Assignment 》Draco Malfoy

By grungelover148

88.7K 3.8K 718

Biegłam przez ciemny korytarz, nie mogąc złapać tchu... Wiedziałam, że to co mnie goni tak łatwo nie odpuści... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 14

Rozdział 13

3.5K 314 10
By grungelover148

15 GWIAZDEK=NEXT

Minęło kilka dni, od tej 'wycieczki' do Dworku Malfoy'ów, jednak ani razu nie widziałam Dracona. Nie zjawiał się, ani na lekcjach, ani na treningach. W ogóle jakby wyparował z zamku. W sumie to nawet dobrze. Miałam dużo czasu, aby coś wymyślić, aczkolwiek nie wymyśliłam nic. Postanowiłam, że kiedy przyjdzie na to wszystko czas, pojadę na spontan. Ta, to chyba moje motto życiowe.

Cyferki na nadgarstku z dnia, na dzień, były coraz bliższe zeru, a ja nic nie miałam. Gdyby Riddle dał mi jakąkolwiek, najmniejszą wskazówkę, to może było by mi łatwiej. Ale nie! Masz sobie poradzić sama, nie mając nic. Jakież to szalenie logiczne. No nieważne. Całymi dniami po zajęciach szkolnych, jak i dodatkowych, cały mój wolny czas spędzałam w bibliotece, szukając coraz to nowych ksiąg.

Fred i George nawet raz przyszli mnie odwiedźić i spytać się co takiego ciekawego robię, jednak zbyłam ich odpowiedzią, że uczę się do zbliżających się egzaminów. Kiedy im o tym przypomniałam zrobili się nagle bladzi na twarzy i uciekli jak najszybciej w stronę drzwi. Już więcej mnie nie odwiedzili. To dobrze. Im mniej wiedzą, tym lepiej. Tak mijał mój każdy dzień. Lekcje, biblioteka, spanie i ewentualnie jakiś mały posiłek, nie ukrywam udało mi się trochę schudnąć, ale to na plus.

Dzisiejszego popołudnia, po skończonych eliksirach z profesorem Snape'm, który ostatnio mnie ignoruje i nie wypytuje o skład różnych substancji, szłam do dormitorium. Co jak co, ale poza moimi poszukiwaniami, nie mogę zaniedbać pracy domowych, co w ostatnim czasie zdarzało mi się dość często. Niestety w tamtym miejscu, często zapominałam o czasie i bywało nawet tak, że  siedziałam tam do 3 w nocy.

Tym razem postanowiłam, że dzisiejszego dnia nadrobię wszystkie zaległe prace, a ewentualnie jak będzie czas, zajrzę  do biblioteki.

Idąc przez korytarze, zaczepił mnie nie kto inny jak Logan. Kurwa, zupełnie o nim zapomniałam! A przecież wycieczka do Hogsmade, jest za 3 dni.

-Tina, poczekaj!- krzyknął. Z wielką niechęcią i ze sztucznym uśmiechem powoli odwróciłam się w jego stronę.

-Um, cześć. Jak tam?- spytałam z grzeczności.

-Fajnie, ostatnio wygraliśmy mecz Quiddicha z Krukonami i gdyby nie moja słynna...

-Logan spieszę się. Masz do mnie jakaś konkretną sprawę?- odparłam znudzona, bo ludzie, kto by chciał wysłuchiwać o jakimś pierdolonym meczu, kiedy twoje życie wisi na włosku?

-Tak, tak. Chciałem się spytać czy nasza randka jest dalej aktualna- dokładnie w tym momencie zachłystnęłam się powietrzem.- i Snape kazał ci to przekazać.

Nie zwracając na mój nagły atak kaszlu, podał mi zwitek pergaminu.

-Um, dzięki. A co do naszego SPOTKANIA, to jeszcze nic nie wiem. Wybacz, ale muszę już iść, narazie!- specjalnie podkreśliłam słowo SPOTKANIE, gdyż nie chce, żeby wyobrażał sobie za dużo. Może sobie być przystojny, ale nie będę dziwką, która wskoczy mu od razu do łóżka. Co to, to nie. A nie ukrywajmy, tego właśnie chce. Rozczaruje się. Biedak.

Nie pozwoliłam mu dojść do słowa, tylko od razu pobiegłam w stronę dornotorium.

Już widziałam drzwi. Były tak blisko. Niecałe pięć metrów... Ale nie! Ktoś znowu mi przeszkodził! Człowiek już spokojnie nie może się pouczyć. Może to ja na kogoś wpadłam? Prawdpodobnie upadłabym, gdyby nie wielkie ręce oplatające mnie w talii. Znieruchomiałam, gdy zobaczyłam te jedyne, pieprzone metaliczne tęczówki.

-Malfoy.- syknęłam lodowatym tonem.- Spieszę się.- powiedziałam i zaczęłam się wyrywać z jego uścisku. Widząc moje poczynania, natychmiast rozluźnił uścisk i powiększył odległość między nami.

-Masz mi wszystko wytłumaczyć i to w tej chwili.- warknął. Sądząc po pulsującej żyłce na jego czole, był nieźle wkurwiony.

