oczy. - Cierpienie sprawia, że liście spadają z Twoich drzew, zamiast na nich rosnąć. Jeszcze nie znasz ogromnego współczucia, które za nim idzie. Tej ogromnej miłości, do której jesteś zdolny. Tylko dlatego, że dajesz mu zbyt dużo przestrzeni. A kiedy robimy mu zbyt dużo miejsca w pokojach serca, powoli wypalają się żarówki i zaczyna padać deszcz, a niebo robi się szare i mylisz wiosnę z jesienią. Bo nikt kto nie byłby zdolny do czynienia ogromnego dobra, nie byłby zdolny do odczuwania tak wielkiego bólu. Moc z jaką coś kochasz, jest wprost proporcjonalna do wielkości Twojego rozpadu, gdy ją tracisz. I jest jeszcze coś...

- Co takiego?

- Gdybyś nie był wiosną, nie przyniósłbyś słońca do mojej jesieni.

- Dlaczego jesień a nie zima?

Uśmiecha się ciepło. - Bo nawet w największym smutku, wciąż możesz znaleźć na swojej drodze kolorowego liścia. Widzisz, jesień to serce, które zawiera w sobie ciepły sierpniowy wieczór, a zarazem chłodny październikowy poranek. To płomień, który się pali mimo, że wieje wiatr.

- A dlaczego ja jestem wiosną?

- Bo kiedy patrzę na Ciebie, to tak jakby wszystko się zaczynało od początku. To tak jakbym siebie odnalazła, w lustrze Twoich oczu. Bo choć sama nie potrafię dobrze na siebie patrzeć, widzę się wyraźnie w nich.

- I co widzisz? - Pytam, przyglądając się uważnie jej drobnej twarzy.

- Widzę, że można mnie kochać.

Kiwam głową. - Tak, to możliwe.

- Myślałam, że nie da się kochać tak sponiewieranego serca. Tej dużej, sączącej się rany. Tego cierpienia...

- Mylisz się, jeśli uważasz, że tylko to masz w środku. Jest też światło i czułość. Nie wiesz, że zamarzona wyglądasz przez okno samochodu. Że gdy tak patrzysz na zewnątrz, Twoje oczy gubią się w nieskończoności nieba. I że potrafią się tak zgubić tylko dlatego, że sama jesteś nieskończona. A jak nieskończona to pełna wszystkiego, smutku i radości, płomienia i lodu. Jesteś burzą i pogodnym niebem. Jesteś wrażliwą duszą i to Cię boli a zarazem nadaje sensu. I ja też. Jestem taki sam.

- Wiem, że nie tylko smutek mam w środku. Nie wiedziałam tylko, że ktoś może mnie kochać za moją siłę a zarazem za kruchość. Nie wiedziałam tylko, że ktokolwiek mnie zobaczy. Tę prawdziwą mnie. Tę mnie, którą jestem od dawna, a której nikt nigdy nie usłyszał naprawdę.

Patrzę na nią przez dłuższą chwilę.

- Co? - Pyta.

Uśmiecham się. - Przecież znasz odpowiedź.

- Może chciałabym ją usłyszeć...

- Nigdy nie lekceważ siły milczenia. Można tyle powiedzieć, nie mówiąc nic...

Wygląda przez okno samochodu.

- Powinnaś bardziej uwierzyć w to, co czujesz. Słowa bywają złudne, ale gdy serce drży, musisz w to drganie uwierzyć. Bo to najprawdziwsza rzecz na świecie. I jest Twoja. Tylko Twoja. Nikt nie może Ci jej zabrać.

Spogląda na mnie tymi kruchymi oczami, które zbyt wiele razy tonęły we własnych łzach. I zakochuję się w każdym ułamku jej poharatanej duszy. W każdym jej koszmarze. W każdym kawałku, którego nie da się już skleić. Zakochuję się w tym kim jest i w tym, kim może się stać. W dziewczynie, która w swoim sercu ma siłę kobiety. W dziewczynie, która wiele razy zalała poduszkę smutkiem, ale nigdy się nie poddała. W tej dziewczynie, która po wielu upadkach wciąż stoi na nogach i wciąż potrafi marzyć, patrząc na nocne niebo, nawet na te pozbawione gwiazd.

- Wiesz dlaczego jesteś wyjątkowa? - Uśmiecham się łagodnie z zamkniętymi ustami. - Bo o tym nie wiesz.

- W takim razie może zmieńmy temat, bo jeszcze się o tym dowiem.

Parskamy śmiechem.

Rozmowa z nią to najbardziej naturalna rzecz na świecie, nawet dla mnie. Dla tego chłopaka, który nie potrafi zbytnio o sobie mówić. I jest lepszy w głębokich milczeniach niż w powierzchownych rozmowach.

- Dojechaliśmy. - Oznajmiam, parkując naprzeciwko dużego, prostokątnego białego domu.



***


Wyszedłem przed dom na papierosa, żeby zrobić sobie chwilę przerwy od sztucznych uśmiechów narąbanych ludzi. Zapalam go i biorę głębokiego bucha. Biały dym wylatuje mi z ust.

Nagle drzwi wejściowe otwierają się i Erika podchodzi do mnie, owinięta jasnym kocem. Uśmiecha się szeroko, a spojrzenie ma nasączone alkoholem. - Cześć.

Patrzę na nią w milczeniu.

Podnosi wzrok na nocne niebo. - Uwielbiam powietrze po deszczu. To tak jakbym teraz mogła głębiej oddychać. Jak po płaczu... wiesz, ten moment, kiedy skończyły Ci się łzy i czujesz, że po tych długich chwilach w mroku, zaraz znowu pojawi się słońce na Twoim niebie.

Wydycham dym papierosa.

Parska śmiechem. - Przepraszam, jestem głupia... - Łapie się za czoło. - Myślałam, że zrozumiesz...

- Chcesz usłyszeć, że w głowie mamy te same demony?

Kręgi głową. - Wystarczyło mi spojrzeć w Twoje oczy, żeby przekonać się, że tak jest. Są ładne. Z brzegu można popłynąć do głębi. Nawet kiedy siedzisz cicho, to tak jakbyś mówił. Patrzysz na mnie i czuję, że mnie widzisz. W tłumie ludzi. Tylko ty mnie widzisz. Tylko ty słyszysz to, co mam w środku. - Spogląda na moją trzęsącą się dłoń.

Chowam ją do przedniej kieszeni szarej bluzy i patrzę w bok.

Przygląda mi się uważnie, jakby chciała się upewnić, czy nie jestem martwy, choć się uśmiecham.

- To nic... - Mówię cicho.

- Słyszałam od Alana... o odwyku...

- Radzę sobie z tym...

- Dlaczego...

- Dlaczego upadłem tak nisko? - Patrzę w bok. - Bo w życiu nie ma przycisku pauza tak jak w filmach...

Kiwa głową. - Moim przyciskiem jest sztuka. I teraz czuję, że też...

Wypowiadamy to słowo w tym samym momencie, patrząc sobie w oczy. - Ty.

Uśmiecha się szeroko.

