Miasto mroku DARY ANIOŁA FF

Від KrukTrupozer13

3.7K 550 308

Nie wiem jak wam, ale przejadły mi się wszelkiego rodzaju Malec'i, Clace i insze czworokąty. Jednak świat wyk... Більше

Rozdział pierwszy
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Bonus!!!
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
#heheszki z Darów
Rozdział X

Rozdział IX

244 32 35
Від KrukTrupozer13

Finn zaparkował samochód w wąskim zaułku, odchodzącym od głównej ulicy, wiodącej na promenadę. Silnik zazgrzytał przez chwilę, po czym zgasł ze źle wróżącym prychnięciem. Czarownik zdawał się tego nie zauważać, wsłuchany w muzykę.

Victoria zdążyła w tym czasie przesiąść się do tyłu, gdzie zajęła się Ralfem. Odpinając pas, musnęła jego czoło wierzchem dłoni, i aż sapnęła, czując, jakie jest rozpalone. Ralf poruszył się niespokojnie. Pod.jego bladą skórą widniały ciemne żyły, pulsujące w rytm powolnego bicia serca. Vicky zagryzła wargi i obejrzała się na Finna, który chyba kompletnie zapomniał o pasażerach, pochłonięty muzyką. Piosenka dobiegła już końca, ale skrzydlaty nadal miał przymknięte powieki. W końcu Victoria chrząknęła cicho, przerywając milczenie.

  - Ekhm... Finn?

-O, matko!- czarownik wzdrygnął się i poderwał z siedzenia. - Wybacz. Chyba o was zapomniałem.- Uśmiechnął się z kpiną, rozprostowywując równocześnie złożone skrzydła. Vicky dopiero teraz zauważyła, jakie są ogromne: rozpostarte, ocierały się o ceglane ściany zaułka. Czarna błona była w kilku miejscach rozdarta, a na brzegu Łowczyni widziała mały, okrągły  ślad, który mogła zostawić tylko kula. Wzdrygnęła się.

- Straciłeś kontakt z rzeczywistością- stwierdziła z przekąsem, wysiadając z samochodu. -Swoją drogą, co to za zespół?

-Scorpions. Naprawdę tego nie znasz?- pokręcił głową, wyjmując Ralfa z tylnego siedzenia.- Czasami przeraża mnie wasze ograniczenie, Nefilim. Rozumiem  zbawianie świata i walkę ze złem, ale to już przechodzi pojęcie...

- Mamy na głowie ważniejsze rzeczy, niż słuchanie muzyki - Vicky nawet nie starała się ukryć sarkazmu.

Nagle Finn się wzdrygnął i spoważniał. Trzymał dłoń na czole chłopaka, więc też musiał poczuć trawiącą go gorączkę. Zacisnął zęby i zmierzył Victorię poważnym spojrzeniem.

- Musimy się pospieszyć. Nie ma wiele czasu.

Vicky poczuła, jak staje jej serce. Wyskoczyła z samochodu, trzaskając przerdzewiałymi drzwiami i ruszyła za czarownikiem, który już kierował się w głąb uliczki. Niósł Ralfa w ramionach bez żadnego wysiłku, choć nie wyglądał na zbyt  umięśnionego. Nagle, ni stąd ni z owąd, zatrzymał się przed ceglaną scianą i dość bezceremonialnie zrzucił Łowcę na brudny asfalt. Victoria zmierzyła go oburzonym spojrzeniem.

- Muszę mieć obie ręce wolne. Niech sobie poleży. - wyjaśnił z wrednym uśmiechem.

- Nie wiem,  czy się nie zgubiłeś, ale to jest ściana. Ścia-na. - powtorzyła dobitnie.

Finn spojrzał na nią z wyższością, równocześnie odciągając rękawy skórzanej kurtki.

- Może dla ciebie, mój ty mały, ograniczony zbawco świata. Pilnuj chłopaka.

Zaczął mamrotać pod nosem formułę zaklęcia, wpatrując się z mocą w cegłówki. Victoria przekrzywiła głowę. Czarownik wzniósł ręce, podniósł głos. Mur trwał niewzruszony. W chwili, gdy inkantacja osiągnęła drugą oktawę, Finn przyłożył do ściany obie dłonie, kreśląc na cegłach skomplikowany, zawijasowaty symbol. Gdy oderwał palce od muru, linie znaku rozjarzyły się nagle jasnym, zielonobłękitnym światłem, a następnie rozbiegły się promieniście po ścianie, tworząc najpierw kontur, potem zarys, aż w końcu prawdziwe, materialne drzwi z ciężkiego, dębowego drewna. Dziewczyna mimowolnie zagwizdała. Finn uśmiechnął się i z teatralną przesadą otworzył przed Victorią drzwi. Wyszedł jeszcze na chwilę i wrócił, dźwigając Ralfa.

