Someone Else

By hapilewie

22.3K 1.5K 211

Wszystko dzieje się bardzo szybko. Michael jest już prawie dorosły, ma swoje poważne problemy. Pojawia się te... More

Hi
Część druga
Część trzecia
Część czwarta
Część piąta
Część szósta
Część siódma
Część ósma
Część dziewiąta
Część dziesiąta
Część jedenasta
Część dwunasta

Część pierwsza

2.2K 134 13
By hapilewie

 To była środa, początek kwietnia. Restauracja była wypełniona ludźmi, wręcz upchana nimi po kątach. Jedyne co dało się słyszeć to rozmowy, setki rozmów zagłuszających Agnes Obel, której głos wydobywał się z gramofonu. Jednak nikt na to nie narzekał, bo klienci miło spędzali czas, a właściciel zdecydowanie sobie zarobi. Po deszczu sprzed trzech dni nie było śladu, wręcz przeciwnie – Słońce świeciło boleśnie, zwiastując nadejście ciepłej wiosny, i Louis naprawdę nie rozumiał dlaczego ludzie swój wolny czas wolą spędzić w zamknięciu niż na świeżym powietrzu. Gdyby on sam mógł wybierać to oczywiste, że zabrałby dzieci i męża na zewnątrz. Jednak nie mógł, bo pociechy pilnie się uczyły, a mąż pracował. I on też. Rzucił ostatnie spojrzenie za okno, na przyjemną pogodę i wrócił na zaplecze. Przygotował sobie mocną herbatę, ustawił ją na niskim taborecie i na podobnym usiadł z laptopem na kolanach. Był środek tygodnia, początek miesiąca, co znaczyło, że musi zamówić towar. Tego nie lubił najbardziej w pracy managera. O wszystko wtedy pytał się Harry'ego, bo on wiedział najlepiej co potrzeba i ile (a to on powinien wiedzieć).

Tak, razem prowadzili restauracje. To był świetny biznes. Harry zajmował się kuchnią, a Louis całą resztą pilnując, by nie zbankrutowali i tak dalej. Naprawdę dobrze im się żyło w Liverpoolu. Dwa miesiące po przeprowadzce zaadoptowali czteromiesięczną Matyldę. Trudno było jej powiedzieć mniej niż rok temu, że jest adoptowana, że nie jest ich biologiczną córką, a Michael nie jest jej biologicznym bratem. Po prostu się dowiedziała, że mężczyzna może mieć dziecko tylko z kobietą, a ona nie miała mamy, tylko dwóch tatusiów. Musieli jej wszystko wyjaśnić. Przez jakiś czas Ealy była nieco przygnębiona. Przykro jej było z tego powodu. Ale była dość mądrą dziewczynką i zrozumiała, że rodzice ją kochają, i Michael też. Który zawsze jej powtarzał, że nieważne kto urodził, tylko kto wychował, co zawsze sprawiało, że serce Louisa puchło.
A Michael był już prawie dorosły, miesiąc temu skończył siedemnaście lat (Ealy dziewięć). Harry'ego trochę niepokoiło to, że chłopak nie przeszedł czegoś takiego jak okres buntu, nie sprawiał problemów. Był dość ułożony, uczył się przeciętnie, miał uroczą przyjaciółkę Sally (Harry szczerze liczył na związek i wnuki). Jednak był jeden mankament drażniący ich wszystkich. Bójki. Jako jeszcze młodszy chłopiec często się przepychał z rówieśnikami, którzy dokuczali mu z powodu dwóch ojców. Wtedy Harry i Louis przenieśli go do innej szkoły, bardziej tolerancyjnej, jak się okazało. Teraz Michael poszedł do liceum i od początku roku, Tomlinsonowie byli trzy razy wzywani do szkoły, bo Michael najzwyczajniej w świecie pobił się z jakimś kolegą. Louis zawsze podkreślał, że to nie kolega skoro się pobili. Mniejsza o to. Te incydenty były zdecydowanie niesprzyjające. Harry bał się, że jego syn dostanie kuratora, jednak to nie on wywoływał owe bójki. Zawsze był ofiarą, co martwiło ich jeszcze bardziej. I zawsze chodziło o to samo: brak cholernej tolerancji. Louis już po drugim razie chciał przenieść syna do szkoły prywatnej, jednak nie było ich na to stać, więc zaczął odkładać. Powiedział sobie, że jeszcze dwa razy stanie się coś takiego i zabiera swojego syna z tej homofobicznej szkoły.
Na ich szczęście był już spokój od świąt i praktycznie całkiem o tym zapomnieli.

