Układ

By aksaver

76.4K 2.5K 1.5K

Jako przyszła prawniczka wiedziałam, że w swoim życiu będę mieć do czynienia z różnymi umowami. Wiedziałam od... More

Wstęp
Prolog
1. Świrnięta romantyczka
2. Para idealna
3. Trening rzecz święta
4. Za przeproszeniem
5. Mały wypadek
6. Parszywa suka
7. Fresa
8. Żarty
9. Plantacja truskawek
10. Umowa
11. Poderwać chuja
12. Atuty
13. Fanka oversize
14. Korepetycje z uwodzenia i flirtowania
16. Nigdy
17. Pijany królik w okularach
18. Niczym anioł
19. Do kina czy na film?
20. Lwy z Leicester górą!
21. Lubię Connora
22. Picasso
23. Sen nocy letniej
24. Uroczo-seksowna
25. Pierzony ranking
26. Moje gratulacje
27. Pierdolone truskawki
28. Oj Clare, Clare
29. Zakochana idiotka
30. Jak romantycznie
31. Korepetycje z życia
32. Twój KOLEGA
33. Mój chłopak
34. Mi Fresa
35. Rozumiemy się?
36. Jak domek z kart
Epilog
Dodatek
Podziękowania + info co dalej

15. Partnerzy w zbrodni

1.2K 38 44
By aksaver

Nie analizowałam już tajemniczej sprawy treningu lub bardziej jego braku. Co prawda – nie wiedziałam co było prawdą. Jednak po jakimś czasie stwierdziłam, że to nie moja sprawa. W końcu ja miałam go tylko poduczyć, a on miał mi tylko pomóc z Anne. Mógł mieć jakieś sekrety, nie musiał się mi ze wszystkiego zwierzać.

Następnego dnia znów wymieniałam wiadomości z moim "wspólnikiem", lecz tym razem się kłóciliśmy lub jak kto wolał; przerzuciliśmy argumentami – oczywiście z pełną kulturką.

Od Connor Daniels:

Jak to kurwa nie będziesz?

Mówiłam? Rozmowa na wysokim poziomie.

Do Connor Daniels:

Normalnie. Tłumaczyłam ci już.

Nie minęło parę sekund, kiedy dostałam odpowiedź zwrotną.

Od Connor Daniels:

Masz być.

Przewróciłam poirytowana oczami i głośno westchnęłam, nie przejmując się tym, że parę stolików dalej siedziało kilka osób.

Do Connor Daniels:

Nie będziesz mi mówić, co mam robić

Od Connor Daniels:

Będę, jeśli będzie tego wymagał plan.

Czy teraz wszystko będzie mu podporządkowane? Czy nie miałam już do cholery prawa do podjęcia własnej decyzji? Czemu wszystko, co związane z tym układem musiało mi się tak bardzo nie podobać?

Czułam gdzieś podświadomie, że zrobiłam ogromny błąd podpisując z nim pakt.

Do Connor Daniels:

Nie będę podrywać Matta na imprezie.

Oszalałeś.

Miałam robić do przy tych wszystkich ludziach? Żeby zrobić z siebie pośmiewisko. Wystarczyła mi ostatnia impreza, na której się zbłaźniłam.

Od Connor Daniels:

To impreza Dziewiątki

Wykrzywiłam się, nie rozumiejąc, o co mogło mu chodzić. Na szczęście po chwili dopisał.

Serio myślisz, że jest tam mile widziany?

Na ostatniej był... Jednak nie zamierzałam mu tego przypominać. Chociaż korciło mnie to przez chwilę, ponieważ byłam na niego zła. Jednak nie byłam świnią. Nie potrafiłabym wykorzystać to przeciwko niemu.

Może dlatego, że uważałam, że z miłości nie powinno się żartować? To była za poważna sprawa.

Tylko, że tu żadnej nie było, więc... Co mnie powstrzymywało?

Do Connor Daniels:

Nie będzie go?

Od Connor Daniels:

Nie

Teraz już kompletnie niczego nie rozumiałam. To po jakiego grzyba kazał mi przyjść? Czemu ode mnie tego wymagał? A w dodatku mącił mi w głowie planem?

Do Connor Daniels:

To jaki niby związek ma moja obecność na imprezie z planem, co?

Od Connor Daniels:

Duży

Boże!

Jak on mnie irytował. Najbardziej na świecie.

Do Connor Daniels:

Connor!

Od Connor Daniels:

Tak, Fresa?

Wzięłam głęboki oddech, a po chwili kolejny przymykając oczy.

– Wszystko dobrze? – zapytał ktoś po drugiej stronie lady, więc szybko spojrzałam w tą stronę.

Connor, Connorem. Ale nie mogłam zapominać, że byłam w pracy.

– Tak, tak. Dobrze – odezwałam się do chłopaka tak na oko w moim wieku, posyłając mu delikatny uśmiech, jak byłam zmuszana robić za każdym razem. – Co podać.

– Latte

– Jaką? – Nie dał mi skończyć, ponieważ po chwili się wtrącił.

– Ale na pewno okay?

– Tak. Po prostu wkurzyła mnie wiadomość – powiedziałam, pokazując głową na urządzenie, które leżało nieopodal.

Nie było po co kłamać, skoro i tak widział mnie z telefonem w rękach. Chłopak tylko pokiwał głową, a następnie skończył składać zamówienie. Dopiero kiedy ze wszystkim się uwinęłam, spojrzałam na telefon. Widniały na niej trzy wiadomości.

Od Connor Daniels:

Przecież tylko żartuję.

Po prostu mam fajny pomysł

Zdjęcie.

To był jakiś szyfr czy jak? Nagle zrobił się tajemniczy? Czy po prostu chciał mnie powkurzać?

Do Connor Daniels:

Zdjęcie?

Od Connor Daniels:

Tak.

Jak wylewnie! Już wszystko było jasne. Po chwili przyszła kolejna.

Wytłumaczę ci, jak przyjdę do Strawberry

Byliśmy tu umówieni na kolejne zajęcia z matmy. Przestawałam się wyrabiać ze wszystkim, dlatego postanowiłam połączyć niektóre obowiązki i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wiedziałam, że Isla nie będzie zła, ponieważ w tygodniu i tak był mały ruch. Poza tym klient i tak był priorytetem. Zawsze.

Do Connor Daniels:

Nie zgodziłam się.

Od Connor Daniels:

Po prostu jeszcze o tym nie wiesz.

Do zobaczenia za godzinę!

Pieprzone sześćdziesiąt minut szczęścia bez Connora Danielsa. Gdy tylko się zjawi znów będzie mi uprzychrzał życie, jak to lubił robić. 

Od dwóch godzin Connor siedział na stołku przy ladzie nad zeszytem, próbując rozwiązywać zadania. Ja głównie zajęta była klientami i ogólnie pracą w Strawberry, tylko od czasu do czasu zerkałam przez ramię chłopakowi, sprawdzając czy wyniki się zgadzały. Czy byłam mu teraz potrzebna? Raczej nie, ponieważ byłam mało co pomocna. Czasami tylko podpowiedziałam mu, gdzie robił błąd albo opieprzałam go, gdy zauważałam, że zaczynał się obijać.Chłopak twierdził, że właśnie to było mu potrzebne, że tylko przy mnie potrafił się na tyle skupić, by faktycznie się uczyć i dlatego tu siedział.

Mimo że był już tyle, nawet słowem nie zająknął się na temat imprezy, co mnie cholernie dziwiło... Czy ja czułam jakiegoś rodzaju zawód? Oczekiwałam kolejnej wymiany zdań, a niczego takiego nie dostałam. Czemu.

– Dobrze – mruknęłam, nachylając się nad zeszytem, który leżał przed Connorem. – Wszystko dobrze, wow. Brawo.

– Udam, że nie słyszę w twoim głosie aż takiego niedowierzania. – Jego głos ociekał sarkazmem, na co się uśmiechnęłam.

Brakowało mi tego.

Czy ja serio tak pomyślałam? Co było ze mną nie tak.

