Układ

By aksaver

76.4K 2.5K 1.5K

Jako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od... More

Wstęp
Prolog
1. Świrnięta romantyczka
2. Para idealna
3. Trening rzecz święta
4. Za przeproszeniem
5. Mały wypadek
6. Parszywa suka
7. Fresa
8. Żarty
9. Plantacja truskawek
10. Umowa
11. Poderwać chuja
12. Atuty
13. Fanka oversize
14. Korepetycje z uwodzenia i flirtowania
15. Partnerzy w zbrodni
16. Nigdy
18. Niczym anioł
19. Do kina czy na film?
20. Lwy z Leicester górą!
21. Lubię Connora
22. Picasso
23. Sen nocy letniej
24. Uroczo-seksowna
25. Pierzony ranking
26. Moje gratulacje
27. Pierdolone truskawki
28. Oj Clare, Clare
29. Zakochana idiotka
30. Jak romantycznie
31. Korepetycje z życia
32. Twój KOLEGA
33. Mój chłopak
34. Mi Fresa
35. Rozumiemy się?
36. Jak domek z kart
Epilog
Dodatek
Podziękowania + info co dalej

17. Pijany królik w okularach

1.5K 38 76
By aksaver

Connor

– I co? Anne nadal przegina – powiedział w pewnym momencie Liam, czym zwrócił moją uwagę.

O niczym nie wiedziałem. Myślałem, że od momentu basenu dała sobie już z tym spokój.

– Co?

– Nie wiedziałeś? – zapytał zdezorientowany. Był w szoku, tak jak zresztą i ja. – Nie powiedziała ci? Nie napisała?

Nie, a kuźwa powinna. Od razu, kiedy pojawił się problem, w postaci mojej eks. Czemu nie dała mi znać? Od niedzieli była jakaś dziwna, nie odpisywała na moje wiadomości, no oprócz tylko jednego "to dobrze", gdy poruszyłem kwestie imprezy i tego, że nieźle się spisała. Plan zadziałał.

– No kurwa właśnie nie. Co zrobiła?

– To, co zwykle przyczepiła się do niej, wrzeszcząc i wyzywając od najgorszych. – Wzruszył ramionami.

Czym był spowodowany ten nagły wybuch? Atak nastąpił przez imprezę? Przez to, że była teraz na językach inny? Przez to, że zgarnęła kilka komplementów? Dużo osób o niej teraz pisało, widziałam komentarze pod postem Cure i większość była naprawdę pochlebna. Wiadomo znalazło się kilka cwaniaczków, którym miałem ochotę przemówić do rozumu w trochę... bezkompromisowy sposób, ale raczej odbiór był pozytywny.

Jeśli wkurzyło ją coś takiego, to nie chciałem myśleć, jakby zareagowała na nasz pocałunek...

Wczoraj przez ułamek sekundy przeszło mi przez myśl, że właśnie może on był powodem tej nagłej zmiany zachowania Agnes. Naprawdę tym ją uraziłem? Czemu? Przecież to był tylko pocałunek, do którego jej nie zmuszałem.

Jednak może nie chciała, a nie potrafiła odmówić na oczach innych, obawiając się tego, co pomyślą? Czyżby presja, którą na nią wywarłem była za duża? W końcu to była Agnes. Dziewczyna, która wierzyła w miłość do grobowej deski i takie tam. Dziewczyna, która pocieszała mnie po rozpadzie mojego związku na pokaz, o czym wiedział dosłownie każdy, tylko nie ona. Mogła więc nie chcieć przeżywać głupiego pocałunku na imprezie. To było w sumie tak bardzo w jej stylu.

A może bała się, że to popsuje nasz plan, nasz układ?

Bo w to, że źle całowałem nie uwierzę. Podobało jej się to. Po prostu takie rzeczy się czuję. Czułem tę ekscytację, widziałem, jak z trudem się oderwała, jak ciężko było jej uspokoić oddech. A może to był problem? Nie podobała jej się swoja reakcja i bała się na mnie spojrzeć? Tylko czemu?

To był tylko głupi pocałunek, który zadział się na imprezie i pod wpływem emocji miał prawo się podobać.

Mnie w sumie się podobał.

Tylko, że Agnes inaczej odbierała takie rzeczy.