- Fajny pokaz? - zapytał tonem dziecka, chwalącego się nową zabawką.

- Czy ja wiem... Ciut zbyt efekciarski, jak dla mnie. - Victoria udawała, że nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. - Rozumiem, że dzwonek przy drzwiach jest zbyt mainstreamowy?

Finn spojrzał na nią z ledwo widoczną urazą, ale tylko wzruszył ramionami.

- No ba. Czarownik i dzwonek? Poza tym, przynajmniej nie ma Jehowych ani akwizytorów, a ja nie muszę tłumaczyć się Clave z usmiercenia kolejnego sprzedawcy rewolucyjnych garnków do gotowania brzoskwiń. Czysta praktyczność.

Łowczyni spojrzała na niego podejrzliwie.

- Kto normalny gotuje brzoskwinie?

- Już nikt. - Czarownik spojrzał na nią ze stuprocentową powagą. - Nie musisz mi dziękować. To był mój dar dla świata.

Teraz prowadził ją nowoczesnym, czarno-białym holem, wypełnionym jednak mnóstwem bibelotów, książkami i płytami. W rogu o ścianę opierał się rower, tuż obok stosu co najmniej XVII- wiecznych manuskryptów w skórzanych oprawach ze złoceniami. Na pierwszy rzut oka Vicky mogła stwierdzić, że co najmniej połowa księgozbioru to prawdziwe białe kruki. 

Następnym pomieszczeniem był jasny, przestronny niegdyś salon, przepełniony dziwacznym zbiorem mebli i ozdóbek z najróżniejszych epok i stylów. W kącie stały ustawione na stojakach instrumenty: gitara elektryczna, skrzypce i saksofon, jeżeli miała zgadywać po kształcie futerału. Na ścianie naprzeciw wejścia znajdowało się ogromne, panoramiczne okno, jednak widok z niego zupełnie nie przypominał nocnego Chicago. Teraz był to widok ze szczytu ośnieżonej góry, w następnej chwili zamienił się w panoramę przenikliwie błękitnej zatoki. Vicky uśmiechnęła się, zachwycona spektaklem. Finn, nadal dźwigający Ralfa w ramionach, pokręcił głową. Machnięciem dłoni oczyścił XVIII-wieczną wersalkę z kilku ciężkich woluminów, starych pergamiów, nieaktualnego programu telewizyjnego, kilkunastu ulotek, puszki po Coli i kilku pustych pudełek po pizzy. Po namyśle zdematerializował pudełka. 

Delikatnie ułożył nieprzytomnego chłopaka na sofie i ponownie zmierzył mu temperaturę. Znowu wzrosła. Vicky stanęła tuż za czarownikiem i obserwowała go uważnie. Zobaczyła, jak zacisnął zęby i zmarszczył czoło. Poczuła nagły strach. Kiedy oni sobie żartowali, Ralf mógł...

- Czy on... Jaki jest jego stan? 

- Łatwo nie będzie. Demon, który was zaatakował, był silny. Wiesz w ogóle, jaki to był gatunek? - Czarownik wyciągał z niewielkiego kredensu zioła, odczynniki, słoiczki z maściami.

-Nie. Znaczy się, myślałam, że to sukkub, ale był zbyt potężny. Nie wiem. To coś mogło nawet nie mieć nazwy. - Vicky czuła się bezradna. Nienawidziła tego. - Powiedział, że nazywa się Derriel. Derriel Upadły.

Rozległ się głośny trzask. To butelka, wypełniona krwistą cieczą rozprysnęła się w drobny mak, wyślizgnąwszy się z drżących rąk Finna. Chłopak, nie zwracając uwagi na rosnącą czerwoną plamę, odwrócił się do niej ze zmartwiałą twarzą.

- Jak? Jak się nazywał?

- Derriel... Finn, co to znaczy? 

- Jasna cholera. - czarownik zacisnął dłonie na kasztanowych lokach. - To znaczy, że mamy totalnie przerąbane. Totalnie, na śmierć i kaplicę. Cholera, cholerna cholera.

- Aniele... Jak bardzo?

- Bardzo? Bardzo to mało powiedziane. Kobieto, ukatrupiłaś mojego ojca!  No, a teraz on ukatrupi mnie.

Vicky zgłupiała.

- Ojca? Przecież to była samica.

Czarownik palnął się w czoło.

- Czy ty. Naprawdę. Myślisz. Że to ma dla nich jakiekolwiek znaczenie?! - skrzydlaty był śmiertelnie blady.