– Robisz postępy – zignorowałam jego komentarz.

Chłopak spojrzał w moim kierunku, uważnie skanując moją twarz. Mimo że już miałam jakiś kontakt z Connorem, to jego wzrok mnie onieśmielał...

Bo błagam. To był Connor Daniels. Kogo by nie onieśmielał?

– Czyli zasłużyłem na przerwę? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.

To mnie dekoncentrowało. Powodowało chwilowe otępienie, więc dukając, powiedziałam:

– Yyy, tak. – Nie odwróciłam się. Ciągle patrzyłam mu w oczy, bo były na swój sposób przyciągające. – Na tak małą. – Pokazałam palcami na znak, że miała być ona naprawdę króciutka.

– Chociaż tyle – mruknął, a ja wróciłam za ladę, robiąc na niej porządek po ostatnim zamówieniu.

Chłopak milczał, obserwując każdy mój ruch. Kiedy spojrzałam na niego, nawet tym się nie krył. Nie chciałam być mu dłużna, więc teraz toczyliśmy krótką walkę na wzrok. Coś mi w nim nie grało. Był jakiś taki cichy, bardzo skupiony i nieswój, więc w końcu postanowiłam wydusić to z siebie i zapytać.

– O co chodzi, Connor?

– Co?

Odłożyłam kubek, a następnie ścierkę, położyłam dwie ręce na blat i pochyliłam się w jego stronę.

– Jesteś dziś jakiś dziwny. Co się stało?

– Nic. – Zmrużyłam oczy, ponieważ nie wierzyłam w to. – Okay. Po prostu miałem dziś mniej przyjemną rozmowę z trenerem, tyle.

– Chcesz pogadać? – wypaliłam, nawet długo o tym nie myśląc.

– Nie. Po prostu muszę się wziąć do roboty i będzie okay.

– Jak chcesz, ale... – przerwał mi, zmieniając temat.

– Co do drugiej części naszej umowy – zaczął. – Impreza nie podlega dyskusji.

Wiedziałam, że zrobił to specjalnie, ponieważ nie chciał wprost mi przyznać, że bał się w cholerę wywalenia z drużyny. Jednak nie zamierzałam tego ciągnąć i go dobijać. Skoro nie chciał o tym gadać, to nie.

– Po co mam tam pojawić, co? Matta i tak nie będzie.

– Nie musi być. Mówiłem ci już to przecież.

– O co chodzi z tym "zdjęciem", co?

Liczyłam, że może chociaż teraz mi raczy to wyjaśnić. Byłam chyba na tyle głupia, że nie miałam pojęcia, o co mu chodziło. Albo nie znałam się na tych wszystkich gierkach, w których jak się okazało Connor był całkiem dobry.

– Po prostu trzeba dopilnować, by cię zobaczył na zdjęciach. Musimy wrzucić po prostu kilka fot na instagrama i tak dalej.

– I uważasz, że twoje konta społecznościowe śledzi z zapartym tchem czy jak? – sarknęłam w jego stronę.

– Przecież nie musimy się ograniczać tylko do mojego. – Puścił mi oczko. – Chłopaki mogą coś wstawić, Maya, Cure. Poza tym mamy grupę, na której często lubimy wrzucać rzeczy z imprez...

Aha.

– I jak ma nam to niby pomóc?

Przerażające było to jak bez problemu zaczynałam mówić o nas w liczbie mnogiej.

Nie mi mało pomóc.

Tylko nam.

Nie on musiał poprawić oceny.

Tylko my.

Byliśmy zespołem i nie wiedziałam, kiedy to stało się takie prawdziwe.

– Zobaczy cię w innym wydaniu i będzie zazdrościł, że nie mógł cię zobaczyć na żywo, więc będzie chciał to nadrobić.

Czemu on był tak bardzo pewny siebie? To powinno być karalne.

– Jasne i z kilkudziesięciu lasek zwróci uwagę akurat na na mnie.

– Zwróci.

– Nie ma szans.

– Zaufaj mi. Wiem, co mówię.

Już nic nie odpowiedziałam, tylko podeszłam do stolika, przy którym usiadł niedawno nowy klient odebrać zamówienie. Był niesamowicie niezdecydowanie, a jego dziecko jeszcze bardziej (wiedziałam po kim to miał), więc trochę to zajęło. Kątem oka zobaczyłam, że Connor wziął się do znów do pracy. Na ten widok się uśmiechnęłam.

Nawet do twarzy było mu z książkami.

Po chwili wróciłam do niego, kompletując zamówienie, co poszło już o wiele szybciej.

– Musisz tu skupić się najpierw na tym – podpowiedziałam mu, bo zauważyłam jak nad tym myślał.

– Wiesz co? – zapytał, przybliżając się do mnie przez co nasze twarze znów dzieliły centymetry. Czułam jego oddech na sobie. – Powinnaś zapisać się do cheerleaderek – mruknął.

Przez chwile tak go obserwowałam w bezruchu, a następnie dalej na niego patrząc, wybuchnęłam głośnym śmiechem. Tak głośnym, że kilka osób popatrzyłam w naszą stronę, za co bezgłośnie ich przeprosiło. Zrobiło mi się głupio, więc przestałam, wracając za bar.

– Nie – powiedziałam stanowczo, dodając: – Nie ma mowy, Conor. Możesz próbować mnie namawiać na imprezę, ale nie na pewno na coś takiego. Nie przekonasz mnie, więc odpuść.

– Czemu? Przecież to świetny pomysł. Trzynastka uwielbia cheerleaderki, będziesz blisko niego. Poza tym Cure cię przecież przyjmie, jak ją o to poprosisz – zaczął. – Czego się boisz? Przecież jesteś zgrabna, masz niezłe ciało, więc sobie poradzisz. – Na te słowa coś we drgnęło.

Poruszyły mnie. I nie ze względu na sam komplement. Wiedziałam, że moja figura nie była zła. Co prawda, nie była taka jak Cure, nie posiadałam takiego wcięcia w talii, ale znałam nieco swoją wartość. Po prostu chodziło o niego. Powiedział to Connor Daniels, a usłyszenie od niego komplementu było... miłe. Nie codziennie. Było czymś, o co dziewczyny mogły zabiegać, ponieważ jego słowa dodawały kolejnych punktów do samooceny.

Chwilę tak milczeliśmy, chociaż chłopak nie wrócił do zadania. Postanowiłam rozejrzeć się po lokalu, by nie czuć się dziwnie i wtedy mój wzrok padł na chłopaka, który siedział tu od dobrych kilku godzin i czytał książkę.

Chłopak, który czytał. Marzenie. Książki dodawały plus sto do zajebistości.

Posłał w moją stronę uśmiech, więc go odwzajemniłam, czym zwróciłam uwagę Connora, ponieważ kątem oka zobaczyłam, jak odwraca się w jego stronę.

– Dobra, ja rozwiązywałem przez prawie trzy godziny zadania, więc teraz pora na twoje?

– Co?

– Spróbuj go poderwać.

– Nie.

Nawet nie wysiliłam się na tłumaczenia. Bo to był chyba najgłupszy pomysł, na jaki wpadł, a wpadł już na ich wiele. Był tak idiotyczny, że nie wymagał komentarza.

Sięgnęłam po cytrynę, ignorując wzrok Connor po raz kolejny i zaczęłam kroić ją w plastry.

– Przestań, to i tak będzie łatwe. Przecież gapi się na ciebie bez przerwy. Chyba się nawet ślini – sarknął. – A mnie zabija wzrokiem odkąd tu przyszedłem i się do ciebie odezwałem. Nawet trochę mi go żal. Choć nie. Sam jest w sobie winny, skoro nie ma na tyle odwagi, by podejść do laski i zagadać. Zresztą widać, że jakiś nerd. Siedzi w książce i...

W tym momencie przejechałam nożem po palcu, przez co poczyłam niemiłosierny ból.

Syknęłam.

