Moonlight

Bởi Seyylavess

1.7K 88 17

Czy powinnam zdradzić ci sekret? Co 63 pokolenia w rodzinie królewskiej powinien urodzić się szczególny potom... Xem Thêm

Prolog cz.1
Prolog cz.2
Rozdział 0 "mapa"
Rozdział 1
Rozdział 3

Rozdział 2

152 12 1
Bởi Seyylavess

                                     Aya
Przez malutkie okienko w pokoju mogłam ujrzeć przebijające się promienie słońca. Nie spałam całą noc i ilekroć zamknęłam oczy widziałam martwe ciała i słyszałam krzyki. Zwariowałam? Leżałam ciągle w tej samej pozycji skulona w kłębek pod cienkim kocem. Chciałam zapomnieć i rozpłynąć się w powietrzu. Bolało mnie to że nie mogłam pomóc tym ludziom. 

Usłyszałam skrzęk zamka z drzwi mimowolnie mój wzrok powędrował w tamtą stronę. Do pomieszczenia weszła Urszula. Odwróciłam wzrok nie obchodziło mnie po co przyszła.

- Ayo – jej głos był chrypliwy, odchrząknęła – król i królowa proszą cię do siebie – dokończyła.

Pokiwałam lekko głową dając jej znak że rozumiem. Kątem oka widziałam że próbuje coś powiedzieć jednak się wycofała. Leniwie wstałam z łóżka co było nie lada wyzwaniem bo całe ciało miałam zdrętwiałe. Jednak po chwili stałam na prostych nogach.

- Nie chcesz może – Urszula się zawahała –  się ogarnąć?- spytała niepewnie.

Czyżby sumie nie dawało o sobie znać? Prychnęłam na tą myśl. Teraz to za późno.

- Nie – mój głos był zdarty i czułam nie przyjemne kłucie w gardle ale nie przejęłam się tym.

Nie interesowało mnie też jak wyglądam. Niech widzą co ze mną zrobili. 

- Więc chodźmy – wskazała na drzwi.

Szłam tą samą drogą co zawsze mniej więcej o tej samej godzinie co zawsze niby nic się nie zmieniło. Jednak to nie prawda. Ja się zmieniłam, i to bardzo. Jestem tylko ciekawa czy na leprze czy na gorsze. Na razie nie umiem tego określić bo czuje się jak wrak człowieka.

Ale to już nie długo się skończy. Ucieknę. Daleko stąd, wszędzie będzie mi lepiej niż tutaj. A  wczorajsze wydarzenia tylko to potwierdziły. Myśleli że mnie złamią? Nie ma takiej opcji. Chociaż można powiedzieć że dość skutecznie mnie skrzywdzili. Ale nie poddam się to dodało mi jeszcze więcej siły.

Nawet się nie zorientowałam kiedy doszłyśmy. Urszula przybrała dumną minę i weszła do pomieszczenia pchając mnie lekko dając znak żebym szła za nią.

- Wasze wysokości – Urszula skłoniła się.

Ja tego nie zrobiłam o nie może kiedyś ale nie teraz. Po prostu stałam i pustym wzrokiem mierzyłam zaistniałą sytuację.

- Urszulo zostaw nas samych – odezwał się król.

- Oczywiście wasza wysokość – machnął na nią tylko ręką.

Urszula wyszła a ja cały czas stałam nie wzruszona. Nie odezwałam się, to oni chcieli się spotkać więc niech mówią co mają do powiedzenia i niech spadają.

- Wiesz za co zostałaś ukarana ? – znowu to samo. Po każdej każe musiałam się płaszczyć i przepraszać. Teraz jednak to się zmieni.

- Owszem – powiedziałam pewnie – zostałam ukarana za to że się sprzeciwiłam za to że macie coś z głowami za to że mnie nienawidzicie mimo że to nie moja wina bo nic nie zrobiłam ukaraliście mnie za to że się urodziłam bez mocy i za to że nie jestem idealną córką jaką chcieliście mieć – pierwszy raz poruszyłam ten temat. Oni mówili o tym tylko raz kiedy okazało się że jestem bez mocy. Nigdy nie poruszałam tego tematu bo się bałam. Teraz jednak wiem że  nie mam czego. 

