Harry Potter i Powrót Huncwot...

By MowMiSzymon

512K 20.5K 11.9K

James zginął, ratując żonę i syna. Mały Harry dorastał pod opieką Lily i Syriusza. Teraz, w wieku 17 lat, świ... More

Rozdział #1
Rozdział #2
Rozdział #3
Rozdział #4
Rozdział #5
Rozdział #6
Rozdział #7
Rozdział #8
Rozdział #9
Rozdział #10
Rozdział #11
Rozdział #12
Rozdział #13
Rozdział #14
Rozdział #15
Rozdział #16
Rozdział #17
Rozdział #18
Rozdział #19
Rozdział #21
Rozdział #22
Rozdział #23
Rozdział #24
Rozdział #25
Rozdział #26
Rozdział #27
Rozdział #28
Rozdział #29
Rozdział #30
Rozdział #31
Rozdział #32
Rozdział #33
Rozdział #34
Rozdział #35
Rozdział #36
Rozdział #37
Rozdział #38
Rozdział #39
Rozdział #40
Rozdział #41
Rozdział #42
Rozdział #43
Rozdział #44
Rozdział #45
Rozdział #46
Rozdział #47
Rozdział #48
Rozdział #49
Rozdział #50
Rozdział #51
Rozdział #52
Rozdział #53
Rozdział #54
Rozdział #55
Rozdział #56
Rozdział #57
Rozdział #58
Rozdział #59
Rozdział #60
Rozdział #61
Rozdział #62

Rozdział #20

8.3K 395 329
By MowMiSzymon

Choć wychodziła już z Zamku, Lily wciąż słyszała wrzaski wyjca. Jakby to powiedzieli mugole, doprowadzało ją to do białej gorączki. Zawsze uważała się za względnie spokojną kobietę. Czasami traciła nad sobą panowanie, jak każdy normalny człowiek. No, może czasami robiła to głośniej i bardziej spektakularnie niż było trzeba. W końcu była rudzielcem, a subtelnością trudno dotrzeć do osób, które z reguły doprowadzały ją do takiego stanu. Lepiej uwolnić tę burzę, niż tłumić ją w sobie.

W dzieciństwie mama zapisała ją na Tai Chi, by nauczyć ją kontrolowania jej, jak to nazywała, wewnętrznego demona. Dzięki tym lekcjom nawet w chwilach największego wzburzenia udawało jej się zachować do pewnego stopnia panowanie nad sobą. Nawet kiedy Syriusz i Harry doprowadzali ją do szału, nigdy nie straciła kontroli do końca.

Jednak wystarczyła minuta i Miolly Weasley sprawiła, że krew ją zalała, choć może nie dosłownie. Kobieta przekroczyła granicę, a teraz, Merlin jej świadkiem, dowie się, czemu animagiczna forma Lily to lwica.

- VONDA! – ryknęła Lily, krocząc ku bramie wiodącej do Hogsmeade. Skrzatka pojawiła się przy swojej pani z cichym pyknięciem i musiała biec, by dotrzymać jej kroku.

- Tak, moja pani?

- Znajdź Molly Weasley i wróć z meldunkiem o jej lokalizacji! – warknęła Lily, nie spoglądając nawet na skrzatkę. Vonda zrozumiała, że cokolwiek zrobiła ta czarownica, było bardzo złe. Nigdy wcześniej jej pani nie podniosła na nią głosu. Będzie źle… bardzo, bardzo źle.

- Tak, moja pani! – odpowiedziała Vonda i zniknęła z pyknięciem. Wróciła gdy tylko Lily opuściła Błonia Hogwartu.

- Moja pani, czarownica, której pani szuka, znajduje się w wiosce na końcu tej drogi.

- Świetnie – warknęła Lily, przyspieszając kroku.

- Czemu moja pani jest taka zła? – spytała Vonda w nadziei, ze rozmowa uspokoi jej panią. Jednak z ust Lily wyrwała się długa, nieprzyjazna i ledwo zrozumiała wiązanka. Vondzie udało się tylko zrozumieć: suka, dupa i jebana. Vonda uznała, że przemawia przez nią pan Harry, który używał podobnych słów, kiedy się rozzłościł.

═══════════════════

Molly Weasley była kobietą z misją. A może słowo matka byłoby lepsze? Tak, była matką, to wystarczający termin. Jej rodzina kompletnie zboczyła z drogi i czas już najwyższy, by ona ich naprostowała. Już od dłuższego czasu przeczuwała coś podobnego. Jak zwykle wszystko zaczynało się od Ginny. Co z tą dziewczyną? Przyciągała kłopoty jak ogród przyciąga gnomy.