– Cholera. – Zaczęła lecieć krew. – I co, że czyta? Lepszy taki niż... – Nie skończyłam, ponieważ chłopak nachylił się, łapiąc za moją dłoń, czym wytrącił mnie z głównej myśli.

Zamyśliłam się, skupiając się na dotyku Connora.

– Mocno boli? Masz tu jakiś plaster? – zaczął. – Kurde, nie wygląda za dobrze.

– Palec nie powinien odpaść – sarknęłam, wyrywając rękę z jego uścisku. Lustrował ją, jakbym co najmniej miała do czynienia z piłą łańcuchową. – To przez ciebie, bo gadasz głupoty.

Spojrzałam najpierw na palec, a potem zaczęłam szukać apteczki, słuchając spanikowanego Connora.

Bał się krwi czy co?

Po powrocie do domu miałam tylko siłę na ogarnięcie się. Zrobiłam to niesamowicie szybko i szczęśliwa weszłam do swojego łóżka. Naprawdę potrzebowałam snu. Byłam pewna, że gdy tylko położę głowę, oczy automatycznie się zamkną, a ja odpłynę. Jednak przeszkodził mi w tym dźwięk wiadomości.

Czemu ja nie wyciszyłam telefonu?

Od Connor Daniels:

Pamiętaj, by się ładnie ubrać.

Najlepiej ubierz tą nową sukienkę.

Masz się odstrzelić, jasne?

*

Pierwszy raz wymknęłam się rodzicom. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ponieważ byłam im bezwzględnie posłuszna. Nawet nie czułam takiej potrzeby, teraz jednak byłam do tego "zmuszona". Przez Connora, przez Cure, którzy wywarli na mnie taką presję związaną z imprezą, że się poddałam.

Nie chciałam tego robić, ale wiedziałam, że nigdy dobrowolnie mi nie pozwolą wybrać się na imprezę. Nawet o wyjście do przyjaciółki musiałam błagać dniami, a i tak często z marnym skutkiem. Tym razem wolałam nie ryzykować, dlatego gdy nastał wieczór wymknęłam się tylnym wyjściem, upewniając się że nie zostałam przyłapana.

Od dobrych kilkunastu a może i więcej minut siedziałam na zapleczu Strawberry i szykowałam się na z Clare. Ona również nie dostała zgody na wyjście, więc posłyżyła się takim samym sposobem, co ja. Lecz ona miała już w tym niezłe doświadczenie.

Mnie się jednak nigdy to nie podobało. Chciałam być fair wobec rodziców, mimo tego że oni nie byli.

Wyglądałam w porządku, choć szału nie było, ale w sumie sama przykładałam do tego rękę, kłócąc się z Cure o makijaż. Zapierałam się rękami i nogami, wygrywając to starcie. Dlatego ograniczyłam się do wytuszowanych rzęs, odrobiny rozświetlacza i czerwonej szminki, którą w sumie lubiłam. Zdarzało mi się dość często w niej chodzić. Gdy miałam na nią nastrój. Należałam do takich osób, które nie musiały mieć codziennie makijażu. Musiałam go bardzo chcieć, żeby go zrobić. Malowałam się zależnie od humoru i to było okay.

A teraz szminka idealnie pasowała do czarnej sukienki, którą wybrał mi Connor, więc nie mogłam przepuścić takiej okazji.

Cure chciała jakoś pocudować, ale ja chciałam postawić na klasykę. Może dlatego, że ją lubiłam, a może dlatego, że już teraz czułam się źle w tym całym wydaniu. Owszem lubiłam się dobrze ubrać, ładnie wyglądać, bo kto nie lubił. Ale od zawsze stawiałam na wygodę. Nie wyobrażałam sobie chodzić w dwunastu centymetrowych szpilkach.

Po chwili spojrzałam na Cure, która kończyła malować usta. Wyglądała zabójczo. Byłam pewna, że powali Liama na kolana i paru przypadkowych kolesi również. Przyjaźniąc się z Clare Cure trzeba było przywyknąć do tego, że to ona robiła największe shaw i że to na nią były skierowane oczy większości.

Byłam urodzoną gwiazdą. Urodzoną liderką.

A ja byłam jej najlepszą przyjaciółką, zawsze stojącą obok i w każdej chwili gotową ją wesprzeć.

– No, no – zagwizdała Isla, która dopiero co weszła do pomieszczenia. – Ale lasie.

Błagam, nie.

To była właśnie cała Isla.

Czemu mnie to nawet nie dziwiło?

Cure się zaśmiała, dziękując, a ja tylko powiedziałam:

– Będziemy się zbierać. Dzięki, że mogłyśmy tu się przebrać.

Naprawdę byłam jej wdzięczna, że kryła mnie przed rodzicami. Idealna ciotka, prawda? Uwielbiałam ją i dziękowałam bogu, że ją miałam. Bez bym oszalała.

– Nie ma za co. Dobrze się bawcie – powiedziała, żegnając się z nami, a kiedy już wychodziłyśmy, krzyknęła: – Tylko nie próbujcie wracać za wcześnie.

Oj, Isla.

– Jasna sprawa, szefowo – odpowiedziała moja przyjaciółka. 

– Słuchaj laleczki, bo ona wie, co mówi!

Nie powstrzymałam się i wybuchłam niekontrolowanych śmiechem. Cure była ostatnią osobą, którą powinnam traktować za wzór w tej kwestii. Raczej wolałam zostać przy swoich ideałach i spędzić najbliższe godziny w zgodzie ze samą sobą.

Postanowiłyśmy pójść na pieszo, ponieważ Clare miała tym razem zamiar trochę wypić. Ja natomiast jeszcze nie wiedziałam, byłam na etapie "zobaczymy". Choć skłaniałam się bardziej do tej opcji wieczoru bez alkoholu. Jednak i tak nie proponowałam przyjaciółce, że to tym razem ja zostanę naszym kierowcą, ponieważ nie znosiłam jeździć po ciemku i jeszcze w okolicy, gdzie odbywała się impreza i pijanych nastolatków nie brakowało. Nie chciałam mieć nikogo na sumieniu, a poza tym z więzienia raczej ciężko byłoby mi dostać na Oxford. Już o prawniczej karierze nie wspominając.

Ale może wtedy otworzyły mi się inne drzwiczki?

– Nie wierzę, że mnie do tego przekonaliście.

– W sumie to Connor cię przekonał.

– Racja. Zmusił mnie.

– Dla dobra planu.

– Serio uważasz, że to ma jakiś sens? – zapytałam, a dziewczyna tylko pokiwałam głową. – O co ja pytam, przecież cały ten układ nie ma sensu.

Clare miała do niego strasznie mieszane uczucia. Najpierw odradzała mi, twierdząc że to niepotrzebnie pakowanie się w środek armagedonu, ale po jakimś czasie zmieniła nieco zdanie, twierdząc że raz się żyje.

– Noo – zaczęła przeciągając – jest dość szalony – przyznała mi rację. – Ale kiedy nie robić głupot jak teraz?

Niby chciała mnie tym pocieszyć, a jednak jeszcze bardziej dobiła.

To, co robiłam było największą głupotą w moim życiu. Błędem, którego z pewnością będę żałować, ale było już za późno. Mogłam myśleć o tym wcześniej, ale nie... W gorącej wodzie kąpana musiałam się zgodzić.

To nie było do mnie podobne.

– Wolałabym ich wcale nie robić.

– Oj tam, Aggie. Każdy robi. A teraz o tym nie myśl, tylko dobrze się baw – powiedziała, teatralnie machając rękami na dom.

Czy czekały mnie godziny w katuszach? Oby nie.

Miałam nadzieję, że nie będzie źle. I tak odrobinę liczyłam na to, że już nikogo nie przyłapie na zdradzie...

– Jak mam się dobrze bawisz, jak przyszłam tu pokaz? – zapytał cicho. Chyba bardziej siebie niż ją.

Sama chciałam znać odpowiedź na to pytanie. Chciałam dobrze spędzić czas. Jednak wiedziałam, że szanse na to były dość niskie.