Za to Matylda była jeszcze większym rozrabiaką. Zbierała same kiepskie oceny, podczas lekcji wiecznie rozmawiała, plątała się po klasie, robiła kawały rówieśnikom i była ogromną śmieszką. Mimo wszystko była kochaną i uroczą osóbką, której nawet nauczyciele wszelkie wybryki puszczali płazem. To przez te jej kręcone włoski i oczy koloru burzowego morza. Kiedy była w tarapatach robiła te swoją minę zbitego psiaka, albo raczej smutnego króliczka, jak to mówił Harry, i jej problemy znikały jak za dotknięciem magicznej różdżki. I dzięki temu miała również czego tylko chciała. Tak więc, ściany jej pokoju były różowe i ozdobione naklejkami dinozaurów. Po kątach walały się lalki, misie, samochody i klocki lego. Miała także swoją własną toaletkę, przy której malowała usta błyszczykiem z jakiejś dziewczęcej gazety. I przy okazji biały mebel wymalowała zieloną i niebieską farbą. Harry z bólem patrzył na to wszystko, a Louis jedynie udawał, że mu przytakiwał. Bo tak naprawdę sam pomagał córce wybierać farby, nakleić dinozaura w miejscu gdzie ona nie dosięgała, wybierał razem nią klocki i kupił jej piłkę. Miał szczęście, że Matylda lubiła zabawy dla dziewczynek i dla chłopców, bo Michael nie lubił piłki nożnej, tak samo jak jego ojciec. Ale kochał swoje dzieci, oboje tak samo, mimo że żadne z nich nie było jego biologicznym potomkiem. Jednak nie to było ważne. Byli rodziną, troszczyli się o siebie nawzajem, kochali i tworzyli bezpieczne ognisko domowe razem z Albertem, ich świnką morską z lekką nadwagą.

Louis przerwał myślenie nad swoją rodziną, bo w końcu jednak musiał się zająć pracą. Na stronie internetowej ich ulubionego dostawcy przeglądał produkty i zastanawiał się czego najbardziej potrzebowali. Szpinak jeszcze był, ale fasoli brakowało, kalafiora, ziemniaków, a poru nie było już od wczoraj. I jeszcze mnóstwo innych rzeczy niezbędnych dla kuchni wegetariańskiej. Kątem oka dostrzegł Harry'ego biegającego z jednego końca sali na drugi. Reszta również pracowała na przyśpieszonych obrotach, kelnerki co chwila wychodziły i wracały z kolejnymi zamówieniami. Gdzieś z boku Louis słyszał jak są myte naczynie, dźwięk sztućców i garnków rozchodził się po całym pomieszczeniu, a wszelkie zapachy mieszały się ze sobą. Nie było to zbyt przyjemne, kiedy aromat duszonej papryki mieszał się z właśnie zaparzoną kawą.
Chwycił filiżankę swojej herbaty i upił kilka dużych łyków. Na ekranie laptopa wyświetliła mu się promocja na szparagi, ale z tego co wiedział to jeszcze trochę mieli w zamrażarce. Jednak promocja to promocja. Nie będąc pewnym co zrobić odłożył laptop na krzesełko, gdzie siedział i omijając kucharzy podszedł do Harry'ego. Brunet właśnie kroił kolejną porcję papryki, co chwile mieszając w patelni obok. Louis delikatnie położył dłoń na jego ramieniu sprawiając, że Harry spojrzał na niego najpierw rozzłoszczony, że ktoś mu przeszkadza, jednak zaraz mina ta zamieniła się na czuły uśmiech.

- Czego potrzebujesz? – spytał, przerywając na chwilę i sięgnął po pasek papryki, odgryzł kawałek i resztę wsunął pomiędzy wargi swojego męża.

- Jest promocja na szparagi, ale mamy jeszcze trochę. Więc nie wiem czy zamawiać. – odparł przeżuwając ze smakiem.

Rzucił okiem na zegarek nad wejściem i w myślach przypomniał sobie, że za godzinę musi jechać odebrać Matyldę ze szkoły i później zawieźć ją na judo. Chciał, by jego córka umiała się obronić w razie potrzeby, a Harry wolał zapisać ją do domu kultury na zajęcia plastyczne, bo wydawała się interesować rysowaniem i malowaniem, jednak Louis go przekonał, razem z Matyldą prosząc, by to jednak było judo. Jak na razie robiła niezłe postępy, z tego co obaj zauważyli. W piątek byli na jej zajęciach i Harry był pod wrażeniem, że jego córka, potrafiła powalić czterech chłopaków. Był dumny, szczególnie Michael, który cały czas krzyczał do Matyldy, żeby skopała im tyłki, jakby to były jakieś zawody.

