Układ

By aksaver

91.2K 2.8K 1.5K

Jako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od... More

Wstęp
Prolog
1. Świrnięta romantyczka
2. Para idealna
3. Trening rzecz święta
4. Za przeproszeniem
5. Mały wypadek
6. Parszywa suka
7. Fresa
8. Żarty
9. Plantacja truskawek
10. Umowa
11. Poderwać chuja
12. Atuty
13. Fanka oversize
14. Korepetycje z uwodzenia i flirtowania
15. Partnerzy w zbrodni
17. Pijany królik w okularach
18. Niczym anioł
19. Do kina czy na film?
20. Lwy z Leicester górą!
21. Lubię Connora
22. Picasso
23. Sen nocy letniej
24. Uroczo-seksowna
25. Pierzony ranking
26. Moje gratulacje
27. Pierdolone truskawki
28. Oj Clare, Clare
29. Zakochana idiotka
30. Jak romantycznie
31. Korepetycje z życia
32. Twój KOLEGA
33. Mój chłopak
34. Mi Fresa
35. Rozumiemy się?
36. Jak domek z kart
Epilog
Dodatek
Podziękowania + info co dalej

16. Nigdy

1.8K 46 30
By aksaver

Dochodziła godzina czwarta nad ranem, a ja nadal siedziałam u Liama, dobrze się bawiąc.

Po tym jak kazali nam odbyć chrzest, spodziewałam się czegoś innego. Nie wiedziałam czego dokładnie, ale może czegoś strasznego, niebezpiecznego? No na pewno... tajemniczego, przez co nie mógł dowiedzieć się o tym każdy. Tak nas nakręcili, że byłam w stanie uwierzyć nawet w jakiś pakt, który będę musiała podpisywać swoją krwią...

Jednak okazało się, że tylko ja i Connor lubiliśmy bawić się w umowy.

Niczego nie musiałam podpisywać, a mało tego okazało się, że tą imprezą VIP było po prostu... dalsze chlanie bez umiaru już w nieco okrojonym, zaufanym gronie i granie w dziennie, pijackie gry.

A "chrzest" był po prostu tylko słabym żartem dla osób, które nie miały o niczym pojęcia, wymyślonym rzecz jasna przez Zawodników. To podobało mi się bardziej niż każda posrana wizja, która gdzieś mignęła mi przed oczami, gdy jeszcze nie znałam prawdy.

Było dość zabawnie i przede wszystkim normalnie. Przez pierwsze parenaście minut graliśmy w głupiego chińczyka, co prawda na nieco zmienionych zasadach, ponieważ "jednym z uczestników" był alkohol. W tym momencie odpuściłam i również się napiłam, choć nie miałam w planach. Jakoś tak samo wyszło, bo w sumie nawet nikt mocno na mnie nie naciskał. Byli przyzwyczajeni do niepijącego Connora.

I właśnie; jedynym trzeźwym został tylko on, który wytrwale trwał w swoim postanowieniu. Podziwiałam go za to. Z tego co słyszałam od Mayi to chłopaka można było spotkać z alkoholem w okresie wakacji i to też podczas specjalnych okazji. Mimo to i tak dobrze się bawił, nabijając się z pijanych kumpli i im dokuczając przy każdej możliwej sytuacji.

Gra na początku była trochę utrudniona, ponieważ nas było trzynastu, czyli o dziewięć za dużo, ale jakoś sobie z tym doskonale radziliśmy. Gdy Liam przegrał, postanowił się odegrać już w nieco innej grze, wyciągając na stół ruletkę i napełniając kieliszki alkoholem, który nie wyglądał na tani.

Oho.

Nigdy tak dobrze się nie bawiłam.

Zaczął się wykłócać z Joshem o to, kto ma mocniejszą głowę, a następnie zaczęli rozgrywkę, w którą mnie również wciągnęli. W pierwszej chwili nawet nie wiedziałam, na co się zgodziłam. Nie znałam zasad, ale było mi głupio przyznać, że z takiego rodzaju gram nie miałam za dużo wspólnego. Widziałam je jedynie w filmach, czy zdarzyło mi się o nich czytać w niektórych książkach... Sama nigdy w nich nie uczestniczyłam. Ba, nawet nie byłam obserwatorem. Chyba, że liczyła się głupia gra w butelkę w podstawówce? Ale wtedy też w nią nie grałam, tylko patrzyłam. Byłam za dużym tchórzem, by postąpić inaczej. Więc czemu teraz bez większego zastanowienia pokiwałam głową?

Nigdy nie grałam w takie gry.

Na szczęście szybko ogarnęłam, o co w niej chodziło. Puszczałeś kuleczkę, która losowała ci numerek kieliszka; gdy był pełny pijesz, a gdy pusty omijasz kolejkę. Tyle.

Przez całą grę modliłam się tylko o to, bym już więcej nie musiała zerować, ponieważ czułam, jak alkohol powoli rozchodzi się po całym moim organizmie. Nie byłam pijana, nawet nie mocno wstawiona, ale po prostu wolałam dmuchać na zimne. Chciałam zachować trzeźwość umysłu do końca i nie obudzić się pierwszy raz z kacem...

Nigdy się nie upiłam.

