Just Forget The World || ZM

By immortala

2K 85 15

Historia o miłości, przyjaźni, lojalności, rozstaniach i powrotach. Czy łatwiej jest pokonać przeszkodę, gdy... More

Just Forget The World / ZM

2K 85 15
By immortala

Każdy ma swoją definicję piękna. Kiedyś uważałam, że nie ma nic piękniejszego od gwiazd podczas bezchmurnej nocy. Jako dziecko potrafiłam siedzieć godzinami i wpatrywać się w nie, sama nadając ich konstelacjom nazwy. W większości przypadków były to imiona bohaterów bajek Disney’a, które jakimś dziwnym cudem zawsze potrafiłam odnaleźć na niebie. Z czasem to one były moją definicją piękna – chyba każda mała dziewczynka chciała upodobnić się po uroczej Ariel czy pięknej i odważnej Pocahontas.

Później uważałam, że najpiękniejsza jest moja mama. Niebieskie, pełnie miłości oczy, burza blond loków, usta, które rozciągały się w uśmiechu, aby następnie pocałować moje czoło, w celu sprawdzenia czy nie mam gorączki. Wyglądała jak Anioł. Jednak czasami jej anielska twarz przybierała zmartwiony wyraz, oczy zachodziły łzami, ramiona opadały bądź drżały w płaczu. Piękno połączone z nieprzeniknionym smutkiem zawsze było najżałośniejszym, co kiedykolwiek dane mi było oglądać.

Teraz patrzę w Twoje czekoladowe oczy. Jeśli to prawda, że są one zwierciadłem duszy, to chyba dopiero teraz naprawdę Cię poznaję. Mają błagalny wyraz, są pełne smutku, poczucia winy i czegoś, czego nie potrafię rozszyfrować. Nie wiem kiedy znalazłeś się obok mnie – nie pamiętam jak szedłeś ani jak wstałam, po prostu stoisz przede mną. Nawet nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale Twój wzrok przeszywa mnie na wskroś, czuję go w każdej komórce mojego ciała, chociaż nie odrywasz go od moich oczu. Niszczy mnie, przypala każdą tkankę, łamie mi serce. Boję się, że nigdy nie będę w stanie go ponownie poskładać.

 

Lipiec,  2010 rok

Wiele razy słyszałam ten głos. Sam dobrze wiesz, że potrafisz śpiewać wszędzie – w kuchni, łazience, samochodzie, hipermarkecie. Gdy byliśmy mali i zostawałam pod opieką Twojej mamy, uwielbiała śpiewać mi kołysanki. Później mały Zayn chodził przez tydzień i śpiewał przeróżne ich wersje i własne aranżacje, pamiętasz? Chyba wszyscy wiedzieliśmy, że to nie jest coś co przeminie z wiekiem. Czuliśmy, że to jest coś wielkiego.

To chyba dlatego stałam za kulisami i obserwowałam na wielkich ekranach Twój występ. Obgryzione paznokcie, białe knykcie od ściskania pięści, smak krwi w ustach od zagryzania warg. W sumie nie wiem czego się bałam – przecież oczywiste było, że rozgromisz ich na kawałki. Swoją urodą, błyskiem w oku, uśmiechem, charakterem i przede wszystkim – przeogromnym talentem.

Serce mi na moment stanęło, gdy zakończyła się piosenka, którą znałam na pamięć – wybraliśmy ją oboje, jako najodpowiedniejszą na castingi. Nie dotarło do mnie, że trzy razy usłyszeliśmy TAK, dopóki nie usłyszałam krzyku Twojej rodziny. Wszyscy zaczęli się wzajemnie tulić, całować. Wszystko tylko przybrało na sile, gdy się zjawiłeś – nasz bohater. Widziałam kątem oka Yassera, który podawał swoim córkom chusteczki, by otrzeć łzy szczęścia – chyba najpiękniejsze łzy.

Pomimo, iż wszyscy jesteście dla mnie jak rodzina, a w Waszym domu spędzałam równie wiele czasu co w swoim (ulubiony żart mojego taty – powinnaś zmienić nazwisko na Ivy Sparks-Malik), to poczułam się obco biorąc udział w tak intymnej chwili. Wyplątałam się z obejmujących mnie ramion Twojej siostry chcąc dać Wam trochę prywatności. Wiesz, że nie lubię się narzucać. Przyglądałam się tej pięknej rodzinnej scenie, gdy do mnie podszedłeś. Popatrzyłeś na mnie oczami koloru roztopionej czekolady, z iskierkami w oczach, które wyrażały więcej niż jakiekolwiek słowa są w stanie.

Wtedy usłyszałam kolejny krzyk. Należał do Ciebie, później dołączył do niego mój. Twoje długie palce momentalnie ścisnęły moje blade ramiona kontrastując z nimi, a nogi zaczęły lekko odbijać się od podłoża. I znowu mieliśmy po dziesięć lat i cieszyliśmy się z udanej naprawy zegara mojej babci, który cudem zacząć tykać (to był Twój pomysł, aby grać w kosza w jej kuchni!).

- Dostałem się, słyszałaś?! Spodobało im się, udało się, Ivy, udało się! Kurwa mać, mamy to!

Nie wiem kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Przecież wiesz, że nienawidzę płakać przy innych. A to był chyba mój pierwszy raz w życiu, gdy płakałam z radości. Miałam ochotę śpiewać, tańczyć, skakać, pić, bawić się, pokazać wszystkim jak bardzo się cieszę. Pomimo, że to był Twój sukces to czułam się, jakbym to ja osiągnęła coś niewyobrażalnego, jakbym to ja była na drodze do spełnienia marzenia.

Nie wiem, w którym momencie Twoje piękne dłonie wylądowały na mojej twarzy. Nie wiem czemu, ale zawsze gdy mogłam to zawieszałam na nich dłużej wzrok. Duże dłonie, długie i szczupłe palce, kolor skóry o odcień jaśniejszy niż reszta Twojego ciała. Jeszcze na chwile nasze spojrzenia się spotkały, a potem nastał przełom. Pierwszy raz poczułam Twoje usta na swoich. Przeogromna radość zmieszała się z równie wielkim zdziwieniem. Nigdy wcześniej nie myślałam o Tobie, jak o kimś więcej niż przyjacielu, którego znam od zawsze. Stroiliśmy sobie żarty z ludzi, którzy chcieli nas zeswatać. Dlatego nie sądziłam, że poczuję się tak cudownie. Zaszumiało mi w uszach, mięśnie odmówiły posłuszeństwa, zmysły wyostrzyły się i skupiły tylko na Tobie.  

I tylko udało mi się wychwycić głos Twojej siostry, który z ulgą oznajmił „no, w końcu”.  

***

Leżeliśmy sobie na łóżku w Twoim małym pokoju. Cóż, nie wiem czy użyłam dobrych słów. Bowiem moja głowa znajdowała się na materacu, a nogi były oparte o ścianę. Ty zaś miałeś na sobie tę zieloną bluzę, w której chodziłeś tylko w domu, bo przetarła się na łokciach, rękawy zrobiły się za krótkie, a i tak nie chciałeś się jej pozbyć. W sumie, sama nie wiem czemu. Siedziałeś na podłodze, oparty plecami o łóżko i rysowałeś coś w swoim notatniku. Nasze głowy się stykały.

Pamiętasz te czasy, gdy potrafiliśmy siedzieć w ciszy godzinami i to wcale nie było niezręczne?

- O czym myślisz? – wypaliłeś nagle. Myślałam wtedy o tym, ile jeszcze razy będziemy mogli tak siedzieć i tylko cieszyć się swoją obecnością. Już wtedy nie miałeś czasu, a nawet nie istniał jeszcze zespół. Zastanawiałam się, co się zmieni po tym jak wygrasz program. Co będzie jeśli go nie wygrasz. W głowie huczała mi także myśl, że jesteśmy razem. Minęło tyle czasu, a ja nadal nie mogłam w to uwierzyć. Zawsze inaczej wyobrażałam sobie mój pierwszy poważny związek. Jednak mogłam z ulgą stwierdzić, że jest o wiele lepiej niż w moich wyobrażeniach. To wspaniałe uczucie mieć chłopaka i przyjaciela w jednej osobie. Coś czego życzę każdej dziewczynie, nieważne, w jakim wieku.