Molly bardzo kochała córkę, ale miała wszelkie powody, by czasami mieć jej dość. Dziewczyna była uparta jak osioł, niezależna poza granice rozsądku, jej psoty zbliżały się do geniuszu, oporna, aż czasem brała ochota, żeby ją udusić i kompletnie nie potrafiła okazać wdzięczności za wszystko co jej matka zrobiła, by zapewnić jej lepszą przyszłość. Molly naprawdę nie rozumiała skąd się to bierze.

A przecież nim poszła do szkoły była taką dobrą, małą dziewczynką. Tak uroczo podkochiwała się w Neville'u. On również ją lubił, więc jej przyszłość wyglądała doprawdy ciekawie. Wszystkie kłopoty zaczęły się, gdy Ginny pozwoliła opętać się temu przeklętemu dziennikowi. Skrzywdziła tak wiele uczniów i gdyby nie Neville, zginęłaby w tej przeklętej komnacie.

Gdyby nie wpływy Dumbledore'a i Neville'a dziewczyna mogłaby trafić prosto do Azkabanu. Miała mnóstwo szczęścia, że wymigała się jedynie Długiem Życia. A to głupie dziecko widziało to jako klątwę, a nie błogosławieństwo. Jak mogła nie dostrzegać rozciągających się przed nią możliwości? Sławy i fortuny Chłopca, Który Przeżył i wszystkiego co się z tym wiązało? Owszem, przez swoją babkę Neville miał kilka nieprzyjemnych cech charakteru, ale przecież ta kobieta nie będzie żyła wiecznie. Wystarczyłoby, żeby Ginny tolerowała ją, póki ta jeszcze żyje. Dobra czarownica potrafiłaby ukształtować Neville'a w takiego czarodzieja, z którego mogłaby być dumna. Czy ta dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego ile pracy Molly włożyła w Artura? Przecież on nie zaczynał od statecznego męża i ojca, jakim jest dzisiaj.

Molly wciąż pamiętała wszystkie przyjęcia, na które chodziła, nim Prewettowie stracili całą swoją fortunę przez uzależnienie od hazardu jej ojca. Kiedyś stanowili szanowaną rodzinę i mieli kontakty z najbardziej wpływowymi członkami Wizengamotu. A teraz ich dobre imię stało się kpiną. Jej ciotka Muriel w zasadzie ich wydziedziczyła. Kiedy do tego wszystkiego doszło, Molly ledwo wyrosła z lat dziecięcych, a musiała zająć się dwójką młodszych braci, podczas gdy jej piękna matka została zmuszona do spłaty rodzinnych długów. Po tych wydarzeniach już nigdy nie doszła do siebie. Dopiero gdy Molly wróciła do szkoły dowiedziała się, jak jej matka tego dokonała. Wówczas upewniła się, że niewielu Lordów było naprawdę szlachetnych.

Wiedziała jak kiepskie ma perspektywy na przyszłość, więc postanowiła znaleźć męża. Wielu powiedziało, że rozważy ją, jeśli będzie bardziej… przyjazna, a ona, choć wiedziała, ze to nie najlepszy pomysł, godziła się. Czuła, że ma małe szanse, a pod jej ochroną znajdowało się dwóch małych braci. Popełniła błąd, wyszukując bogatych kolegów ze szkoły. Najpierw pozwalała na niewiele, ale z każdym jej ustępstwem rosły ich żądania. Wkrótce straciła kontrolę nad sytuacją i zanim się obejrzała, stała się szkolnym pośmiewiskiem.

Dopiero gdy Artur został pobity przez czterech Ślizgonów, gdy bronił jej wątpliwego honoru, Molly przejrzała na oczy. Biedny chłopiec z ubogiej rodziny, ale miał szlachetniejszego ducha niż ci inni, których niemądrze wybrała. Jasne, jego obsesja na punkcie mugoli bywała denerwująca, ale był dobrym i przyzwoitym człowiekiem. Kiedy na nią patrzył, czuła się piękna, a nie nudna i grubokoścista, jak często ją nazywano. A przede wszystkim nie czuła się brudna.

Zanim się zorientowała, wzięli ślub. Nigdy nie żałowała tej decyzji, ale czasem tęskniła za dawnymi czasami, kiedy wciąż była młoda i niewinna. Przyjęcia, ach, jakże tęskniła za przyjęciami, na których wirowała w balowych sukniach. Wtedy czuła się wolna. Tego właśnie pragnęła dla Ginny i przy odrobinie szczęścia dziewczyna mogła do tego dojść.

