Wyzwanie: Małżeństwo || L.H...

By ninetiesgrace

374K 17.1K 2.9K

On jest bogaty i sławny na cały świat, jednak po drodze coś mu umknęło. Ona właśnie skończyła studia i wraca... More

Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
# ff
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Sneak Peek
Rozdział 10
Rozdział 11
#ff 2
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Podziękowania
#ff: Swapped
#świąteczne opowiadanie
#ff: Daddy Issues
Extra Part. Merry Christmas

Rozdział 27

8.6K 501 98
By ninetiesgrace

Las Vegas

Dziewczyna siedziała w ciszy na barowym stołku, przesuwając szklankę po blacie z jednej dłoni do drugiej. Ludzie wokoło szaleli w rytm najnowszych hitów, puszczanych przez DJ'a, wlewali w siebie alkohol i dobrze się bawili, jednak ona nie potrafiła. 

Miała na sobie tą samą sukienkę. Prostą, czarną, na grubych ramiączkach. Ta sama torebka, te same buty, użyła nawet tych samych perfum. Gdyby się postarała, mogłaby nawet udawać, że to ten sam wieczór co trzy miesiące temu. Co prawda nie było z nią przyjaciółki, ale jakie to miało znaczenie, skoro nie było tu też jego

- Możesz się wygadać - brunet odezwał się, puszczając jej oczko. - Barmani leczą lepiej niż ci gówniani psycholodzy. 

Gwen podniosła wzrok na postawnego mężczyznę. Miał starannie ułożone włosy i niewielki zarost na twarzy. Był przystojny i dobrze zbudowany; czarna koszulka ciasno opinała jego mięśnie, przez co były bardzo widoczne. 

- Ja jestem psychologiem - odpowiedziała, po czym dopiła drinka i gestem dłoni pokazała, by uzupełnij jej szklankę. 

Mężczyzna podrapał się po karku, przybierając zakłopotaną minę.

- Jestem nowy w zawodzie. 

- To wiele wyjaśnia - dodała, patrząc, jak nieporadnie radzi sobie z mieszaniem trunku. 

Blondynka wsparła głowę na dłoni i westchnęła przeciągle. Dzień przebiegał jej przed oczami, a ona wymyślała co rusz nowe usprawiedliwienie. Po wylądowaniu pojechali do hotelu, by przespać się choć trochę, a gdy ona się obudziła, jego już nie było. Zostawił jej jedynie kartkę pisząc, że rozprawa jest odwołana, a on wróci później. Tylko że to "później" nie nadeszło. 

Czuła dziwny ucisk w sercu, gdy myślała, że już zapewne nie ma dla niego znaczenia. Minęły trzy miesiące, które były w umowie. Czas płynął zdecydowanie za szybko. Blondynka wyrzucała sobie, że zmarnowała tak wiele chwil na kłótnie i ciche dni, zamiast korzystać z jego obecności w stu procentach, póki należał do niej. Ich związek był tragedią, ale on był jej lekarstwem. 

Nawet teraz, gdy była niemalże pewna, że miniona noc była ostatnią, którą dane jej było spędzić w jego ramionach, nie potrafiła myśleć o nim źle. Nie miała mu nic za złe. Nie wiedziała czy to dlatego, że dorosła albo jest zbyt wcześnie, a ona wciąż jest w zbyt dużym szoku, by szukać tu winnych i obsmarowywać osobę, o której jeszcze niedawno myślała "chyba go kocham". Nie chciała widzieć w nim zdrajcy, bo nigdy nic jej nie obiecał. Nie był jej niczego winien i nie miała prawa od niego żądać, bo nikt nie kazał jej się zakochać. 

- Mam dla ciebie dobrą wiadomość - barman odezwał się ponownie, a ona podniosła na niego wzrok. Nie sądziła, by coś mogło ją teraz ucieszyć, bo była sama w wielkim mieście, z pustą kartą kredytową tysiące mil od domu, a osoba od której chciałaby usłyszeć, że nic się nie dzieje i wszystko jest okey, zapewne baluje teraz w najlepsze, nie poświęcając jej nawet pojedynczej myśli. - Pijesz dzisiaj za free.

- Na jak bardzo zdesperowaną wyglądam, że klub stawia mi drinki?

- Nie jesteśmy organizacją charytatywną. A ty masz zaproszenie do sekcji VIP.

Mężczyzna podszedł do niej, czekając aż wstanie i będzie mógł ją zaprowadzić, chociaż wcale nie musiał tego robić. Gwen znała rozkład tego miejsca i wiedziała, gdzie ma się udać. Nie miała jednak ochoty ruszać się ze stołka, a już na pewno nie miała ochoty na zawieranie nowych znajomości.

- Dziękuję, ale nie skorzystam.

- Ten mężczyzna bardzo chciałby, abyś do niego dołączyła.

- To ma problem, bo ja za to bardzo chciałabym dokończyć drinka w spokoju.

