Taurisity of Sun

By JGMaliszewska

187 11 5

Bogowie musieli nienawidzieć Kleopatrę, by pozwolić jej umrzeć na takich zasadach. Najwyraźniej miało to być... More

Dedykacja
Excuse me. I have to make a scene

Sorry, if I'm too easy to kill

52 2 0
By JGMaliszewska

- Możesz mi powiedzieć co ty tu robisz? - znając moją przyjaciółkę, to ledwo powstrzymywała się od wrzasku.

    Od paru minut jechaliśmy przez miasto nieznanym mi jeepem. Astra i jej brat rzucali sobie ukradkowe spojrzenia, ale żadne nie pozwoliło sobie na prawdziwe słowa, aż do teraz. Byłam przekonana, że Astra przekracza właśnie jakąś granicę.

    Mimo to, chłopak najzwyczajniej w świecie ją zignorował. Nasunęło mi się na myśl, że musiał być albo nierozgarnięty, albo lubił zagrożenie życia.

    Wciąż nie potrafiłam przetrawić faktu, że są rodzeństwem. Mogli być w podobnym wieku, choć z pewnością nie byli bliźniakami. Patrząc na nich ciężko było dostrzec jakiekolwiek podobieństwa. Jedyne co ich łączyło to wyrzeźbione niczym w marmurze kości policzkowe, oraz wielkie, aktualnie naburmuszone wargi.

    Astra nie należała do sentymentalnych osób. Z tego co kiedykolwiek napomknęła wiedziałam, że jej rodzice rozstali się gdy była małą dziewczynką, a gdy nieco podrosła, wysłali ją do jej dalekich kuzynów do Seattle. Nie prosiłam o więcej informacji, bo najzwyczajniej nie chciałam jej bólu.

- Matka wie, że tu jesteś Hayden?

   Nastolatek wzruszył ramionami, po czym wcisnął sobie okulary przeciwsłoneczne na nos. Odnosiłam wrażenie, że próbuje się od niej odgrodzić.

- Wciąż jesteś tym samym dzieciakiem, którym byłeś kiedy opuszczałam Kalifornię - mruknęła szyderczym tonem. Gardziła nim, gardziła nim tak mocno, że żadne z jego gest nie było w stanie nią ruszyć.

Nie wierzyłam jej.

- Tata pewnie jest zachwycony, tym że bez jego wiedzy przyjechałeś na drugi koniec kraju. - kontynuowała z zacięciem godnym jej samej.

    Pod presją tych słów, chłopak zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. Nie istotne jak dobrze był przygotowany, i tak chylił się ku przegranej. W napięciu czekałam, aż pęknie. Jednak zamiast tego Hayden odwzajemnił szyderczy uśmiech swojej siostry. Stanowili teraz swoje odbicie.

- Od kiedy to mówimy mu o wszystkim? - zapytał. Znał ją, może nawet lepiej niż ja i wiedział gdzie uderzyć. Coś w jego słowach sprawiło jej ból, który niemalże natychmiast zniknął z jej twarzy.

- Liczyłam, że wydoroślejesz - oznajmiła, kierując wzrok za okno.Najwyraźniej zbyt wiele słów zostało niewymówionych, aby teraz znaleść jakiekolwiek, które pozwoliłyby im sobie wybaczyć. Nic innego nie sprawiłoby, że odwróciła wzrok, aby...tak to działo się naprawdę...aby się nie rozpłakać.

- Ja na nic nie liczyłem -  rzucił bez cna złości, czy rozczarowania. Jego obojętność atakowała o wiele mocniej niż jakikolwiek gniew.

Miałam dosyć.

- Musisz mieć niezły powód, żeby być takim dupkiem - odezwałam się równie spokojnie i obojętnie co on. Mogłabym być zła na siebie,  na nią i na cały świat za te wszystkie kłamstwa, ale wciąż była częścią mojej rodziny. A rodzinę się wspierało.

- Nawet nie wiesz do czego jest zdolna - prychnął spoglądając w tylne lusterko. - Dlatego jeszcze jej bronisz.

- DOSKONALE zdaję sobie sprawę, do czego jest zdolna - poinformowałam go. Pomyślałam o wszystkich nocach, kiedy Jasmine budziła ją telefonem, o kolejnym ataku paniki. Nigdy nie miała o to do mnie pretensji. Pomoc mi, była dla niej naturalnym odruchem. - Właśnie dlatego  jej bronie.