Co prawda gorzej niż ostatnio zapewnie nie będzie, ale...

– Gorzej niż ostatnio już nie będzie, więc wyluzuj.

Zmierzyłam ją wzrokiem z wymalowanymi pretensjami na twarzy. Inaczej o tym myśleć, a inaczej to słyszeć.

– Nie wyglądasz na tak zestresowaną, jak ostatnio.

Tamtej Cure to dosłownie nie poznawałam. Nigdy nie przypuszczałam, że ją tak zmiecie przez jakiegoś chłopaka, ale doskonale pamiętalam jak wariowała przed potecjalnym spotkaniem z nim. Widziałam ją w tamtym wydaniu po raz pierwszy i wychodziło na to, że ostatni. Teraz naprawdę nie przypominała nawet odrobinę siebie z poprzedniego razu. I cieszyłam się z tego.

– Bo nie jestem – powiedziała. – Mega się ciesze na nią.

– I na spotkanie z Liamem?

– Owszem.

Weszłyśmy do środka rozglądając się po pomieszczeniu, które było niesamowicie duże. Zresztą po zobaczeniu budynku z zewnątrz można było się zorientować, że do małych ono nie będzie należeć. Było mnóstwo ludzi. Chyba więcej niż ostatnio, co mnie trochę zaniepokoiło. Tłumy nie było dla mnie. Poza tym przed taką ilością, było jeszcze gorzej się ośmieszyć. Co prawda nie planowałam tego, ale z Connorem i jego głupimi pomysłami nie można było niczego być pewnym.

Niby mu ufałam, ale jednak co jeśli to wszystko się wyda?

– Za to ty chyba się stresujesz za nas dwie – mruknęła.

– Nie stresuję się.

– Jasne...

– Nie szukasz Liama? – przerwałam jej, zadając oczywiste pytanie.

Przyszła dla niego, a on sam tak bardzo wyczekiwał na nią, a przynajmniej tak podejrzewałam po tym jego zachowaniu, podchodach i wypytywaniu. Byłam na sto procent, że nie tylko Cure ześwirowała, bo było to oddziaływanie dwustronne. Zresztą Connor mi o tym powiedział.

– Szukam, a ty mi w tym oczywiście pomożesz.

– Boisz się zostawić mnie samą? – sarknęłam w jej stronę.

– Wolę nie ryzykować powtórki – zaśmiała się i ruszyła, a ja zaraz za nią.

Po jakiś kilku minutach znalazłyśmy Liama, a może to on nas znalazł? O mało co nie wpadł na Cure, gdy tylko ją zobaczył. Nie był sam, ponieważ obok niego stał Daniels, jak reszta przyjaciół, których oczywiście kojarzyłam. Nie dało się chodzić do SODS i nie znać Lwów, którzy byli tam traktowani niczym prawdziwe gwiazdy.

Każdy z nich miał na sobie koszulę, nie zapiętą na ostatnie guziki z podwiniętymi rękawami. Nie był to codzienny widok na imprezie. Reszta zebranych tu chłopaków raczej ubrana była zwykłe T-shirty, ale nie oni. Oni musieli się wyróżniać i zdecydowanie osiągnęli swój cel. Wyglądali... bardzo w porządku. Tak, że ciężko było oderwać od nich wzrok. Każdy jeden bez wyjątku, ale i tak moją uwagę przykuwał najbardziej Connor. Może dlatego, że go znałam osobiście, a może dlatego, że sam wbijał we mnie te swoje ślepia. Teraz zapewne oceniał mój strój, ale nie przeszkadzało mi to jakoś mocno. Nie czułam się niekomfortowo pod jego czujnym wzrokiem, nawet może mi się podobało? A to wszystko dlatego, że na jego twarzy błąkał delikatny uśmiech.

Nie uśmiechał się, gdybym wyglądała źle, nie? Gdyby był zły, twierdząc że zjebałam?

Sama uważałam, że wyglądałam dobrze, ale tak szczerze bałam się tego, co powie mi Connor. Mieliśmy inne zdania na temat słowa "ładnie", on zwracał uwagę na inne rzeczy niż ja, a mi ostatnie co było potrzebne do szczęścia to kolejne wywody Connora, które tylko popsułyby mi i tak już słabo zapowiadającą się imprezę.

Nie chciałam mimo wszystko zniszczyć planu.

– Spisałaś się – zaczął chłopak, kiedy przybliżył się do mnie, zostawiając resztę nie co z boku. Mówił tak cicho, że byłam pewna, że słyszę to tylko ja. – Wyglądasz... – przerwał, lustrując mnie dokładnie – nieźle.

Czy to był komplement?

Pewnie tak. Usłyszenie czegoś takiego od Connora Danielsa mogło być uznane za "niezłe" osiągnięcie. Nie wiedzialam czy akurat dla mnie, bo raczej mierzyłam w inne, ale no cieszyłam się na to małe uznanie.

– Jak palec? – zapytał od razu.

– A ty wiesz, że to był tylko nóż a nie jakiś tasak, nie?

Chłopak nie odpowiedział już na moje głupie pytanie, ponieważ przerwał nam Liam, rzucając się na przyjaciela i mówiąc:

– To, co? Pijemy?

Więc tak zrobili. Wszyscy ruszyli w stronę alkoholu i od jakiś dwóch godzin pili, niektórzy na zmianę z okupywaniem parkietu. Cały ten czas spędziłam z Cure, Liamem i jego znajomymi w tym rzecz jasna z Connorem. Nie byli źli i w sumie dobrze się z nimi rozmawiało. Z Mayą złapałam od razu jakąś nić porozumienia i w końcu mogłam jej podziękować za pomoc wtedy z Anne, jak i pożyczenie paska, który przekazałam jeszcze tego samego dnia Connorowi. Była naprawdę miła i tak pozytywnie nastawiona do życia, do ludzi (prawie wszystkich, wykluczając puste blondynki z imieniem na literę A) oraz do... naszego układu.

Była jedyną osobą, która tak dobrze do niego podchodziła. Co prawda mało osób o nim wiedziało, ale na przykład moja przyjaciółka podchodziła do niego z dystansem. Tak, podobał jej się, ale mimo wszystko ostrzegała mnie. Nie chciała, bym za bardzo się w to angażowała i podała mi jak na tacy wszystkie możliwe konsekwencje.

Będę żałować.

Connor mnie oszuka.

Anne będzie jeszcze bardziej wkurwiona.

Plan się nie uda, przez co zmarnuję tylko czas.

Wszyscy się o tym dowiedzą.

Mówiłam, dosłownie wszystko miala na uwadzę. Natomiast Maya nie widziała żadnych słabych stron. Stwierdziła, że to doskonały pomysł i na lepszy nie mogliśmy wpaść. Wydawało mi się, że przemawiała przez nią głównie niechęć do Anne. Po czym to wnioskowałam? Między innymi po tych słowach:

"Zasłużyła na to jak mało to."

"Doigra się i dobrze"

Teraz tańczyła ze swoim chłopakiem tuż obok Clare i Liama, którzy przez cały wieczór nie mogli się od siebie odkleić. I nie chodziło mi o taką bliskość czysto cielesną. Nie obściskiwali się na prawo i lewo, a przynajmniej nie w miejscu publicznym, bo oni po prostu byli tu razem. Rozmawiali, śmiali się, chodzili w tą i w tamtą. Razem.

I to było pięknie.

Naprawdę zaczynałam ich kibicować.

– Naprawdę nie pijesz w trakcie sezonu – mruknęłam, kiedy poczułam, że ktoś obok mnie siada.

Nawet nie wiedziałam czemu, ale od razu wiedziałam, że tym kimś był Connor.

– Staram się jak mogę – odpowiedział, kierując na mnie spojrzenie. Zauważyłam to, ponieważ sama przed chwilą zaczęłam mu się przyglądać.– A ty czemu nie pijesz?

– Nie mam ochoty.

– Nawet na truskawkową margaritę? – zapytał, wywołując u mnie dziwną reakcję.

Nie spodziewałam się tego.

