Addicted To Sex

By monkeymollls9922

1.3M 3.6K 430

Shane Callahan Dyrektor generalny Avenir Corporation. Nieprzeciętnie bogaty, piekielnie przystojny i nad wyr... More

Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5

Rozdział 1

49K 885 126
By monkeymollls9922

Shane

-Zatrudniamy cały tabun prawników, naprawdę uważasz, że konieczne jest angażowanie kolejnego? - zapytałem spokojnie, odchylając się na fotelu.

-Owszem, mamy tutaj cały tabun prawników, którzy specjalizują się w sprawach biznesowych. Ty potrzebujesz adwokata, który pomoże ci poskładać prywatne sprawy do kupy - zaznaczył, nieprzerwanie wertując dokumenty w segregatorze.

Westchnąłem ciężko, przewracając oczami.

-Dalej uważam że przesadzasz. Nie powinieneś...

-Nie zapominaj, Shane, co mi obiecałeś. Przyrzekałeś bronić rodzinnej firmy, a tymczasem ktoś próbuję wciągnąć Cię w jakieś narkotykowe gówno!- krzyknął, uderzając pięścią w drewniany stół. 

Powstrzymałem się od prychnięcia. Kiedyś wystraszyłbym się jego krzyku i pobiegł do babci Diane, schował za nią i czekał aż dziadek ochłonie. No właśnie, kiedyś.

-Jedyne, o czym myślisz, to beztroska zabawa z luksusowymi prostytutkami, tymczasem cierpi na tym dobro firmy. Synu, co myślisz, kiedy robisz te wszystkie nieodpowiednie rzeczy?!

Podniosłem wzrok i spojrzałem na niego z wyrzutem.

-Dziadku, spokojnie- uśmiechnąłem się pokrzepiająco, chcąc roładować nieco rosnące między nami napięcie. - Pamiętaj o swoim sercu.
Chciałem jak najszybciej załagodzić narastający konflikt między nami. Nie wyobrażałem sobie, żeby nasz relacje mogły się pogorszyć, żeby mogły zmienić się w jakikolwiek sposób. Bruce jest jedynym człowiekiem na Ziemi, który zawsze był po mojej stronie.

-Nie masz prawa mnie uspokajać - warknął. - Shane, nie przakazałbym ci pieczy nad firmą, gdybym nie był pewien, że jesteś odpowiedni na to stanowisko. Jesteś tutaj ważny, ale nie zapominaj, jak ważny w tym wszystkim jest czynnik ludzki. Twoje zachowanie jest przynajmniej niedorzeczne. - Westchnął ciężko i opadł na fotel odpinając po drodze kilka guzików swojej marynarki.

-Wszystko mam pod kontrolą- zapewniłem, na co dziadek prychnął pod nosem.

Może mi się wydawało, ale odniosłem wrażenie, jakby ktoś tutaj nie do końca mi ufał.

-Nie, Shane. Jeszcze tydzień temu byłem pewien, że jesteś odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Dzisiaj mam co do tego wątpliwości - wyznał. - Zaczynam obawiać się, że postapiłem zbyt pochopnie i nieodpowiednialnie przekazując ci posadę dyrektora generalnego tak szybko. Może najpierw powinieneś odnaleźć siebie?

-Sam wybrałem taką ścieżkę. Byłem świadomy odpowiedzialności, jaka spadnie na mnie wraz z przejęciem tego stanowiska.

Często o tym myślałem. Jakaś część mnie chciałaby wiedzieć, jak wyglądałoby może życie, gdybym nie był prawnukiem jednego z najsłynniejszych i najbardziej wpływowych mężczyzn na tym kontynencie, jeśli nie na świecie. 

