Gra warta świeczki

By skorek80

580 8 3

Niechronologicznie zestawione ze sobą etapy życia Joanny ukazują szereg przemian zachodzących w jej osobowośc... More

1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
18
19
20

17

2 0 0
By skorek80


Po skończonej pracy Joanna pobiegła do Komnaty na umówiony spęd, zabierając ze sobą Wonską. Przy barze siedzieli już Zielony i Mila, popijając mistrzowskie koktajle Janka. Przywitali Joannę i Agnieszkę serdecznie. Te natomiast postanowiły nie zwlekać z rozmową o ich projekcie ani sekundy dłużej i od razu przeszły do rzeczy.

- No i co o tym myślicie? – zapytała nieśmiało Joanna, widząc osłupienie na twarzach Mili i Zielonego, którzy zdawali się być wyraźnie zaskoczeni jej propozycją.

- Ale... – Zielony przemówił nagle z pewną nutą niepewności w głosie – Wy tak na poważnie?

- Nie, na niby! Żarty sobie z was stroimy! – zaśmiała się Agnieszka, figlarnie przewracając oczami i odrzucając na bok różowe włosy – Jasne, że na poważnie!

- Jak długo jeszcze zamierzasz być nadwornym krawcem swojej firmy, która co chwilę rabuje cię z twoich projektów? A ty? – teraz zwróciła się do Mili – Długo jeszcze zamierzasz nieustannie walczyć o podwyżkę oraz płatności za niekończące się nadgodziny? Przecież zawsze chciałaś pracować jako wizażystka przy pokazach mody.

- Słuchajcie... – zaczęła niezdecydowanie Mila – To brzmi fantastycznie, ale trochę tak samo nierealnie, jak trafienie szóstki w totka.

- Jezu, Mila! Przestań z tym swoim pesymizmem! – zganiła ją Joanna – Chcesz się wybić czy nadal masz ochotę robić w kółko niemalże taki sam makijaż tym samym modelkom? U nas będziesz miała wolną rękę, kochana! Sama sobie dobierzesz zespół wizażystów i wreszcie będziesz się mogła wykazać kreatywnością. Przecież, wiadomo, że nie możemy wam zagwarantować, że po tej imprezie lepsze propozycje posypią się od razu jak z rękawa, ale chyba warto spróbować, co? – patrzyła na dwójkę przyjaciół swymi dużymi oczami, z których dało się wyczytać, że jest to naprawdę propozycja nie do odrzucenia. Istotnie, nawet nie chciała słyszeć o tym, że nie przyłączą się do jej projektu, w związku z czym czekała na ich odpowiedź w niemałym napięciu. Mila i Zielony siedzieli jeszcze chwilę bez słowa, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia. Już po chwili oboje wybuchnęli śmiechem – Jasne, że w to wchodzimy! – Zielony aż podskoczył na stołku barowym – A może nas ktoś w końcu zauważy i doceni?

Joanna i Agnieszka ucieszyły się, że znajomi tak szybko przystali na ich propozycję. Nie mogły jednak jeszcze zacząć świętować na całego. Przed nimi była bowiem rozmowa z Jankiem i Mikołajem, jak również Bixem i Halcią.

Rozmowy te nie trwały długo oraz zakończyły się bardzo pomyślnie. Wszyscy poproszeni o włączenie się w imprezę charytatywną wyrazili chęć pracy i to jako wolontariusze. Dla nich i tak doskonałym wyróżnieniem było samo umieszczenie ich nazwisk na ulotkach i plakatach promocyjnych, którymi miała zająć się Halcia. Obiecała, że postara się urobić swojego szefa, żeby formą zapłaty dla jego agencji reklamowej było włączenie jej do listy sponsorów imprezy. Biorąc pod uwagę charyzmę i przebojowość oraz wspaniały dar przekonywania, jaki posiadała, było oczywiste, że szef przystanie na jej propozycję współpracy z Fresh Blood. Halcia potrafiła bowiem przedstawić w superlatywach cokolwiek tylko chciała sprzedać czy wypromować, a w razie jakichkolwiek wątpliwości odbiorcy, na jej argumenty nie było mocnych.

