Sekret Czarnoksiężnika

By LunaticDancer

605 35 29

Historia niemego chłopca który sięgnął po czarną magię by móc cieszyć się własnym głosem, oraz konsekwencjach... More

1. Pięć Korzeni
2. Bursztyn
3. Rejs

4. Prawda

61 3 3
By LunaticDancer

Niemy chłopiec i prastary mag szli ramię w ramię przez martwą równinę. Choć droga do iglicy miała zająć im kilka godzin, wyspa wydawała się przywykłemu do górskich okolic chłopcu dość mała. Cieszył się z ciszy i spokoju którymi mógł się delektować. Czarnoksiężnik rozumiał to i nie zaburzał jej. Chłopiec w końcu nie wytrzymał:
"Dlaczego nie powiedział pan od razu, że mnie słyszy?"
Czarnoksiężnik spojrzał na niego z dziwnym uśmiechem.
-Tu składa się na siebie kilka czynników. Nasza podróż prowadzi do spotkania innych czarnoksiężników, wielu z nich również będzie potrafiło podsłuchiwać myśli, niektórzy skuteczniej ode mnie. Pewnych rzeczy powinieneś wiedzieć jak najmniej, żebśmy na starcie nie grali z nimi w otwarte karty. Druga rzecz - słychać głównie to, co mówi wewnętrzny głos. To, na czym faktycznie się skupiasz. Mając w posiadaniu niewygodną informację, zapewne wpadłbyś w pułapkę ciągłego myślenia o tym, by przestać o niej myśleć. A, no i ostatnia, całkiem istotna rzecz - chciałem uniknąć nawału skierowanych we mnie myśli, jaki pociągnęłoby za sobą takie ujawnienie.
Chłopiec zamyślił się. Jego kształtowana od zawsze intuicja mówiła mu, że ukrywanie informacji sprzyja zdradzie, że nie powinno się ufać osobom nie do końca jasnym i przejrzystym. Rozum jednak widział pełne uzasadnienie powodu, z którego powinien pozostać w niewiedzy.
-Czasem instynkty zawodzą mój drogi. - Chłopiec zaczerwienił się lekko przyłapując się na tym, jak żywiołowo się nad tym zastanawiał. - Można sprowadzić świat do zabijania lub bycia zabitym, ale istnieje coś poza tym, prawda? Istnieje szarość, niepewność, skrupuły. Bardzo ludzka rzecz, którą człowiek się szczyci, mimo, że ostatecznie jest to jego słabość.
Mgła zdążyła po raz kolejny pochłonąć krajobraz. Chłopiec pozostał w ciszy, trawił bardzo powoli myśli pozostawione przez maga któremu towarzyszył. Chłonął chłód i piękno dobywające się z martwego krajobrazu.

