Prolog cz.2

321 19 0
                                    


                                Amredith
Szłam prosto przez pięknie zdobiony korytarz mający może koło czterech metrów w szerokości i rozchodził się tak daleko że nie było widać jego końca. Drogie długie ciągnące się przez całą podłogę ciemno bordowe dywany z pięknymi wzorami dodawały miłego klimatu temu korytarzowi.  Wszędzie dookoła na ścianach wisiały także obrazy. Kilka z nich było namalowane przez samą królową. Bardzo lubiła sztukę i sama od kiedy pamiętam już od najmłodszych lat dużo była z nią związana i dużo malowała. Reszta były to malowidła krajobrazów naszego królestwa wykonane przez nadwornych malarzy. Bardziej wykwintne i cenne obrazy znajdowały się w komnatach w których mieszkali członkowie rodziny królewskiej a  zazwyczaj były zamknięte pod klucz. Obrazy ciągnęły się z każdym moim następnym krokiem. Cały hol był na prawdę bardzo elegancki, przytulny i miły dla oka. Jestem w drodze do sali tronowej, byłam w swojej pracowni kiedy dostałam pilne wezwanie od króla. Królowa jest już w szóstym miesiącu ciąży i król chce mieć pewność że dziecko będzie całe i zdrowe dlatego teraz co tydzień królowa ma u mnie wizyty kontrolne. Mimo moich zapewnień ze z dzieckiem jest wszystko dobrze to z królem się przecież nie dyskutuje jeśli coś powie to kto o zdrowych zmysłach odważyłby się mu sprzeciwić, mogłyby z tego wyjść na prawdę nieciekawe skutki. Ale czy nie można mu wybaczyć jego troski do własnej żony? A może zależy mu tylko na potomku? Przecież nie był nigdy aż taki czuły dla królowej. Ale nigdy nie wiadomo co los przyniesie. 

Rozmyślenia przerwał mi donośny męski głos rozchodzący się zapewne z sali tronowej która znajdowała się już tylko kilkanaście kroków  stąd. Było słychać kłótnie. Drzwi były lekko uchylone. Nieznajomy głos dochodzący stamtąd był bardzo nieprzyjemny dla ucha, drażniące słowa które wypowiadał, złość i gniew wpływały z niego bez zahamowań. Nic z tego nie rozumiem bo głosy z echem tworzą tylko niewyraźny splot wyrazów pozwalający rozszyfrować co najwyżej emocje. 

Co dziwne nigdzie dookoła nie było widać strażników. Zawsze stali niedaleko gdzieś na widoku lub za drzwiami, a tu nie ma żadnego. Zostali odprawieni, a jeżeli tak to dlaczego? Kto to taki że sam król kazał odejść im wszystkim? 

Powoli i cicho podeszłam do uchylonych drzwi  by dowiedzieć się dokładniej co się tam dzieje. W takiej sytuacji raczej nie powinnam tak podglądać ale ciekawość wzięła górę. Oby mnie tu nie zauważył w takiej sytuacji po za tym to spotkanie raczej nie sprzyja nerwom króla który z natury jest dość nerwowy a tym bardziej ciąży królowej, powinna przecież odpoczywać. 

Na środku sali równolegle do króla siedzącego na tronie tyłem stał wysoki ubrany na czarno mężczyzna. Swoją postawą wyrażał wyższość i pogardę której ciągnące się słowa tylko pogłębiały całą sytuacje. Teraz gdy już stałam przy uchylonych drzwiach mogłam dokładniej usłyszeć głosy dochodzące z pomieszczenia.

- Haroldzie bardzo dobrze wiesz jak sytuacja wygląda w tej kwestii nie odpuszczę – potężny i lekko zachrypnięty głos wzbudzający grozę. Mogę przysiąc że gdzieś go już słyszałam tylko gdzie...

- Wybacz mi Ilgardzie ale nie narażę mojego królestwa i rodziny na takie niebezpieczeństwo i tobie tez to radzę, jest dobrze tak jak jest zresztą to czyste szaleństwo dobrze wiesz co stało się ostatnim razem dobrze wiesz jak ON skończył chcesz skończyć tak samo ? – w głosie króla było słychać niedowierzanie, ale o co może chodzić?

- On popełnił jeden kluczowy błąd którego ja nie popełnię – w tym głosie można było wyczuć przytłaczającą pewność siebie.

- Ja nie zamierzam brać w tym udziału to moje ostatnie słowo jeżeli nie porzucisz tych planów nie masz tu czego szukać- echo przeraźliwego i donośnego głosu odbijało się od ścian.

- Skoro tak się mają sprawy widzę że nic tu więcej nie wskóram. Wiedz jednak...- dalej nie słuchałam bo usłyszałam czyjeś kroki w korytarzu, ktoś zmierzał w moją stronę. Lepiej jak już się ujawnię, niż jak zostanę przyłapana na podglądaniu.

Otrzepałam z przyzwyczajenia z przodu ciuchy, westchnęłam lekko, złapałam za klamkę i weszłam jak by nigdy nic.

- Wasza królewska mość wzywałeś – powiedziałam stojąc trochę na lewo za naszym tajemniczym gościem i ukłoniłam się a potem wyprostował stając już prosto – czy przeszkodziłam? – uniosłam wzrok tak żebym mogła spojrzeć na króla.

- Ależ skądże, nasz gość właśnie wychodził –spojrzał znacząco na mężczyznę, który wyjątkowo niezadowolony obrócił się i skierował się w stronę wyjścia. Oczywiście obdarzył mnie lodowatym nic nie okazującym spojrzeniem po czym opuścił salę tronową.  Na chwilę zamarłam. Już gdzieś czułam to przerażające usposobienie, na szczęście szybko się opanowałam i nie zwróciło to nikomu niezbędnych pytań. Gdy wychodził zdążyłam jeszcze zerknąć na jego twarz. Był może nieco starszy od króla, gdybym miała zgadywać to na oko miał 45/7 lat.

Król przerwał moje zamyślenia.

- Dziękuję za przybycie Amredith wiesz co masz robić –powiedział siadając powrotem na swoim tronie.

- Oczywiście, królowo przejdźmy do Sali obok – spojrzałam na nią nie pewnie. Po nich nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Na moje szczęście spotkałam się  z miłym uśmiechem królowej która wstała i podążyła za mną do oddzielnego pokoju.

Po skończonym badaniu odprowadziłam królową do Sali tronowej tak jak zawsze i zdałam relację z badania. Dziecko rozwija się poprawnie i niema żadnych powikłań. 

Teraz wracałam już do swojej pracowni rozmyślając nad tym mężczyzną, który rozmawiał z królem jeżeli chce zrobić to co myślę to mi go żal. Wszyscy wiedzą jak skończył ON jednak się tym nie przejmuje. Skazuje się na pewną śmierć. Lecz nie pokoi mnie to co od niego poczułam. Ta okropna aura.

902 słowa, trochę mało ale w następnym dużo się nadrobi xD Gwiazdkujcie to na prawdę dużo nie zajmie a na prawdę ucieszy ;)

MoonlightWhere stories live. Discover now