Addicted To Sex

By monkeymollls9922

1.3M 3.6K 430

Shane Callahan Dyrektor generalny Avenir Corporation. Nieprzeciętnie bogaty, piekielnie przystojny i nad wyr... More

Rozdział 1
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5

Rozdział 2

25.7K 732 53
By monkeymollls9922

Chloe

     Po raz ostatni przeczesałam palcami kosmyki włosów, przegądając się w lustrze. Powiedzieć, że wyglądałam dobrze było sporym niedomówieniem. Wyglądałam, kurwa, przynajmniej niesamowicie dobrze.

Długa, granatowa sukienka z rozcięciem na plecach, które ciagnęło się aż do odcinka lędźwiowego była strzałem w dziesiątkę. Stylizację dopełniały klasyczne szpilki Christiana Louboutina, które przy okazji wspaniale współgrały z kopertową torebką.

Zgarnęłam ją z komody i skierowałam się do do wyjścia, skąd do windy, która zawiozła mnie do lobby apartamentowca.

Przed budynkiem stała już limuzyna, szofer otworzył przede mną drzwi, a ja podziękowałam mu skinieniem głowy.

-Wyglądasz olśniewająco, promyczku - powitały mnie uśmiechnięte oczy dziadka, kiedy zajęłam miejsce na obitej skórą kanapie limuzyny. -Jesteśmy nieco spóźnieni, twoi rodzice się denerwowali, ale przecież takie gwiazdy, jak my, muszą zrobić godne wejście, nieprawdaż? - najbardziej kochałam w nim to, że niezależnie od tego, ile miałam lat, wciąż traktował mnie jak małą dziewczynkę. Swoją ukochaną wnuczkę.

Tamtego wieczoru braliśmy udział w bankiecie dobroczynnym organizowanym przez jedną z największych fundacji działającej na rzecz Ameryki Południowej. Dziadek od zawsze czynnie udzielał się w takich przedsięwzięciach, bardzo chętnie wspierał finansowo fundacje, które niosły pomoc najuboższym obywatelom. Moi rodzice byli tym równie mocno zafascynowani, więc nic dziwnego, że i mi od najmłodszych lat wpajano, że niesienie pomocy biedniejszym jest obowiązkiem ludzi, którym w życiu powiodło się lepiej.

Niespełna pół dwadzieścia minut później szofer dziadka otworzył drzwi samochodu i podał mi dłoń, oferując tym samym pomoc przy wysiadaniu, z której chętnie skorzystałam.

Przed budynkiem teatru zebrały się tłumy fotoreporterów, którzy na bieżąco relacjonować mieli przebieg bankietu.

Dziadek szedł tuż obok mnie, trzymając ciepło moją dłoń, którą oplatałam wokół jego przedramienia.

Widząc tłumy wewnątrz, byłam pewna, że większość gości już zebrała się na miejscu, a my rzeczywiście byliśmy nieco spóźnieni.

Spojrzeniem szukałam rodziców, co nie było zatrważająco trudne, biorąc pod uwagę objętość blond loków mojej mamy. Tata stał u jej boku. Czule obejmował ją ramieniem, co wywołało natychmiastowy uśmiech na mojej twarzy.

Stęskniłam się za nimi tak bardzo, że ignorując spojrzenia ludzi, skierowałam się prosto w ich stronę.

Podczas studiów, przez ponad pięć lat mieszkałam w Londynie, a kiedy w pełni poświęciłam się pracy w kancelarii, nie miałam zbyt wiele czasu, który mogłabym im poświęcić.

Mijaliśmy się na okrągło. Mama, jako dyrektor domu dziecka, w pełni poświęcała się swojej pracy i dzieciakom. Natomiast ojciec był jednym z najlepszych kardiochirurgów w stanie, a jego kariera, pomimo mijających lat, nie zwalnia. Po tym, jak wyprowadziłam się do Wielkiej Brytanii w pełni poświęcili się pracy, żeby, jak określiła to mama, zapełnić pustkę w srecu.

Położyłam rękę na ramieniu mamy, żeby zwrócić na siebie jej uwagę. Kiedy się odwróciła, rzuciłam się na nią, jak mała dziewczynka i mocno przytuliłam.