Kiedy został tylko jeden pełny kieliszek, czaili się na niego wszyscy, oprócz mnie, więc czemu gdy to ja na niego trafiłam, wydarłam się uradowana?

– Wygrałam – krzyknęłam, podnosząc się. – I co cieniasy? – zażartowałam, słysząc śmiechy pozostałych.

Po prostu się śmiali, ale nie ze mnie. Tylko ze mną. To była wielka różnica, którą czułam.

– Najpierw go wypij, a dopiero potem świętuj. – Usłyszałam głos Connora tusz obok mnie, więc spojrzałam w jego stronę. – Jeszcze nie wygrałaś, fresa.

Kiedy on tu się zjawił? Jeszcze parę sekund temu był po drugiej stronie pokoju. Aż tak bardzo podekscytowałam się wizją wygranej w grze, gdzie tak naprawdę jutro każdy będzie przegranym?

Podniosłam kieliszek, gestem który wskazywał na toast i wciąż patrząc mu prosto w oczy połknęłam całą zawartość, czując po raz kolejny ten ostry smak alkoholu na języku oraz zaraz po nim znane mi już palące uczucie, które rozprzestrzeniało się po moim ciele.

Ohyda.

Lekko się skrzywiłam, ale szybko opamiętałam się, trzymając rezon. Connor ciągle na mnie patrzył, więc nie chciałam się łamać.

– Co tak patrzysz? Też chcesz trochę? – zapytałam sarkastycznie.

To był żart. Nigdy w życiu nie namawiałabym go to złamania swojego postanowienia.

Było to naprawdę godne uznania, zważając na to, że reszta chłopaków nie szczędziła sobie trunku. Słysząc to pierwszy raz wtedy na imprezie ogarnął mnie niemały szok, mimo że faktycznie nie czułam od niego alkoholu. Po prostu nie wyglądał na takiego, który by unikał od używek. A jednak był prawdziwym sportowcem z krwi i kości.

Pozory lubiły mylić, a dla Connora piłka naprawdę była czymś ważnym. Poznałam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że to wszystko właśnie jej było podporządkowane. Piłka była sposobem życia, a nie tylko jego częścią.

I to go różniło od reszty.

– Nie chcę i sądząc po twojej minę, śmiem stwierdzić, że ty również.

Po tych słowach się po prostu zapowietrzyłam. Chciałam coś powiedzieć, ale zdołałam otworzyć buzię dosłownie na pięć sekund, bo później znów ją zamknęłam, układając usta w wąską linie.

– Dobra, dobra – zaczął Josh. – To, co podkręcamy teraz zasady?

– Na? – zapytałam, dalej walcząc na spojrzenia z Danielsem, kiedy w tym samym czasie on odpowiedział:

– Nie.

– Już ci tłumaczę, świeżaczku – zaśmiał się, a ja zobaczyłam, jak chłopak, stojący naprzeciw mnie, przekęca oczami. – Ta wersja ruletki jest bardziej hardkorowa. Kieliszek, który wypadnie zostawiamy w spokoju, a zerujemy całą resztę.

To po co w ogóle nalewać? Skoro można wziąć od razu całą butelkę?

Nie było mowy, by ktoś mnie do tego zmusił.

– Odpadam.

– Wy też powinniście. Wieczorem mamy trening – przypomniał ostro, wciąż patrząc na mnie. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, przez co zaschło mi w gardle. Już po nieprzyjemnym smaku nie było śladu.

– Pan maruda. Niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci.

Zaśmiałam się, na co zmierzył mnie kolejny raz, tym razem jego wzrok wyrażał politowanie. Próbował mi przekazać coś w stylu: "Masz beznadziejne poczucie humoru".

A on gust do dziewczyn i nikt mu tego nie wypomina, prawda?

Chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu Liam:

– Siódemka ma rację.

– Wiadomo, że mam.

– Nie umiecie się bawić. Następnym razem zagramy, świeżaku.

Co oni mają do przezwisk? Jednak słów Josha nie traktował na serio przez wypity alkohol. Wlał go w siebie tyle, że ja już dawno leżałabym pod kiblem z głową spuszczoną...

Nieważne.

– Wątpię – powiedzieliśmy równo z Connorem.

– To może prawda czy wyzwanie? – zapytała Lucy, dziewczyna Williama, jednego z Lwów. – No dawajcie będzie fajnie.

Proszę nie!

Bałam się takich gier, choć nigdy nie miałam okazji w nie grać... tak na poważnie. Bo przerwy w szkole czy urodziny paru koleżanek w czasie, gdy nie miałam jeszcze wszystkim stałych zębów, nie mogły się liczyć, nie? Takie gry były nieobliczalne. Można było skończyć z łysą głową, zatruciem pokarmowym, a przynajmniej tak sądziłam.

Kto był tchórzem? Ja!

Nikt jednak nie protestował, a ja nie miałam na to odwagi, więc rozłożyliśmy się wygodnie po pomieszczeniu, zachowując jakieś odległości.

– Kto nie wykona zadania albo nie odpowie na pytanie pije shota jak zawsze – wyjaśniła Maya.

Tak jak w tych wszystkich filmach...

Nigdy nie grałam w prawda czy wyzwanie na takich zasadach.

