✓ Stalker. One Way Or Another

By Zenaida0

206K 13.6K 6.1K

On zaczął, a ja nie mogłam tego zakończyć. Nie wiedziałam, jaki miał cel w tym, co mi robił. Znał mni... More

nowy wstęp i wyjaśnienia!
01.
02.
03.
04.
05.
06.
07.
08.
09.
10.
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
21.
22
23.
24.
25.
26.
Bonusy!

20.

5.6K 380 149
By Zenaida0

Okej. Wiekopomna chwila. Oto rozdział, którego jeszcze nikt nie widział. Świeżo pisany (19-20.02.2018r. XD). 

Bardzo chciałabym poznać Wasze opinie dotyczące kontynuacji, Wasze wrażenia, odczucia, teorie. Przyznam bez bicia, że potrzebuję inspiracji, bo zatrzymałam się w połowie kolejnego rozdziału i nie mam jak dopisać reszty :') 
Matura jest za niecały miesiąc i muszę się skupić na nauce i ocenach, dlatego nie wyczekujcie rozdziału 21 za szybko. Ale za to powiem, że 15-go maja mam ostatnie ustne, a potem "Stalker" i inne opka będą kontynuowane na luzie. (:


Odetchnęłam głęboko, zapinając zamki w walizce. To już. Już niedługo. Za kilka godzin będę w Szkocji, wolna i radosna. I może spokojna. I bezpieczna. Miałam nadzieję. Złapałam włosy, które leciały mi na twarz i spięłam je w niedbałą kitkę z tyłu głowy. Kosmetyczkę już wrzuciłam do tej walizki, którą miałam zabrać ze sobą do Inverness, dlatego to było jedyne, co mogłam zrobić z tym, co rosło mi na głowie. 

I tak nie lubiłam chodzić w rozpuszczonych włosach. Po prostu częściowo chowałam za nimi twarz.

Gotowe. Obie walizki były starannie spakowane. Jedna, szara, miała dotrzymać mi towarzystwa przez najbliższy tydzień. Drugą miał przejąć tata, żeby wrzucić ją do mojego pokoju. Żartowałam. Ledwo wróci do domu, zostanie wypakowana; ubrania zostaną wyprane, a drobiazgi położone na szafce, abym schowała je tam, gdzie tylko chciałam. Oj, Brianno, wyciągaj z niej wszystkie papierki po słodyczach, podpaski i puste flaszki, haha.

Ciekawe, jak tam stalker. Westchnęłam i naciągnęłam na siebie sweter. Nie miałam już tego dziwnego "kontaktu" z nim i szczerze mi ulżyło. Nie wstawałam rano z obawą, że na telefonie będzie czekała niemiła wiadomość. Mogłam komentować wszystko pod nosem bez strachu, że zaraz przyjdzie jakiś zjadliwy komentarz z nieznanego numeru. Mogłam odetchnąć z ulgą, ponieważ moi najbliżsi o wszystkim wiedzieli i robili wszystko, aby zapewnić mi i sobie bezpieczeństwo. Mogłam nacieszyć się spokojem chociaż dzień.

Pukanie do drzwi wyrwało mnie z zamyślenia. 

  — Brianno, gotowa? — Tata zajrzał do pokoju. — Zaraz jedziemy na lotnisko. Którą walizkę mam zabrać do domu?

  — Czarną. Pytałeś o to już trzy razy — odparłam cierpko i złapałam za rączkę szarej. Omiotłam pokój spojrzeniem. Wszystko pozbierałam, nie zostawiłam bałaganu. Tyle. 

Wyszłam z pokoju razem z tatą i zamknęłam za sobą drzwi. Anette czekała na nas na korytarzu w czerwonym sweterku i szarych spodniach. Ktoś z obsługi hotelowej zabrał moje walizki i zawiózł je na dół, a ja z rodzicami skierowałam się jeszcze do korytarza, gdzie były pokoje Fraserów. Oni także byli już gotowi, dlatego wszyscy razem zjechaliśmy windą na parter. Matka Williama trajkotała coś do Anette, a ja obojętnie opierałam się o lustro. William stał przy samych drzwiach z opuszczoną głową. Ręce schował do kieszeni czarnej bluzy i nerwowo tupał nogą. Albo miał zły humor, albo nie lubił wind.

