Nic nie zdawało się zakłócać spokojnego snu Taehyunga, który przewracał się z boku na bok i smacznie mlaskał pod nosem, w międzyczasie śniąc o swoich ukochanych mruczkach, które mógł mieć jedynie w snach.
Do czasu.
— Wieki nie było u nas kogoś tak olśniewająco pięknego. Nie uważasz, braciszku?
Na wpół drzemiąc usłyszał niski, nieco przyciszony ton głosu, należący bez wątpienia do jakiegoś mężczyzny. W gruncie rzeczy nie skupił się na wypowiedzianych słowach, bo całe jego ciało ogarnął okropnie nieprzyjemny chłód, biorący się znikąd. Podniósł ociężałe powieki zaledwie do połowy, co w zupełności wystarczyło, by upewnił się w przekonaniu, że nikogo poza nim tutaj nie ma. Przynajmniej już nie ma. Jednak coś mu nie pasowało. W ułamku sekundy zerwał się do siadu, potrząsając głową na boki. Rozejrzał się dookoła po pokoju ani trochę nieprzypominającym tego, w którym zasypiał co noc. Ten był zdecydowanie przestronniejszy, sufit znajdował się co najmniej dwa razy wyżej, a ogromne okna zasłaniały dwie mleczno-granatowe, ciężkie zasłony wykonane z najwykwintniejszego materiału, zwisające aż do samej podłogi, kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią przewiązane subtelnymi, aczkolwiek solidnymi wstęgami. Nie wspominając o tym, że w jego domu nikt przedtem nie wykładał ścian wzorzystą tapetą w kolorze wspomianych zasłon, ani nie wieszał na nich licznych obrazów w złocistych ramach i świeczników. Nie przypominał sobie także, by ze środka sufitu zwisał mu nad głową kryształowy żyrandol. A pod nogami miał drewniany parkiet, a na nim gruby, ciepły dywan za miliony dolarów. Nic stąd, nie kojarzyło mu się z domem.
Odkrył się z grubej pościeli i leżącej na niej błyszczącej narzucie, przy okazji strącając na ziemię kilka poduszek, których u wezgłowia łoża było i tak przesadnie za dużo. Przetarł zdumione oczy i wziął głęboki oddech.
— Okej, czyli nadal śnię, a moja wyobraźnia zaprowadziła mnie w progi jakiejś dziewiętnastowiecznej, angielskiej rezydencji należącej do rodziny arystokratów. Brzmi fajnie. — Pomyślał na głos i zeskoczył z łóżka. Dopiero kiedy stanął naprzeciw niego zdał sobie sprawę, jak gigantyczne i masywne ono było. Skojarzyło mu się z należącymi do tych wszystkich bajkowych księżniczek - drewniane, wysokie, z drapowanym baldachimem podtrzymywanym na słupach odchodzących od każdego rogu mebla. Bajecznie.
Wsunął na stópki mięciutkie pantofle, leżące przy szafce nocnej i podreptał do wielkiego, zdobionego lustra w ornamentowej oprawie. Jakże był zawiedziony gdy do oczu dotarł mu jego własny obraz. Ściągnął brwi, przyglądając się swojemu odbiciu z grymasem niezadowolenia. Co to za lumpy? Spytał w myślach, biorąc w dłoń skrawek zwiewnej, białej koszuli z jakimiś śmiesznymi falbankami, akurat okrywającej jego górne partie ciała. Następnie wzrokiem powędrował na czarne, luźne spodnie, najpewniej szyte z jedwabiu. Westchnął przeciągle, wymijając po drodze kunsztowną toaletkę i podszedł do sporych rozmiarów szafy, okraszonej pięknymi żłobieniami. Otworzył jej drzwi i zaczął szperać między wieszakami, wyszukując najodpowiedniejszego odzienia. Ku jego rozczarowaniu na każdym z nich powieszony był jakiś wymyślny komplet; a to koszule z żabotem, bufiaste bluzki i spodenki, fraki, aksamitne swetry, dziwaczne spodnie z wysokim stanem ozdobione kokardą w pasie i inne takie przesadzone pierdoły. Zajrzał na górną półkę z nadzieją na coś lepszego, jednak gdy tylko dostrzegł na niej podkolanówki, skarpetki, kapelusze, idiotyczne dodatki i kilka par lakierek, zrezygnowany zamknął szafę.
— Nie podoba ci się twoja garderoba?
Taehyung niemalże zszedł na zawał, słysząc nieznany mu głos tak dobitnie. Podskoczył w miejscu i momentalnie odwrócił głowę w stronę sprawcy, jak gdyby nigdy nic opierającego się o bok drewnianej konstrukcji.
— Dobraliśmy dla ciebie ubrania z najwyższej półki, te najbardziej szykowne. Żaden twój poprzednik nie miał z nami tak dobrze.