– Ciekawe, co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że jeszcze się z nią całowałeś – zaświergotał Josh słynnym dla swojej osoby tonem, uderzając mnie w pierś.

Zignorowałem go.

– Muszę z nią porozmawiać – odezwałem się już do Liama, na co on pokiwał głową.

Dobrze się składało, ponieważ właśnie miałem zaczynać z nią zaraz zajęcia. Pożegnałem się z kumplami i poszedłem w tamtą stronę, licząc że gdzieś ją spotkam. A na pewno tak będzie, ponieważ Agnes nie opuszczała nigdy zajęć. Wzorowa frekwencja była w cenie, prawda? Wliczała się pewnie na Harvard czy do innej takiej uczelni z ligi bluszczowej, o której nie miałem co marzyć. Zresztą nawet nie chciałem, ponieważ moja przyszłość to piłka. Zastanawiałem się jednak jakie plany miała dziewczyna. Wiedziałem tylko, że mierzyła wysoko, że celowała w najlepsze. Te wszystkie wolontariaty i inne zajęcia tylko to potwierdzały.

Miałem rację. Agnes stała sama, oparta o parapet, kartkując jakąś książkę. Poświęcała jej całą uwagę, zagryzając wargę, tak jak wtedy gdy nie wie co powiedzieć, albo stara się na czymś mocno skupić. Cała jej uwaga koncentrowała się na tekście, przez co nie zwracała uwagi, na to co dzieje się wokół. Była to dla mnie szansa, którą musiałem wykorzystać.

– Czemu nie powiedziałaś mi o konfrontacji z Anne? – powiedziałem z wyrzutem, ponieważ mimo wszystko byłem zły.

Co jak co, ale o tym powinienem dowiadywać się jako pierwszy i przede wszystkim od niej, a nie od osób trzecich.

Dziewczyna na dźwięk mojego głosu podskoczyła, przymykając oczy i biorąc oddech. Przełknęła ślinę i powiedziała:

– Niby kiedy miałam to zrobić? Przecież się nie widzieliśmy.

– Jest też coś takiego jak wiadomość tekstowa – sarknąłem w jej stronę. – Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Nie czułam takiej potrzeby – mruknęła, spoglądając w moją stronę, ale szybko uciekła wzrokiem na kartki papieru. Po chwili zamknęła książkę, mówić. – To moja sprawa, Connor. – Chciała pójść, ale jej nie pozwoliłem, łapiąc za rękę.

– Mylisz się, Agnes. – Nie pamiętałem, kiedy ostatni razem tak do niej powiedziałem. Brzmiało to naprawdę dziwnie, mimo że przecież tak się nazywała. – To nasza sprawa. Od rozpoczęcia układu wszystko co dotyczy ciebie, dotyczy również mnie – powiedziałem powoli, akcentując każde kolejne słowa.

Milczeliśmy. Patrzyłem na nią, nawet tego nie ukrywałem, ponieważ nie widziałem w tym sensu. Chciałem wyczytać z jej twarzy, chociaż jedną myśl, która krążyła po tej ślicznej główce, ale nic z tego.

Jej wzrok natomiast krążył wszędzie, ale skutecznie pomijał moją osobę. W końcu zatrzymał się na miejscu, w którym ją trzymałem, ale nie na długo, ponieważ po chwili spojrzała na mnie, mówiąc cicho:

– Okay. – Następnie zapytała nieco pewniej: – Mogę już iść?

– Unikasz mnie.

– Nie unikałam – skłamała bez zająknięcia.

– Chodzi o imprezę? – zapytałem, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi? – Jeśli o ten pocałunek to słuchaj. Nie chciałem, żeby wyszło jakoś dziwnie czy niezręcznie między nami. Po prostu musiałem kogoś wybrać...

Sam nie wiedziałem, czemu wybrałem właśnie ją. Gdy Maya rzuciła wyzwanie po prostu wstałem i długo nie myśląc, udałem się w jej stronę. Może byłem ciekaw co zrobi? Jak zareaguje? Wiedziałem, że te wszystkie gry, nie były w jej stylu. Nie przepadała za nimi tak samo jak za imprezami, co składało się na logiczną całość. Chciałem ją sprowokować, zobaczyć czy podejmie się tego, czy może jednak skapituluje.

Chciałem tego spróbować, przekonać się jaka naprawdę była Agnes, ponieważ czułem, że pod jej maską znajdowało się coś więcej niż tylko ładka szkolnej prymuski.