Blondynka wróciła wzrokiem do ściany naprzeciw niej, sygnalizując, że dla niej rozmowa jest skończona. 

- Czy z łaski swojej podniesiesz swój seksowny tyłek i do mnie dołączysz?

Gwen przymknęła oczy. Jej usta mimowolnie wygięły się w uśmiechu, a ona powoli zeszła z krzesła i stanęła przed nim twarzą. Obcasy sprawiały, że nie musiała za bardzo zadzierać głowy do góry, przez co czuła się odrobinę bardziej komfortowo.

- Kto powiedział, że chcę to zrobić?

- Państwo się znają? - wtrącił się barman. 

- Nie, to jakiś zboczeniec, śledzi mnie od trzech dni.

- Jestem jej mężem – wyjaśnił blondyn, przewracając oczami.

Barman popatrzył na nich niepewnie, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Nikt nie uprzedził go, że ta praca będzie aż tak trudna.

- Pani pójdzie ze mną, a panu już dziękujemy – odezwał się Luke, wręczając mężczyźnie kilka banknotów, po czym pociągnął dziewczynę w stronę stolika. Nie opierała się, chociaż mniej racjonalna część niej chciała zaprzeć się nogami i czekać, aż wyjaśni jej dlaczego do tej pory nie dawał znaku życia. Jego obecność teraz wciąż niczego jej nie gwarantowała, ale od momentu, gdy usłyszała jego głos, czuła się zdecydowanie lepiej. 

Luke posadził ją na sofie, a sam zajął miejsce po jej prawej stronie, nie pozwalając odsunąć się nawet na milimetr. 

- Co ty tu robisz? - zapytała.

- Pilnuje cię. 

- Nie mam pięciu lat - oburzyła się. 

- Oczywiście, że nie. Ale masz ładne kształty i obcisłą sukienkę skarbie, a jesteśmy w klubie w Las Vegas.

- Daj spokój, zaczepił mnie dziś tylko jeden gbur. - Wzruszyła nonszalancko ramionami, sięgając po szklankę z alkoholem. Pociągnęła łyka pod czujnym spojrzeniem męża, który przypatrywał się jej ze zmarszczonymi brwiami. 

- Co? 

- Wyobraź sobie, że zaprosił mnie do swojego miejsca w sekcji VIP. Trzeba mieć tupet, prawda?

- Przez chwilę myślałem, że mówisz poważnie - zaśmiał się, przyciągając bliżej jej ciało i całując ją w skroń. 

- Kto powiedział, że to było o tobie - żachnęła się. 

- Gwen! 

Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, a jemu zaparło dech. 

- Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? 

- Jesteś sentymentalna, to było oczywiste, że tu przyjdziesz. - Popatrzył na nią czule. 

Gwen poczuła, że jej serce zaczyna szybciej bić, a słowa więzną jej w gardle. Chciała powiedzieć mu tak wiele. Chciała wyznać mu co czuje, wtulić się w niego i nie puszczać już nigdy. Zamiast tego jednak podniosła się z miejsca i wyciągnęła w jego kierunku rękę, czując, że jeśli nie ruszy się natychmiast z miejsca to zrobi coś głupiego.

- Chcę zatańczyć. Z tobą. 

Luke może nie był za dobrym tancerzem, co dowodziły liczne filmiki, które można było znaleźć w sieci, ale w tym momencie niezbyt przejął się tym, że może upokorzyć się publicznie po raz kolejny. Szczerze mówiąc, odrzucał od siebie tą myśl - ich taniec nie był w żadnym stopniu skomplikowany, nawet dla tak wielkiej fajtłapy jak on. Po prostu musiał trzymać na niej swoje ręce i złapać z nią wspólny rytm, co nigdy nie mogłoby być prostsze niż teraz. 

Więc tańczyli, całując się zapamiętale, lub może całowali się tańcząc. Zatracali się w tym, zapominając kim są i po co tu przyjechali. Żyli chwilą, żyli sobą i tym, co w tym momencie mają, nie zwracając uwagi na całą resztę świata. 

~ * ~

Leżała wtulona w jego bok. Miasto za oknem skrzyło się milionem barw i tylko ciemne niebo sugerowało, że świat powinien zasnąć na chwilę. 

Był środek nocy ale żadne z nich choć w najmniejszym stopniu nie myślało o śnie. Ich głowy zaprzątnięte były raczej ich nagimi ciałami i oddechami, zmieszanymi w tej plątaninie rąk i nóg. 

Gwen wybijała palcem przypadkowy rytm na jego torsie, zbierając się na odwagę, by zacząć temat. Ostatnim razem, gdy próbowała go o to zapytać zaczął ją całować i zaciągnął do hotelowego pokoju ale teraz postanowiła, że nie da się tak łatwo zbyć.