Ojciec mojego dziadka założył Avenir Corporation w 1932 roku. Kolejno rolę prezesa spełniali: on, a następnie dziadek Bruce. Później niestety nie wszystko poszło po jego myśli, ponieważ mój ojciec niekoniecznie nadawał się do czegokolwiek. I mam tu na myśli zarówno bycie rodzicem, jak i pełnienie funkcji prezesa AC. Raz na zawsze zniknął z naszego życia.
Bruce przekazał mi pałeczkę właściwie natychmiast, kiedy ukończyłem studia. Ze względu na stan zdrowia nie mógł dalej zajmowac się AC w takim wymiarze, jak do tej pory. 

-Dobrze sobie radzisz jako szef - przyznaje. - Ale, delikatnie rzecz ujmując, trochę się pogubiłeś i zdecydowanie potrzebujesz pomocy. 

Posyła mi ten swój uśmiech mówiący mam genialny pomysł i wyciąga z kieszeni marynarki karteczkę.

- Pamiętasz jeszcze Stanleya Craiga? - kiwnąłem głową, potwierdzającm, kiedy wygrzebałem w pamięci tego faceta. Spotkaliśmy się kiedyś na urodzinach babci? - Współpracujemy od lat, jego kancelaria zajmuje się kompleksową obsługą prawną naszej firmy. 

-Pamiętam - przyznałem.

-Świetnie, w takim razie zbieraj się. Umówiłem was na spotkanie, za czterdzieści minut. 

Zaprzeczyłem, kręcąc głową, kiedy przypomniałem sobie o konferencji prasowej, która miała zacząć się za niespełna pietnaście minut.

-Nie mogę. Ta konferencja jest ważna.

-Jedź na spotkanie z Craigiem, a ja zajmę się brukowcami. Ciekawe, czy wyglądam w oku kamery tak samo dobrze, jak kilkanaście lat temu. - Poprawił klapy marynarki i wygładził swojego wąsa. 

Uśmiechnąłem się pod nosem na ten widok. Nie zdążyłem się nawet pożegnać, bo zniknął za drzwiami zanim w ogóle ułożyłem w myślach, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Spojrzałem na małą karteczkę, którą zostawił. Przestudiowałem adres, upewniłem się, że Morris czeka na mnie na dole i wyszedem ze swojego gabinetu.

- Panno Flores - zwraciłem się do swojej asystentki. - Wychodzę, gdyby coś się działo, będę pod telefonem.

Kiwnęła tylko głową i pożegnała się ze mną uśmiechem. Zjechałem windą na parter i wyszedłem przed budynek firmy. Morris, tak jak się umówiliśmy, czeka na zewnątrz.

 

          Starszy mężczyzna otworzył przede mną drzwi i uśmiechnął się pogodnie, kiedy przekroczyłem prób ancelarii Craiga. Rozejrzałem się dookołam, ale zanim zdążyłem podejść do biura recepcji, podeszła do mnie niska blondynka.

-Panie Callahan. Mecenas Craig oczekuje na pana w swoim gabinecie. Proszę pojechać windą na dwudzieste czwarte piętro.

Nie odpowiedziałem. Skierowałem sie prosto do windy tak, jak poleciła kobieta. W środku przeklnałem pod nosem, kiedy zerkając na telefon zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń z firmy. Nie oddzwoniłem.

Wysiadłem z windy, kiedy chwilę później zatrzymała się na wybranym piętrze. Od wejścia przywitała mnie kolejna kobieta, która rzuciła tylko krótkie dzień dobry i wskazała dłonią na odpowiednie drzwi. Nie pukała, otworzyła je, poinformowała o mojej obecności i pozwoliła mi wejść do środka.
Mecenas Craig siedział za biurkiem, błądząc spojrzeniem w stercie akt, które sie na nim znajdowały. Uniósł głowę i uśmiechnął się serdeznie, a następnie wstał i zmniejszył odległość między nami.

