paranoia ; taegi

By cchimin

3.9K 506 288

gdzie taehyung się boi, a yoongi daje mu jedyną rzecz, dzięki której potrafi poczuć się trochę lepiej. ➳ angs... More

❅ prologue
❅ I

❅ 0

1.4K 169 159
By cchimin

Yoongi wiedział wszystko i znał każdy zakamarek jego duszy, najmniejszy szczegół jego osoby. I doskonale wszystko pamiętał.

*

Ciężkie drzwi zamknęły się z hukiem za stojącym samotnie na szczycie schodów chłopcem, który aż podskoczył z zaskoczenia na miejscu, czując nieprzyjemny ucisk w gardle i niepewnie rozglądając się dookoła. Nie chciał tam iść. Czuł, że gdyby zrobił chociażby jeden krok naprzód, cały jego malutki, dziecięcy świat by się zawalił, a on może nawet runąłby w dół razem z nim i obił swoje dość chude łydki o podłoże, bo w tym momencie jego nogi były jak z waty.

Zmuszono go do tego wszystkiego, a on tak bardzo nie chciał. Nie znosił robić czegoś, na co naprawdę nie miał ochoty tylko dlatego, że ktoś mu tak kazał: na przykład, gdy jego opiekunka kazała mu na siłę jeść obiad, gdy nie miał apetytu, bo twierdziła, że gdyby nie zaczął jeść "normalnie", nigdy by nie urósł. A może on w ogóle nie chciał urosnąć? Czy ona kiedykolwiek o tym pomyślała? Chłopczyk nie chciał żadnych zmian, było idealnie tak, jak było. Chociaż czasami było dość pusto, chłodno i samotnie.

Tym razem było podobnie. Pani nauczycielka zaczęła na niego krzyczeć, gdy okazało się, że on po raz kolejny wolał zostać w środku, niż wyjść na podwórko na dłuższej przerwie. Tak było codziennie: wszystkie dzieci z jego klasy biegły w stronę drzwi na sam dźwięk dzwonka, a on jako jedyny pozostawał na swoim miejscu i patrzył z pewnym smutkiem na to, jak wszyscy go opuszczali. Zazwyczaj mógł pozostać przy swojej ławce bez wielkich problemów, jeśli akurat miał lekcję koreańskiego, historii czy rysunku, bo te nauczycielki go lubiły i nie chciały go do niczego zmuszać. Natomiast pani od matematyki... z nią było inaczej. Gdy tylko zauważała, że brunet po raz kolejny jako jedyny został na swoim krzesełku, robiła swoją typową, niezadowoloną minę, dokładnie taką samą, którą pokazywała gdy ktoś po raz kolejny mylił sobie tabliczki mnożenia; zaraz po tym zaczynała przekonywać chłopca, aby jednak wyszedł z klasy, ale ten najczęściej nic nie mówił i na każde jej słowo kiwał głową na nie, dopóki ona się nie poddawała. Zawsze działało, bo kobieta na koniec wzdychała ciężko, mruczała pod nosem coś na temat tego, że brunet był bardzo dziwacznym dzieckiem, ale wreszcie odchodziła.

A on mógł sobie w spokoju siedzieć i zająć się sobą. Nie mógł zaprzeczyć, że smutno mu było siedzieć samemu, bo wystarczyło podnieść spojrzenie na okno, aby ujrzeć jak wszyscy inni dobrze się ze sobą bawili, gonili się, śmiali i ze sobą żartowali pomiędzy rozłożystymi drzewami na podwórku. Wtedy odczuwał taki specyficzny ucisk gdzieś w sobie, którego nie potrafił dokładnie opisać swoim słownictwem dziewięciolatka; wiedział jednak, że on po prostu nie mógł robić tych samych rzeczy, co oni. On był inny. Nie był taki jak oni, był dziwny i pewnie dlatego zasługiwał na tę samotność, w której codziennie wolał się zamykać, niżeli spędzać czas z resztą tych dzieci. Bał się, że byliby dla niego niemili, że śmialiby się. A on wolał nie mieć żadnych przyjaciół, niż narazić się na coś takiego.