Tyle tylko, że teraz chciała odrzucić to wszystko dla jakiegoś przystojniaczka z tytułem, co w oczach Molly stanowiło ponury żart. Wciąż pamiętała wszystkie artykuły, które Rita Skeeter napisała o jego matce. O tym, jak czarownica z rodziny mugoli ukradła jednego z najbardziej przystojnych młodych Lordów sprzed nosa tym wszystkim czarownicom czystej krwi, które zasługiwały na niego o wiele bardziej. Mówiono, że kobieta posiadała niezwykłe uzdolnienia w dziedzinie Eliksirów. Rita ujawniła jak kobieta użyła eliksiru miłości, by James latał za nią jak pies za suką podczas cieczki. A jednak ona odrzucała go aż do ich ostatniego roku w Hogwarcie. A potem dopadła swój łup. Jakie to wygodne, że zaszła w ciążę, nim wysechł atrament na ich akcie ślubu, prawda? A cały ten czas Syriusz Black nie odstępował jej na krok. Najwyraźniej wykorzystała to, że jego długoletnia dziewczyna została oddana w Kontrakcie Małżeńskim innemu mężczyźnie. Opublikowano nawet zdjęcia, na których Lily podobno go „pocieszała". Biedny, ufny James był na to wszystko kompletnie ślepy. Zasługiwał na kogoś lepszego. Odkąd narodził się jej syn, nikt ich nigdy nie widział. Plotki głosiły, że był uderzająco podobny do Syriusza Blacka. Szlachetny, odważny James Potter został zabity przez Tego, Którego Imienia Nie Można Wymawiać. A ta obrzydliwa kobieta nie miała nawet na tyle przyzwoitości, by pojawić się na pogrzebie męża. Remus Lupin prawie oszalał z żalu.

A teraz wrócili ze swoim nieślubnym dzieckiem. Nie obchodziło ją co twierdził Prorok Codzienny ani jak bardzo chłopak przypominał Jamesa na zdjęciach. Była pewna, że to tylko zaklęcia maskujące. A jak oni rzucali klątwami po całej Ulicy Pokątnej! Jakieś niewinne dziecko mogło zostać poważnie ranne! A ten chłopak jeszcze się uśmiechał, na miłość Merlina! Neville powiedział Molly, że ta kobieta praktycznie przechwalała się przed całą Wielką Salą o tym, jak to jej syn legł z sukkubami. Wyglądało na to, że jest taki sam jak jego rozpustna matka.

Zdrowo nagadała Albusowi, który pozwolił tej okropnej rodzince uczyć jej dzieci. Oczywiście Remus natychmiast zaczął ich bronić. Taki lojalny przyjaciel. Tonks robiła co w jej mocy, by go uspokoić. Molly miała tylko nadzieję, że dziewczyna pomoże mu ujrzeć prawdę o tych okropnych ludziach.

A teraz chłopak próbował zarazić swoimi perwersyjnymi działaniami jej dzieci. Ale ona na to nie pozwoli. Wysłuchała Artura, kiedy ten mówił, że powinni zaufać swoim dzieciom, które znajdą właściwą drogę. Jednak ona zrobi to po swojemu. Teraz już ta żałosna imitacja Lorda na pewno poczuła ostrze jej wyjca. A skoro ustawiła już odpowiednio swoją córkę, zamierzała przywrócić do pionu swoich kłopotliwych bliźniaków.

═══════════════════

George obudził się i poczuł, że wspaniałe nagie ciało Angeliny przyciska się do niego. Jej kruczoczarne włosy rozsypały się kaskadą na jego piersi, podczas gdy ona bezgłośnie bawiła się w łączenie kropek, a w roli kropek występowały jego piegi. Na jej piękną twarz wpłynął wyraz koncentracji, gdy w myślach rysowała obraz, który tylko ona widziała. Dokładnie tę samą minę przybierała grając w quidditcha. Rozbrajała go za każdym razem. Jej kąciki ust uniosły się lekko ku górze, gdy poczuła jak unosi się pewna część jego anatomii. Jej oczy powoli powędrowały ku górze, aż wreszcie jej oczy koloru ognistej whisky napotkały jego orzechowe tęczówki. Ujrzał w nich psotny błysk, który tak bardzo uwielbiał.

- Czyżby ktoś już wstał? – wymruczała.

- Jeszcze nie, kochanie, ale wszystko na dobrej drodze.

- Panie Weasley, to było bardzo śmiałe stwierdzenie. Mam nadzieję, że zdoła pan je udowodnić – stwierdziła, unosząc brwi.