Blondyn przez dłuższą chwilę nie odezwał się ani słowem, jedynie wpatrując się niezrozumiałym spojrzeniem w młodego mężczyznę. Miał czarne jak smoła włosy zaczesane delikatnie w tył, przerażająco bladą cerę i dziecinnie różowe usta, a strój zachowany był w takim samym klimacie jak te szmaty, które przed chwilą przeglądał. Wszystko składałoby się na bardzo przyjemną całość, gdyby nie to, że wyraz jego twarzy był okrutnie zimny i pozbawiony jakichkolwiek emocji, a on sam rozprowadzał wokół siebie nieprzyjemną aurę, co zmusiło Taehyunga do maleńkiego kroczku w tył. Tak na wszelki wypadek.
— No, hej — wydusił wreszcie, ubierając się przy tym w jeden z tych swoich głupkowatych uśmiechów. — Przepraszam, ale nie słuchałem o czym mówiłeś. — Czarnowłosy uniósł jedną brew w górę, prychając ostentacyjnie. Nie słuchał? On go nie słuchał? — Przepraszam, możesz powtó... — Nim jednak zdążył dokończyć, nawet nie wiadomo kiedy, został brutalnie przygwożdżony do twardej ściany za sobą, ledwo łapiąc oddech. Nie miał pojęcia skąd ten drobny, niski ktoś miał w sobie tyle siły.
— Słuchaj, księżniczko — zaczął obcy mężczyzna, przypierając go jeszcze intensywniej. Dwoma palcami złapał podbródek blondyna, unosząc go bezproblemowo wyżej. — Nie wiem, co ty sobie myślisz, ale pierwszy i ostatni raz traktuję cię ulgowo.
— C-co? — Taehyung wykrztusił z trudem, bo ten popapraniec cały czas naciskał dłonią na jego grdykę.
— Nie mówię nic dwa razy. Zapamiętaj — szepnął wyjątkowo spokojnie wprost do ucha chłopca, co znacząco go zaniepokoiło.
— Dobrze — Taehyung jęknął totalnie stłamszony stanowczością napastnika, coraz ciężej oddychając. — Puść mnie już. — Dodał błagalnie.
Ten jednak ani myślał o puszczaniu, bynajmniej nie teraz. Wywrócił oczami na słowa swojej ofiary i wbił wręcz wygłodniałe spojrzenie w jego nieskazitelną, oliwkową szyjkę. Aż się prosiła, by ją ugryźć, pozwalając tym samym zmienić jej barwę na trochę bardziej... siną.
— Cholera, oczywiście, że uważam, braciszku — mruknął praktycznie niesłyszalnie, chociażby dla Taehyunga i zaraz oblizał wargi. Uśmiechnął się zwycięsko kątem ust i nachylił się nad wyraźnie (dla niego) pulsującą żyłką na szyi chłopaczka, leniwie przesuwając po niej językiem.
— Przestań. — Blondyn zaczął się szamotać, marząc o tym, by obudzić się wreszcie z tego pomylonego snu. Już nigdy nie powie nic dobrego na temat dziewiętnastowiecznej Anglii. A ciemnowłosy ledwo trzymał na wodzach żądzę wbicia swoich kłów w tę anielską skórę. Dlatego też postanowił dłużej się nie powstrzymywać, skoro nie widział ku temu powodów.
— Yoongi.
Wtedy Taehyung odetchnął z ulgą, bo do jego uszu dotarł głos, zdający się być tym wybawczym.
— Wiem, że ciężko panować nad swoimi zwierzęcymi zapędami przy tak rozkosznej istocie, ale przykro mi, nie masz innej opcji. Zapomniałeś o czymś?
Yoongi syknął groźnie i jeszcze przez kilka sekund smakował językiem wilgotnej skóry blond chłopaka. Prychnął w ten sam, sarkastyczny sposób, co wcześniej i z niespotykanym spokojem puścił trzymane ciało, które bezwiednie osunęło się na podłogę. Otrzepał swój prosty kubraczek z niewidzialnego kurzu, dopiero teraz odwracając się do dobrze znanej mu osoby.
— Cześć, Namjoonie. Tylko się z nim bawiłem, wyluzuj — wzruszył ramionami, uśmiechając się jakże niewinnie.
— Ty zawsze się tylko bawisz, Min. W tym wypadku nie możemy sobie na to pozwolić. Idź już. — Namjoon odsunął się z przejścia, robiąc miejsce Yoongiemu.
— Nie chce mi się dzisiaj słuchać twoich morałów. — Yoongi, lekceważąc uwagę mężczyzny, zgrabnie go wyminął, znikając za framugą drzwi. Namjoon nawet nie zareagował, w końcu przyzwyczaił się do zachowania swojego towarzysza i nie było to dla niego absolutnie żadną nowością. Tymczasem wątły blondasek z przeszklonymi oczami rozmasowywał zbezczeszczone niedawno miejsce na ciele, starając się unormować oddech. I o dziwo, nawet siedzenie na wściekle niewygodnej podłodze nie stanowiło dla niego jakiegoś dyskomfortu po tym, co przed chwilą się wydarzyło.
Właśnie. A to nie było tak, że gdy w śnie dzieje się coś okropnego, to człowiek automatycznie się budzi? Dlaczego więc on nie może się obudzić?