-Wejście do Prat'dolgor strzeżone jest przez strażnika rzeźbionego w skale. Ów wpuszcza gości jedynie, gdy zgadną jego zagadkę. Nie wiem czego Nergonidas się boi, żeby aż tak odgradzać się od swiata, ale przyznam, że jego metody robią wrażenie.
Widać już było zarys iglicy, nieśmiało wyłaniający się z mgły. Chłopiec nigdy wcześniej nie widział czegoś tak wysokiego, a przy tym tak szczupłego. Wydawało się, jakby czarna igła wbita w ziemię miała złamać się w dowolnej chwili. Niemy wiedział jednak, że trwa w tym stanie już setki lat. Z mgły wyłoniło się coś kulistego, ogromnych rozmiarów. Było przytwierdzone do ściany. Wyrzeźbione w niej. Ogromnych rozmiarów ludzka czaszka trwała w spoczynku. Na jej czole wyrzeźbiony był dziwny, spiczasty symbol. Czarnoksiężnik stanął pięć metrów przed nią, zatrzymując chłopca gestem dłoni. Iglica przemówiła potężnym głosem:
-Co powodem przybycia waszmości?
-Chcemy prozmawiać z Nergonidasem.
-Prawdę powiadacie. Wnijść wam pozwolę, lecz wpierw zagadnę was o rozwiązanie. Hmmmm...
Kamienna twarz zamyśliła się.
-Oto moja zagadka: jakże brzmi imię twe, chłopcze?
Chłopiec oniemiałby ze zdumienia, gdyby to było możliwe. Czarnoksiężnik uniósł ręce w powietrze i zaklaskał teatralnie. Paszcza otworzyła się, ukazując słabo oświetlony, choć gustowny korytarz.
-Wyśmienity żart, Nergonidasie.
Czarnoksiężnikowi odpowiedział podstarzały głos:
-Miałem nadzieję, że sobie pójdziecie. Wejdźcie.
Przekroczyli próg dolnej szczęki, zęby huknęły z trzaskiem gdy tylko wkroczyli głębiej w korytarz. Pierwszą rzeczą jaką chłopiec zauważył, był fakt, że wnętrze iglicy było wielokrotnie większe niż jej zewnętrze. Bardzo dziwne były tu ściany i sufit - wyglądały jak jaskinia powstała przez powolne naciekanie, w których ktoś potem rzeźbił bardzo małym narzędziem. Powierzchnia ścian wyglądała, jakby wyciśnięto na niej łuski jakiejś małej ryby. Było w tym jednocześnie widać dzikość i precyzję. Na końcu korytarza znajdowała się ogromna hala, półdzika jaskinia. Jej drobno ciosane ściany powoli przechodziły w naturalne, usiane stalaktytami sklepienie. Chłopcu zrobiło się niedobrze na wspomnienie o jaskini, jednak zdusił w sobie to wrażenie. Na środku hali stał rzeźbiony filar, kontrastujący z otoczeniem swoją gładkością. Filar ten pokryty był różnymi płaskorzeźbami, głównie pradawnym pismem, czasem urozmaiconym jakąś scenką. Azakar podszedł do niego, stał przez chwilę z zamkniętymi oczami.
-Podejdź.
Chłopiec podszedł do niego. Po drodze zauważył, że czarny z pozoru materiał iglicy, łyszczy się czasami karmazynowym blaskiem. Czarnoksiężnik zrobił dwa kroki. Stał teraz kilka centymetrów nad ziemią. Uśmiechnął się do Niemego:
-Uważaj na nogi.
Zaczęli powoli wspinać się dookoła filaru po niewidzialnych schodach. Podczas gdy Azakar szedł spokojnym krokiem, chłopiec czuł nieziemski dyskomfort, szedł bokiem, przytulając przy tym skamieniały filar.
Gdy zbliżyli się do kamiennego sufitu, w tym zaczęła pojawiać się dziura, lity kamień rozwiewał się na ich oczach jak mgła. Przechodząc przez sufit zastali najdziwniejszą pracownię jaką chłopiec do tej pory widział - była ona pełna książek, w jej centrum stał kamienny ołtarz, a na tyle rzeźbiona mównica na tle dwóch flag przedstawiajacych czarny, spiczasty symbol na czerwonym tle. Był to ten sam symbol, który był wyrzeźbiony na ogromnej czaszce. Między flagami, na tle witrażu w różnych odcieniach czerwieni, wisiało ogromne wahadło, drgające nienaturalnie szybko i nierównomiernie.
-Ostatnio odwiedza mnie wielu ludzi, przypominając mi dlaczego za nimi nie przepadam. Dlaczego przynosisz do mnie wystraszone dziecko?
Stary czarnoksiężnik stał do nich odwrócony tyłem, oparty o wielkie biurko.
-Dobrze wiesz dlaczego.
