Układy

By KeraKeraa

252K 10.2K 2K

Ministerstwo Magii, a w nim dwoje niechętnych sobie prawników. Draco i Hermiona staną naprzeciw siebie w najt... More

Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty

Rozdział pierwszy

15.8K 392 83
By KeraKeraa


UKŁADY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Patrząc w ciemne, płonące gniewem oczy Hermiony Granger, Draco mógł odczuwać jedynie triumf. To cudowne, upajające uczucie wypełniło go po brzegi, sprawiając, że na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Chyba nie myślałaś, że wygrasz, co? - zapytał, przeciągając głoski. Nie mógł nacieszyć oczu jej oburzeniem.

- Kanalia! - syknęła cicho, tak, żeby nikt przechodzący obok jej nie usłyszał.

- Zatrważająco niska kultura osobista, panno Granger - mruknął, akcentując słowo „panno", jakby było obelgą.

Zadziałało. Na jej policzki wypłynął ciemny rumieniec, a oczy zwęziły się niebezpiecznie. Tak, dobrze znał jej czułe punkty.

Po chwili uniosła dumnie brodę i obrzuciła go zimnym spojrzeniem.

- Takie nic nie będzie mnie oceniało - powiedziała zaskakująco opanowanym głosem, a zaraz pochyliła się ku niemu i szepnęła: - To nie jest koniec, Malfoy. Wstrzymaj się z oblewaniem sukcesu.

- Granger, czy to groźba?

- A jak myślisz? - zapytała, po czym uśmiechnęła się chłodno i odwróciła, ruszając przed siebie korytarzem.

Draco patrzył za nią przez moment, zastanawiając się, co wymyśli tym razem.

- Nie odpuści - usłyszał i obrócił się.

Przed salą sądową stał Blaise Zabini i również śledził wzrokiem oddalającą się Granger.

- Oczywiście, że nie - zgodził się Draco.

- Chyba jest bardzo zła.

- Jest wściekła.

- To co teraz? - zapytał Blaise.

Draco wzruszył ramionami.

- Poczekamy na jej apelację, a potem zgniotę ją jeszcze raz i jeszcze, aż jej się znudzi ta zabawa. Co? - warknął, widząc dziwne spojrzenie przyjaciela.

Blaise uśmiechnął się lekko.

- Nie jestem pewien, komu ona sprawia większą radość.

- Właśnie - mruknął zagadkowo Draco. - Ja też nie.

Naprawdę, ile lat to już trwało; sześć, siedem? Nie wiedział, jak długo on i Granger ścierali się na sali sądowej, oboje broniąc zaciekle swoich klientów, i nie miał pojęcia, czy kiedyś mu się znudzi udowadnianie jej, że marnie wybrała, decydując się zostać prawnikiem w Ministerstwie Magii.

*

Hermiona wpadła do swojego gabinetu i rzuciła skórzaną teczką w ścianę. Miała ochotę coś rozbić, zniszczyć. Cholerny drań!

- Drań! - wrzasnęła, opierając się o drzwi i zsuwając na podłogę.

Podciągnęła kolana i objęła je ramionami, układając na nich brodę.

Tyle czasu zajęło jej zebranie materiału dowodowego, tyle nieprzespanych nocy, a on po prostu zmiótł te wszystkie argumenty jednym starym zapiskiem, nie zapominając przy tym zakpić z jej pochodzenia, jakoby osoba urodzona wśród mugoli nie mogła mieć pojęcia, jak czystokrwiści czarodzieje zabezpieczają się przed zerwanymi obietnicami.

I już nie wiedziała czy bardziej wścieka się na niego, czy na siebie, bo gdyby mocniej się przyłożyła, znalazłaby ten idiotyczny paragraf, który sprawił, że niewinna dziewczyna została właśnie pozbawiona wszystkiego. Godności, honoru, dobrego imienia.

Oddychała powoli, próbując zebrać myśli. Nie podda się, na pewno nie. Znajdzie sposób, przekopie wszystkie księgi, żeby dowieść nielegalności zaklęcia, które Elan Standish wymógł na narzeczonej. Ana Woolf nie zostanie pozbawiona godności tylko dlatego, że ośmieliła się zerwać zaręczyny. Malfoy nie będzie triumfował, bo udało mu się znaleźć notatkę sprzed wielu lat, gdzie podobny do Standisha oportunista w taki sam sposób zniszczył inną kobietę.