Kusiło mnie to.

Agnes była tak bardzo nie oczywistą dla mnie osobą, pieprzoną zagadką. Raz zachowywała się jak kompletna wariatka, a drugi raz prezentowała się nienagannie jak na najlepszą uczennice przystało. Na pierwszy rzut oka wydawała się poważna i zdystansowana, a gdy zaczynało się z nią rozmawiać wychodziło, że jednak potrafiła być urocza. W dodatku przez cały czas upierała się, by chować się w za dużych ubraniach, mimo że jej ciału nie można było niczego zarzucić.

Mówiłem – cholerna zagadka.

Naprawdę mnie to intrygowało.

Dziewczyna milczała, więc kontynuowałem:

– A że całowałem się już z każdą wolną dziewczyną w tamtym pomieszczeniu z wyjątkiem ciebie, no i teoretycznie Cure, ale sama wiesz jak jest, wypadło na ciebie. – Po chwili dodałem: – Lubię nowości.

Czemu ją okłamałem?

Co prawda z Mindy zaszło między nami do paru zbliżeń, ale ze Scarlett czy z Veronicą nie było blisko nawet do jednego krótkiego buziaka. Jednak Agnes o ty nie musiała wiedzieć.

Czemu tak bardzo mi na tym zależało?

– W porządku. To tylko głupia butelka – powiedziała stanowczo. – Nie chodzi o to. Po prostu mam zły dzień – dodała już ciszej.

Chciałem ją zapytać czemu. Chciałem jej zaproponować pomoc, radę, wsparcie czy ramię do wypłakania, ale było za późno, ponieważ dziewczyna posłała mi uśmiech i ruszyła przed siebie, a ja wtedy wykorzystując sytuację w stu procentach, krzyknąłem za nią:

– Przepraszam, że cię pocałowałem! – Moje słowa nie tylko zwróciły uwagę Agnes, bo i całej reszty uczniów.

Pocałunek z początku nie był częścią planu, wyszedł spontanicznie. Po prostu spojrzałem na nią i poczułem ochotę spróbowania jej ust. Byłem niemal pewny, że smakowały truskawkami.

I miałem racje. Ona cała nimi pachniała.

Fresa.

Jednak, gdy już to się stało, można było wykorzystać ten fakt, prawda? Miałem świadomość, że to, co powiedziałem rozejdzie się po szkole w błyskawicznym tempie i dojdzie do osób, do których miało to dojść.

Dziewczyna się zatrzymała, ale po chwili ruszyła dalej, ignorując moje słowa i wchodząc do sali. Plan działał doskonale, ponieważ po korytarzu rozniosły się szmery rozmów i szepty. Nie licznie nawet pokusili się, by spojrzeć w moją stronę, na co zareagowałem ironicznym uśmieszkiem, który szybko onieśmielał gapia.

Po chwili już sam wszedłem do klasy. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to druga ławka przy ścianie, a bardziej dziewczyna, która przy niej siedziała. Była zła. Choć nie – odpowiedniejsze byłoby stwierdzenie "była wkurwiona". Kipiała, a z oczu strzelały pioruny. Jednak na szczęście żaden we mnie nie trafił, ponieważ Agnes unikała kontaktu wzrokowego.

Choć może wolałbym jakby na mnie spojrzała?

Przegiąłem? Powinienem ją spytać albo chociaż poinformować przed?

Mimo że grałem w grę zespołową, czasami ciężko było mi współpracować. Wolałem sam podejmować decyzję, właśnie dlatego często zdarzało mi się działać na własną rękę, zapominając że z Agnes byliśmy partnerami. Nie byłem wyżej od niej, opaska kapitana zostawała na boisku, choć i tam nie dawała mi prawa do dobrowolnego rządzenia się.

Kiedy usiadłem na swoim miejscu, do pomieszczenia weszła nauczycielka, która i tak mi nie przeszkodziła w obserwowaniu Agnes. Była cała czerwona, rozsadzało ją od środka...

Ona się tym naprawdę przejęła...

– Sprawdziłam wasze kartkówki. Znów wołają o pomstę do nieba. Kiedy wy zaczniecie się w końcu uczyć? Nie przykładacie się...

Super. Jeszcze tego mi brakowało.