Widziałam ich zniesmaczone miny. Nie chcieli o tym mówić to było pewne. 

- Zostałaś ukarana za to że się sprzeciwiłaś za nic więcej – odezwała się moja matka. 

Boże jak dawno nie słyszałam jej głosu. Był taki aksamitny i delikatny. Przed 12 urodzinami zawsze śpiewała mi przeróżne piosenki. Mogłam ich słuchać godzinami. Kiedy miałam problem zawsze mi pomagała. Te czasy były takie piękne jednak wiem że już nigdy nie wrócą. Wiem że to nie ta sama osoba mimo że prawie w ogóle się nie zmieniła.

Mój wzrok powędrował w stronę idealnej twarzy i pięknych jak ocean oczu. Była zdruzgotana było ta widać nigdy nie umiała ukrywać emocji, a ja zawsze bezbłędnie je z niej odczytywałam.

Kiedy nasze spojrzenia się spotkały w jej oczach zebrały się łzy. Widać sumienie dzisiaj nie gryzie tylko Urszule o jak mi przykro.

- jednak sądzę – zaczęłam – że całe moje życie od kiedy skończyłam 12 lat stało się karą za to że nie stałam się tym kim chcielibyście żebym była – patrzyłam na matkę zimnym jak lud wzrokiem. 

Z jej oczu zaczęły wypływać pojedyncze łzy. 

- Dosyć – krzyknął na całą salę mój marnotrawny ojciec – kim ty myślisz że jesteś?- zapytał ostro.

Na moją twarz wpełzł chytry uśmiech. 

- Z tego co wiem – zaczęłam powoli – jestem waszą córką – spojrzałam na nich widziałam jak szczęka ojca się napina – i możecie wmawiać sobie że już nią nie jestem i takie tam jednak tego nie zmienicie – powiedziałam pewnie.

- Zamknij się wreszcie – krzyknął wyraźnie wkurzony. Mam dosyć nie będzie mi już dłużej rozkazywać.

- Bo co? – zgromił mnie wzrokiem – bo ktoś tu się zdenerwował? – oznajmiłam z kpiną w głosie.

- Nie masz prawa tak się tak do nas zwracać! – podszedł do mnie i zrobił coś co zwaliło mnie z nóg dosłownie. Zdzielił mnie z liścia w twarz tak mocno że aż upadłam. 

Złapałam w rękę mój wisiorek który jest w kształcie księżyca. Mam go od urodzenia Amredith mówi że będzie mnie chronił przed złem i dodawał sił do walki z nim. 

Zamknęłam oczy i na chwilę odleciałam widziałam piękny księżyc tym razem w pełni. Zależy od sytuacji w jakiej się znajduje księżyc za każdym razem wygląda inaczej a jednak tak samo pięknie. 

Powoli zaczęłam się podnosić puściłam wisiorek i spojrzałam mojemu ojcu prosto w oczy widziałam w nich łzy. Pierwszy raz od 5 lat oprócz pogardy w jego spojrzeniu można było zobaczyć coś na kształt skruchy.

Czy żałował, nie jestem pewna a jeśli tak to czego? Możliwe że się nie dowiem ale wiem co muszę zrobić.

- Wybaczam ci – powiedziałam spokojnie – wybaczam wam obojgu – mówiąc to spojrzałam na swoją matkę – za wszystkie wasze błędy – dokończyłam i skierowałam się do wyjścia z Sali tronowej.

Szłam w stronę swojego pokoju czułam się lepiej. Zrobiłam to bo widziałam że tego potrzebowali i w jakiś sposób to było moje pożegnanie.