-Jasne, że wiem. Jednak niepotrzebnie się trudziłeś, to nie mnie szukasz. Widzę, oszczędziłeś mi zachodu z załogą Kaszalota, oczywistymi jak na Ciebie środkami.
Chłopiec pierwszy raz widział na twarzy Azakara zmieszanie.
-Mieli do ciebie interes?
Nergonidas odwrócił się, spojrzał spod gniewnych, krzaczastych brwi. Jego imponująca broda sięgała mu do pasa.
-Jak zwykle, utalentowany w udawaniu idioty. No ale dobrze, dwoje może grać w tą grę. Jak oboje wiemy, Hladvarowi zależało by zdjąć klątwę z twojego pudełeczka.
-To nie było wcale takie oczywiste. Zdziwiłbyś się ilu ciemnych interesów się dopuszczał. Miał piasek dusz na pokładzie.
Wiecznie zgniewane brwi Nergonidasa uniosły się z zaskoczenia. Oczywiście, dalej były przy tym zgniewane.
-Dużo?
-Z sześćdziesiąt litrów.
Zapadła cisza, w której chłopiec kipiał ciekawością. Starał się uciszyć pełne pytań myśli. Mimo wszystko skierował na siebie uwagę starca. Ten pochylił się delikatnie, uśmiechnął odsłaniajac zczerniałe miejscami dziąsła.
-Widzę, że twój właściciel praktycznie nie zaspokaja twojej ciekawości. Pozwól w takim razie, że Ci opowiem o kilku rzeczach, chłopczyku.
-To chyba nie będzie konieczne...
-Bzdury wygadujesz Azakarze. Byłbym okropnym gospodarzem nie tłumacząc, jak sprawy się mają. A zależy nam na przejrzystości, prawda?
Odrobinę rozgniewany Azakar uśmiechnął się:
-Jasne.
-Dobrze, że się dogadaliśmy. A więc, pytaj chłopczyku, śmiało.
Niemy starał się jak mógł wyciszyć myśli, by zaoszczędzić Azakarowi niezręczności, na próżno jednak.
-Ooo, dlaczego nie przepadam za ludźmi? Bo są prości i przewidywalni. Ich życie sprowadza się do pościgu za przyjemnymi bodźcami i ucieczki przed nieprzyjemnymi. Jeżeli grozi im przeludnienie, wysyłają grupę ubojową, inaczej zwaną wojskiem, przeciw komuś o wiele silniejszemu, w imię wyssanych z palca racji. A, no i ta silna potrzeba podporządkowania się temu, co się zmyśliło. Twoje pierwsze pytanie było bardzo przewidywalne, ale też bardzo słuszne.
Zapadła dłuższa cisza, wypełniona wysiłkiem chłopca. Wysiłkiem, by nie pomyśleć niczego szkodliwego.
-Co to jest piasek dusz? To wygląda prawie jak zwykły piasek, jednak każde ziarenko było kiedyś żywym człowiekiem. To takie miniaturowe więzienia w których każdy jest samotny.
Chłopcem wstrząsnęła ta informacja, spowodowała istną burzę w jego myślach. Starzec, dając mu kilka chwil, powiedział w końcu:
-Nie umiesz zadawać właściwych pytań. Nie wiesz nawet jak bardzo powinieneś się wystrzegać człowieka z którym podróżujesz. Pratvayyah znaczy w języku demonów "Klucz Otchłani". Wiesz dlaczego tak nazywa się tamta wieża? Otóż jej właściciel jest gotowy sprzedać cały świat demonom z otchłani, jeżeli to pomoże mu spełnić jego cele. Azakar handluje czyimś życiem by spełniać swoje fantazje. Wiesz dlaczego sprzedał swoją magiczną skrzynię? Za bardzo go kusiło by zesłać waszą wioskę do otchłani!
Azakar nie wytrzymał:
-Dość tych bzdur! Kto rzucił klątwę?!
-Mój szanowny gość życzy sobie wiedzieć?
-Tak, tego sobie życzę.
-Niech i tak będzie. - powiedział Nergonidas z triumfalnym uśmiechem. Wysięgnął w stronę chłopca żylastą dłonią, nie dotknął go jednak. Spomiędzy jego zżółkłych, strzaskanych paznokci wydobyła się krew, płynąc dziwną strugą przez powietrze. Dotknęła karku chłopca, dziwnie szczypiąć. Ten nie ruszał się, choć najchętniej by uciekł. Czynność dłużyła się bardzo, choć najpewniej trwała około minuty. Twarz starca wyrażała ogromne skupienie i odrobinę bólu. Gdy krew wróciła już na swoje miejsce, zaczął się śmiać. Śmiał się coraz intensywniej, wprawiając gości w dezorientację.
-Wyczułem w klątwie krew Viccardów. - powiedział, po czym zaczął śmiać się nawet intensywniej. Na chłopca spadło olśnienie. Spojrzał gniewnie na Azakara, po czym zbiegł z niewidzialnych schodów i zapominając o wcześniejszym strachu, wybiegł z iglicy. Słyszał za sobą niknący śmiech.

