Rywalka

By Michelleetal

733 40 31

Rebelianci atakują monarchię buntując się przeciw podziałowi klasowemu państwa. Trwają ataki na pałac królews... More

Prolog
Rozdział II
Rozdział III
.

Rozdział I

140 7 6
By Michelleetal

- Hej Bex, co robisz?- Rebecca usłyszała znajomy głos za swoimi plecami.

Ten głos, znajomy choć nie mogła dokładnie skojarzyć do kogo należał.

- Nic ciekawego - odpowiedziała odkładając altówkę. Obróciła się na krześle i spojrzała na wysoką postać.

Zamarła.

Stał przed nią Bill, jej ukochany starszy brat. Nie spodziewała się go tutaj. Zwłaszcza jego. Przez chwilę myślała, że Elliotowi skończyły się wszystkie zapasy w lodówce i przyszedł coś poszperać wczesnym rankiem, aby nikt go nie zauważył, ale nie: miała przed sobą dorosłego, silnie zbudowanego mężczyznę. Ogromnie się zmienił, ale cóż, każdy pałacowy gwardzista miał taką figurę, mogłaby o to sobie rękę uciąć.

Wyskoczyła z krzesła i wpadła w jego objęcia. Tak bardzo jej tego brakowało. Męskich, czułych ramion...

Koniec. Nie czas na smutki. Jej ojciec nie chciałby, żeby ciągle wspominała to, co się stało. Musiała zapomnieć. Nie. Nie zapomnieć, nigdy go nie zapomni. Potrzebowała nadal ojcowskiej miłości i zawsze będzie czuła wyraźną pustkę w jednym skrawku swej duszy. Teraz musi tylko cieszyć się teraźniejszością. Nie jest to takie łatwe, przeszłość może dręczyć aż do śmierci, a może nawet po niej.

Teraźniejszość.

Odsunęła się, by przyjrzeć się mu uważniej. Nie widziała go kilka miesięcy, a może nawet rok. Już się w tym wszystkim pogubiła.

Przez głowę przemknęła jej czarna myśl.

- Laura też przyjedzie?

Wzruszył ramionami.

- Oby nie - westchnęła.

- Bex!- upomniał.

Skrzywiła się.

- No co? To nie moja wina, że jej nie trawię.

- Nigdy jej nie lubiłaś. Nawet nie spróbowałaś się z nią dogadać.

Prychnęła w odpowiedzi i ponownie usiadła na krześle. Musiała wykombinować, jak z powrotem sprowadzić tę rozmowę na odpowiednie tory, ale on już rozplanował szybko w głowie kazanie dla niej.

- Rebecca, posłuchaj mnie - zaczął. Przybrał bardzo poważny ton, nie wspominając o tym, że posłużył się jej pełnym imieniem. - Jeśli dzisiaj przyjedzie, będziesz z nią normalnie rozmawiać. Rozumiesz?

Skinęła niechętnie głową.

Bill rozłożył się na fotelu obok. Popatrzył na nią, dokładnie analizując jej ruchy. Zawsze kiedy się denerwowała o mało nie wyłamywała sobie palców, a przez dłonie przechodził zimny pot, pod którego skutkiem jeszcze bardziej wyginała ręce. Wzrok miała wbity w ziemię i najwyraźniej nie miała zamiaru go podnosić.

- Ona jest twoją starszą siostrą. Nie wiem, jak to jest być dziewczyną...

- Szczęściarz z ciebie - nie mogła się powstrzymać od dodania komentarza.

Bill stłumił śmiech, by nikogo nie obudzić i ciągnął dalej.

- ... ale powinniście się wspierać, a nie wojować za każdym razem, gdy tylko na siebie zerkacie.

- Łatwo powiedzieć, gorzej to wygląda w praktyce.

Westchnął. Nie miał pomysłu, jak ją przekonać do swoich racji.

- Emma jakoś się z nią dogaduje.