Ten uśmiech ucisza moje demony i zapala światło w pokojach mojego serca. To na ten uśmiech chciałbym patrzeć, kiedy tonę, by znów wspiąć się na powierzchnię.



***

Otwieram szafkę, w szkolnej szatni która znajduje się na parterze. Znajduję w niej kilka kartek o tej samej treści. - ĆPUN. - Przygniatam je w dłoni i rzucam na podłogę, po czym zarzucam sobie na głowę kaptur szarej bluzy i wkładam słuchawki na uszy. Wybieram „Look at me now - Brennan Savage" z playlisty. Wyciągam z niej książkę od biologii I zamykam szafkę. Gdy się odwracam, dostrzegam Erikę.

Pochyla się, by podnieść kartki papieru z podłogi, po czym wyprostowuje się i odwija kartki, czytając ich treść. Kieruje na mnie pełne współczucia oczy.

- Odpuść sobie. - Mówię.

- Nie mogą Cię tak traktować...

- Jeśli myślisz, że mnie to zabolało, jesteś w dużym błędzie. Myślę o sobie o wiele gorsze rzeczy.

- Chester...

- Może kiedyś przestanę, ale dzisiaj nie jest tym dniem, w którym nie będę umierać w środku. - Przechodzę obok niej, a gdy się oddalam, czuję na sobie jej czuły wzrok.

I znów odszedłem, kiedy mogłem zostać.

Nagle ktoś szturcha mnie po ramieniu.

Odwracam się poirytowany.

To Travis.

Podążam dalej.

Popycha mnie.

Ściągam słuchawki i obdarzam go zniesmaczonym spojrzeniem. - Czego ty chcesz?

- Odzyskać przyjaciela.

- Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Używałeś mnie do realizowania swoich gównianych pomysłów.

Krzyżuje ręce. - Nie pamiętam, żebym sam do Ciebie przyszedł z propozycją. To ty do mnie przyszedłeś, błagając mnie na kolanach, bym pozwolił Ci handlować razem ze mną. Sam tego chciałeś.

- Już mnie to nie obchodzi. Aidena już nie ma.

- Aiden miał u mnie dług i nie wywiązał się z umowy. Ostrzegałem go, a teraz ostrzegam Ciebie.

- I co zrobisz? Mnie też zabijesz? Nie będzie to podejrzane, że każdy kto z Tobą przebywa kończy tak samo?

Podnosi mnie za kołnierz bluzy. - Może Cię zabiję jak nie przestaniesz mówić o tym, co się stało.

Puszcza mnie gwałtownie i upadam z impetem na ziemię, po czym odchodzi.

Podnoszę się powoli i jakby nigdy nic podążam w stronę sali od biologii, mimo spojrzeń ludzi, skierowanych w moją stronę.



***

Pani Lesley opowiada o budowie DNA, kiedy do sali wchodzi dyrektor Newman. - Chester Thunderstorm. - Mówi, podążając wzrokiem po klasie.

Podnoszę rękę od niechcenia.

- Proszę do mnie.

- Po co?

- Gdy dyrektor prosi Cię do siebie, po prostu się pakujesz i idziesz. - Odpowiada.

Przyglądam mu się przez dłuższą chwilę, po czym wkładam rzeczy do plecaka i wstaję.

Wychodzimy na korytarz.

Dyrektor wyciąga garść złożonych kartek z kieszeni marynarki i wręcza mi je.

- Wiesz, kto mógł to zrobić? - Patrzy na mnie z powagą.

Kręcę głową.

- Powinieneś mi powiedzieć, jeśli cokolwiek przychodzi Ci na myśl. Nie pozwolę na to, by ktokolwiek się znęcał nad innymi w tej szkole.

Wzruszam ramionami. - Jeśli mam być szczery, nie mam pojęcia i Pan nie powinien się tym przejmować. Zignorowałem to. To głupi żart.

Wkłada ręce do kieszeni czarnych spodni i wzdycha. - Wybrałem ten zawód żeby pomagać młodym ludziom, chciałem stworzyć szkołę, w której czuliby się bezpiecznie i do której chcieliby przychodzić. Ale szkoła to nie tylko kilka dobrze udekorowanych sal i korytarzy, to przede wszystkim uczniowie, ludzie, którzy tu przebywają. Wiem, że nie mam wpływu na wszystko, co się tu dzieje, ale wiedz, że służę pomocą, jeśli cokolwiek by się stało. Ale pamiętaj, Chester, że czasem trzeba coś powiedzieć, żeby ktoś Cię usłyszał. Czasem wydaje nam się, że nie mamy nikogo, a tak naprawdę możemy znaleźć pomocną dłoń, jeśli tylko mamy odwagę po nią sięgnąć.

Kiwam głową. - Dziękuję Panie dyrektorze. Obiecuję, że przyjdę po pomoc jeśli będę jej potrzebował. - Odpowiadam, wiedząc, że to kłamstwo.

Mam w głowie tak wielkie piekło, a moje serce pali się żywcem i nikt inny nie jest w stanie sprawić mi większego pokoju pulsującego bólu, niż ja sam. Czasami egocentrycznie myślę o tym, że tak naprawdę to ja stworzyłem piekło, a przecież istniało już wcześniej. To my, my wszyscy, jesteśmy stworzycielami własnego nieba i piekła. I choć mówi się, że szczęście jest wyborem, nie wystarczy mi wody żeby ugasić te żarzące się płomienie.

Poklepuje mnie po prawym ramieniu. - Zawsze wiedziałem, że zuch chłopak z Ciebie.



***

Staję nieopodal przystanku i rozpalam szluga.

Z oddali słyszę głośny śmiech Eriki, rozmawia z koleżanką.

Przyglądam jej się z daleka. Jej uśmiech. Jest jak słońce, nawet dla tak bezdomnego kota jak ja. Może dla każdego z nas słońce jest czymś zupełnie innym? Niektórzy widzą je na niebie, a ja widzę je na jej twarzy i nagle w zimie mojego życia, roztapia się lód. A pustka przestaje być taka pusta.

Erika odrywa na chwilę wzrok od koleżanki i spogląda na mnie.

Spojrzenia bywają śmieszne. Są jak dotyk, tylko bez dotyku. Nie potrzebujesz rąk, po prostu możesz położyć na kimś swoje oczy i będzie to czuł.

A jej oczy są prawdziwsze od tych wszystkich dłoni, które kiedykolwiek trzymałem. Od tych wszystkich słów, w które kiedykolwiek uwierzyłem.

Autobus podjeżdża na przystanek, ruda koleżanka Eriki całuje ją w policzek i wsiada do niego.

Erika odwraca się w moją stronę i macha do mnie ręką, uśmiechając się szeroko.

Idę w jej kierunku, dopalając papierosa. - Cześć. - Wyduszam z siebie.

Pochyla się w moją stronę i całuje mnie w usta.

Zanurzam dłoń w jej włosach i całuję ją czule, pokładając drugą rękę na jej prawym biodrze.

Kiedy całujesz kogoś, kogo kochasz. Kogoś, kto potrafi dotknąć Twojej duszy chociażby swoim uśmiechem, albo tym światem, który ma w swoich oczach, to tak jakby wszystko się zatrzymało. Czas, kołatanie zranionego serca, przenosisz się w zupełnie inne miejsce. Tam, gdzie chcesz być.

