Crazy love II Joker

By Jokerslittlegirl122

138K 6.7K 1.3K

Melanie to zwykła dziewczyna, której przydarzył się po prostu jeden zły dzień. Oddana przez rodziców trafia d... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Nominacja
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Epilog, ale... nie koniec
Prolog (2)
Rozdział 1.2
Rozdział 2.2
Rozdział 3.2
Rozdział 4.2
Rozdział 5.2
Rozdział 6.2
Rozdział 7.2
Rozdział 8.2
Rozdział 9.2
Rozdział 10.2
Rozdział 11.2
Rozdział 12.2
Rozdział 14.2
Koniec, ale nie tej opowieści
Nowy początek
Rozdział 1.3
Rozdział 2.3
Rozdział 3.3
Rozdział 4.3
Rozdział 5.3
Rozdział 6.3
Rozdział 7.3
Rozdział 8.3
Rozdział 9.3
Rozdział 10.3
Rozdział 11.3
Rozdział 12.3
Rozdział 13.3
Rozdział 14.3
Rozdział 15.3
Epilog
Kolejna część - info!!

Rozdział 13.2

1.6K 85 17
By Jokerslittlegirl122

Budzę się przed moją kobietą. Tak, kobietą. Nie jest już dziewczynką skrzywdzoną przez los, którą poznałem kiedyś w psychiatryku. Nabrała barw, blizn.

Teraz będzie cię brało na filozofowanie?

Podchodzę do lustra. Zielone włosy, biała skóra, czerwony uśmiech i te tatuaże. Pamiętam, gdy zobaczyłem pierwszy raz swoje odbicie.

Sentymenty ci się włączają? - prycha.

- Stul pysk! - warczę.

Chemikalia zżerały moją skórę. Jakoś wydostałem się z nich. Zobaczyłem odbicie w tafli wody i... zwariowałem.
Przeczesuję włosy palcami. Idealne! Ja jestem idealny i co do tego nie ma wątpliwości.

Skąd ta obsesja na punkcie Batka? Skończył mój stary żywot i rozpoczął nowy. Ostatnia i pierwsza osoba. Dlatego jest tak ważny w tej całej układance.

Co do Harley... Usta wyginają mi się w szeroki uśmiecha. Była nawet zabawna, ale... nie miała tego, co ma Mel. Kochała mnie, ale była zbyt irytująca i w sumie nie za mądra. Mel to co innego, ona ma siłę, potrafi się postawić.

Jest podobna do ciebie.

- No, może troszkę.

Wychodzę z łazienki i idę zrobić sobie kawę, a jej czekoladę.

Odwyk? Już nie alkoholizujemy się? Wymiękasz?

Staram się go ignorować. Gotuję wodę i sypię proszek do filiżanek.

Dzień dobroci?

Przewracam oczami i słyszę Kruszynkę, która już nie jest taka mała.

- Też ci imię nadała. Po co się na nie zgadzałem?

Bo było śmieszne.

Psinka obwąchuje mnie.

- Zaraz zjesz. Wujek Joker ma coś dla ciebie - idę i wyjmuję surowe mięso z lodówki. - Tylko nie mów pani - śmieję się i daję jej śniadanie.

Znoszę do sypialni gorącą czekoladę. Księżniczka jeszcze śpi, ale po chwili otwiera zaspane oczy.

- Co tu tak pachnie? - pyta zdezorientowana.

- Czekolada skarbie - podchodzę, kładę ją na stoliku obok łóżka.

- Co ty kombinujesz? - pyta podejrzliwie.

- Nic skarbie. Po prostu jestem miły - szczerzę się do niej. -  Wychodzę z psem, jak wrócę, to zrobię ci śniadanie.

- No dobra... To ja idę jeszcze spać, obudź mnie, gdy już będzie wszystko gotowe - odpowiada i kładzie się na prawy bok.

- Czekolada ci wystygnie - uśmiech nie schodzi mi z twarzy.

Jak zawsze. Masz problemy z neuronami?

Pamiętam, gdy tak do mnie kiedyś powiedziała. Że niby taka niedostępna.

- Idź z tym psem - mruczy. - Zaraz ją wypiję.

- Trzymam za słowo.

Wychodzę na mróz z psem. Jak tu zimno! Kruszynka wpada w zaspę śnieżną, skacze po białym puchu. Podbiegam do niej i razem tarzamy się w śniegu. Śmieję się na cały głos.

- Jak dzieci - słyszę znajomy, damski głos.

Pamela Isley, rudowłosa kobieta stoi naprzeciwko nas i kręci głową z politowaniem.

Jak zawsze milutka.

- Pamciu! Tęskniłaś za mną? - parskam śmiechem.

- Chciałbyś.

Podbiegam do niej, ona chyba rozumie o co chodzi i zaczyna uciekać. Wywala się jednak i po chwili jest cała w śniegu. Nacieram jej twarz zimnym puchem i śmieję się głośno.

- Joker, kretynie! - piszczy i sprzedaje mi kopniaka w brzuch.

- Aua! Pamciu, chcesz mnie zabić? - pytam z udawanym smutkiem.