-Tak się cieszę, że waswidzę - szepnełam, nie kryjąc wzruszenia.

-Nareszcie, gdyby nie twoje zdjęcia w magazynie TOP dziesięć najlepszych prawników na świecie, zapomniałbym, jak wyglądasz - skwitował tata, całując moje czoło.

-Tato - przewróciłam oczami. - Nie ma takiego magazynu.

-Ależ tak - Upierał się. - Jesteś tuż za Harveyem Specterem.

Odwraciłam się i zlustrowałam wzrokiem salę w poszukiwaniu dziadka, który wyparował kilka chwil wcześniej. Dostrzegłam go w towarzystwie starszego mężczyzny i tego samego przystojniaka, którego spotkałam wczoraj w kancelarii. Shane Callahan, tak?

-Pójdę po niego - zaoferowałam i nie czekając na aprobatę rodziców, ruszyłam w kierunku mężczyzn.

Zanim dotarłam na miejsce, starszy mężczyzna, którym okazał się być Bruce'm, dziadek Callahana, wskazał głową w moim kierunku, co spowodowało, że zarówno dziadek jak i brunet odwrócili się w moim kierunku. Na jego twarzy pojawil się uwodzicielski, jak na mój gust, uśmieszek, który podobał mi się zdecydowanie za bardzo.

A gdyby tak...?

NIE - skarciłam się w myślach.

Byłam pewna, że dziadek obejmie mnie w talii, tak, jak robi to zawsze, ale ku mojemu zaskoczeniu stał nieruchomo i tylko spoglądał na mnie z uśmiechem.

Zamiast tego, Shan położył swoją dłoń na moim biodrze i przyciągnał mnie zdecydowanie zbyt blisko siebie.

Cholera, ani trochę nie ułatwiał.

- Wygląda Pani zjawiskowo, pani mecenas - szepnął przy moim uchu, co wywołało przyjemny dreszcz. Uśmiechnełam się i odwrówiłam  głowę w jego stronę, co spowodowało, że wyraźniej czułam zapach jego wody kolońskiej. Matko, był zniewalający.

-Shane - zaczyna Bruce - Widzę, że zdążyliście już poznać się wystarczająco blisko.

- Nie na tyle, na ile bym sobie tego życzył, dlatego zastanawiam się, czy w związku z tym pozwoli zaprosić się na parkiet? - wysiągnął w moim kierunku dłoń, ozdobioną klasyczym, czarnym pierścieniem, którą może zbyt ochoczo chwyciłam.

W tle leciała wolna muzyka. Na parkiecie, oprócz nas, było może kilkanaście innych par.

Shane położył dłoń na moich lędźwiach i przyciągnął mnie bliżej siebie. Automatycznie ułożyłam rękę na jego ramieniu.

Nie byłam zaskoczona faktem, że to on prowadził w tym tańcu. Jego ruchy były płynne, a ja czułabym się jak ozdoba u jego boku, gdyby nie to, w jaki sposób patrzył w moje oczy.

Shane Callahan był szaloną perfekcja, przysięgam.

Uśmiech zniknął mi z twarzy, a każdy mięsień napiął niebezpiecznie, kiedy przez ramię Shane'a dostrzegłam mężczyznę, który swobodnie przechadzał się po sali.

Pragnęłam, żeby wyparował. Zamknęłam na chwilę oczy, ale kiedy je otworzyłam, on wciąż tam jest.

Pieprzony Evan Winters.

Ten sam, którego szczerze kochałam.

Ten sam, który przez kilka miesięcy bezczelnie zdradzał mnie ze swoją sekretarką.

Tą samą, która w tamtym momencie zaciskała dłoń na jego przedramieniu i uśmiechała się, spoglądając na niego ukradkiem.

Z tyłu głowy odbijały mi się jego słowa, kiedy podczas naszego ostatniego spotkania mówił, że w końcu jest szczęśliwy.

Że ona dała mu to, do czego ja nie byłam zdolna.

Przeszły mnie ciarki, kiedy uświadomiłam sobie, że prawdopodobnie jestem skazana na ich towarzystwo dzisiejszego wieczoru. Nasi ojcowie są przyjaciółmi, zarówno na gruncie prywatnym jak i zawodowym, więc Evan i Bonnie na pewną będą towarzyszyli starszemu Wintersowi na "kameralnym przyjęciu" w domu moich rodziców.