Samochód czekał przed hotelem. Bagaże były już w środku, formalności dopełniono, wszystko było załatwione. Nic poza grawitacją i czasem nie trzymało nas we Włoszech. Do lotniska naprawdę nie było daleko, ale cała podróż była dla mnie męką. Mama Williama ciągle gadała i gadała, aż się umrzeć chciało. Jej mąż i mój tata mieli miny, jakby za wszelką cenę starali się nie zawyć. Anette, próbując ją jakoś zagadać, w połowie drogi się poddała i jedynie przytakiwała jej słowom. William bawił się wąską bransoletką, plecioną ze sznurków, którą miał na prawym nadgarstku. Nie patrzył na nikogo. 

Na lotnisku przeszliśmy odprawę, spotykając się po drodze z Hamiltonami i Hartmanami, a potem wsiedliśmy do samolotu. I... lecieliśmy do domu.

***

  — I macie uważać — instruował nas tata. — Codziennie dzwonicie. Jakbym pisał, odpisujecie jak najszybciej. 

— Tak, tato — powiedziałam poważnie, trzymając w ręce telefon, którego nie widziałam od kilku dni. Jeszcze nie sprawdziłam wiadomości. Miałam nadzieję, że nie będzie tam żadnych nowych. Gdyby stalker przysyłał cokolwiek w ciągu tych paru dni, tata w ogóle zmieniłby zdanie i pojechałabym tylko do swojego łóżka z nadajnikiem, krótkofalówką, makijażem ochronnym i racjami żołądkowymi w pudełku. 

Nie no, bez przesady. Dostawałabym obiady w normalnych naczyniach.

— Gdybyście zobaczyli coś, co was zaniepokoi, informujecie kogokolwiek. Żadnego kozakowania. Zwłaszcza ty, Williamie. Jesteś dorosły, powinieneś był od razu skontaktować się ze mną, kiedy Brianna powiedziała ci o tym psycholu. Zachowałeś się nieodpowiedzialnie.

William kiwnął głową z poważną miną. Po jego zmarszczonych brwiach wnioskowałam, że nie był zadowolony z tej przemowy. W końcu kto by chciał być pouczanym przez znajomego ojca? Poniekąd podzielałam jego nastrój. Bez względu na to, jak bardzo chciałam lecieć do Szkocji, nie zamierzałam odwalać niczego głupiego. Tylko wakacje... i próba złapania stalkera. Wiedzieliśmy wszystko, co mówił nam mój tata.

  — I, na miłość boską, uważajcie na siebie. Żadnych szaleństw. Żadnych głupot. Zero alkoholu, narkotyków, zacieśniania relacji z hipisami, Szkotami, żadnego robienia dzieci...

Ukryłam twarz w dłoniach. Poczułam się ZAŻENOWANA. 

— Tato — warknęłam.

— Spokojnie, panie Walker — odezwał się William. — Zero alkoholu i narkotyków. Ja tam wolę trawkę. Ale w Szkocji dostaniemy raczej końskie łajno.

I ja, i tata obrzuciliśmy go groźnymi spojrzeniami.

  — Chryste — westchnął ojczulek. — Szlag. Dobra. Ufam wam, dzieci. Williamie, masz wszystkie papiery z upoważnieniami?

— Dzięki. — Przewróciłam oczami.

— Lećcie bezpiecznie. — Tata objął mnie mocno. Odwzajemniłam uścisk i odetchnęłam. Zapamiętywałam zapach jego perfum. Na wszelki wypadek?

Miałam nadzieję, że po tym tygodniu moje życie zmieni się. Na lepsze.