– Czekaj... – odezwałam się niepewnie. – A ty? Przecież nie pijesz, więc... – Pokazałam palcem na Connora, koncentrując się tylko i wyłącznie na nim.

– Nie martw się o mnie, fresa – mruknął, uśmiechając się cynicznie. Jak on mnie czasami wkurzał. – Nigdy nie rezygnuję z wyzwań.

Przełknęłam ślinę, kiwając delikatnie głową i już się nie odzywając.

– Dobra to ja zacznę – powiedziała Lucy. – Ósemka, prawda czy wyzwanie.

– Wyzwanie.

– Na początek coś łatwego. Wypijesz, pewną miksturę. Mogę skorzystać z kuchni? – zapytała Liama, ale nawet nie czekając na jego odpowiedź, ruszyła w jej stronę wraz z Joshem, który miał wypić to zapewne ohydztwo.

Po pomieszczeniu rozniosły się śmiechy i rozbawione głosy, ja jednak milczałam, przerażona sytuacją, w której się znalazłam.

Nie byłam odporna na takie rzeczy.

Po chwili oboje wróci z szklanką pełną biało-brązowego czegoś, co wyglądało tak... że na sam widok miałam ochotę cofnąć wszystko co dziś zjadłam.

– No pij. Albo to albo to. – Pokazała między innymi na procenty w kieliszku.

Wiadomo, że były lepsze, ale to byłaby ujma, plama na honorze.

Wypił.

– Pyszne, barbie. Dziękuję.

Zauważyłam, że napity Josh to... kreatywny Josh. Dla niego dziś każdy miał jakieś przezwisko.

– Dziewiątka.

Chłopak siedział obok mojej przyjaciółki, którą obejmował ramieniem. Po wyzwaniu Cure ich dystans kompletnie zniknął, więc resztę wieczoru spędzili w swoich ramionach i to dosłownie.

– Pytanie.

– Okay... – zaczął, zastawiając się. – Kiedy ostatni raz przeleciałeś jakąś laskę?

Zauważyłam jak wzrok Clare powędrował na twarz Liama. Obserwowała go, oczekując na odpowiedź. Wszyscy tu zebrani wiedzieliśmy, że dla dziewczyny to pytanie znaczyło więcej niż dla nas.

Sama się zestresowałam odpowiedzią, licząc że nie odpali jakiegoś "wczoraj".

Dobrze wiedziałam, że z przyjaciółką nie byli na takim etapie, więc to oznaczałoby jedno.

– Nie wiem, dawno – odpowiedział, mierząc przyjaciela ostrym spojrzeniem.

– To nie odpowiedź.

– Nie liczyłem. Kilka tygodni temu. Wystarczy? – sarknął. – Agnes – odezwał się, wybierając właśnie mnie.

Przez moment zapomniałam, że ja też byłam w grze. Przełknęłam ślinę, odpowiadając ledwo słyszalnie:

– Pytanie.

To było lepsze od wyzwania, prawda?

– Jak wyglądał twój pierwszy raz? – zapytał bez zająknięcia.

No i chuj.

Nie wyglądał. Moje jedyne zbliżenie z chłopakiem, to krótki, ośliniony buziak w pierwszej klasie po lekcjach, kiedy oboje czekaliśmy na zajęcia dodatkowe.

Nigdy się nawet nie całowałam.

Nie miałam na to czasu. Nigdy nie było do tego okazji. Nie byłam dziewczyną, która sama podbijała do jakiegoś chłopaka. Nie byłam dziewczyną, która chodziła na imprezy. Nie byłam dziewczyną, którą ktoś chciał całować.

Byłam znana jako szkolna prymuska, najlepsza uczennica w SODS. Moje życie kręciło się między szkołą, wolontariatami, a domem. I chyba nie czułam się na to gotowa.

Jedyne doświadczenie, które miałam, oparte było na książkach, które tak uwielbiałam, a nie oszukujmy się to było gówno warte doświadczenie.

Nie miałam żadnego. Czasami nad tym ubolewałam, ponieważ wszyscy dookoła mieli już swoje pierwsze razy, a ja nawet nie byłam po pierwszym prawdziwym pocałunku. Były momenty, w których było mi po prostu wstyd, ale wtedy na ratunek przychodziła mi Cure, mówiąc, że to nic złego i mogę czekać na niego, ile tylko chcę.

W tej kwestii rywalizowały ze mną dwie moje osobowości. Pierwsza, ta ambitna, racjonalna, uważająca, że w pełni powinnam się poświęcić Oxfordowi z tą drugą świrniętej romantyczki, która czekała tylko na tą wyjątkową okazję.

Byłam beznadziejna.

Przez chwilę wahałam się, co odpowiedzieć. Czułam wzrok wszystkich na sobie. Odważyłam się spojrzeć tylko na Clare, która posyłała w moją stronę lekki uśmiech, który miał mi dodać otuchy.

Wzięłam głęboki wdech i po prostu sięgnęłam po kieliszek.

– Czyli aż tak źle? – zapytał rozbawiony, na co wzruszyłam ramionami.

To nie było kłamstwo, prawda? Takie były zasady. Mogłam się napić.

– Eee...Cure, teraz ty.

Wzrok Connora, który siedział na kanapie naprzeciwko mnie przez cały czas spoczywał na mojej osobie, wypalając dosłownie dziurę. Nie możesz patrzeć, gdzie indziej? To... dekoncentrujące.