– Skąd wiesz, że to mój ulubiony drink? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie, ponieważ naprawdę zaskoczył mnie tym. Mina chłopaka jednak nic nie zdradzała.

– Przeczucie. – Wzruszył ramionami, a ja odpuściłam, ponieważ szybko zajął mi głowę czymś innym. – Widziałem zdjęcie to z Cure i Dziewiątką. – Pokiwałam tylko głową, ponieważ nie wiedziałam, co miałam mu powiedzieć. – Zrób jeszcze z Mayą.

– Zrobię. Nie martw się.

– Później jeszcze coś z chłopakami ogarniemy, jakieś grupowe czy coś. I coś może przypadkowego na grupę, coś w tle – zaczął, a ja w milczeniu mu się przyglądałam. W sumie to nie był taki zły widok. Powiedziałabym, że nawet całkiem "niezły".

"Niezły" to słowo klucz dzisiejszego dnia.

Zobaczyłam, że chłopak po chwili wyciąga telefon, coś na nim klika, a następnie kieruje go w moją stronę, więc zauważam, że ma włączony aparat. Od razu domyśliłam się, o co mu chodziło.

– Nie wiem Connor czy to dobry pomysł – powiedział, na co podniósł brew, spoglądając na mnie pytająco. – Bo wiesz Matthew cię nie lubi i wiesz... – przerwałam, mając nadzieję, że zrozumie, o co mi chodziło, ale on

nadal patrzył na mnie tym sam wzrokiem, więc po chwili dodałam: – chyba nie powinien widzieć nas razem.

– Przeciwnie, fresa – powiedział, używając przydomka, który tak bardzo mi się nie podobał, a na którego już mimo wszystko przestałam zwracać uwagę. Nie chciało mi się cały czas o to kłócić, więc skoro sprawiało mu to jakąś chorą i nieuzasadnioną przyjemność, mógł tak mówić. – To właśnie bardziej go na kręci.

Jak niby? Wkurzy się, że trzymam z jego rywalem. I tak już udzielam mu korepetycji, co stawia mnie na przegranej pozycji.

– Nie wydaje mi się. Nie sądze...

– A ja tak. Uwierz, to nam pomoże. Fresa... – przeciągnął literki, wywołując w ten sposób presję na mnie.

– Na pewno? – Pokiwał głową, nie odrywając ode mnie wzroku.  – Dobra, okay. Tylko ostrzegam, że nie jestem fotogeniczna.

Nachylił się w moją stronę, przybliżając, jak podejrzewałam po to, by zająć jak najlepsze miejsce do zdjęcia. Jednak Connor nawet nie podniósł telefonu, by nas uwiecznić, bo zamiast tego bardzo powoli wyszeptał wprost w moją twarz:

– Widziałem już twoje zdjęcia przecież. I uwierz wyszłam na nich bardzo dobrze. – Moje ciało przeszedł dziwny dreszcz, spowodowany tą niebezpieczną bliskością, a po chwili uderzyło we mnie przyjemne ciepło.

Zastygłam w bezruchu, ponieważ naprawdę poruszyły mnie na swój sposób te słowa. Nie sądziłam, że kiedyś usłyszę coś podobnego z jego ust.

To było... miłe.

Przyglądałam się dalej jego twarzy w kompletnym osłupieniu, nawet nie orientując się, że Connor jest gotowy zrobić nam to jedno zdjęcie, o które było tyle szumu. Dopiero po kilku dobrych sekundach, odwróciłam wzrok z niego na ekran, zauważając na nim nasze odbicie.

Odkaszlnęłam, próbując wybudzić się z transu, w który przez niego wpadłam.

Co on ze mną zrobił?

– Uśmiechnij się – mruknął, widząc moją zamyśloną i nadal nieobecną minę.

Zrobiłam to, o co poprosił. Był on bardzo delikatny, ponieważ nie większy chyba nie było mnie stać. Nie w tej chwili, kiedy czułam coś tak bardzo dziwnego. W tej samej chwili jeszcze bardziej się przybliżył, przez co nasze ciała się stykały. Zastanawiałam się co zrobić z rękami, ponieważ nic co robiłam nie wyglądało na nienaturalne.

– Rozluźnij się, bo wyglądasz jakbym cię zmuszał do zdjęcia.

– A nie zmuszasz? – zapytałam, odwracając się w jego stronę z ogromnym uśmiechem na ustach. W tej chwili usłyszałam dźwięk aparatu.

Zrobił zdjęcie.

Zrobił zdjęcie, kiedy zamiast patrzeć w obiektyw, spoglądałam na radosnego Connora, zapewne z głupią moją miną.

Nie lubiłam zdjęć, ponieważ zawsze ale to zawsze wychodziłam na nich jak jakaś narąbana czy naćpana, w głupiej pozie, z głupią miną,

Najlepsze były te rozmazane.

– Ej – burknęłam, na co jeszcze szerzej wyszczerzył swoje ząbki. Kretyn. – Pokaż mi to?

To był tylko pretekst do usunięcia tego zapewne strasznego zdjęcia z jego telefonu. Jednak on nie dał się nabrać.

– Później – zbył mnie. – A teraz jeszcze jedno.

Odwróciłam się w stronę telefonu z niemrawą miną. Było widać, że byłam zła.

– No fresa – mruknął, zakładając rękę na oparcie za mną, przez co na zdjęciu wydawało się, że byliśmy jeszcze bliżej niż w rzeczywistości.

Zrobił kolejne, a gdy chciał nacisnąć przycisk po raz trzeci usłyszeliśmy za plecami:

– Ale że tak beze mnie?

Znikąd pojawił się Josh, rzucając się w naszą stronę i zwinnym ruchem obejmując mnie mocno. Było to dość gwałtowne, dlatego przez ten ruch przechyliłam się lekko do przodu, śmiejąc się.

– Oszalałeś? – zapytał po chwili Connor, odwracając głowę w stronę przyjaciela.

Chłopak jedynie poluzował uścisk, ale nadal został uwieszony na mojej szyi.

– Robisz zdjęcie czy nie?

Connor ostentacyjnie przewrócił oczami, ale po chwili uwiecznił na fotografii naszą trójkę. Wyszło one dość... niekonwencjonalne. Wszyscy zapozowaliśmy do niej zabawnie. Ja się śmiałam pod nosem, Connor zrobił zbolałą minę, a Josh położył brodę na mojej głowie, mrużąc oczy.

Najdziwniejsze zdjęcie jakie sobie zrobiłam i w sumie; nigdy nie przypuszczałam, że będę miała takie w swojej kolekcji. Nie z nimi.

Miałam zdjęcie z dwoma najbardziej pożądanymi chłopakami w SODS.

"Nieźle".

– Genialne – przyznał z uznaniem. – Choć ty Siódemka mogłeś bardziej się postarać.

– Spieprzaj.

– Najwyżej się tak wytnie, żebyśmy byli sami – zaśmiał się w moją stronę, a ja dalej się śmiejąc się, pokiwałam głową.

Josh był świetny, a jego poczucie humoru i ten luz, który od niego bił po prostu przegenialny. Naprawdę polubiłam chłopaka, choć rozmowy z nim raczej należały do tych, w których nie mogłam się połapać. Sto myśli na minutę, każda kolejna głupsza od poprzedniej, ale to właśnie był jego urok.

– O – zawołał po chwili, machając ręką do swoich przyjaciół, którzy właśnie podchodzili do nas. – Chodźcie na wspólne zdjęcie.

– A co ty tak na niej wisisz, co? – zapytał ze śmiechem Rhys, pokazując na mnie. Poczułam jak chłopak wzrusza rękami.

– Też chciałbym to wiedzieć – mruknął pod nosem Connor, czym zwrócił na mnie swoją uwagę. Odwróciłam się, by na niego spojrzeć.

Miał taki sam wyraz twarzy jak na zdjęciu. Jaki dokładnie? Hm... Dziwny.

Po prostu dziwny.

Wyglądał, jakby coś go bolało albo dostał jakiegoś rozwolnienia.