Przeklęłam się w duchu, widząc że daję jej nadzieję na natychmiastowe wybaczenie.

- Ale to nie znaczy, że jest w porządku - dodałam gdy odwróciła głowę by na mnie spojrzeć.

- Przepraszam - jeszcze nigdy nie słyszałam tyle smutku w jej głosie.

- Za spiskowanie za moimi plecami z moim ojcem? Czy może za ukrywanie przede mną faktu, że masz brata? - wybuchłam czując napływ gniewu i paniki. Nie znosiłam tej mieszanki, bo prędzej czy później prowadziła do katastrof, choć coraz częściej zdawało mi się, że to ja jestem katastrofą.

- Chloe, mi też nie jest łatwo...

- Tobie nie jest łatwo, Astra?! - krzyknęłam, niemal słysząc przyspieszone bicie serca. Dłonie zaczęły mi delikatnie drżeć, więc schowałam je między kolanami, jakbym była zdolna ukryć między nimi cały strach.

- Kim ty jesteś?

- Twoją przyjaciółką  - stwierdziła spokojnie, choć nie do końca pewnie. Jej szare oczy lustrowały mnie teraz, w poszukiwaniu jakiekolwiek sprzeciwu, bądź potwierdzenia.

- Przyjaciele nie kłamią - stwierdziłam coś co musiało być jej równie odległe, jak ona teraz mi. Zabijało mnie to. O ile zawał miał go nie wyprzedzić , bo oto moje słabe, nerwowe serce przyspieszało coraz bardziej.

- Nie miałam wyboru. Już raz odebrałam sobie rodzinę. Nie mogłam zrobić tego po raz drugi - wyznała. Wiedziałam, że mówi prawdę, ale mimo to nie umiałam jej już wierzyć. Jak dotąd była moją siostrą, ale teraz nie widziałam w niej nawet człowieka godnego zaufania. Jak bardzo wszystko spieprzyło się w ciągu jednego wieczoru?

- Nie bierz mnie na litość - warknęłam, niemal słysząc przyspieszone tętno własnego serca, co wprawiało moje dłonie w drgania.

- Doskonale wiesz, że nigdy bym tego nie zrobiła.

Przełknęłam olbrzymią gulę ciążącą mi w gardle, tak aby tylko trzymać łzy jak najdalej.

- Niczego już o tobie nie wiem.

    Świadomość tego doszczętnie wybiła moje ciało z normalnego rytmu. Poczułam jak przechodzi mnie pierwsza fala drgawek, a potem następna, aż całkowicie nie panowałam nad niczym.

- Chloe! - Astra doskonale zdała sobie sprawę, co to oznaczało. - Tylko nie teraz...Hayden,  zatrzymaj się. Ma atak.

   Odpowiedział jej coś, ale już go nie słyszałam. Byłam skupiona na łapaniu oddechu, ale ból paraliżował mi płuca. Nie było już dla mnie powietrza, ani żadnej pomocy.  Mimo to nie chciałam umierać.

Kim do cholery byłam jeśli nie umiałam nawet zaczerpnąć powietrza? Czy to miało kiedykolwiek odejść?

   Tak naprawdę to nie pamiętam pierwszego ataku. Jasmine nigdy nie chciała mi o nim opowiadać, jak również słuchać przeprosin za którykolwiek z kolejnych. Ciocia uparcie twierdziła, że mój lęk jest spowodowany moją wyjątkowością. Obiecywała, że któregoś dnia przyjdzie mi to zrozumieć. Od tamtej pory minęło osiem lat.

   Moje ciało nie było już moim ciałem a zbieraniną przypadkowych drgań i łapczywych oddechów.  Bałam się, cholernie się bałam. Znikąd pojawił mi się przed oczami koszmar sprzed wielu miesięcy, którego za żadne skarby nie potrafiłam wyprzeć z pamięci. Martwi. Wszyscy których kochałam martwi.

Ktoś żywy chwycił mnie za ramiona, starając się wyciągnąć mnie  z tego podłego miejsca. Modliłam się, żeby mnie nie puszczał. Sama nie miałam szans na odnalezienie drogi.