- Powiedz mi, że nie jestem naiwna - wyszeptała drżącym głosem. Chłopak przekrzywił głowę tak, by widzieć jej twarz, którą ona próbowała ukryć. 

- Gwen, o co chodzi? - zapytał niepewnie. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i usiadła na łóżku, okrywając nagie ciało kocem. 

- Nie chce być jedną z tych dziewczyn, które kontrolują każdy krok drugiej osoby ale... Ja już tak dłużej nie mogę Luke. Nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku. Nie było cię cały dzień, a teraz jesteś tu jakby nigdy nic i może nie mam prawa by wymagać od ciebie szczerości ale... Cholera jasna. Co byś zrobił, gdyby rozprawa nie została dziś odwołana? Wciąż byś tu był czy... - urwała, czując, że głos coraz bardziej się jej załamuje. Nie chciała płakać. Chciała być twarda i chciała nareszcie przeprowadzić rozmowę, która powinna odbyć się już dawno. Chciała wiedzieć co z nimi będzie, gdy słońce znów pojawi się na niebie a magia nocy odejdzie w zapomnienie.

- Nikt nie odwołał rozprawy - powiedział spokojnie, siadając naprzeciw niej i ściskając jej dłonie. Blondynka popatrzyła na niego pytająco, nie wiedząc, czy na pewno dobrze zrozumiała. - Byłem w sądzie sam. 

- Ale ty... Ja... Pisałeś... 

- Wiem, że nie powinienem podejmować tej decyzji za ciebie, ale już kilka dni temu poprosiłem prawników o wycofanie naszego wniosku o unieważnienie małżeństwa. 

Gwen nie wiedziała co powiedzieć. Autentycznie ją zatkało i nawet żadna kąśliwa uwaga nie przychodziła jej do głowy. Luke, widząc, że dziewczyna milczy jak zaklęta, kontynuował spokojnym głosem:

- Dzisiejsze spotkanie to była czysta formalność. I chciałbym tylko nadmienić, że teraz tak jakby pełnoprawnie nosisz moje nazwisko i jesteś moją żoną.

- Ty chyba upadłeś na głowę - wydukała, otrząsając się z pierwszego szoku. 

- Już nie pamiętasz? A to przecież ja prawie dostałem wstrząsu mózgu - pokręcił z uśmiechem głową, a blondynka parsknęła śmiechem. - Rozmawiałem z tym starym dziadem. Powiedział, że był ciekawy, czy rzeczywiście ze sobą wytrzymamy. Był też w szoku, gdy w regularnych odstępach czasu dostawał raporty od tej pieprzonej terapeutki. Potem w szoku byłem ja, bo na koniec dodał, że nie dał nam unieważnienia tylko dlatego, że chciał sprawdzić, czy małżeństwo zrodzone z przypadku może przetrwać. 

Gwen roześmiała się, chowając twarz w dłoniach. Istniał cień szansy, że to wszystko to po prostu wymysł jej wyobraźni, napędzonej przez alkohol. Niemożliwe jest, że przez ostatnie trzy miesiące podporządkowywała swoje życie pod czyjeś wytyczne tylko dlatego, że ta osoba miała taki kaprys. 

- Czy to co zrobił jest w ogóle legalne? 

- Czy to ważne? - zapytał, wciągając ją na swoje kolana, po czym ciasno objął ją ramionami. 

- Skoro prawnicy wycofali wniosek, to dlaczego tu przylecieliśmy? Dlaczego mi nie powiedziałeś? I po co w ogóle tam poszedłeś?

- Chciałem mu podziękować, Gwenny - odpowiedział, jakby to było największą oczywistością. - Wiem, że zrobiłem to po kryjomu przed tobą, ale... nie chciałem cię tracić. Bałem się, że nie będziesz chciała ze mną zostać, że będziesz chciała doprowadzić sprawę do końca. Pomyślałem, że postawie cię przed faktem dokonanym.

Gwen znowu się roześmiała. Przez ten cały czas martwiła się zupełnie nie potrzebnie. Luke tu był i chciał właśnie ją. I może wciąż było to dla niej trochę abstrakcyjne i nie była pewna, czy na pewno jej się to nie śni, poczuła się lżejsza o dziesięć kilo. Miała wrażenie, że może latać.

- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że utknęłam z tobą na dobre? - zapytała, uśmiechając się przy tym szeroko.

- Jesteś moja, słoneczko. Naprawdę nie wierzę, że chociaż przez chwilę sądziłaś, że będę chciał z ciebie zrezygnować.

- No cóż, ty to samo myślałeś o mnie - wytknęła mu.

Luke przez chwilę bił się z myślami, nie wiedząc, czy wyznać jej choć trochę prawdy o tym, jak bardzo przerażała go wizja powrotu do pustego mieszkania. Chyba w końcu powinna wiedzieć, że jest dla niego ważniejsza niż jej się wydaje.