Zamiast odpowiedzieć, odwróciłam wzrok i czekałam na jakieś magiczne wybawienie, które i tak nie nadejdzie.

-Posłuchaj- zaczął spokojnie. Okej, to podejrzane.- Masz w tej chwili powiedzieć mi co tam robiłaś, a potem powiem ci co masz robić dalej.- mówił coraz to ostrzejszym tonem, a ostatnie słowa wyszeptał. Jeśli myśli, że będzie mi rozkazywał, to się grubo myli.

-A teraz ty mnie posłuchaj uważnie. Po pierwsze, nie będziesz mi mówił co mam robić, bo i tak zrobię to inaczej. Po drugie miałam powód, żeby te kilka dni temu tam być, więc zapamiętaj sobie, że każda moja decyzja ma swoje uzasadnienie, a ty- wskazałam na niego.- nie musisz za każdym razem tego rozumieć.

Tymi słowami zakończyłam naszą krótką wymianę zdań i w końcu ruszyłam w strone sypialni. Ten tak jak stał, tak stał, pewnie analizując to, co przed chwilą miało miejsce.

Sama byłam zdziwiona swoją postawą i muszę przyznać, że najlepiej mi idzie, kiedy robię coś na spontana, tak jak mówiłam o tym wcześniej. Nie ukrywam, nagięłam trochę prawdę, ale tylko trochę. Nie powiedziałabym mu przecież, że zachowałam się jak dziecko, przytrzymując się jego przeklętej peleryny, nawet nie wiedząc gdzie leci. Wyśmiałby mnie od razu. W sumie, zrobiłabym to samo na jego miejscu.

Szczęśliwa jak nigdy, odetchnęłam z ulgą, kiedy w końcu na spokojnie, mogłam usiąść i w pewnym sensie odpocząć. Szybko zdecydowałam, że najpierw zrobię sobie małą drzemkę, a później się pouczę. Będę miała więcej energii.

*******

-Tina wstawaj!- czułam jak ktoś delikatnie mnie szturcha, jednak jeszcze połową byłam pogrążona we śnie.

-Nigdzie nie idę.- mruknęłam, a mój głos był stłumiony przez poduszkę.

-Wstawaj do cholery jasnej! Atakują nas!- piszczała przerażona Allie. To mnie ocuciło.

-Co do kurwy?!- krzyknęłam i natychmiast zerwałam się z łóżka.

-Chodź! McGonnagall kazała wszystkim uczniom zebrać się w wielkiej sali!- mówiła tak szybko, że ledwie ją rozumiałam i potrzebowałam chwili na przeanalizowanie jej słów.

Nie zajęło mi to długo, więc po chwili chwyciłam w dłoń różdżkę i biegiem udaliśmy się do wyjścia. W między czasie wyczarowałam sobie wygodniejsze ubranie, niż szkolna szata, zamieniając je na spodnie z dziurami na kolanach i z uwagi na to, że było dość ciepło, T-shirt z logiem Bullet For My Valentine.

W sali byli już chyba wszyscy uczniowie. Automatycznie i nie do końca świadomie spojrzałam na stolik Ślizgonów. Po Draconie ani śladu. Czego w sumie się spodziewać? Przecież jest śmierciożercą, to wszystko wyjaśnia.

W szybach odbijały się jasne strumienie, a momentami można było usłyszeć czyjeś krzyki. Jednym słowem, było przerażajaco.

W gwarze uczniowskim co chwile padały pytania typu, 'Co się dzieje?', 'Kto nas atakuje?', 'Dlaczego?'. Niestety nikt z nas nie znał odpowiedzi. Chociaż, nie. Domyśliłam się najgorszego.

Na środku pojawił się Dumbledore, sprawiając tym samym, że wszyscy ucichli. Otwierał już usta, gdy przerwał nam krzyk.

-Avada Kedavra!- krzyknął, ja już wiedziałam kto to.

Ciało dyrektora padło bezwładnie na ziemię. Wszyscy łącznie ze mną byli przerażeni. Nauczyciele otoczyli go w ciasnym kręgu, uniemożliwiając nam widoczność.

Wszystko stawało się rozmazane. Czułam, że mdlałam. Nie, nie teraz! Jednak moje ciało było całkowicie nastawione przeciwko mnie. Ostatnie co zarejestrowałam to trupio biała twarz, mówiąca te słowa, których nigdy, przenigdy nie chciałam usłyszeć.

-Zawiodłaś wszystkich. Nie wypełniłaś zadania. Teraz wszyscy zginą z twojej winy.- wyszeptał mi wprost do ucha.

******

Cześć i czołem! Nie chce się rozpisywać, więc powiem tylko tyle, że następny rozdział dodam za 3-4 dni. JEŚLI BĘDZIE 15 GWIAZDEK 😂

Z góry przepraszam za błędy i do następnego :*

PS. Zapraszam was na moje drugie opowiadanie z Hemmings'em. Mam nadzieje, że wam się spodoba :)

Twitter: TinaIsAWolf

Continue Reading