- Umieram - sapnęłam spoglądając prosto na zaniepokojonego Haydena. Obraz polepszał mi się, ale strach nie mijał.

- Nigdzie się nie wybierasz.  Nie pozwolę ci na to.. -  oznajmił stanowczo. 

   Głupi, naprawdę sądzi, że jest w stanie walczyć z tymi  wszystkimi demonami siedzącymi gdzieś głęboko we mnie. Jednak, gdy patrzyłam w jego oczy, coś podpowiadało mi, że ma własne. Może dlatego był teraz tak  zdecydowany.

-Jasmine zginie. Jest bezbronna - wysapałam chwytając go za jedną z rąk.

-Pomożemy jej. Ale nie pomożemy tobie, jeśli nie zaczniesz o siebie walczyć.

-Oddychaj - poprosiła skądś Astra.

   Zamknęłam oczy i skupiłam się na jego bliskości, która oddzielała mnie od zemdlenia. Promieniował czymś czego nie rozumiałam, ale dawało mi to siłę. Serce uspokajało się, gdy po raz pierwszy w życiu poczułam bijącego od niego lato. Pachniał morzem, słonym powietrzem i sosnami rosnącymi przy łodziach.

Coś w tym zapachu, sprawiało że wszystko wracało powoli do normy, tak jak sprawiało to lato.

-Nie pozwolę żeby ktokolwiek zginął - obiecał mi.

   Zdałam sobie sprawę, że szukam fałszu gdzieś głęboko w oczach Haydena, ale w tej monochromatycznej czerni nie było niczego, w co mogłabym zwątpić. Co dziwniejsze, chłopak wciąż ściskał moje ramiona, jakby bał się że gdy tylko puści to odlecę.

- Narobisz jej siniaków, jak dalej będziesz ją tak ściskał  - zauważyła Astra.

Chłopak puścił mnie natychmiastowo i zarumienił się.

- Wolę robić inne ślady - odparł przesuwając dłonią po włosach, i odzyskując w ten sposób pewność siebie.

- A już zaczynałam cię tolerować - sapnęłam opadając na fotel.

***

   Drżącymi rękoma przekręciłam klucz w drzwiach.  Astra przywarła plecami o ścianę z pistoletem w dłoni. Jej uwaga była całkowicie skupiona na drzwiach, zupełnie jakby była drapieżnikiem, a za drzwiami czekała na nią przyszła padlina. Już wtedy wiedziałam, że nie będzie litości dla jej przeciwników.

- Obietnica - wyszeptała, przypominając mi o kompromisie, koniecznym do uratowania mojej cioci.

Pokiwałam głową, wiedząc że nie mam już wyjścia.

   Miałam za zadanie uciekać w razie, gdyby wszystko zawiodło. Pokiwałam głową, nie mając pojęcia w którym wszechświecie mogłabym ją zostawić. Jak mogłam wybierać między nią a Jasmine?

Zabierając wszelkie obawy ze sobą weszłam do środka.

   Przedpokój naszego mieszkania wyglądał tak samo jak z rana, gdy opuściłam na podłogę grzankę z nutellą. Plama wciąż tam była, co oznaczało że Jasmine nie wróciła jeszcze z pracy. Będąc wychowanym przez moją babcię nie dało się nie zwrócić uwagi na coś takiego.

Dałam Astrze znak. Dziewczyna bezdźwięcznie weszła do środka.

- Widzisz? - zapytałam ją cicho. Odetchnęłam, czując że niemal cały stres mnie opuszcza. To wciąż był mój dom. Byłyśmy bezpieczne, podobnie jak ciocia gdy tylko tu wróci.

   Ale wtedy rozległ się huk, niszcząc wszystko na co liczyłam. Nie zważając na reakcje Astry ruszyłam w kierunku odgłosu dochodzącego z mojego pokoju.

   Sypialnia była pusta. Żadnych trupów ani niebezpiecznych kryminalistów. Jedynie kot siedzący na kocu, któremu właśnie udało się zwalić z łóżka moją encyklopedię wiedzy o komiksach.

Tyle, że ja nie miałam kota.

   Już po chwili przy moim boku pojawiła się moja przyjaciółka. Zapach jej perfum zmieszał się z niepokonaną żądzą mordu.