George odpowiedział przez wykorzystanie chwytu, który widział poprzedniego dnia, gdy Hesta użyła go na Fredzie. Angelina zapiszczała, a potem gwałtownie wciągnęła powietrze. Dynamiczny ruch George'a zaskoczył ją, ale i podniecił. Dołączył do tego strach, gdy rudzielec złapał jej nadgarstki i pokierował, aż skrzyżowały się nad jej głową. Jedną z dłoni przytrzymywał je nieruchomo, a druga powoli podążała w dół jej szyi. Zaczęła ciężko oddychać, nie odrywając wzroku od jego wypełnionych pożądaniem oczu. Trzymał ją na tyle lekko, że wiedziała, że wystarczy jedno jej słowo, a on przestanie. Jednak choć jego dominująca strona nieco ją onieśmielała, odkryła, że to szalenie erotyczne uczucie.

- Proszę się przygotować na całkowite wykorzystanie, panno Johnson – powiedział George niskim tonem. Gwałtownie zaplotła nogi wokół jego bioder i przyciągnęła go do siebie. Jego wargi wpiły się w jej usta. Odkrył, że jej pragnienie dorównuje jego.

BUM! BUM! BUM!

- Słyszałaś coś? – spytał George, unosząc głowę i rozglądając się po pokoju.

- Ej, mniej gadania, więcej wykorzystywania! – zażądała Angelina, a George zaatakował ustami jej szyję. Szybko odnalazł wrażliwe miejsce i młoda kobieta zamruczała z rozkoszy. – Nie mam pojęcia, gdzie się tego nauczyłeś, ale nawet się nie waż przestawać!

BUM! BUM! BUM!

- Ile, kurwa, można!? – wrzasnęli chórem. George wyskoczył z łóżka i zaczął szaleńczo rozglądać się za różdżką. Angelina przekręciła się na bok i zaczęła podziwiać przedstawienie.

BUM! BUM! BUM!

- Mam ją! – wrzasnął George, machając różdżką nad głową w szaleńczym tańcu zwycięstwa. Wywróciła oczami widząc jego przedziwne podrygi, ale nie mogła powstrzymać śmiechu. To była jedna z tych rzeczy, które w nim uwielbiała.

- Rzucaj to cholerne zaklęcie i wracaj do łóżka! Wciąż mnie pan jeszcze porządnie nie wykorzystał, panie Weasley – poleciła, przyjmując bardzo kuszącą pozę na łóżku. Poruszyła pośladkami w sposób, który zawsze doprowadzał go do szaleństwa.

- Już się robi, kochanie – odpowiedział George. Nie ma to jak odpowiednia motywacja od zmysłowej kusicielki. Rzucił zaklęcie ciszy na pokój swojego brata bliźniaka, po czym wskoczył do łóżka i poświęcił Angelinie całą uwagę, której tak skutecznie się domagała. Przyjęła tą samą pozycję co chwilę wcześniej. Jego pokręcony umysł wymyślił jednak coś nowego. Rozpoznała tę minę i ciężko przełknęła ślinę.

Jedno machnięcie różdżką i czerwone wstążki przywiązały jej nadgarstki do oparcia łózka. Pisnęła, kiedy kolejna czerwona wstążka przesłoniła jej oczy. Nie walczyła, przygryzła jedynie wargę w oczekiwaniu.

BUM! BUM! BUM!

Otwierajcie natychmiast te drzwi! Wiem, że obaj tam jesteście!

George zamarł, a cała krew odpłynęła mu z ciała, gdy usłyszał dochodzący przez okno ryk Molly Weasley. Nie żeby Angelina mogła to zobaczyć tam, gdzie leżała naga, związana, z zasłoniętymi oczami i bardzo, bardzo wkurzona.

- No naprawdę, czy ta kobieta nie ma swoje życia? – spytała.

- Pozbędę się jej – obiecał George i podszedł do okna.

Niedobrze. Stała tam w swojej klasycznej pozie „Fredzie i George'u, powieszę was!". Obie dłonie opierała na biodrach i coraz szybciej i głośniej tupała jedną stopą. Nie zdziwiło go, że przyszła z żądaniem odpowiedzi po ostatnim spotkaniu Zakonu. Nie spodziewał się po prostu, że zawita do nich tak cholernie wcześnie.

Angelina dopiero co wróciła do kraju, a jego mama wcinała się w ograniczony czas, który mogli sobie nawzajem poświęcić. Dostała się do francuskiej drużyny quidditcha na pozycji ścigającej i mogła być go odwiedzić jedynie na kilka dni. Chciałby, żeby to było dłużej, ale musiał się tym zadowolić. Poczuł błysk gniewu. Wścibstwo jego matki naprawdę go wkurzało.

- Mamo! Nie teraz. Wróć za godzinę.

Angelina znacząco odchrząknęła.

- Może nawet za dwie godziny – poprawił się.