- Mmm. – mruknął Harry bawiąc się kosmykiem włosów Louisa przy jego uchu. – Zamów. Od przybytku głowa nie boli.

- A co jak się zepsują?

- Nic – odparł po czym nachylił się, by cmoknąć policzek męża i wrócił do krojenia papryki. Louis zaśmiał się, ale nic nie powiedział.

Wrócił na swoje miejsce, zgarnął laptopa na kolana i szparagi też zamówił, jednak nie za dużo. Pół godziny później był już wolny i postanowił trochę odetchnąć od sprawdzania, czy blaty są umyte, czy naczynia nie mają zacieków i czy goście są zadowoleni. Przysiadł w kącie przy małym okrągłym stoliku, by mieć widok na klientów, objął dłońmi nową filiżankę herbaty, tym razem malinowej i odprężył się podjadając rodzynki i przeglądając strony internetowe.

Szukał jakichś nowych butów dla siebie. Nie to, że znudziły mu się teraźniejsze, po prostu chciał nowe. I Matyldzie również się nowe przydadzą, ale jeśli już miał kupować to tylko z nią, bo to w końcu dla niej. Ewentualnie Harry pójdzie razem z nią w sobotę na zakupy, bo on był już umówiony z Niallem, a Ealy zdecydowanie potrzebowała jakichś pantofelków na wiosnę. Michael za to sam sobie kupował buty jeśli tylko dostał pieniądze od rodziców. Harry już dawno przestał ubolewać nad tym, że jego mały synek dorasta. Zaczął się przyzwyczajać w momencie, gdy Michael poszedł do nowej szkoły w Liverpoolu i mnóstwo swojego czasu spędzał z nowymi kolegami. Nawet się nie obejrzeli kiedy chłopak przyprowadził do domu, na razie tylko, koleżankę, a potem skończył szesnaście lat i jest już praktycznie samodzielny. Już nawet zadeklarował, że kiedy skończy szkołę (za dwa lata!) i znajdzie prace, bo na studia nie chciał iść, to się wyprowadzi. Louisowi tylko było ciężko to zaakceptować. Nie umiał tak szybko pogodzić się z rozstaniem ze swoim synem. Ale cóż, Michael chciał już być dorosły i w ogóle nie pokazywał, że jest mu z tym jakoś ciężej. Był gotowy. A Harry chciał wnuków. Za jakiś czas oczywiście.

Zauważył, że jest już godzina wpół do dwunastej, więc musiał się zbierać i jechać po córkę. Laptop zaniósł do mieszkania, zostawiając go w salonie na stole, zmienił buty, założył kurtkę i wyszedł, drzwi zamykając na klucz, wiedząc, że Harry w najbliższym czasie nie będzie potrzebował iść do domu. Będąc na zewnątrz skierował się na parking, gdzie stał samochód jego i Harry po czym wyjął kluczyki z kurtki. Wsunął do odtwarzacza starą płytę Queen i jechał do szkoły cicho podśpiewując z Frieddiem.

Matylda wyszła ze szkoły razem z dzwonkiem, albo raczej wybiegła, co wyglądało jakby jej plecak wcale jej nie ciążył, tak jak dziś rano narzekała ile to książek musi codziennie nosić. Louis stał pod bramą i czekał, aż jego córka pożegna się kolegami, nie z koleżankami. Zauważył kątem oka jak ktoś koło niego staje, więc spojrzał na kobietę uśmiechającą się do niego nachalnie. To była Audrey, mama najlepszego przyjaciela Matyldy, która pomimo tego, że wiedziała, że Louis jest gejem, ma męża i dzieci to i tak za każdym razem kiedy się widzieli, ona z nim flirtowała.

- Cześć, Louis – odezwała się pierwsza. Miała około trzydziestu pięciu lat, czyli była jakoś w wieku Harry'ego. Jej ciemne włosy przy skroniach zaczęły już siwieć.

- Hej. – odparł obojętnie i odwrócił od niej wzrok, wypatrując swoją córkę. Matylda jeszcze zawzięcie gawędziła z kolegami.