- W sumie, to o niczym.

- A bez sumy?

Znowu zapadła cisza, przerywana była tylko cichym pogłosem ołówka, który zostawia ślad na papierze.

- Jesteśmy dosyć nietypową parą, nie sądzisz? – po moich słowach podałeś mi swoją dłoń. Objęłam ją i ścisnęłam lekko. Kojarzyło mi się to z zabawą z przedszkola, która polegała na puszczaniu „iskierki”, która miała za zadanie dotrzeć do każdego dziecka w okręgu. Teraz to była tylko nasza prywatna iskierka, która była najlepszą odpowiedzią na wszystko.

Puściłam po chwili Twoją dłoń, niezgrabnie zeszłam z łóżka i wylądowałam obok Ciebie na podłodze. Stopy zatopiły mi się w miękkim dywanie, który leżał tutaj od zawsze. To właśnie go czyściłam na kolanach, gdy pierwszy raz się upiliśmy w Twoim pokoju i zwymiotowałam . Moi rodzice do tej pory o tym nie wiedzą.

Poczułam Twoje ramię na swoich plecach i usta we włosach. Zapach Twojej skóry działał na mnie uspokajająco. Przymknęłam oczy, usłyszałam dźwięk, który towarzyszy wyrywaniu kartki papieru. Gdy je otworzyłam to na moich kolanach leżał obrazek, nad którym pracowałeś całe przedpołudnie. Przedstawiał nasze karykatury – siedzieliśmy na nim tak przytuleni jak teraz, a nad nami widniał napis THE BEST COUPLE EVER.

- Jesteśmy najbardziej nietypową parą jaką znam – pomimo Twojej twarzy wtulonej w moje włosy czułam, że się uśmiechasz. Zawsze mnie zarażałeś swoim uśmiechem, wiesz?

Ten obrazek nadal noszę ze sobą w portfelu.

***

Wrzesień, 2010r.

Wysłano:
żyjesz ty tam na tym bootcamp’cie? x

Odebrano od: Zayn
jeszcze. jakoś.

Wysłano:
L umieram z nudów bez ciebie. tęsknię, wiesz?

Odebrano od: Zayn
oni wszyscy są świetni, wypadam przy nich jak beztalencie. mógłbym chociaż tobą się pochwalić.

Wysłano:
jesteś najlepszy!

Odebrano od: Zayn
muszę kończyć. postaram się zadzwonić w tym tygodniu. kocham x

***

- Cześć – pierwszy raz od paru ostatnich dni Cię usłyszałam. Siedziałam jak na szpilkach, czekałam na dzwonek telefonu, jakby to miało przeważyć o losach kraju.

- Cześć – odpowiedziałam, z ogromnym uśmiechem pomimo tego, że nie mogłeś go zobaczyć. Po prostu szczerzyłam się do ściany, ściskałam telefon, stąpałam w miejscu, jak stęsknione za mamą dziecko. Już wtedy mnie od siebie uzależniałeś.

- Jak tam, Mała? Przepraszam, że dopiero teraz dałem radę zadzwonić… - coś mnie zaniepokoiło w Twoim głosie. Był przyciszony, jakby zmęczony. Zapaliła się lampka w mojej głowie, która sygnalizowała, że coś jest nie tak.

- Wszystko w porządku? Nie jesteś chory? Masz dziwny głos.

- Co? Nie, wszystko w porządku. Ciągłe ćwiczenia, na dodatek mówię cicho, by nie przeciążyć
gardła – niepokój nie ustał, dopóki nie wyczułam po Twoim głosie uśmiechu. – To miłe jak się troszczysz. 

- A niby co mam robić? Siedzę całymi dniami i gapię się w ścianę czekając, aż łaskawie napiszesz mi sms’a. Cholera, nawet ściągnęłam Simsy na komputer, który teraz przez to chodzi jakby chciał, a nie mógł.

- Wiesz, że nie jestem tutaj na wakacjach. Nie bądź nieznośna, okej?  

- Więc teraz jestem nieznośna? Pfff. Uraził pan moją dumę, panie Malik.

Cisza. Czyżbym powiedziała o słowo za dużo?

- Masz okres?

O nie, to nie ja powiedziałam słowo za dużo, to Ty. Dokładniej to dwa słowa. Niewybaczalne słowa.

- Nie możesz wiecznie wszystkiego zganiać na okres! Zachowujesz się jak typowy facet, jeszcze tylko brakuje Ci kanapy, telewizora i piwska w ręku!

- Zapomniałaś dodać o seksownej kelnerce w stroju pielęgniarki, donoszącej mi to piwo – i ten Twój cudowny śmiech. Rzadko ma się okazję go słyszeć, ale jak już jest to zawsze szczery. – Kocham Cię.

Nie chciałam zmięknąć, ale zmusiłeś mnie do tego.

- Też Cię nienawidzę, Malik.

***

Czasami nienawidziłam tego programu. Szczególnie w chwili, gdy dowiedziałam się, że Cię nie docenili. Twoja mama wysłała mi sms’a, bo tylko do niej zdążyłeś zadzwonić, a i tak przerwano Wam rozmowę.

Nie chciałam, abyś widział mój smutek, gdy jurorzy stwierdzili, że nie jesteś dla nich wystarczająco dobry. Nie chciałam patrzeć na łzy, które na pewno się pojawiły na Twojej twarzy, bo zaraz pewnie wywołałyby tę samą reakcję u mnie. Bałam się myśleć o czekoladowych oczach, przepełnionych bólem i stratą. Chciałam Cię przytulić jak najmocniej, bo żadne słowa nie ukazałyby tego, co chciałam Ci przekazać. Straciłeś szansę na spełnianie marzeń. Straciłeś coś, co było dla Ciebie priorytetem przez ostatnie dni, tygodnie. Straciłeś ciężkie godziny męczącej pracy. Nie oszukujmy się – wszyscy to straciliśmy.

Czułam się wtedy, jakby to mój świat się rozpadł. Jak ktoś, kto jest tak bardzo idealny może zostać odrzucony? Chciałam ich rozszarpać, zniszczyć, wykrzyczeć im wszystkim i każdemu z osobna jak głupi, ślepi, głusi i bezmyślni są, jak tylko myślałam o Twoich oczach, które strasznie chciałam zobaczyć. Jednocześnie się bałam, że to co w nich mogę ujrzeć mnie przerośnie.

Nigdy nie chciałam, abyś cierpiał.

***

- Zostaję!

Krzyk w telefonie, aż musiałam odsunąć słuchawkę od ucha.

- Słucham?

- Zostaję, Ivy, słyszysz? Zostaję!

Nie wiedziałam co mam robić. Myślałam, że zwariowałeś. Przecież widziałam, że Cię nie docenili, nie chcieli.

- Zayn…

- Nie, nie rozumiesz, Ivy, nic nie rozumiesz! Zostaję, słyszysz? Tych paru chłopaków, którzy też występowali i też odpadli… Simon chce z nas zrobić zespół. Teoretycznie już zrobił. Ivy, zostaję!

***

Wysłano:
trzymam kciuki dzisiaj wieczorem, jak co tydzień. przesyłam ci telepatycznie kopniaka w tyłek, na szczęście x

Wysłano:
jesteś najlepszy! było świetnie, jak zwykle! kc x

Wysłano:
czy już ci przypadkiem piękne fanki nie odbiły do głowy, że o mnie zapomniałeś? tęsknię, durniu x

Odebrano od: Zayn
też tęsknię. taaki zapierdol, potrzebuję cię tu, teraz, zaraz, natychmiast. zadzwonię wieczorem x

I to był chyba pierwszy raz, gdy pomimo obietnicy nie zadzwoniłeś.

***

Listopad, 2010 rok.

- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje naaam!