- Shane, dziecko. - powitał mnie uściskiem, co szczerze mówiąc było dość zaskakujące, ale nie stawiałem się, tylko zdawkowo odwzajemniłem gest. Ręką wskazał na krzesło naprzeciwko swojego biurka. Odpiąłem guziki swojej marynarki i zająłem miejsce. - Bruce wspominał, że masz kilka nieciekawych kwestii do rozwiązania. Rozumiem, że jest Ci ciężko, brukowce chodzą za Tobą niczym za Katy Perry. - zaśmiał się drobiazgowo, aby rozładować napięcie. Sam uśmiechnąłem się pod nosem, bo rzeczywiście dostrzegłem pewne podobieństwo.

-Tak, to dość uciążliwe. - przyznałem.

-Wiesz, moja kancelaria zajmuje się tylko i wyłącznie obsługą prawną osób fizycznych, jednak ze względu na Bruce'a, zgadzam się przejąć sprawę prywatną. - Informuje. - Aczkolwiek ja osobiście nie jestem w stanie reprezentować twojej strony przed sądem. 

Westchnąłem ciężko, analizując, co powiedział. Nienawidziłem, kiedy ktoś wpierniczał się w moje życie, tym bardziej, że chodziło o moje problemy prywatne. Byłem w stanie zaufać Stanleyowi, bo jest przyjacielem rodziny, najlepszym kumplem dziadka, ale nie chciałem, żeby ktokolwiek inny się w to mieszał.

-Rozumiem, ale...-  przerwałem wypowiedź, kiedy usłyszałem za sobą trzask drzwi, a chwilę później stukot obcasów. Odwraciłem się, podniosłem wzrok wyżej i przez chwilę zastanawiałem się, czy na mniejscu byłoby, gdybym schylił się, żeby podnieść szczękę z podłogi.

Średniego wzrostu brunetka, nie zawracając sobie głowy pukaniem, bulwarem weszła do gabinetu Craiga i stanęła tuż przy jego biurku. Patrzyłem na nią jak zahipnotyzowany i czułem, że zacząłem niebezpiecznie twardnieć, kiedy opierła się rękami o biurko i schyliła, co sprawiło, że miałem idealny widok na jej krągłe piersi skryte pod jedwabną koszulą.

Jej długie, hebanowe włosy kaskadą opadały na ramiona. Sięgały aż do pasa.
Próbowałem dojrzeć jaki ma kolor oczu, ale z tej perspektywy nie byłem w stanie. Zjechałem wzrokiem od jej piersi po idealnej talii, krągłych pośladkach przykrytych czarnym materiałem spódnicy, aż po długie, opalone nogi, które zdobiły czarne, wysokie szpilki z czerwoną podeszwą. Zwilżyłem usta językiem i dyskretnie poprawiłem swoje spodnie. Emanująca od niej pewność siebie była tak przytłaczająca, że miałem wrażenie, jakby w pomieszczeniu momentalnie zrobiło się duszno.

-Nie uwierzysz, co się stało. - zaczęła mówić, dysząc. Kiedy dotarł so mnie jej głęboki, oszałamiający głos czułem jak krew zaczęła szybciej krążyć w moim organizmie i kumulowała się w jednym, konkretnym miejscu. To nie było to, czego chciałem w tamtym momencie naprawdę.

-Nie uwierzę. 

- Obiecuję Ci, że kiedyś skopie Jamesowi tyłek! Nic, ani nikt mnie przed tym nie powstrzyma! Za kogo uważa się ten gnojek, próbując rozstawiać mnie po kątach?
Uśmiechnąłem się pod nosem słysząc jej ton. Craig wywrócił oczami i wstał. Położył dłonie na jej chudych ramionach i pokręcił głową w rozbawieniu.

-Uspokój się, słonko. - Mówił łagodne, pocierając jej ramiona. - Wiem, że za sobą nie przepadacie, ale to bardzo doświadczony pracownik. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. - Patrzył na nią przez chwilę. Odpuścił dopiero, kiedy kobieta kiwnęła delikatnie głową.

- Pozwól, że kogoś Ci przedstawię. - Odsunął się od dziewczyny i wskazał na mnie. Dopiero wtedy byłem w stanie dokładniej przyjrzeć się jej twarzy. Miała duże, niebieskie oczy i idealnie pulchne usta. - Pamiętasz Bruce'a Callahana? - Kiwnęła głową, nie odwracając spojrzenia od moich oczu.