- Więc dzisiaj się spotykamy? – mruknęła szczęśliwie, na co Louis zmarszczył brwi. Audrey zaśmiała się. - Na judo – odparła. Louis pokiwał głową. Nie wiedział co miał powiedzieć i na szczęście uratowała go Matylda rzucając się na jego nogi. Pisnęła gdy Louis wziął ją na ręce.

- Hej, królewno – przywitał się z nią i ucałował ją w czoło. Matylda wydęła wargi i wybełkotała 'blee', bo nie lubiła takich czułości.

- Nie mów tak do mnie – obruszyła się. Zeskoczyła z ramion ojca i od razu wpakowała się do samochodu. Louis nie zwracając uwagi na Audrey ruszył za nią. Matylda miała rozpiętą kurtkę, szalik pewnie schowała do plecaka, a jej trzewiczki były rozwiązane, jednak Louis tego nie komentował. Przyzwyczaił się do tego, że jego córka nigdy nie choruje i rzadko kiedy się go słucha. Bardziej za autorytet uznawała Harry'ego ale cóż. Louis był za to dla niej kompanem do zabaw, na które to Harry był uczulony, jak berek po całym mieszkaniu i restauracji albo malowanie dłońmi nie tylko po kartkach. Gdyby to Harry poprosił córkę, by się zapięła – zrobiłaby to.

- Jak było w szkole? – oczywiście, że musiał zapytać.

- Niedługo będzie dzień matki – mruknęła Ealy, nie wyglądała na zbyt zadowoloną z tego powodu.

- Czemu tak późno?

- Bo miesiąc nie było naszej pani co się zajmuje tymi apelami czy coś. Ale nieważne. No więc.. spytałam się pani co mam zrobić jeśli mam dwóch tatusiów. A ona powiedziała, że jeden z was może przyjść jako mama. To głupie nie? Przecież ani ty ani tata nie jesteście dziewczyną.

- Mhm. Masz rację, to głupie. – odparł lekko zirytowany, ale nie dawał tego poznać po sobie. Matylda uśmiechnęła się zwycięsko.

Zawsze uważała, że ma rację, nawet jeśli wiedziała, że jej nie ma. Harry wiedział, że to źle, bo kiedy będzie starsza to stanie się przemądrzała, a to nie jest dobra cecha. Nie chciał, żeby jego dzieci były mniej lubiane przez swoich rówieśników.

Przechodzili już przez to z Michaelem i nadal przechodzą, a ich mała córeczka nie może być w takiej sytuacji. Dlatego obaj starali się ją tego oduczyć, Harry nawet kupił kilka poradników i miał nadzieję, że to zadziała. Nie było nic złego w tym, że Matylda trochę rozrabiała, że nie umiała usiedzieć w miejscu i wokół niej zawsze musiało się coś dziać, bo w tym wszystkim była naprawdę urocza starając się o uwagę innych i cieszyła się, gdy inni ją podziwiali i chwalili. Harry przeczytał, że w ten sposób chce podbudować swoją samoocenę i jest po prostu ruchliwa. Musiała tylko przestać zachowywać się tak jakby pozjadała wszystkie rozumy.

Louis wziął jej plecak i zanim zdążył otworzyć drzwi samochodu Ealy już dawno wysiadła i gnała do wejścia restauracji. Nie gonił jej, bo to nie miało sensu, zanim zrobił kilka kroków, ona już była w środku. Modlił się tylko, by nie potrąciła któregoś z klientów i nie zrobiła sobie krzywdy. Wiedział też, że pobiegła do kuchni, by przywitać się z tatą. Zatrzymał się w wejściu obserwując jak jego córka wita się z Ianem, jej ulubionym kucharzem (bo robił najlepsze babeczki truskawkowe) przybijając z nim żółwika, a potem przywarła do nóg Harry'ego. On zdezorientowany upuścił łyżkę w garnku, ale nie przejmując się tym, pochylił się do córki i wziął ją w ramiona. Ealy objęła jego szyje ramionami, on trzymał ją mocno pod pupą, a twarz wetknął w jej brązowe loki, tak bardzo podobne do jego, co było niemożliwe, ale wciąż.. byli do siebie podobni. Za to jeśli chodzi o Michaela to ludzie zawsze uważali, że jest synem Louisa. Absurd. To znaczy, oczywiście, że był, tylko chodzi o biologiczne powiązanie. Nawet nie byli podobni!

- Cześć, moja córko – zaświergotał Harry po czym postawił Matyldę na ziemię.

- Cześć, mój tato – odparła dziewczynka kręcąc swoimi biodrami. Louis podszedł do nich i ułożył dłoń na jej małym ramieniu. Harry nie mógł się powstrzymać, więc docisnął swoje wargi w kąciku ust jego męża. Obaj usłyszeli jak Matylda udaje odruchy wymiotne, ale zignorowali to.

