Gra warta świeczki

By skorek80

581 8 3

Niechronologicznie zestawione ze sobą etapy życia Joanny ukazują szereg przemian zachodzących w jej osobowośc... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19

20

1 0 0
By skorek80


Nastała nieszczęsna sobota. Dzień był słoneczny, bez nawet jednej, malusieńkiej chmurki na niebie. Na Park View rozbrzmiewało poranne świergotanie ptactwa, okupującego konary okolicznych drzew, bujnie obrośnięte zielonymi liśćmi. W studenckim domku od samego rana panowało poruszenie, ale mieszkańcy, choć planowali imprezę od dwóch tygodni, zdawali się być kompletnie niezorganizowani. Jedyne, co było załatwione, to zakup mięs, drobiu i rozmaitych kiełbasek, które wciąż czekały na leżakowanie w przyprawach przed rzuceniem ich na rozżarzone kratki grilla. Pozostało jeszcze zakupienie warzyw, owoców, napoi oraz posprzątanie całego domu oraz ogrodu przed przybyciem gości, umówionych na piętnastą. Domownicy mieli wyraźny problem z rozdzieleniem poszczególnych zadań między siebie, choć czas upływał nieubłaganie. Nie mogąc dogadać się z całą resztą, Elisa zerwała się z fotela na równe nogi i zakomunikowała, że ona zajmie się zakupami. Nikt nie protestował, ale też nie kwapił się do przyjęcia na siebie żadnego z pozostałych zadań.

- Ok, w takim razie, wy dwaj do sprzątnia! – wykrzyknęła, wskazując na Nelsona i Denisa – A wy! – teraz patrzyła badawczo na Joannę i Karima – Do mięsa!

Denis i Nelson popatrzyli na siebie znacząco, po czym obaj wybuchnęli śmiechem.

- Oni do mięsa? – zanosił się wciąż śmiechem Nelson – Ty żartujsz, tak?- zwrócił się teraz już poważnie do Elisy.

- Nie żartuję! – rzekła Włoszka pryncypialnym tonem – Tyle chyba możecie zrobić bez większych awantur, co?! – wrzasnęła, patrząc spod byka na Joannę i Karima, dając im do zrozumienia, że przynajmniej od czasu do czasu musi nastąpić między nimi zawieszene broni, po czym w mgnieniu oka wypadła z domu, trzaskając drzwiami z wielkim hukiem. Karim i Joanna stali obok siebie w osłupieniu, a Neslon i Denis już sami nie wiedzieli czy dalej się śmiać, czy może od razu załamać ręce.

- Tylko nie pozabijajcie się na noże, ok? – nieudolnie próbowal żartować Nelson.

- No, bardzo śmieszne, rzeczywiście! – skrzywiła się Joanna.

- Ja spadam na górę... – zakomunikował Denis – Chyba nie chcę przy tym być. Raczej zajmę się sprzątaniem łazienki.

- Poczekaj, stary, ja też nie wiem czy chcę na to patrzeć! – Nelson był tego samego zdania, po czym wstąpił na schody, goniąc Denisa – To ja posprzątam drugą łazienkę! – krzyczał za kolegą, co sił w nogach wbiegając za nim na górę.

Joanna stała jeszcze przez chwilę w bezruchu, po czym rzuciła Karimowi chłodne spojrzenie i pomaszerowała do kuchni. Otworzyła lodówkę i zaczęła wyciągać z niej mięsa. Usłyszała jak przyszedł i stanął za nią. Nie zwracała jednak na niego uwagi i czym prędzej zapuściła żurawia do wiszącej nad białym blatem szafki, w poszukiwaniu odpowiednich przypraw, którymi zamierzała potraktować mięso i kiełbaski. Na dolnej półce nie mogła znaleźć nic, co było jej akurat porzebne, toteż stanęła na palcach, zadzierając podbródek najwyżej, jak tylko potrafiła, próbując dosięgnąć wzrokiem wyższej półki. Karim przyglądał się jej wnikliwie. Na jego twarzy zagościł uśmiech. Nie był negatywny. Po prostu uśmiech. W jego oczach, Joanna wyglądała w tej chwili zarówno komicznie, jak i uroczo. Wkładała właśnie swoje wysmukłe ramię wgłąb szafki, z nadzieją, że po omacku odnajdzie niezbędne składniki, kiedy nagle poczuła dużą, męską dłoń na swojej. Karim z łatwością widział zawartość wszystkich półek w szafce i postanowił już dłużej bezczynnie nie przyglądać się zmaganiom dziewczyny, tylko sięgnął po przyprawy. Joanna wzdrygnęła się i na moment zesztywniała, natykając się na jego dłoń. To było miłe uczucie i pod wpływem chwili chciała, żeby czas zatrzymał się choć na moment. Niestety, zamiast się zatrzymać, upływał bardzo szybko. Wnet ujrzała oczami wyobraźni postać Viery, stojącą pod rękę z Karimem, patrzącą na nią z góry, z przyklejonym do ust szyderczym uśmiechem. Zniesmaczyło ją to do granic. Czym prędzej zabrała swą dłoń spod dłoni mężczyzny i uciekła w drugi koniec kuchni, nadal na niego nie patrząc i teraz nerwowo krojąc wołowinę na steki.