-Jasmine musiała nie zamknąć okna gdy wychodziła. Nie wiem, skąd pani Prevett bierze te dzikusy  - zauważyłam, podchodząc do zwierzęcia.

- Nie takich gości się spodziewałam. - przyznała, opuszczając broń. Taka sytuacja nie działa się po raz pierwszy, więc żadna z nas nie była w większym zdziwieniu.

- Ale i tak nie powinnaś go głaskać - dodała, gdy przysiadłam się do przybysza na łóżku.

- To zwykły dachowiec... - odparłam. Jednak zanim moja dłoń zdążyła spotkać się z białą sierścią ktoś wrzasnął.

- Zostaw go! - do pokoju wbiegła pokiereszowana Jasmine. Nigdy wcześniej nie widziałam tylko strachu w tych blado różowych oczach. Czarne włosy zdążyły wywinąć się z starannie ułożonego warkocza, a z miejsca na czole spływała krew. Flanelowa koszula od babci była w podarciach i krwi...Krwi sączącej z jej rany na brzuchu.

-To nie jest kot! -  ostrzegła,ale było już za późno. Sierść zwierzęcia zaczęła wypadać, aż w końcu na stworzeniu nie pozostało nic, oprócz gołej skóry. Zaraz potem zanikły mu uszy, a kręgosłup wydał dziwny chrupot, jakby próbował  przebić się na zewnątrz. Wrzasnęłam i poderwałam się z łóżka.

-Skończony skurwiel. - warknęła Jasmine, gdy kot zdążył już całkowicie przetransformować się w człowieka. Niska postura mężczyzny i łagodne niebieskie oczy kłóciły się z okrucieństwem wypisanym na twarzy.

- Nareszcie się pojawiłaś, Chloepatro - mężczyzna uśmiechnął się do mnie, w sposób w który oprawca uśmiecha się do ofiary.

- Bałem się już, że się nie przyjdziesz. Na całe szczęście odziedziczyłaś naiwny heroizm twojej matki - mężczyzna skwitował mnie pogodnie, tonem którym mógłby zapowiadać słoneczną pogodę w wiadomościach. Kimkolwiek był targały nim setki sprzeczności.

-Nie waż się jej tknąć. - do akcji wkroczyła Astra, stając mnie nami.

- Skąd znasz moją matkę?  -  nie podobało mi się, że o niej mówił, bo istniały duże szanse, że wiedział o niej więcej niż ja sama. Jasmine i babcia nie lubiły poruszać jej tematu. Wiedziałam, że jej śmierć kosztowała je o wiele za dużo, bo od zawsze były tylko we trzy. Nie ważne ile czasu mijało, rana wciąż była raną. Mimo to, nie jednokrotnie  babcia porównywała mnie do niej. ,,Masz jej skórę i serce '' - powtarzała, ilekroć potrzebowałam pochwały, bądź pocieszenia. Ze zdjęć wywnioskowałam, że równie jak ja była czarna i miała długie ciemnobrązowe włosy. Części o sercu nie potrafiłam wytłumaczyć sobie starymi fotografiami.

- Za życia poszczyciła się sporą kartoteką, którą miałem okazję przejrzeć. - odparł nie zbywając się uśmiechu. Żałowałam, że nie mam przy sobie mojego kija do baseballa, abym mogła mu pomóc zmienić wyraz twarzy.

-Ani słowa więcej - ostrzegła go ciotka.

-Boisz się, że zamieni się w jedną z was, gdy W KOŃCU pozna prawdę?  - zadrwił, celując słowami niczym nożami.

Rzuciłam jej pytające spojrzenie.

- Jeśli dobrowolnie ze mną pójdziesz, to dam ci gwarancję, że przeżyjesz to wszystko bez szwanku. Ja i moja pani damy ci więcej niż to marne życie. Damy ci prawdę - zapewnił.

- Zostaje tu. Jasmine trzeba przewieść do szpitala.

Roześmiał się wyniośle, a ja szczerze pożałowałam że nie mam kija do baseballa w ręku.

- Mówisz, o kimś, kto dawał ci żyć w kłamstwie przez te wszystkie lata? Kogoś kto odsunął cię od twojej mocy i twojego miejsca w świecie?