Urosły Ci trochę włosy przez ten czas. Albo po prostu mi się wydawało lub zaczęli Cię inaczej czesać. Tak czy inaczej, miło było Cię w końcu zobaczyć. Pomimo słabej kamerki i dźwięku zniekształconego przez Skype. Widziałam Cię, słyszałam i pamiętałeś o moich urodzinach.

- Kochanie, jeszcze raz: zdrowia, szczęścia, pomyślności i skłonności do płodności…

- Zayn! – szczęka bolała mnie od uśmiechu. Wtedy już chyba byłam w zaawansowanej fazie uzależnienia od Ciebie.

- No co, nikt nie powiedział kiedy… Ale tak naprawdę – wszystkiego co najlepsze. Mnóstwo słodyczy, samych najlepszych chwil, spełnienia wszystkich, nawet tych najskrytszych marzeń, powodzenia w życiu, najlepszego faceta, dobrych relacji z rodziną i wszystkiego, czego Ci do szczęścia potrzeba.

- Wiesz, że faceta już mam?

- Tak? – pomimo zniekształconego obrazu widziałam, iż podniosłeś brew. Ogólnie, to wizażyści coś dziwnego Ci z nią zrobili. – Tak czy inaczej, niech będzie tym co Cię uszczęśliwia.

- Jest – pauza. – Ale bardziej byłby, gdyby chociaż czasami się odezwał. Nie tylko z okazji urodzin.

To Twoje głębokie westchnięcie pod tytułem znowu? rozpoznam zawsze i wszędzie.

- Musimy poruszać ten temat teraz?

- A kiedy indziej, skoro nigdy nie mamy okazji porozmawiać?

- Przecież rozmawiamy. Już nie mów, że w ogóle nie mamy kontaktu.

- Nie o to chodzi, Zayn! – nie chciałam się z Tobą kłócić. Po prostu bardzo tęskniłam. I chyba to mnie zgubiło, bo miałam jedynie ochotę usiąść na Twoich kolanach, uszczypnąć Cię w żebra i mocno się przytulić. A Ty byłeś tyle mil ode mnie i mogłam jedynie zobaczyć Twoją twarz w pikselach, na ekranie komputera.

- A o co chodzi? Dobrze wiesz, że jestem tutaj po coś, nie siedzę i nie odpoczywam… Naprawdę mamy dużo pracy, a gdy mam chwilę to zawsze dam Ci jakiś znak. Wiesz, teraz pracuję nie tylko na swój koszt, ale także zespołu, więc muszę dawać z siebie pięć razy więcej. Myślałem, że to rozumiesz – wiedziałam to wszystko. I słyszałam po Twoim głowie, że mówisz prawdę, przecież nie miałeś priorytetów, aby kłamać. Spuściłam głowę, bo wstyd mi było patrzeć chociażby na obraz przedstawiający Twoją zawiedzioną moim zachowaniem minę.

- Rozumiem – miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Głupia idiotka.

- Ej, mała, ale spójrz na mnie – podniosłam lekko głowę i usłyszałam Twój ironiczny śmiech. –Wiesz, że Cię kocham. I cholernie bardzo za tobą tęsknię, ale nie mogę teraz zrezygnować – nie teraz, gdy dostałem taką szansę. Chciałbym być obok ciebie, tym bardziej, że to twoje urodziny i nawet nie dostaniesz ode mnie żadnego prezentu…

- Nie chcę prezentu. Chcę Ciebie, Zayn.

- Masz mnie. Nawet jeśli nie fizycznie to masz mnie całego, zawsze, nieważne, gdzie się znajdujemy. Jestem Twój. I obiecuję, że gdy się spotkamy dostaniesz najlepszy prezent urodzinowy w swoim życiu.

Uwierzyłam Ci.

***

Leżałam na łóżku, zwinięta w kulkę, przyciskałam do siebie z całej siły poduszkę, która miała tyle lat co ja. Twarz bolała mnie od zaciskania powiek i zębów, jakbym w ten sposób mogła się odciąć od tego, co działo się w sąsiednim pokoju.

Rodzice nie kłócili się często, ale gdy już to robili to porządnie. Na ścianach lądowały różnorakie przedmioty, ich ręce stawały się ciężkie, używane były słowa, które na co dzień rzadko goszczą w naszym domu. Z czasów dzieciństwa wiedziałam, że nie warto było się wtrącać.

Byłeś jedyną osobą, która widziała mnie z rozciętym ramieniem, przez świecznik, którym rzucił ojciec. To był jedyny raz, gdy zrobił coś, aby mnie skrzywdzić w fizyczny sposób, ale pozostał
w głowie siedmiolatki do końca życia. Zabrałeś wtedy ze swojej domowej apteczki wodę utlenioną
i plasterki, które i tak nic nie pomogły. A później siedzieliśmy w bazie zrobionej z koców oraz krzeseł
i jedliśmy słodycze, które przywiozła Ci babcia.

Od tamtej pory zawsze, podczas awantur w domu przychodziłeś. Pomagałam Ci wejść przez okno (zaleta parterowego domu), w którym z czasem coraz trudniej było Ci się zmieścić. Zawsze znajdowałeś coś, co mi pomagało. Jedliśmy słodycze, obgadywaliśmy ludzi ze szkoły, graliśmy
w przeróżne gry, a raz próbowałeś nauczyć mnie, totalne beztalencie, rysować. A czasami siadaliśmy
w bazie i po prostu siedzieliśmy.

Dlatego niemal automatycznie sięgnęłam po telefon i wybrałam Twój numer. Nawet nie doczekałam się sygnału, bo maszyna o miłym głosie oznajmiła, iż masz wyłączony telefon lub znajdujesz się po za zasięgiem sieci. Poprosiła także, abym spróbowała zadzwonić ponownie później.

Jednak jej nie słuchałam, bo w głowie mi dźwięczały Twoje słowa Jestem Twój.

***

- Cześć, Mała. Możesz rozmawiać?

- Tak, tak, cieszę się, że dzwonisz. Jak tam?

- Co? A, u mnie, tak? W porządku. A co u Ciebie?

Lampka alarmowa znowu się zapaliła, pojawił się mały supełek w gardle. Wrażenie, że miliony przemyśleń, lęków, strachów się zaczynają spełniać.

- Stało się coś?

- A co miało się stać? Nie, wszystko okej – czy naprawdę wtedy myślałeś, że jestem na tyle głupia i naiwna, by Ci uwierzyć?

- Przecież słyszę, że coś się dzieje. Zayn…?

- Dramatyzujesz, jak zwykle – prawie zobaczyłam oczyma wyobraźni, jak przewracasz oczami. – Jestem wykończony, padam na ryj, naprawdę. To może dlatego.

- Oh – sama nie wiem czy poczułam ulgę, że wszystko dobrze czy rozczarowanie, iż jesteś na tyle zmęczony, że nie chcesz ze mną rozmawiać. – To może jak masz chwilę pójdź się położyć czy coś…?

- Chyba tak zrobię.

Wtedy w tle usłyszałam wołanie. Twoje imię i oburzone „to idziesz w końcu czy nie?”. Głos należał do Harry’ego, ale wtedy ich dobrze nie rozróżniałam i był dla mnie Rudolfem – kręcone włosy podobne do sierści i duży, w prawdzie nie czerwony, ale przypominający ziemniaka, nos. Nim zdążyłam się zapytać o krzyk wtrąciłeś się, jakbyś chciał zagłuszyć tę wiadomość w tle.

- Jednak pójdę się zdrzemnąć, dam znać jutro. Kocham Cię.

Nawet nie zdążyłam się pożegnać i powiedzieć, że ja Ciebie też.

***

Styczeń, 2012 rok.

Nie mam pojęcia, w którym momencie Wasza kariera nabrała aż takiego tempa. Pomimo, iż nie wygraliście programu to nim się obejrzałam już wasza piosenka była w każdym radio, a za moment wydaliście płytę. Ludzie zaczepiali mnie na ulicy i pytali o Ciebie, niektórzy chcieli autograf dla siebie bądź córki brata szwagra ciotecznej siostry bratanka ich ojca, która jest Twoją największą fanką. Nie wiem jak kiedykolwiek potrafiłeś znosić tłumy paparazzi i fanów, którzy śledzili każdy Twój krok.