- Od zawsze - warczy, podnosi się i idzie w stronę drzwi wejściowych.

- Tylko mi Mel nie obudź! - krzyczę, chociaż wiem, że królewna pewnie już wstała.

Pamcia od zawsze mnie irytowała. Zawsze wpierdzielała się pomiędzy mnie, a Harley. Włączał się jej wtedy wolontariat. Kiedy zabrała mi Mel, prawie ją zabiłem. Jest mi potrzebna, to prawda, ale mojej własności się nie rusza. Na samą myśl o tym wzbiera we mnie złość.

- Joker, chodź do domu, bo zamarzniesz! - słyszę anielski głos Melanie.

Anielski?

Tak, to mój anioł! Zawsze mnie pilnuje, chociaż parę razy ją prawie zabiłem.

- Joker, idziesz? - czuję jej dotyk na swoim ramieniu. - Co się tak zamyśliłeś?

- Nic skarbie - obejmuję ją. - Kruszynko! Idziemy do domu!

Wchodzimy do domu. Pamela siedzi rozłożona przed kominkiem.

- A tobie nie za dobrze? - warczę.

Odwraca się do mnie twarzą.

- Ale burak! - wybucham śmiechem, gdy widzę jej czerwoną od śniegu twarz.

- Zamknij się debilu! Zadowolony jesteś?

- Nigdy nie znałaś się na żartach - krecę głową.

- Widocznie są słabe. Sam powiedziałeś, że dobry żart to taki, którego nie trzeba wyjaśniać. Jeśli publiczność nie zrozumie żartu, to co robi?

- Zaraz ci przypier...

- No co robi?- wstaje na równe nogi. - Bije! Tak Joker, bije! Pamiętasz piranie?

- Jakie piranie? - wyskakuje Mel.

- Twój ukochany wypchał Harley przez okno z dziesiątego piętra, bo musiała wyjaśnić mu żart!

- Szkoda ci tej wywłoki? - parskam śmiechem.

- Pamelo, to było dawno - mowi Mel.

- A jak z tobą zrobi to samo?!

Stara śpiewka. Może i tak było, ale no... chciała zabić Batka w taki zwykły sposób!

- Ivy, mamy święta... Przestań żyć przeszłością - mówi spokojnie.

- Dobra, może masz rację, co nie zmienia faktu, że go nie lubię.

- Z wzajemnością - parskam śmiechem.

- Zedrę ci kiedyś ten kretyński uśmiech z twarzy.

Nie wytrzymuję i wyciągam broń. Celuję w jej stronę.

- Coś jeszcze? - śmieję się szaleńczo. - Wiesz, że dla mnie to nie problem.

- Dawaj, strzelaj - mówi hardo.

- Uspokójcie się! - krzyczy Mel i wchodzi pomiędzy mnie i Ivy. - Dosyć na dziś! Idę robić śniadanie i ma być spokój.

Chowam broń.

- Ja zrobię śniadanie... - wychodzę zdenerwowany do kuchni.

Odpalam cygaro i nalewam Whisky do szklanki.

Mogłeś ją zabić! Wymiękasz?

- Nie wymiękam!

Wyciągam jedzenie z lodówki i robię kanapki. Kuźwa, ja i kanapki...

Pogrzało cię?

- Najwidoczniej.

Co to będzie po ślubie?

Właśnie, po ślubie... Ślubu nie będzie, nie ma takiej opcji. Po co się jej oświadczyłem? Był zakład, tylko tyle. Może i coś tam do niej... tak jakby czuję, ale ślub? Nie, tego to miasto nigdy nie doczeka. Szybciej wybuchnie Wayne Enterprises, niż się z nią ożenię.

Będziesz ją trzymal w niepewności?

Tak. Przez całe życie. Przez jej całe, krótkie życie...

Wreszcie gadasz od rzeczy stary!

Mel pov.

- Ivy, on nie jest taki zły!

- Nie dziwi cię, że dziś był taki miły dla ciebie? Melanie, on znowu coś kombinuje.

- Wczoraj powiedziałam mu, że go kocham - spuszczam wzrok.

- A on?

Nic nie odpowiadam.

- No właśnie.

- Ale zrobił się miły! - uderzam pięścią w stół. Ostatnio robię to coraz częściej. - Pam, wierzę, że... że się zmienił. Może to brzmi naiwnie, ale skoro mnie nie zabił, skoro się mną zajmuje, to może... też coś do mnie czuje.

- Wiesz co? Jesteś naiwna. On nikogo nie kocha. Pamiętasz co mi obiecałaś na początku naszej przyjaźni? Nigdy się w nim nie zakochasz... Złamałaś obietnicę.

- Ivy, przestań. Nie rób scen. Kocham go i trudno, nic na to nie poradzę. Jestem z nim zaręczona...

- I wierzysz w ten ślub?

- Tak.

- To zobaczymy - mówi i dopija herbatę. - Ja lecę. Spędzamy dziś dzień z Zoe i Floydem. Później się odezwę.

Wychodzi i zostawia mnie samą w salonie. Samotność. Może na prawdę ma rację? Może żyję jedynie marzeniem i to wszystko... to jedne wielkie...

