Zagubiona w deszczu [ZAKOŃCZO...

By intodustseries

10.3K 1.2K 4.8K

Nina Welch nigdy nie przegląda się w oczach innych w obawie przed tym, co mogłaby w nich dostrzec. Adrien Le... More

kilka słów od autorki [aktualizacja]
wszystko, co musisz wiedzieć
ci, których musisz poznać
ścieżka dźwiękowa
inspiracje, które pomogły mi w napisaniu "zagubionej w deszczu"
#00 dziś musi być inaczej
#01 ten uśmiech jest jak obietnica
#02 kiedyś zmienisz zdanie
#04 nie jestem nim
#05 głód pragnień
#06 przebłyski moralności
#07 kim jesteś?
#08 on cię hamuje
#09 miewam tylko przyjaciółki
#10 nie było żadnej piątkowej nocy
#11 za dużo w niej Niny
#12 potrafisz czytać mi w myślach?
#13 może i utopia, ale za to jaka piękna!
#14 wszystko w swoim czasie
#15 nikt nikomu nie powiedział żegnaj
#16 to tylko pijaństwo
#17 mówiłaś, że mnie kochasz [16+]
#18 chciałabyś być na moim miejscu
#19 chcę tylko ciebie
#20 wystarczy kopać głębiej
#21 wszystko będzie dobrze
#22 jeszcze tylko miesiąc
#23 on mnie napisał
#24 jej też to zrobiłeś
#25 kochaj tych, którzy na to zasłużyli
#26 nie jest to nic, czego wcześniej byś nie widziała
#27 nigdy nie mów nigdy
#28 to pożegnanie
#29 chodząca bezmyślność
#30 do rana niedaleko
#31 szczeniacka zagrywka
#32 tęskniłam jak diabli
#33 wzorcowa Penny Lane
#34 [I] to prawda stara jak świat
#34 [II] zrób mi tę przyjemność: uwielbiaj mnie mimo wszystko
#35 co takiego w tobie jest?
#36 wolałbym być teraz gdzieś indziej
#37 witaj... nieznajomy
#38 ostrożnie, kuzynie
#39 konsternacja niejedno ma imię
#40 cel uświęca środki
#41 zaufanie to rzecz gustu
#42 [I] przepraszam, czy my się znamy? [16+]
#42 [II] to nie fair
#43 kim jest dzisiaj?
#44 klamka zapadła
#45 siła argumentów
#46 podarujesz jej odrobinę nadziei?
#47 już niedługo
#48 krew, pot i łzy
#49 czy będzie żałować?
#50 tego już za wiele
#51 ludzką rzeczą jest błądzić, czyż nie?
#52 tamtego Benjamina już nie ma
#53 szczypta autodestrukcji
#54 będę tęsknić
#55 nadal możesz mi ufać
#56 bądź sobą
#57 jestem tutaj [16+]
#58 dziś musi być inne
#59 zmieniłeś się
#60 zawiedzione nadzieje [16+]
#61 deficyt wdzięczności [16+]
#62 o, naiwna
#63 to równia pochyła
#64 miałam dobrego nauczyciela
#65 blondynki tak już mają
#66 pewne rzeczy są niezmienne
#67 jestem uratowany
#68 to musi być przeznaczenie
#69 chcieć znaczy móc
#70 trafiony zatopiony
#71 ma się ten charakterek
#72 proszę, daj sobie pomóc
#73 już czas, czekałam
#74 jesteś tutaj
#75 absurdalnie szalony sen
#76 powolne spalanie
#77 domek z kart
#78 mała wieczność
#79 pożegnanie, którego nigdy nie było
#80 nie jesteś moim tlenem
#81 dopóki bije, wciąż je masz
#82 zakochać się w nieznajomym
#83 chcę być odważny razem z tobą
#84 pomyliłem cię z kimś
#85 to nie jest pożegnanie
#86 splątany przeszłością
#87 ktoś taki, jak on nigdy nie będzie sam
#88 modelowy chłopak, modelowa dziewczyna
#89 zagubiona w deszczu
#90 od zawsze liczyła się tylko przeszłość
#91 to deszcz, czy coś więcej?