Zaopatrzenie baru było zagwarantowane przez głównego sponsora, będącego dużym producentem napojów alkoholowych. Pozostała więc jeszcze kwestia zatrudnienia firmy cateringowej, która miałaby obsługiwać imprezę. Biorąc jednak pod uwagę tak pozytywny obrót sprawy już na samym początku planowania całej uroczystości, Joanna postanowiła tego wieczoru nie zaprzątać sobie głowy obsługą gastronomiczną, tylko zacząć wreszcie bawić się wraz z przyjaciółmi, korzystając z tego, że w końcu udało im się spotkać w jednym miejscu w pełnym składzie. No, prawie pełnym. Brakowało jeszcze Elki, która to w ostatniej chwili wykręciła się od spotkania z paczką rzekomym przeziębieniem. Spodziewali się więc już tylko Jacola, którego także czekała propozycja nie do odrzucenia ze strony Joanny i Agnieszki. Był bowiem młodym choreografem, który niestety jeszcze nie zarabiał na życie usługami z zakresu oprawy tanecznej. Udzielał się, póki co, jako wolontariusz przy projektach studentów ze szkoły tańca. Jak każdy, musiał w jakiś sposób zarabiać na życie, toteż przyjął pracę konsultanta w infolinii jednej z sieci komórkowych. Szczerze jednak nie znosił tego zajęcia. Joanna była więc przekonana, że kumpel nie odmówi udziału w przygotowaniu grudniowej imprezy. Z niecierpliwością wypatrywała go w coraz większym tłumie klubowiczów. Nie mogąc się na niego doczekać, uwiesiła się na ramieniu Zielonego i krzyknęła mu do ucha – Zielony, co jest z Jacolem?! O której będzie?!

Zielony najpierw zerknął na zegarek, a potem popatrzył na koleżankę z grymasem zdziwienia na twarzy – Jak to o której? Po dwudziestej piątej, jak zawsze! – odkrzyknął, powracając do szalonych pląsów. Faktycznie, mógł być zdumiony pytaniem Joanny, albowiem cała paczka doskonale wiedziała, że w piątki Jacol pracuje do pierwszej w nocy. Godzinę tę wszyscy uroczo nazywali dwudziestą piątą, gdyż dla nich, z Jacolem na czele, zakończenie pracy o dwudziestej piątej brzmiało nieco bardziej ludzko, niż o pierwszej w nocy.

