~Yoongi~
Nim się spostrzegłem, mężczyzna wziął zamach i roztrzaskał telefon na małe kawałki. Popatrzyłem na niego z przerażeniem, a ten rzucił się w moją stronę. Popchnął mnie na ścianę, przez co uderzyłem głową o nią. Cholernie bolało. Przymróżyłem oczy i modliłem się tylko by w końcu dali mi odejść.
W sumie byłoby wszystkim łatwiej. Moje istnienie tylko pogarsza wszystko.
Gdy poczułem jego ręce zaciskające się na mojej szyi, spiąłem się i czekałem na mój koniec. Byłem pewny, że nadejdzie to właśnie teraz. Zacząłem się osfajać z nadchodzącą śmiercią. Emocje i uczucia zaczęły blaknąć, a spięcie ustawało. LuHan patrzył na mnie zdezorientowany nie rozumiejąc, dlaczego nie interweniuję.
-Zabij mnie. Prosze... Tylko wyświadczysz mi przysługę.
Patrzył na mnie zmieszany, kompletnie nie rozumiejąc tej sytuacji. Puścił mnie i oddalił się o dwa kroki.
-Jesteś... dziwny.
Popatrzył na mnie krzywo, a potem wyszedł z pomieszczenia.
Dlaczego tego nie zrobiłeś! Chcę tego! Tak bardzo chcę zniknąć! Chcę pogrążyć się w wiecznym śnie. Bez smutku, rozpaczy, strachu, bólu... Chcę uwolnić od siebie Hoseoka.
Zsunąłem się na ziemię.
-Już było tak blisko...
Wyszeptałem zły na LuHan'a. W tedy gdy już byłem na to przygotowany, to ten zrezygnował. Zasłoniłem twarz rękami, a przed oczami pojawiały się liczne wspomnienia.
Mama trzymała małe dziecko na rękach. Zaczęła szeptać do jego ucha.
-Yoongi, jak dorośniesz będziesz taki wapaniały, męski, odważny jak twój tata.
Wskazała na mężczyznę, który w czarno-żółtym kombinezonie, gasił chmury bezlitosnego ognia. Dziecko przytuliło się wystraszone do matki i zapłakało cicho.
-Mamusiu... ja nigdy nie będę taki jak tatuś.
Wyszeptał łamiącym się głosem.
-Synku... ty możesz być jeszcze lepszy.
Posłała mu troskliwy uśmiech i pogłaskała główkę chłopca.
-Tęsknię za wami...
Wyszeptałem sam do siebie spoglądając tempo w podłogę. Nagle usłyszałem hałas. W progu stanął Jungkook. Po jego twarzy można było wyczytać złość i gorycz. Nie miałem siły nawet na niego patrzeć. Miałem dość życia. Dość cierpień na każdym kroku, każdej chwili. W końcu się odezwałem.
-Skończcie to przedstawienie i po prostu się mnie pozbądźcie.
Powiedziałem poważnie.
-Spokojnie... nadejdzie to w swoim czasie. Przecież nie byłoby w tym żadnej zabawy gdybym od razu cię zniszczył.
Zaśmiał się, a mi zostało tylko czekać. Jedyne czego chciałem i co było moim ostatnim życzeniem, to to żebym mógł ostatni raz zobaczyć Hoseoka przed odejściem.
W sumie chciałem wiedzieć, dlaczego mnie porwał i jaki ma do mnie problem. Przecież ja teoretycznie nie zrobiłem nic, co by go mogło zranić.
-Dlaczego żywisz do mnie taką nienawiść? Chciałbym chociaż znać powód dlaczego to robisz.
Zmarszczyłem brwi w niezrozumieniu i patrzyłem wyczekująco na chłopaka.
-Doprawdy nie wiesz?
Spojrzał na mnie niedowierzając. Pokręciłem niepewnie głową.
-Ehh... Moja matka i ojciec byli razem bardzo szczęśliwi. Mieli dwójkę dzieci. Jednego dnia wszystko się skończyło. Twój brat rozkochał w sobie moją mamę, która postanowiła nas opuścić dla niego. Wierzyła mu bezgranicznie. Dopiero potem, gdy się nią nacieszył, zwołał swoją paczkę i siłą zaciągnęli do łóżka. Została ofiarą brutalnego gwałtu. Pełna siniaków i krwi. Na drugi dzień usłyszałem o jej samobójstwie. Powiesiła się. Zniszczyli ją doszczętnie i teraz ktoś musi za to zapłacić!
Podszedł szybkim krokiem i uderzył mnie z całej siły pięścią w brzuch. Skuliłem się odczuwając niewyobrażalny ból i mdłości.
-J-Jungkook... mój... b... brat to nie... ja.
Próbowałem przemówić mu do rozsądku, lecz ten nie zaprzestał znęcania się nade mną.
-Ty jesteś! Taki sam! Jak on!
Skuliłem się, a on okładał mnie mocnymi uderzeniami. Każdy skrawek ciała mnie bolał, a krew wylewała się ciurkiem. Chwycił za scyzoryk, którym się uwolniłem i zaczął sunąć nim po mojej klatce piersiowej, uprzednio unosząc białą koszulkę. Nie miałem siły nawet się bronić. NIE CHCIAŁEM SIĘ BRONIĆ.