- Spokojnie. – obruszył się Karim, widząc reakcję dziewczyny – Chciałem tylko pomóc.

- Obejdzie się! – burknęła Joanna – Dam sobie radę!

- A potem powiesz, że w niczym nie pomogłem i zrobisz znowu ze mnie najgorszego! – odparł krzykiem Karim.

- Dobra! – rozkazała Joanna – Weź miskę i zrób jakąś przyzwoitą marynatę do mięs!

Karim bez słowa zabrał się do roboty. Rozrabiał kolorową miksturę z aromatycznych ziół, pomarańczowawych przypraw, oliwy z oliwek i małej ilości musztardy Dijon. Ona zaś wyzbywała się złej energii, przekazując ją ostremu nożowi, którym kroiła mięso na równe, zgrabne sztuki. Oboje wciąż milczeli. Bez trudu dało się wyczuć potwornie zagęszczoną atmosferę. Panowało niezręczne i nieprzyjemne napięcie.

- Co się tak ciskasz?! – przerwał nagle uporczywe milczenie Karim – Masz jakiś problem?

Joanna znów zaczęła gotować się ze złości, jeszcze energiczniej krojąc mięso i o stokroć mocniej zaciskając zęby. Trwało to jednak jedynie kilka sekund. Nie wytrzymała. Poczuła jak wskaźnik jej wzburzenia zmierza ku zenitowi z siłą huraganu i zaraz rozniesie jej rozjątrzone ego na wszystkie strony, jeżeli w tej oto chwili nie wyrzuci z siebie złych emocji.

- Wiesz co?! – rzekła w końcu podniesionym głosem – Zajmij się lepiej swoją nową dziewczyną, a ode mnie się wreszcie odwal, ok?!

- Ale o czym ty mówisz? – Karim był opanowany i sprawiał wrażenie jakby naprawdę nie wiedział o czym mówiła Joanna. Stał chwilę w milczeniu, lecz nagle olśniło go – Ty mówisz o Vierze? – prawie się roześmiał – Ty myślisz, że ona jest... – zaczął się gubić, jakby poszukując odpowiednich słów - ...Że ona i ja...

- Acha, ty ją tylko pieprzysz, tak?! – stojąca do tej pory tyłem i coraz głośniej rozprawiająca się z mięsem Joanna, wnet odwróciła się i paraliżowała go swym piorunującym spojrzeniem. Wyglądała teraz istotnie przerażająco, z groźną miną oraz dużym, ostrym nożem, który mocno ściskała w prawej dłoni.

- Co?! – Karim nie krył zdziwienia, a także oburzenia, które szybko w nim wezbrało – Czy ja cię rozliczam?! – zaczął się bronić - Pytam czy pieprzysz tego swojego rockendrollowca?!

Twarz Joanny spurpurowiała. Przybrała jeszcze bardziej rozwścieczony grymas. Oczy iskrzyły furią! Poczuła jak odruchowo trze górnymi zębami o dolne. Była tak wściekła, że sama już nie wiedziała czy lepiej byłoby wykrzyczeć mu teraz prosto w twarz wszystko, co ją bolało, zatłuc go gołymi pięściami, czy może od razu przegryźć mu aortę?! W każdym razie jednego była pewna... Nie ucieknie! Nie tym razem! Dość już tego bycia sierotką Marysią! Nie była też jednak morderczynią. Czuła więc ogarniającą ją niemoc, połączoną z rozjuszeniem. W akcie desperacji, bez namysłu, chwyciła jeden z kawałków mięsa i rzuciła nim w Karima. Ociekający krwią, gruby plaster dorodnej wołowiny, wylądował na prawym policzku mężczyzny i przywarł do niego. Karim na chwilę stał się osłupiałym z wrażenia posągiem. Dosłownie na chwilę, bo plaster w mig zaczął się odklejać i spadł prosto w jego rozłożoną dłoń, pozostawiając krwistą plamę na twarzy. Wtem cała ta sytuacja wydała mu się niesamowicie zabawna.

- Ty jesteś zazdrosna! – wnet parsknął śmiechem, jeszcze bardziej rozdrażniając tym Joannę.