Chyba wtedy zaczęliśmy się od siebie oddalać. A raczej działo się to przez ten czas po programie, gdy zaczęliście starać się wejść na szczyty list przebojów. Przestałeś przyjeżdżać do Bradford, miałeś minimalny kontakt ze swoją rodziną, a co dopiero mówić o mnie. Żyłam w cichej nadziei, iż zobaczymy się chociaż na święta, jednak Twoi bliscy pojechali do Ciebie. Na życzenia urodzinowe odpisałeś zwykłym „dziękuję”, gdyż nie liczę filmiku, który skierowałeś do swoich fanów. Przyznaję, byłam zazdrosna – o chłopaków, którzy spędzali z Tobą tyle czasu ile kiedyś ja, o te piękne dziewczyny, które otaczały Cię na każdym kroku, dla których choćby Twoje ukradkowe spojrzenie było sukcesem życiowym.

Zaczęłam wtedy wątpić, czy w ogóle jesteśmy razem. Okazjonalne telefony i na poczekaniu pisane sms’y mi nie wystarczały. Cieszyłam się Twoim szczęściem równie bardzo jak Ty i wszyscy najbliżsi Ci ludzie – nie każdy ma możliwość spełniania marzeń, taką okazję dostaje jeden na milion i to trafiło się właśnie Tobie. Ale ja także Cię potrzebowałam.

Nie wiem co się ze mną wtedy działo. Chodziłam do szkoły, w której nie kontaktowałam, po niej potrafiłam się skupiać tylko na Tobie, a raczej braku Ciebie. Oglądałam w gazetach i Internecie Twoje zdjęcia, obserwowałam zmiany. Tak bardzo chciałam widzieć je na własne oczy, badać swoimi dłońmi.

Wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że mam tylko Ciebie. Nie potrafiłam rozmawiać ani spotykać się z nikim innym, bo jedyne na czym się wtedy skupiałam, to fakt, że to nie jesteś Ty. Że w każdej chwili możesz zadzwonić, że to z Tobą powinnam miło spędzać czas, że to Ty powinieneś tutaj być.

Paradoks ludzi samotnych polega na tym, że stale skupiają się oni na jednej osobie. I to mnie zgubiło.

***

Marzec, 2012 rok

- Ivy?! Ivy, chodźże tu na chwilkę!

Miałam ochotę zakopać się pod kołdrą i udawać, że mnie nie ma. Tak, wiem, bardzo dojrzałe zachowanie. Jednak stoczyłam się jakoś z łóżka i podążyłam za głosem mamy z myślą, iż jestem w stanie zamordować za coś bezsensownego – moja rodzicielka zawsze była mistrzem głupich pytań.

Wiedziałam, że stało się coś złego, gdy tylko zobaczyłam jej minę. Nie musiałam pytać, wyraz jej twarzy mówił wszystko.

- Wujek Zayna zmarł.

***

- Przykro mi, Ivy, Zayn przyjedzie dopiero jutro.

- Ale przyjedzie?

Twoja mama chyba wiedziała, że częściowo utraciliśmy kontakt. Trudno było to ukryć. Ale pomimo tego to do niej przyszłam, gdy nie odbierałeś telefonu – zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie zacząłeś korzystać z innego numeru.

- Tak, już ma zarezerwowany samolot. Przepraszam, nie pamiętam dobrze, gdzie teraz koncertują, nie mogłam się do niego dodzwonić, rozmawiałam z menagerem…

Miałam spierzchnięte usta, podpuchnięte oczy i przetłuszczone włosy schowane pod czapką. Ale porównaniu do niej byłam wzorem piękna – w oczach Twojej matki krył się nie tylko smutek po stracie brata, ale także powoli zdawała sobie sprawę, że także traci syna. Ta kobieta była dla mnie jak druga matka i patrzenie jak cierpi bolało.

- Czy… jest coś co mogłabym dla Was zrobić? Jakoś pomóc?

Nie usłyszałam odpowiedzi – po prostu w ciągu paru chwil czule mnie przytuliła.

***

Nie spotkaliśmy się przed pogrzebem. Wiem, że strata kogoś bliskiego jest trudna, dlatego nie mogłam wymagać zbyt wiele. Jednak miałam cichą nadzieję, że gdy wrócisz do Bradford to coś się zmieni. A nawet nie mogłam Ci powiedzieć jak bardzo jest mi przykro. Nie mogłam Ci przypomnieć, że możesz zawsze na mnie liczyć.

Wbiłeś mi nóż w piersi, gdy nasze spojrzenia spotkały się podczas pogrzebu, a Ty szybko odwróciłeś wzrok.

***

Było już późno, jednak pomimo godziny nie mogłam spać. Leżałam w łóżku i gapiłam się w sufit, jak to ostatnio często bywało. Nieraz z oczu lały mi się łzy, jednak wtedy chyba mi już ich zabrakło.

Usłyszałam pukanie w okno. Serce mi stanęło, zawsze bałam się okien w nocy – ten strach, że podejdę do niego i zobaczę coś przerażającego, coś mi się stanie lub… sama nie wiem. Każdy ma swoje paranoje.

Jednak po włączeniu światła zobaczyłam Ciebie. Stałeś za szybą i po prostu wpatrywałeś się w środek. Otworzyłam okno i uderzyło we mnie zimne powietrze.

- Zayn, co Ty tutaj robisz?

- Sam nie wiem – miałeś takie puste oczy. Wyglądały jak czarne węgielki, odcienia Twoich włosów i koszulki ukrytej tylko pod bluzą.

- Chodź do drzwi, nie marznij – zamknęłam Ci przed nosem okno i skierowałam się do drzwi wejściowych. Dużo mnie kosztowało otwarcie hałaśliwego zamka tak, aby nie zbudzić moich rodziców.

Cicho przeszliśmy do mojego pokoju. Miałam gęsią skórkę, nie wiem czy była spowodowana zimnem czy tym co się działo. Nie rozmawialiśmy tak długo, a tu nagle pojawiasz się w moim domu, praktycznie bez słowa. I od razu po zamknięciu drzwi przytuliłeś mnie tak, jak nigdy.

Korzystałam z chwili, na którą czekałam tak długo. Pomimo mokrej bluzy, której nie zdążyłeś zdjąć wtuliłam się w Twoje ciało i pozwoliłam, abyś prowadził mnie do łóżka. Leżeliśmy tak, wtuleni w siebie do rana, nie przejmując się snem, zbędnymi słowami czy czymkolwiek. Liczył się dla mnie tylko Twój oddech na mojej skórze, w moich włosach i cicho szeptane słówka, które jednogłośnie krzyczały WSZYSTKO WRÓCI DO NORMY.

***

Chyba naprawdę wszystko wracało powoli do normy. Przez następne dni opowiedziałeś mi o wszystkim co się u Ciebie wydarzyło – dopiero wtedy chyba doceniłam całkowicie Twoją ciężką pracę, zauważyłam brak snu i poczułam wyrzuty sumienia. Tym bardziej, iż słyszałam w Twoim głosie, że dla Ciebie też nie jest to łatwe.

- Wiem, że  teraz nie jestem najlepszym facetem. Przepraszam – wtedy, gdy leżałam z głową na Twojej piersi i nasze serca biły w tym samym rytmie owszem, byłeś idealny. Wyczuwałam zapach papierosów, którym przesiąkła Twoja koszulka.

- To nie Twoja wina. Spełniasz marzenia.

- Naszym kosztem. Gdyby nie wujek, nie wiem kiedy byśmy się w końcu zobaczyli.

- Kiedyś byśmy się zobaczyli – zamknęłam oczy, gdy palcami delikatnie zacząłeś masować skórę mojej głowy.

- Kiedy będzie to kiedyś? Jutro znowu jadę.

Nie usłyszałeś mojej odpowiedzi.

- Nie chcę Ci obiecywać, że będzie teraz będzie inaczej, że będę miał czas. Po prostu… Musimy być wyrozumiali. Oboje.