- Teraz pójdziemy odrabiać lekcje, więc myślę, że za jakieś półtora godziny zejdziemy, żeby ci trochę poprzeszkadzać – powiedział Louis starając się zignorować denerwujące dźwięki gotowania i przekrzykiwania. Harry kiwnął w zrozumieniu i wrócił do swojego zajęcia. Zanim z Matyldą zdążyli wyjść z kuchni usłyszeli jak Harry krzyczy na kogoś kto upuścił talerz z pokrojonymi pomidorami i oboje głośno się zaśmiali.

Louis zagonił córkę do łazienki, by umyła ręce, a on w tym czasie nalał jej zupy warzywnej jego roboty. Kiedy ona jadła, on popijał swoją herbatę i wysłał smsa do Michaela z pytaniem o której będzie. Domyślał się, że chłopak ma lekcje dlatego nie odpisuje. Z Matyldą później usiedli w salonie i zaczęli odrabiać lekcje. Najtrudniej było napisać opowiadanie o jakimś bohaterze. Matylda chciała o Spidermanie, ale tu nie o to chodziło. Louis wymyślił krótką historyjkę o małym lisku, który uratował wiewiórkę, a Ealy ją zaakceptowała, więc było dobrze. Michael odpisał, że wróci koło szesnastej razem z Sally, co cieszyło Louisa – uwielbiał tą blondynkę.

- Mogę teraz iść oglądać bajki? – spytała Ealy pakując się na jutrzejszy dzień. Właśnie leciał Dexter, jej ulubiona kreskówka.

- Jasne – odparł. Zebrał z łóżka ubrania córki, które nadawały się do prania i razem wyszli jej z pokoju.

Ona usadowiła się w salonie na kanapie, a on w łazience, by zrobić pranie. Szczerze, zdecydowanie wolał pracę w domu niż w restauracji. Tu nie było żadnego stresu, żadnych problemów. Jeśli miał sprzątać to sprzątał, trzeba było zrobić pranie, więc to robił. Nic trudnego. Jednak każdy dzień rozpoczynał od załatwienia spraw z restauracją. W końcu był managerem i to należało do jego obowiązków: dbać o restauracje. I lubił to, tak naprawdę. Nie przepadał za posiadaniem kontroli nad wszystkim, po prostu to było dla niego za dużo, dlatego nad resztą czuwał Liam. On przede wszystkim rano przygotowywał stoliki, zajmował się produktami i menu i dbał o dobrą atmosferę między pracownikami. Zapłatę dostawali wspólnie z Harrym i było dobrze. Na wszystko zawsze wystarczało i co miesiąc odkładali trochę, tak na wszelki wypadek. Dzieci nie narzekały na braki ani nic. I to było w porządku.

Pralka zajęła się sobą i Louis mógł w końcu w spokoju usiąść obok swojej córki. To znaczy, ona tak za bardzo nie siedziała, bo leżenie do góry nogami na kanapie z nogami zwisającymi z oparcia i głową ułożoną pod dziwnym kątem to raczej nie siedzenie. Oglądała jakąś kolejną kreskówkę i chrupała czekoladowe kuleczki. Louis poczęstował się, co na szczęście nie spotkało się z oburzeniem. Jego telefon zabrzęczał, więc wyjął go i przeczytał smsa od Harry'ego o treści „jeszcze pół godziny😁" i sam się uśmiechnął. Nie mógł się doczekać, aż jego mąż weźmie go w objęcia i będą mogli razem, tylko we dwoje, milo spędzić czas.


Harry zdjął biały fartuch, złożył go ładnie w kosteczkę i odłożył na jego stałe miejsce. Umył ręce i pożegnał dwie kelnerki, które jeszcze zostały by wyczyścić stoliki. Potem wyszedł na sale gdzie zastał Liama włączającego alarm. Uśmiechnął się na jego widok i obaj podeszli do siebie.

- Jakieś plany? – spytał Payne i sięgnął po swój cienki płaszcz.

- Raczej nie. No może Louis planuje jakieś przytulanie czy film. – zaśmiał się Harry wiedząc, że jego mąż będzie liczył na wspólne pieszczoty z dala od dzieci. – A wy?