Co było we mnie takiego ciekawego?

– Wyzwanie.

I co ja miałam teraz wymyślić? Byłam w tym beznadziejna...

– Eee... Trzy shoty po kolei – powiedziałam po dłuższej chwili.

Zrobiła to.

Tak graliśmy jeszcze przez długi czas.

Cure siedziała na kolanach Liama, Mindy i Sky nie miały koszulki. Josh opowiedział o tym, jak ukrywał się w szafie jakieś laski, kiedy jej rodzice wrócili do domu. Liam powiedział, że najbardziej z tego grona podoba mu się Clare i jeszcze kilka takich tam.

– Siódemka...– zaczęła Maya, uśmiechając się od ucha do ucha. – Tradycyjnie wyzwanie?

Fakt – już zaobserwowałam, że zawsze wybierał wyzwania.

A ja zawsze pytania.

– Si.

Wrrr. Hiszpański.

– Hmm... Wybierz, jakąś dziewczynę i ją pocałuj.

Chłopak zmierzył ją wzrokiem, a następnie wstał, ponieważ przecież nigdy nie rezygnował. Rozejrzał się ostentacyjnie po pomieszczeniu, w którym znajdowało się siedem dziewczyn: Ja, Cure, Sky, Maya, Lucy, Mindy i Ronnie. Zgadywałam, że na starcie odrzucił dwie, nie no trzy dziewczyny, które były już zajęte, więc do wyboru miał Sky, Mindy i Ronnie – same cheerleaderki.

Po chwili ruszył przed siebie, nie skręcając do żadnej z wymienionych wyżej dziewczyn. Szedł prosto... do mnie albo do Mayi. Jedna z dwóch.

Boże.

Gdy się zorientowałam, że wybrał właśnie mnie, zastygłam w bezruchu, czując jak w moim gardle zasycha.

Czemu do cholery?

Miał do wyboru jeszcze inne.

Ja nie chciałam... Chyba.

– Co-o ty robisz? – odezwałam się ledwo słyszalnie, łamiącym się głosem, gdy chłopak stanął przede mną, nachylając się nieznacznie. Musiałam odchylić głowę, by spojrzeć mu w oczy.

Był tak blisko, że znów doskonale czułam woń perfum, których używał. Musiały być cholernie drogie, skoro jeszcze się trzymały...

– Mówiłem ci, że nie rezygnuje z wyzwań, fresa – mruknął, a po moim ciele przeszedł dreszcz.

Zagryzłam wargi.

Tak, ale to wyzwanie nie brzmiało; pocałuj Agnes. Miałeś jeszcze inne dziewczyny do wyboru! – pomyślałam, ale nie zdołałam powiedzieć na głos, ponieważ zabrakło mi na to siły.

To, co się działo było przerażająco...intensywne. Czułam, jak wszystko we mnie buzowało, jak mój puls przyspieszył.

Nic nie byłam wstanie zrobić. Nie odezwałam się, nie odepchnęłam go...

Pozwoliłam mu wyciągnąć rękę w moją stronę, która zaraz dotknęła mojego policzka.

To tylko gra.

To czemu po moim ciele rozlała się prawdziwa fala gorąca?

Nigdy Connor Daniels nie był tak blisko mnie.

– Mogę? – zapytał, oczekując na odpowiedź, której nie dostał.

A może jednak dostał? Może ledwo widocznie skinęłam głową wbrew samej sobie?

Nie powinnam się z nim całować. Nie z Connorem Danielsem, nie z moim partnerem w zbrodni, ale na to już było za późno, ponieważ chłopak złączył nasze usta, które przyległy do siebie niczym magnes. Nie potrafiłam się oddalić. To Connor przejął inicjatywę, którą całkowicie mu oddałam. To on odpowiadał za nasze tempo. Delikatnie muskał moje usta swoimi. Jednak z każdym kolejnym dotknięciem nasz pocałunek stawał się coraz mocniejszy i szybszy. Czułam jego rękę na swoim karku, którą dociskał mnie jeszcze bardziej do siebie. Pozwalałam mu; na to i na więcej. W pewnym momencie poczułam, jak językiem przejeżdża po dolnej wardze, prosząc o dostęp. Już miałam go udzielić, gdy dotarł do nas głos Mayi:

– Jak coś to już macie zaliczone.

W tym momencie się od siebie oderwaliśmy, przez cały czas się obserwując. Connor nadal stał w tym samym miejscu, przez co czułam doskonale jego oddech.

Czułam jak mocno bije moje serce, jak całe ciało drży, a otacza mnie jedynie pustka. Kompletnie mnie to odurzyło, a uśmiech, który teraz widniał na jego twarzy, nie ułatwiał mi uspokojenia się.

– Jakieś x minut temu też – sarknął Rhys, lecz żadne z nas nawet nie spojrzało w jego kierunku.

Byłam tak bardzo zamroczona, że nawet nie zwróciłam uwagi na znajomych. Zapomniałam o nich.

– Dziękuję – szepnął Connor, zakładając jedno pasemko moich włosów za ucho i wycofując się, przez co poczułam chłód.