Komnata cała aż dudniła od dynamicznych, porywających rytmów z winyli Bixa, który umiejętnie je miksował, podkręcając tym samym atmosferę. Wszyscy bawili się znakomicie. Joanna, Alicja, Kalina i Halcia wczuwały się właśnie w klimatyczną nutę przeboju Johnny'ego Casha „If you could read my mind", którego mistrzowski remix z lat dziewięćdziesiątych, wykonany przez Stars on 54 stał się szybko hymnem dziewcząt z paczki. Żadna z nich nie miała szczęścia do facetów, a słowa piosenki były skutecznym pokrzepieniem po każdym kolejnym rozstaniu. Zatęskniły teraz za Elką, gdyż to właśnie ona zaraziła przyjaciółki uwielbieniem dla tegowoż utworu, a teraz nie było jej z nimi. Za to szybko dołączyła do nich Mila, w błyskawicznym tempie przedzierająca się przez tłum ludzi, ciągnąc za sobą Wonską. Obie były łatwo zauważalne pośród mnóstwa ludzi. Wonska ze swą neonoworóżową czupryną, a Mila, choć bardzo niska, odziana w jaskrawą, żółtą sukienkę i pasujące kolorem kozaki na koturnach. Wyglądały razem nawet trochę jak kosmitki wśród zwolenników ubrań w bardziej stonowanych barwach. Teraz już w sześć, bardzo impulsywnie poruszały się w rytm muzyki i głośno śpiewały refren: „I never thought I could feel this way, and I've got to say that I just don't get it..." Wtem, jak torpeda, wpadła w sam środek, śpiewających na całe gardło, przyjaciółek, wymachująca na wszystkie strony rudymi włosami, Elka. Bez chwili zastanowienia, zaczęła śpiewać wraz z nimi równie donośnie: „I don't know where we went wrong, but the feeling's gone and I just can't get it back! If you could read my mind!". Elka absolutnie nie wyglądała na chorą i choć wiedziała, że zaraz pewnie dostanie burę od przyjaciół za miganie się od spotkania z nimi, nie chciała mysleć o tym chociaż przez chwilę. Nikt i nic nie mogło zaburzyć wspólnego odurzania się ich „Hymnem Kobiet Przeklętych", jak go kiedyś wspólnie nazwały, podczas jednego z zakrapianych wieczorków. Szalały więc w najlepsze tuż przy didżejce, z której z zachwyconą miną spoglądał na nie Bix. Wraz z Zielonym, który to stał już teraz obok niego, z podziwem patrzył na pełne wigoru, radośnie tańczące koleżanki. Obaj nie mogli się nadziwić, że ilekroć pojawiał się na imprezach ten właśnie utwór, niezależnie od godziny, zmęczenia czy upojenia, we wszystkie wstępowała nagle kosmiczna energia. Zakrawało to nawet na swego rodzaju rytuał, którego żadna z nich nie mogła nie odprawić. W kończący się właśnie numer, Bix umiejętnie wplótł pierwsze takty, uwielbianego przez całą paczkę, Gadjo „So many times". Zielony aż zapiszczał beztrosko i klaszcząc w dłonie, szybko wyskoczył zza didżejki prosto na parkiet i wmieszał się między dziewczyny. Najpierw doskoczył do Joanny, z którą to po raz pierwszy na jendym z afterów usłyszał ten numer i oboje szaleli przy nim, jak opętani. Tekst piosenki i ujmujaca muzyka szybko zakorzeniły się w ich głowach, więc ilekroć Bix lub inny didżej grał tę nutę, oboje wnet oddawali się dzikim i nieopanowanym pląsom. Znajomi również dołączyli się tym razem do nich. Unoszeni szalonymi rytmami, schodzili z parkietu tylko po to, aby przystanąć przy barze po kolejne drinki, wciąż przy tym podrygując.

W pewnym momencie Zielony został porwany gdzieś w tłum przez zdyszanego Bartka. Halcia zaś zarządziła kolejną babską rundkę kamikaze, a wszystkie dziewczyny z paczki posłusznie dołączyły do niej w sali cocktailowej.

- No, Eluś, czyżby cudowne ozdrowienie?! – wykrzyknęła bez ogródek Halcia z kamienną twarzą, dając Elce do zrozumienia, że nie podobała jej się próba wymigania od spotkania z przyjaciółmi – Odkryłaś jakiś cudowny lek?

- Błagam cię, daj spokój! – Elka popatrzyła na nią zrezygnowanym wzrokiem.

- Nie dam! – krzyknęła Halcia – Pewnie ten twój królewicz znów kręcił nosem, że zamierzasz się z nami spotkać, co? Przyznaj się!

- Halcia! – zganiła przyjaciółkę Alicja – Daj już spokój! Przecież jednak dotarła!

- Rzucił mnie. – oznajmiła, ściszonym wyraźnie głosem Elka. Jej blada twarz posmutniała. Wnet poczuła jak do oczu napływają jej łzy.

- No, w końcu! – Halcia przytuliła roztrzęsioną już teraz koleżankę – Wyświadczył ci przysługę, kochana! Będziemy dziś świętować twoją wolność! No, już. Przestań się mazać. Za ładne masz oczy, żeby wypłakiwać je z powodu tego bałwana. – gładziła rude włosy Elki, która ukryła swą twarz w jej ramionach i lekko zbrukała jej rękaw jasnej bluzki rozpłakanym tuszem do rzęs. Chwilę potem jednak dzielnie stanęła przed dziewczynami z podniesioną głową, otarła z policzków łzy i przylgnęła do baru, krzycząc – Kamikaze raz!