Szybko przebrałam się w czarne luźne spodnie i czerwono szarą koszulę na cały strój nałożyłam czarną pelerynę. Wzięłam wcześniej spakowane rzeczy i ruszyłam do tylnego wyjścia gdzie znajdowała się Kira.

Szłam niezauważenie przez puste korytarze dziwne że nikogo nigdzie nie spotkałam. Doszłam do miejsca gdzie była Kira.

- Hej to dzisiaj wiesz? wreszcie będziemy żyć tak jak nam się podoba – ta prychnęła. Chyba też się cieszyła ale nie jestem pewna. Szybko ją osiodłałam i przyczepiłam do jej grzbietu torbę z rzeczami.

Wsiadłam na nią i udałyśmy się w stronę bramy głównej bo innej drogi nie było. Nie licząc podziemnych korytarzy pod zamkiem lecz koń by się nie wcisnął.

Przy bramie było sześciu strażników a kolejnych dwóch szło w ich stronę. Nie za ciekawie to wygląda, gdyby było ich czterech to jeszcze bym sobie poradziła ale nie ośmiu.

- Chciałaś uciec bez pożegnania? – odetchnęłam z ulgą kiedy zobaczyłam Amredith . Zsiadłam z Kiry i ją przytuliłam.

- Wybacz – powiedziałam ze skruchą.

- Nic się nie stało to było do przewidzenia – odwróciłam wzrok speszona – ale nie można było przewidzieć twojego wielkodusznego zachowania w stosunku do władców – spojrzałam na nią zaskoczona.

- Skąd ty... - przerwała mi ruchem ręki.

- Dziecko drogie wiem więcej niż myślisz ale to teraz nie ważne – zaczęła szukać czegoś w torbie którą dopiero teraz zauważyłam tak samo jak ten wielki miecz który miała w drugiej ręce.

- Dobrze, wszystko jest – podeszła do Kiry i z drugiej strony grzbietu zamocowała torbę w której przed chwilą przeglądała – i jeszcze to – podała mi wielki miecz – używaj go mądrze – spojrzałam na nią zszokowana.

- Nie mogę go wziąć – od razu zaprzeczyłam oddając jej miecz.

- Dziecko drogie ten miecz jest dziedziczony z pokolenia na pokolenie w rodzinie królewskiej, należy do ciebie – powiedziała przyczepiając mi miecz do pasa – w torbie masz różne lekarstwa, trochę jedzenia i picia i trochę pieniędzy powinno starczyć co najmniej na miesiąc – dokończyła.

- Dziękuje – rzuciłam jej się na szyję – za wszystko.

- Oh przestań bo się jeszcze rozkleję i co wtedy – zaśmiała się – odwrócę ich uwagę wtedy się prześlizgniesz – wzięła moją twarz w dłonie – uważaj na siebie nie ufaj byle komu bądź zawsze czujna i nigdy się nie poddawaj bo w życiu dokonasz wielkich rzeczy – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam – obiecaj.

- Obiecuje – powiedziałam ostatni raz ją tuląc.

- Daj mi trzy minuty i ruszaj galopem bo długo ich nie zatrzymam – kiedy to powiedziała zniknęła za rogiem zamku.

Tak jak powiedziała, kiedy minęły trzy minuty usłyszałam przeraźliwy krzyk. Od razu trzech strażników przy bramie ruszyło w stronę hałasu. Nie minęła chwila a można było usłyszeć kolejny krzyk i jak na zawołanie kolejnych dwóch strażników poszło w stronę hałasu. Kiedy zniknęli mi już z zasięgu wzroku ruszyłam galopem.

Kiedy byłam już przy bramie zauważył mnie jeden ze strażników od razu powiadomił swoich koleżków i zaczęli mnie gonić. Wjechałam do lasu żeby szybciej ich zgubić. Po około piętnastominutowym pościgu odpuścili sobie gonienie mnie. Udało się, uciekłam. Czułam to niesamowite uczucie wolności.