- A jak jakaś piękność skradnie Ci serce i odejdę na dalszy plan? – chciałam, by mój głos wskazywał na to, że żartuję, ale naprawdę się tego bałam. Trudno nie być zazdrosnym, gdy Twoja druga połówka znajduje się tysiące mil od Ciebie.

- Niemożliwe.

- Nie mów hop zanim nie przeskoczysz. Wszystko jest możliwe.

- Niemożliwe, ponieważ już nie mam serduszka. Ktoś się nim zaopiekował. I jutro znowu będę musiał zostawić je pod Twoją opieką.

***

 

Maj 2012 rok

Piękne chwile mijają szybko. Jednak Twój przyjazd sporo dał mi do myślenia, tak sądzę. Zaczęłam inaczej patrzeć na nas, nie panikowałam, gdy nie mogłeś odebrać bądź odpisać na wiadomość. Uwierzyłam, że kochasz i to chyba pozwalało mi zachować spokój. Tych parę chwil, które spędziliśmy razem wynagrodziły wszystkie minione tygodnie.

Pamiętam moją radość, gdy w jednym z wywiadów potwierdziłeś, że masz dziewczynę. Uśmiechnąłeś się wtedy tak cudownie, że zachowałam się jak napalona fanka i ustawiłam to zdjęcie na tapecie mojego komputera. Uśmiech sam pojawiał mi się na twarzy na myśl, że tak wyglądasz, gdy myślisz mnie. Nie potrzebowałam, abyś zdradził wszystkim moje imię, nazwisko, chwalił się moimi zdjęciami, których mam bardzo niewiele. Wystarczył fakt, iż o mnie pomyślałeś.

Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Byłam zbyt naiwna, skoro chociaż przez chwilę myślałam, że już będzie dobrze. Chyba zaczęło się od tego jednego sms’a, niedługo po owym wywiadzie. Później siedziałam po nocach i czytałam go wielokrotnie, interpretując każde słowo z osobna. Tak trudno rozszyfrować, co miałeś wtedy na myśli.

Odebrano od: Zayn
przepraszam, ale na razie przez jakiś czas musimy ograniczyć kontakt. wszystko ci wyjaśnię ale nie teraz. zaufaj mi, kc x

Parę dni później zobaczyłam zdjęcia w Internecie. Twoje usta przyciśnięte do warg pięknej i zgrabnej blondynki, Twoje dłonie, które tak uwielbiałam, owinięte wokół jej szczupłej talii. Szczery uśmiech na twarzy i miliony ludzi cieszących się Waszym szczęściem lub życzących śmierci Twojej dziewczynie. Nie mnie, Twojej dziewczynie. Twojej dziewczynie, której nie odstawał brzuch, która miała idealną figurę i zero cellulitu. Potrafiła ładnie się ubrać, było ją stać na drogie ciuchy, miała śliczną twarz. Była całkowitym przeciwieństwem mnie.

Długo czekałam na wyjaśnienia. Starałam się być cierpliwa, wyrozumiała, nie przemyślać wszystkiego po pięćdziesiąt razy, ale tak się nie dało. Zaufaj mi.

Ufałam, czekałam. Nie dostałam nawet wyjaśnienia. Bo tego jedynego sms’a chyba nie można nazwać wyjaśnieniem.

Odebrano od: Zayn
wiem co sobie myślisz ale to Modest. pamiętasz, opowiadałem ci o tym. Zadzwonię jutro, wszystko ci wyjaśnię x

Nie zdziwiłam się, gdy nie zadzwoniłeś. I chyba wtedy przestałam czekać na cokolwiek.

***

Nadawca: Ivy Sparks (i_sparkss@gmail.com)
Odbiorca: Zayn Malik (zjmalik@yahoo.com)
Temat: Wyjaśnienie.

Nie chcę się kłócić czy cokolwiek, po prostu chciałam się zachować fair… Wydaje mi się, że chyba powinniśmy zerwać kontakt nie tylko na popis, ale także na poważnie – kosztuje mnie to zbyt wiele nerwów, a Ty i tak nie masz do tego wszystkiego głowy, przez multum innych obowiązków i zmartwień. Chyba tak będzie lepiej, gdy oszczędzę Ci kolejnego z nich.

Zmieniam numer telefonu. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze, niech Twoja kariera rozwija się tak dobrze, jak do tej pory. Spełniaj marzenia dopóki masz szansę, bo zasługujesz na to. Masz teraz całkiem nowe życie – jestem pewna, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż niewielu je dostaje i wykorzystasz je.

Jakbyś był kiedyś w Bradford możesz dać znać, napijemy się herbaty czy cokolwiek. Jednak nie czuj przymusu.
xoxo Ivy [Wtorek, 03.07.2012, 10:50pm]

***

Styczeń, 2013 rok

Od października byłam dumną studentką Newcastle University, na północy Wielkiej Brytanii, dwie godziny drogi od Bradford. Sama nie mam pojęcia jak się dostałam – w ostatniej klasie odpuściłam sobie naukę. Wracając do domu siadałam przed komputerem i przeglądałam bezsensowne obrazki na Tumblr lub po prostu gapiłam się w ścianę. Ogarnęłam się dopiero tuż przed egzaminami, jednak wiadomo, iż nie da się przerobić wielu godzin nauki w ciągu parunastu dni.

Jednak jakoś mi się udało. Przeprowadziłam się do akademika, zamieszkałam z sympatyczną Dianą. Znalazłam sobie znajomych. Unikałam Cię jak tylko mogłam, o co było trudno, ponieważ One Direction było wszędzie – nawet na ołówkach dziewczyn z uczelni.

Starałam się myśleć o tym, że to konieczne. Skoro Ty masz prawo spełniać marzenia, to ja też. Mogę być dziennikarką, uczyć się. Nie byłam typem studentki, która chodzi na imprezy. Wystarczała mi paczka znajomych, ktoś do kogo mogę się w zwrócić w banalnej sprawie. Nie potrzebuję przyjaciół. Mogę sobie poradzić bez nich.

Wracałam właśnie z Dianą i Meredith z gorącej czekolady. Przy naszym akademiku jest kawiarnia, idealna dla studentów – można zjeść tanio i dobrze. Mer pokazywała mi na swoim tablecie miliony zdjęć sukienek rozpaczając przy tym, że nie ma takiej stworzonej dla niej. W międzyczasie także dziwiła mi się, jak mogę nie lubić pokazywać nóg i – o zgrozo! – chodzić na zakupy! Pomimo tego było całkiem zabawnie, zawsze lubiłam tak pozytywne osoby jak ona.

Wchodziłyśmy po schodach budynku przerabiając znowu te same tematy. Nasz akademik nie należał do najnowocześniejszych nieruchomości – ze ścian na korytarzach odpadały tynki, we wspólnej łazience ciągle coś się psuło, a kaloryfery wymagały ciągłego odpowietrzania. I miliony schodów, aby dojść do pokoju – pierwszoroczniacy byli lokowani na samej górze, więc przez drogę można było złapać zadyszkę.

Byłyśmy już prawie na naszym piętrze, gdy Cię zobaczyłam. Zostało nam parę schodków do końca i byłeś tam, zaczytany w rozpisce pokoi, która wisiała na tablicy ogłoszeń na ścianie. Pomimo, iż stałeś tyłem, miałeś inaczej ostrzyżone włosy, inne ubrania i byłeś o wiele chudszy, to od razu Cię poznałam. Być może to aura, która zawsze Ci towarzyszy, nie wiem. Od razu wiedziałam, że to Ty.

Stanęłam jak skamieniała na schodku. Złapałam się dłonią poręczy i nie wiem jakim cudem nie poleciałam w dół. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, dłoń starała się utrzymać cały ciężar ciała.

- Ivy? Co jest, źle się czujesz? – Diana dotknęła mojego ramienia, a jej dotyk parzył.