- Gdy sędzia powiedział, że warunki zostały spełnione i może unieważnić małżeństwo poczułem się jakby ktoś dał mi w twarz. Tak po prostu wymazałby z historii ostatnie trzy miesiące? Wyobrażasz to sobie? Miałabyś się nazywać Gwen Basford? Jesteś moja i nazywasz się Gwen Hemmings i nawet nie myśl, że się ode mnie uwolnisz, bo nie ma takiej szansy, chociażbym miał nas skleić superglue - zagroził i chociaż Gwen nie lubiła, gdy ktoś mówił jej co robić lub decydował o niej nie dając jej prawa głosu, tym razem nie przeszkadzała mu jego stanowczość. Wręcz przeciwnie, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka ekscytacji na myśl o ich wspólnej przyszłości, nieograniczonej przez nikogo.

- Nie wiem co nie podoba ci się w moim panieńskim nazwisku.

- Nie pasuje do ciebie.

Gwen siedziała w ciszy, uśmiechając się głupio. W pewnym momencie wstała, opatulając się ciaśniej satynowym materiałem i podeszła do ogromnego okna, by podziwiać okolicę. 

Była szczęśliwa. Może to było popieprzone, może i ona była niemądra, godząc się na to wszystko i tkwiąc przy nim, ale miała to gdzieś. Nie myślała o mamie, która już chyba do końca życia będzie na nią obrażona, ani o Vesi, która ostatnio również miała jej za złe, że chce zostać z Lukiem. Chyba jedynie ona cieszyła się na wspólne życie z nim, ale czy to źle? W końcu to o jej szczęście chodzi. To jej ma być dobrze. Czasami warto dopuścić do głosu własne "ja", okazać się egoistą i zadbać o siebie. 

- Wszystko w porządku? - zapytał Luke, stając tuż za nią. Dłonie położył na jej tali, przyciskając się do niej bliżej i spuścił głowę w dół, by musnąć ustami jej szyję. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie, opierając głowę o jego tors. 

- W najlepszym. Ale jeśli ma nam się udać, nie możesz takich decyzji podejmować sam, Luke. 

- Yhym - mruknął, składając mokre pocałunki na jej obojczyku. Gwen obróciła się w jego ramionach i ujęła jego twarz w swoje dłonie.

- Mówię poważnie. Następnym razem oberwiesz. 

Chłopak podniósł ją, powodując jej śmiech i zaniósł ją z powrotem do łóżka. Przytulił się do niej, co rusz składając pocałunki na jej odsłoniętej skórze. 

- Dziękuję. 

- Za co? Za to, że tym razem nie oberwałeś? - zażartowała, przeczesując jego włosy. 

- Za to też. Po prostu... Byłaś dla mnie kubłem zimnej wody. Wiesz, nie ty pierwsza mi nawtykałaś. Ludzie jednak zazwyczaj na tym kończyli. Ty mnie wspierałaś i wiem, że jeśli się postaram to nadal będziesz mnie wspierać. Dzięki tobie zmieniłem parę rzeczy.

- Nie zakładaj, że ty coś spieprzysz, też jestem do tego zdolna. 

Luke podniósł głowę, opierając ją na łokciu i popatrzył na nią z uśmiechem.

- Bądź tak dobra i tego nie psuj - poprosił, pstrykając ją palcem w nos. Dziewczyna strąciła jego rękę.

- Postaram się. - Puściła do niego oczko, po czym odwróciła się na bok i pozwoliła utulić do snu. 

Chłopak nie przestawał jej śpiewać nawet wtedy, gdy już zasnęła. Nie przestał gładzić jej pleców w uspokajającym geście. Nie przestawał co chwilę całować jej głowy i szeptać słów, które już dawno powinna usłyszeć, a których jego usta nie miały odwagi wypowiedzieć.

I chociaż teraz odwaga nie była jego najmocniejszą stroną był pewien, że pewnego dnia będzie gotowy wyśpiewać jej to na głos, nawet jeśli cały świat miałby na niego patrzeć.

Sydney

Powietrze było ciężkie i wilgotne, odbierając chęci zaczerpnięcia oddechu. Temperatura co prawda nie była już tak wysoka, spadając wraz z zachodzącym słońcem, ale upał wciąż dawał się we znaki.

Było zupełnie tak jakby świat skazał ją dzisiaj na ściśnięte gardło, przez które nie może przedostać się nawet garstka tlenu. Vesi miała wrażenie, że dławi się od nadmiaru emocji a co najgorsze, nie nie chciała sobie z tym poradzić.

Wiedziała, że mocno przerysowuje swoją postać, ale obudziła się dzisiaj pełna determinacji i choć mózg podjął już decyzję, serce wciąż wpędzało ją w meandry niezdecydowania.

- Nie wierzę, że to już koniec - szepnęła, pociągając nosem. Ashton objął ją ramieniem, przyciągając do swojej klaty i pocałował ją w czubek głowy. 