Kilka sekund później nasze spojrzenia się skrzyżowały, a ja poczułam ścisk w klatce piersiowej. Evan uśmiechnął się z wyraźnym politowaniem, kiedy obalał spojrzeniem mnie i mojego partnera.

Byłam wściekła.

Nie zastanawiałam się nadmiernie nad pomysłem, który zrodził się w mojej głowie.

-Panie Callahan - szepnęłam przy uchu bruneta, kiedy dostrzegłam, że Evan i Bonnie idą w naszym kierunku i uświadomiłam sobie, że mam coraz mniej czasu. - Ufam, że jest Pan tak samo dobrym aktorem, jak i tancerzem.

Brunet odsunął się nieco ode mnie, by mój spojrzeć na moją twarz.

-Odnoszę wrażenie, że szykuje się słodka intryga, pani mecenas - jego głęboki głos był owiany delikatną chrypką, co dodawało przynajmniej cztery punkty w skali bycia cholernie pociągającym.

Shane obkręcił mnie pod swoją ręką i stanał za moimi plecami, a następnie przyciągnął do wojej klatki piersiowej.

Słodki Jezu.

-Chloey - dobiegł do mnie głos Wintersa, o którym na moment zdążyłam zapomnieć, ponieważ wszystkie bodźce skupione były na piekielnie seksownym facecie, który sunął nosem po mojej szyi.

-Nie spodziewałem się, że spotkam tutaj akurat ciebie. - Co za fałszywy kutas.  - Pamiętasz Bonnie? - zapytał, wskazując na blondynkę u swojego boku.

Tak, szczególnie zapadł mi w pamięci wyraz jej twarzy, kiedy pieprzyłeś ją w naszym łóżku.

-Nie daje o sobie zapomnieć. - Starałam się, żeby mój ton był jak najbardziej wypruty z emocji, ale nie byłam pewna, czy mi się to udało.

-A ty wciąż brniesz przez życie jako singielka? Ostrzegałem cię, droga Chloe, że dopóki sobie mnie nie odpuścisz, to nigdy nie znajdziesz szczęścia.

Miałam ochotę odpowiedzieć, ale Shane mnie wyprzedził.

-Umie pan liczyć do dwóch? - zapytał, a jego ton..., o mój słodki Boże.

-Słucham? - Evan marszczył brwi i spoglądał z irytacją na mojego towarzysza.

-Zapytałem, czy potrafi pan liczyć dwóch - powtórzył Callahan. - Mam wątpliwości, ponieważ, jeden  - wskazał na mnie. - I dwa. - Tym razem wskazał na siebie. - Singiel to jedna osoba. Dwoje to już para. - Wyjaśnił, a jego ton zdradzał, że był już nieco poirytowany.

-Możesz sobie darować - rzucił Winters, na co uśmiechnełam się pod nosem i walczyłam sama ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

-Nie podoba mi się, w jaki sposób zwracasz się do mojej dziewczyny. Radziłbym zmienić ton.

Mój żołądek zrobił fikołka, kiedy nazwał mnie swoją dziewczyną.

Boże, przecież ja nawet go nie znałam. Dlaczego reagowałam tak na kompletnie obcego faceta?

Bo jest piekielnie seksowny.

Jeden-zero.

-Dziewczyna? Jesteście parą?

-Och, spotykamy się od niedawna - potwierdziłam, opierając dłoń na barku Shane'a. - Zaskoczony? Bo wiesz, miałam już do końca życia być sama i...

-Zrozumiałem - niemal warknał, szturchając Bonnie, która utkwiła swoje spojrzenie w moim towarzyszu.

Położyłam dłoń na policzku pana Callahana i przekręciłam jego głowę w swoim kierunku. Zanim zareagował na mój gest, przycisnęłam swoje usta do jego i musnęłam je z wymuszoną pasją. Musiała minąć chwila zanim dotarło do niego, co się dzieje. Dopiero wtedy oddał pocałunek i zacisnął palce na mojej talii.

-Zrozumiałem - powtórzył Evan, kiedy Shane rozpoczął penetrację moje podniebienia językiem w taki sposób, że miałam ochotę jęczeć.