- Niall odwiózł Polly do dziadków, ale mamy przy sobie Nolana, więc.. nie wiem jak to będzie – odparł z lekkim uśmiechem. Polly była siedmioletnią dziewczynką, którą zaadoptowali pięć lat temu. Natomiast Nolan to dwuletni maluszek z okienka życia. Liam i Niall tylko się zgłosili i wcale nie liczyli na to, że im się uda. Harry powiedział, że to dobry pomysł na kolejne dziecko, a oni go posłuchali. Tydzień później dostali informację, że mogą a nawet muszą zaadoptować malutkiego Nolana.

- Ale ten brzdąc chyba wam nie przeszkodzi. – mruknął Harry niskim i zawadiackim głosem. Liam nic na to nie odpowiedział. Nie chciał się przyznawać, że nie kochali się z Niallem od właściwie tych pięciu miesięcy i teraz szczerze na to liczył.

- Dobra, na razie. Do jutra - pożegnał się z Tomlinsonem i wyszedł zostawiając rozbawionego Harry'ego. Teraz jedyne co mu zostało to zgasić światła i pójść do domu, więc tak zrobił. Nie zamykał drzwi, bo wiedział, że Michael zaraz wróci i on to zrobi.

W korytarzu zdjął buty i po cichu, tak by nikt go nie usłyszał, przeszedł do kuchni. Nalał sobie odrobiny soku i wypił wszystko jednym haustem. Z salonu słyszał dźwięki telewizora i wiedział, że tam znajdzie męża i córkę.

- Maraton beze mnie? - odezwał się stając w progu. Matylda nie zwróciła na niego uwagi, zbyt zajęta oglądaniem Toma i Jerry'ego. Za to Louis spojrzał na niego powoli obracając głowę w jego kierunku i uśmiechnął się. Harry zrobił to samo, marszcząc przy tym nos po czym podszedł do małżonka, nachylił się do niego i ucałował najpierw w czoło, a później wprost w stęsknione usta. Louis chwycił dłońmi koszulę Harry'ego i przyciągnął go do siebie, tak że ten prawie na niego upadł, ale przytrzymał się podłokietnika. Zaśmiali się w swoje usta i usłyszeli parsknięcie Matyldy, co jeszcze bardziej ich rozbawiło.

- Idę malować - zaświergotała Ealy po czym zeskoczyła z kanapy i pognała do swojego pokoju. Louis nie tracąc czasu osunął się na kanapę ciągnąc za sobą Harry'ego. Młodszy nie protestował, od razu wygodnie ułożył się na mężu, swoją wagę unosząc na ramionach.
Cmoknął Louisa w usta i od razu przeszedł z pocałunkami na jego żuchwę i szyję - najbardziej wrażliwe miejsce szatyna. Poczuł jak Louis sunie dłońmi po jego plecach, a potem zatrzymuje je na jego udach. Uwielbiał jego malutkie dłonie na swoim ciele.

- Dzień dobry - obaj usłyszeli dziewczęcy głos, co sprawiło, że Harry odskoczył od męża jak poparzony, a Louis chichotał w swoją dłoń.

Sally stała razem z Michaelem w progu salonu. Chłopak wyglądał jakby miał zaraz zabić swoich rodziców, natomiast ona była wręcz rozbawiona. Państwo Tomlinsonowie nigdy nie kryli się ze swoimi uczuciami, a już w szczególności nie w swoim domu. Sally już nie raz przyłapała ich na obściskiwaniu.

- Cześć, kochanie - oparł Louis machając do blondynki. Dziewczyna odwzajemniła gest i ominęła Michaela kierując się na górę.

- Idziesz? - zaśmiała się do Michaela, który nadal stał ciskając piorunami w Harry'ego.

- Zaraz - odparł chłopak wracając do kuchni. Harry podążył za nim, by wszystko wyjaśnić.

- Możesz powiedzieć Matyldzie, żeby już zeszła? Musimy jechać na judo - powiedział Louis do Sally, poprawiając przy tym swoją koszulkę, którą Harry lekko podwinął.

- Dobrze. - odparła Sally i poszła na górę. Louis natomiast wyruszył Harry'emu na ratunek. Ledwo zdążył chwycić męża za ramię, a Michael z ukrywanym uśmiechem wyburczał coś w stylu "jesteście niemożliwi" i pognał do swojego pokoju. Louis zaśmiał się i ucałował Harry'ego w policzek.

- Co mówił? - mruknął Louis stając naprzeciw Harry'ego. Chwycił w dłonie jego loczki i nawijał na swoje palce wpatrując się w malinowe usta męża.

- Coś tam, że za dużo się całujemy - odparł Harry. Jego dłonie powędrowały na biodra Louisa.

