Pov.Leondre
Promyki słońca wkradają się do mojego okna przez nie zasłoniete żaluzje, za co przeklinam się w głębi duszy, że ich wczoraj nie spuściłem.
Zmęczony przecieram twarz dłońmi, a następnie odwracam się na prawą stronę chcąc zobaczyć śpiącą dziewczynę, lecz jej tam nie zastaje. Zrezygnowany udaję się w stronę kibla żeby się wysikać i umyć zęby. Kiedy już to zrobiłem idę do sypialni po jakieś czyste albo chociaż nie śmierdzące ubrania.
-Dobra, najwyżej popsikam dezodorantem i będzie jak nowa- mówię do siebie wąchając czarną bluzę z kapturem- Japierdole zaraz!- krzyczę, gdy do moich uszu dociera zawzięte pukanie do drzwi.
-Dawno się nie widzieliśmy, kochanie- ucicham widząc osobę stojącą po drugiej stronie.
-Kurwa Katrine, co ty tu robisz? Pojebało cię?!- natychmiast wyciągam dziewczynę do środka, żeby przypadkiem nikt jej nie zauważył.
-Mieszkam- odpowiada cały czas się uśmiechając.
-Jak to mieszkasz?!- chwytam się za głowę.
-I jeszcze poznałam twoją dziewczynę. Melissa, tak?- wodze za nią wzrokiem z każdym, nawet najmniejszym krokiem jaki stawia.
-Masz się od niej trzymać z daleka- cedzę przez zęby wyraźnie każde słowo.
-Grasz twardo, ale ja wiem, że wrócisz. Zawsze wracasz.- jej ciepły oddech obija się o moje ucho, a później odchodzi zostawiając mnie samego z natłokiem myśli.
*****
Pov.Melissa
-Dzień dobry- witam się, gdy tylko wchodzę do gabinetu- Dzwonił pan do mnie.
-Tak, owszem- odpowiada i zdejmuje okulary.
-Co z Suz? Niech pan coś powie- czuję palące łzy w kącikach oczu, ale przecież będzie dobrze.
-Pani Suzanne nie żyje- zamieram słysząc te słowa- Dobrze się pani czuje?- wstaję z krzesła, które przewracam i zaczynam biec, ale nie potrafię. Nie kontrolując tego co robię wpadam w atak histerii. To moja wina! To ja zajmowałam się sobą w tym czasie, kiedy to ona mnie potrzebowała. Jestem pieprzoną egoistką. To mnie nie powinno tu być, a nie jej. To ja powinnam umrzeć w tym cholernym szpitalu.
-Błagam! Oddajcie mi ją!- krzyczę na cały szpital krztusząc się włąsnymi łzami- Oddajcie- uderzam pięściami o ścianę, aż w końcu upadam na ziemie przez narastające zawroty głowy.
-Słoneczko - czuję oplatające ręce, które mnie podnoszą- Lekarze mi wszystko powiedzieli- mówi, a ja mocniej wtulam się w jego klatkę piersiową.
-To przeze mnie ona nie żyje- łkam- Jestem potworem- zaczynam płakać głośniej.
-Nie wolno ci nawet tak myśleć- gładzi mnie po plecach, sprawiając, że ból zewnętrzny chwilowo łagodnieje.
WIEM, ŻE TEN ROZDZIAŁ NIE JEST NAJLEPSZY, ALE NAPRAWDĘ STARAŁAM SIĘ XX
(nie sprawdzany)