Kątem oka widziałam, jak Evan chwycił Bonnie za łokieć i odciągnął od nas.

Zaczęło brakować mi powietrza, więc położyłam dłonie na klatce piersiowej mężczyzny i lekko go odepchnęłam, aby przerwać pocałunek.

-Jak ocenia pani moje zdolności aktorskie? - zapytał, uśmiechając się przy tym w taki sposób, że niemal zemdlałam.

-Czwórka z plusem.

Za plecami usłyszałam swoje imię, a kiedy się odwróciłam zobaczyłam mamę, która patrzy ła na mnie wyczekująco, a kiedy zauważyła, że zwróciłam na nią uwagę, pomachała do mnie, dając mi tym samym do zrozumienia, że powinnam podejść do stołu.

Niestety Evan, Bonnie i stary Winters towarzyszyli moim rodzicom, więc byłam zmuszona, żeby kontynuować teatrzyk, który przed chwilą odegrałam w duecie z panem Callahanem.

-Chlo - aksamitny głos mamy dociera do mnie chwilę później. - Za czterdzieści minut jedziemy do naszego domu. - poinformowała. -Jedziesz z nami, prawda?

Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale w końcu kiwnęłam głową potwierdzając tym samym swoją obecność.

-Twój chłopak też będzie? - zamruczała Bonnie, za co miałam ochotę wydrapać jej oczy. Głupia larwa.

Siedziała cicho przez cały wieczór i musiała odezwać się dopiero teraz?

-Chłopak? - zamie nie umyka, że pojawił się temat mojego rzekomego związku z mężczyzną.

-Shane Callahan - brunet uśmiechnął się szeroko, wyciągając dłoń w kierunku mamy. Blondynka ochoczo odwzajemniła gest.

-Książka autorstwa twojej mamy jest naprawdę imponująca. Jestem jej wielką fanką - powiedziała i byłaprzy tym tak cholernie podekscytowana, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu.

Posłałam Shane'owi przepraszające spojrzenie. Było mi naprawdę głupio, że wciągnęłam go w swoje kłamstwa. Miałam tylko nadzieję, że nie poczuł się wykorzystany.

-Przepraszam was na chwilę - bąknęłam pod nosem. - Pozwolisz? - zwróciłam się tym razem do Shane'a, a następnie połączyłam nasze dłonie i poprowadziłam go w nieco bardziej ustronne miejsce.

-Tak strasznie cię przepraszam- zaczęłam, przykładając wierzch dłoni do czoła, jakby to miało pomóc w obniżeniu temperatury mojego ciała, która w tym momencie była zdecydowanie zbyt wysoka. - Spanikowałam, kiedy zobaczyłam Evana i Bonnie - tłumaczyłam zestresowana - Zrozumiem, jeśli...

-Nie uraziłaś mnie. Nie powinnaś się tym przejmować. Powiedzmy, że dzisiejszej nocy możemy nagiąć nieco... - zatrzymuje się na chwilę - zasady naszej współpracy.

Nagiąć zasady współpracy...

-Chloey, Shane. Widzimy się w domu. - Zaczepił nas ojciec, kiedy razem z mamą opuszczali przyjęcie.

-Jasne.

Shane położył dłoń na moich lędźwiach i delikatnie popchnął mnie w kierunku zaparkowanego nieopodal bentleya.

Klasa sama w sobie.







Continue Reading

You'll Also Like

201K 7.9K 59
Mafia, pieniądze, morderstwa, nielegalny internet czyż to nie brzmi banalnie? I ta historia mogłaby być banalna. Jednak ani Rodion, ani Raisa nigdy b...
3.2K 109 18
" Byliśmy tacy sami. Byliśmy ludźmi którzy marzyli by ktoś ich pokochał. Po mimo tego ,że nie potrafiliśmy kochać." Ariadna Miller, uczennica ostatn...
225K 742 18
Będę pisać opowiadania niepowiązane i powiązane ze sobą. To taki misz masz. Uwaga! Mocno erotyczne! W nawiasie wspólna nazwa ciągu opowiadań. Czyta...
820K 38.8K 48
Bycie idealnym było największym brzemieniem, jakie musiała nosić na swoich barkach. Lucy Graves wychowała się w rodzinie idealnej. W rodzinie, w któr...