Ale tym razem... Nie miał już w ogóle wpływu na to, co się z nim działo i bardzo się tego bał. Pani od matematyki bardzo na niego nakrzyczała, gdy tylko wyciągnął z plecaka swój zeszycik do rysowania i położył go na ławce, tym samym przekazując, że także dzisiaj miał zamiar zostać w środku. Jego serduszko bardzo się zdenerwowało i zaczęło mocno bić, gdy kobieta podniosła na niego głos, a następnie chwyciła za rękaw sweterka, kazała założyć kurtkę i zaprowadziła go pod drzwi na podwórko. Po drodze powiedziała chłopczykowi, że był dziwakiem i że na dworze był piękny dzień, a on powinien z tego korzystać jak wszyscy jego koledzy, trochę się poruszać, nabrać świeżego powietrza. On był zbyt przerażony, aby się jakkolwiek odezwać.

A teraz stał na tych nieszczęsnych schodach i nie wiedział co zrobić. Dzień wcale nie był piękny. Nie rozumiał, co jego pani od matematyki widziała pięknego w szarych chmurach przykrywających chłodne, jesienne słońce, w nieprzyjemnym wietrze, który poruszał liśćmi na ziemi oraz w odgłosie samochodów przejeżdżających po niedalekiej ulicy. Ale to może on był byt dziwny, aby docenić takie ukryte piękno.

Bardzo się bał, ale po jakiejś chwili poczuł, że stojąc tak przykuwał uwagę wszystkich i że niektórzy zaczęli już się na niego niemiło patrzyć, przez co jego serduszko zabiło mocniej. Trzęsac się w środku ze strachu, wsunął rączki do kieszeń swojej kurtki i spuścił głowę, schodząc po schodkach i potrafiąc myśleć tylko o tym, że za moment przewróciłby się, a wtedy wszyscy by się z niego śmiali. Dosłownie wszyscy.

Dotarł jednak bezpiecznie na sam dół, ale nie wiedział co dalej. Nieśmiało rozejrzał się dookoła i oczywiście rzuciło mu się w oczy to, że każdy miał przy sobie kogoś -  niektórzy z jego kolegów i koleżanek byli w parach, ale większość była podzielona na małe grupy. Patrząc na ich wyrazy twarzy, brunet stwierdził, że chyba świetnie się ze sobą bawili. Tylko on był inny i tylko on nie miał nikogo. Tylko z nim nikt nie chciał rozmawiać, a on nigdy nie miał takiego prawdziwego przyjaciela, z którym się śmiać i bawić. Zrobiło mu się bardzo przykro, a po chwili nawet łezki naleciały mu do oczu, chociaż zamrugał kilkakrotnie, broniąc się przed płaczem, co w pierwszym momencie mu się udało.

Naciągnął trochę swój szalik na twarz i zaczął po prostu spacerować dookoła, nie mając pojęcia jak się zachowywać. Trzymał wzrok wbity w trawę, od czasu do czasu kopał butem jakieś kamyczki, ale bardzo dobrze odczuwał to, z jakim trudem stawiał każdy kolejny krok, zupełnie tak, jakby nagle był niesamowicie zmęczony. Chciał jak najprędzej zawrócić i usiąść znowu przy swojej ławce w klasie, ale za bardzo bał się nauczycielki, więc musiał tak tutaj krążyć i cały czas myśleć o tym, jak głupio musiał przy tym wyglądać. Teraz to naprawdę był ogromnym dziwakiem i wszyscy to doskonale widzieli. Chłopczyk poczuł kolejny ucisk gdzieś w swoim wnętrzu i skulił się lekko na sobie, zaciskając mocno oczy i w myślach prosząc o to, aby już za chwilę zadzwonił dzwonek i aby wszyscy musieli wracać do środka. Tak bardzo się wstydził, po prostu będąc na zewnątrz, przy innych.