- Kłamstwo! - wyrywa mi się mimowolnie.

Pogięło cię do reszty?!

- Już dawno. Z dniem, kiedy koło niego usiadłam na stołówce.

- Śniadanie kochanie! Ale mi się zrymowało - wybucha śmiechem. - Chodź księżniczko! Jedz i idziemy na sanki!

- Sanki?

- Tak, sanki!

I faktycznie, po godzinie jesteśmy na śniegu.

- Jak tu zimno! J, może wracajmy? - proszę błagalnie.

- O nie! Zaraz będzie ci cieplej! - mówi i rzuca we mnie śnieżką.

Zaczyna się bitwa na ścieżki. Kruszynka biega i szczeka. Jest zadowolona. Wbiegam w zielonowłosego i  lądujemy na białym puchu z głośnym śmiechem.

- Mój kochany wariat - mruczę i  po chwili całuję namiętnie. - To co panie J? Zepchniesz mnie teraz z siebie? Bo sama nie zejdę - śmieję się znowu.

- Zobaczysz - mówi z szerokim uśmiechem i nagle mnie przewraca.

- Jaki zimny! Jeju! - piszczę.

Jesteśmy cali biali i mokrzy od śniegu.

- To wracając do sanek, gdzie ta góra? - pytam.

- Za tobą - odpowiada.

I faktycznie, za mną znajduje się wielka góra.

- Kto ostatni, ten przydupas Batka! - parskam śmiechem i zrywam się z miejsca.

Joker dogania mnie i przewraca. Wstaję i trzymam sanki, które on ciągnie. Wsiadam na nie i mocno się trzymam.

- I co teraz? - szczerzę się, ale po chwili Joker mocno zarzuca sankami i leżę znowu na śniegu.

Wstaję i biegnę z drugiej strony. W końcu i tak dobiegam pierwsza.

- Hahaha! I co? Kondycha ci siada!

Wsiadam na sanki, chcę ruszac, ale on mnie mocno popycha.

- Joker, wariacie!

- Zaraz zobaczymy komu kondycha siada!

Niestety wszystko dzieje się za szybko i nie podnoszę na czas prawej nogi, która się podwija. Znowu wywalam się na śnieg. Podbiega Kruszynka i liże mnie po twarzy. Śmieję się, wygrzebuję spod sanek i kładę na plecy, robiąc aniołka. Po chwili staje nade mną Joker.

- Ja zawsze wygrywam skarbie.

- Oj, nie pieprz już tyle. Chodź, teraz ty zjeżdżasz!

Bawimy się jak dzieci. Zjeżdżamy razem, wywalamy się, Kruszynka biega wokół nas. Pierwszy raz od dawna czuję się, jakbym miala rodzinę.

- Wracamy, już czas na jakiś obiad.

- Jeszcze chwilkę! - piszczę. - Ostatni raz! Chodź, zjedziemy ostatni raz i idziemy!

Zjeżdżamy, przy czym drę się na całe gardło. Jak nie będę chora, to będzie dobrze.

- Mam coś da ciebie - mówi, gdy ściągamy kurtki. - Wczoraj była wigilia, miałem ci to dać po powrocie.

Idzie do sejfu i wyciąga pudełko. Otwieram, a w nim łancuszek i literka "J", wykonane tak jak ten, który dostałam kiedyś od chłopaka. Wspomnienie chce się przebić, ale odpycham je...

- Jest piękny, ja też coś mam dla ciebie - uśmiecham się i idę do pokoju.

Tak, kupiłam mu prezent, tak na wszelki wypadek. Srebrna bransoletka z blaszką, a na niej wygrawerowany  napis "Na zawsze Twoja. Mel ❤". Podaję mu pudeleczko i zaciskam dłonie. Oby mu się spodobało. Czyta i szeroko się uśmiecha.

- Zapniesz? - pyta.

- Jasne.

Ręce mi się trzęsą, ale w końcu udaje mi się.

- Dziękuję - mówi.

- Ja też - odpowiadam i mocno go przytulam.

Może jednak Ivy nie miała racji?

Kolejny, powstały w wyniku świątecznej weny rozdzialik.❤ 🎅 Zobaczymy, co będzie dalej 🤔😍
Jlg122











Continue Reading

You'll Also Like

2.3K 64 8
historia opowiada czasy po wojnie z wilkusami, jednakże pierwszy rozdział to streszczenie tej walki itp.
4.6K 443 21
Byłam dzieckiem jak z obrazka. Rzadko płakałam, jeszcze rzadziej się bałam i nigdy, nigdy nie budziłam się w nocy z krzykiem. Rzeczywiście, nawet dzi...
144K 7.4K 40
Rodzina Sawyer Hale spłonęła w pożarze, kiedy miała dziesięć lat. Jej wujek, Peter był jedynym ocalałym - ale nawet to miało swoją cenę. Sześć lat pó...
7.1K 556 26
- Ma na imię Hela - odparł, obserwując, jak niemowlę traci zainteresowanie tarczą i przechodzi na coś innego. Hela podniosła wzrok na wzmiankę o jej...