Podniosła się z podłogi i z nowymi siłami podeszła do biurka, przywołując zaklęciem tacę z kawą i teczkę, która leżała porzucona obok sofy. Otworzyła ją, wyjęła gruby plik magicznie spiętych pergaminów i już po chwili robiła nowe zapiski, całkowicie zapominając o wykrzywionej w zadowolonym uśmiechu gębie Malfoya.

*

Adriana Goyle była niegdyś piękną kobietą, jednak teraz, po kilku latach pobytu w Azkabanie, nikt nie mógłby nazwać jej choćby przeciętną. Kiedyś bujne, czarne loki, były teraz związane w ciasny supeł, a w wymęczonej twarzy straszyły zapadnięte niebieskie oczy. W żaden sposób Adriana nie przypominała dawnej siebie, chociaż, jakby się tak przyjrzeć bliżej, to w jej postawie można było zauważyć pewną wyniosłość, tak cechującą czarodziei czystej krwi.

Teraz przemierzała korytarze ministerstwa, szukając właściwego gabinetu i zaciskając gniewnie usta. To jeszcze bardziej szpeciło jej delikatne rysy twarzy, jednak nie potrafiła już żyć bez nienawiści. Nie, odkąd ona i jej rodzina zostali skazani prawie dziesięć lat temu.

Nikt jej nie pomógł, nikt się za nią nie ujął, chociaż pokazywała swoje ramię każdemu, komu mogła, chcąc udowodnić, że nigdy nie służyła Voldemortowi. Jej mąż owszem, był zapalonym sługą Czarnego Pana, ale ona nie. Nigdy. Ale to nic nie znaczyło, kiedy ministerstwo masowo wydawało wyroki więzienia.

Wreszcie stanęła przed masywnymi drzwiami i zapukała energicznie. Kiedy usłyszała ciche „proszę", nacisnęła klamkę i weszła do gabinetu Dracona Malfoya, dawniej najlepszego przyjaciela jej syna.

Siedział w sporym fotelu, przed pięknym, masywnym biurkiem. Rozejrzała się po gabinecie i skrzywiła, myśląc o tych stylowych meblach, kiedy jej syn miał do dyspozycji skrzypiącą leżankę, krzesło i odrapany stół.

- Byliśmy umówieni? - zapytał młody Malfoy, a Adriana skrzywiła się jeszcze bardziej i podeszła bliżej, pewna, że on jej nie rozpozna.

I tak się stało. Draco Malfoy zmarszczył brwi, jakby zastanawiał się nad czymś, a ona usiadła na jednym z miękkich foteli i wyciągnęła z torebki elegancki pergamin. Rzuciła go na biurko i oparła się wygodnie.

- Nie - mruknęła i zachęciła go gestem, żeby podniósł twardy papier. - Nie byliśmy umówieni, ale z Azkabanu ciężko się skontaktować.

Draco miał wrażenie, że powinien znać tę kobietę, że już ją gdzieś widział, jednak nie mógł sobie jej przypomnieć. Z westchnieniem sięgnął po pergamin i rozwinął go, a potem, kiedy przeczytał jego treść, spojrzał na kobietę złym wzrokiem.

- Co to ma być? - syknął. - Skąd pani to ma?

- A na co wygląda? - Adriana przez ostatnie lata słyszała dość wrzasków, żeby syk Malfoya mógł zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie. - To list, od pana ojca do mojego męża. Stary list, i zapewniam, że mam ich więcej, bardzo dużo.

- Pani... Goyle? - Draco naprawdę chciał znaleźć w twarzy tej kobiety coś z Adriany Goyle, jaką pamiętał, jednak okazało się to niemożliwe. Jedyne, co mogło potwierdzać jej tożsamość, to list, który ściskał zdrętwiałymi palcami.

Kobieta skinęła głową, uśmiechając się zimno.

- Tak, Goyle. Pamięta pan jeszcze to nazwisko, panie Malfoy? A mojego syna, Grega? Czy pamięta pan chłopaka, który tyle lat służył panu pomocą i lojalnością, żeby teraz gnić odrzucony w Azkabanie?

