Niepokorna

By mleczarkaGerda

740K 25.4K 1.8K

Czy warto zadzierać z mafią? Giovanna zostaje wplątana w sprawy mediolańskiej mafii, której Ojciec Chrzestny... More

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Rozdział czterdziesty szósty
Rozdział czterdziesty siódmy
Nowa książka

Rozdział czterdziesty ósmy

16.6K 436 40
By mleczarkaGerda

Słońce przygrzewało drobne plecy Giovanny od zachodu, wychodząc powolnie zza chmur, wiatr rozwiewał delikatnie pojedyncze pasma krótkich, czarnych włosów dziewczyny, która obejmowała babcię w pasie, siedząc obok niej na poduszce ogrodowego krzesła. Uśmiechała się promiennie w stronę Vincenza, zaśmiała, czując czułego całusa od babci na swoim poliku.

- Jednego nie rozumiem – docisnęła się bardziej do boku pani Sofii. – Czemu, aż tak im zależało, żebyście stracili na sile?

Jasnowłosy potarł potylicę, patrząc przelotnie na starszą panią przed sobą. Ptaki w ogrodzie rezydencji zaświergotały i z szelestem wyleciały spomiędzy gałęzi ogromnego drzewa.

- To jak już ci kiedyś mówiono, zaczęło się dawno. Na samym początku byliśmy przyjaciółmi, ja i Benedictto – czarnowłosa przytaknęła. – Jednak pewnego dnia przez niego zginęli moi rodzice i dziadek, zostałem sam.

- Potem poznał mnie – wtrąciła się Beatrice, układając na nowo w szerokich ramionach Paolo, gładząc mu dłonią polik.

- Tak, potem poznałem Beatrice i utrzymywaliśmy się z drobnych przestępstw, potem szło nam coraz lepiej, do tego stopnia, że właściwie nie mieliśmy co robić z pieniędzmi, więc przygarnęliśmy sieroty – zaśmiał się, spoglądając na Roberto, Pierro i Francesco. – Jak można się domyślić, rośliśmy w oczach, aż w końcu nikt nie chciał nam się narażać. W następstwie potrzebny był nam ktoś, kto będzie zajmował się hakerstwem.

- I tu wkraczam ja – chłopak uniósł przedramiona pokryte tatuażami, przeczesując blond włosy. – Prawdę mówiąc, jedyne co mnie przekonało, żeby to robić i tu zostać była Beatrice.

Rudowłosa zaśmiała się, po czym pocałowawszy subtelnie narzeczonego, zadowolona opadła na jego klatkę, przymykając oczy.

- W międzyczasie robiłem interesy z twoją babcią, jak się okazało – Vinz kontynuował, patrząc na staruszkę, która skinęła głową. – A potem pojawiłaś się ty.

Słońce po raz kolejny schowało się na chwilę za chmurami.

- Potem Benedictto widząc, że mam się najlepiej, chyba nie mógł tego znieść i postanowił po raz kolejny sprawić, że będę na dnie. Tylko tym razem miałem już rodzinę. Jestem bardzo wdzięczny twojej babci, bo gdyby nie ona nie wiem, czy w ogóle bym się podniósł za pierwszym razem. Wydaje mi się, że to tak naprawdę go denerwowało, że się podniosłem i można powiedzieć, przerosłem go. W dodatku, kiedy dowiedział się, że mnie kochasz, był rozzłoszczony i nie zważał już na nic, nawet jeśli jego szanse były małe.

- Widzisz, mówiłam ci wtedy, że moja babcia już od samego początku nie lubiła mojego byłego – brunetka zachichotała.

Staruszka westchnęła i poprawiając siwego koka, rzekła:

- Co miałam zrobić, ty o niczym nie wiedziałaś – pogładziła brunetkę po włosach. – A ja nie chciałam cię w to mieszać. Mogę tylko wam powiedzieć, że dziadek Vinza bardzo ciebie lubił kochanie.

Czarnowłosa zamrugała. Przed oczami ukazała się znów biegnąca dziewczynka przez las, czyjaś wyciągnięta dłoń do niej, i ona, która się potknęła.