Odrywamy się od siebie, a Erika patrzy mi prosto w oczy. Przygląda mi się. Robi to nieustannie. A ja po raz pierwszy zapominam o smaku samotności. Wiem, że wyciągnęłaby ręce, by razem ze mną utrzymać ciężar tego serca, który noszę w klatce piersiowej. A zarazem ja zrobiłbym to samo z jej sercem.

Patrzy się na mnie, jakbym nie był prawdziwy,

To wiele mówi o tym, ile razy pękła,

Tak wiele, że prawie nie może uwierzyć w to, że może być cała.

Po dłuższej chwili, na jej twarzy pojawia się uśmiech,

I tutaj dzieje się magia, kiedy te oczy i ta buzia potrafią się wciąż uśmiechać,

Mimo tego wszystkiego, co próbowało zgasić ten uśmiech.

- Masz ochotę na przejażdżkę samochodem? - Pytam ją.

- Jak tak często będziesz mnie woził, będę musiała Ci w końcu oddać za benzynę.

- Powiedzmy, że wystarczy mi obiad. - Uśmiecham się.

- Wow, w końcu widzę uśmiech na Twojej twarzy.

- Nie jestem w tym dobry...

- Mroczny i tajemniczy. Można stracić głowę.

- Jak i dla kogoś bardziej wygadanego. - Puszczam jej oczko.

Otwieram jej drzwiczki mojego granatowego Oldsmobile'a Delty 88, po czym wsiadam do środka.

Otwiera plecak i wyciąga z niego moją czarną bluzę, po czym zarzuca ją na siebie.

- Fajna, gdzie kupiłaś?

Chichocze. - To prezent.

- Ktoś ma bardzo dobry gust. - Rzucam z ironią, odpalając samochód.

Przewraca oczami. - Kiedyś na pewno wręczą Ci nagrodę za skromność.

- Czekam na to całe życie.

Kręci głową. - Nigdy nie czułam się tak bardzo sobą przy kimś.

- Ja też.

- Wierzysz w miłość? - Pyta.

- Wierzę w Ciebie. To to samo.

- Potrzebowałam Twoich oczu, żeby zobaczyć się w nich i uwierzyć w to, że jest we mnie coś więcej niż ból. Że jest we mnie też włącznik światła. Tylko ty nie zostawiasz po sobie ogromnej dziury. Tylko ty nie zostawiasz w mojej głowie pustych słów. Serce mi nie pęka tylko na myśl o Tobie. Chciałabym, żeby to nigdy się nie zmieniło. Bo mam wrażenie... - Wygląda przez okno samochodu. - Że jeśli ty mnie rozerwiesz, nie przestanę się rozpadać... może to nie ma sensu, ale... to ja.

Patrzę na drogę, ściskając rękami kierownicę. - Nie chciałbym tego, ale mam nadzieję, że naprawimy to razem jeśli kiedykolwiek skaleczyłabyś się o mnie.

- Ja też mam kolce.

- Wszyscy je mają. Ale Twoje mógłbym pokochać. Tobie mógłbym dać się zranić.

- Ze mną możesz być sobą. - Mówi. - Możesz wziąć mnie za rękę przez wszystkie swoje piekła, aż dotrzemy pod niebo pełne gwiazd, gdzie w Tobie kryją się jeszcze marzenia. I dotkniemy ich palcami, żebyś poczuł je na nowo, jak żyją w Tobie i jak bardzo chcesz je spełniać.

- Czyli istnieje dla mnie jeszcze jakieś niebo pełne gwiazd? - Spoglądam na nią.

- Takie niebo istnieje dla wszystkich, może najbardziej dla tych, którzy krwawią.

Zatrzymuję auto na moście.

Wysiadamy z niego i podchodzimy do barierki, po czym opieramy się o nią łokciami, żeby przyjrzeć się rzece, która przepływa pod nami.

- Chciałem robić muzykę. Dobrą muzykę.

- Dlaczego tego nie robisz?

- Chyba szukałem szczęścia w złych miejscach. Chyba starałem się wypełnić pustkę tym, co ją dokarmiało...

- Jaką muzykę? - Patrzy się na mnie z uśmiechem na twarzy, jakby wierzyła, że spełnię to marzenie, bardziej niż ja sam.

- Rap. Bo to śpiewana poezja. A poezja jest krzykiem i wyznaniem.

- Szczęścia chyba nie da się szukać w żadnych miejscach. Dobrych czy złych. Chodzi o to, żeby je wybrać. O to, żeby je samemu stworzyć w sobie. I pielęgnować je tak starannie, by nikt nie mógł go nam odebrać. Bo chodzi o nasze wnętrze, a nie o to, czego oczekuje od nas świat. Często ludzie mylą szczęście z tym, czym nas karmią wszyscy. Z tym, co nam wmawiają, że da nam szczęście. A to nieprawda. Dla każdego szczęście jest czymś innym i powinien móc wybrać sam. Czasem umieramy w środku tylko dlatego, że chcemy zmienić się w kogoś, kim nie jesteśmy, tylko po to, żeby przypodobać się komuś, kto chce nas zaakceptować tylko na swoich własnych warunkach. - Spuszcza wzrok. - A powinnyśmy zaczynać żyć w środku, zamiast umierać dla tych, którzy i tak mieliby nas gdzieś... i wtedy to życie przyniesie za sobą jeszcze więcej życia i spełnienia. Powinniśmy być sobą.

- A ty? Kim naprawdę jesteś? O czym marzysz?

- Żeby świat się uśmiechał. Tego bym chciała.

- Ze mną Ci się udało.

- Nie zawsze tak jest...

- Nie możesz być oceanem i wymagać, by nikt nie utonął w tej głębi.

Uśmiecha się. - Nie każdy umie tak dobrze pływać jak ty.

Przyglądam jej się przez dłuższą chwilę.

- Chciałabym pisać książki dla dzieci.

- Na pewno będziesz w tym dobra.

Zaśmiewa się. - Niektórzy mówią mi, żebym w końcu dorosła, kiedy o tym wspominam. Jakby dorosłość oznaczała, że nie możesz już marzyć.

- Rezygnacja z marzeń to powolna i bolesna śmierć.

- A ja chcę żyć.

- Ja też. - Uśmiecham się, patrząc w dół.

Patrzy na mnie. - Dlaczego spuszczasz wzrok, gdy o tym mówisz?

- Czasem popełniasz jakieś błędy i już zawsze o nich pamiętasz. Czasem coś tracisz i masz wrażenie, że już nic nie wypełni tej pustki. Masz wrażenie, że ta rana się już nie zagoi. Że zawsze będziesz z nią chodził i że zawsze będzie krwawić...

- Powiedz mi, co się stało. - Pokłada swoją ciepłą dłoń na mojej.

- Chciałbym to zrobić, ale nie mogę.

- To ma związek z Aidenem?

Spoglądam na nią. - Nie każ mi tego robić...

- Nie mogłeś nic zrobić, żeby go uratować. Zginął w wypadku. Samochód go potrącił.

Spuszczam głowę.

Erika oddala się od barierki. - To byłeś ty?