– Nie mogę?

Wyłączyłam się z rozmowy, ponieważ nagle zrobiło się tłoczno, a do moich uszu dochodziło pełno różnych dźwięków czy szmerów rozmów. Postanowiłam więc skupić się na obserwowaniu grupki znajomych, którzy zaczęli ustawiać się wokół nas. W ten sposób, by wszyscy zmieścili się w kadrze. Chłopcy poszli do tytuły, a Maya, Cure oraz Sky znalazły miejsca na kanapie obok mnie i Connora, który nawet się nie ruszył. Maya popchnęła mnie lekko, przez co poleciałabym na chłopaka, gdyby w porę nie przytrzymał mnie Josh, którego ręce ciągle czułam na ramionach.

– Wooo, uważaj.

Na kolanach Mayi po chwili znalazła się Scarlett, więc zrobiło się więcej miejsca.

– Gotowi?

Byłam wręcz przekonana, że wszystkim Connor zdradził swój genialny plan, ponieważ większość z nich była za bardzo chętna na zdjęcia. Tylko nieliczni się krzywili i patrzyli na nas jak na debili, szerzących się do aparatu.

– Dobra, starczy – odezwał się Noah.

Jeden ten z sceptycznie nastawionych.

Po chwili każdy wrócił do picia. No prawie bowiem ja i Connor jak wcześniej – i tym razem odpuściliśmy. Pochłonęła mnie rozmowa z dziewczynami, które coś opowiadały o najbliższej wycieczce ostatniego rocznika do Hiszpanii. Był to kolejny genialny pomysł Cure, która idealnie sprawdzała się na naszą przewodniczącą. Nasi uczniowie powinni ją całować po rękach za te wszystkie atrakcje, pomysły i za to, że dzięki niej ta szkoła wyglądała, jak wyglądała. Bez niej nie będzie już taka sama, ponieważ ona była duszą tej szkoły, o czym już za parę miesięcy przekonają się młodsze roczniki. Byłam ciekawa, jak sobie poradzą.

W pewnym momencie usłyszałam, jak siedzący nadal obok mnie Connor robi zdjęcie. Automatycznie popatrzyłam w jego stronę, zauważając, że aparat skierowany jest w moją stronę.

– Co robisz? – zapytałam od razu, nie kryjąc oburzenia, a następnie zapytałam precyzując coś, co siedziało mi przez ten czas w głowie: – Czemu robisz mi zdjęcia?

– Nie ciebie tylko stołu. – Byłam tak nachylona, że doskonale widziałam ekran, na którym widniała owa fotografia.

Wysłał komuś. Jakim kurwa prawem?

Co prawda był na niej stół, ale znajdowałam się tam również i ja, a dokładniej fragment mojej sylwetki i włosów, opadających na plecy.

– Zgłupiałeś? – zapytałam, pokazując na mnie. – Przecież mnie tu widać. Czemu to wysłałeś?

– I to chodzi.

– Wyjaśnisz łaskawie?

– Yhym – mruknął, podając mi telefon.

Przez chwilę obserwowałam chłopaka, dopiero po jakimś czasie przerzucając wzrok na urządzenie. Był odblokowany na korespondencji grupowej o nazwie "Duże koty", domyślałam się że to był chat Lwów.

Widniało tam sporo wiadomość, z których za dużo nie rozumiałam, ale gdy doszłam do przedostatniej trochę mi rozjaśniła sytuację. Choć nadal nie mogłam w to uwierzyć.

Od Dziesiątka:

@Siódemka gdzie jesteś?

W odpowiedzi Connor wysłał zdjęcie stołu, a tak naprawdę mnie.

To było te jego "przypadkowe zdjęcie", o którym mówił.

– Mogłeś zapytać, albo chociaż poinformować – powiedziałam, oddając mu telefon.

– Wtedy nie wyszłabyś naturalnie, bo byś się spięła.

To i tak niczego nie zmieniało. Mógł zapytać po zrobieniu, wyjaśnić mi. Jednak odpuściłam, ponieważ i tak byłam pewna, że nawet nikt mnie na nim nie rozpozna. Mało co było widać. Po chwili odzywałam się do Rhysa, który siedział obok.

– A ty jesteś ślepy, że nie widzisz Connora z dwóch metrów? – zaśmiałam się.

Ta sytuacja była tak bardzo irracjonalna, a najbardziej to, że chłopaki naprawdę się w nią angażowali i nam pomagali.

Nie mieli lepszych rzeczy do roboty.

– Może faktycznie powinienem udać się do okulisty – mruknął.

Gdy chciałam coś powiedzieć, wszyscy usłyszeliśmy głośny huk nieopodal, który nawet zagłuszył muzykę. Odwróciłam się w stronę, z której on dobiegał i zobaczyłam niskiego chłopaka, który z przerażoną miną patrzy to na gości to na skorupki wazonu, które znajdowały się na podłodze.

Same problemy z tymi wazonami.

– Zobacz, kolejna impreza i kolejne straty – mruknął Connor. – Dobrze, że tym razem to nie ty.

Ta, całe szczęście.

*

Koło trzeciej mpreza dobiegła końca, co świadczyło o tym wyłączenie muzyki i nawoływania Liama do opuszczenia domu.

– Koniec imprezy – powtórzył już któryś raz z rzędu.

Na początku czekałam na resztę, by razem z nimi się ulotnić, ale gdy oni nadal stali w tym samym miejscu, postanowiłam sama ruszyć. Oni byli jego najlepszymi przyjaciółmi, więc może jeszcze czekali na niego czy coś.

Ja natomiast nie chciałam być tą, którą trzeba siłą wyganiać. Przecież zrozumiałam już za pierwszym razem tak prosty przekaz. Jednak daleko nie zaszłam, ponieważ poczułam dość silny uścisk na łokciu. Gwałtownie się odwróciłam, by szybko zobaczyć, kto taki mnie dotykał.

Connor. Patrzył na mnie przez chwilę, a potem zapytał:

– Gdzie idziesz?

– Do domu? – mruknęłam głupio. – Nie słyszałeś Liama?

– Nigdzie się nie wybierasz. Impreza się jeszcze nie skończyła...

– Co? Przecież...

– Teraz pora na tą lepszą – odezwała się Maya, przechodząc obok nas. – Dla wybranych – zaświerkotała, wywalając ręce do góry.

Po chwili już jej nie było obok nas. Wszyscy się gdzieś ulotnili.

– A rozumiem. Tak nazywacie sprzątanie tego syfu? – sarknęłam w jego kierunku, na co się uśmiechnął.

Gdybym wiedziała, że tak się kończyło przesiadywanie w ich towarzystwie, to bym sobie odpuściła.

Żart.

Było nawet fajnie.

– Nie. Tak nazywamy najlepszą zabawę. VIP, fresa. – Puścił w moją stronę oczko, na co miałam ochotę przewrócić oczami, ale się powstrzymałam. – Dla nielicznych. Więc zostajesz. Cure zresztą też.

– Czyli dostąpiłam takiego zaszczytu?

Dobrze nie wiedziałam o co chodziło z tym VIP i nie wiedziałam, czy powinnam się bać czy nie, ale postanowiłam pociągnąć tę rozmowę w ten sposób.

– Owszem, wkupiłaś się w nasze łaski – powiedział, ciągnąc mnie w stronę salonu – więc teraz nie możesz tego zmarnować. Taka okazja się już nie powtórzy, fresa. – Drugą część wyszeptał mi wprost do uchu, przez co na moim ciele pojawiły się ciarki.

Rozejrzałam się po pomieszczenie, nie w celu rozeznania się, tylko odwrócenia myśli od Connora. Jednak udało mi się zauważyć, że w domu już nie było prawie nikogo. Zostało tylko kilkanaście osób, sami najbliżsi znajomi chłopaków, z którymi w sumie również spędziłam dzisiejszą noc. Rhys i Maya siedzieli na kanapie, o czymś dyskutując. Josh, Noah i William dbali o to, by nie zmarnować alkoholu, a Liam i Cure tak słodko się przytulali.