W pewnym momencie usłyszał jakieś szybkie kroki trochę zbyt blisko siebie, co go wystraszyło i sprawiło, że podniósł wzrok. Niedaleko niego czwórka chłopców goniła się w kółko, krzycząc przy tym radośnie i się śmiejąc, a pośród nich brunet rozpoznał kogoś, kogo znał nieco lepiej od reszty. Jimin, jedyny chłopiec, z którym siedział czasami na lekcjach i który nawet pożyczał mu swoje kolorowe kredki i mazaki, chociaż często zostawiał go samego i przysiadywał się do swoich innych, lepszych kolegów. Prawdę mówiąc, siedział z nim tylko wtedy, gdy jego przyjaciele byli chorzy lub nieobecni z innego powodu.

- Cześć, Jiminnie - chłopczyk odezwał się nieśmiało, wykonując gest dłonią w stronę niższego. Ten podbiegł do niego i się przy nim zatrzymał, a to samo zrobiła pozostała trójka.

- No hej - mruknął zdyszany starszy o parę miesięcy brunet. - Co ty tu robisz? Przecież nigdy nie wychodzisz. Wolisz siedzieć z moimi kredkami przy tych swoich rysunkach.

Chłopiec poczuł się trochę zażenowany tym pytaniem i skulił się jeszcze bardziej w sobie. Jak wytłumaczyć, że pani na niego nakrzyczała i kazała mu wyjść? To było żałosne. W dodatku nie chciał o tym mówić przy tych innych kolegach Jimina.

- A jakoś... tak - odpowiedział niewyraźnie, po czym zamilkł na parę sekund.

Jego przyjaciel też nic nie powiedział, a raczej wyglądał tak, jakby tylko czekał na moment, w którym mógłby wrócić do zabawy i przestać rozmawiać z tym dziwolągiem. I chyba właśnie miał to zrobić, ale wtedy brunet znalazł w sobie jakąś odwagę, aby się odezwać.

- Jiminnie - powiedział dość cicho, po czym wskazał palcem jedno z dalszych drzew, na samym końcu podwórka, tuż przy płocie. - Przejdziesz się ze mną tam? Podobno są tam wiewiórki...

Starszy spojrzał w wyznaczonym kierunku, a później znowu na chłopca i zmarszczył mocno brwi, a brunet się zląkł. Ta propozycja chyba mu się nie spodobała. Znowu coś zepsuł, a koledzy Jimina nieprzyjemnie na niego patrzyli, jakby się z niego śmiali...

- A co mnie obchodzą te twoje wiewiórki? - fuknął chłopiec, krzyżując ręce na piersi. Nie wyglądał na zadowolonego, a serduszko młodszego zaczynało panikować. - Sam sobie idź. Ja jestem zajęty, nie widzisz?

Brunet przełknął z trudem ślinę, nie wiedząc, co powiedzieć. Ałć, zabolało. Tak troszkę bardzo. Czuł się głupi, bo myślał, że szukanie razem wiewiórek byłoby fajnym zajęciem, ale jednak się okazało, że było całkowicie inaczej, a on wyszedł na jakiegoś nudnego dzieciaka. Wcale się nie dziwił, że Jimin nie chciał spędzać z nim czasu... on sam gdyby był kimś innym, nie chciałby spędzać czasu z samym sobą.

- Och - wyrwało mu się w momencie zaskoczenia. - Ale jeśli nie chcesz odchodzić od swoich przyjaciół, przecież możemy... iść tam razem. Albo zrobić coś innego! Możemy dalej bawić się w tą waszą zabawę, wystarczy, że wytłumaczycie mi zasady i...