W tym momencie Ralf jęknął głośno i zwinął się na kanapie. Victoria poczuła przypływ irracjonalnej wściekłości, wypierającej strach.

- Finn.

- Nawet testamentu nie mam...

- Finn, uspokój się. 

- Za młody jestem, by umrzeć...

- Finn, do jasnej cholery, uspokój się i przestań histeryzować! Dasz radę go uleczyć? Tak czy nie?

- Może i dam, ale po co, jeżeli i tak nie dożyjemy wtorku? Aaauu, za co to miało byś?! - czarownik trzymał się za policzek, a Vicky chuchała na palce.

- Za optymizm. Na Anioła, masz strasznie twardą facjatę.- czarownik spojrzał na nią dziwnie. -Ty go ulecz, ja wezwę wsparcie.

- To i tak nie ma znaczenia. Derriel nas dor...

-Cholera!

- Już, już się uspokajam.

Finn wstał i podszedł do niewielkiej szafki, wypełnionej kryształowymi fiolkami z przeźroczystym płynem. Victoria zauważyła, że drżą mu nogi. Czarownik odkorkował jedną fiolkę i wzdrygnął się. Przez kilka sekund wpatrywał się w ciecz, aż w końcu przystawił butelkę do ust i wypił całość. Kryształ zadźwięczał, uderzając o drewniany blat stolika, a Finn zgiął się wpół szarpany dreszczami. Vicky rzuciła się do przodu, ale dziwaczny atak trwał zaledwie kilka sekund. Brunet wyprostował się, już spokojny, ale nadal dyszał ciężko.

- Nie pytaj, co to za świństwo, bo i tak ci nie powiem. Grunt, że działa. - oczy czarownika błyszczały nienaturalnie.

- Ty... Jesteś cały czas wstawiony, prawda? - zapytała powoli Victoria. Finn skinął głową.

- Zasadniczo, bliżej temu do narkotyku. - Finn znowu uśmiechał się sarkastycznie-  Grunt, że działa.- czarownik zatarł ręce i spojrzał na Ralfa. Szepnął, jakby sam do siebie:

- Jasne, że dam radę go uleczyć.

- Niepokoi mnie szaleństwo w twoich oczach, wiesz? Wyglądasz, jakbyś miał go pokroić na narządy.

- E tam. Przesadzasz. A, własnie .-  Finn odwrócił się od rozcieranych w moździerzu ziół i klepnął się w czoło. Sięgnął do kredensu i wyciągnął z niego malutki słoiczek z zielonego szkła, po czym podał go Victorii. Dziewczyna odkręciła, i aż zapiekły ją oczy od intensywnego zapachu eukaliptusa. Naczynie było pełne żółtobiałej  maści. Kaszlnęła.

- Matko... Co to jest? Ma kopa.

Finn uśmiechnął się kpiąco i wrócił do rysowania kredą pentagramu na podłodze. Wyglądał, jakby już zapomniał o Derrielu i grożącym im niebezpieczeństwie.

- Jak ci powiem, to i tak nie uwierzysz. Posmaruj sobie tym ramię, powinno zneutralizować ryzyko lykantropii. 

-Dzięki... Naprawdę. Mogę coś zrobić? 

- W kuchni jest jedzenie.- wskazał na wąskie drzwi po lewej. Vicky pokręciła głową.

- Nie, nie jestem głodna.

Finn westchnął.

-Nie zrozumiałaś. Ja jestem głodny. W tym momencie powinnaś się zapytać, czy też bym coś chciał, a ja bym powiedział, że kanapki.

-Po prostu nie chcesz, by ktoś kręcił ci się pod nogami, prawda?

- To ty to powiedziałaś. Ale jak już idziesz, to nie zapomnij o kanapkach!

Vicky prychnęła. 

- Lecz go. Załatwię posiłki.

 W kuchni wyciągnęła telefon i  upewniła się, że czarownik jej nie słyszy. Wybrała numer do Instytutu.

Uwaga! Napisalam to pod groźbą SOS'a- Herondale, fochnie m.



Продовжити читання

Вам також сподобається

890K 54.6K 119
Kira Kokoa was a completely normal girl... At least that's what she wants you to believe. A brilliant mind-reader that's been masquerading as quirkle...
418K 28.4K 43
♮Idol au ♮"I don't think I can do it." "Of course you can, I believe in you. Don't worry, okay? I'll be right here backstage fo...
777K 17.5K 46
In wich a one night stand turns out to be a lot more than that.
500K 14.3K 106
"aren't we just terrified?" 9-1-1 and criminal minds crossover 9-1-1 season 2- criminal minds season 4- evan buckley x fem!oc