- Tak jest! Nasza dziewczynka! – wykrzyknęła piskliwie zadowolona Mila.

- Brawo! – dorzuciła Kalina – Zuch dziewczyna!

- Tak jest! – rozdarła się Halcia, spoglądając na roztarty tusz Elki na swoim rękawie, który to zamiast ją wkurzyć, rozweselił ją, ponieważ poczuła, że przyjaciółka wreszcie uwolniła się od niszczącego ją wewnętrznie partnera i powróciła w progi oddanej paczki przyjaciół.

Zaraz potem reszta dziewczyn rzuciła się na Elkę i stały tak przez moment w przyjacielskim uścisku. Widząc jakże uroczą scenę, stojący przy barze mężczyźni, momentalnie zrobili miejsce dla gromadki uśmiechniętych pań.

Zauważając siedem rozpromienionych, wpatrujących się w niego, kobiet, Janek rozpoczął swoje popisowe show. Zadowolone dziewczyny, po wypiciu swego ulubionego lazurowego shota, posyłały jeszcze barmanowi całusy w powietrzu, po czym już zmierzały z powrotem na parkiet.

Nagle, ni stąd, ni zowąd wyłoniła się z tłumu zadbana czterdziestolatka, ubrana w doskonale skrojoną, czerwoną sukienkę, która podkreślała wszystkie atuty jej smukłej sylwetki. Włosy miała upięte na karku, z finezyjnie opadającymi ze skroni, falowanymi ciemnoblond pasmami, spod których poblaskiwały kolczyki, wysadzane szlachetnymi kamieniami. Wyraz jej twarzy był typowy dla nowoczesnej bizneswoman. Chłodny, nadzwyczaj opanowany, bez krztyny uśmiechu na jej wąskich, pomalowanych czerwoną szminką, ustach. Cerę miała bladą, policzki lekko muśnięte pastelowym różem. Małe, piwne oczy podkrślone zaś były jedynie cienkimi kreskami na górnych powiekach i naturalną ilością tuszu na rzęsach. To była Bogna. Niekwestionowana ikona klasy i elegancji. Stała już teraz na wprost Joanny z kamienną twarzą, bacznie się jej przyglądając. Wesoła, dotąd dziewczyna, gwałtownie spoważniała. Stała w bezruchu, kompletnie nie mając pojęcia czego ma się spodziewać po kobiecie, która bądź co bądź mogła mieć do niej wielki żal. A był to środek tak fantastycznej imprezy! Dlaczego ktoś miałby teraz sprawić, żeby cały dobry nastrój diabli wzięli? Swoją drogą mogła przewidzieć takową sytuację, albowiem Bogna też była częstą bywalczynią Komnaty. Miała swoją ekskluzywną restaurację w sąsiedniej kamienicy i lubiła wpadać do zaprzyjaźniongo cocktail baru po męczącym tygodniu. Tylko dlaczego akurat dziś?

- Chodź mała, pogadamy! – można było ulec wrażeniu, że Bogna wydała właśnie Joannie służbowe plecenie. Zaraz potem jednak chwyciła ją pod ramię jak koleżankę i pociągnęła do baru. Joanna była zdezorientowana tą dziwną sytuacją, ale z drugiej strony była też ciekawa cóż takiego ważnego ma do powiedzenia zdradzana żona byłej kochance swojego męża? I to po tak długim czasie od momentu, w którym wyszło na jaw jakim kłamcą i manipulatorem jest Robert. Rozmawiały ze sobą tylko raz w życiu. Zaraz po tym, jak obie odkryły prawdę o swym ukochanym. Rozmowa absolutnie nie należała do przyjemnych, aczkolwiek obie panie nie skakały sobie do oczu ani nie przejawiały wobec siebie żadnej formy wrogości. Wiadomo było też, że nie zostaną przyjaciółkami. Ich spotkanie miało raczej charakter wymiany informacji na temat relacji z Robertem. Potem wspólnie powiesiły na nim psy, wypiły razem wódkę i rozstały się, nigdy więcej nie kontaktując się ze sobą. Podczas rozmowy, Bogna zapewniała Joannę, że z jej punktu widzenia, okoliczności w jakich się znalazły, czynią z nich obu ofiary jej męża, krętacza i nie żywi do dziewczyny urazy. Cóż więc się stało w przeciągu ostatnich dwóch lat, że nagle postanowiła z nią porozmawiać? Czyżby zmieniła swoje podejście i miała zamiar teraz publicznie ją upokorzyć? Zbesztać? Zmieszać z błotem? Zdenerwowanie wyraźnie już teraz malowało się na twarzy Joanny, ale została z Bogną przy barze w oczekiwaniu na cokolwiek, co miała od niej usłyszeć.