Chłopiec bardzo starał się być normalny i zmuszał się do tego, aby zacząć mówić więcej, ale w momencie, gdy wreszcie to zrobił i może nawet ujrzał iskierkę nadziei, starszy przerwał mu niegrzecznie mocnym ruchem głowy, zaczynając robić parę kroków do tyłu.

- Nie, Tae - powiedział ze zdecydowaniem, oddalając się ze swoimi śmiejącymi się kolegami. Brunet stwierdził, że byli bardzo niemili. - Nikt cię tu nie chce, rozumiesz? Idź, wracaj do swoich rysunków, czy coś. Widzimy się później.

Młodszy stanął w miejscu, czując się jeszcze głupszy, niż przedtem. Teraz łezki napierały naprawdę mocno na jego powieki, chociaż on bardzo nie chciał rozpłakać się tutaj, gdy wszyscy patrzyli... Bo teraz był pewien, że to robili po tym, jak Jimin tak głośno wypowiedział tak niemiłe słowa w jego kierunku. Brunet nie chciał, żeby jego przyjaciel odchodził i tak go tutaj zostawiał samego, ale teraz mógł patrzeć tylko na jego plecy, gdy ten się oddalał.

- Jiminnie... - zawołał jeszcze za nim, chcąc może przeprosić lub coś powiedzieć, żeby tylko chłopak go teraz nie znienawidził, ale ten się nawet nie odwrócił, dając mu jasno do zrozumienia, że nie chciał go już słyszeć czy widzieć.

I w tym momencie poczuł wszystko dziesięć razy mocniej: wszystko to, co czuł do tej pory, po raz pierwszy znajdując na to odpowiednie określenie. Ucisk w jego wnętrzu zdawał się mieć miejsce w jego sercu, jakby ktoś go za nie łapał i wbijał w nie swoje paznokcie; jednocześnie czuł w tym samym miejscu jakąś dziwną pustkę, jakby wiatr tam smutnie powiewał, podkreślając to, jak bardzo chłopczyk czuł się sam, bez przyjaciół, bez potrzebnego mu ciepła. Ból ten był jednak tak bardzo fizyczny, że w pierwszym momencie brunet położył sobie rączkę na klatce piersiowej i odniósł wrażenie, że coś mu się działo. Oczy zaszkliły mu się jeszcze bardziej, świat dookoła stracił na znaczeniu, a jego gardło zacisnęło się mocno.

Wtedy dziewięcioletni Taehyung po raz pierwszy oswoił się z myślą, która towarzyszyłaby mu już do końca jego życia. Myślą przerażającą, ale zarówno jakoś dziwnie uspokajającą.

Właśnie powoli umieram.

*

- Co ty właśnie powiedziałeś?

Chłopczyk zamarł w miejscu, słysząc nagle surowy, dość ostry ton głosu swojego ojca, którego nie spodziewał się w ogóle. Nie zrozumiał od razu, co takiego złego powiedział, więc powoli przeniósł swój niepewny wzrok na stojącego nieopodal mężczyznę. Zazwyczaj jego obecność w domu była dość cicha i trudna do spostrzeżenia, gdyż jego rodziciel miał ważniejsze sprawy do załatwienia, niż zamartwianie się swoim jedynym synem, pamiątce po trzeciej żonie, i bardzo często go po prostu nie było, a gdy był, nie można było mu przeszkadzać. Był przecież ważnym biznesmenem.

Brunet przełknął nerwowo ślinę i zerknął na stojącą obok kobietę, która do tej pory słuchała, jak Taehyung opowiadał o swoim dniu, chociaż zapewne nie robiła tego z czystego zainteresowania, a raczej dlatego, że za to jej płacono. Opiekunka jednak nie odezwała się ani słowem, chociaż odwzajemniła spojrzenie chłopca.