Łapię się za tył głowy i przymykam oczy.

- Chester... powiedz coś.

- To nie byłem ja... - Wyduszam z siebie.

- To był Travis?

Kiwam głową.

- Jak? Dlaczego?

Spoglądam na nią ze łzami w oczach. - Aiden kupował od niego towar, miał u niego dług. Travis przyszedł do mnie i poprosił, bym go przekonał do tego, żeby się z nim spotkał. Unikał go od paru miesięcy bo nie miał jak mu oddać za narkotyki. Nie wiedziałam o tym długu. Powiedział mi tylko, że mieli jakiś zgrzyt i że chciałby to z nim wyjaśnić. Zgodziłem się. Poszedłem do Aidena i go przekonałem do tego, żeby się spotkał z Travisem. Powiedziałem mu, że pójdę tam razem z nim, żeby nie miał powodów do obaw. Ale miałem ciężki dzień, odrzucili mamę po raz kolejny na rozmowie o pracę, widziałem jak siedzi na kanapie wpatrzona w pustą ścianę i jeszcze mocniej znienawidziłem ojca za to, że nas zostawił, bo nie bylibyśmy w tym gównie gdyby nie on.

- Więc potrzebowałeś odskoczni... i obietnica poszła się jebać.

- Będę tego żałował do końca życia.- Przecieram sobie łzy rękawem bluzy.

Erika pokłada łokcie na barierce i patrzy przed siebie. A jej oczy jakby się teraz zgubiły w tej wielkiej przestrzeni nieba.

- Travis chciał, żeby Aiden zaczął z nim handlować. Wtedy mógłby spłacić dług. Ale Aiden chciał dostać się na finanse na Columbię. Żadna uczelnia by go nie przyjęła, gdyby go ktoś nakrył. Chciał z tym wszystkim skończyć. Powiedział Travisovi, że dostał pracę w sklepie ze sprzętem muzycznym i że spłaci dług jak tylko dostanie wypłatę. Travis poczuł się zlekceważony. Powiedział Aidenowi, że go wyda jeśli nie pomoże mu w handlu. Aiden nie chciał już więcej słuchać jego gróźb, więc urwał rozmowę i chciał wrócić pieszo do domu. Travis wsiadł do swojego auta i ze złości uderzył w niego. Powiedział mi, że chciał mu tylko dać nauczkę...

- Tymczasem go zabił... - Dopowiada Erika, łamiącym się głosem.

Pochylam się nad barierką i zaczynam głośno szlochać. - Był moim najlepszym przyjacielem.

Erika obejmuje mnie. - Wiem... musisz iść z tym na policję.

Podnoszę się, odsuwając ją i patrzę w jej oczy. - Wtedy pójdę do więzienia, a moja mama zostanie sama z poczuciem, że nie potrafiła mnie wychować na porządnego człowieka. Nie uporała się jeszcze z tym, że mój ojciec, miłość jej życia, zostawił ją dla sekretarki o 20 lat młodszej. Mimo, że miłość życia by tak nie postąpiła. A teraz ja ją zawiodę? - Kręcę głową. - Wszedłem w ten interes tylko po to, żeby jej pomóc finansowo. Straciła pracę w restauracji. Szukała innej pracy przez 2 miesiące, a w międzyczasie nie mieliśmy już na czynsz. Ojciec miał to gdzieś. Nie myślałem, że przyczynię się do śmierci mojego przyjaciela i że będę musiał to ukrywać, żeby sam nie polecieć na dno.

- Ale ty tego nie zrobiłeś. Nie zabiłeś Aidena. - Mówi ze zdecydowaniem, nie urywając kontaktu wzrokowego. - Może wyjdzie na jaw twój udział w handlu, ale nie da się tego porównać z tym, co zrobił Travis. Nie mógłby powiedzieć, że przekonując Aidena do spotkania, wiedziałeś o tym co się stanie, bo wtedy oskarżyliby go o umyślne spowodowanie śmierci. Co jest uznawane za większą zbrodnię, niż w przypadku nieumyślnego spowodowania śmierci.

- To Travis. Nigdy nie wiesz, czego się po nim spodziewać, czyli jaki znajdzie sposób żeby Cię pociągnąć na dno.

- Chester...

- Powiedziałem Ci to, bo Ci ufam. Ale to musi być moja decyzja.

- Rozumiem... ja... - Odrywa się od barierki i zaczyna biec ulicą.

- Gdzie idziesz? ERIKA!

- MUSZĘ TO PRZEMYŚLEĆ. POTRZEBUJĘ CZASU.

Trzymam się rękami barierki i spoglądam w dół.

Mam nadzieję, że jest jakiś powód jeśli muszę tak cierpieć.

Kiedy raz tracisz kogoś ważnego, czujesz się tak jakbyś miał tracić wszystkich tych, którzy przyjdą później.

Nie chcę jej stracić tak jak Ciebie, Aiden.

Wiem, że gdybyś tu jeszcze był, powiedziałbyś mi, że jestem głupkiem, bo za nią nie pobiegłem. Ale Ciebie tu nie ma a ja naprawdę jestem głupkiem.

Wsiadam do samochodu, łzy ściekają mi po policzkach, wycieram je rękawem bluzy.

Odpalam samochód i jadę.

Niby bez celu, a tak naprawdę chciałbym Cię znaleźć po drodze. Chciałbym usiąść z Tobą przy piwku na ławce i pogadać o pierdołach. O dziewczynie, dla której straciłem głowę. O podróżach, które nas czekają. O tym, jak bardzo mi się nie chce robić nic prócz muzyki. I o tym, jak bardzo nigdy nie wyobrażałem sobie życia bez Ciebie i jak bardzo nie mogę sobie go teraz wyobrazić, choć już Cię nie ma. I jak bardzo żałuję, że to nie mogłem być ja na twoim miejscu. Bo świat potrzebuje Ciebie bardziej niż mnie. Ja potrzebuję Ciebie bardziej niż siebie.

Zatrzymuję auto przed bramą cmentarza i wysiadam. Zapalam papierosa, a jego dym opatula moje płuca, które coraz ciężej pracują, odkąd Ciebie już nie ma, choć Erika powoli uczy mnie oddychać na nowo.

Przechodzę obok grobów. Na niektórych są świece i piękne, kolorowe kwiaty. Na innych pojedyncza świeczka lub duża ilość brudu i zwiędłe rośliny. Zastanawiam się, czy Ci ludzie czuli się kochani, bo człowiek ma często skłonność do wykrzykiwania swojej miłości do kogoś dopiero po tym, gdy ten ktoś odszedł, choć gdy jeszcze tu był, za rzadko go przytulano i za rzadko wypowiadano słowa, które mogły rozsiać szczęście w jego sercu.

Za każdym razem kiedy patrzę na Erikę, robię to jakby to było po raz pierwszy a zarazem ostatni. Zapamiętuję delikatne rysy jej twarzy, ciepło jej dłoni, czułość, z jaką mnie obejmuje, żebym mógł nosić ją ze sobą wszędzie. Żeby nikt nie mógł mi tego zabrać. Nawet największy koszmar.

Dostrzegam ją z oddali.