- Poznaj proszę Shane'a, wnuka Bruce'a. - Szybko wstałem, zapinając guziki mojej marynarki i ująłem jej dłoń w swoją. Złożyłem delikatny pocałunek na jej szczycie. 

- Shane Callahan. - Przedstawiłem się, nie zrywając kontaktu wzrokowego. W normalnej sytuacji walczyłbym sam ze sobą, żeby moje spojrzenie nie uciekło niżej z chęcią podziwiania jej walorów, które doprawdy, były imponujące, ale wtedy czułem, że nie byłoby to odpowiednie zagranie.

-Chloe Craig. - Uśmiechnęła się, a ja czułem, jakbym miał zaraz zemdleć. Zrobiło mi się gorąco, kiedy przez myśl przeszło mi, co mogłaby zrobić tylko cudownymi ustami.. wargami. Powrówiłem natychmiast do trzeźwego myślenia i zacząłem zastanawiać się czy kiedykolwiek spotkałem piękniejszą kobietę. Podświadomie porównywałem ją do wszystkich kobiet, z którym miałem do czynienia. I przeklnąłem w myślach, ponieważ, kurwa, żadna z nich jej nie dorównywała.

-Chloe jest moją wnuczką. - Wyjaśnił Stanley z wyraźną dumą w głosie. Cholera, ja też byłbym dumny. - I twoim nowym obrońcą.
Bóg mnie kocha.
Brunetka zmarszczyła brwi i spoglądała raz po raz, to na mnie, to na Stanleya.

-Nie sądziłam, że Shane Callahan, prezes największej korporacji na tym kontynencie będzie potrzebował adwokata. - Sposób w jaki wymawiała moje imię sprawił, że zakręciło mi się w głowie. Jakby tego było mało, stała na tyle blisko mnie, że mogłem poczuć zapach jej perfum. Dyskretnie się nimi zaciągnąłem i byłem pewien.

-Wiesz. - zacząłem, podchodząc do okien. Patrzyłem na panoramę Nowego Jorku i uśmiechnąłem się sam do siebie. -Można powiedzieć, że nie wszyscy mnie tutaj kochają. - odwraciłem się i puściłem jej oczko. Słyszę, że Craig odbierał telefon, a chwilę później przeprosił nas i wyszedł. - Tak czy inaczej, wierzę w twój profesjonalizm. - Zniżyłem się nieco i oparłem o barierkę przy oknie.
Chloe przerzuciła swoje gęste włosy przez ramię i podeszła bliżej. Stanęła przede mną, a przez to, że opierałem się tyłem o barierkę, ptrzyła na mnie z góry.

-Powinniśmy omówić zasady naszej współpracy przy kawie. - zaproponowałem.

-Myślę, że Pana żona nie będzie zadowolona z tego, że zamiast spędzać z nią czas, spotyka się Pan z obcą kobietą. Niezależnie od tego, jakie łączą nas stosunki. - Powiedziała łagodnie, poprawiając swój złoty zegarek.

-Myślę, że nie mam żony.













Continue Reading

You'll Also Like

69K 269 10
Ona, on, ona. Razem pracują, razem się przyjaźnią, razem sypiają. Trójka najlepszych przyjaciół nieoczekiwanie rozszerza swoją znajomość. Emocje, któ...
1.1K 66 15
Druga część mojej książki która wam się aż tak spodobała🫶🫶🫶
11.7K 537 51
𝒕𝒉𝒆 𝒓𝒐𝒐𝒎𝒎𝒂𝒕𝒆 - Pierdol się, Simpson! - Z przyjemnością, kochanie. ~*~*~*~*~ oryginał: @hairtoolong tłumaczenie: @ritegs
220K 870 17
Jest to moja pierwsza opowieść tu więc z góry przepraszam za wszelkie błędy, mam nadzieje że spodoba się wam.