Nie poszło mi jakoś genialnie, ale w sumie bardzo źle chyba też nie.

Chyba.

Teraz przynajmniej rozumiałem część tego, co robiłem, choć nadal ta druga połowa pozostawała dla mnie czarną magią. Jak Agnes mogła być aż tak z niej genialna? Jak ona to wszystko ogarniała i przede wszystkim; jakim cudem sprawiało jej to nieuzasadnioną frajdę. Momentami świeciły jej się oczy, gdy coś mi tłumaczyła.

A to był naprawdę ładny widok. Nigdy nie sądziłem, że dziewczynę z nosem w książkach nazwę ładnym widokiem, ale tak.

Profesorka ruszyła w naszą stronę, a gdy zatrzymała się przy Agnes, powiedziała:

– Oczywiście nie wliczając w to ciebie, Agnes. Najlepiej napisana praca. – Mimowolnie uśmiechnąłem się na te słowa. – Bierzcie z niej przykład.

Jakim cudem, ja wcześniej nie zwróciłem na nią uwagi? Przecież co drugi nauczyciel stawiał ją na zasłużonym piedestale jako wzór. Byłem aż takim ignorantem? Miałem aż tak bardzo wywalone na ludzi wokół? Rozejrzałem się po sali i musiałem przyznać, że prócz Agnes nie znałam tu nikogo.

– Jestem pod wrażeniem – powiedziała, podchodząc tym razem do mnie. – To znaczy, żeby była jasność, oczekuję jeszcze lepszych wyników.

Jakże inaczej. To jedna z tych osób uważająca swój przedmiot za najlepszy, najważniejszy, a mało tego za taki, który powinien kochać każdy.

A błagam was. To była matematyka.

– Ale w porównaniu do twoich poprzednich wyników, to ten jest... w porządku tak na dobry początek.

Naprawdę mi ulżyło.

Zaliczone.

Trzynaście i pół punkta na dwadzieścia.

– Doceniam starania.

– Dziękuję.

Gdy kobieta ode mnie odeszła, wyciągnąłem komórkę, by wysłać wiadomość.

Do Fresa:

Trzynaście i pół punkta.

Dziewczyna odczytała, ale nic nie odpisała.

Była na mnie zła. Bardzo.

Do Fresa:

Wiem, że powinienem cię zapytać, przepraszam.

Od Fresa:

Po co to zrobiłeś?

Nabijasz się ze mnie czy jak?

Do Fresa:

Nie, oczywiście, że nie.

Czemu bym miał?

To część planu.

Ten zjeb się o tym dowie i zaintryguje.

Poza tym wszyscy widzieli, że jesteś na mnie zła.

Więc idealnie.

Pomyśli sobie, że tego nie chciała i poczuję się na wygranej pozycji.

– To, co? Connor, pochwalisz się nam czego się nauczyłeś? Chodź.

Usłyszałem głos nauczycielki, który zmusił mnie do spojrzenia w stronę tablicy, na której widniał przykład.

Zajebiście.

Czy ja w ogóle jeszcze coś pamiętałem?

Odruchowo spojrzałem w stronę Agnes, przez co nasz wzrok przez chwilę się skrzyżował. Patrzyła na mnie, ale dosłownie przez sekundę, bo szybko wróciła do zeszytu. Niechętnie wstałem, wybierając nieco dłuższą drogę, obok ławki dziewczyny. Nawet nie wiedziałem, czemu to zrobiłem.

Tak po prostu.

Bo mogłem.

Stanąłem przed tablicą, wysilając się, by cokolwiek sobie przypomnieć. Jednak zadanie było utrudnione, ponieważ ciągle w głowie miałem jedno; Agnes.

Agnes, która zapewne teraz zabijała mnie wzrokiem.

I po co mi to było?

– Nie mamy wieczności Connor – powiedziała, poganiając mnie.

A idź do diabła. W sumie to by do siebie pasowali.

Zaczęłam pisać, czując za sobą spojrzenia wszystkich, w tym nauczycielki i...

Nieważne Connor, skup się.

Gdy skończyłem, odsunąłem się, czekając na werdykt.

Błagam, żeby to było dobrze!

– Dobrze... Tylko mogłeś jeszcze tu wyprowadzić, ale naprawdę robisz postępy.

– To zasługa mojej niezastąpionej korepetytorki – wyleciało z moich ust.