- Nawet się nie waż zamykać tego okna, George'u Weasleyu! Nie pozwolę się tak odprawić! Słyszysz mnie, młody człowieku?! Powiedziałam, żebyś nie zamykał tego okna!

Resztę stłumionych przez zamknięte okno wrzasków zignorował i zwrócił się ku uroczemu widokowi na łóżku.

- Na czym to skończyliśmy?

- Wspomniałeś coś o wykorzystywaniu…

- Tak, ale najpierw znajdziemy miejsca wrażliwe na łaskotki – odparł George z miną dziecka w sklepie z cukierkami.

- George, nawet się nie waż! – krzyknęła Anielina, wijąc się na łóżku, nim jeszcze zdołał jej dotknąć.

- Chyba jednak się odważę – zażartował George, skradając się teatralnie do łózka.

MOLLY WEASLEY! – dotarło z zewnątrz. Po chwili jego matka wrzasnęła, a dom trafiony zaklęciem zatrząsnął się w posadach.

- Co jest, kurna? – spytał George, podchodząc do okna i gwałtownie otwierając je na oścież. Na ulicy na dole dojrzał swoją matkę wstająca z ziemi. Musiała zanurkować, żeby uniknąć bezpośredniego trafienia zaklęciem. Na środku ulicy stała kobieta z ciemnorudymi włosami i zielonymi oczami. Patrzyła na jego matkę z wściekłością.

- Oszalałaś? – zaskrzeczała Molly, wstając.

- Za kogo ty się masz, że wysyłasz wyjca do mojego syna? – krzyknęła Lily.

- Gdybyś go odpowiednio wychowała to nie musiałabym tego robić! – odgryzła się Molly, ale musiała paść plackiem na ziemię, żeby uniknąć kolejnej klątwy.

- I to mówi kobieta, która praktycznie nazwała własną córkę dziwką przed całą szkołą!

- Nie zrobiła tego? – powiedziała z niedowierzaniem Angelina. Owinęła się prześcieradłem i wyglądała na rozgrywającą się na ulicy scenę. George spojrzała na nią zaskoczony. Jakimś cudem udało jej się wyplątać z więzów.

- Jak ty się z tego wydostałaś? – spytał.

- Lubię eksperymentować, ale to nie znaczy, że jestem głupia – odpowiedziała, prezentując mu swoją różdżkę.

- A gdzie ty ją właściwie schowałaś?

- Gdyby ci to powiedziała, straciłaby dobrą kryjówkę – powiedziała Hesta, która wkroczyła nago do pokoju, by wyjrzeć za okno. Fred wszedł za nią, ale miał na tyle dobrego smaku, żeby przywdziać przynajmniej parę bokserek. Hesta przyjrzała się George'owi z uśmieszkiem, po czym stanęła obok Angeliny.

- Chyba faktycznie są identyczni – skomentowała, na co Angelina parsknęła śmiechem. George spojrzała w dół, zaczerwienił się po czubki uszu i popędził w stronę szafy po przyodziewek.

- Dwa pytania, drogi bracie.

- Wal.

- Ona się nie ubierze, co?

- Nie ubrała się przez ostatnie dziesięć godzin, więc nie liczyłbym na to… Drugie?

- Co ona do cholery zrobiła z twoimi plecami? – spytał George, badając labirynt zadrapań na plecach brata. – To chyba bolało?

- Trochę piekło… ale co za jazda – odparł Fred z szerokim uśmiechem.

- Zbereźnik.

- Przyganiał kocioł garnkowi, braciszku… kocioł garnkowi – odciął się Fred, wskazując na czerwone wstążki wciąż przywiązane do łóżka.

- Zamknijcie się obaj! Robi się ciekawie.

Na ulicy poniżej Molly była właśnie w trakcie jednej ze swoich słynnych połajanek, jednocześnie wysyłając klątwę za klątwą w stronę Lily. Ta jednak spokojnie odskakiwała w ostatniej chwili za każdym razem, rozjuszając ją coraz bardziej.

- Potter, wiem że jesteś świetna z Eliksirów, faworytka Slughorna i w ogóle. Jedyny mugolak w Klubie Ślimaka, z tego co pamiętam. Ciekawe jak ci się to udało? Tak dostałaś Jamesa, co? Eliksir miłości? A teraz ten twój rozpustny synalek próbuje zrobić to samo mojej słodkiej Ginny. Stójże spokojnie, cholera jasna! – wrzasnęła Molly, kiedy jej kolejne zaklęcie minęło cel. Do tego dnia Molly widziała tylko zdjęcia Lily w gazetach. Potrzebowała eliksiru miłości, żeby zdobyć Jamesa tak samo, jak Artur potrzebował kolejnej mugolskiej zabawki. Gdyby była jakaś sprawiedliwość na tym czarodziejskim świecie, postarzałaby się paskudnie, ale nic z tego. I miała grację tancerki Suka!