- Kopę lat, mała, co? – Bogna wyjęła swą rękę spod ramenia Joanny i oparła się o bar. Wyciągnęła z markowej kopertówki paczkę cienkich papierosów i uśmiechnęła się. „Boże drogi, czego ona ode mnie chce?" – pomyślała na widok jej uśmiechu Joanna. Wyraz twarzy Bogny, który raptem stał się sympatyczny, wywołał u niej jeszcze większe zdenerwowanie. Z niewyjaśnionej przyczyny upatrywała w zachowaniu kobiety jakiegoś podstępu.

- A co ty taka spięta jesteś? – zapytała zdziwiona wyraźnie Bogna, świdrując oczami Joannę. Zaraz po tym życzliwie się roześmiała i nie czekając na odpowiedź, dorzuciła z rozbawieniem – A ty chyba nie myślisz, że ja chcę wywlekać tę nieprzyjemną sprawę z Robertem, co?

- Nie chcesz? – twarz Joanny rozpogodziła się nieco, ale nadal dało się w niej zauważyć niepokój.

- O tym już rozmawiałyśmy. – wyjaśniła Bogna – Jedna taka rozmowa w zupełności wystarczy. Dziewczyno, ja nie mam czasu do marnowania na tego dupka! To już jest skończona historia i to dawno temu. Zresztą, wydawało mi się, że dla ciebie też. – patrzyła teraz na Joannę pytająco – Chcesz zapalić? – zaoferowała Joannie papierosa ze swojej paczki.

- Nie, dzięki. Rzuciłam palenie. – odparła szczerze Joanna, mimo że w owej chwili była bliska skuszeniu się proponowanemu papierosowi. Stała jednak, tkwiąc twardo w swym postanowieniu i nadal uważnie przyglądając się Bognie.

- I bardzo dobrze! To paskudny nałóg. Brawo, że rzuciłaś. Nawet ci zazdroszczę... Będziesz miała o wiele mniej zmarszczek niż ja, kiedy będziesz w moim wieku. – Bogna uśmiechnęła się promiennie i dalej ciągnęła swój wywód - Owszem, byłaś wtedy bardzo młodym, naiwnym dziewczątkiem i łatwo dałaś się omamić, ale nie odniosłam wrażenia, żebyś była głupia do granic i płakała po tym bęcwale bóg wie ile...

- Nie, skąd! – wypaliła donośnie Joanna – Nasza rozmowa i wódka wtedy... To był najlepszy sojusz jajników... Tak to nazwałyśmy wtedy przecież... Po prostu... Właściwie się nie znamy, więc trochę mnie zaskoczyłaś.

- No, tak. Prawda. – pokiwała głową Bogna, unosząc wzrok, ale zaraz sprowadzając go z powrotem na rozmówczynię – Faktycznie, mogłam cię nieco... - już miała powiedzieć „wystraszyć", ale w ostatniej chwili, jak przystało na mistrzynię dyplomacji, wybrnęła – Zaskoczyć. – po czym odwróciła się w stronę barmanów i dała Mikołajowi znak spojrzeniem. Zrozumiał bezsłowne zamówienie i zabrał się za przygotowywanie cocktaili. Ona zaś odpaliła papierosa. Nawet ta czynność dodawała jej kobiecej wykwintności. Ponownie zwróciła wzrok ku Joannie – Chodzą słuchy, że kierowniczysz organizacji wielkiej imprezy charytatywnej za dwa miesiące.