Chaos, jaki w tej chwili wypełnił głowę Draco, był nie do ogarnięcia. To było jak wir, jak ponure macki, wciągające go coraz głębiej, wsysające, duszące.

Goyle. Salazarze. Goyle... I ten list... listy. Jego ojciec, znowu... Wstyd, strach.

- Cóż, pana mina wystarczy za odpowiedź - kontynuowała tymczasem Adriana, spokojnie obserwując go spod zmrużonych powiek.

- Czego pani chce? - wydusił. Chciał warknąć, ale miał zbyt ściśnięte gardło. - Po co mi to pani przyniosła? - Wskazał list.

Adriana oparła się wygodniej i zmierzyła go dziwnym, oceniającym spojrzeniem.

- Byłoby bardzo niedobrze, gdyby te listy ujrzały światło dzienne - powiedziała. - Ten wstyd, taki skandal na nazwisku Malfoy, które dopiero zaczyna od nowa nabierać szacunku... - Urwała nagle i pochyliła się tak, że Draco mógł z bliska policzyć bruzdy wokół jej ust. - Uwolnisz mojego syna z Azkabanu. Zrobisz to, a wtedy pozwolę ci zniszczyć dowody niechlubnej przeszłości twojego ojca. Gregory nie zasłużył na taką karę, nie on...

- Znęcał się nad dziećmi - zaprotestował Draco. - Wie pani, jak wiele osób zeznawało przeciwko niemu? Ilu jest świadków jego tortur?

Kpiące spojrzenie kobiety sprawiło, że Draco spiął się i zacisnął zęby.

- A ty? - zapytała. - Czy ty byłeś nieskazitelny? Powiedz mi, paniczu Malfoy, w czym byłeś lepszy od Grega? Nie wiesz? To ja ci powiem: w niczym.

Podniosła się z fotela i spojrzała na niego z góry.

- Zastanów się nad moją propozycją. Ach, żeby wszystko było jasne, nie próbuj mnie uciszać w jakiś podstępny sposób. Zadbałam o to, żeby wszystkie listy trafiły w odpowiednie ręce, jeżeli spotka mnie coś przykrego. - Wyciągnęła z kieszeni szaty wizytówkę i położyła ją na biurku. - To mój adres. Masz trzy dni do namysłu, później sama zajmę się tą sprawą.

Zanim Draco zdążył jakoś zareagować, Adriana Goyle wyszła z jego gabinetu i zamknęła za sobą drzwi. Tak cholernie spokojnie, tak dystyngowanie, jakby nadal była przedstawicielką arystokracji magicznego świata, która już od dawna nie istniała.

Drżącą ręką podniósł mały kartonik i tylko siłą woli powstrzymał się przed spopieleniem go zaklęciem. Później wstał, czując irytującą miękkość nóg, i podszedł do kominka, wsypując w niego garść proszku Fiuu.

- Gabinet Blaise'a Zabiniego! - krzyknął i zaczął chodzić niecierpliwie przed paleniskiem, czekając, aż przyjaciel pojawi się w kominku.

- Draco? Merlinie, jeszcze tak bladego cię nie widziałem - zażartował Blaise, ale jego uśmiech szybko zniknął, kiedy spojrzał w oczy Malfoya. - Co się stało?

Draco westchnął.

- Przyjdź do mnie jak najszybciej - powiedział ponuro. - Muszę... muszę ci coś pokazać.

Blaise skinął głową.

- Dokończę tu sprawę i zaraz będę.

- Dobrze. Czekam.

A potem Draco wrócił do biurka, opadł na fotel i ponownie zaczął czytać opis tortur, które śmierciożercy zadali mugolom pewnej zimowej nocy jedenaście lat temu. Zrobiło mu sie niedobrze.

*

Hermionę całkowicie pochłonęła praca; nie słyszała tykania zegara, pukania do drzwi czy syczenia rozpalonego kominka. Dopiero głośny trzask aportacji zaskoczył ją na tyle, że podniosła głowę i spojrzała na Harry'ego zdziwionym wzrokiem.

- Fiuka się - mruknęła. - Przypominam ci, że mimo wszystko oprócz mózgu mam też serce i ono kiedyś stanie, jeśli nie przestaniesz wpadać tu z takim hukiem.