Siedzi na trawie, nieopodal miejsca, gdzie pochowano Aidena.

Kieruję się w jej stronę i staję obok niej.

- Podjechałam taxówką. - Mówi cicho, nie kierując wzroku na mnie i urywając trawę prawą ręką.

- Przepraszam, że nie poszedłem za Tobą.

- Miałam z nim angielski...

- Miałem z nim całe życie.

Spogląda na mnie. - Musisz wydać Travisa, bo co jeśli kiedyś zrobi to ponownie? Będziesz czuł się winny za wszystkie jego zbrodnie...

Z oddali widzę wysokiego chłopaka z ciemnymi włosami, który ma na sobie kurtkę moro i dźinsy. To Travis.

- Cicho. - Mówię, siadając obok Eriki, żeby mnie nie zauważył.

- Co? - Pyta zbita z tropu.

- Patrz. - Szepczę.

Travis pokłada bukiet żółtych tulipanów na grobie Aidena i przystaje przy nim na dłuższą chwilę.

Erika wyciąga telefon z kieszeni czarnej kurtki i włącza aparat.

Wyrywam jej telefon z rąk. - Co ty robisz?

- To może być dowód na to, że ma wyrzuty sumienia. Mogą to wziąć pod uwagę w sądzie.

Kręcę głową. - Nie wierzę... po każdym bym się tego spodziewał, ale po Tobie?

- Czego ode mnie oczekujesz, Chester? Skruchy? On nie jest dobrym człowiekiem.

- Tylko dlatego, że popełnił jakiś błąd? Tak jak ja?

- Nie... - W jej oczach dostrzegam cień smutku. - Znam takich ludzi. Ok? Robią coś złego, a potem mają wyrzuty sumienia, ale nie uczą się na krzywdzie wyrządzonej innym. Przez całe życie się tłumaczą. Zawsze mają jakiś powód, dla którego kogoś skrzywdzili. Ale prawda jest taka, że wynika to z ich egoizmu. Nie widzą nikogo, prócz siebie i swoich potrzeb. Tymczasem mydlą oczy dobrym ludziom, w chwilach gdy okazują odrobinę skruchy, bo dobrym ludziom zawsze się wydaje, że inni też mieli dobre intencje, nawet jeśli coś spieprzyli. Ale nie zawsze tak jest. Czasem dobrzy ludzie muszą przestać dawać szanse złym ludziom, żeby nie mogli już krzywdzić kolejnych dobrych ludzi, których spotkają na swojej drodze. Ja też kiedyś myślałam, że nikt nie jest naprawdę zły, ale to nieprawda. I musisz się z tym zmierzyć, jeśli chcesz uchronić siebie i innych.

Spuszczam głowę. - Masz rację. Mój ojciec taki jest. Nigdy nie miałem tyle odwagi, by się do tego przyznać... - Kieruję na nią wzrok. - Czy świat nie jest strasznym miejscem, kiedy żyjesz ze świadomością, że ludzie dzielą się na dobrych i złych? I że ktoś bliski może okazać się tym złym?

Uśmiecha się. - Po prostu warto pamiętać o dobrych ludziach i czasem po prostu skopać dupę tym złym. I nie pozwolić na to, by ktoś bliski złamał nam serce na zawsze.

Patrzę jej w oczy. - Dziękuję.

- No proszę, jaka słodka parka. - Travis staje przed nami ze skrzyżowanymi rękami. - Nie sądzicie, że to zbyt ponure miejsce na randkę? Byłoby takie nawet jak na mnie. Chyba, że...

Siedzimy w milczeniu.

- Przyszliście coś zapalić... - Uśmiecha się szeroko. - Powiem wam, że bym na to sam nie wpadł, ale to świetne miejsce, na uboczu.

- Sam nie wiem jak na to wpadłem! - Uśmiecham się.

Travis obdarza Erikę badawczym spojrzeniem. - Przeszkadza Ci moja obecność? Zazwyczaj jesteś bardziej wygadana.

- Nie, wszystko ok. - Odpowiada Erika z uśmiechem na twarzy.

Travis kiwa głową. - Posiedziałbym z wami dłużej, ale mam parę spraw do załatwienia. - Spogląda na mnie. - Pamiętaj, że jeszcze czekam na Twoją decyzję, a nie jestem mistrzem cierpliwości.

- Jasne. - Wyduszam z siebie. - Dam Ci znać jak najszybciej.

- Tak byłoby najlepiej dla Ciebie. - Kieruje wzrok na Erikę. - W takim razie ja spadam. Bawcie się dobrze.- Travis znika za drzewami.

Spuszczam wzrok.

- Wiem... - Wydusza z siebie Erika po dłuższej chwili czekania, aż Travis oddali się na tyle, żeby nie mógł usłyszeć naszej rozmowy.

Spoglądam na nią pytająco.

- On wie, że mi powiedziałeś...



***

Zatrzymuję auto w lesie Greenpoint, przy niewielkiej, drewnianej chatce.

Wysiadamy z samochodu, a Erika prowadzi nas do posiadłości, idąc przede mną przez wąską ścieżkę. - Przychodzę tu kiedy świat za bardzo ciąży mi na barkach. Kiedy potrzebuję ciszy, żeby usłyszeć to co mam w środku. A to jest naprawdę, naprawdę głośne i nie przestaje mówić.

Uśmiecham się. - Ja wtedy zazwyczaj wychodzę zapalić na balkon.

- Ja rzuciłam... choć bardzo lubiłam deszczowe wieczory z fajką w dłoni.

- Jak to zrobiłaś?

Odwraca się w moją stronę, a kąciki jej ust unoszą się w uśmiechu. - Któregoś dnia postanowiłam, że chcę być silniejsza od tego, co próbuje mnie zabić.

Wchodzimy do chatki, która składa się z jednego pomieszczenia, z dwoma oknami, przez które widać szarość nieba i drzewa pozbawione liści. Znajduje się w nim drewniany stół z jednym krzesłem.

Erika otwiera plecak i wyciąga z niego dwa koce, jeden ciemno-zielony a drugi bordowy. Rozkłada pierwszy z nich na podłodze, pokłada się na nim i przykrywa się drugim, po czym podkłada sobie ręce pod głowę.

Siadam obok niej i patrzę na tą drobną twarz. Kompletnie nie wiem co zrobić teraz ze swoim życiem, ale jej obecność sprawia, że w głębi czuję, że wszystko się ułoży.

Kieruje na mnie swoje zielone oczy, a ja nigdy nie czułem się tak spokojny jak teraz.

Miłość na pewno patrzy na Ciebie takimi oczami. Jakbyś zrodził się z gwiazd, choć jesteś pełen niedoskonałości. Jakby nawet najgłębsze i najbardziej nieodwracalne pęknięcia na Twojej duszy nie były przeszkodą, bo one sprawiają, że jesteś kim jesteś.

- Na co się tak patrzysz? - Pyta, starając się ukryć zadowolenie.

- Na Ciebie.

Parska śmiechem.

- Co?

- Nic. Po prostu mnie zaskakujesz.

- Co masz na myśli?

Kręci głową, gładząc mnie po policzku.

- No powiedz.