Wstrzymałam oddech, czując jak kolejny raz moje ciało nieruchomieje przez dotyk Connora. Usta mnie paliły. Miałam ochotę ich dotknąć, ale się w porę powstrzymałam.

Co to do cholery było?

Czemu ja się całowałam z Connorem Danielsem?

Wróciliśmy do gry, choć mi już się nie udało duchem, ponieważ nie mogłam się na niej skupić, mając w głowie to co wydarzyło się przed chwilą i czując na sobie baczne spojrzenie Connora.

Chłopaka, który "skradł" mój pierwszy pocałunek.

*

Siedziałam na męskich kolanach, muskając JEGO usta. Czułam JEGO ręce błądzące po mojej talii, a następnie udach, w tym samym czasie co ja swoimi badałam skórę na karku. Pocałunek był żarliwy, NASZE oddechy się mieszały, a ruchy synchronizowały, tworząc jedną doskonałą całość. Chłopak po chwili się odsunął, lecz jedynie na krótki moment, bo szybko znów zassał moją dolną wargę, powodując tym cichy jęk, który zagłuszył kolejnym mocnym pocałunkiem. Gdy zabrakło mi tchu, odsunęłam się, spoglądając na NIEGO spod rzęs. Zamarłam, kiedy mój wzrok rozpoznał piwne oczy... Connora Danielsa.

W tym właśnie momencie obudziłam się przerażona, oddychając nie równo. Próbowałam się uspokoić, siadając i powoli nabierając powietrza, następnie je wypuszczając, ale to kompletnie nie pomagało, bo...

Kurwa, śniłam o pieprzonym Connorze Danielsie. I to jeszcze kuźwa w jakim kontekście?

Czy byłam normalna? Zdecydowanie nie!

Śniłam o ustach Danielsa, o jego ustach na swoich.

Ten pocałunek namieszał mi tak solidnie w głowie. Nie, on wylał na mój mózg trujący kwas, który powoli go wypalał.

Bo jak inaczej mogłam opisać swój stan, swoje idiotyczne zachowania?

Spełna rozumu nigdy, bym o nim nie śniła. Racjonalna Agnes nawet nigdy, by go nie pocałowała. Nie poszłaby na imprezę, nie zawarłaby tego beznadziejnego układu, który i tak nie miał sensu.

Nie byliśmy pieprzonymi bohaterami książki! Gdzie podział się mój racjonalizm?

Halo! Mózgu? Jeszcze tam jesteś? Błagam, nie opuszczaj mnie.

Sytuacja była beznadziejna, choć nie powinna taka być. To był tylko głupi pocałunek podczas głupiej gry. Tylko, że źle się z tym czułam. Zdecydowanie nie powinniśmy tego robić. To było tak bardzo nieodpowiednie i głupie.

I jeszcze ten sen...

Moralniak wydawał się jeszcze gorszy od kaca.

To nie było do mnie podobne.

Nie byłam laską, która chętnie, pocałowałaby się z pierwszym lepszym gościem na imprezie, no... nie byłam laską, która się całowała, więc miałam prawo do tej małej histerii, prawda?

Ale cóż stało się.

Mogłam odhaczyć pierwszy pocałunek.

To do Connora Danielsa on należał i w sumie... mogło być gorzej, prawda?

Nie jedna, by właśnie taki chciała przeżyć. Z nim.

Całować nie całował źle. Tak, doświadczenia nie miałam, ale wnioskowałam po mojej reakcji. Podobało mi się, choć stwierdzałam to z bólem serca.

Czułam się naprawdę zażenowana już samym tym faktem, a co dopiero snem, który tłumaczyłam resztkami alkoholu, szokiem i "pierwszym razem", o którym zdarzało mi się już wcześniej czasami myśleć...

Pierwszy pocałunek się chyba pamiętało, prawda? Był na jakiś sposób ważny i...

Ogarnij się.

Pijacki pocałunek z chłopakiem, którego nie darzyło się żadnym uczuciem nie mógł być wyjątkowy. Tylko że po cichu liczyłam, że taki będzie.

Książki co wy ze mną robicie?

Westchnęłam głośno, sięgając po telefon i kładąc się z powrotem do łóżka, kiedy go odblokowałam, uderzyło we mnie nieprzyjemne światło, a gdy zmrużyłam oczy, by dostrzec godzinę, zobaczyłam milion powiadomień. Weszłam więc na aplikację, z której korzystałam, ale raczej jako bierny użytkownik, obserwujący tylko poszczególne osoby takie jak aktorzy, piosenkarze, sportowcy, autorzy. Do tego zacnego grona należały też profile o gotowaniu czy o książkach. Od razu zobaczyłam, że moja liczba obserwujących wzrosła i teraz była z cztery razy większa, w dodatku miałam kilka nie odczytanych wiadomość czy oznaczeń na relacji. Najpierw ukazały mi się zdjęcia Mai, które sama pamiętałam jak wrzucała. Pierwsze grupowe, a następnie tylko ze mną, potem jeszcze kolejny raz to samo grupowe wstawione przez Sky, Rhysa i Cure. Liam oznaczył mnie na tym, które zrobiliśmy na samym początku imprezy, a Josh na tym, na którym pozowaliśmy razem z Connorem. Znów ukazało mi się to samo zdjęcie, tylko tym razem wstawione przez drugiego chłopaka, a zaraz potem, tę którego się nie spodziewałam. Znajdowałam się na nim już sama z Danielsem, patrząc na niego, uśmiechnięta. Nie wyglądało źle, było nawet ładne, ale jakoś tak poczułam chęć zamordowania go.