    Zawahałam się nie umiejąc mu odpowiedzieć. Coś w tym wszystkim wydawało się śmiertelnie prawdziwe, nawet jeśli słyszałam o tym po raz pierwszy. Mężczyzna brzmiał świeżej niż to wszystko co dzisiaj zobaczyłam i odczułam. Jego słowa stawały się coraz bardziej oczywiste i prawdziwe, oraz świeższe. Działały na mnie. Niszczyły to co było i budowały nowy ład, przekonując mnie, że właśnie tego potrzebuje.

- Twoim przeznaczeniem było objąć tron, ale twoja babka i ciotka sprytnie cię od tego odsunęły - kontynuował przybierając na sile. Czy tylko ja czułam moc bijącą z jego głosu?

Nie potrafiłam oprzeć się jego słowom. Nareszcie się nie bałam. Byłam wolna.

- Nie słuchaj go Chloe - wtrąciła się Astra gdzieś z bardzo, bardzo daleka.   - Ramzes jest manipulantem. Jeśli go do siebie dopuścisz, zniszczy twój umysł.

- Mógłbym się od ciebie uczynić, Forteniss. - rzucił pod jej adresem.

-Forte-co?

-Nie wiesz za wiele o swojej strażniczce, nieprawdaż?

   I znowu miał rację. Bolało, każde słowo wkuwało się jak szpila, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu że właśnie tego potrzebuje. Że POWINNAM zrobić wszystko o co prosił, byleby tylko móc go dalej słuchać i czuć tą cudowną ulgę.

    Zanim jednak cokolwiek nastąpiło, Astra wymierzyła mu cios prosto w twarz, przez co ta opadła na bok.

- Nie tracisz na sile - wydusił z podziwem, wypluwając krew na dywan.

- Ale to nie czyni cię niezwyciężoną. - dodał wyciągając z wewnętrznej części płaszcza sztylet. Wrzasnęłam gdy nim rzucił, ale dziewczyna zdążyła się uchylić i wymierzyć mu kolejny cios, choć tym razem chybiła trafiając dłonią w ścianę. Gips sypał się na wszystkie strony, a jej dłoń utknęła wewnątrz ściany.

  Ramzes nie zamierzał czekać, szykując się do ciosu prosto w jej plecy. Nie myśląc za wiele, podcięłam go. To uruchomiło Jasmine, która przygwoździła go swoim ciałem do ziemi, przyduszając przy tym wieszakiem.

- Odwal się, W KOŃCU - wysapała z zaciśniętymi zębami. Jej nacisk nie wydał się śmiertelny, zupełnie jakby to zawziętość stanowiła moc. Wydawało mi się nawet, że jej oczy pojaśniały, a z końcówek palców wydobyły się różowe iskry.

- Jeśli zginę...zabiją go - wycharczał ostatkiem sił. Jasmine niemal natychmiastowo puściła. Ramzes skorzystał na tym i zrzucił ją z siebie z siłą, przez którą trafiła na ścianę. Serce zamarło mi, gdy zorientowałam się że jest nieprzytomna.

-Jas! - krzyknęłam, wyciągając do niej rękę.

-Na co jeszcze czekamy  Chloepatro? - rozległa się znajoma ulga, jednak tym razem nie działała na mnie w ten sam sposób. Blokowała ją wściekłość napędzająca pragnienie zemsty.

-Nigdzie z tobą nie pójdę - prychnęłam cofając się w kierunku Jasmine próbując osłonić ją przed tym człowiekiem.

- Królowa wybrała mnie, bo mam z nich wszystkich najwięcej cierpliwości. Ale i ona ma swój koniec - odparł, zagnieżdżając mnie w ślepym zaułku.

Mężczyzna wyciągnął rękę próbując mnie pochwycić, ale Astra była szybsza. Dziewczyna przyłożyła mu jego własny nóż do karku.

Ramzes uśmiechnął się.

- Mądra dziewczynka. Mamusia byłaby z ciebie dumna - poinformował wroga zza pleców.

  To co zrobił chwilę potem przyprawiło mnie o kolejną falę przerażenia. Ramzes obrócił się i jednym chwytem przechwycił swoją broń i bez wahania podjął się próby wbicia się w jej klatkę piersiową.