– Widzę, że dzisiaj Agnes i Cure na zastępstwo Anne i Briany – mruknęła sarkastycznie Sky, wstając i podchodząc do nas.

– Nie bądź złośliwa – odpowiedział stanowczo Connor.

Scarlett była złośliwa. Prawie cały wieczór rzucała na prawo i lewo kąśliwymi uwagami, jako jedyna trzymając mnie i Cure na dystans. Z tego co wiedziałam należała do ich paczki od bardzo dawna, ponieważ była jeszcze przyjaciółką Liama z dzieciństwa. Była zżyta z całą grupą i zawsze podchodziła do nowych z rezerwą. Na szczęście ja nie byłam żadną "nową", więc nie będę miała więcej przyjemności użerania się z dziewczyną.

– Nie do twarzy ci z tym – dodał po chwili Josh, uwieszając się na Scarlett, tak jak na mnie parę godzin temu. – Nie możesz choć raz być miła?

Zdecydowanie za łatwo przychodził mu kontakt fizyczny z dziewczyną...

– Nie – stwierdziła.

Maya opowiadała mi dziś, jak ciężko było przekonać przyjaciółkę chłopaków do siebie.

– A pamiętacie, że wszyscy nowi muszą przejść chrzest, nie? – zapytała tak głośno, że wszyscy spojrzeli w jej stronę. – Chyba nie zamierzacie zrobić dla nich wyjątku?

– Nie, Sky. Nie zamierzamy – odpowiedział Josh, na co się spięłam.

W co ja się wpakowałam?

Od razu wyszczerzyłam oczy, odwracając się w stronę Connora, który przez cały czas stał za mną i... nadal trzymał ręce na moich ramionach. Kompletnie o tym zapomniałam.

– Jaki chrzest? Na nic takiego się nie pisałam, Connor – wycedził.

On zawsze miał głupie pomysły, a ja się na nie bez namysłu godziłam. Czemu? Powinnam zdecydowanie częściej myśleć.

– Uspokój się, to tylko jedno zadanie. Dasz radę. – Wyminął mnie i udał się do znajomych, którzy mieli tajną naradę.

A przynajmniej na to wyglądało.

– Jeszcze nie jest za późno. Możemy wyjść – powiedziałam do przyjaciółki, która właśnie do mnie podeszła, ponieważ ją również Liam zostawił samą.

– Daj spokój. Będzie fajnie – odpowiedziała od razu. – Przecież dobrze się z nimi bawiłaś. Widziałam to.

– Tak – przyznałam. – Ale oni mają jakiś chrzest – szepnęłam przerażona. – Nawet w SODS nie robimy pierwszakom pieprzonego chrztu – powiedziałam to nieco głośniej, ponieważ jak się domyśliłam, usłyszała to również cała reszta, która spojrzała w naszą stronę.

Świetnie.

Teraz nawet nie uciekniemy po cichaczu.

– Cykasz się? – odezwała się Sky, mierząc mnie mało przyjemnym spojrzeniem.

Tak.

– Nie.

– To dobrze – mruknęła niewinnie.

Jasne.

Po dosłownie sekundzie ruszyli w naszą stronę, tak oficjalnie, że czułam się jakbym czekała na jakiś wyrok.

Czemu oni tak to poważnie do tego podchodzili?

– Jesteście straszni – odezwała się moja przyjaciółka.

– Takie są zasady, przykro mi – odpowiedział na jej zarzut Liam.

Gdy Connor przechodził obok mnie, wyszeptał w moim kierunku:

– Niebieska. – Rzuciłam w jego stronę zaskoczone spojrzenie, ponieważ nie zrozumiałam, tego co powiedział.

Chłopak już jednak nic nie powiedział, tylko usiadł na kanapie, z której miał dobry widok na... wszystko.

– Która wybiera? – zapytał Josh, pokazując w naszą stronę kartki.

Różowa i Niebieska.

Niebieska.

O to chodziło Connorowi! Miałam ją wybrać?

– Możesz ty – mruknęła przyjaciółka, pokazując na mnie, więc ruszyłam w stronę chłopaka tak zestresowana jak na egzaminie na prawko.

Poważnie aż tak bardzo przejmowałam się jakimś głupim zadaniem? To tylko zadanie. Najwyżej się ośmieszysz przed grupką najpopularniejszych uczniów w SODS, nic więcej.

– Serio, Josh? – zapytałam zrezygnowana.

– Dziesiątka – poprawił mnie, po chwili dodając: – I tak.

Dlaczego oni tak się upierali, żebym nazywała ich tymi pieprzonymi cyframi. Tak samo Liam.

– Wybieraj. Niebieska czy różowa? – odezwała się Sky.

I po co się wtrącasz?

Powinnam chyba posłuchać Connora i wybrać niebieską, prawda? Ale co jeśli specjalnie wybrał coś trudniejszego i chciał, żebym to wylosowała? Spowodował w mojej głowie taki mętlik.

Naprawdę nie wiedziedziałam, co zrobić.

Jednak byliśmy partnerami. Jedną drużyną. Działaliśmy razem, po jednej stronie, więc powinien chcieć dla mnie jak najlepiej. Powinnam mu ufać.

– Niebieska.

Josh podał mi ją, a ja trzęsącymi się rękami ją otworzyłam, czytając:

"Wybierz jednego chłopaka i pokonaj go w wybranym przez niego wyzwaniu"

Jak ja miałam to niby uczyć? Przecież byli silniejsi, sprawniejsi i zapewne wybiorą dla siebie coś, w czym są genialni.

Nie miałam szans.

Skoro to była ta lepsza opcja, to bałam się o to, co zostało Cure.

Choć w sumie to mogło być gorzej.

– Wyzwanie tequila – przeczytała Clare.

Zdecydowanie mogło być gorzej.

W tym momencie byłam tak bardzo wdzięczna Connorowi, że postanowił mnie przed tym uratować. W życiu nie zdołałabym tego zrobić. I on o tym wiedziałam.  Nawet nie przejęłam się tym, że zadanie padło na moją przyjaciółkę. Ona była tą odważniejszą. Poza tym miała Liama i nie wyglądała na zmartwioną.

Spojrzałam w stronę chłopaka, który mnie uratował, przyłapujac go na bacznym obserwowaniu mojej osoby. Patrzył na mnie przez cały ten czas? Zauważył zawahanie? Nie przejmując się tym, posłałam w jego stronę uśmiech, który odwzajemnił, więc poczułam, jak ogromny kamień spada z mojej klatki piersiowej.

– To kogo wybierasz? – zapytał Josh.

Miałam do wyboru sześciu chłopaków. Liama, Josha, Rhysa, Williama, Noah i rzecz jasna Connora. Długo nie myśląc, wypaliłam:

– Connora, – Cały czas nasz wzrok się skrzyżował, więc doskonale mogłam zobaczyć, jak bardzo nie ruszyła go moja odpowiedź.

Wyglądał, jakby był pewny, że go wybiorę. I w sumie; nie dziwiłam mu się. Przecież nie miałam jakieś wielkiego wyboru. Tylko tego chłopaka poznałam bliżej. Tylko po nim wiedziałam, czego mogłam się spodziewać.

Wszystkiego.

Żaden z nich nie był dobrą opcją. Connor także, ponieważ był nieobliczalny i płynęła w nim żądza zwycięzca, ale nie miałam wyjścia.

– Gotowa? – Podszedł do mnie, stojąc tak blisko, że musiałam podnieść głowę, by spojrzeć mu w oczy.

Przełknęłam głośno ślinę.

– Nie wiem. To zależy na co.

– Nie martw się, fresa. To będzie coś łatwego – mruknął. – Mam dziś dobry humor, więc...

– Nie ma forów, Siódemka – odezwała się Sky, przerywając chłopakowi.