Nie była pewna, czy chłopak w stu procentach rozumie dlaczego ona płacze. Częściowo było to spowodowane tym, że od teraz nie będzie już tak blisko niej. W głównej mierze jednak łzy były naznaczone ulgą, bo tak, kilka rzeczy miało się zmienić, jednak uważała, że koniec końców wyjdzie jej to na lepsze.

- Będzie dobrze, mała - powiedział, trzymając ją mocno. 

Wiedziała, że ma rację. Chyba naprawdę w to uwierzyła. Skłamałaby mówiąc, że nie czekała na ten dzień. Och, była bliska by zaznaczyć go w kalendarzu. Wpadła w pewien trans, zupełnie jakby liczyło się tylko to, co nadchodzące spotkanie ma ze sobą przynieść.

Para weszła do mieszkania Luke'a  w podłych nastrojach. Ona nie chciała, by on się wyprowadzał, chociaż czuła, że tylko dzięki temu wszystko się naprawi, on nie chciał przeszkadzać i zamierzał postawić na swoim, nie ważne jak bardzo oboje chcieli po prostu zostać razem. 

U Vesi dochodziło jeszcze coś, co możnaby określić uczuciem poświęcenia. Miała wrażenie, że właśnie złoży ofiarę w postaci swojego możliwego związku z Ashtonem, byle odzyskać równowagę życiową, którą ostatnimi czasy straciła. Sama przed sobą musiała przyznać, że brzmiała niczym psychopata przed atakiem, ale już ją to nie obchodziło. Być może naprawdę postradała zmysły.

Gwen wpół leżała na kanapie w salonie, mając na sobie bawełniane szorty, koszulkę Luke'a i ciepłe skarpety na stopach. Uważnie śledziła poczynania aktorów w jednym z jej ulubionych seriali, nie zważając na przybycie przyjaciół. 

- Ruszaj dupsko. 

Vesi kopnęła ją w udo, przez co blondynka syknęła i popatrzyła na nią wrogo. Podniosła się do pozycji siedzącej, zatrzymując przy tym odtwarzanie, bo nie chciała przegapić ani sekundy. 

- Gdzie masz walizki? - zapytał Ashton. Gwen zmarszczyła brwi, nie będąc do końca pewną, dlaczego o to pyta, ale trochę już go znała i wiedziała, że on po prostu jest dziwny.

- W garderobie na piętrze. 

- Super. Luke, pomożesz mi z nimi? - perkusista zwrócił się do blondyna stojącego obok, który również patrzył na niego niepewnie. 

- Mogę spytać, po co ci one? - odezwała się Gwen.

- Nie udawaj głupiej. Gotowa do drogi? 

- O co wam chodzi? Nawdychaliście się spalin z tego twojego grata? - Luke popatrzył na nich zmieszany, bo naprawdę nie wiedział co tu się dzieje. 

- Po pierwsze, mam nowy samochód.  Po drugie, ten Ford to naprawdę porządna furgonetka i nie raz ratowała ci tyłek.

- Zwłaszcza gdy stanęła na środku pustkowia i musiałem wracać pieszo do domu - odpowiedział, piorunując go wzrokiem.

- Mogłeś zatankować.

- Mogłeś powiedzieć, że pali jak smok! 

- Może w końcu ktoś mi powie co tu się dzieje do cholery? - Gwen im przerwała, nadal czekając aż ktoś jej wyjaśni o co tu chodzi.

- Ashton wprowadza się do Luke'a - wyjaśniła Vesi, ale to wcale nie pomogło im zrozumieć zaistniałej sytuacji.

- A na co ty mi tu jesteś potrzebny? - zapytał, ale zreflektował się, gdy zobaczył pełną oburzenia minę przyjaciela. - To znaczy, pokłóciliście się? 

- Dlaczego mielibyśmy się pokłócić? Gwen wraca do siebie, więc to logiczne, że ja muszę się stamtąd wynieść. 

- Gwen się wyprowadza? - zapytał Luke.

- Ja się wyprowadzam? - blondynka zaśmiała się, patrząc na swoich przyjaciół.

- Minęły trzy miesiące - zauważyła Vesi, jakby to miało wszystko wyjaśnić. 

- Mam kalendarz. 

Przyjaciele mierzyli się wzrokiem, próbując ogarnąć zaistniałą sytuację i zrozumieć, co właśnie się stało. Dla Ashtona i Vesi logicznym było to, że wezmą rozwód, zaś dla Luke'a i Gwen pozostanie razem było jedynym oczywistym wyjściem z tej całej afery. 

- Co z rozwodem? - zapytał Ash, a blondynka wzruszyła ramionami.

- Nie doszedł do skutku. 

- I co, i tak po prostu zamierzacie zostać razem? - oburzyła się.

- Tak? - odpowiedział Luke. Nie wiedział, dlaczego wszyscy są tym tak zdziwieni bo wydawało mu się, że ostatnimi czasy nie sprawiali wrażenia pary, która ma siebie dość.