  Niespodziewany podmuch pomarańczowej mgły wytrącił mu broń z rąk i otoczył jego skórę. Ramzes syknął z bólu potrząsając dłonią, jednak mgła nie zniknęła, skutecznie przyprawiając go o oparzenie.

- Nie masz lepszych pocisków, to wjeżdżasz na naszą matkę. Poważnie? - rozległ się czyiś głos. Ucieszyłam się na widok Haydena, który nie omieszkał wypełniać swojej części planu, czekając na nasz powrót.

- ZABIERAJ TO! - ryknął rozwścieczony Ramzes, a w powietrzu roztoczył się swąd spalenizny.

- Jasne. Ale najpierw ty musisz obiecać, że sobie grzecznie pójdziesz i nie będziesz już nas niepokoił swoją marną wersją wróżbity Martina  - nakazał mu chłopak.

Ramzes odpowiedział wiązanką przekleństw pod jego adresem.

-Jak go bawi?  - zapytał nas blondyn

-Ramzes Wielki durniu -  syknął mężczyzna. Jego skóra na dłoni przybierała coraz ciemniejszy odcień.

- Ten Ramzio? Słyszałem, że nie siedzisz pod pantoflem swojej powalonej dziewczyny. Podobno robisz wszystko co ci rozkaże. Masz jakiś fetysz szefowa - sekretarz?

  Ramzes najwyraźniej nie miał ochoty mu odpowiadać, bo rzucił się na Haydena z gołymi rękoma nie zważając na oparzenia. Chłopak uchylił się, po czym wyciągnął z kurtki pistolet i przyłożył do jego skroni.

- Kairski bursztyn zamiast normalnych pocisków. Model 44'5.  Jedno naciśnięcie i po białej tapecie na ścianach  - uświadomił mu.

Ramzes zaklął, ale po chwili otworzył szerzej oczy i roześmiał się.

-To nie może być aż tak banalne - wymamrotał sam do siebie.

-Nigdy nie będziesz jej prawdziwym synem. Nigdy nie staniesz się Horusem - zadrwił patrząc kątem oka na White'a.

Chłopak opuścił wzrok, bo oto Ramzesowi udało się złapać połączenie. Znalazł jego punkt.

- Hayden nie słuchaj go - wtrąciła Astra, ale zadziwiające połączenie między tymi dwojga nie ustawało.

- Jesteś rozczarowaniem swojego ojca. Błędem matki. Nienawidzisz swojej siostry, bo odeszła? Sam ją sobie odebrałeś - nie przestawał Ramzes. Nie miałam pojęcia, skąd wiedział o nas te wszystkie rzeczy. Może to my sami dawaliśmy mu na to przyzwolenie?

Hayden opuścił broń.

- Taka porażka - rzucił, a mgła wyparowała.

- Jak myślisz, dlaczego oni ciągle odchodzą? - Ramzes zaczął krążyć wokół niego. - Dlaczego, pomimo tej całej otoczki i wszystkich twoich zabawek, nikt nie decyduje się zostać? Dlaczego nigdy nie zasłużysz na prawdziwą rodzinę?

- Może i masz rację. Może i nie zasługuję na prawdziwą rodzinę - przyznał cicho White.

Chłopak odwrócił się w stronę  Astry. Bez dalszego zastanawiania się wymierzył w nią broń.

- Przestań! - wrzasnęłam, próbując osłonić ją własnym ciałem, ale moja przyjaciółka odepchnęła mnie tak mocno, że wpadłam na przeciwległą ścianę.

- Obiecałaś - wyszeptała błagalnie, próbując nakłonić mnie do ostatniej próby ucieczki.

Zaprzeczyłam głową. Mogłam odebrać sobie honor, ale nie ją.

- Dalej, chłopcze. Dowiedź, że jesteś możesz być godnym następcą Aleksandra. Zabij ją i odbierz swój należność. Miecz  gordyjski powinien trafić w twoje ręce.

- Może żadne z nas nie zasługuje na rodzinę. Ale to nie ty masz ostatnie słowo  - stwierdził, a następnie wykonał błyskawiczny ruch sprawiając, że to Ramzes był teraz na celowniku.