Kiedy zostałam sama z Williamem, poprawiłam torbę na ramieniu i złapałam rączkę od walizki.

  — Idziemy — powiedział cicho chłopak. Kiwnęłam głową i ruszyłam za nim. 

Po odprawie ruszyliśmy do samolotu. Razem z innymi pasażerami załadowaliśmy się do samolotu. Siedziałam przy oknie, a William tuż obok mnie. Kiedy wszyscy się pojawili, zamknięto drzwi do samolotu. Kiedy usłyszałam ten dźwięk, przeszły mnie niepokojące dreszcze.

Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Radość z wyjazdu do Szkocji została częściowo wyparta przez strach. Bałam się tego, co mnie tam spotka.

***

  — Hej, podoba mi się — odezwał się William. 

— Mi też — odparłam wesoło. Rozejrzałam się.

Taksówka z lotniska zabrała nas do niedużego hotelu niedaleko centrum Inverness. Byłam zachwycona. Szkockie powietrze, wyjątkowo dobra, pogoda, otoczenie, piękne miasto! Mogłam tu zostać na zawsze. W trakcie jazdy wyglądałam przez okno, oglądając budynki, ulice, ludzi. O tak. Szkoci w kiltach byli. Tabliczki informacyjne pokazywały drogi do pensjonatów, zamków i innych atrakcji. 

Wciągnęłam powietrze nosem i powoli wypuściłam. Będzie się tu świetnie biegało.

Kiedy ja oglądałam otoczenie hotelu, William zdążył zapłacić taksówkarzowi i zabrać nasze rzeczy. Widząc moją minę i to, że otwierałam usta, aby go ochrzanić (bo zamierzałam zapłacić z nim na pół), powiedział szybko, że przy powrocie ja będę płacić i amen. Na to szybko przystałam.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni torby i odblokowałam. Napisałam wiadomość do taty, że już jesteśmy. Po chwili dostałam odpowiedź. 

"Uważajcie na siebie".

"Tak jest, generale" - odpisałam szybko.

— Chodź, Brianno. 

Podniosłam wzrok i kiwnęłam głową. William popędził mnie spojrzeniem, dlatego szybko złapałam walizkę i poszłam z nim do wejścia. 

Wnętrze hotelu zaskoczyło nas swoją przytulnością. Ciepłe światło rozjaśniało hol wyłożony boazerią, małą recepcję, przejścia prowadzące do innych sal, prawdopodobnie jadalni i kręte schody wiodące na górę. Podeszliśmy do lady, gdzie przywitała nas starsza kobieta, mówiąca z mocnym akcentem.

— Dzień dobry. — Uśmiechnęłam się nieśmiało. — Mieliśmy rezerwacje. Dwie. 

  — Nazwisko poproszę.

— Walker.

— I Fraser.

Kobieta podniosła wzrok. Jej oczy otworzyły się szerzej, kiedy przyjrzała się Williamowi.

— Z tych Fraserów? 

— Jeśli chodzi pani o żołnierzy spod Culloden, to tak.

Ohoho, że co?

— Niebywałe. — Pokręciła głową. — Jesteście bardzo podobni.

Zamrugaliśmy, a kobieta pokazała nam jedno przejście.

— Tam wiszą różne portrety pamiątkowe, zajrzyjcie potem, skarbeńki.

Otrzymaliśmy klucze. Razem z tajemniczym uśmiechem kobiety. Miałam pokój obok Williama... najprawdopodobniej dlatego patrzyła na nas tak, huh, znacząco.

Prawdziwie zrozumiałam to, dlaczego recepcjonistka tak dziwnie się uśmiechała, kiedy obejrzałam swój pokój. Nie chodziło o samo sąsiedztwo z lokum Williama. Po prostu mieliśmy jeden balkon. A w ścianie dzielącej były drzwi, którymi można było przechodzić z jednego pomieszczenia do drugiego. 