- Nie chcę mówić banałów. - Podnosi się i całuje mnie w usta.

- Myślisz, że to nasza pierwsza randka?

- Myślę, że randki są przereklamowane i że mieliśmy ich już milion, odkąd spotkaliśmy się po raz pierwszy.

Całuję ją czule po szyi, ciągnąc ją za włosy, po czym wkładam jej rękę pod bluzkę i rozpinam jej stanik.

Ściągam z niej bluzę, wraz z bluzką i zrzucam z niej stanik. Patrzę w jej zdziwione oczy. W tę iskrę. W to zdumienie, że to się dzieje naprawdę. Ja i ona. My. Całuję jej dekolt, by potem zejść do jej piersi i krążyć ustami po jej brzuchu. Przymyka oczy, a głowa leci jej do tyłu i usta rozchylają się lekko z rozkoszy. Jedną dłonią muskam delikatnie jej pierś, a drugą rozpinam jej dżinsy. Czuję pod opuszkami jej rozgrzane ciało. Ściągam jej spodnie, tymczasem Erika zrzuca ze mnie górną część ubrania. Pokładam się na niej i patrzę jej w oczy, odgarniając jej ciemne fale włosów z czoła, po czym całuję ją czule w usta. - Jesteś tego pewna?- Pytam.

- Tak. - Uśmiecha się.



***

Erika przekręca się w moją stronę, poprawiając czerwony koc, by pokrył jej ramiona w całości i uchyla powieki, po czym zerka na godzinę na telefonie. - Masakra... - Łapie się za czoło. - Wstawanie o tej godzinie powinno być nielegalne.

- Jest 8 rano. - Zaśmiewam się. - O tej godzinie przeważnie zaczynają się lekcje, a mama mnie zabije jeśli się do niej nie odezwę, bo mam 12 połączeń nieodebranych w nocy.

- Mogłeś ją uprzedzić. Moja wie, że spędziłam noc u przyjaciółki. - Pokazuje mi ekran telefonu, wymachując nim z uśmiechem na twarzy. - Widzisz? Żadnych nieodebranych połączeń.

Parskam śmiechem. - Jesteś niedorzeczna.

- Dlatego mnie lubisz.

Przyglądam jej się w milczeniu.

Uśmiecha się wstydliwie. - Co?

Spuszczam wzrok. - Nic.

- W porządku.

- Porozmawiam z mamą. Powiem jej prawdę. Chcę, żeby dowiedziała się ode mnie, gdyby wyszło na jaw, że brałem udział w handlu. A potem pójdę na policję.

- Cieszę się, że podjąłeś taką decyzję.

Pochylam się nad nią i całuję ją w usta. - Zadzwonię po rozmowie z nią...

- Jesteś pewien, że nie chcesz żebym poszła z Tobą?

- Dam radę, wszystko będzie dobrze.

W jej oczach dostrzegam zmartwienie.

- Załatwię to, obiecuję.



***

Wysiadam na przystanku Waterproof, 15 minut od domu.

Idę chodnikiem, kiedy kątem oka dostrzegam zatrzymujące się czarne Audi Travisa.

Obniża szybę. - Wsiadaj, pogadamy o tym. - Mówi.

Obok niego siedzi jego dziewczyna. Lexy. Długie blond włosy po dół pleców, związane w kucyku. Różowa szminka, kreski na niebieskich oczach. Biały top i ciemne legginsy.

- Muszę iść do domu. Nocowałem poza domem i mama jest pewnie na mnie wściekła, bo nie dałem jej znać.

- Obaj wiemy, że nie o to chodzi.

Kieruję na niego wzrok.

Uśmiecha się szyderczo. - Wiedziałem... - Kręci głową.

- Nie wiem o czym mówisz. - Staram się wypowiedzieć te słowa tak, by brzmiały jak najpewniej.

- Wsiadaj albo tego pożałujesz.

- Już o tym rozmawialiśmy, MNIE TEŻ ZABIJESZ, JEŚLI CIĘ NIE WYSŁUCHAM?

Lexy kieruje na mnie pistolet. - Słyszałeś co powiedział? Wsiadaj.

Stoję w bezruchu, skołowany tym widokiem niczym z filmu. Czy to jest naprawdę moje życie?

Parskam śmiechem. - Musiałaś wydać na niego fortunę w zabawkowym.

- Chester, to nie są żarty. Wsiadaj. - Wtrąca się Travis stanowczym głosem.

- Ona tam była, co nie? Była z Tobą, kiedy stwierdziłeś, że dasz popalić Aidenowi. A teraz robicie w gacie na samą myśl o tym, że mogę was wydać.

Lexy ładuje broń i patrzy na mnie z nienawiścią. - Twoje życie za nasze, myślisz, że nie jestem do tego zdolna?

Zbliżam się do okienka i pochylam się w jej stronę. - Myślę, że nie. - Odpowiadam z uśmiechem na twarzy. - Bo tacy nadęci tchórze jak wy nie mają za grosz odwagi, a jeśli ja dzisiaj zginę, wszyscy i tak się dowiedzą o tym, co zrobiliście, bo nie wystarczy mnie zabić żeby sprawa ucichła.

- Masz rację, jest jeszcze ktoś, kto może zginąć, jeśli się nie zamkniesz na dobre. - Travis uśmiecha się, obdarzając mnie wrogim spojrzeniem.

- OD NIEJ SIĘ ODPIEPRZ!

- Widzisz, popełniłeś błąd nie zabierając jej ze sobą, bo jeśli teraz nie wsiądziesz do tego cholernego samochodu, pojedziemy po Twoją dziewczynę. A nigdy nie wiesz, co może się wtedy stać. Może zdenerwuje mnie tak samo jak Aiden?

- Ty sukinsynu. - Zaciskam pięści.

- Szybka decyzja. - Lexy wciąż wymachuje do mnie pistoletem.

Otwieram tylne drzwiczki i wsiadam do środka.

- Załóż to. - Lexy podaje mi czarną opaskę na oczy.

Parskam śmiechem. - Chyba sobie żartujesz.

- Wydaje Ci się, żebym żartowała?

Zakładam ciemną opaskę, a ciemność przed oczami sprawia, że każdy dźwięk się zaostrza. Słyszę wyraźnie szum drogi, mój własny oddech, inne samochody.

Boję się.

Nie chodzi o samą śmierć. Nie. Boję się, że to naprawdę będą moje ostatnie chwile. Że już nigdy nie zobaczę zachodu słońca, ani jej oczu, i że nie będzie mi dane czuć już nic. Że może mnie już nic nie czekać. Nic więcej. Żaden dzień, żadna noc. Żaden smutek i żadna radość.

Włączyli radio.

Kończy się „Spacebound" Eminem'a i zaczyna lecieć „Reflection" Brennan'a Savage'a.

Może nikt jeszcze nie wymyślił maszyny czasu ani teleportacji, ale kiedy jej słucham, jestem obok Aidena. I to jest ten cud, którego może dokonać muzyka. Zabrać nas tam, gdzieś, obok tych, których kochamy, choć są daleko.