- Vinz, jakiś czas temu Benedictto zostawił to u mnie – staruszka podała Ojcu Chrzestnemu, starą kopertę. – Powiedział, że mam ci to dać, kiedy uznam za stosowne, sądzę, że teraz mogę to tobie przekazać.

Mężczyzna pokiwał głową i położył kopertę na blacie ogrodowego stolika przed sobą.

- Macie może jakieś pamiątki, po dziadku Vincenza? – zapytała czarnowłosa, poprawiając mankiet, letniej sukienki. – Jestem bardzo ciekawa.

Białooki uśmiechnął się, spojrzał pytająco na panią Sofię, a ta wyjęła z torebki zniszczoną fotografię, kładąc przed dziewczyną. Giovanna zamilkła i wpatrywał się w zdjęcie, pozostali spojrzeli po sobie. Brunetka złapała się za skroń. Przed oczami miała ten sam widok. Mała dziewczynka biegnąca przez las za rękę z babcią, chłód bijący zewsząd, łza spływająca po poliku i ten zdeformowany krzyk, ale głos zaczął być coraz wyraźniejszy, był męski, niski. Giovanna otworzyła szeroko oczy. Z daleka obraz stawał się być coraz to ostrzejszy, widziała ludzi biegnących w ich stronę. Potem jakby wydarzenie się zmieniło, znajdowała się znowu w tym pokoju, gdzie głos nie był już zdeformowany, ale należał do tego samego mężczyzny co przedtem, huk rozbitego wazonu obił się o jej uszy, a gdy podniosłą głowę zobaczyła już nierozmytą twarz, a zaniepokojoną twarz dziadka Vincenzo, a na jego szyi wiszący na łańcuszku ten stary klucz. Jej babcia coś gestykulowała, a mała Giovanna siedziała na kanapie, machając nogami.

- Giov? – Vincenzo położył dłoń na jej ramieniu.

Dziewczyna ocknęła się, uniosła wzrok, wpatrując się w jasne tęczówki ukochanego.

- Mówiłam ci – wydyszała. – Mówiłam – zaśmiała się, a mężczyzna uniósł brwi. – Że skądś kojarzę ten klucz, twój dziadek go nosił na szyi.

- Co? – odparł zdezorientowany. – Aaaa... dobra, miałaś rację...

- Stąd go kojarzyłam – położyła polik na kości miedniczej najwyższego.

Wiatr rozwiał serwetki z blatu, w tym momencie do stołu podeszła Madleigne, siadając na wolnym krześle i oglądając za idącym do nich farbowanym. Francesco stojąc za oparciem siedzenia żony, objął od tyłu jej ramiona i uśmiechał się szeroko do wszystkich.

- Więc kochanie, który to już miesiąc? – odezwała się pani Sofia.

Francuska zaczerwieniła się, śmiejąc cicho, spuściła głowę.

- Niedługo będzie trzeci – poprawiła pasmo kręconych włosów, gładząc spoczywającą na jej ramieniu dłoń Franca. – Czy to niewspaniałe?

Staruszka pokiwał głową, zerkając ukradkiem na otwierającego kopertę Vincenzo. Jego mina spoważniała, a jego gałki oczne delikatnie się zeszkliły, pokiwał niewidocznie głową, czytając zawartość, uniósł wzrok i spojrzał w niebo, delikatnie się uśmiechając.



Przepraszam. Żałuję tego w każdej sekundzie. 

Twój dawny Ben


KONIEC


Continue Reading

You'll Also Like

481K 24.8K 47
Zachodnia Kanada, turystyczne miasteczko, a w nim liceum Canmore, któremu sławę przynosi drużyna hokejowa i reprezentacja łyżwiarzy figurowych. Nie...
15.7K 1K 25
Zrozpaczonego po ataku ludzi Carla ogarnia szaleństwo. Powoli zatraca się w odmęcie własnej duszy, nie dopuszczając do siebie nawet najbliższych przy...
212K 16.5K 43
Wydaje się, że to łatwo być kimś, kim się nie jest. Troszkę poudawać, żeby nie sprawić nikomu przykrości albo nie zawieść zaufania. Jednak Joe White...
2.4K 114 18
Dzień jak każdy inny, ale tylko dla Vincenta Trovato, który załatwiał swoje interesy. Jedno wyróżniło się na tle jego normalności. Kobieta ze spotkan...