  — Nieźle — usłyszałam. William odkrył, że te drzwi nie były zamknięte na klucz i właśnie bezpardonowo wszedł do środka. — Strasznie staromodnie, ale za to cicho. I jesteśmy na piętrze, więc nie będzie łatwo wdrapać się tu. W sam raz. Jak sytuacja?

  — Cisza — powiedziałam. Wyciągnęłam telefon i położyłam na szafce nocnej. — Na szczęście.

— Jeśli mam być szczery, to mam nadzieję, że napisze jak najszybciej — mruknął William, wyglądając przez okno.  — Wiesz, czemu.

Kiwnęłam głową, a potem sięgnęłam do walizki. 

— Już za późno na większe zwiedzanie, nie? — spytałam, wyciągając ze środka kosmetyczkę.

— Tak — potwierdził Fraser. — Przejdziemy się tylko niedaleko, żeby ogarnąć okolicę, zjemy coś i do łóżka.

  — Tak jest, szefie.

Kiedy William wrócił do swojego pokoju, wyciągnęłam jeszcze czystą koszulkę i ogarnęłam się w przylegającej do mojego "gniazdka" łazience. Podróż jednym samolotem, a potem drugim nie była lekka. Po umyciu twarzy, rozczesaniu włosów i przebraniu się wróciłam od pokoju. Ułożyłam swoje rzeczy, zabrałam torbę, telefon i wyszłam na korytarz w tym samym momencie, co William.

  — Gotowa? — spytał.

— Zawsze.

— Kłamczucha.

Prychnęłam, kiedy pokazał mi klucz, który tkwił w drzwiach. Przekręciłam go, a kiedy zamek szczęknął, William kiwnął zadowolony głową i ruszył w stronę schodów. 

Poczekaj, idioto, pomyślałam zirytowana. Dogoniłam go i razem zeszliśmy na dół.

  — Zerkniemy na portret twojego przodka? — zapytałam z ciekawością.

— Nie chce mi się.

  — Proszę.

— Brianna.

— Nie bądź taki. Zaciekawiliście mnie. Chciałabym zobaczyć. Straaasznie. — Spojrzałam na niego z nadzieją. 

— Dobra — westchnął ciężko. Skierował się do korytarza, który nam pokazywała recepcjonistka. 

Pokój, do którego nas doprowadził, wyglądał jak małe muzeum. Wszędzie wisiały portrety, na stołach leżały zabezpieczone papiery i jakieś przedmioty z tamtych czasów. W gablotach przy ścianach wisiały stare miecze, kosy i chorągwie. Poplamione krwią. Kilka tartanów.

  — Nie wszystkie są prawdziwe — mruknął William.

— Skąd wiesz?

—  Szkoci po powstaniu cierpieli przez wielkie represje. Chyba znasz szczegóły, skoro się tym interesujesz.

  — Posiadanie małego kawałka tartanu mogło być karane śmiercią. 

— Tak. Wiele chorągwi po walce zostało zabranych przez Anglików jako trofea wojenne. Broń przetopiono. Niektóre mogą być prawdziwe. Nie znam się. — William przyjrzał się dużej kosie, a ja oglądałam listy nazwisk. — Te papiery są kopią. Prawdziwe na pewno są w jakimś archiwum.

— Widzę — mruknęłam. —   Ej, William.

  — Co?

— I tak chcę zobaczyć ten portret. — Uśmiechnęłam się zadowolona. William przewrócił oczami i rozejrzał się po pokoju.

— W tamtym rogu.

Oboje podeszliśmy do jednego z portretów. Wciągnęłam powietrze, widząc przedstawionego na nim mężczyznę. Do cholery, gdyby nie te długie włosy w ciemnobrązowym kolorze, spięte w warkocza na karku, krótki zarost i strój... uznałabym, że to lustro. Fraser z osiemnastego wieku wyglądał zupełnie jak William. Ta sama linia szczęki. Oczy. Usta. Policzki. Do diabła. Spojrzałam na Williama, żeby porównać go jeszcze raz z jego przodkiem, ale zamarłam. 