Flashback - 2 Klasa podstawówki

Mason i Cameron popychają mnie na szkolnym korytarzu. Jesteśmy tu sami, bo dopadli mnie podczas trwania lekcji, kiedy wracałem z łazienki.

Upadam na ziemię.

Wyrywają mi plecak z ramienia, śmiejąc się głośno. Cameron ma kręcone jasne włosy i zawsze chodzi po szkole w czapce z daszkiem, panosząc się tym jakby nosił koronę. Mason jest brunetem i najwyższym piątoklasistą, wykorzystuje tą przewagę żeby znęcać się nad innymi, zabierając im śniadanie albo ciekawe zabawki i gadżety.

Cameron grzebie w moim plecaku, po czym wyciąga z niego pomarańczowego pluszaka żyrafę, którego dostałem od babci Lucy. Dała mi go ostatniego razu, kiedy się widzieliśmy. Zrobiła wtedy rosół i łapiąc mnie za rękę przy stole, oznajmiła, że wszystko się ułoży, że mama i tata mają ciężki moment ale na pewno przestaną się kłócić. Że nie mam się czego bać i że to nie moja wina. Że czasem dorośli tak mają, ale to nie znaczy, że mnie nie kochają. Kiedy tata odwoził mnie do domu, nie mogłem się doczekać następnej wizyty u babci, bo tam nie było krzyków. Babcia zmarła 4 dni później, miała zawał. I wiedząc, że nie mam już dokąd iść, żeby odnaleźć spokój, nosiłem ze sobą wszędzie tą żyrafę, przytulałem ją, i przez chwilę mogłem czuć się znowu tak jakby babcia była przy mnie, tak jakbym siedział u niej przy stole i jadł świeżo upieczone ciasteczka z czekoladą.

- Chester dalej się bawi maskotkami. - Cameron i Mason naśmiewają się ze mnie.

- Oddaj mi ją, proszę. - Wybucham płaczem.

- Nie ma mowy. - Mówi Mason. - Dam ją swojej siostrze.

- Wiele dla mnie znaczy. - Mamroczę zapłakany.

Cameron mnie znowu popycha, gdy próbuję wstać. - Siedź na tyłku gnoju.

- EJ! - Słychać z oddali czyjś głos. - ZOSTAWCIE GO W SPOKOJU!

Mason i Cameron odwracają się w kierunku tamtego chłopaka, po czym Cameron rzuca gwałtownie moją maskotkę na podłogę i oboje zaczynają uciekać w biegu.

- Wszystko w porządku? - Blondyn podchodzi do mnie, podając mi pluszaka, po czym wyciąga do mnie rękę i pomaga mi się podnieść.

- Dziękuję.

Podaje mi rękę, uśmiechając się szeroko. - Aiden.

- Chester. - Wyduszam z siebie.

- Jeśli ktoś Cię uderza, powinieneś zrobić to samo. - Mówi. - Ale nie przejmuj się, pomogę Ci. Od dzisiaj jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają.

Byliśmy tylko dziećmi, ale tamten dzień zmienił na zawsze moje życie. Aiden pokazał mi, że ktoś nieznajomy może stać się moim bratem. I to był pierwszy raz od śmierci babci, kiedy przestałem czuć się sam na świecie. Bo już nie byłem.



*** Teraz.

Po prawym policzku spływa mi łza. Wycieram ją dyskretnie dłonią, żeby nie zauważyli mojej słabości. A tak naprawdę chodzi o to, że trochę mnie już zabili, kiedy zabili mojego przyjaciela. I jest taka część mnie, która już nie wróci. Ta część, która odeszła razem z nim. Tak jakby wtedy wymazały się niektóre barwy z mojego życia. Jakbym widział więcej szarości niż błękitu. Jakbym zaczął widzieć inaczej. Jakby cały świat się przemienił w miejsce, które jest mi obce. W miejsce, gdzie możesz naprawdę stracić kogoś, kogo kochasz.

2 godziny później

Potem wszystko działo się jak przez mgłę.

Słyszę, jak otwierają się drzwiczki po mojej stronie. - Wstawaj. - Mówi szorstko Travis.

Ściągam czarną opaskę i rozglądam się zamotany dookoła, po jak zakładam kilku godzinach bez widzenia. Jesteśmy na jakimś wzgórzu, w lesie.

- Rusz się. - Pogania mnie Travis.

Wysiadam wolno z auta, skupiając uwagę na swoich krokach, żeby się nie potknąć. Jestem tak bardzo odrealniony, że dziwnie jest poczuć ziemię pod stopami.

Travis i Lexy stają po mojej przeciwnej stronie.

Lexy ma łzy w oczach. Patrzy na mnie jakby coś w niej pękło.

- Przez cały ten czas... - Wyduszam z siebie. - Nic nie powiedziałem. Myślałem, że milczenie ma sens, bo żadne z nas nie musiałoby brać odpowiedzialności za swoje czyny. Nie chciałem zostawić mamy. Nie chciałem jej zawieść... ale teraz jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że powinienem był od razu się zgłosić na policję. Bo... najpierw był Aiden, teraz chyba... będę ja... a potem kto? KTO JESZCZE UCIERPI PRZEZ TWÓJ EGOIZM, TRAVIS? - Łzy ściekają mi strumieniami po policzkach i nie potrafię tego zatrzymać.

Lexy wybucha głośnym płaczem.

- Przestań. - Travis spogląda na nią z pogardą.

- BYŁAŚ TAM, LEXY? KIEDY AIDEN ZMARŁ?

Lexy nie przestaje płakać, a w oczach ma taką pustkę, jakby nigdy nie przeżyła większego koszmaru niż ten.

- Jesteś tak samo winna jak on, a teraz widzisz twarz Aidena, kiedy patrzysz na mnie? Prawda? Przypominasz sobie, jak jego oczy zgasły.

Travis rzuca się na mnie, upadamy na ziemię i uderza mnie w twarz. Oddaję mu cios. Szarpiemy się na ziemi.

Lexy podbiega do nas i go odrywa ode mnie. - Travis, błagam Cię...

Travis parska śmiechem. - Powiedziałaś, że jesteś na to gotowa. A teraz się czepiasz o to, że go uderzyłem? A gdzie ta dziewczyna, która miała pociągnąć za spust?

- Nie było Cię tam, co nie? - Uśmiecham się. - Nie jesteś jak ten socjopatyczny, nadęty skurwiel.

Travis podbiega do mnie i kopie mnie po brzuchu. Zwijam się z bólu. Uderza mnie wielokrotnie pięścią w twarz. Oddaję mu każdy cios. Znowu szarpiemy się na ziemi. Teraz ja jestem na górze i uderzam go w twarz. I uderzam ponownie, mimo że próbuje mnie zepchnąć. Pojawia się coraz więcej krwi. Głowa mu opada na ziemię, jakby stracił przytomność. Klepię go po twarzy, ale nie reaguje. Puls jest. Musiał zemdleć.

Podnoszę się i spoglądam na Lexy.

Patrzy z szeroko otwartymi oczami na leżącego na ziemi Travisa.

- Bez obaw... tylko stracił przytomność.

- Pocieszasz mnie, po tym co mieliśmy Ci zrobić? - Pyta łamliwym głosem.