Mgliste pustkowie tuliło chłopca swoim spokojem. Właśnie tego potrzebował - wciąż był szalenie zdenerwowany. Wciąż nie mógł uwierzyć, że to Azakar rzucił tę klątwę, by zabawić się jego kosztem. Świadomość, że był jedynie zabawką w jego rękach - pierwszy raz w życiu czył tak silną mieszankę bezsilności i upokorzenia. W przypływie złości zerwał pulsujący naszyjnik i miotnął nim na oślep.
Azakar, ten który tworzy i niszczy dla zabawy, chaos uosobiony, być może nawet karykatura boga. Chłopiec nie podejrzewał go o to, choć gdy o tym pomyślał, wskazówki były na wyciągnięcie ręki. To on bawi się dobrze w każdej sytuacji, stara się sprawiać wrażenie, że wszystko ma pod kontrolą. To on poświęcił załogę Kaszalota, choć wiedział jak to się skończy. Nie dało się jednak orzec, jak potężny jest czarnoksiężnik, ile z jego pewności siebie jest zasłużone.
Gdy odpuścił pierwszy gniew, chłopiec przypomniał sobie, że jest na wyspie. Na martwym, mglistym kawałku lądu, na którym nie ma dokąd pójść ani jak wrócić do domu. Miejscami zbity i spękany piach w kolorach żwiru potęgował jego uczucie osamotnienia, pojedyncze ziarenka pyłu wirowały bezcelowo, niesione leniwym wydzielaniem się mgły z podziemii. Rozejrzał się wytężając wzrok, jednak mgła była za gęsta by zauważyć jakiekolwiek elementy szczególne na tym pustkowiu. Dotarło do niego, że znalezienie przez niego wieży graniczy z cudem. Nie wiedział co jest w jakim kierunku. Stwierdził jednak, że lepiej pójść gdziekolwiek, niż zostać tu na pewną śmierć.
Idąc myślał dalej o tym, czego dowiedział się w wieży. Doszedł do wniosku, że dobra pora na gniew przyszłaby dopiero po powrocie do domu. Uznał swój ruch za porywczy i nieprzemyślany. Stwierdził, że musi nauczyć się lepiej kontrolować. Tłumić myśli.
Nagle poczuł miażdżący uścisk na kostce, tym boleśniejszy, że złamanie nie zagoiło się jeszcze wystarczająco. Instynktownie spojrzał w dół - zastał ludzkich rozmiarów dłoń, podrapaną, czerwoną, wystającą spod ziemi. Stanął pewniej i z rozmachu przytupnął na zadrapany nadgarstek drugą stopą. I jeszcze raz. I jeszcze.
Usłyszał trzask, jednak chwyt nie odpuszczał. Chłopca przeraził napastnik któremu niestraszny jest ból. On zaś coraz śmielej wynurzał się spod piasku, jego postrzępiona, zabłocona gardziel inkantowała ochrypłym, śliskim głosem:
-"Seclum Manus deufilla,
ventum terra dolgora,
ad farventrum sugrine,
Nergonidas domine..."
Próbując deptać to, co uznał za ożywione martwe ciało, chłopiec postawił fałszywy krok i boleśnie przewrócił się na plecy. Oślepiony strachem, kopał brutalnie dłoń i w końcu się uwolnił. Pospiesznie odpełzł na czworaka do tyłu, tam kolejna ręką gwałtownym ruchem objęła go za szyję i przyciągnęła do gruntu. Dopiero rozglądając się panicznie pojął, że cały chór martwych ludzi otaczał go i zacieśniał się nieubłaganie, zupełnie jak chwyt na jego szyi. Mruk mięsnych kreatur niósł się w mglistym powietrzu w niepokojącym rezonansie, chłopiec czuł magię, ale straszniejszą niż kiedykolwiek wcześniej. Jedna z kreatur uklękła na jego klatce piersiowej, wyciskając z niego przy tym resztki oddechu. Długie potrzaskane paznokcie coraz liczniej wbijały się w jego ciało, instynktownie zasłaniał twarz, jednak jego ręce poddawały się powoli przez brak powietrza. Poczuł, jak na jego twarz spadł kamień. Nie myśląc już przytomnie, poszukał go, ten leżał na piasku obok jego prawego ucha. Gdy zacisnął na nim lewą dłoń, wszystkie trupy odleciały gwałtownie w potężnej esplozji. W piachu dookoła pozostał spory krater, dookoła leżał okropny bałagan palących się ciał. Niememu nie stała się jednak żadna krzywda. Zbierał powoli przytomność, uspokajał oddech. Czuł jak kamień w jego dłoni pulsuje w szalonym rytmie jego serca. Doznał oświecenia.