— Wstań, przepraszam za niego — różowowłosy mężczyzna w okularach wyciągnął rękę do Taehyunga, chcąc mu pomóc. — Yoongie jest trochę... impulsywny. — Dokończył po chwilowym namyśle, jakby sam nie wierzył w to, że właśnie stara się usprawiedliwić swojego wampirzego przyjaciela. Taehyung spojrzał na sterczącego nad nim kolejnego dziwaka, wlepiając w niego to swoje skrzywdzone spojrzenie. W porównaniu do Yoongiego, ten z kolei sprawiał wrażenie sympatycznego i grzecznego, ale i tak wolał nie ryzykować. Bez słowa podniósł się o własnych siłach, z wyrzutem gapiąc się na Namjoona.
— Okej, to przestaje być śmieszne, w ogóle już nie podoba mi się ten sen — sarknął Taehyung, kręcąc się w kółko po pokoju.
— To może wydawać się dla ciebie dziwne, ale od teraz tutaj mieszkasz, Taehyung. — Namjoon zignorował bezsensowną paplaninę dzieciaka, próbując chociaż w najmniejszym stopniu przygotować go do zaistniałej sytuacji.
— Nie, nie, nie, mam dość tych bredni.—Taehyung zasłonił dłońmi uszy i w mgnieniu oka przemknął obok mężczyzny, wręcz wybiegając na korytarz, a Namjoon tylko teatralnie wywrócił oczami. Westchnął obojętnie, jak to miewał w zwyczaju.
Przecież on i tak stąd nie ucieknie.
∞
Biegł, potykając się o własne nogi na całkowicie prostej drodze. Aż dziwne, że się jeszcze nie zgubił. Albo nie zabił. Kątem oka widział, że mija kolejne dzieła sztuki, sztukaterie w każdym możliwym miejscu i świeczki, które wraz z biegnącym chłopakiem gasły jedna po drugiej. Chciał po prostu jak najszybciej stąd wyjść, co w końcu byłoby równoznaczne z wróceniem do rzeczywistości, prawda? Za ledwo wyrobionym zakrętem ujrzał schody, więc pognał w ich stronę bez zastanowienia, łapiąc się przelotem pozłacanych balustrad, które w końcu doprowadziły go do upragnionych stopni. Kurczowo trzymał się żelaznej barierki, o mało nie spadając na sam dół, a musiał pokonać co najmniej jakieś trzydzieści schodów.Naprawdę od tej pory znienawidził jakiekolwiek pałace. Dopiero kiedy udało mu się bezboleśnie i bez dodatkowych atrakcji zbiec do głównego holu, na którego końcu prezentowały się wyczekiwane drzwi wyjściowe, aż jęknął z ulgą. Bardzo krótką ulgą. Mianowicie w chwili, gdy cały zziajany i zlany potem znalazł się u celu - wszystko szlag trafił.
— Gdzie się tak spieszysz, zagubiony króliczku?
Taehyung usłyszał za sobą ten cholerny, znienawidzony głos. Stojąc przed samymi drzwiami, z lekkim zawahaniem obrócił się do tyłu, prawie mdlejąc. Tam, trochę dalej, na pokaźnej sofie siedziało czterech nieznajomych, trupio-bladych krwiopijców, z Yoongim na czele. Oni beztrosko grali sobie w karty i poza Yoongim, który uparcie przeszywał wzrokiem Taehyunga, nikt nie zwracał na niego uwagi. Namjoon zaś motał się po kuchni i parzył kawę, jakby absolutnie nic się nie wydarzyło. Chociaż Taehyung nie miał pojęcia, z jakimi bestiami miał do czynienia, samo położenie, w którym się znalazł przyprawiało go o mdłości i chęć wyrwania się na zewnątrz w spazmatycznym wrzasku.
— Chcę wrócić — załkał żałośnie, napierając całym ciałem na kolosalne wrota. Zaczął na zmianę bezskutecznie szarpać za klamkę i okładać drzwi pięściami, które już po kilku sekundach zrobiły się krwisto czerwone. Raptem poczuł śladowy dotyk na swojej poranionej dłoni i w strachu przekręcił głowę w bok, mimowolnie zalewając się łzami.
— Teraz już nie ma powrotu, mały — szepnął w niskim tembrze wyższy i dużo lepiej zbudowany od niego brunet. Opierał się bokiem ciała o drzwi i w międzyczasie sunął palcami po zakrwawionych kostkach Taehyunga. Z tą okrutnie obojętną miną, za którą musiał schować błąkający się na ustach uśmiech, spoglądał na niego z góry. Kurwa mać, z bliska jest jeszcze piękniejszy. Pomyślał brunet, zagryzając niezauważalnie wargę od wewnątrz. A Taehyung z nadmiaru emocji postanowił zemdleć i ostatnie, co zapamiętał, to silne ramiona lodowatego mężczyzny, ochraniające go przed upadkiem na zimną posadzkę wampirzej posiadłości.
____________________
Sory, że znów to robię, ale muszę w końcu wstawić wszystkie poprawione ostatecznie rozdziały i dokończyć to opowiadanie. Nie porzucę mojego pierwszego dziecka, nie jestem aż tak wyrodną matką.