- Nie powiedziałabym tego.

- Nawet jeśli nie - w co wątpię - to przynajmniej dobrze symuluje swoją sympatię do Laury. Może mogłabyś też tak spróbować?

Po chwili ciszy Rebecca odpowiedziała:

- Zapominasz, że ja i Emma to dwie różne, no prawie różne, osoby. Nie można nas porównywać w kwestii charakteru. To tak jakbym powiedziała komuś, że siedzisz codziennie dwadzieścia godzin na dobę nad książkami, jak Elliot.

Ledwo zauważalnie wzdrygnął się na to imię.

- Nie przesadzasz trochę? - opanował i uśmiechnął się.

- Nie, mówię całkiem poważnie...

Nie dokończyła zdania, bo przerwał im huk. Jednak Elliot ma pustą lodówkę - przyznała sobie w duchu rację, kiedy przez zaokrąglony otwór drzwiowy w ścianie odgradzającej korytarz od salonu, zobaczyła go skradającego się w stronę spiżarni. Nie miała nic do tego, zwłaszcza, że sama często podkradała słodycze z różnych zakamarków domu (co nie było w cale takie łatwe, jak mogło się wydawać), ale i tak nie zmieniła zdania, że mógłby to robić ciszej. O wiele ciszej. Widocznie nie miał tego daru co ona. Jeżeli ciche skradanie można było nazwać darem.

- Nie dziwię się, dlaczego pracujesz przy tym swoim biureczku ze stertą papierów. Na tajnego agenta byś się nie nadawał - zakpiła głośno z niego, co dało jej trochę satysfakcji. Czasami bycie wrednym jest przyjemne. Próbowała to w jakimś stopniu ograniczać, ale i tak lubiła swoją wredotę.

Elliot skierował się w stronę salonu, przygnębiony myślą o złapaniu go na gorącym uczynku. Kiedy jego wzrok przyzwyczaił się do szarości panującej w pomieszczeniu, zaniemówił na widok Billa, tak samo jak ja.

- O mój Boże - wyszeptał. - Co ty tu robisz? Dlaczego tu przyjechałeś?- narzucił mu opanowując się z zaskoczenia.

- Elliot...

Ale on drążył dalej:

- Mogłeś sobie darować te odwiedziny - warknął. - Myślisz, że możesz tak sobie przyjechać, jakby nigdy nic, jakby to, że przez rok nie dawałeś nam znaku życia nic nie znaczyło?- spojrzał na niego z odrazą.

Cisza zapadła na kilka sekund, chociaż można by przysiąc, iż trwała ona lata.

- Jeśli tak uważasz, to się mylisz - skończył i odwrócił się do Rebeccki, jakby dopiero uświadamiając sobie, że była świadkiem tego monologu. - Mogłabyś przekazać mamie, że wziąłem kilka jej najnowszych projektów, aby pokazać je Jonsonowi. Prawdopodobnie podpiszemy umowę w sprawie reklamowania jej firmy w przyszłym tygodniu, oczywiście, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Spojrzała w stronę Billa, który udawał, jakby nic się przed chwilą nie stało. Siedział prosto i wbił wzrok w przeciwległą ścianę, tak, jak ona reagowała w podobnych sytuacjach.

- Przekażę - posłała krótki, nie do końca wymuszony uśmiech Elliotowi, a ten odwrócił się na pięcie i wyszedł szybkim krokiem.

Znów została sama z Billem, którego mina wskazywała na to, że najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest brak docinki z mojej strony do tej sytuacji, chociaż był to idealny moment na powiedzenie: Nie ma to jak udzielać rady w sprawie, której samemu się nie kontroluje. I chociaż się zmienił, mogłaby się założyć, że zareagowałby na te słowa z przesadzoną wybuchowością, tak jak robił to zazwyczaj przed wyjazdem. Nie chciała ryzykować.