Spojrzałem na dziewczynę, która już się nie chowała. Mierzyła mnie zimnym spojrzeniem, na co posłałem jej uśmiech. Przewróciła oczami.

Pierwsza interakcja. Było dobrze.

Wszyscy inni również patrzyli w jej stronę, ponieważ doskonale sobie zdawali sprawę, kto mi pomagał.

– Cudotwórczyni.

Możliwe. Albo to po prostu ona była cudowna.

*

Siedzieliśmy z Agnes w bibliotece, ucząc się matematyki. Nadal była zła za tą akcję, trzymała jakiś dziwny dystans, ale próbowała to ukryć, jak tylko mogła. Podchodziła do naszego spotkania bardzo profesjonalnie. Ograniczała się tylko i wyłącznie do tłumaczenia i sprawdzania zadań, które obejmowały różne zakresy.

Już za kilkanaście dni miałem poprawkę z kilku działów.

– Funkcja kwadratowa to inaczej trójmian kwadratowy, który posiada wzór. – Napisała na kartce i pokazała na pierwszą część. – To jednomian kwadratowy.

– To trójmian czy jednomian? – zapytałem zirytowany.

Zaczęła tłumaczyć jeszcze raz wszystko od początku, ale nie potrafiłem się skupić. Nic co dochodziło do mnie, nie zostawało na dłużej, ponieważ po pierwsze to było tak gówniane, a po drugie za bardzo rozpraszała mnie sama dziewczyna. Jej postawa, jej zachowanie. Jakoś tak byłem dziś dziwnie roztargniony i często zawieszałem na nej wzrok, zamyślając się.

– Słuchasz mnie? – zapytała, a ja w tej chwili się ocknąłem z kolejnego letargu.

– Co?

– Chcesz przerwę? – zapytała. – W sumie to już długo się uczymy, możemy skończyć na dziś. – Zerknęła na ekran swojego telefonu, a następnie powoli zaczęła się pakować. – Miałam ci mówić. Matt...

Nie lubiłem, gdy tak go nazywała. Nie lubiłem słyszeć w jej ustach jego imienia, ponieważ nie zasługiwał na to. Tak bardzo mnie to irytowało.

Dlaczego ona musiała się wyłamywać i nazywać wszystkich imionami?

– Mnie zaobserwował i napisał...

– Co napisał? – Nie dałem jej skończyć, wstając, ponieważ ona przed chwilą zrobiła to samo.

Ruszyliśmy w stronę wyjścia.

– Pytał, czy nie znajdę czas na korki z francuskiego.

To żeś się postarał. Jakże oryginalnie.

Czyli teraz miała już nie być tylko moją korepetytorką? Również jego?

Dziwnie mnie to wkurzyło, choć nie powinno. Chociaż może spowodowane było to tym, że nie lubiłem się dzielić? A może tym, że doskonale zdawałem sobie sprawę, że korepetycje były tylko głupim pretekstem do zbliżenia się do Agnes, a ja potrzebowałem ich naprawdę. Nie chciałem, by marnowała czas...

Chyba.

Sam już nie wiedziałem.

– Z francuskiego? – prychnąłem.

Jak romantycznie, kurwa.

Żałosny kretyn.

– Ta, chodzimy razem na francuski – mruknęła. – Dziś bez wypasionego samochodu? – zapytała, kiedy przeszliśmy wzdłuż prawie pusty parking.

Znajdowały się na nim tylko trzy samochody i żaden nie należał do mnie.

– Bez. Przegląd – odpowiedziałem. – Co mu odpisałaś?

– I dajesz radę tak na pieszo? Nic, bo w sumie nie wiem co.

Gdzieś podświadomie pojawiła się myśl, żeby przekonać ją do odmowy, ale szybko ją stłumiłem w zarodku.

Przecież taki był plan. Nie mogliśmy go psuć, przez moje nieuzasadnione napady frustracji.

– Odpisz mu, że masz sporo na głowie, ale dla niego postarasz się znaleźć czas. Potem jak ci odpiszę zaproponuj, że możecie spotkać się na próbę i przetestujesz jego umiejętności.

Sam nie wierzyłem, że to mówiłem.

– To brzmi...

Wiedziałem o tym.

– Tak ma brzmieć, fresa.

– Zwariowałeś. Nie będę z nim flirtować czy coś – oburzyła się.