– A czy ktoś mówił o forach, Sky? – zapytał, nie odrywając wzroku od mojej twarzy. Był on tak intensywny, że powodował u mnie dziwnego rodzaju otępienie. – Grałaś kiedyś w koszykówkę? Co powiesz na rzuty do kosza? Pięć rzutów do trzech?

I tyle?

Co prawda nie byłam w nią jakoś niesamowicie dobra, a trafić do kosza zdarzało się mi prawie tak często jak Connorowi słuchanie mnie podczas naszych korków.

Ale zawsze mogło być gorzej.

Powinnam sobie chyba te hasło wytatuować, bo stawało się moim nowym mottem.

– A ty grałeś? Trzymałeś kiedyś piłkę od kosza w rękach? – zapytałam, unosząc podbródek, by zabrzmieć pewniej. – Wiesz ona się nieco różni od tej, której ty używasz.

Grałam. W środku trzęsłam się, jak osika.

To tylko kosz, dasz radę.

– Ciekawe czy będziesz taka wyszczekana, jak przegrasz, fresa – mówił powoli, coraz bardziej się nachylając, a gdy skończył odsunął się ode mnie, pozostawiając po sobie pustkę i ruszył. – Chodź.

Domyślałam się, że prowadził mnie do miejsca, w którym mogliśmy się zmierzyć, więc wraz z całą resztą poszliśmy razem. Ogródek był chyba jeszcze większy niż sam dom. Znajdował się basen, który na szczęście był zakryty oraz między innymi kosz, przymocowany do ściany jakiegoś małego budynku, którego właśnie szukaliśmy.

Świetnie.

Wyglądało jak małe boisko, ale nawet nie miało porównania do tego do piłki nożnej, które znajdowało się obok.

– Dasz radę. Ja musiałam wskoczyć do basenu z tego balkonu – odezwała się Maya, pokazując palcem owe miejsce.

Nie znajdował się on wysoko, bo dosłownie zaraz nad drzwiami, ale jednak i tak zadanie było hardkorowe, więc byłam coraz bardziej wdzięczna Connorowi za to, a nie inne zadanie.

Przecież mógł wybrać wszystko, a wybrał kosza. Wiedział, że wybiorę go?

Chłopak bez zapowiedzi rzucił w moją stronę piłkę, którą złapałam, wykazując się jakimś refleksem.

Pierwszy sukces.

– Gotowa?

– Ja tak, a ty? – zapytałam, od razu dodając: – Pamiętaj tylko, że jej się nie kopie tylko rzuca.

– Przeginasz, fresa. – Podszedł do mnie, przez co cała odwaga, którą jeszcze do niedawna miałam, uleciała wraz z jego przyjściem. – Specjalnie wybrałem kosza, żebyś miałam chociaż jakieś marne szanse – wyszeptał, posyłając w moją stronę bezczelny uśmiech.

Wiedziałam o tym. Po prostu tylko się nabijałam, wkurzając go jak miałam to zwyczaju. On też mnie wkurzał jak mało kto.

Gdyby wybrał coś z piłką nożną nie miałabym szans...

Teraz w sumie też nie miałam. Był ode mnie wyższy i ćwiczył na co dzień, a ja no cóż... wolałam leżeć na łóżku i czytać książki.

– Zaczynaj.

Przymierzałam się do rzutu, odpowiednio się ustawiając i skupiając, błagając w myślach, by to był ten jeden jedyny raz w którym będę wykonywać rzuty wolne niczym LeBron James.

– Dajesz Agnes! – Usłyszałam głos swojej przyjaciółki.

Okazało się, że je moje modlitwy zostały wysłuchane, ponieważ piłka wpadła. Jednak wysłuchane nie zostały tylko moje błagania, bo chłopaka również.

1:1

Przy drugim rzucie, piłka nawet nie doleciała, przez co usłyszałam ciche jęknięcia naszych znajomych, którzy entuzjastycznie i jakże emocjonalnie podchodzili do tych zawodów.

– Następna wpadnie – mruknął w moją stronę. – Chyba.

Nie wkurzaj mnie kretynie.

Chłopak na pełnym luzie, tak jak ostatnio rzucił, a piłka trafiła perfekcyjnie.

1:2

Cholera.

Byłam tak zestresowana, że piłka o mało co nie wyleciała z moich rąk przez nadmiar potu. Czułam się, jakbym miała walczyć o życie i w sumie to była taka walka. Gdy spudłuje, a on trafi, wygrywa.

Najpierw usłyszałam krzyki, a dopiero później odnotowałam, co się stało.

Kosz.

2:2

– Skuś – mruknęłam, ale nie wiedziałam do kogo.

Chyba sama do siebie.

– Od kiedy tak mi źle życzysz? – zaśmiał się, bawiąc się przy tym doskonale.

Bezczelny dupek, który... spudłował.

Jakim cudem?

Byłam jeszcze w grze! Od razu odetchnęłam z ulgą.

Jednak mój entuzjazm zgasł tak szybko jak zorientowałam się, że kolejny rzut został przeze mnie zmarnowany.

Connora też.

Rozumiałam jedno pudło, ale że dwa? I to pod rząd? Nie chciało mi się w to wierzyć, zwłaszcza że jego początek był naprawdę obiecujący.

Ten kretyn dawał mi fory!

W sumie to kochany kretyn.

Tylko że ja nawet nie potrafiłam tego wykorzystać.

– Jak to rzucisz to wygrasz, no dalej – komentowała przejęta Cure, nie widząc że to wszystko było cholerną ustawką.

Miałam wrażenie, że wszyscy o tym doskonale wiedzieli...

Wygrałam!

Co prawda, oszukując, ale jednak!

– Gratulacje, byłaś lepsza – powiedział delikatnie.

– Yhym.

Po chwili wróciliśmy do domu, a wszyscy (no prawie) zajęli się przygotowaniem wyzwania dla Cure.

– Zgaduję, że wybierasz Dziewiątkę? – zapytała Maya, gdy wróciła z kuchni.

No, a kogo niby miała innego?

– No raczej – odpowiedział za dziewczynę Liam.

Słodziaki.

– Dziękuję – szepnęłam, podchodząc do chłopaka i przyglądając się parze, która była teraz w centrum zainteresowania wszystkich.

– Za co? – zapytał. Serio chciał to usłyszeć? – Przecież nic nie zrobiłam.

– Mówię poważnie. Dziękuję za tę kartkę i fory – mówiłam tak, żeby nikt nie słyszał.

Choć i tak wiedziałam, że wiedzieli swoje.

Tylko głupi by się nie domyślił.

– Niczego nie zrobiłem.

– Jasne – mruknęłam, a gdy chciałam już odchodził, poczułam po raz kolejny jego dotyk, przez co zmusił mnie, bym spojrzała mu w oczy.

– Nie ma za co. Przecież jesteśmy partnerami w zbrodni, nie?

Tak. Właśnie tak. Byliśmy partnerami w zbrodni. 



Continue Reading

You'll Also Like

638K 17.3K 56
,,𝐏𝐫𝐚𝐰𝐝𝐚̨ 𝐛𝐲ł𝐨 𝐭𝐨, 𝐳̇𝐞 𝐛𝐲𝐥𝐢𝐬́𝐦𝐲 𝐣𝐚𝐤 𝐝𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞. 𝐃𝐰𝐢𝐞 𝐳𝐚𝐠𝐮𝐛𝐢𝐨𝐧𝐞 𝐝𝐮𝐬𝐳𝐞 𝐬𝐳𝐮𝐤𝐚�...
26.8K 907 27
Elizabeth była tylko dzieckiem, była dzieckiem które musiało za szybko dorosnąć No bo jak ma zachować się osoba która jako dziecko przeżyła piekło st...
7.4K 232 11
Siedemnastoletnia Lisa Miller uważana jest za zwykłą nastolatkę z idealnym życiem. Jej rodzice finansowo są w stanie zapewnić jej wszystko co najleps...
736K 25.6K 73
ONA dwa lata temu skończyła studia prawnicze, ale nie może znaleźć pracy w zawodzie. Pewnego dnia trafia na tajemnicze ogłoszenie w internecie, dosta...