- Jak ty sobie to wyobrażasz? Nagle będziecie tworzyć szczęśliwą rodzinkę?

- O co ci chodzi, Vesi? 

Gwen usiadła prosto, nie ukrywając zdenerwowania. Miała już dość tych wszystkich narzekań kierowanych pod jej adresem. Miała wrażenie, że jej decyzje nie są na rękę żadnej bliskiej jej osobie z wyjątkiem niej samej. Ostatnio każdy miał jakieś "ale" i chyba już nawet nie łudziła się, że życie jakie prowadzi kogokolwiek kiedyś zadowoli.

- To jest chore! Byliście pijani, mieliście trzy miesiące i mieliście to skończyć! - Zaatakowała ją.

Chłopcy popatrzyli na nią zdziwieni. Od Vesi biła wrogość i nikt z nich nie miał pojęcia czym jest ona spowodowana, bo jak dotąd nigdy się tak nie zachowywała.

- Po co mamy to kończyć, skoro chcemy być razem? - zapytał Luke, stając bliżej żony.

- Jaka ty jesteś ślepa dziewczyno - prychnęła Vesi, patrząc na zmianę postawy Luke'a. - To nie jest ktoś, komu powinnaś ufać.

- Wow, dzięki. 

- Zamknij się Luke - dodał Ashton. Vesi co prawda nie wiedziała o zakładzie, ale miała w tym momencie trochę racji. Gwen nie powinna decydować się na ten związek, nie znając całej prawdy. 

- Nie mamy piętnastu lat, a to nie jest ten chłopak z plakatu w twoim pokoju. To jest życie Gwen, a nie marzenia fangirl.

Blondynka przewróciła oczami. Traciła wiarę w ludzi, no bo naprawdę, czy oni wszyscy myśleli, że to jedyny powód, dla którego z nim jest?

- O czym ty do cholery pieprzysz? Myślisz, że jestem z nim dlatego, że kiedyś marzyłam o tym po nocach? 

- Nie wiem, może fakt, że straciłaś pracę też zadziałał! 

- Nie wierzę, że to powiedziałaś - dziewczyna podniosła się z sofy ze łzami w oczach. Nie wiedziała czy teraz była bardziej smutna, wkurzona czy zawiedziona postawą przyjaciółki. Krew buzowała w jej żyłach a ona miała wrażenie, że zaraz wybuchnie.

- Vesi, zaczynasz przesadzać - wtrącił się Ashton. Ta sytuacja zaczęła go przerastać, a to nawet nie w jego stronę wymierzone było jej działo. Skłamałby mówiąc, że jest trochę przestraszony, bo to jak zaczęła się zachowywać najbardziej zdruzgotało chyba jego. Nie mógł uwierzyć, że to ta sama dziewczyna.

- Przesadzać? Nie chcę po prostu, żeby cierpiała! 

- Cierpię dlatego, że moja najlepsza przyjaciółka stwierdziła, że lecę na kasę. Nie dlatego, że jestem z Lukiem - wytknęła jej. 

- Chce, żebyś była szczęśliwa. Zrozum.

Wszyscy patrzyli na nią z niedowierzaniem, bo jej zachowanie wskazywało raczej na coś innego. Jej atak ranił Gwen, a nie uszczęśliwiał, więc w głowie każdego pojawiła się myśl, że Vesi najwyraźniej oszalała.

- Co ci się stało? Do tej pory raczej byłaś za tym, bym z nim była. A teraz nagle coś ci nie odpowiada? Naprawdę nie wiem o co ci chodzi Vesi.

- O co mi chodzi? To nie jest to czego chciałyśmy! Nie tak miało wyglądać nasze życie! Miałam pracować w przedszkolu, a ty jako psycholog! A teraz obie zostałyśmy na lodzie, bo ja nie jestem odpowiednia do tej pracy, a ciebie nikt nie chce zatrudnić! Do cholery, nie planowałaś wyjścia za mąż w tak młodym wieku! Okay, byłaś pijana, stało się jak się stało, ale ty zamiast to wszystko odkręcić brniesz w to dalej! I oczekujesz, że będę ci przyklaskiwać? 

Gwen miała ochotę rozpłakać się, tupnąć nogą albo krzyczeć aż do zdarcia gardła, ale nic z tych rzeczy nie wydawało się być odpowiednie w tej chwili. Czuła się, jakby Vesi właśnie wbiła jej nóż w serce i przekręciła kilka razy by mieć pewność, że ją zaboli. Nie spodziewała się czegoś takiego z jej strony i była bardziej rozczarowana swoją przyjaciółką niż postawą własnej matki, która również nie wykazała się zbytnią empatią.

Luke mocno przytulił żonę, wcale nie kryjąc zdenerwowania. Popatrzył oskarżycielsko na brunetkę, a ta odwzajemniła spojrzenie, patrząc na niego wyzywająco. 