– Musisz.

– Nie umiem.

Wiedziałem, że umiała. Miala do tego niezły potencjał, tylko musiała wyluzować i uwierzyć w siebie.

To przecież nie było trudne. Tylko gra słowna. Zabawa.

– Dobra. Zróbmy próbę takiej rozmowy. Nie tchórz, fresa. – Pamiętałem, że za pierwszym razem nie podjęła się wyzwania.

– Nie tchórzę.

– Udowodnij – powiedziałem, zatrzymując się, przez co dziewczyna zrobiła to samo. Stanęliśmy naprzeciwko siebie. – Wiesz, że gdy tylko spojrzałem na twoje usta, byłem pewny, że smakują truskawkami? – zacząłem, podchodząc do niej jeszcze bliżej i orientując się, że właśnie nabierała powietrza. – I miałem rację – szepnąłem. – Bo właśnie tak smakują.

Przez chwilę zamarła, skanując moją twarz. Przełknęła ślinę i wypowiedziała:

– E.e.e. – Wydała z siebie dziwny dźwięk, przypominający ten w teleturniejach, padający przy złej odpowiedzi. – Nie ma to sensu, Connor, ponieważ Matt, by tak nie powiedział. A wiesz czemu? Bo mnie nie całował.

I co z tego?

Szukała sobie gotowego scenariusza. Miała w planie to sobie zapisać czy jak? Przecież flircie chodziło o to, by był na spontanie.

– Fakt – ciągnąłem dalej. – To ja cię całowałem, a nie on. – Dziewczyna otworzyła usta, ale szybko je zamknęła, na co się uśmiechnąłem. – Spróbujmy więc jeszcze raz. Naprawdę lubię cię zawstydzać, fresa. Tak jak właśnie teraz, gdy na...

– E.e.e. – Nie dała mi skończyć. – I znów błąd. Tylko ty mówisz do mnie fresa.

I o to właśnie w tym chodziło.

Miało to być indywidualne.

– Wymyśl coś uniwersalnego – powiedziała, mierząc mnie wzrokiem.

Już samo jej spojrzenie robiło dużo roboty. Było intensywne i mogło wywołać niewłaściwe myśli. Pokazywała nim, że jest odważna, stanowcza i... nie boi się podjąć walkę.

Chciała coś oklepanego? Okay.

– Jesteś najbardziej tajemniczą dziewczyną jaką znam. Naprawdę z każdym dniem intrygujesz mnie jeszcze bardziej. – Podniosłem rękę, poprawiając kosmyki włosów, które padały jej na czoło.

Dziewczyna w tej chwili szybko się odsunęła, odwracając wzrok i szukając ucieczki. W pewnym momencie powiedziała:

– Yyyy. Czy to... – zaczęła, mrużąc oczy i przyglądając się czemuś w oddali – nie wygląda na pijanego królika w okularach?

– Co?

– No tam. – Pokazała na niebo, na którym widniało parę białych chmurek.

Wiedziałem, że to był pierwszy lepszy pretekst do zmiany rozmowy, ale nie mogła wymyślić czegoś lepszego? Skąd jej to przyszło do głowy?

– Wygląda na... białą chmurę.

Co i tak nie było spotykane o tej porze roku.

– Przypatrz się. Zobacz, tam są uszy, a niżej widać takie duże bryle.

Poważnie?

Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem

– Naprawdę nie widzisz?

– Nie no... – zacząłem. – widać. Jak się zamknie jedno oko, a potem drugie. 

Continue Reading

You'll Also Like

79.5K 3K 30
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...
Trust me By ksicja_

Teen Fiction

40.2K 1.2K 32
Bo byliśmy tylko dziećmi, które nie zasłużyły na życie w takim świecie. Ty wolałabyś mnie nigdy nie spotkać, a ja wolałbym nigdy cię nie skrzywdzić. ...
21.8K 1.1K 40
Płakałam, wołałam, krzyczałam, aż przestałam. Nie było dla mnie już szans. Zostałam z tym sama zamknięta w swoim ciele. Chaos odgrywający się tam był...
46.9K 2.7K 61
Emma Watson życie wiele razy dało jej w kość, ma dopiero 21 lat i bagaż ciężkich doświadczeń za sobą. Nie lubi uczuć, ckliwości ani szczerości, nie u...