- Nie pocieszam Cię, po prostu jestem człowiekiem.

Uśmiecha się łagodnie. - Nie każdy jest do tego zdolny.

- Warto się o to postarać...

Nagle w oczach Lexy dostrzegam przerażenie, kiedy kieruje swój wzrok na Travisa. - Chester...

Odwracam się w jego stronę.

Słyszę strzał.



Erika - Teraźniejszość, Wrzesień 2017

Chwytam za klamkę i otwieram drzwi.

Jest przede mną. Siedzi przy keyboardzie i zapisuje coś w zeszycie, kiedy nagle podnosi na mnie wzrok.

Nie potrafię wydusić z siebie ani słowa, a łzy nie przestają spływać. Tylko patrzę na niego w milczeniu.

- Cześć... - Obdarza mnie zmieszanym spojrzeniem. - Coś się stało? - Wstaje z krzesła i wkłada ręce do kieszeni dżinsów, przyglądając mi się uważnie.

W tej chwili potrafię tylko płakać.

- Niestety nie noszę przy sobie chusteczek... - Mówi. - Wiesz, twardziele nie płaczą...

Zaśmiewam się.

- Przynajmniej mogłem Ciebie rozbawić... jak masz na imię?

- Erika. - Odpowiadam cicho.

Wyciąga do mnie rękę. - Chester. - Uśmiecha się.

- Wiem, kim jesteś. - Łamie mi się głos. - Wiem, że handlujesz narkotykami, żeby pomóc mamie w spłacie rachunków i że nigdy nie chciałbyś jej zostawić samej, po tym jak Twój ojciec ją zostawił dla kogoś młodszego. Wiem, że marzysz o tym, żeby robić dobrą muzykę i że nie wyobrażasz sobie życia bez Aidena. Wiem, że kiedy czujesz się jakbyś się topił, zapalasz papierosa i patrzysz się na niebo. I że kiedyś rzucisz ten nawyk, bo choć czasem ciężko jest Ci się do tego przyznać, kochasz życie najmocniej.

- Ok... - Krzyżuje ręce, patrząc się na mnie uważnie. - Chyba nie mogłaś się tego dowiedzieć z mojego profilu na Facebooku, więc skąd?

- To zabrzmi jakbym postradała zmysły, ale tęskniłam za Tobą.

Spuszcza wzrok, po czym znów kieruje go na mnie. - Nie wiem co myśleć...

- Handlujesz z Travisem, a Aiden ma u niego dług, i poprosił Cię, żebyś go namówił na spotkanie z nim. - Mówię. - Nie rób tego. Bo jeśli to zrobisz, Aiden zginie.

Otwiera szeroko oczy. - Nie wiem skąd to wszystko wiesz, ale jak możesz w ogóle mówić takie rzeczy?

- Nie tak wyobrażałam sobie moment, w którym znów Cię zobaczę. Prawdę mówiąc myślałam, że ten moment nigdy nie nadejdzie, a jeśli miałby nadejść, sądziłam, że po prostu będzie wyglądał inaczej niż to, co zostało mi dane teraz. Ale jeśli chcesz go puścić na to spotkanie, musisz mi obiecać, że pójdziesz razem z nim.

- Dlaczego?

- Bo wcześniej nie miałam szansy niczego zmienić, ale tym razem ją mam i jeśli nic nie zrobię, nie wiem czy będę potrafiła z tym żyć.

- Jak właściwie miałby zginać?

- Travis potrąci go samochodem w przepływie złości...

Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.

Kieruję się w stronę drzwi.

- Erika.

Spoglądam na niego.

- Kiedy tu weszłaś... dlaczego płakałaś?

- Bo myślałam, że straciłam kogoś na zawsze. - Otwieram drzwi i wychodzę na korytarz.

Idę przed siebie ze spuszczoną głową, żeby nikt nie zauważył moich czerwonych, zmęczonych oczu. Nawet nie wiem jaką mam teraz lekcję. Nie wiem, gdzie powinnam iść. Czuję się jakbym była we śnie. I choć umieram na samą myśl o tym, że wszystko może potoczyć się tak samo jak wtedy, nie chcę się obudzić, bo istnieje szansa, że to wszystko dzieje się naprawdę i że nie będę musiała się z nim żegnać na zawsze, nawet jeśli nie będziemy razem.



***

Jest 23.00, a ja leżę sparaliżowana w swoim łóżku, nie mogę drgnąć dłonią, ani nogą, ani żadną inną częścią ciała, choć serce wali mi jak szalone w piersi.

Jest taki rodzaj strachu, który nie pozwala nam się poruszyć, złapać głębszy oddech, poczuć, że jesteśmy żywi. To ten rodzaj strachu, który sprawia, że umieramy za życia. Ten strach jest jak klatka bez wyjścia, jak ciemna noc bez końca. I najbardziej przeraża mnie fakt, że może już zawsze będę się tak czuła, jeśli nie zobaczę już nigdy jego twarzy. Mam szklane oczy, ale nie mam łez. I mam nadzieję, a zarazem moje serce już pęka kawałek po kawałku.

Budzi mnie znienacka pukanie do okna. Otwieram oczy. Spoglądam na telefon. 25 połączeń nieodebranych od Emily i dwa od nieznanego numeru. Jest 5 rano.

Znów słyszę ten dźwięk. Wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Po drugiej stronie stoi Chester.

Otwieram okno.

Chester wchodzi do środka i patrzy na mnie, trzymając ręce w kieszeniach spodni.

- Gdzie jest Aiden?

- Poszedłem bez niego i wyciągnąłem z Travisa prawdę. Miałaś rację...

- Wciąż jest niebezpieczny, póki jest na wolności...

- Zgłosiłem się na policję. Wsadzą go a ja będę musiał wykonywać prace społeczne przez półtora roku. - Uśmiecha się. - Lepsze to niż siedzenie za kratkami.

- Cieszę się, że nic Ci się nie stało...

- Ktoś o to zadbał. - Uśmiecha się.

Ku mojemu zaskoczeniu, kąciki moich ust też unoszą się w uśmiechu. Mogę wreszcie oddychać.

- Może zechcesz mi opowiedzieć swoją historię?

Spuszczam wzrok. - To była nasza historia, tak naprawdę.

- Opowiesz mi ją i może będę chciał napisać drugą część.

Patrzę mu prosto w oczy z uśmiechem na twarzy. - W porządku. Opowiem Ci wszystko.

Continue Reading

You'll Also Like

2.9M 242K 97
RANKED #1 CUTE #1 COMEDY-ROMANCE #2 YOUNG ADULT #2 BOLLYWOOD #2 LOVE AT FIRST SIGHT #3 PASSION #7 COMEDY-DRAMA #9 LOVE P.S - Do let me know if you...
1M 25.9K 44
When young Diovanna is framed for something she didn't do and is sent off to a "boarding school" she feels abandoned and betrayed. But one thing was...
3.3M 142K 74
The person who like to listen only when he himself is speaking is listening her all non sense talk. The person who find satisfaction while seeing peo...
2.4M 158K 84
What will happen when an innocent girl gets trapped in the clutches of a devil mafia? This is the story of Rishabh and Anokhi. Anokhi's life is as...