- Na was już chyba pora - powiedział blondyn.

- Zamierzasz z nim zostać? Naprawdę? - pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Nie wszystko w życiu możesz zaplanować. Wy wszyscy... Wy wszyscy zachowujecie się, jakbym robiła wam na złość. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, jak dotąd jedyną osobą, która wspierała mnie w tym wszystkim, a teraz odwracasz się do mnie plecami. Dlaczego Vesi? 

Blondynka patrzyła na brunetkę, czekając na jakąś reakcję, jednak ona nie odpowiadała. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno, uświadamiając sobie, że na tym ich rozmowa się skończy. Oderwała się od Luke'a i skierowała szybkim krokiem na piętro, nie odwracając się za siebie. 

Vesi odprowadziła ją wzrokiem, po czym spojrzała na Luke'a, który wpatrywał się ze zmartwieniem w punkt, gdzie stracił z oczu Gwen. 

- Jeśli uroni przez ciebie chociaż jedną łzę to wyrwę ci jaja - powiedziała, wpatrując się w niego twardym spojrzeniem. Luke pokręcił głową, prychając głośno.

- Na razie płacze jedynie przez ciebie. Wiecie, gdzie jest wyjście - odparł i ruszył za swoją żoną, zostawiając ich w salonie. 

Vesi przez chwilę stała bez ruchu, pozwalając, by to co się wydarzyło w pełni do niej dotarło. Po chwili jednak ruszyła szybkim krokiem do wyjścia.

- Zadowolona jesteś z siebie? - zawołał za nią Ashton, depcząc jej po piętach. Dziewczyna stukała nerwowo stopą, czekając, aż winda pojawi się na ich piętrze.

- Będziesz go bronił, bo to twój przyjaciel - odparła lekceważąco.

- Tak. To również mąż twojej przyjaciółki, która została kompletnie na lodzie. Rodzona matka się na nią wypięła, a teraz ty do kompletu. 

Vesi wsiadła do windy, agresywnie wciskając odpowiedni przycisk i omal nie łamiąc przy tym paznokcia. Czuła się przytłoczona swoim wybuchem i Ashtonem, który właśnie próbował ją wpędzić w poczucie winy, a przecież nie zrobiła nic złego.

- Zejdź ze mnie, okay? 

- Nie okay! Przyznaję, może Luke nie jest idealny i popełnia błędy, ale nie wmówisz mi, że ty nigdy nie zrobiłaś niczego złego. 

- To nie o to tutaj chodzi - potrząsnęła głową i wyszła z budynku, nie czekając na niego.

Była zła, bo gdy wstawała dzisiaj rano przez myśl jej nie przeszło, że po całym dniu wróci do mieszkania bez przyjaciółki. Cholera, tęskniła za nią tak bardzo i tak bardzo chciała, żeby czasy, w których zawsze była obok niej wróciły. Po raz pierwszy zatęskniła za Stanami, gdzie wszystko było proste i gdzie żaden mężczyzna nie zaprzątał przyjaciółce czasu, a przynajmniej nie w takiej ilości.

- A o co? Bo ja równie dobrze mogłem wydrzeć się na Luke'a, że jest debilem i skończy ze złamanym sercem, bo Gwen nie należy ufać! 

- Nie zrobiłaby mu czegoś takiego - syknęła, stając nagle na chodniku. Oburzyła się, jak to mogło przejść mu przez myśl bo wiedziała, że to ona na końcu będzie trzymać w ramionach zranioną przyjaciółkę, nie on. Była okrutna ale widziała, kto podczas rozstania lepiej sobie poradzi i nie była to Gwen.

- On też by jej tego nie zrobił - odparł tym samym tonem.

- Ta, jasne. W tym związku to on jest tym, który pieprzył się na lewo i prawo, jaką można mieć gwarancję, że teraz da sobie na wstrzymanie? 

- Spójrz na siebie - zaszydził Ashton. - W życiu ci nie wyszło, więc postanowiłaś uwziąć się na przyjaciółkę? Na dziewczynę, która od zawsze była przy tobie?

- Co ty możesz wiedzieć o życiu, skoro tobie wszystko wychodzi! Masz cel, wiesz co chcesz robić, a ja?!

Ashton roześmiał się, choć w jego głosie nie było cienia wesołości. Mógł się domyślić, że to właśnie o to chodzi.

- I to jest powód, by czepiać się Gwen o to, że chce być szczęśliwa?! Słyszysz o co się kłócimy? Ja ją bronię, koleś, który zna ją jakieś dwa miesiące! 

To było dla niej za wiele. Naprawdę, dlaczego wszyscy uważają, że to ona jest tą najgorszą? W końcu to ona zna Gwen najdłużej. Ona najlepiej wie, czego pragnie jej przyjaciółka. Ona ma największą świadomość jak wiele już poświęciła dla spełnienia marzeń i na jak wiele jest gotowa, by zrobić karierę o której marzyła. W jej planach nie było ślubu.