- Co ty w ogóle robisz w Zakonie? Gotujesz? Kochana, nie trafiłabyś w ziemię nawet spadając z pieprzonej miotły. A co do mojego syna, który niby potrzebuje eliksiru, żeby zdobyć dziewczynę… proszę cię, suko. I jeszcze nazywasz mojego syna rozpustnym z twoją przeszłością? Chyba przeginasz z hipokryzją. Jaką to ksywkę nadali ci Ślizgoni? Molly…

- Zamknij mordę! Moi synowie mieszkają w tym domu! - wrzasnęła Molly, przerzucając się na paskudniejsze klątwy. Jej desperacja była widoczna w coraz mniejszej precyzji.

- No co ty? Teraz to nieźle spudłowałaś. Twoje dzieciaki chodzą do szkoły z dziećmi tych, z którymi ty chodziłaś do szkoły. Naprawdę myślisz, że nikt im tego nie rzucił w twarz? Wiesz jakie okrutne potrafią być dzieci. Wiesz, czym dla tej wspaniałej młodej kobiety jest porównywanie jej z tobą? – warknęła Lily, trafiając zaklęciem żądlącym.

- Niektóre z nas nie mają kształtnego ciałka, żeby usidlić Lorda. Musimy pracować z tym co mamy. Przynajmniej ja nigdy nie używałam seksu jako broni, w przeciwieństwie do ciebie.

Szlag, znowu pudło!

- Co ty, cholera, masz na myśli? – zaklęcie Lily uderzyło w ziemię przed Molly i eksplozja pokryła ją ziemią. Duży kawałek trawy z rosnącym na niej kwiatkiem wylądował na czubku głowy starszej kobiety. Molly wywróciła jadowicie oczami i strząsnęła go z włosów.

- Tak jakby Syriusz Black trzymał się przy tobie te wszystkie lata, gdybyś nie dała mu dobrego powodu.

Molly była ogromnie zazdrosna o Lily. Młodsza kobieta miała ten typ urody, który sprawiał, że mężczyźni wodzili za nią oczami, nawet jeśli byli w towarzystwie innej. Jasne, zachowywała się, jakby tego nie dostrzegała, ale chyba nie była ślepa? Jej bracia wracali ze spotkań Zakonu i zawsze gadali o tym, jak świetna była Lily i jaka utalentowana w Zaklęciach. Kiedyś zaciągnęli Artura na jedno z tych spotkań, a on nie mógł potem przestać o niej wspominać. Lily powiedziała mi do czego służy gumowa kaczka. Jeśli kiedyś urodzi nam się córka, chciałbym, żeby była taka jak Lily. Doprowadzało ją to do szału. Jakie niby szanse miała zwykła grubokoścista kobieta przeciwko czemuś takiemu?

- O czym ty gadasz, idiotko?

- Pamiętaj, wychowałam sześciu chłopców. Wiem jak pracują ich umysły. Odmów im czegoś, a stanie się to ich obsesją. Udawałaś trudną do zdobycia, aż prawie skończyliście szkołę. Nie chciałaś, żeby wypłynął na szerokie wody i znalazł sobie porządną czarownicę, co? Oszustwem skłoniłaś go do poślubienia ciebie, a potem przez ciebie zginął! – wrzasnęła Molly, po raz drugi tego dnia przekraczając granicę. Rysy Lily nabrały drapieżnych cech.

Zaszarżowała na Molly rzucając zaklęcie Furnuculus, a zaraz potem zaklęcie tnące. Molly cofnęła się, wznosząc tarczę. Jednak po chwili nie wytrzymała naporu klątw Lily. Molly przewróciła się i runęła na plecy. Kiedy nieporadnie usiłowała wstać, Lily zbliżyła się do niej. Starsza kobieta pisnęła, gdy dostała zaklęciem żądlącym w pośladek. Jednak kolejne już trafiały ją w inne części ciała, a ich intensywność zwiększała się z każdym trafieniem. Z bolesną jasnością uzmysłowiła sobie, że gdyby to była prawdziwa walka, już by nie żyła. Wiedziała, że gdyby zamieniły się miejscami, rzucałaby w Lily najgorszymi klątwami jakie zna.

- Mummafacashus! – wrzasnęła Lily. Szaty Molly owinęły się wokół niej ciasno i kobieta runęła twarzą na ziemię. Ostre szarpnięcie za włosy podniosło ją na klęczki. Poczuła ból, gdy różdżka Lily wbiła się w jej gardło. W jej oczach widziała, że młodsza kobieta ledwo hamuje wściekłość. Kiedy przemówiła, Molly wydawało się, że widzi kły w jej ustach.