- Ja... - zaczął ten drżącym tonem głosu. Ojciec raczej nie był dla niego bardzo surowy i pozwalał mu na wiele, bo przecież ciągle go nie było, ale mimo tego budził wielki respekt i miał trochę przerażające nastawienie do świata. - Ja opowiadałem tylko, że Jimin był dzisiaj dla mnie niemiły...

- Powtórz dokładnie to, co powiedziałeś.

Ton jego ojca był bardziej stanowczy, niż kiedykolwiek i Taehyung wiedział już, że nie mógł uciec. I że chyba miał kłopoty. A raczej na pewno.

Dokładnie przemyślał słowa, które jeszcze przed chwilą wymsknęły mu się z ust, ale nie znalazł niczego nieodpowiedniego. Nic, co byłoby dziwne lub podejrzane... Tylko rzeczy, które chyba powiedziałby każdy normalny człowiek. Mimo tego, zdecydował się w końcu powtórzyć tą ostatnią część, po której tata od razu go zatrzymał.

- Powiedziałem, że... - zaczął chłopczyk. - Że Jimin pierw mi powiedział, że był zajęty i że nie mógł się ze mną bawić, a później że nikt mnie tam na podwórku nie chciał. I wtedy poczułem się tak źle, no po prostu poczułem, że, że... Że cały czas umieram i chyba umrę niedługo.

W pomieszczeniu zapadła cisza, gdy tylko Tae zamilkł - cisza niesamowicie gęsta, niezręczna i nieprzyjemna, przede wszystkim dla chłopca, który nie wiedział, co zrobił źle. Fakt, zdarzało mu się czuć w sposób, który właśnie opisał, już od jakiegoś czasu, ale po raz pierwszy mówił to komuś wprost i liczył na zrozumienie, bo to przecież było normalne. Normalne było być smutnym, czuć mocny ból w sercu, gdy twój jedyny przyjaciel mówił ci, że cię nie chciał, prawda? Dlaczego więc tata i opiekunka patrzyli na niego w ten sposób?

Nic nie powiedzieli, absolutnie nic. Ale, zamiast tego, wymienili się spojrzeniami, które chyba musiały znaczyć naprawdę wiele. Było tam trochę żalu i zmartwienia, ale przede wszystkim dominowało w nich uczucie, którego brunet nie potrafiłby opisać własnymi słowami. Niemniej, z pewnością trochę go to przestraszyło, bo naprawdę nie spodziewał się, że reakcja byłaby taka. Stał pomiędzy kobietą, a mężczyzna i mógł niemalże poczuć nad sobą intensywność ich spojrzeń, które dotyczyły głównie jego, ale zarazem były całkowicie poza jego zasięgiem. Były nieuchwytne.

Cisza ciągnęła się dalej, gdy jego ojciec potrzasnął głową z negującym tonem i wykonał gest w stronę opiekunki, który przekazywał jedno słowo - później. Ale Taehyung nie rozumiał, co później.

A wtedy biznesmen wyszedł i dziewięcioletni chłopiec pozostał sam na sam z opiekunką, która nie przejęła się nim minimalnie i nie odezwała się do niego ani słowem, pozostawiając go samemu sobie, bez odpowiedzi na nieme pytania, zagubionego.

*

- Co wtedy czujesz, Taehyung?

- No... smutno mi.

- Rozumiem. Ale tak fizycznie, co czujesz? Boli cię coś? Czy tylko masz ochotę płakać?

- Uhm... Boli mnie.

- Co cię boli? Zawsze to samo miejsce?

- Tak. Zawsze boli mnie, o, tutaj.

- W klatce piersiowej? Wiesz, że tam masz serduszko, Taehyungie? To bardzo, bardzo ważna część twojego ciała.

- Tak, wiem. Bo chyba właśnie ono mnie boli.

- Jak bardzo?

- No, tak... bardzo. Tak bardzo, że czasami boli mnie też w koniuszkach palców albo gdzieś w brzuchu. Albo jeszcze gdzieś tam w środku i... i chce mi się płakać i wszystko jest wtedy okropne.