"Azakar?"
-Wygląda na to, że coś upuściłeś.
Emocje chłopca próbowały sprawić, żeby jednocześnie płakał i śmiał się, klątwa jednak sprawiła że łzom towarzyszył jedynie gwałtowny, rzęrzący oddech. Chłopiec uspokajał się długą chwilę, czarodziej cierpliwie czekał.
"Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłeś?!"
Azakar spojrzał na niego z politowaniem.
-Nie jestem kimś takim. Nie aranżowałbym śledztwa w którym to ja okazuję się winnym. Jest jeszcze jeden żyjący Viccardo na świecie. Zomelak. Mój brat.
Tego chłopiec się nie spodziewał. Czuł lekkie upokorzenie widząc jak proste jest wytłumaczenie, które zapobiegłoby całej tej sytuacji.
-W całej swojej gracji trolla, Nergonidas miał rację co do jednej rzeczy: powinienem Ci więcej mówić. Powinienem Ci bardziej ufać. W końcu jesteśmy drużyną.
Chłopiec uśmiechnął się. Czarnoksiężnik podał mu rękę i pomógł stanąć na nogi. Ruszyli przed siebie.
-Opowiem Ci co nieco o tym miejscu. Prat'dolgor to w mowie demonów Klucz Cierpienia. Nergonidas zawsze był odrzutkiem, nie dziwi więc, że dopiero siłą wydarci śmierci ludzie, pod groźbą niewyobrażalnych męczarni decydują się go uwielbiać. To ci nieszczęśnicy krystalizują swoją krew by rozbudowywać jego wieżę, chodzą na jego szaleńcze msze, na których dokłada siły wahadłu, które zmusza ich umęczone serca do bicia. Nowi adepci kultu nie są dopuszczani do uczestnictwa w mszach, ci którzy są dopuszczeni, postradali zmysły wystarczająco by wierzyć, że to droga do zbawienia.
Chłopiec pierwszy raz widział tę emocję u czarnoksiężnika. Obrzydzenie.
-"Seclum Manus deufilla,
ventum terra dolgora..."
Głosy zaczęły ożywać dookoła, a wraz z nimi wydające je ciała, jednak chłopiec poradził sobie z nimi jednym dotknięciem kamienia.
"Cały czas powtarzają te same słowa. Co one znaczą?"
-Twoja ciekawość na ten temat jest interesująca. - Czarnoksiężnik spojrzał na chłopca lustrującym wzrokiem. - To mieszanka języka demonów z Przedwiecznym Bluźnierstwem, którego pochodzenia nikt nie poznał. W wolnym tłumaczeniu znaczy: słodkie dziecię człowiecze, złącz się z ziemią udręki, by przez wieczność służyć Nergonidasowi panu naszemu. To ich modlitwa "wtajemniczenia".
Milczeli dłuższą chwilę. Chłopiec trawił nowo poznane fakty. Ciekawiło go skąd biorą się Ci ludzie, co zanosi ich na tę straszliwą wyspę.
-Nie wykluczone, że naszych przyjaciół piratów też spotkałby ten los, gdybyśmy ich nie uratowali.
Śmiech czarnoksiężnika brzmiał serdecznie, jednak zmroził Niemego przerażeniem, do szpiku kości.
-Taaak, już pamiętam dlaczego rzadko jestem dowcipny w towarzystwie śmiertelników.
Azakar, człowiek o oceanie twarzy, w którym chłopiec był zagubiony i nie widział stałego lądu nigdzie na horyzoncie.
-Opowiedzieć Ci może co nieco o Zomelaku?
Chłopiec jedynie przytaknął, był zbyt oszołomiony karuzelą emocji ostatnich minut by sformułować w głowie wyraźne słowa.
-Zomelak jest starszy ode mnie o trzy lata, co jest śmieszną ilością w obliczu stuleci jakie minęły od naszych narodzin. Mieszka w Pratlucida, Kluczu Snów. To, jakim cudem jest jeszcze przy życiu jest dla mnie tajemnicą. Jego moc manipulacji snów również jest poza moim pojęciem, jest wpisana tak głęboko w jego naturę, że nie sposób jej zbadać. Po raz pierwszy w ciągu tej wyprawy również ja jestem pełen pytań.
Chłopiec był zafascynowany.
"Długa czeka nas wyprawa?"
-Bardzo możliwe. Pratlucida znana jest wśród różnych ludów jako Latająca Wieża albo Wieża Widmo. Budynek ten ma w zwyczaju dryfować leniwie nad ziemią, tam gdzie go kosmiczny kaprys poniesie. Dawno się nim nie interesowałem, znalezieniem go zajmiemy się gdy wrócimy do mojej wieży.
"A jak tam wrócimy?"
Czarnoksiężnik uśmiechnął się entuzjastycznie.