Nigdy nie potrafiłam dokładnie opisać tego, co wydarzyło się w następnych sekundach. Hayden wystrzelił, ale zanim kula zdołała dosięgnąć Ramzesa, ten wyciągnął przed siebie pięść i skierował pocisk w stronę Astry, zatrzymując go na parę centymetrów przed jej skronią.

- ,, I po białych ścianach ''- zacytował. - Widzisz Cleopatro co się dzieje, gdy przestaje się mnie słuchać? Muszę wyciągać konsekwencje.

- Jesteś psychopatą - warknęłam, próbując zerwać się na nogi i mu przyłożyć, ale Jasmine zdążyła złapać mnie za bluzkę i przytrzymać.

- Wolę nazywać to oddaniu pracy - sprostował  - Ale nawet ja potrafię robić wyjątki. Jeśli ze mną pójdziesz, córka Izydy przeżyje. A jeśli nie...

Ramzes wykonał szybki ruch palcem, a kula przysunęła się. Mimo to Astra nie okazywała mu choć trochę strachu. Jedyne co, to patrzyła na niego z nienawiścią mogącą palić słońca.

- Więc jak robimy?

- Nie wygrasz. Jest córką wszystkich wiedźm, których ty i inni tyrani z Delty nie zdołali pokonać. Możesz zabijać, ale wtedy tylko obudzisz jej gniew, którego tak bardzo się boicie - wyparowała Jasmine. Była słaba, krwawiła, a może nawet umierała, ale nie miała zamiaru dać mu za wygraną.

Ramzes podniósł podbródek do góry. Jej słowa dotknęły jego ego.

- Królowie Egiptu niczego się nie boją.

- Skąd więc się tu wziąłeś? - spytała niewinnie.

- Dosyć tego. - prychnął, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie okrucieństwa i wściekłości. Mężczyzna przesunął palcem w powietrzu, ale zanim zdążyła zranić Astrę  wybuchnęła złotym światłem, podobnie jak wszystko inne.

  Cała rzeczywistość jaką znałam została rozszczepiona i porwana na dobre. Znikąd zaatakował wicher, a wszystkie meble jakie tylko przetrwały, poleciały w niezbadaną otchłań pod nami.  Unosiliśmy się w abstrakcyjnej strefie, pozbawionej jakikolwiek granic, bądź gruntu.

-Co to ma być?! - wrzasnęłam

- Doszczepiła przestrzeń - syknął Ramzes. - Ta suka rozszczepiła przestrzeń.

Złoto wokół nas przybierało coraz intesywniejszej, a wiatr przyspieszał na sile.

Dostrzegłam jak Hayden przyciąga swoją siostrę do siebie w akcie obrony.

- Byłaś tego warta, Chloe - usłyszałam słabą Jasmine. Była blisko mnie żywa, choć patrząc na nią wiedziałam, że to nie potrwa długo. Gasła.

Wyciągnęłam do niej ręce, pragnąc jej pomóc.

- Zostań ze mną. Błagam - rzuciłam, ale ona jedynie uśmiechnęła się do mnie słabo.

- Tak bardzo cię kocham - odparła zanim wszystko rozpadło się na dobre, a ja zemdlałam.

Hejka! Nareszcie udało mi się napisać ten rozdział! Mam nadzieję, że spodoba wam się nowy tytuł i okładka. Rozdziały będą pojawiały się mniej więcej raz, lub dwa w miesiącu, abym mogła zachować ich długość. Wasze opinie są dla mnie nieocenione. :)

Continue Reading

You'll Also Like

448K 18.7K 199
Nazwa dzieła, o której nie wiedziałam bo jest na razie chińskim znaczkiem na początkach rozdziału którego nikt nie przetłumaczył, to " A tender heart...
49.7K 3.7K 58
Deku to 16-sto letnia omega żyjąca w świecie 5 królestw. Królestwo z którego pochodzi deku jest na 4 pozycji pod względem siły więc by zapewnić sobie...
765K 40.1K 137
Nadane imię z dni tygodnia. Jako niewolnicę nazywano ją Wednesday. Kiedy była na skraju śmierci z powodu małego buntu... "-Wreszcie cię znalazłem."...
2K 365 32
Dziesięć lat po tragicznym wydarzeniu nikt nie spodziewa się, że coś lub ktoś naruszy względny spokój. Łowcy żyją tak, jak kiedyś, szkoląc nowych rek...