- Czy oddychanie wychodzi ci wtedy z łatwością, czy może czujesz się tak, jakbyś przed chwilą bardzo długo biegł?

- No chyba... chyba jakbym biegł. Oddycham tak szybko i trudno mi wtedy zwolnić. I chyba też dlatego chce mi się wtedy płakać, ale nikt nie zauważa i nikt nie chce mi pomóc, a ja... wstydzę się zapytać, panie doktorze.

- W porządku, Taehyungie, ale nie powinieneś się wstydzić prosić o pomoc.

- Ale ja chyba... nie chcę pomocy od tych ludzi... Oni mnie wyśmieją.

- Nie chcesz czasami, żeby ktoś cię przytulił? Tak jak przyjaciel?

- Nie, nie chcę. To niefajne.

- I to właśnie przez to wszystko mówisz, że wydaje ci się, że umierasz?

Cisza.

- Bo wiesz, Taehyungie, to wcale nie jest prawda. Tak ci się tylko wydaje, ale jak mówiłeś o tym swojemu tacie, on stwierdził, że wyglądało to tak, jakbyś był o tym przekonany.

Cisza.

- Często wydaje ci się, że umierasz, Tae? Nie wstydź się, mi możesz powiedzieć. Często myślisz o... o umieraniu?
                                     
Cisza.

- To nie tak, panie doktorze. Mi się nie wydaje. Ja naprawdę wtedy umieram.

* * *

Brunet otworzył powoli oczy, mrużąc je pod naporem trochę zbyt ostrych świateł w pomieszczeniu, które tworzyły nieprzyjemny kontrast z szarym i pochmurnym światem zewnętrznym. Od samego rana padało, a takie dni zawsze sprawiały, że Taehyungowi chciało się spać. Chociaż jemu praktycznie zawsze chciało się spać. Ponoć przez tą jego pieprzoną depresję.

Podniósł głowę z ławki, bo po raz kolejny, jak bardzo często zdarzało mu się w takich właśnie dniach, pozwolił sobie położyć policzek na swoim zwiniętym w kłębek szaliku i przymknąć oczy, niestety nie będąc w stanie zasnąć w klasie, pomiędzy taką ilością ludzi, ale chcąc przynajmniej trochę odpocząć. Lekcja powinna była zacząć się już dawno, ale żaden nauczyciel jeszcze nie pojawił się w progu, a jego siedemnastoletni rówieśnicy oczywiście jak zawsze korzystali z tego w najlepsze, używając telefonów, głośno rozmawiając, pokazując sobie jakieś głupie filmiki czy tworząc plany na następny weekend. Tylko on, Taehyung, jak zawsze nie rozmawiał z nikim, z nikim nic nie planował. Jak zawsze czuł się tak cholernie samotny w pomieszczeniu pełnym ludzi. Ale wmawiał sobie, że przecież już dawno zdążył się przyzwyczaić, bo chyba tak miało być.

Prawdę mówiąc, nie siedział całkiem sam, ale mimo tego był w stanie czuć się tak, jakby był jedynym człowiekiem na całym świecie w stanie zrozumieć samego siebie. Podnosząc głowę znad ławki, przeniósł spojrzenie na swojego towarzysza, siedzącego po jego prawej od samego początku roku szkolnego. Taehyung miał szczęście, że liczba uczniów w jego klasie była parzysta, bo w przeciwnym wypadku zapewne siedziałby sam, a to dodatkowo przypominałoby mu o tym, jaki niesamowicie żałosny był.

Przefarbowany na rudo chłopak obok niego rozmawiał właśnie ze swoimi najbliższymi znajomymi z klasy, co w zasadzie nie było niczym zaskakującym, bo rozmawiali praktycznie cały czas, gdy byli w szkole. Tae przysunął się nieco do nich, chcąc przynajmniej posłuchać ich konwersacji, a nie tylko siedzieć z boku i się im przyglądać, nie wiedząc co ze sobą zrobić, jak ostatnia sierota. Zazwyczaj nic nie mówił i nikt nie zwracał na niego wystarczająco uwagi, aby rozpocząć z nim rozmowę, ale lepsze to, niż nic.