Spokojne popołudnie nad brzegiem przystani zakłóciła kakofonia alarmów. Ku ogólnemu zdumieniu, w stronę przystani sunęła z zatrważającą prędkością ogromna skalista wyspa. Jej rozpędzony brzeg popychał przed sobą wodę, piętrząc w ten sposób masywną falę. Na brzegu zaogniała się panika. Ludzie zagarniali pospiesznie majątki i uciekali w stronę gór. Fala jednak nie uderzyła brzegu. W jakiś nienaturalny sposób zmalała i wytłumiła się pod deskami molo. Po fali pozostał jedynie silny podmuch powietrza, który zachwiał wiszącym znakiem "Przystań Bolgretton". Ogromna wyspa zatrzymała się nad brzegiem. Przy potężnej eksplozji wody nad jej powierzchnię wyłoniła się ogromna głowa żółwia. Czarnoksiężnik kilkoma szybkimi krokami zszedł ze skorupy na pomost, za nim trochę chwiejnie podążał Niemy, po osiągnięciu pomostu padł na czworaka i zwymiotował do wody.
-Lepiej?
Chłopiec przytaknął. Większość przejażdżki mu się bardzo podobała, dopiero pod koniec, gdy żółw zaczął częściej skręcać zrobiło mu się niedobrze.
-Gotowy żeby wrócić do wieży?
Chłopiec uspokajał sensacje żołądkowe oddychając oparty o kolana, po kilku chwilach wyprostował się i podniósł ręce. Na twarzy czarnoksiężnika pojawił się lekki uśmiech zadowolenia. Niebo rozdarł niosący się echem dźwięk krakania.

Continue Reading

You'll Also Like

187K 13.7K 126
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...
5.8K 492 40
(nie moja manga, ja ją tylko tłumaczę) Najlepsza aktorka Lee Sia posiadająca zdolność widzenia duchów. Po wypadku budzi się w ciele „Camili Sorpel". ...
2K 425 34
Scarlett po ukończeniu 17 lat udaje się na Eryndor do Akademii Czarów, gdzie trafiają wszyscy obywatele posiadający wysoki rodowód magiczny z landów...
792K 51.4K 200
Oryginalny tytuł: "사실은 내가 진짜였다" (czyt. "Sasil-eun Naega Jinjjayeossda") Tytuł angielski: "Actually, I Was The Real One" Polski tytuł: "Prawdę m...