Fraser nie patrzył na portret. Patrzył na mnie. I to chyba już dość długo. A kiedy spotkałam się z nim wzrokiem... nie odwrócił go. Z jednej strony czułam się tym zakłopotana, z drugiej zrobiło mi się dziwnie ciepło. Rany. Rany, stop. Proszę, niech ktoś zabierze to dziwne napięcie, jakie zapanowało.

Nagły szmer wyrwał nas z tego letargu. Jakiś inny lokator wszedł do pomieszczenia i spacerował, oglądając mini-wystawę.

— Okej, chodźmy — mruknął William, odwracając się plecami do mnie. Przytaknęłam cicho i ruszyłam za nim. W ciszy wyszliśmy z hotelu i skierowaliśmy kroki w dół ulicy. Milczenie nie przeszkadzało nam w żaden sposób. Było wręcz wybawieniem. 

Mijaliśmy kilka osób, które radośnie rozmawiały po gaelicku lub angielsku z charakterystycznym akcentem. Słońce dopiero zaczynało zachodzić. Ulica wciąż była jasna, nie budząca żadnych objaw. Było ciepło i przyjemnie. Czułam, jak mój humor poprawia się coraz bardziej. Kiedy mijaliśmy jakąś małą knajpkę, William zatrzymał się i odwrócił do mnie.

  — Zatrzymujemy się tu? — spytał.

  — Jasne — przytaknęłam. Byłam głodna. A przyjemne zapachy dobiegające z wewnątrz mnie kupowały. 

Weszliśmy do środka i zajęliśmy mały stolik w rogu. Był czysty, a na blacie leżały dwie karty dań. 

  — Umm, William? — zagadnęłam niepewnie, czytając listę.

— No? — Jego szare oczy zmierzyły mnie spojrzeniem znad krawędzi jego karty.

— Możesz mi jakoś wytłumaczyć, o co chodzi z tym wszystkim? Nie rozumiem tej karty.

William parsknął cicho, ale bez narzekania objaśnił mi wszystko. 

Wszystkie potrawy, które mnie ciekawiły... stały się wręcz odrzucające. Haggis. Owczy żołądek. Nie byłam aż tak otwarta na nowe doświadczenia. Widząc moją minę, Fraser westchnął.

  — Zamówię ci coś, od czego nie będziesz konać.

— Dzięki — prychnęłam i wyciągnęłam telefon, po czym położyłam go na blacie. Na wypadek.

Kiedy pochyliłam się, żeby odłożyć torbę na ziemię (było czysto, w każdym razie według mnie), zobaczyłam, że nogawka moich spodni była nieco podwinięta. Poprawiłam ją i wyprostowałam się. 

— Bree — odezwał się cicho William, nagle zesztywniały. Kiedy zmarszczyłam brwi, pokazał na mój telefon.

Nowa wiadomość. Odblokowałam i włączyłam skrzynkę.

Numer nieznany: "Nareszcie, miałem ci o tym pisać".

Niech to szlag. 

Continue Reading

You'll Also Like

Underground By _Hanami_

Mystery / Thriller

9.3K 523 30
Schodzisz po schodach przy zgaszonym świetle. Jest koło ciebie tylko cisza i spokój. Wszyscy śpią. Znajome prawda ? A co gdyby ta cisza była spowodow...
771K 36K 64
Zaczęli pisać zupełnie przez przypadek. I zupełnie przypadkiem się w sobie zakochali.
408K 19.6K 46
Ile byś dał by twoje najskrytsze pragnienia wreszcie się spełniły? Marzy ci się wieczna młodość? Bezpieczeństwo? Niczym nieograniczona wiedza...
Zagubiona By an_nie_x

Mystery / Thriller

85.7K 2.2K 44
Allyson to zwyczajna szesnastolatka z niczym niewyróżniającym się życiem. Jednak wszystko się zmienia za sprawą porwania. Czy dziewczyna poradzi sobi...