Wtedy się odwróciłeś, chyba dlatego, iż usłyszałeś moje imię. Twoją chudą twarz pokrywał lekki zarost, który uwidaczniał kości policzkowe. Miałeś worki pod oczami, jak ktoś bardzo zmęczony, kto nie spał od dawna. Wzrok od razu skierowałeś na mnie i mierzyliśmy się – trwało to sekundy, ale miałam wtedy wrażenie, że mijają godziny. Że w tych paru chwilach powiedzieliśmy sobie wszystko, co uzbierało się przez te miesiące. To mnie fizycznie bolało.

- Cześć.

Twój głos. Taki… dojrzalszy? Zdecydowanie bardziej przemęczony. To chyba odpowiednie słowo. W końcu stał się przedmiotem Twojej pracy – Twoim największym atutem. Czymś, czego mi w danym momencie zabrakło, przez ogromną gulę w gardle. Nie usłyszałeś ode mnie odpowiedzi.

- Ivy, co jest? Strasznie zbladłaś, jakbyś miała się przewrócić – Diana łypała przerażonym wzrokiem to na mnie, to na Ciebie. Obie moje towarzyszki były przerażone, nie dałyby sobie spokoju, gdybym nie kazała im sobie iść. Nigdy nie chciałam, aby ktoś wiedział o Tobie, o nas. A Ty tak nagle się tam pojawiłeś.

- Wszystko okej. Idźcie do pokoju, zaraz przyjdę.

- Powinnaś wyjść na dwór…

- Nic mi nie jest.

Zszedłeś schodek niżej, jakbyś chciał im pokazać, że panujesz na sytuacją. Wcale tak nie było. Zwróciłeś się bezpośrednio do mnie, jakbyś robił tak od zawsze. W sumie, pomijając ostatnie miesiące tak właśnie było.

- Chodź, wyjdziemy.

- Iść z tobą? – Mer ożywiła się, gotowa w każdej chwili zawołać o pomoc, zupełnie jakbyś był porywaczem, gwałcicielem czy cokolwiek. Jednocześnie odpowiedzieliśmy jej, że nie. Nasze głosy połączone w jedno spowodowały jeszcze większe dreszcze na moich plecach. Odwróciłam się i na drżących nogach zaczęłam iść na dół. Chciałam jak najszybciej stąd wyjść, potrzebowałam powietrza, te ściany mnie dusiły.

Czułam Twoje perfumy, co tylko potwierdzało, że naprawdę tutaj jesteś i idziesz za mną. Nic się nie odzywałeś dopóki nie zeszliśmy na dwór, ale byłeś. Łzy cisnęły mi się do oczu, byłam w stanie, w którym w każdej chwili mogłam wybuchnąć. Chciałam Ci zadać tyle pytań, wykrzyczeć wszystko, a jednocześnie przytulić się i wypłakać. Przez to wszystko stałam się strasznie płaczliwa.

Wyleciałam z akademika, ale skierowałam się od razu do małego przytułku między dwoma budynkami. Nie chciałam, aby ktokolwiek nas widział, słyszał. Nie chciałam być kojarzona z TYM Zaynem Malikiem. Gdy byliśmy już sami, w końcu puściły mi nerwy. Spojrzałam na Ciebie, Twoja twarz nie zdradzała żadnych emocji. Zupełnie jakbyś założył maskę.

- Co Ty tutaj robisz?!

- Przyjechałem do Ciebie.

Myślałam, że mnie szlag trafi słysząc Twój spokojny i opanowany ton.

- Po co? Czy ktokolwiek w ogóle Cię tu zapraszał, oczekiwał? Nie. Więc co, do cholery, tutaj robisz?!

- Uspokój się. Jesteś rozdygotana, nie będziemy rozmawiać, jeśli będziesz się drzeć. I zapnij kurtkę, przeziębisz się.

Sam miałeś na sobie rozpiętą skórę. Byłeś ubrany cały na czarno, pomijając czerwony szalik. Pasowało to do Twojej przerażająco chudej sylwetki, zarostu, przekrwionych i ciemnych oczu, które zawsze wydawały się tajemnicze. Taki właśnie wizerunek Ci wyrobili. Nie potrafiłam tak stać przed Tobą i być spokojna.

- Nie powinno Cię obchodzić czy się przeziębię czy nie. Nie powinno Cię tutaj w ogóle być. Nawet nie powinieneś wiedzieć, gdzie studiuję. Nie chciałam, abyś wiedział.

- Och, nie chciałaś? No, nie domyśliłem się przez to, że moi ani Twoi rodzice nie chcieli mi tego powiedzieć.

- W takim razie po co przyjechałeś?

- Pogadać – sięgnąłeś dłonią do kieszeni i wyciągnąłeś paczkę papierosów. Odpaliłeś jednego, zakrywając ogień zapalniczki długimi palcami. Rękaw kurtki się lekko podwinął i zobaczyłam tatuaże, których nie znałam. – Nie uważasz, że znamy się zbyt długo, aby odstawiać takie scenki?

- Nie chcę żadnych scenek, Zayn. Nie chcę rozmowy.

- Ale należą Ci się ode mnie jakieś wyjaśnienia – zastąpiłeś mi drogę, gdy chciałam odejść. – Jak teraz nie porozmawiamy to będę sterczał przed Twoim pokojem tak długo, aż w końcu się zgodzisz. Daj spokój, Ivy.

Wiedziałam, że jesteś do tego zdolny. Na pewno zostało w Tobie coś z tego zwykłego chłopaka z Bradford.

- Masz dziesięć minut – odchrząknęłam, ponieważ w gardle nadal miałam głaz, a i zimne powietrze robiło swoje.

- Po pierwsze: nie jestem z Perrie. To znaczy, oficjalnie jestem, ale to tylko pokaz. No wiesz, Modest!. Trzeba wypromować trochę ich zespół, my jesteśmy popularniejsi i ponoć wyglądamy razem dobrze… Zresztą nieważne. To na pewno nie jest ważne. Po drugie… - przygryzłeś wargę, aby zaraz zaciągnąć się papierosem i wydmuchać dym długim, białym strumieniem. – Tutaj to ja trochę schrzaniłem. To nie tak, że sława mi uderzyła czy cokolwiek, ale… koncerty, fani, autografy, wywiady, jeszcze więcej koncertów, sesji, wywiadów. One Direction jest na szczycie, jeśli teraz zwolnimy to będzie koniec. Musimy pracować na pełnych obrotach z godziną snu na dobę, aby nie popsuć wszystkiego co mamy do tej pory i wznieść się jeszcze wyżej. Teraz harujemy, aby później trochę spauzować… Rozumiesz?

Cisza. Nie doczekałeś się mojej odpowiedzi na pytanie.

- To wszystko?

- Słucham?

- Pytam, czy to wszystko. Chcesz może coś jeszcze wyjaśnić, naprostować, dopowiedzieć?

- Z mojej strony to wszystko.

- Z Twojej strony, Zayn? Jeśli to była aluzja do mojej osoby – ja nie muszę Ci nic wyjaśniać.

- Zmieniłaś numer telefonu, nawet nie podałaś mi nowego. Zabroniłaś komukolwiek dawać mi informacje o Tobie. Jakbym był Twoim wrogiem.

Nie wierzyłam w to co słyszę. Po tym wszystkim co się wydarzyło, miałeś czelność mieć do mnie jakieś zarzuty.

Zaczęłam się śmiać. Tak po prostu, śmiałam się tak jakbym zobaczyła najlepszy kabaret.

- Żartujesz sobie ze mnie, nie? Czy Ty sobie żartujesz?! – emocje wzięły nade mną górę. – Pojechałeś  niewiadomo do kiedy i gdzie, olałeś mnie całkowicie. I nie tłumacz się pracą, bo nie potrafię uwierzyć, że raz na dwa dni nie masz czasu na jednego, głupiego sms’a. Czekałam na Ciebie jak idiotka! Nie spałam po nocach, bo obiecywałeś, że zadzwonisz. Czekałam całymi dniami na chociaż pół znaku życia, a co dostawałam? Zdjęcia jak liżesz się z biało-różowym pudlem! Wspierałam Cię jak tylko mogłam, pomagałam Ci, chciałam jak najlepiej i tyle co dostałam w zamian! Minutę przemowy jako wytłumaczenie ponad roku!