- To co, jutro może być? Kupię co trzeba jeszcze rano, albo dzisiaj wieczorem i spotkamy się w tym samym parku, co zawsze - mówił właśnie Jimin, na co jego młodszy znajomy wbił spojrzenie w jego profil.

Pozostała trójka przytaknęła mu ruchem głowy i zaczęła rzucać własnymi propozycjami na temat tego, co mogli zrobić później. Gdy ktoś skomentował, że obawiał się, iż pogoda mogła zniszczyć ich spotkanie, zaczęli zastanawiać się nad planem B, w razie gdyby nie mogli przesiadywać na dworze.

- Taehyung - odezwał się nagle Jimin, odwracając w jego stronę. Wiedział, że brunet cały czas tu był, po prostu nigdy nie miał zamiaru z nim rozmawiać, dopóki czegoś od niego nie potrzebował. - Ta kafejka przed parkiem obok szkoły podstawowej jest otwarta już od drugiej? Moglibyśmy się tam schować, gdyby zaczęło lać.

- Hmm, chyba tak - odpowiedział brunet dość szybko, znając dobrze tamto miejsce, co wywołało na twarzy rudego drobny, lecz wciąż bardzo radosny uśmiech.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o ingerencję Taehyunga w konwersację: Jimin odwrócił się ponownie do niego plecami i powrócił do rozmowy ze swoimi kolegami, ignorując go całkowicie, pozostawiając go samego i sennego, nie darząc go nawet tym głupim "dziękuję", które Tae potrafiłby naprawdę docenić.

Zdarzało się tak bardzo często i nastolatek łudził się, że pogodził się już z faktem, że byłoby tak już zawsze. Jimin ciągle tworzył plany ze swoimi znajomymi przy nim, czasami nawet osobiście mu o nich opowiadał gdy chciał się wygadać, a mimo tego nigdy nigdzie go nie zapraszał, niczego nie proponował. Taehyung chciałby wciąż mieć jakąś nadzieję na to, że pewnego dnia to by się zmieniło i może wyszedłby z kimś się zabawić, po prostu pobyć razem, że ktoś by mu zaproponował nawet durny wypad na lody, ale wiedział przecież, że nikt go tutaj nie chciał. Ani otoczenie Jimina, ani ktokolwiek z jego własnego. Może powinien był być wdzięczny przyjacielowi za to, że uświadomił go o tym w tak młodym wieku. Może później odkrycie tegl okazałoby się jeszcze bardziej bolesne.

Taehyung był samotny i raczej prawie nigdy z nikim nie rozmawiał, jeśli nie na tematy szkolne, bo chociaż miał dość dobre wyniki, uroczą buźkę, modne, kosztowne ciuchy i akcesoria, które świadczyły o bogatym pochodzeniu jego rodziny, ludzie po prostu się nim nie interesowali. Od zawsze przecież był tym dziwakiem, który wolał siedzieć wewnątrz ze swoimi kolorowankami, niż wyjść do innych dzieci i wystawić się na ryzyko bycia skrytykowanym i nie lubianym. Nie brał jednak do końca pod uwagę tego, że zachowując się w ten sposób, nie mógł także zostać lubianym. Ale co mógł zrobić, w momencie w którym każdy skrawek nawet najmniejszej interakcji międzyludzkiej wywoływał u niego niekontrolowaną panikę i poczucie umierania?