- O! – Joanna nie kryła zdumienia – Zapomniałam jak tutaj szybko wieści się rozchodzą.

- Daj spokój, nie zamierzasz chyba robić z tego tajemnicy? – Bogna wyraźnie okazywała swe zainteresowanie. Joanna natomiast nadal nie czuła się pewnie podczas tej rozmowy. Nie wiedziała czy chce dyskutować o swoim pierwszym wielkim projekcie akurat z Bogną. Chwilę skrępowania przerwał Mikołaj, który postawił przed paniami dwie smukłe szklanki, napełnione seledynowym smakołykiem, przybranym miętą – Bardzo proszę, najlepsze Mojito w mieście dla pięknych dam! – Mikołaj jak zwykle był dżentelmeński i czarujący.

- Dzięki, Miko! – odparła Bogna z szerokim uśmiechem, wyraźnie zadowolona.

- Dzięki. – Joanna również posłała mu jeden ze swoich serdecznych uśmiechów.

- Do usług. – barman ukłonił się i pomaszerował w drugi koniec baru obsłużyć dwie zniecierpliwione, długowłose blondynki.

- OK, do rzeczy. – upiła łyk swojego Mojito Bogna i kontynuowała – Podobno jesteś niesamowita. Załatwiłaś w dwie godziny większość atrakcji i niezbędnych elementów na tak huczną imprezę, ale... Wciąż potrzebny jest ci catering. A ja, jak pewnie wiesz, jestem doświadczoną restauratorką, mam renomę na rynku, mogę się pochwalić super jakością i chciałabym ci zaproponować współpracę. – Bogna upiła kolejny łyk cocktailu, nadal przychylnie się uśmiechając i czekając tym razem na reakcję Joanny, która to niemalże zakrztusiła się zaserwowanym przed chwilą mojito – Współpracę? – była mocno zszokowana – Ale Bogna, tam trzeba będzie nakarmić naprawdę mnóstwo ludzi i nas zwyczajnie na ciebie nie stać. Ja wiem, oczywiście, że ty zawsze stawiasz na jakość, ale za taką jakością idzie też cena...

- Spokojnie. – Bogna położyła swą wypielęgnowaną dłoń na dłoni Joanny – Dam ci sporą zniżkę. Zapewniam cię, że się dogadamy.

- Dobra, a tak naprawdę to o co ci chodzi? – Joanna wysunęła gwałtownie swą dłoń spod dłoni Bogny, bowiem znów ogarnęły ją wątpliwości, co do szczerych zamiarów kobiety – Jak niby miałoby ci się to opłacać?

- Kochana, nie martw się o mnie. Szczęśliwie do interesów to ja akurat mam głowę. Po tatusiu... Świętej pamięci tatusiu... Ojcem wprawdzie nie był najlepszym, ale nauczył mnie tego i owego w biznesie... – Bogna nie zirytowała się wcale. Wciąż była chłodna i tłumaczyła dalej – Ty wiesz jaka to będzie dla mnie reklama? Za miesiąc otwieram dwie kolejne restauracje. W Toruniu i właśnie w Łodzi. Potrzebna mi będzie dobra promocja, żeby zaistnieć na rynku w tych miastach. – zaciągnęła się teraz papierosem – Co ty na to?

- Bogna, ja naprawdę nie wiem czy to jest dobry pomysł. – Joanna nie była przekonana – Przepraszam cię, ale... Przyjaciele na mnie czekają. Cześć! – odstawiła niedopite Mojito na bar i pospiesznie pożegnała się z Bogną, zmierzając w stronę sali tanecznej.

- Przemyśl to! – Bogna złapała ją znów pod ramię i wcisnęła jej w dłoń swoją wizytówkę.

- No, nie wiem... - Joanna znów się zawahała. Stała tak chwilę, po czym znów skierowała się na parkiet.