- No, chyba ty! – tylko na taką obronę było ją stać w tym momencie. Znów poczuła bezsilność. Stała jak wryta, milcząc i nadal ściskając trzonek noża. Jej twarz aż cała rozogniona była od złości. On natomiast zdawał się być tym bardziej rozbawiony. Spojrzał na nią, marszcząc brwi, a jednocześnie uśmiechając się. Najpierw patrzył z politowaniem. Politowanie jednak szybko przeistoczyło się w serdeczność. Jego oczy, utkwione w niej, emanowały teraz życzliwością i można byłoby nawet powiedzieć, że sympatią. Ona zaś w dalszym ciągu miała ochotę dokonać na nim mordu. Nie zastanawiając się dłużej, zbliżył się do niej o krok. Duży krok. Wwiercał w nią swoje oczy, zupełnie tak jakby chciał dotrzeć do jej duszy i wyczytać z niej wszystko, czego jeszcze o niej nie wiedział. Poczuła znajome ciepło. Znajomy zapach. Znajomy dotyk. A on, wykorzystując moment jej dezorientacji, najpierw schwycił i uwięził w swej silnej dłoni jej nadgarstek, dzierżący nadal ostry nóż. Zaraz potem, ściskając ciągle stek wołowy w drugiej dłoni, przywarł do niej swym ciałem i nie czekając na jej aprobatę, uraczył ją soczystym pocałunkiem. Całował pożądliwie i bardzo łapczywie, jakby przewidując, że ta chwila uniesienia nie będzie trwała długo. Odwzajemniła pocałunek z wcale niemniejszą łapczywością. Oboje poczuli znów znajomą zmysłowość. I znów czuli się z nią dobrze. Gorący taniec języków w alkowie rozognionych ust chciał trwać w nieskończoność. I pewnie długo by trwał... Gdyby nie poziom złości, który wezbrał wcześniej u Joanny i nie zdążył jeszcze opaść. „Jakim prawem całujesz mnie tak zabójczo, ty oszukańczy fircyku?!" – rozbrzmiał nagle w jej głowie donośny głos jej własnego rozumu – „Cholera jasna! Nienawidzę cię za to jak zniewalająco potrafisz mnie całować! I sprawiać, że się cała przy tobie rozpływam! Dość już tego!" - W ułamku sekundy zdrowy rozsądek kopnął jej, zwabione w sidła zmysłowości, ego, nie pozwalając na kontynuację tej, jakże pięknej, chwili. Z trudem oderwała swe usta od jego ust. Popatrzyła na niego w bliżej nieokreślony sposób, po czym wymierzyła mu hałaśliwy policzek. W tym samym momencie, prawie biegiem, wpadła do kuchni Elisa. Dziewczyna ledwie wyhamowała na widok zakrwawionego policzka Karima i rozwścieczonej Joanny, której twarz wciąż była oblana rumieńcem. Karim ciągle ściskał mięso w swej prawej dłoni. Dłoń Joanny zaś, w dalszym ciągu trzymała nóż. Widok zaiste nawet nie opłakany, a wręcz wstrząsający! W oczach współlokatorki mogło to wyglądać istotnie makabrycznie, biorąc pod uwagę trudną relację pomiędzy Joanną a Karimem. Scena z filmu kryminalnego rozgrywała się teraz na żywo.

- Matko Boska! – rozwrzeszczała się Elisa – Was już całkiem pogięło?! Wy jesteście niebezpieczni! Naprawdę nie można was zostawić samych?! – krzyczała tak głośno, że po chwili, jak na komendę, zameldowali się na dole Denis i Nelson.

- O, Boże... - wymamrotał Nelson i dalej tkwił na półpiętrze, obserwując współlokatorów z bezpiecznej odległości. Denis wyminął go i biegł do kuchni krzycząc – Kto kogo... Co się dzieje?! Co się stało?! – nie wiedział sam do kogo ma mówić, na kogo patrzeć, bezładnie zerkał więc po trosze na każdego z obecnych w kuchni. Elisa stała bez słowa, nie wiedząc co myśleć.

- Nic się nie stało. – skwitowała spokojnie dziwną sytuację Joanna, nagle opanowując się i odkładając nóż na blat – Pokłóciliśmy się... Jak zwykle...

- I dostałem z plaskacza mięsem. – próbował tłumaczyć Karim, otwierając dłoń, w której trzymał stek i pokazując go wszystkim owacyjnie – Tyle. Marynata gotowa, Twiggy! Dawaj to mięso! – jak gdyby nigdy nic zwrócił się do Joanny, która bez słowa zaczęła z nim współpracować. Współlokatorzy zdębieli na moment, lecz chwilę później powrócili do swych zajęć, traktując zajście, którego większości nie byli świadkami, jako jedną z ostrzejszych utarczek buńczucznej dwójki.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 37.7K 61
WATTYS WINNER When her fiancé ends up in a coma and his secret mistress, Halley, shows up, Mary feels like her world is falling apart. What she does...