- Nie miałem czasu na fiukanie - syknął Harry, siadając na krześle i rozcierając ramię.

Od razu zauważyła, że stało się coś złego. Harry nigdy tak nie syczał, no chyba że...

- Ron, tak? Co znowu zrobił? Pijanina, bijatyka, seks w miejscu publicznym? Wszystko naraz?

Harry spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem i wziął głęboki wdech.

- Awantura w mugolskim barze, którą sfotografowano. Pięciu mugoli jest rannych, a Ron w tej chwili przebywa w areszcie, oskarżony o użycie magii w obecności i przeciwko mugolom. Hermiona, jest źle.

Odłożyła pióro i schowała twarz w dłoniach.

- Jak źle? - zapytała, kiedy już doszła do siebie.

- Skończy się sądem, jestem tego pewien. Jutro „Prorok" pokaże jego zdjęcia, nie dam rady zatrzymać publikacji.

- Boże, Harry, przecież on jest aurorem...

- W tej chwili jest więźniem. Został zawieszony.

Pokręciła głową.

- Nie mogę, Harry. Już nie daję rady... Czy on się nigdy nie opamięta? Co mamy zrobić?

- Hermiona, jeśli Ron trafi pod sąd, skończy się Azkabanem. On tam oszaleje do końca.

Przytaknęła.

- Merlinie, wiedziałam, że w końcu stanie się najgorsze. Jak bardzo ranni są ci mugole?

Harry spojrzał na swoje dłonie. Westchnął.

- Krwotoki, złamania. Pobił ich, użył na nich magii. Dwóch jest bardzo poranionych.

- Biedni ludzie. On się musi leczyć - szepnęła. - Azkaban go zniszczy.

- Właśnie. Jestem tu, żebyś wiedziała od razu. Hermiona, musisz coś zrobić, wybronić go.

Poderwała głowę, zastanawiając się, czy on się słyszy.

- Ja? Oszalałeś? To by było kumoterstwo! Tu trzeba kogoś obcego, kogoś, kto nie ma z nim żadnych powiązań, kto... - Urwała nagle, widząc przed oczami idealnego kandydata.

Tak, jeśli ktoś był na tyle szalony, żeby podjąć się sprawy uzależnionego od alkoholu, agresywnego aurora... Nie, nie chciała o tym myśleć. Ale jednak... Merlinie, tylko Malfoy przychodził jej do głowy. Zabini odpadał, on specjalizował się w prawie rodzinnym, ale Malfoy... tak, on wiedziałby, co robić.

- Hermiona? O czym myślisz?

Zaśmiała się nerwowo.

- Że przez naszego przyjaciela będę musiała pełzać i płaszczyć się przed wyjątkowo paskudnym gadem?

- Co? O czym ty...? O kurwa, nie...

- Tak. A ty popłaszczysz się razem ze mną, w końcu Ron to zmartwienie nas obojga.

- Nie, nie, nie... nie pójdę do Malfoya, nie...

Hermiona nic nie mówiła, ale w duchu powtarzała słowa Harry'ego, jednocześnie myśląc, jak poprosić o pomoc człowieka, którego kilka godzin temu obrażała.

*

- Nie możesz zająć się sprawą Goyle'a - powiedział Blaise. - I ja też nie mogę. Za bliska znajomość. Żaden sędzia nie popatrzy przychylnie na nasz wniosek.

Draco wybijał palcami nerwowy rytm na blacie biurka, wciąż patrząc na pergamin, który zostawiła matka Goyle'a.

- Wiem - odparł w końcu. - I szczerze, to nawet nie chcę się tym zajmować, nie mogę. Całe moje życie, wszystko przepadnie, jeśli zbliżę się do niego. Przecież dlatego zerwałem z nim kontakt, żeby móc odgrodzić się od przeszłości. Cholera, Blaise, jestem w kropce. Jeżeli matka Goyle'a faktycznie poda komuś te listy... Kurwa. - Złapał się za głowę i potargał elegancko ułożone włosy. Po chwili sięgnął po szklankę z whisky i dopił ją jednym łykiem. - Blaise, mam dwadzieścia siedem lat, to za późno, żeby znowu zaczynać od nowa. Co powinienem zrobić?