- Ja uważam, że zdecydowanie za mało - Louis szepnął nachylając się do bruneta i złączył delikatnie ich wargi. Nie spodziewał się, że gwałtownie zostanie przysunięty do młodszego uderzając swoim brzuchem o jego. Szybko owinął ramiona wokół jego szyi, a Harry pogłębił pocałunek, w dłoniach ściskając pośladki szatyna.

- Bleeeh - burknęła Matylda wchodząc do kuchni. Klepnęła udo Harry'ego i wczołgała się na krzesło przy stole. Zaśmiała się widząc oburzone miny rodziców. - Jedziemy już? - ułożyła głowę na ramionach i spojrzała na Louisa.

- Jedziemy - odparł kręcąc przy tym głową. Naprawdę ostatnio nie mieli z Harrym dla siebie chwili. Chyba, że w nocy. Ale wtedy to już spali.

Ealy wstała z krzesła i wybiegła z kuchni do korytarza, by się ubrać. Louis z szafy pełnej kurtek wyjął jej torbę na trening. Wczoraj wszystko wyprał i pięknie pachniało. Czego Harry nie zauważył, oczywiście. Pewnie nawet by nie zauważył gdyby Louis wyniósł stół z kuchni albo telewizor z salonu. On nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Bardziej interesowało go, czy lodówka jest pełna warzyw i czy Matylda umyła zęby.

Louis truł mu od tygodnia, żeby naprawił łóżko ich córki, bo jedna nóżka się chwieje. Właśnie dziś miał okazję, więc zabrał odpowiednie narzędzia i odprowadzony szczęśliwym wzrokiem Louisa poszedł do pokoju Matyldy, tak by nie zauważyła. Nie lubiła, gdy ktoś wchodził do jej pokoju bez pytania. Trenowała judo, więc mogła uderzyć.

Dziś była wyjątkowo świetna. Przebiegła trzy kółka i wcale się nie zmęczyła, zrobiła 20 brzuszków, robiła idealnie każde ćwiczenie, które trener nakazał, i podczas jednej walki - wygrała, oczywiście. Louis był z niej tak bardzo dumny. Rozwijała się i robiła to co kochała i była z tym szczęśliwa. I Louis też.

- Moja mała wojowniczka - mruknął Louis kiedy Matylda wyszła z szatni. Z uśmiechem podbiegła do taty i przytuliła się. - Jeszcze trochę i będziesz mogła nas wszystkich bronić.

- Już mogę! - odparła dumna. Louis ucałował ją w głowę i mocniej owinął szalik wokół jej szyi. Na zewnątrz już było zimno.

- Oczywiście, że tak.

Wpakowali się do samochodu i ruszyli do domu. Ealy ciągle podśpiewywała z jakąś wokalistką w radio, a Lou nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Jego córka była wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Bo jaka inna dziewczynka trenuje judo, bawi się starymi żołnierzykami jej brata, uwielbia malować i pomimo tego, że ubiera się na różowo to naprawdę jest groźna, impulsywna, niezależna i kocha psocić. Jego malutka, dziewięcioletnia księżniczka.
Przed samym domem Louis zauważył, że Matylda prawie zasnęła, zmęczona całym dniem. Musiał wyjąć ją zamroczoną z fotelika, jednak nawet nie zrobił kroku, bo Ealy od razu się przebudziła i zapragnęła stanąć na własnych nogach. Nigdy nie umiała spać w ramionach rodziców, więc zawsze starali się, by nie zasypiała na ich łóżku, bo wtedy robił się problem z przeniesieniem jej, a Ealy wyrwana ze snu to zła Ealy.

- Chcę spaaać. - ziewnęła ciągnąc za sobą swoją torbę. Louis zapisał sobie w głowie, by znów ją wyprać.

- Zaraz się położysz tylko jeszcze się umyj i zjedz kolację. - powiedział Louis do córki. Otworzył drzwi i pozwolił jej wejść pierwszej. Torbę zostawiła w korytarzu, po drodze do schodów zdjęła buty, jeden od drugiego w odległości dwóch metrów, kurtkę powiesiła na barierce schodów i na czworaka weszła na górę. - Zaraz przyjdę nalać ci wody! - krzyknął za nią. Schował torbę do szafy i sam się rozebrał. Z kuchni słyszał radio i mruczącego Harry'ego, więc poszedł na poszukiwania męża.