- Głupia cipo, nie znasz mnie ani mojego życia, więc nie masz prawa mnie osądzać! Ciągle masz męża, który może przytulić cię w nocy i osłonić od ciemności, z którym możesz się śmiać i płakać, który sprawia… sprawia, że czujesz, że żyjesz.

- A CO MI PRZYPADŁO? WĘŻOGĘBY SKURWIEL WYPALIŁ ZAKLĘCIE ŚMIERCI W PLECY MOJEGO MĘŻA! ZOBACZYŁAM W JEGO OCZACH CAŁĄ MIŁOŚĆ JAKĄ MIAŁ DLA MNIE I DLA NASZEGO SYNA TYLKO PO TO, ŻEBY ZARAZ ZOBACZYĆ JAK UCIEKA Z NICH ŻYCIE!

- SPRÓBUJ WYJAŚNIĆ MAŁEMU CHŁOPCU CZEMU NIE MOŻECIE MIESZKAĆ W JEDNYM MIEJSCU NA TYLE DŁUGO, ŻEBY MÓGŁ ZNALEŹĆ PRAWDZIWYCH PRZYJACIÓŁ I DLACZEGO NIE MA PRZY NIM JEGO OJCA, KTÓRY NAUCZYŁBY GO TEGO, CZEGO NAUCZYĆ MOGĄ TYLKO OJCOWIE! SPRÓBUJ POWIEDZIEĆ MU, ŻE TO WSZYSTKO DLATEGO, ŻE JAKAŚ POPIERDOLONA NIEDOROBIONA OSZUSTKA WYGŁOSIŁA JAKĄŚ CHOLERNĄ PRZEPOWIEDNIĘ!

- A CO POWIESZ NA OGLĄDANIE SYNKA, KTÓRY POWINIEN BAWIĆ SIĘ Z INNYMI DZIEĆMI, A ZAMIAST TEGO TRENUJE AŻ PADNIE Z WYCZERPANIA, BO CZUJE, ŻE MUSI CHRONIĆ SWOJĄ MATKĘ I POMŚCIĆ SWEGO OJCA? CZY WIESZ W KTÓRYM MOMENCIE TWOI SYNOWIE PRZESTALI BYĆ DZIEĆMI? JA WIEM I BĘDZIE MNIE TO DRĘCZYŁO PRZEZ RESZTĘ MOJEGO ŻYCIA.

- WIEM, ŻE JESTEŚ JEDNĄ Z TYCH IDIOTEK, KTÓRE MAJĄ RITĘ SKEETER ZA PRAWDZWĄ DZIENNIKARKĘ, ALE TERAZ PRZEDSTAWIĘ CI PRAWDZIWE FAKTY, A NIE TE, KTÓRE PREZENTUJĄ DUMBLEDORE I LONGBOTTOM!

- Fakt! Twoja córka poszła wczoraj z moim synem na Ulicę Pokątną. Fakt! Dumbledore to zaaprobował. Fakt! Ginny zgłosiła się na ochotnika. Fakt! Mój syn wysłał swojego skrzata domowego, żeby ukryć ją w jego skrzynce, nim skończy się walka. Fakt! Odmówiła, bo Śmierciożercy pojmali jednego z twoich synów. Fakt! Powiedzieli jej, żeby się poddała, albo zabiją twojego syna. Fakt! Odbiła go, mając wsparcie jedynie dwóch innych twoich synów, goblinki i skrzata domowego. Fakt! Uratowali nie tylko twojego syna, ale także dyrektora Gringotta we własnej osobie. Fakt! Zamiast uciekać, co zrobiła masa w pełni wyszkolonych czarodziejów i czarownic, mój syn przebił się przez trolle, gargulce i orki, żeby się do niej przedrzeć. Fakt! Greyback zaciskał szpony na gardle Ginny i puścił ją dopiero, kiedy pojawił się mój syn. Fakt! Twój cudowny Wybraniec wycelował różdżką w twoją córkę i nazwał ją swoją własnością. Fakt! Mój syn stanął między nią i tą różdżką.

- Osobiście potrzebowałabym czegoś więc niż słowa Dumbledore'a, zanim oddałabym swoje dziecko rozpieszczonemu bachorowi! Mała rada, tak między nami matkami. Przestań mówić do Ginny, a zacznij z nią rozmawiać albo stracisz ją na dobre. Aha i mam dla ciebie jeszcze jeden fakt, więc słuchaj uważnie. Jeśli jeszcze raz obrazisz Harry'ego albo Ginny, nie będę się powstrzymywała i w dupie mam Azkaban.