- Poczekaj! – krzyknęła znów za nią Bogna. Joanna odwróciła się i w milczeniu patrzyła na elegantkę, która tym razem jedynie miło się uśmiechnęła i rzuciła szybko, spoglądając na blat baru – Drinka zapomniałaś! Baw się dobrze!

Weszła do sali tanecznej, ale zamiast dołączyć do grupy rozbawionych przyjaciół, stanęła pod ścianą, sącząc sprezentowane jej przez Bognę, Mojito. Wciąż rozmyślała o propozycji kobiety, doszukując się w niej haczyka. Na parkiecie unosił się spory tłum, podrygujący w rytm Moloko „The time is now". Ją jednak jakby nagle opuściła chęć zabawy, więc tylko patrzyła przed siebie, powoli stając się nieobecna. I stałaby tak pewnie jeszcze długo, gdyby nie Jacol, który znienacka pojawił się na imprezie. Początkowo wmieszał się w tłum, lecz już po chwili wyróżniał się z niego za sprawą imponującego tańca. Wirował najpierw subtelnie wraz z Kaliną. Ci dwoje zawsze skupiali na sobie uwagę całego klubu, ilekroć tańczyli razem. Można było ulec wrażeniu, że wpadali w trans, z którego trudno było ich wyrwać. Wyglądali jak przepiękna, idealnie dobrana para zakochanych, kiedy z niesamowitą lekkością i wczuciem, pławili się muzyką, rzucając swe ciała w fenomenalny ferwor wspólnego tańca. Aż trudno było uwierzyć, że nie było to konsekwencją długich, wyczerpujących prób, a jedynie improwizacją. Mimo, że na co dzień nie byli bliskimi przyjaciółmi, w tańcu rozumieli się perfekcyjnie i gdziekolwiek popisywali się swymi wybitnymi umiejętnościami, zawsze byli absolutnie bezkonkurencyjni. W kwestii klubowych występów mieli ze sobą wiele wspólnego. Oboje uwielbiali być w centrum uwagi. Kiedy znajomi i nieznajomi wpatrywali się w nich z podziwem, czuli się docenieni i spełnieni. Zwykle po dwóch, trzech, przetańczonych wspólnie numerach, zaczynali dołączać do nich współimprezowicze. Wtedy już każde z nich było w swoim własnym centrum zainteresowania: Jacol stawał się wnet bożyszczem kobiet, a Kalina marzeniem mężczyzn. Niemniej jednak, zarówno on, jak i ona, szybko czuli się znudzeni usilnie mizdrzącymi się do nich, obcymi, toteż pospiesznie dołączali do grupy swoich przyjaciół. Teraz zaczynały się też taneczne wygłupy i grupowe żarty z całą paczką. Podczas gdy Kalina wraz z Halcią, ponętnie osaczały w tańcu Zielonego, Jacol podrzucał do góry Milę, łapiąc ją zaraz wpół i wykonując zamaszysty obrót o sto osiemdziedziąt stopni, aż wreszcie postawił ją obok Bixa za didżejką i już miał ruszyć do reszty dziewczyn, lecz spostrzegł, stojącą wciąż przy ścianie Joannę.

- A ty co? - doskoczył do niej i cmoknął ją w policzek na powitanie – Ty chora jesteś?

- Nie, dlaczego? – odparła zdumiona Joanna.

- To czemu podpierasz ścianę? – uśmiechnął się zalotnie, po czym zaczął rytmicznie tupać nogą, poruszać biodrami i ramionami, rozpościerając je na boki i unosząc delikatnie, pstrykając palcami oraz przymykając oczy i wczuwając się w pierwsze takty Junior Jack „Stupidisco", a tym samym zachęcając ją do tanecznych igraszek. Wzbraniała się, ale Jacol nie dawał za wygraną – „Baby make your move..." – zanucił pierwszy wers, chwytając ją za rękę i odciągając od ściany. Zauważając jednak opór dziewczyny, wyrwał jej z ręki niedopite Mojito – Zostaw już tego drina, pijaczko! – roześmiał się zawadiacko, stawiając szklankę na didżejce. Widząc to, Bix wkurzył się. Nie znosił kiedy ktokolwiek stawiał szklakę czy to pustą, czy pełną na didżejce i zawsze uczulał swych przyjaciół na takową sytuację. Sytuację, w której centrum była teraz Joanna, jego najbliższa przyjaciółka. Zagryzł więc zęby i sam zestawił szklankę na podłogę.