Wbiła wzrok w bialutki sufit, przyćmiony cieniem światła przebijającego się przez ciężkie, karmazynowe firany spięte złotymi klamrami w kształcie liścia dębu,i ułożonymi w taki sposób, by przypominały ramkę otaczającą zdjęcie, w tym przypadku szybę podzieloną na cztery równe, prostokątne części oddzielone dwoma prostopadłymi, dopasowanymi do koloru klamer liniami. Tak siedzieli w wręcz ogłuszającym milczeniu, nie będąc w stanie się odezwać.

Nieoczekiwanie Bill wstał. Nie spodziewała się takiego ruchu z jego strony, ale przynajmniej wreszcie coś zaczęło się dziać.

- Muszę jeszcze zajrzeć w jedno miejsce. Niedługo wrócę.

Od razu zrozumiała, gdzie musi wstąpić. A dokładniej, do kogo.

- Ciągle na ciebie czekała. Ucieszy się z twojego powrotu - westchnęła.- Nie zmarnuj takiej szansy, bo może już nigdy się nie zdarzyć. Nie będzie wiecznie oczekiwać na twoje wpadki do rodzinnego miasta. W tak długim czasie twego nie pobytu tutaj, mogłaby znaleźć mnóstwo innych mężczyzn.

Stał jak wryty, uświadamiając sobie, jak rzeczywiste było to, co powiedziała. Widocznie go przestraszyła, więc także wstała, podeszła i szturchnęła go w ramię.

- Dasz radę. Przecież to nie może być takie trudne.

- Tego bym nie powiedział - odgryzł się jej słowami. Ruszył do wyjścia, lecz po chwili zatrzymał się. - Prawie bym zapomniał. - Zaczął grzebać w wewnętrznej stronie swej bluzy. Wyjął dwie pogięte koperty i włożył w jej ręce. - Jeden jest do Emmy - i ruszył z powrotem.

- Pośpiesz się. Niedługo wychodzi do pracy - zawołała za nim, choć ten stał już przygotowany do wyjścia.

Kiedy zamknął za sobą ogromne, ciężkie drzwi, Rebecca przyjrzała się listom. Faktycznie, jeden był zaawansowany do niej, a drugi do jej siostry.

Choć ciekawość pochłaniała jej całe ciało, z wielkim trudem powstrzymywała się przed zapoznaniem ich zawartościami. Chciała zaczekać, aż Emma się obudzi.

Przerzucała papier z dłoni do drugiej, czekając z niecierpliwością. Niespodziewanie, jej paznokieć zachoczył o coś twardego i jednocześnie dziwnego w dotyku. Jakby lekkiego, a jednak nie do końca. Zerknęła pod paznokieć, gdzie znalazła kawałek czerwonej... plasteliny?

Odwróciła kopertę na drugą stronę i poznała odpowiedź. Było to takie oczywiste, a zarazem rzadko spotykane. List był zapieczętowany wyschnięciu czerwonym woskiem, na którym odbite było godło.

Godło Illèi.

Te listy nie były zwyczajne. Dostała z Emmą listy od samego króla.

Tylko, dlaczego? Nigdy nie słyszała o tym, by król wysyłał bez powodu listy do swych poddanych. Czy on w ogóle wysyłał listy? Po kilku chwilach dotarła do niej myśl, że zapewne robią to jego doradcy lub jacyś ludzie do tego przydzieleni.

Doszła do wniosku, iż nie ma, co dalej czekać. Wbiegła na palcach po schodach i, o mało nie zabijając się o komodę, wpadła do pokoju Emmy.

Stanęła nad jej łóżkiem i zerknęła z góry. Ciekawe, czy też tak wyglądała podczas snu? Zapewne nie, Emma nie skakała po łóżku, rozkopując kołdrę na wszystkie strony.