Czerwień barwiła materiał, który nadal był w dłoniach Jeongguka. Zrobił dwanaście dość pokaźnych cięć na szyi, obojczyku, klatce piersiowej i brzuchu. Nie oszczędził również mojej twarzy. Z każdą sekundą coraz więcej ubywało ciemno-czerwonej cieczy, która jest niezbędna.
Czy może być jeszcze gorzej?
W pewnym momencie obraz zaczął się rozmazywać. Słyszałem tylko stłumione wyzwiska i krzyki.
Czy to ten czas? Czas na który czekałem?
Przymknąłem powieki i powoli odchodziłem w otchłań ciemności.
-Min! Proszę nie...
Uchyliłem ostatkiem sił oczy. Postarałem się o lekki uśmiech, gdy tylko zobaczyłem mojego ukochanego.
Moje życzenie się spełniło. Teraz z uśmiechem na ustach mogę umrzeć.
Hoseok podbiegł do mnie i wtulił w siebie. Nie byłem w stanie niczego już czuć, ale sama jego obecność i to że on będzie ostatnim widokiem przed odejściem. Czyniło mnie szczęśliwym. Szczęśliwym jak jeszcze nigdy przez całe żałosne życie.
-Mam... tylko jedną prośbę...
Zalany łzami chłopak spojrzał na mnie z bólem i rozpaczą.
-Nie płacz tylko... bo całe życie jest... przed... tobą.
-Nie Yoongi. Ja nie chcę bez ciebie. Ja nie wytrzymam. Nie potrafię bez ciebie żyć...
-Kocham cię, ale... Zapomnij o mnie...
-Nie... Skarbie nie! Nie zostawiaj mnie samego...
-Żegnaj... komenda...ncie...
~Hoseok~
Biegłem z zarzuconym na barkach konającym Yoongim do najbliższego szpitala.
Yoongi proszę nie zostawiaj mnie. Potrzebuję cię!
Biegłem ile sił, aby jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Zaczął padać mocny deszcz, a na niebie nastała szarość i mrok. Zimne krople mieszały się z tymi słonymi na moich policzkach. Byłem cały przemoknięty, a moje gasnące już słoneczko również.
Jedyna rzecz jaka trzymała mnie w nadziei, to niestabilne oddechy Yoongiego. Niezaprzestałem nawet na chwilę biec. Pomimo zmęczenia wbiegłem szybko do środka i wołałem o pomoc. Lekarze czym prędzej wzięli go z moich objęć i położyli na białych długich noszach.
Sam widok wynoszenia go był straszny.
Jeszcze nigdy nie byłem, aż tak zdenerwowany, zły, zrozpaczony, smutny i nieszcześliwy jednocześnie. Bezwładnie opadłem na krzesło w korytarzu i schowałem twarz w dłoniach.
Nie możesz teraz odejść... to nie może się tak skończyć. Nie po tym wszystkim.
Nagle zobaczyłem przede mną jakąś postać. Przez łzy nie zdołałem się przyjrzeć, ale z czasem obraz się wyostrzył.
-Ty...
Wysyczałem, po czym wstałem.
-Zniszczę cię doszczętnie! Zniszczę cię tak jak ty mojego ukochanego!
Chwyciłem za jego koszulkę i przyciągnąłem do siebie gwałtownie, by wbić w niego mordercze spojrzenie. Jungkook popatrzył przerażony.
-Zabrałeś mi moje jedyne szczęście gnoju. Tak łatwo ci nie odpuszczę. Zapłacisz za swoje czyny... Lepiej módl się by przeżył, bo jak nie to będzie twój koniec.
Puściłem go w końcu, a on schylił się próbując złapać oddech.
-On jest ważniejszy od matki Hoseok? Postawiłeś go przed nią?
Przez chwilę nastała cisza. Jak mógł w ogóle o niej wspomnieć.
-Nasza matka nie żyje Jungkook. Pogodziłem się z tym już dawno i ty też powinieneś. W czym Yoongi zawinił?! To nie była jego wina. Przez twoją głupotę mogę stracić już trzecią osobę na której mi zależy!
Chłopak spuścił wzrok na swoje ręce i bawił się palcami.
-W-w-wiem, że mi nie wybaczysz... oślepiła mnie chęść zemsty. Pomszczenia rodzicielki. Nie chciałem, żebyś skończył tak jak ona... Ty i ojciec... tylko wy mi zostaliście.
Po wyznaniu tego, zamarłem w bezruchu. Patrzyłem na brata z niedowierzaniem.
-Bracie... Wiesz, że muszę zawiadomić policję?
Spuścił głowę.
-Rozumiem. Zasłużyłem. Tylko proszę cię o przebaczenie.
Powiedział, a jedna szczera łza spłynęła po jego policzku. Przez chwilę się wahałem, ale podszedłem do niego i objąłem.
-Wybaczę ci, gdy przeprosisz Yoongiego i odbędziesz karę jak powinieneś.
Jungkook skinął tylko głową. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na komendę.
Wyprowadzono młodszego ze szpitala i zawieziono na przesłuchanie. Teraz tylko pozostało czekać na wieści o smerfie...
***