– Co to za fochy? – dorzucił żartobliwie Jacol – W tej chwili proszę na środek!

Nie było mocnych na jego urzekające argumenty, toteż szybko się rozchmurzyła, wnet zapominając o rozmowie z Bogną i wielkim dylemacie, który jeszcze przed chwilą całkowicie zaprzątał jej głowę. Skocznym krokiem, weszła wraz z Jacolem w tłum i pozwoliła ponieść się atmosferze wyjątkowej nocy.

- Kamikaze raz! – niedługo potem Elka znów stała przy barze wraz z resztą towarzyszy upojnej nocy, rozradowana nawołując do Janka. Niewątpliwie topiła w alkoholu smutek rozstania z Kajtkiem, choć w sposób raczej wesoły, otoczona przychylnymi jej ludźmi. Elka zwykle nie piła, a jeżeli już piła, to bardzo mało, gdyż miała dość słabą głowę. Dziś jednak nie zwracała uwagi na szybko pogłębiający się stan upojenia. Wiedziała, że jej kompani nie pozostawią jej samej na pastwę losu, a i kac gigant, z którym miała obudzić się następnego dnia, tym razem nic a nic jej nie przerażał.

- Kamikaze dwa! – pojawił się tuż za jej plecami Zielony i otoczył ją ramionami po bratersku, opierając brodę o jej bark i obserwując barmanów z zainteresowaniem. Elka odwróciła głowę w bok, spojrzała na niego wesoło i potargała zadziornie jego czarne włosy.

Janek i Mikołaj w jednej chwili życzliwie uśmiechnęli się do ich ulubionej ferajny i zaczęli przygotowywać koktajle. Kiedy barmani napełniali kieliszki niebieskim płynem, imprezowicze zamilkli, po czym niemalże synchronicznie, łapczywie wypili ich zawartość, głośno stukając pustym szkłem o bar. Chwilę potem rozległa się w sali cocktailowej beztroska salwa śmiechu.

- Jacol... – zwróciła się do kumpla Joanna, korzystając z okazji, że byli teraz w nieco spokojniejszej części klubu, w której mogli porozmawiać bez przekrzykiwania się.

- No, co tam, Joaś? – Jacol stanął tyłem do baru, opierając się o niego łokciami i patrząc na nią z zaciekawieniem.

- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – zaczęła Joanna.

- Impreza chartatywna, tak? Spoko, zgadzam się. Z największą przyjemnością. Razem z Kalinką damy popis, jakiego stulecia nie widziały! – nie dał jej nawet przedstawić sobie tejże propozycji, tylko bez zająknięcia przystał na nią. Do tego jeszcze, nie wiedzieć kiedy, namówił Kalinę do współparcy! Ta dwójka mogła naprawdę zawojować świat swym tańcem. Kalina była świetną księgową, ale jej prawdziwe „ja" można było dostrzec bardzo daleko od jej małego biura i stosu faktur, na parkiecie klubu nocnego!

- Ale skąd ty wiesz... - Joanna stanęła jak wryta. Jacol roześmiał się głośno, rozglądając się wokół, aż w końcu zatrzymał swój wzrok na Bixie, który właśnie wpadł do baru po kolejną szklankę soku ananasowego.

- Acha, no tak, nasz Nadworny Plotkara. – zachichotała, kręcąc głową z politowaniem, nie spuszczając z oczu Bixa. Jacol przytaknął i objął Joannę ramieniem. Chwilę jeszcze stali tak, rozkosznie podśmiewując się z didżeja, po czym wrócili z całą resztą na parkiet.

Continue Reading

You'll Also Like

1.1M 36.7K 62
WATTYS WINNER When her fiancé ends up in a coma and his secret mistress, Halley, shows up, Mary feels like her world is falling apart. What she does...