Przybliżyła się bliżej do jej twarzy i dwoma palcami - kciukiem oraz wskazującym, powoli zatkała jej nos. Stosowała mnóstwo pomysłów na "niespodziewane pobudki", ale większość z nich była bezużyteczna na takiego śpiocha. To był najlepszy sposób.

Nie musiała długo czekać, aż dopływ tlenu do organizmu Emmy będzie coraz trudniejszy. Zaczęła wdychać powietrze ustami, gdy gwałtownie usiadła na łóżku i otworzyła zaspane oczy, po czym rozejrzała się dookoła.

- Czyś ty oszalała do końca?! Jeszcze raz tak mnie obudzisz to złożę na ciebie skargę w sektorze pokrewieństwa.

Sektor pokrewieństwa? Niezła nazwa. Szkoda, że tego nie ma. Sama mogłabym złożyć całkiem sporo zaskarżeń. No, chyba nigdy o tym nie słyszałam i faktycznie to istnieje - zamyśliła się Rebecca, jednak lada moment powróciła do rzeczywistości.

Emma mruknęła pod nosem coś o tym, że musieli je podmienić w szpitalu i tak naprawdę nie są rodzeństwem, co było nie praktyczne zważając na to, że urodziły się jako bliźniaczki jednojajowe i są do siebie nieporównywalnie podobne.

Rebecca machnęła jej listami przed oczami i rzuciła jeden - zaadresowany do Emmy, tuż obok niej na łóżko.

- Obudziłaś mnie tylko po to, żeby dać jakąś kartkę papieru?- mruknęła, a jej głowa ponownie upadła na poduszkę. Była strasznie leniwa w kwestiach pobudki, czego Rebecca, typowy ranny ptaszek, nie mogła zrozumieć (chyba, że kładła się późno w nocy spać, a potem przez cały dzień chodziła jak zombie - ale nie było to częste zjawisko).

Szturchnęła siostrę w udo, co okazało się być niezbyt dobrym pomysłem. Niestety, uświadomiła to sobie, kiedy gruby tom encyklopedii wylądował centralnie na środku głowy.

- Ty ośle!- skrzywiła się i zakryła dłonią bolące miejsce. Miała uczucie, jakby książka, poprzez uderzenie, przeciążyła jej głowę. Jakby trzymała na niej kilku kilogramowe kowadło. Przed oczami miała czarne plamy, które w mgnieniu oka przestały ją prześladować.- Po co ci ta encyklopedia? Nie przypominam sobie, by nam zadali w szkole przeczytanie jej jako lektury.

- Och, zamknij się wreszcie. Daj mi się wyspać.- szarpnęła kołdrę by się nią okryć, jednakże nie miała okazji dokończyć tej czynności.

Rebecca pociągnęła pościel w swoją stronę, odkrywając całkowicie Emmę i rzucając się na nią. Przytrzasnęła jej ciało, chwyciła księgę, by odebrać, niepożądaną przez jej głowę broń siostrze i zakryła ręką jej usta, by stłumić w pewnym stopniu jej wrzaski.

Nie mogły obudzić mamy, niech jeszcze śpi. Przesiedziała całą noc przy projektach biżuterii do nowej kolekcji.

Emma rzucała się we wszystkie strony próbując się wyrwać, bez pożądanego skutku.

- Przestań się tak miotać, tylko wstań wreszcie. Jeśli zejdziesz ze mną na dół, zachowując się, jak na człowieka przystało to mogę ci obiecać, że przez następne dwadzieścia cztery godziny, będziesz miała stu procentowy immunitet i nie będziesz musiała się martwić o to, że dopadnę do twojej szyi, gdy mnie zdenerwujesz.

- Naprawdę?- zapytała, a na twarzy Emmy stopniowo pojawiał się uśmiech.- Byłabym zaszczycona.