Ruszyłyśmy z Kirą w miejsce gdzie spotykałam się z Shaną. Mam nadzieję że usłyszała gwizdek. Na miejsce dotarłam przed zmrokiem słońce akurat chyliło się ku zachodowi.

-Shana! – cisza. Może nie została powiadomiona albo nie mogła przyjść? nie wiem.

Kiedy miałam zamiar już ruszać usłyszałam czyiś głos. Wydawał się znajomy.

- Aya! – tak to Shana.

- Shana! – nagle z za zarośli można było ujrzeć białego konia a na nim blondynkę z zielonymi oczami i odstającymi uszami. Tak jak ja miała na sobie długą czarną pelerynę. W tych rejonach lepiej wtapiać się w tło niż wyróżniać.

Zeszłam z Kiry i podbiegłam do blondynki rzucając jej się na szyję.

- No dobra wariatko mów co się stało że mnie wezwałaś w ogóle na początku myślałam że to ktoś inny bo w końcu ty swój gwizdek zgubiłaś ale przecież nikt inny nie mógł z niego korzystać od razu zabrałam rzeczy i wzięłam Apolla i galopem pędziliśmy żeby zobaczyć co się dzieję – mówiła jak nakręcona i wszystko na jednym wdechu ta dziewczyna zawsze mnie zadziwiała.

- Wiesz w sumie nic specjalnego po prostu postanowiłam zmienić miejsce zamieszkania – uśmiechnęłam się niewinnie.

- No wreszcie – Shana krzyknęła uradowana – i bardzo dobrze ale mam wrażenie że coś poważnego musiało się stać skoro dopiero teraz się na to zdecydowałaś – jej mina diametralnie się zmieniła na zatroskaną.

Pokiwałam tylko głową potwierdzając jej słowa a po moim policzku poleciała samotna łza przypominając sobie już zmarłych ludzi.

- Posłuchaj zrobimy tak rozbijemy obóz rozpalimy ognisko i pogadamy dobrze? – znowu tylko kiwnęłam głową.

Tak jak postanowiłyśmy tak zrobiłyśmy kiedy ognisko było już rozpalone a my najedzone zaczęłam opowiadać to co się stało na zamku od początku kary aż po ucieczkę.

Nie powiem to było dla mnie bardzo trudne ale ulżyło mi że mogłam się tym podzielić z kimś komu ufam.

Po ciężkim i pełnym dniu emocji wreszcie
mogłam pójść spać mimo że to też nie było łatwe ale w końcu udało mi się.

...........................................................................

Hejka, tutaj autorki tekstu. Tak jesteśmy tu we dwie a książka jest naszego wspólnego autorstwa. Jako że nikt nic nie komentuje ani nie daje znaku życia zaczęłyśmy się zastanawiać czy ktokolwiek to czyta czy po prostu przez przypadek się komuś wejdzie a potem po prostu wyjdzie. Tak wiec jeśli komuś się to podoba to bardzo miło byłoby gdyby ktoś zostawił po sobie jakiś znak życia ;) xD Tak samo jeśli widzi ktoś jakieś błędy czy niedociągnięcia lub może zle się to czyta to bardzo prosimy o opinie. Oby do następnego rozdziału!  XD 1825 słów 😊😆 Przy 200 odsłonach następny rozdział!

Đọc tiếp

Bạn Cũng Sẽ Thích

186K 4.5K 107
As the Maid of Evil, Y/n sacrifices her life for her twin brother. As the Mist Hashira, Y/n sacrifices her life for humanity. But not anymore will Y...
116K 3.3K 23
Warning: 18+ ABO worldကို အခြေခံရေးသားထားပါသည်။ စိတ်ကူးယဉ် ficလေးမို့ အပြင်လောကနှင့် များစွာ ကွာခြားနိုင်ပါသည်။
38K 83 47
Erotic shots
51.2K 1.3K 180
Disclaimer : This is not my story. No plagiarism intended. The credit goes to original author. ◆◇◆◇◆◇◆◇ The entire Yunzhou knew that the Ye Family h...