#03 zmiany są nieuniknione

188 32 31
By intodustseries

♪ the fray - ungodly hour


Dwoje spośród tej trójki nienawidzi poranków. Zwłaszcza tych poniedziałkowych. Są wyjątkowo trudne i niewdzięczne. I ani kawa, ani kilka suchych uśmiechów niczego tego dnia nie zmienią.

Październik. Wcześnie rano. Ward otwiera okno i siada na szerokim parapecie. Rozmasowuje obolały kark. Dopija resztki kawy. Wczorajszy deszcz naprawdę na coś się przydał. Wychyla się i patrzy w jasne niebo. Błękitne, jak nigdy. Całe dwadzieścia stopni. Niemal niemożliwe. Wkłada do uszu słuchawki. Pierwsza z brzegu piosenka. Ungodly hour. Niezły wybór. Nieświadomie uśmiecha się do siebie. Sięga po szkicownik.

Praca?

Spóźni się.


/


W tym mieście. Na poziomie szóstego piętra. W jego łóżku. Tutaj. Śpiąca Nina. Byłoby warto. Nawet gdyby bardzo się starał, to i tak nie oderwie od niej wzroku. Nie dziś. Choć ich wspólna przyszłość jest bardzo krucha, chce jej. Niczego innego, tylko jej. Dokona niemożliwego. Zbuduje ją na jednym niezobowiązującym spotkaniu w Paryżu, setkach maili i takiej samej ilości telefonów.

Zmiany są nieuniknione.

Jest pewniejsza siebie i bardziej uparta. No i wcale nie bawi się w konwenanse. Prawie wcale. Na sobie ma jedynie jego rozciągnięty do granic możliwości T–shirt, a w środku kilka nowych, naprawdę niewygodnych cech. Perswazja to jej nowe imię. Stosuje ją na tyle skutecznie, że tej nocy to ona spała w łóżku, on zaś spędził ją na własnej, twardej podłodze.

Dziewczyna przewraca się na bok. Burza zwichrzonych, już nie loków, opada na poduszkę. Mamrocze coś przez sen. Zaintrygowany Benjamin uśmiecha się lekko.

Nie znają się zbyt dobrze, ale tak właśnie powinno być. Uwielbia poranki. I początki. Zaczyna szkicować.


 ♪ ryan adams - wonderwall


Ściska w dłoniach bukiet frezji i z zaciekawieniem patrzy w jego oczy. Są ciemne, zadziorne, z domieszką czekolady, trochę rozgorączkowane, jakby szukające potwierdzenia.

Stoi w drzwiach, oparty o framugę, lekko pochylony, tajemniczo uśmiechnięty.

Adrien.

– To takie wygodne.

– Słucham?

On robi krok w jej stronę, ona się cofa.

– Okłamujesz mnie. Okłamujesz Benjamina. Okłamujesz siebie, Nino.

Wyciąga dłoń w jej stronę, bez pytania o zgodę, której raczej i tak by nie otrzymał. Z pewną zaborczością muska jej policzek. Wzdryga się, zaskoczona tą nagłą poufałością. Levine się uśmiecha. Nina patrzy w dół. Wściekle fioletowe kwiaty nie pozwalają na zebranie myśli, a ich równie wściekły zapach przyprawia ją o niewielki zawrót głowy.

– Nie muszę tego słuchać.

– Między nami coś jest.

– Chciałbyś.

– Nie zaprzeczaj – nim się obejrzy, jego smukłe palce teraz jej szyję, a usta szepczą: – Pasują do ciebie, dobrze wiesz, że twoje oczy...

Oczy.

Nigdy nie miały nic wspólnego z fioletem. Przestaje rozumieć cokolwiek. Zatrzymuje wzrok na bukiecie. Zamiast kwiatów trzyma w dłoniach coś, co wprawdzie mogło nimi być, ale wieki temu. Dotyk Adriena nie pozwala jej trzeźwo myśleć, a dźwięk jego głosu przyprawia ją o dreszcze.