Zaskoczyło go to, jak podczas wyjścia ze szkoły Jimin odłączył się od swojej grupy i podszedł do niego, chwytając go za ramię i ściągając go na bok, jakby chciał porozmawiać z nim na osobności. Taehyung oczywiście od razu się przestraszył tego pozbawionego wytłumaczenia zachowania i zadrżał mocno pod jego dotykiem, przełykając ślinę; rudy położył mu jedną dłoń na szyi i zmusił do tego, aby się nieco przychylił, chcąc powiedzieć mu coś na ucho, ale w efekcie zbliżając się tak bardzo, że praktycznie szeptał mu to przy samym policzku, a brunet czuł jego oddech na swoich ustach. Bardzo, bardzo mu się to nie podobało.

- Słuchaj - zaczął cicho, rozglądając się na boki jakby chcąc sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchiwał. - Hoseok powiedział mi, że ma lepszy, nowy towar, ale że będzie on kosztował nieco więcej, niż zazwyczaj...

Brunet już zrozumiał. Odsunął się trochę zbyt gwałtownie, strącając z siebie dłoń chłopaka dość niegrzecznym i brutalnym gestem. Bardzo nie lubił dotyku innych ludzi.

- Więc co, mógłbyś mi trochę pożyczyć? - zapytał się Park, wsuwając dłonie do kieszeni i uśmiechając się delikatnie. Dokładnie tak, jakby wiedział, że jego śliczny uśmiech bardzo często przekonywał innych do złego. - Wiesz przecież, że zawsze ci oddaję na czas. Jestem dobrym przyjacielem.

Taehyung westchnął na dźwięk tego słowa, ale mimo wszystko sięgnął dłonią po swój portfel. Nie miał powodów, dla których musiałby odmówić pożyczki Jiminowi, bo ten naprawdę oddawał na czas i nigdy nie starał się go oszukać mimo tego, że brunetowi pieniędzy nie brakowało. Dopytał się go o sumę, po czym całkowicie niedyskretnie wcisnął parę banknotów w dłoń niższego. Nie ruszało go nawet to, że za jego pomocą siedemnastolatek dalej paliłby sobie trawkę ze znajomymi i wyniszczał sobie tym mózg. To przecież jego wybór.

- Ten cały Hoseok pewnie mówi ci tak tylko po to, żeby wyciągnąć z ciebie kasę - mruknął, chowając ponownie portfel do kieszeni. - I ci wciska jakiś kicz.

- To akurat nie twój interes - burknął rudy, zachowując swój banknot z cwanym uśmiechem. Następnie podniósł wzrok na swojego towarzysza. - Jesteś cholernym nudziarzem, ale przynajmniej mam z ciebie jakiś pożytek. Może jednak warto tyle siedzieć z tobą w ławce i zanudzać się na śmierć, skoro tak chętnie pożyczasz kasę, dziwaku.

Następnie po prostu odszedł, a Taehyung po raz kolejny został sam, z pustką w zmęczonych oczach, goryczą w gardle oraz ogromnym, przeszywającym go bólem w sercu. Czuł się jak śmieć, a to wszystko było tak cholernie bolesne. Ale co niby mógł z tym zrobić? Takie życie.

Nie mógł się jednak spodziewać, że za parę lat byłoby jeszcze gorzej.

***

a/n: pisałam to pięć razy, ale chyba wreszcie mi się udało
to tylko takie intro, więc nie martwcie się, reszta będzie trochę inna
nie, to nie będzie highschool love story
enjoy ♡

Continue Reading

You'll Also Like

70.7K 1.6K 44
Co by było gdyby Hailie zgodziła się wyjść za Adrien podczas tej pamiętnej kolacji?
1.4M 67.3K 39
Melody Grant to studentka trzeciego roku zarządzania. Kiedy traci swoją ukochaną pracę, jest zmuszona poszukać nowej. Dostaje posadę asystentki jedne...
54.7K 2.4K 57
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
80.4K 6.2K 68
Severus i Elizabeth zostali rozdzieleni po tragedii, a w Świecie Magii zapanowały mroczne i niepewne czasy.