Rebecca roześmiała się. Ich codziennością były rozgrywane bójki oraz rzucanie sobie pogróżek. To była taka rozrywka. Zabawa dla dużych dzieci. Wstała chwiejnie i podała rękę siostrze, by pomóc jej wstać. Chwyciła pogniecione listy i podeszła do Emmy. Objęła ją prawym ramieniem, a ona powtórzyła ten sam gest.

- Rozejm?- Rebecca skierowała palec wskazujący w jej stronę.

- Rozejm- oznajmiła Emma i zetknęła swój palec z jej na znak zawieszenia broni.

Rebecca zeszła do salonu, pozostawiając swoją siostrę na górze i dając jej trochę czasu na przebranie się. Wstąpiła na chwilę do kuchni, by uszykować dobie kanapkę z serem i rozsiadła przy się przed telewizorem. Nic ciekawego w niej nie pokazywali. Zatrzymała się na programie przyrodniczym o orkach. Nie mogła się skupić na oglądaniu. W myślach była wciąż przy listach. Co mogły zawierać? Co, w ogóle, zawierają listy od monarchii? Jeden z nich ciągle gniotła w ręce.

Orki mają mózg pięć razy większy od ludzkiego, ale podobnie zaawansowany w rozwoju- tylko to zapadło jej w pamięć.

Po jakieś godzinie Emma zeszła na dół. Miała na sobie odzież sportową. Przysiadła się do Rebeccki, która już miała dosyć wszystkich orek i innych stworzeń morskich, więc zawzięła się do czytania powieści. Nadal jej myśli pochłaniała ciekawość, ale próbowała wytrwać, koncentrując się na czarnych literach tworzących słowa w książce.

- Tak więc, skąd masz te listy? Jak dobrze pamiętam, a pamiętam dobrze, to listonosz rzadko przynosi w naszej okolicy listy w sobotę rano.- zagadała.

- Bill przywiózł - rzuciła Rebecca, nie odwracając wzroku od lektury.

Emma gwałtownie wstała, o mało nie przewracając krzesła, a jej oczy poszerzyły się.

- Że co?! Jak to możliwe?!- krzyknęła z niedowierzaniem. Rebecca rzuciła jej karcące spojrzenie, więc usiadła z powrotem.

- Zamknij się, bo mamę obudzisz. Nie masz serca?

Emma prychnęła w odpowiedzi i w tym momencie zadzwonił jej telefon. Rebecca ponownie ją zgromiła, bojąc się, że dźwięk dotrze do uszu mamy. Emma odebrała i wstała pospiesznie przechodząc do holu, co także robiła Rebecca.

- Jak to? Nie. Nie miałam pojęcia - wydukała z krótkimi przerwami do telefonu, niezdarnie ubierając buty.- Za chwilę będę. Nie wyzywaj mnie. Już wychodzę - rozłączyła się i skierowała do siostry. - Niedługo powinnam przyjść. Ta zołzowata żmija specjalnie nie powiedziała mi o tym spotkaniu - mruknęła pod nosem.

 Chwyciła torebkę i zostawiła Rebecckę samą. No nie do końca samą.

- A co z listami?- zapytała do pustki.





Continue Reading

You'll Also Like

29.5K 988 27
18 letnia Aria Miller zaczyna nowe życie z dwójką swoich braci Paulem i Lucasem. Niestety nowe idealne życie nie jest idealne jak by się wydawało. P...
920K 34.6K 100
Dlaczego jest tak, że za czyjeś błędy, płacić muszą inni? Jej brat zawsze miał dar sprowadzania na siebie kłopotów. Niestety tym razem sprowadził j...
3.8K 65 13
Rose Roberts, córka wicehrabiego Henry'ego Roberts'a i wicehrabiny Viktorii Roberts , ma zamiar wejść na rynek małżeński w nowym sezonie.
91.9K 1.9K 80
Jego wzrok był zimny jak lód i głęboki niczym ocean. A ja dryfowałam na jego powierzchni, uparcie starając się nie zatonąć. Zawiera wulgaryzmy!