- Musimy znaleźć kogoś nieskazitelnego - powiedział Zabini. - Kogoś, kto składając wniosek, będzie wyglądał wiarygodnie.

- A znasz kogoś takiego, kto chciałby mi pomóc? Wybacz, ale poza tobą i Pansy raczej nie mam przyjaciół, więc, jakby to powiedzieć, jestem w dupie. Gdybym się przyjaźnił z taką Granger... no, to by było coś, ale, niestety, właśnie zmiażdżyłem ją przed całym Wizengamotem, nie, żebym żałował. Po czymś takim na pewno mi nie pomoże, tym bardziej, że chodzi o Goyle'a, no i jeszcze bardziej, że ja bym ją o to prosił...

- Ale Granger byłaby idealna. - Oczy Blaise'a zabłysły. - Czysta, naiwna i taaka dobra, że każdy sąd przyjmie jej wniosek od ręki.

Draco popatrzył na przyjaciela ze złością.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ona mi nie pomoże, nie ma takiej możliwości. Nie ma - podkreślił. - I... i jakoś nie widzę siebie błagającego Granger o cokolwiek.

- A widzisz się na dnie? Albo swoich rodziców?

Nie, nie widział. Jego matka przeszła zbyt wiele, żeby pozwolił jej przeżyć kolejne upokorzenie. Za jego nazwiskiem nadal ciągnął sie smród dawnych poczynań ojca. Powoli, z mozołem starał się odrobić straty moralne po porażce Voldemorta, nawet mały błąd mógł go pogrążyć w oczach społeczeństwa.

Cholera, czyż nie dla nazwiska wyzbył się wpojonych od urodzenia zasad, żeby zdobyć akceptację wśród czarodziei? Czy nie pracował trzy kroki od Granger, żeby każdy widział, że jej pochodzenie go nie razi? I jak miał teraz bronić Goyle'a, który mugolskie dzieciaki dręczył z uśmiechem na ustach?

Wziął do ręki butelkę whisky i wypił duszkiem to, co w niej zostało. Nie rozjaśniło to mętliku w jego głowie ani nie dodało mu odwagi, żeby iść do Granger, jednak podziałało znieczulająco. Przynajmniej na moment obraz Adriany Goyle rozmył się.

*

Harry i Hermiona siedzieli w ciszy, patrząc wszędzie, byle nie na siebie. Żadne nie było gotowe, żeby się podnieść i iść do gabinetu Malfoya.

- Jak mnie zobaczy, zatrzaśnie mi drzwi przed nosem - powiedział w końcu Harry.

- Nonsens. To raczej mnie wyrzuci.

- Nieprawda, akurat z twojej prośby ucieszy się jak z gwiazdkowego prezentu, choćby dlatego, żeby móc ci odmówić.

Hermiona zmrużyła oczy.

- To było wredne, a ty jesteś tchórzem! - Poderwała się na nogi i okrążyła biurko.

- Idziesz do niego?

Potrząsnęła głową.

- Nie, idę do domu. Muszę trochę przemyśleć. Chyba nie liczyłeś, że pójdę błagać Malfoya tak po prostu?

- Hermiona, nie mamy za dużo czasu. Właściwie, to myślę, że w ogóle go nie mamy, bo jutrzejsza prasa...

Zaklęła i stanęła przy drzwiach, pochylając głowę.

- Ja to wiem, ale Harry, czy Ron nie zasłużył na trochę niepewności?

- Zasłużył...? Hermiona...

Odwróciła się i spojrzała ze znużeniem na przyjaciela.

- Tak, zasłużył. Jeżeli Malfoy mu nie pomoże, a ja nie będę mogła go bronić, uwierz mi, nie poczuję się winna. Nie chcę czuć się winna. Zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby wyciągnąć go z nałogu. To wy, ty i jego rodzina, widzieliście w nim biednego, nieporadnego Rona, a on sprytnie jechał na tym wózku, bo mu się to po prostu opłacało. Gdybyś wcześniej mu się przyjrzał...

- Kiedy? Ja mam rodzinę, nie mogę spędzać z nim każdej chwili.