Harry szykował sałatkę grecką, jego ulubioną. Właśnie mieszał sos, kiedy Louis stanął przy nim i sięgnął po kawałek sera feta. Harry w odpowiedzi cmoknął go w skroń.

- Sally jest? - spytał nalewając wody do czajnika. Miał ochotę na mocną kawę.

- Poszła niedawno. Mówiłem, żeby została na kolację, ale powiedziała, że jej mama jest zła, że tak rzadko jada u siebie w domu. - parsknął brunet polewając sałatkę sosem. Wymieszał i zamierzał dać mężowi, żeby spróbował.

- W sumie to ma trochę racji. - przyznał szatyn. Usiadł do stołu z kolejnym ciastkiem, które wytrącił mu Harry i zamiast tego do ust włożył mu łyżkę sałatki.

- Zacznij jeść zdrowo - westchnął Harry lekko rozbawiony. To nie tak, że uważał, że Louis jest gruby od słodyczy, bo nie był. Był cudnie krągły, ale mógłby czasem cukiereczki zamienić na kukurydzę; byłby zdrowszy po prostu.

- Daj mi spokój - westchnął Louis nieco oburzony. Harry nie będzie mu mówił jak ma się odżywiać. Zalał sobie kawę i spokojnie czekał na swoją porcję sałatki.

- Ja chcę tylko dobrze -

- Nieważne - Louis przerwał mężowi. Wiedział, że zaraz zawoła dzieci na kolację, więc musiał czym prędzej poruszyć ten temat. - Nie uwierzysz co mi Matylda powiedziała. - zaczął tym swoim oburzonym głosikiem, co spowodowało śmiech u jego męża.

- Co takiego? - oparł głowę na dłoniach i z uśmiechem dał znać Louisowi, że słucha bardo uważnie.

- U niej w szkole robią dzień matki i-

- Czemu tak późno?

- No bo ta babka, która zajmuje się takimi akcjami była chora i dopiero wróciła. Ale nie o to chodzi. Chodzi o to, że Matylda spytała się wychowawczyni co ma zrobić skoro ma dwóch ojców. A wiesz co ta szmata jej odpowiedziała? - warknął Lou lekko różowy na twarzy, był zdenerwowany. - Że niech przyjdzie jeden z nas jako matka. Rozumiesz to?!

- Haha, taaa. Rozumiem. Ale to nie powód, żeby się tak denerwować, słonko - zaśmiał się Harry. Louis zawsze za bardzo dramatyzował, co jednak sprawiało, że był uroczy. Sięgnął po jego dłoń na stole i splótł razem ich palce.

- Ale tu chodzi o to, że ci chorzy ludzie nadal myślą, że jak jest para gejów to jeden robi za kobietę. To jest chore!

- Zgadzam się, ale nie musisz sie tak denerwować, Lou. To nie jest ważne. Ci inni ludzie nie są ważni.

- Tylko-

- Cii - szepnął Harry przysuwając się do męża. Objął ramieniem jego drobne ciało i oparł czoło o jego skroń. - Nie przejmuj się tym. Żaden z nas nie jest przecież kobietą, Lou, obaj dobrze o tym wiemy. Jesteś bardzo męski - westchnął wprost do jego ucha, wywołując lekkie dreszcze u szatyna, który zaśmiał się na to. - A dzień matki nie jest dla nas. Jak będzie dzień ojca, to pójdziemy we dwóch i będziemy trzymać się za ręce - dodał niższym głosem i lekko przygryzł płatek ucha Louisa. Szatyn śmiał się, bo to lekko łaskotało, ale było też dość pociągające. Złapał w obie dłonie twarz męża i mocno go pocałował. Musiał przyznać, że Harry jak zawsze miał rację. Był cholernie mądrym i gorącym tatuśkiem.

Continue Reading

You'll Also Like

19.4K 1.3K 36
Mama Louisa nie ma dość pieniędzy, aby zapewnić mu szkolny lunch, więc Harry codziennie daje mu pomarańczę. --- Oryginał należy do @latenightlarry ! ...
8K 1.1K 5
o wróżce i samotnym człowieku. [ l a s h t o n ] © meekle; 2014
584 52 11
Louis Tomlinson sądził, że ma wszystko. Rodzinę, sławę, pieniądze, przyjaciół, a zwłaszcza najlepszego chłopaka na świecie. Jednak jeden moment spraw...
10.6K 816 25
Pomimo, że Vees byli dla ciebie jak rodzina (niektórzy) jako bliska przyjaciółka samej księżniczki piekła postanawiasz pomóc jej w prowadzeniu hotelu...