– Chcesz znać prawdę?

Gorsza wersja Benjamina blednie. Na czole chłopaka pojawia się pionowa, głęboka zmarszczka. Wyraz Bóg raczy wiedzieć czego. Zawsze, kiedy już myśli, że wie o nim wszystko okazuje się, że tak naprawdę nie wie nic.

– Oczywiście. Powiedz to. Na głos.

Susz kruszy jej się w dłoniach.

Na jego ustach wciąż igra ten sam podły uśmieszek.


/


Otwiera oczy i zlana potem siada na łóżku. Mocniej otula się kołdrą. Jest zbyt mała, by pomieścić ten ogrom nieszczęścia i zbyt obca, by móc poczuć się bezpiecznie. Zaniepokojona rozgląda się dookoła. Nie ma go. Musiał wyjść.

Niczego nie pojmuje.

Dłonią dotyka czoła.

Jasne.

Jakieś 39 stopni.

Żeby tylko.

Strzępki snu przyprawiają ją o porządny ból głowy. Próbuje go sobie przypomnieć. Niemal wykonalne. Ale nie dziś. Zła na siebie odwraca głowę. Na Boga, przecież Londyn to nie Paryż! Powinnam być mądrzejsza.

Coś przykuwa jej wzrok. Sięga po leżącą na prześcieradle kartkę papieru. Przez moment uważnie jej się przygląda. Jest rozkojarzona. Mruży oczy. Promienie słońca nazbyt oświetlają pokój. Czy to naprawdę październik? I w tej właśnie chwili coś do niej dociera. To nie jest jakiś tam rysunek. To portret. Jej w dodatku. A kawałek dalej aspiryna.

Nina uśmiecha się słabo.

Benji.

Tak bardzo chciałaby znów móc pokochać go tak, jak wtedy.


/


♪ kings of conevience - mrs. cold


Oboje w pośpiechu wrzucają na siebie ubrania. Ona kiepsko radzi sobie z zapięciem łańcuszka, on doskonale daje sobie radę absolutnie ze wszystkim. Dopina ostatnie guziki pracowniczej koszuli i pospiesznie obciąga rękawy, zasłaniając przy okazji pokaźnych rozmiarów tatuaż. Rzuca okiem za siebie. Byłby zobowiązany, gdyby raczyła się wynieść.

Ale gdzie tam!

Dziewczyna w ekspresowym tempie wkłada czarne szpilki i jednym zdecydowanym ruchem zasuwa sukienkę, ale za to gubi gdzieś jeden z tych swoich przeklętych, wyglądających na złote, kolczyków. Zniecierpliwiony Adrien opiera się o framugę drzwi, krzyżuje ramiona i zerka na wiszący na ścianie zegar.

Uśmiecha się po nosem.

Nie spał tej nocy. Przyszła niedługo po wyjściu Niny. Ubrana w najkrótszą i najbardziej rozciętą kieckę, jaką kiedykolwiek przyszło mu oglądać. Powód swojej obecności miała wypisany na twarzy. Największy temperament w całej Anglii. Bardzo nieskomplikowane usposobienie. Najdłuższe nogi w całym mieście. Cała prawda o niej zawarta w zaledwie trzech zdaniach. Julie Rizzo - młodsza i jakże urocza siostra Domenica.

Mógł odmówić?

– Adrien, do diabła! Już dziewiąta. Musimy otwierać. Wyłaź stamtąd i chociaż raz zrób to, co do ciebie należy!

Szef.

Już się robi.

Nie czeka. Podchodzi do dziewczyny, niezbyt delikatnie chwyta ją za ramię i wskazuje drzwi. Boczne. Na jej twarzy wykwita najczystsza purpura. Nieszybko znika razem z mocnym uściskiem. Uśmiecha się nieśmiało. Adrien robi to samo, lecz jego uśmiech jest inny. Przewrotny. Julie bierze to za dobrą monetę. Przysuwa się. Kładzie dłoń na jego klatce piersiowej i pochyla się lekko. Ich spojrzenia się spotykają. Udaje jej się musnąć jego usta. Nachalna mieszanka Flora EDP i dymu papierosowego jeszcze się nie ulotniła.