To właśnie przez Vegas wszystko się popsuło. W ich rozstaniu Vesi widziała szansę na odwrócenie złej passy, zupełnie jakby życie miało wrócić po tym na właściwe tory, a wszystkie plany miały się ziścić.

Chciała jej szczęścia. Naprawdę. Ale sama też chciała być szczęśliwa.

Z jej punktu widzenia Gwen zawsze była jak kot. Lądowała na czterech łapach, nie ważne z jakiej wysokości przyszło jej spaść. Ona uderzała o ziemię z łoskotem łamiących się kości. Chociaż raz, jeden, jedyny raz chciała spaść amortyzując upadek. Szkoda tylko, że kosztem związku przyjaciółki.

- Jej zawsze wszystko się upiecze! Jest zupełnie jak ty! - krzyknęła, szturchając go w ramię. Ashton popatrzył zdumiony to na swoją rękę, to na nią, aż w końcu sam nie wytrzymał.

- Myślisz, że to wszystko przyszło od pstryknięcia palcem? Nie! Ciężko pracowałem. Nie raz miałem wątpliwości, ale nie siedziałem na dupie i nie użalałem się nad sobą tylko działałem. To nie Gwen powinna się obudzić, tylko Ty. To ty tkwisz w martwym punkcie, ty chcesz, żeby wszyscy głaskali Cię po główce i mówili, jak to ty masz źle w życiu. Do tego Calum! Uczepiłaś się go jak rzep psiego ogona! Kompletnie nie widzisz, co ja do ciebie czuję! Stoisz w miejscu Vesi, zamiast ruszyć do przodu tak jak wszyscy inni wokoło! Zostajesz w tyle dziewczyno i jeśli czegoś nie zrobisz, to zostaniesz kompletnie sama! Tego chcesz?! 

Chłopak oddychał ciężko, wykrzykując ostatnie dwa słowa. Dziewczyna wpatrywała się w niego wściekle, zbyt wkurzona tym co powiedział. 

- To nie moja wina...

- Och, przestań do cholery! - przerwał jej. - To wiecznie nie jest twoja wina! Dorośnij! Czasami każdy z nas coś spieprzy, ale trzeba się do tego przyznać, a nie zganiać odpowiedzialność na wszystkich wokół. Chociaż raz. 

Para wpatrywała się w siebie, dochodząc do siebie po swoich wybuchach. Czekali na kolejny ruch, w pełni gotowości, by odeprzeć atak, ale nic takiego nie nadeszło. Była za to cisza i ich ciężkie po kłótni oddechy, przecinające ze świstem powietrze.

- Co do mnie czujesz? - zapytała spokojnie. 

- Szczerze? Teraz już sam nie wiem. Dziewczyna, w której się zakochałem, nigdy nie zarzuciłaby swojej przyjaciółce, że leci na kasę - odpowiedział i odszedł, zostawiając ją za sobą. 

~ a/n ~

100k wyświetleń. o w morde. 

nawet nie wiem co powiedzieć, bo po prostu mnie zatkało. nigdy nie sądziłam, że to dziwne ff może osiągnąć tak wiele, więc po stokroć wam dziękuję, za każdą gwiazdkę, za każde wyświetlenie, za każdy komentarz, za każdy tweet, za to, że po prostu ze mną jesteście ♥ 

nie wiem co się stało w tym rozdziale, wiem co się stanie w kolejnym i bardzo się cieszę, że bił mnie nikt nie będzie :D 

chętnym przypominam o hashtagu #wyzwanieff na Twitterze (moje konto @/ninetiesgrace), zapraszam również na kotka ( https://curiouscat.me/ninetiesgrace ) możecie pytać mnie o cokolwiek, chętnie odpowiem, bo nie ukrywam, że trochę mi ostatnio nudno XDD

do końca zostało naprawdę niewiele, więc proszę, żeby każdy zostawił po sobie komentarz, chociaż jedno słowo, cokolwiek, gdziekolwiek, to naprawdę bardzo motywuje :)

powodzenia w szkole, trzymam za was wszystkich kciuki!

miłego xx 

Grace

Continue Reading

You'll Also Like

33.4K 2.4K 115
Lavena i Lando od samego początku byli tylko przyjaciółmi. Ale i to się zawsze zmienia, prawda?
10.2K 787 39
Jestem córką Syriusza, anioła najjaśniejszej gwiazdy. Moje życie było idealne, przynajmniej tak zawsze mi się wydawało. Wszystko zmieniło się w chwil...
18.2K 3.2K 20
Czarodzieje z Wielkiej Brytanii rzadko nawiązywali kontakt z innymi krajami. Nie interesowało ich zbytnio, co działo się za ich granicami, ale to się...
9.2K 492 33
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...