Miał go nie wstawiać. Wyglądaliśmy na nim dziwnie swobodnie i raczej nie "instagramowo".

Zauważyłam również post Cure, która wstawiła dwa zdjęcia, każde ze mną i ponad setkę komentarzy. Jednak nawet w nie nie weszłam, ponieważ bałam się tego co tam mogłam znaleźć, na koniec jeszcze zauważyłam nową grupę o nazwie VIP.

Poważnie.

Przez cały ten czas, uśmiechałam się do ekranu. Było naprawdę fajnie, no oprócz wiadomo czego.

Stałam się popularna. Wystarczyło parę zdjęć, by ludzie mnie zauważyli. Czyli to prawda, że najłatwiej czerpać blask od innej gwiazdy? Tak to działało? Jedna osoba wybijała się na drugiej? W ten sposób kręcił się ten świat?

Czy spodziewałam się takiego rezultatu? Nie. Czy go chciałam? Również nie.

Ze szkolnej prymuski w jeden dzień stałam się dziewczyną, mającą czterocyfrową liczbę obserwujących...

Dopiero po dobrych kilku minutach zorientowałam się, że było już po jedenastej. Co prawda spałam raptem parę godzin, ale ta godzina nie wróżyła niczego dobrego. Byłam rannym ptaszkiem, a przynajmniej za takiego chciałam uchodzić, więc zawsze wstawałam rano. Tak szczerze bardziej z przymusu niż z wolnej woli, ale przecież nic samo się nie zrobi! Odpoczywać będę po śmierci.

Miałam tylko nadzieję, że rodzice niczego przez to się nie domyślą. Udało mi się niepostrzeżenie zakraść do pokoju i chciałam, żeby tak pozostało.

Gdy wyszłam z pokoju z zamiarem udania się do łazienki i ogarnięcia się, przede mną pojawił się znikąd mój brat, przyglądając mi się i szczerząc od ucha do ucha.

– Co?

– Czyli jednak żyjesz? – zapytał sarkastycznie.

– Jak widać – odpowiedziałam, napinając się.

– Strasznie późno wstałaś, jak na siebie...

– O co ci chodzi, Jake? – przerwałam mu, ponieważ zauważyłam, że zaczyna ze mną w coś grać.

Miałam nadzieję, że nie o to, o czym myślałam.

Proszę! Tylko nie to. Wszystko, ale nie impreza.

– Ponoć najlepiej klin klinem.

Wiedział. Cholera wiedział.

I co teraz? Wsypie mnie? Przecież sam się buntował i ich nie słuchał.

Skąd wiedział? Co mnie zdradziło?

– O czym ty... – Postanowiłam, grać głupią. Nie chciałam się dać do końca zdemaskować. Jeszcze walczyłam. Resztkami sił.

– Jak impreza Agnes? – zapytał, a ja przymknęłam oczy, wiedząc że już przegrałam. – Albo nie mów mi teraz, poczekajmy na rodziców.

– Poważnie, mały gnojku?

Co za parszywy gówniak.

– Nie mówiłbym tak na twoim miejscu do osoby, która rozkłada karty.

Była w dupie. Przez cholernego gówniarza, który był moim paskudnym i chciwym bratem. Nie chciałam wyobrażać sobie reakcji rodziców. Przecież dopiero by mnie zamknęli tu niczym więzieniu lub wymyślili, by kolejne zajęcia w ramach kary.

Nie miałam już na nie sił. Ledwo wyrabiałam się z tymi.

– Skąd ty...

– Skąd wiem? Słyszałem, jak skradasz się rano do domu, a potem zobaczyłem na instagramie Clare. Przy okazji, Agnes. Skąd znasz Connora Danielsa?

I po chuj były mi te zdjęcia?

Coś co miało mi pomóc, pogrążyło mnie.

– Lepsze pytanie skąd ty go...

– Nie rozmawiamy teraz o mnie, siostro, ale nie martw się. Jestem nastawiony na kompromis...

Jasne. Kompromis. Oczywiście, jakże inaczej.

– Nie będziesz mnie szantażował.

– Okay. Nie będę, a jak myślisz co zrobią rodzice, jak się dowiedzą – powiedział, udając zamyślenie. – Wydaję mi się, że nie będą zachwyceni i... – głośniej już dodał: – Ma...

Niedziela. Jeden dzień w tygodniu, w którym mama była w domu. Od razu, nie czekając na rozwój sytuacji, zakryłam mu twarz ręką.

– Dobra, co chcesz w zamian?

Dałam się szantażować podłemu trzynastolatkowi. Czy dało się upaść niżej?

– Pomyślmy... Sześć tygodni odrabiania mojej pracy domowej i przyjeżdżania po mnie na treningi.

– Dwa tygodnie.

– Pięć.

– Trzy i tylko podwózka na treningi. Sam masz się uczyć.

– Miesiąc i umowa stoi

– Dobra – powiedziałam, ściskając jego dłoń.

– Interesy z tobą to czysta przyjemność.