Odpycha ją.

– Julie.

– No wiesz?

– Daj spokój. Dostałem to, czego chciałem, a teraz żegnam. Jeśli będę chciał powtórki, to zadzwonię... Albo lepiej. Poproszę Domenica, żeby cię do mnie przysłał.

Rizzo się odwraca.

– Ty łajdaku!

– Uznam to za komplement.

Z niedowierzaniem kręci głową. Jedna samotna łza spływa po jej policzku. Levine w przypływie litości chce ją zetrzeć, ale się spóźnia. Dostaje w twarz. Mocny policzek. Postarała się. Ona wybucha płaczem, on rozkłada ręce.

Poważnieje.

– Zrób coś dla mnie, Julie. Wyjdź stąd i wróć kiedy dorośniesz.

Chwilę później już go nie ma. Wychodząc, z ulgą zamyka za sobą drzwi. Rozhisteryzowana siostrzyczka Domenica jest ostatnim, czegoś potrzebuje dziś do szczęścia.

Będąc na sali, zatrzymuje się w pół kroku. Mocniej zaciska palce na oparciu krzesła. Już wie. Bez wahania wymija jeden ze stolików, przechodzi obok stojącego za barem łysiejącego mężczyzny w średnim wieku i rzuca krótkie:

– Will, wychodzę!

– Ani kroku.

Adrien przystaje.

Ten wwierca się w niego tym swoim płaskim spojrzeniem. Wygląda przerażająco. Zupełnie, jakby posiał gdzieś kilka ostatnich nocy. Pięć niezwykle głębokich zmarszczek na czole mężczyzny nie wróży niczego dobrego.

– Nie dziś, Williamie.

– Zwolnię cię.

Chciałbyś.

– Sam się zwolnię.

William Anders opuszcza ramiona w geście bezsilności. Dla Levine'a to znak, że będzie mu odpuszczone. Właściciel, nawet gdyby chciał, i tak niewiele zrobi. Tylko dzięki niemu i jego szalonym znajomym ta marna knajpka jakoś jeszcze prosperuje. A raczej wegetuje, przynosząc jako takie dochody.

— To jak, mogę iść?

Will przeczesuje resztki swoich przyklejonych do spoconego czoła włosów i zrezygnowany macha ręką. Adrien odmachuje mu na pożegnanie. Jest zbyt impertynencki i zbyt adrienowy, żeby powiedzieć: do widzenia.

W drzwiach mija niewysoką, uśmiechniętą blondynkę. Ma zwichrzone włosy i jak zwykle za dużo na głowie. Znów zapomniała zabrać ze sobą swój ulubiony groszkowy płaszcz. Wymieniają spojrzenia. Chloe. Kelnerka i jego najlepsza przyjaciółka. Jedyna kobieta, która zdołała mu się oprzeć. Jedyna, zaraz po Ninie.

Puszcza do niej oczko. Obrywa. Zapominając o kurtce, wychodzi na zewnątrz. Uderza go rześki podmuch wiatru. To coś, dla czego warto żyć. Po drugiej stronie ulicy stoi źle zaparkowany samochód. Dziś wyjątkowo zostawia go tak, jak jest i idzie poszwendać się ulicami Londynu.

Bez celu i bez papierosów.

Samotnie. 

Continue Reading

You'll Also Like

146K 6.1K 4
"Kłamca na zawsze pozostanie kłamcą". Wydawać by się mogło, że historia Vivian i Venoma już dawno dostała swoje zakończenie. Chłopak wyjechał z miast...
79.5K 5.7K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...
294K 26.7K 20
Wraz z rozpoczęciem drugiego roku studiów spokojne życie Blake Howard niespodziewanie wywraca się do góry nogami. Przez nieprzyjemne doświadczenia ze...
310K 1.2K 18
Jest to moja pierwsza opowieść tu więc z góry przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieje że spodoba się wam.