Poniosło mnie. Przestałam się śmiać, a z moich oczu pociekły łzy. Wyciągnąłeś wolną rękę, aby je wytrzeć, a ja ją odepchnęłam. Chociaż w głębi duszy, jedyne czego chciałam to przytulić do niej swój policzek.

- Czego Ty jeszcze ode mnie oczekujesz, Malik? Myślałeś, że co – przyjedziesz sobie, pokażesz się wśród moich znajomych, którzy są jedynymi ludźmi jacy nie pytają mnie na ulicy o Ciebie, a o to jak się mam, przeprosisz, zgonisz winę na innych, a ja rzucę Ci się na szyję i znowu będę na Twoje pstryknięcie palcami? Naprawdę tak myślałeś? Przykro mi, zabłądziłeś, bo to nie jest ten świat, w którym jesteś pępkiem świata.

- Dlatego się ode mnie odcięłaś? – szukałeś punktu, którym mogłeś się odegrać, choć widziałam po Twoich oczach, że poczucie winy bierze górę.

- Ja się odcięłam, serio? Bo co, chciałam w końcu zacząć robić coś innego niż wyczekiwanie Ciebie? Przez to wieczne czekanie ledwo dostałam się na studia, Zayn! Wyobrażasz sobie co by było, gdybym nie dostała się na żadną uczelnie? Nie będę mieć kasy podstawionej pod nos, jak Ty, niesławni ludzie muszą sobie jakoś radzić. Tak, zmieniłam numer telefonu i co z tego? Kiedy to w ogóle zauważyłeś, tydzień temu, dwa? Leżałeś sobie z nią w łóżku i przypomniałeś sobie, że gdzieś tam jestem sobie ja? Że pasowałoby zadzwonić, a tu nagle bum, numer niedostępny?

- Nie przeginaj! Zachowujesz się jak zazdrosna smarkula, którą nie jesteś. Mówię Ci przecież: jej NIE MA! Nasz pseudo związek to fikcja, coś, co nie istnieje! – pierwszy raz podniosłeś głos, co tylko wznieciło moją złość.

- Ale ja jestem, Zayn, do cholery, ja jestem! Ja istnieję, nasz „pseudo związek” – zrobiłam w powietrzu cudzysłów palcami, aby podkreślić słowa, których użyłeś. – był prawdziwy! Jedyne co potrafisz to obiecywać, a co później z tymi obietnicami? Co ze mną?! Potrzebowałam Cię! Więc nie waż mi się mówić, że przeginam! Masz teraz swój świat, możesz być z kim chcesz, robić co chcesz – nie mieszaj się do mojego! Z o s t a w  m n i e! Bo to wychodzi Ci dobrze – zostawianie!

Ostatnie słowa przeobraziły się w krzyk, przemieszany z łzami. Nawet, jeśli nikt nas nie widział musiał słyszeć naszą ostrą wymianę zdań. Nie obchodziło mnie to. Wyminęłam Cię i uciekłam do akademika, gubiąc po drodze kawałeczki ponownie złamanego serca.

***

Nasze spotkanie całkowicie mnie pogrążyło. Wszystko wróciło – dobre chwile jak i złe. Pewność z jaką mówiłam sobie „dobrze zrobiłaś, wszystko kiedyś się kończy” zniknęła równie szybko jak się pojawiła. Wystarczyło, abyś się pokazał i przypomniałam sobie, że my mieliśmy być czymś, co nigdy się nie skończy.

Analizowałam naszą rozmowę w mojej głowie wiele razy. Nieraz dodawałam różne słowa, często ucinałam parę zdań. Wyobrażałam sobie inną wersję wydarzeń, z innymi zakończeniami. Zaczynałam czuć wyrzuty sumienia po tym wszystkim co Ci powiedziałam. Bo nikt nie zasługuje na to, aby usłyszeć takie słowa – bez znaczenia, jakim człowiekiem jest dana osoba i ile zrobiła. A w sumie, Ty nic złego nie zrobiłeś. Sama kazałam Ci wykorzystywać szansę, którą dostałeś od losu – byłam tylko dodatkowym bagażem, który to utrudniał.

Starałam się chodzić na wszystkie zajęcia, a także dodatkowe, nadobowiązkowe. Najchętniej przesiedziałabym całe dni w łóżku, gdybym nie musiała dzielić pokoju z Dianą. Widziała, że coś jest nie tak, pewnie domyśliła się tego po Twojej wizycie. Jednak nie chciałam siedzieć przy niej i wyżalać się z tego co mi leży na sercu. Nie potrzebowałam litości. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział, iż tęsknie bardziej niż myślałam, że jestem w stanie tęsknić.

Jednego dnia Diana chciała mnie wyciągnąć na imprezę. Siedziałam i czytałam książkę, a raczej próbowałam się nad nią skupić, a imprezy to było ostatnie na co miałam ochotę. A ta stała i truła, męczyła. Próbowała mnie przekonać jedzeniem, alkoholem, muzyką, odreagowaniem, a nawet jej znajomym, który szuka dziewczyny.

Chyba się obraziła, gdy stanowczo jej odmawiałam i obiecałam, że ewentualnie pójdę z nią innym razem. Obie wiedziałyśmy, że ten inny raz nigdy nie nastąpi, ale odpuściła. Tak więc zostałam sama z książką Jodi Picoult.

Zazwyczaj, gdy moja współlokatorka wychodziła zamykałam się na klucz, aby uniknąć dziewczyn z pokoju 113., które zawsze prosiły o pożyczkę dwóch funtów. Nie wiem czemu tym razem zostawiłam drzwi otwarte – po prostu tak zrobiłam.

Chyba to wiedziałeś, bo po lekkim zapukaniu stanąłeś w progu mojego pokoju.

***

Każdy maj swoją definicję piękna. Kiedyś uważałam, że nie ma nic piękniejszego od gwiazd podczas bezchmurnej nocy. Jako dziecko potrafiłam siedzieć godzinami i wpatrywać się w nie, sama nadając ich konstelacjom nazwy. W większości przypadków były to imiona bohaterów bajek Disney’a, które jakimś dziwnym cudem zawsze potrafiłam odnaleźć na niebie. Z czasem to one były moją definicją piękna – chyba każda mała dziewczynka chciała upodobnić się po uroczej Ariel czy pięknej
i odważnej Pocahontas.

Później uważałam, że najpiękniejsza jest moja mama. Niebieskie, pełnie miłości oczy, burza blond loków, usta, które rozciągały się w uśmiechu, aby następnie pocałować moje czoło, w celu sprawdzenia czy nie mam gorączki. Wyglądała jak Anioł. Jednak czasami jej anielska twarz przybierała zmartwiony wyraz, oczy zachodziły łzami, ramiona opadały bądź drżały w płaczu. Piękno połączone z nieprzeniknionym smutkiem zawsze było najżałośniejszym, co kiedykolwiek dane mi było oglądać.

Teraz patrzę w Twoje czekoladowe oczy. Jeśli to prawda, że są one zwierciadłem duszy, to chyba dopiero teraz naprawdę Cię poznaję. Mają błagalny wyraz, są pełne smutku, poczucia winy i czegoś, czego nie potrafię rozszyfrować. Nie wiem kiedy znalazłeś się obok mnie – nie pamiętam jak szedłeś ani jak wstałam, po prostu stoisz przede mną. Nawet nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale Twój wzrok przeszywa mnie na wskroś, czuję go w każdej komórce mojego ciała, chociaż nie odrywasz go od moich oczu. Niszczy mnie, przypala każdą tkankę, łamie mi serce. Boję się, że nigdy nie będę w stanie go ponownie poskładać.

Nie przestajesz nawet wtedy, gdy otwierasz usta. Znam Twój głos tak dobrze, ale teraz wydaje mi się obcy. Nawet oddech, który delikatnie łaskocze moją twarz jest inny. Nie wiem na czym polega ta zmiana, ale coś jest inaczej.

Twoje słowa też są inne niż kiedykolwiek.

- Zanim zechcesz mnie wyrzucić, po prostu pozwól mi przeprosić.