Odszedł, wymijając mnie i zamykając się w łazience, do której ja miałam zamiar pójść.

Nawet to zrobił mi na złość.

– Parszywy, mały gnojek.

*

Byłam w dupie.

Po pierwsze brałam udział w jakimś cyrku, zwanym inaczej układem z Danielsem, niczym z tandetnej książki o nastolatkach, które fakt – kochałam, ale co innego czytać o nich, a co innego grać w tym gównie i to jeszcze w pierwszoplanowej roli.

Po drugie Connor mnie pocałował, powodując niezły bałagan w mojej głowie. Panował tam istny chaos, którego nie potrafiłam ogarnąć. Byłam na niego zła, ponieważ niepotrzebnie skomplikował jeszcze bardziej coś, co już odbiegało od normalności. Dalej byłam w niezłym szoku. Bałam się konsekwencji, a w dodatku byłam zażenowana tym, że ciągle o tym myślałam i do tego wracałam.

Po trzecie byłam tak beznadziejna w te nastoletnie sprawy, że przy pierwszej, lepszej okazji dałam się przyłapać trzynastolatkowi, który to doskonale wykorzystał, szantażując mnie.

– Chodź – powiedziałam do przyjaciółki, a następnie złapałam ją za rękę, ciągnąc ją jak najszybciej w stronę schodów.

Nie byłam gotowa na konfrontację. Jak ja miałam z nim normalnie pogadać, kiedy na samą myśl o tym, co się stało zaczynałam wariować. Bałam się. Bałam się, że nie będę potrafiła już z nim normalnie porozmawiać. Przecież ludzie nie całowali tak wszystkich po kolei, a ja w sumie w ogóle nie całowałam...

I właśnie; tu pojawiał się kolejny problem, który paraliżował całe moje ciało i powodował mdłości. Co jeśli się zorientował? Co jeśli było tak beznadziejnie, że skumał? Co jeśli...

Było mi tak bardzo wstyd.

– I co będziesz tak go unikać? – Kiwnęła głową na Connora, który stał na drugim końcu korytarza.

– Tak. – Ruszyłam szybkim krokiem przed siebie, żeby tylko nie być w zasięgu jego wzroku.

Tyle ile tylko będzie się dać. Wiedziałam, że nie będę w stanie go unikać wiecznie, ponieważ mieliśmy plan, który opierał się na kontakcie.

Ale nie tak bliskim jak całowanie.

Oj cicho już bądź, Agnes. Zapomnij.

Naprawdę chciałam zapomnieć, ale nie potrafiłam.

– Przecież wiesz, że to nie ma sensu.

Milczałam.

– Agnes, kochanie. Ja wiem, że to twój pierwszy, ale... – Dziewczyna znała sytuację aż za dobrze, ponieważ zdążyła już kilkukrotnie usłyszeć ją ode mnie. – Musisz przestać o tym myśleć. Nic z tym już nie zrobisz, stało się.

Tak, tak... ale jak ja miałam o tym nie myśleć, skoro po mojej głowie wirowało tyle pytań.

Dlaczego?

Dlaczego wybrał akurat mnie?

Dlaczego nie odsunął się po chwili? Dlaczego to tyle trwało?

Dlaczego, Connor? Po co to zrobiłeś?

Nas przecież łączył tylko układ, więc po co kładł te swoje usta na moich?

Naprawdę tego nie rozumiałam, nie rozumiałam Connora. Miał do wyboru jeszcze trzy cheerleaderki, a on wybrał mnie. Mógł odsunąć się ode mnie od razu po tym, jak nasze usta się zetknęły, a nie zrobił tego, czym spowodował u mnie ten cholerny mętlik.

W dodatku byłam sama na siebie zła, że nic wtedy nie zrobiłam, że mu na to pozwoliłam, że jego bliskość aż tak bardzo mnie zamroczyła, a najbardziej za to, że ciągle o tym myślałam.

– Nie będziesz, przecież wiecznie od niego uciekać. Poza tym Agnes to tylko pocałunek podczas gry, nie ma co go analizować.

A jednak to robiłam... Zawsze przetwarzałam wszystko milion razy.

– Tak, ale...

Było mi głupio. Czułam się niezręcznie. Nasza relacja już i bez tego była dziwna, a teraz...

Czy przesadzałam? Być może, ale naprawdę mnie to męczyło i sama dobrze nie wiedziałam czemu. Miałam tak mieszane uczucia. Z jednej strony wiedziałam, że to tylko głupi, krótki pocałunek, który nie miał znaczenia, a z drugiej myślenie o tym, było silniejsze ode mnie.

Chciałam rozłożyć to na czynniki pierwsze, zrozumieć tę sytuację, ponieważ w tej chwili walkę wygrywała ta rozsądniejsza część mnie. Natomiast "ja romantyczka", siedziała gdzieś głęboko ukryta, czasami znienacka wyskakując i szepcząc mi do ucha: "podobało ci się", "było przecież przyjemnie".

Szybko jednak karciłam się za to, ponieważ to nie było istotne. Ten pocałunek nie był ważny, chociaż był moim pierwszym...

Może był niezły, ale bez uczuć, a to się nie liczyło.

Liczyć będzie się ten z miłości.

Naprawdę wariowałam. Jedna myśl biła się z drugą, nie dając mi spokoju.