Wepchnęła twarz Molly w kurz i odwróciła się, żeby odejść. Dopiero wtedy zorientowała się, jaki tłum zebrał się wokół nich. Rozpoznała wśród nich Gabriellę Greengrass. Wymieniły nieodgadnione spojrzenia. Lily lekko skinęła głową. Gabriella odpowiedziała tym samym, po czym Lily teleportowała się do bram Hogwartu.

Blondwłosa kobieta wystąpiła z tłumu i zatrzymała się obok Molly. Wyciągnęła egzemplarz porannego „Proroka Codziennego". Rzuciła go na ziemię przed twarzą starszej kobiety. Na pierwszej stronie widniał Mroczny Znak nad Gringottem. Potem przebiły go dwa miecze i wąż padł martwy. Nagłówek głosił:

Koniec Epoki
Początek Nadziei

- Skoro tak leżysz w brudzie, gdzie najwyraźniej twoje miejsce, możesz zechcieć przeczytać artykuł o wczorajszym ataku – powiedziała Gabriella z wyraźnym obrzydzeniem. – Lord Potter i twoja córka zostali nazwani bohaterami wojennymi. W sobotę, razem z innymi cywilami, którzy stanęli do walki za swoje życie, otrzymają Order Merlina. Powiem ci coś o Lordzie Harrym Jamesie Potterze. To on zmobilizował nas do walki. Wiem, bo byłam tam z moją mała córeczką. Pokazał nam zaklęcie, które działa przeciwko nim, a potem bez strachu ruszył do bitwy. A co do tych sukkubów, które uznajesz za skandalizujące i rozpustne, to przybyły nam na pomoc w najczarniejszej godzinie. Okazały nam więcej człowieczeństwa, niż my kiedykolwiek okazaliśmy im i dzięki temu wiele rodzin pozostało nietkniętych. Kiedyś myślałam, że cię lubię, ale już mi przeszło. Jeśli wysiliłabyś się, żeby poznać Lily, wiedziałabyś ile warte są te tak zwane rewelacje Skeeter. To żałosna próba pozostających na wolności Śmierciożerców, żeby wyciągnąć ją z kryjówki, by mogli skończyć to, co kiedyś zaczęli. Naprawdę jesteś taka głupia, kobieto?

Odwróciła się na pięcie i odeszła. Ludzie rozstąpili się, by dać jej przejść, niektórzy bili brawo. Nikt nie poparł Molly.

Widzowie rozeszli się, nim Fred wyszedł z domu i rzucił na matkę kontrzaklęcie, którego nauczył go Harry.

- Czy cały świat oszalał? Fred, bądź kochany i pomóż wstać swojej starej matce… Fred?

Jej syn by już w połowie drogi do drzwi. Zatrzymał się przed progiem i odwrócił w jej stronę. Miał na twarzy minę, którą z reguły rezerwował dla opowieści o Umbridge. George wyszedł z domu i stanął ramię w ramię z bratem z identyczną miną.

- Kiedy patrzysz na Gin-Gin… - zaczął Fred.

- … widzisz jedenastoletnią dziewczynkę… – kontynuował George.

- … która popełniła błąd.

- Od tamtej pory…

- … próbujesz ją naprawić.

- Ale ona nie jest zepsuta…

- … i nigdy nie była.

- My widzimy wspaniałą…

- … śmiałą…

- … odważną…

- … potężną czarownicę.

- Mamo, póki tego nie dostrzeżesz…

- … nie chcemy cię widzieć.

Weszli do domu i zatrzasnęli z hukiem drzwi przed jej twarzą. Molly wbijała w nie puste spojrzenie, usiłując zrozumieć co tu właściwie się stało. Kiedy w końcu odwróciła się i zaczęła odchodzić, była blada niczym patronus. Jej świat walił się wokół niej, a tym razem nie miała pojęcia jak go naprawić. Powoli schyliła się i podniosła egzemplarz „Proroka Codziennego". Może naprawdę czas na poznanie pewnych faktów. Może… może wtedy zdoła wymyślić jak to wszystko naprawić.

Continue Reading

You'll Also Like

72.5K 3.7K 125
Zawsze twierdziliście, że jeden dzień nie może wywrócić czyjegoś życia do góry nogami? No więc się mylicie. Zwyczajne listopadowe popołudnie mogłoby...
1.4K 59 13
Na wezwaniu do wypadku zostają wysłane karetki doktora Banacha i doktora Vicka, na wezwaniu Benio zauwarza że ktoś celuje do jego brata, ale on idzie...
329K 9.9K 81
Chyba każdy wie o co chodzi..
87.2K 3K 48
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...