- Wiem, Harry, ale ja też mam swoje życie - powiedziała smutno. - Pomogę Ronowi, jeśli tylko zdołam, ale nie bez warunków. Jeśli nie zgodzi się na terapię, niech sobie radzi sam. Jutro pójdę do niego, porozmawiam z nim... a potem zobaczymy, co robić dalej.

*

W nocy siedziała na szerokim parapecie w swojej sypialni, wspomnienia nie dały jej spać. Ron niszczył się od lat, od kiedy sława bohatera otworzyła przed nim zbyt wiele możliwości, a on zachłysnął się nią. Zerwali wcześnie, w wakacje po porażce Voldemorta, kiedy zaczęła dostrzegać w Ronie niepokojące zmiany charakteru. Z początku nieśmiały, zaczął z czasem nabierać pewności siebie; z każdym komplementem, z każdym życzliwym kobiecym spojrzeniem.

Kiedy powiedziała mu, że ich związek nie ma sensu, chyba poczuł ulgę. On chciał korzystać z życia, bawić się. Wrócili do przyjaźni, ale i ona z czasem się zmieniła. Hermiona zajęła się nauką, a Ron krążył od przyjęcia do przyjęcia, coraz bardziej zmieniając się z inteligentnego chłopaka w bawidamka. Bolało ją to, czuła się odpowiedzialna za jego zmianę charakteru, jednak nie potrafiła na niego wpłynąć, gdy rodzina i Harry traktowali jego coraz bardziej absurdalne zachowanie z pobłażaniem. Tłumaczyli go, bronili, nie umiała z nimi walczyć, więc poddała się, odsuwając na bok. Pozostała przyjaciółką Rona, zawsze nią będzie, ale postanowiła, że jeśli teraz on odrzuci jej propozycję, to mimo wielu ciepłych uczuć do niego, zostawi go samemu sobie.

Chciała być z nim w porządku, naprawdę chciała mu pomóc, tylko zdawała sobie sprawę, że robiąc to bezwarunkowo, tak naprawdę tylko pozwoli mu się pogrążyć do końca.

Na myśl o rozmowie z nim czuła niemiły ucisk w żołądku. Ostatnim razem niemal ją uderzył, kiedy wypomniała mu nałóg. Ta agresja była naturalna, tak normalna u uzależnionych, których ktoś siłą próbuje odciągnąć od nałogu. Nie miała do niego żalu, ale pomyślała też, że nie będzie go mieć do siebie, jeśli Ron kolejny raz ją odepchnie.

Jej myśli powędrowały w stronę Malfoya, nie miała pojęcia, jak z nim porozmawiać o tej sprawie. Niemal widziała jego radość, kiedy zobaczy rano „Proroka". Tak, nacieszy oczy porażką Rona i pewnie nie omieszka skomentować przy niej artykułu.

To nieważne - przeszło jej przez głowę. To wszystko nie jest istotne, jeśli tylko Ron pozwoli sobie pomóc. Nawet gdyby Malfoy pokazał jej drzwi, mając zgodę Rona na terapię, wiedziała, że zrobi wszystko, żeby uratować przyjaciela.

Kiedy wreszcie zmęczenie wzięło górę i położyła się do łóżka, wtuliła twarz w ciepłe futerko Krzywołapa, obejmując zaspanego kocura ramieniem.

- Moja kicia - szepnęła, gdy poczuła delikatne liźnięcie na policzku.

Zasnęła, cały czas słysząc ciche, uspokajające mruczenie.

Continue Reading

You'll Also Like

48.5K 1.8K 42
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
12.5K 977 23
I zawirował nagle świat. Powstało ogromne zamieszanie, a w samym jego środku - Hermiona Granger i Draco Malfoy. Garść nieporozumienia. Szczypta zaci...
11.4K 1K 21
Wielka przygoda z dramą w tle. Charlie, uczestniczka z Polski, wchodzi w świat Eurowizji z przytupem. Jest pewna siebie, ciesząc się z tego wielkiego...
105K 3.6K 30
INSPIRACJĄ DLA TEGO OPOWIADANIA BYŁO OPKO "GDY JESTEŚMY SAMI" VENETII NOX. *~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~* - T-ty, ty t-t-tut-taj? - A kogo się sp...