Odpowiada Ci cisza, która chyba jest znakiem, że masz kontynuować.

- Wiesz jakie jest najgorsze uczucie? Gdy robiąc co z twojej mocy nie możesz osiągnąć celu, bo nawet nie wiesz co dokładnie nim jest. Masz coś czego potrzebujesz, ale to nie jest tym czego chcesz i pragniesz, ponieważ już to straciłeś. I ta świadomość, że to jest koniec. Bo tracąc coś najważniejszego, co sprawiało, że oddychasz zawsze jest koniec. Pomimo zmęczenia nie możesz spać, bo bezradność Ci na to nie pozwala. Bezradność i nienawiść do siebie, które przeszywają cię od środka, uciskają każdą komórkę twojego umysłu, wyciskają łzy z oczu, trzęsą twoimi dłońmi, zaciskają płuca, odbierają oddech. Nie masz siły walczyć, starać się, nie wiesz co robić. Chcesz zniknąć, bo sam do tego doprowadziłeś.

Twój głęboki oddech otacza moją twarz. Ciągle wpatrujesz się w moje oczy. Widzę milion sprzecznych uczuć, emocji, które pojawiają się w tych czekoladowych tęczówkach. Mam wrażenie, że mogę obejrzeć w nich film, który pokaże mi całe Twoje życie.

I znowu Twój głos, który nie należy do Ciebie.

- Wiem, że nikt nie mówił, że będzie łatwo. I teraz tak szedłem tutaj, wiedziałem, że stanę przed tobą, układałem sobie te zdania w głowie i wiedziałem, że być może to będą najtrudniejsze słowa w moim życiu. Nie były nimi castingi, wywiady, występy, ale to, co chcę Ci teraz przekazać. I wydawało mi się, że jestem gotowy. Że stanę przed tobą, powiem co trzeba i wszystko wróci do normy. Albo chociaż upodobni się do tego, co nazywaliśmy kiedyś normą. Ale tak patrzę na ciebie, widzę to czego ode mnie oczekujesz i… Boże, nie masz pojęcia jak wspaniała jesteś. Jedyne co mam ochotę zrobić to paść na kolana i błagać cię o litość. Ivy… proszę, wróćmy do początku. Pozwól mi być kimś, kto na Ciebie zasługuje. Jedyne co teraz mam w głowie to fakt, iż straciłem jedyną osobę, którą miałem. Jedynego przyjaciela. Nie wiem jak i gdzie, ale nastało to, czego najbardziej się bałem. Tak nagle. Myślisz, że mam wszystko, ale tak naprawdę pozostałem bez niczego.

Nie potrafię tego słuchać. Nie chcę. Mam jedynie ochotę zatkać uszy i zacząć śpiewać jakąś kiczowatą piosenkę z radio, byleby zagłuszyć Twoje słowa. Chcę zatkać Twoje usta moją dłonią, zacząć łaskotać po żebrach, aby zabrakło Ci tchu, bo wiem, że tam właśnie masz największe łaskotki. Chcę tyle zrobić, ale nie mogę się ruszyć. Tylko stoję i pozwalam, abyś hipnotyzował mnie swoimi oczami.

- Nie jest za późno, prawda? Bo wiem, że obudziłem się po czasie, dopiero teraz to wszystko do mnie dotarło. Jedyne co chcę teraz od Ciebie usłyszeć to, że nie jest za późno. Że mam się nie wygłupiać i dać spokój, bo wszystko odejdzie w niepamięć. Że mnie potrzebujesz i kochasz. Przecież to my, pamiętasz? Jesteśmy jak Patrick i Spangebob. Christina i Meredith, Harry i Ron. Freddie i Effy. Pamiętasz jak po nocach oglądaliśmy filmy i seriale? Jak często zasypiałem, a Ty się denerwowałaś, bo chrapię i wolałabyś martwego Jacka Dowsona z Titanica, niż żywego mnie. To właśnie my. Kiedy jedno spada w dół, tylko drugie potrafi wyciągnąć je w górę. Kiedyś żartowałaś, że do grobu nas razem położą. Chcę, aby tak było. Wiesz, że jestem przy tobie lepszym człowiekiem. Tylko ty potrafisz sprawić, że jestem lepszy. Tylko pozwól mi to pokazać. Musisz na to pozwolić mojej najlepszej przyjaciółce, jedynej osobie, którą kocham – pozwól jej wrócić. Skrzywdziłem Cię. Nie program, zespół, ale ja. Wszystko psuje, mam chorą głowę, zapominam o tym co ważne. Wiem, że nie jestem osobą, która na Ciebie zasługuje. Ciągle robię coś źle, ciągle coś spieprzam. Ale mam tylko Ciebie. Nic innego nie potrafi się liczyć, gdy nie ma Ciebie. Obiecywałaś, że nigdy mnie nie zostawisz. Przysięgałaś mi. Mówiłaś, że jesteśmy podobni. Ja ciągle jestem tą samą osobą, tylko trochę… zbłądziłem. Nie możesz mnie teraz zostawić. Nie możesz. Więc Ivy, proszę, błagam, w imię Boga jakkolwiek mu na imię. Zostań. Lub powiedz słowo i całkiem zniszczmy to, co już jest popsute.

Chyba pierwszy raz w życiu panikujesz. Nigdy Cię takiego nie widziałam, a dane mi było patrzeć na Ciebie w wielu przeróżnych sytuacjach, targanego ogromem emocji. Jakby zaraz miało stać się coś naprawdę złego. Po prostu się boisz. Dotykam Twojego znowu nieogolonego policzka, czekam aż Twój oddech się uspokoi, strach odejdzie choć częściowo, słowa zaczną łączyć się w sensowną całość.

Czasami zastanawiam się czy sobie tego nie zmyśliłam. Albo czy to nie był po prostu sen. Bo nie wiem jak mogłam zapamiętać Twoje słowa tak dobrze. Zapach twojego ubrania, smak Twoich ust, Twoje silne ramiona oplatające mnie, jakbyś chciał mnie obronić przed złem. Zastanawiam się, czy Ciebie sobie nie zmyśliłam. Nas.

- Każdy z nas przeszedł przez coś, co kompletnie go zmieniło. W moim wypadku jest to zespół. Lecz cóż mi z niego, skoro żyję ze świadomością, że mam go kosztem starego życia, które uwielbiałem? Kosztem Ciebie? Wiem, że możesz mi nie uwierzyć, ale ten chłopak z Bradford nadal gdzieś tam siedzi. Ten chłopak, którego nauczyłaś kochać, choć nadal ma z tym problemy. I zawsze będzie miał, bo taki już po prostu jest. Nie byłbym tam gdzie jestem teraz, gdyby nie Ty. Nie wiem jak mogłem być na tyle głupi, by chcieć z Ciebie zrezygnować.

Cisza. Przerażająca cisza, przerywana tylko naszymi oddechami.

- Czy gdybym się teraz położył, chciałabyś zrobić to ze mną i zapomnieć o całym świecie?

Snow Patrol, Chasing Cars. To cios poniżej pasa wykorzystywać mój słaby punkt.

Nie potrafię odpowiedzieć, jednak moja głowa ledwo zauważalnie potakuje.

Continue Reading

You'll Also Like

89.6K 8.3K 16
Po pięciu latach w Azkabanie i ośmiu na wygnaniu, owiana złą sławą Lux Hardbrooke powraca do świata czarodziejów. Dumbledore podejmuje kontrowersyjną...
184K 6K 45
~ Byliśmy głupcami, którzy nadepnęli na cienki lód, myśląc, że mając siebie, mają wszystko. Szkoda, że rozpalając swoje lodowate serca, zapomnieliśmy...
43.9K 1.7K 40
Maddie Monet, najstarsza z córek Camdena Monet zostaje rozdzielona z braćmi na kilka lat. Bliźniaczka Tony'ego i Shane'a odnajduje się w swoim nowym...
637K 1.9K 31
Oneshots 18+!! Nic, co tu zawarte, nie jest prawdziwe Pojawiają się lesbian, ale gay raczej nie. Czytasz na własną odpowiedzialność. Zapraszam.