Kiedy to minie?

– Nie ma żadnego ale, Agnes... – nie skończyła, ponieważ przerwał jej Alex, chłopak z samorządu

– Jesteś. Wreszcie. Dzwonili z tego hotelu i poinformowali, że jednak nie mają wolnego w tym terminie... – powiedział na jednym wdechu, ignorując, że moja przyjaciółka była zajęta rozmową.

Ja jak zwykle byłam niewidzialna, więc te followersy się jednak nie liczyły?

Oj, jaka szkoda.

– Co? Jak to? Tak nagle?

– Musimy znaleźć inny nocleg.

– Może być ciężko – jęknęła, odwracając się w moją stronę, przepraszająco. – Wybacz, muszę to ogarnąć. – Pokiwałam tylko głową, a dziewczyna ruszyła za chłopakiem. – I pamiętaj, nie myśl!

Łatwo powiedzieć.

Ruszyłam pod salę, mając nadzieję, że do ostatniej lekcji, którą miałam z Connorem, nigdzie na nie niego nie wpadnę i modląc się, by do tego czasu problem rozwiązał się sam.

Długo nie nacieszyłam się pozornym spokojem, ponieważ zza rogu zaatakowała mnie swoimi pretensjami Anne.

– Fajnie było na imprezie?

Nawet spoko to momentu, w którym nie pocałowaliśmy się z twoim eks, dzięki że pytasz.

– Tym razem też komuś zniszczyłaś związek?

Sama go sobie zniszczyłaś.

Ominęłam ją, ignorując, ale ona nadal nie odpuszczała, idąc za mną.

– Widziałam zdjęcia. – Super. – To był twój plan, tak? Wejść na moje miejsce? Chcesz moją popularność, moich znajomych, mojego chłopaka.

To już nie twój chłopak.

Dalej szłam, nie odwracając się za siebie, co chyba nie spodobało się Anne, ponieważ po chwili poczułam mocny ucisk w okolicach łokcia, przez co zostałam zmuszona się zatrzymać.

– Puść – powiedziałam.

– Nie ignoruj mnie, jak do ciebie mówię, rozumiesz? – Dalej trzymała swoją rękę na mojej, nawet nie luzując uścisku. – Dobrze ci radzę, bo wrzucenie do basenu to nic, co tak naprawdę mogę... – nie skończyła, ponieważ znikąd pojawił się obok nas Liam, na którego widok jeszcze nigdy się tak nie cieszyłam.

– Ej, ej. Zostaw ją – powiedział, uwalniając mnie.

– Kolejny rycerzyk? – zapytała w moją stronę, nie poddając się. – Już nie Siódemka? Szybko działasz jak na...

– Anne? – zapytał chłopak, przez co dziewczyna uraczyła go krótkim spojrzeniem. – Odpierdol się od niej.

– Proszę cię, Dziewiątka – zaśmiała się. – Nie udawaj znowu, że tak bardzo ją lubisz. No powiedz, co tak naprawdę o niej myślisz – mówiła do Liama, choć patrzyła już na mnie, przybliżając się w moją stronę. – Żałosna, pusta...

– Nie zmuszaj mnie, bym powiedział, co myślę o tobie. – Stanął bliżej, nie umożliwiając jej podejścia na niebezpieczną odległość. – Jestem gentlemanem i nie wypada. Sama rozumiesz.

– Poważnie? – zapytała. – Nagle stajesz w jej obronie? Okay. Dobrze wiedzieć. – Wyminęła nas, mówiąc jeszcze: – Dobrego dnia, Agnes.

A miałam już spokój. Czemu ona musiała wracać jak jakiś pieprzony bumerang?

Miałam już naprawdę dość.

Anne, Connora, Jake i wszystkich ludzi przeciwko mnie.

– Dzięki... Dziewiątka – powiedziałam, używając tej paskudnej liczby, która nie wiadomo czemu tak dużo dla niego znaczyła.

Poprosił mnie o to, więc nie miałam na tyle odwagi, by się sprzeciwiać. Skoro tak wolał, ja musiałam się dostosować. Jego sprawa.

– Nie ma za co. Przyjaciele mojej... – Odkaszlnął. – Przyjaciele Clare są moimi przyjaciółmi.

Te słowa sprawiły, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech, chociaż nie miałam dużo powodów do radości. 

Continue Reading

You'll Also Like

450K 18K 37
Dla Cartera muzyka jest całym życiem. Gdy rodzice zabraniają mu udziału w konkursie dla młodych talentów z powodu złych ocen chłopak nie zamierza się...
1.8K 54 30
Carla Marika Hernandez od lat jeździła w trasy swojego najlepszego przyjaciela. Pomagała mu ze wszystkim, uczestniczyła w każdej próbie, była na każd...
71.9K 3.8K 22
Tego chłopca nikt nie nauczył kochać. Poznajcie Logana Thornhill'a, Aroganckiego Króla Wszystkiego, który ma wszystkich w garści. Wszystkich z wyjątk...
69.6K 3.2K 30
,,-Zranił Cię ktoś? -Tak... -Zabiję go. -Zabijesz siebie...?" Ona - dziewczyna z problemami, zamknięta w sobie, samotniczka. On - pomocny, przystojny...